Komandosi społeczeństwa obywatelskiego
Kończą się czasy, kiedy wystarczała demokracja przedstawicielska i rola obywatela sprowadzała się do postawienia jednego krzyżyka na karcie wyborczej raz na cztery lata. Coraz lepiej wykształcone i komunikujące się społeczeństwo chce mieć wpływ na swoje miasto także w innych formach.
Chodzi o demokrację partycypacyjną (deliberatywną), nazywaną też procesem uspołecznienia zarządzania publicznego, która zwiększa zainteresowanie wyborami wśród osób, które biorą w niej udział, podczas kiedy maleje ono wśród pozostałych wyborców. Demokracja partycypacyjna uzupełnia demokrację przedstawicielską, ale jej nie zastępuje. Fundamentalna różnica dla obywatela między tymi demokracjami jest następująca: w przedstawicielskiej każdy ― i nałogowy alkoholik, i profesor ― ma takie samo czynne prawo wyborcze i dysponuje takim samym ― jednym ― głosem jako wyborca. W demokracji partycypacyjnej wpływ osób jest różny i zależny od ich długookresowego zaangażowania w sprawy publiczne i grupowe.
To uspołecznienie następuje na czterech równoległych, a jednocześnie uzupełniających się poziomach:
1. wyborczych organów pomocniczych
2. informacji publicznej
3. konsultacji
4. aktywnej partycypacji
W tym właśnie porządku omówię możliwe rozwiązania. Z wyjątkiem informacji publicznej, pominę analizę stanu obecnego, skupiając się jedynie na syntetycznym opisie możliwych rozwiązań – inaczej nie byłby to artykuł ale książka.
Wyborcze organy pomocnicze
Są to ciała społeczne, nie istniejące z mocy prawa ale wybieralne, którym rada miasta może przekazać część swoich kompetencji i uprawnień, w tym prawa do decyzji w sprawach finansowych. Klasycznym przykłady są oczywiście rady dzielnic, ale mogą tak być zorganizowane również Młodzieżowa Rada Miasta, Rada Seniorów lub Rada Osób Niepełnosprawnych. Skupię się na omówieniu propozycji zmian zasad działania rad dzielnic. Omówię też Młodzieżową Radę Miasta.
Dostosowanie granic rad dzielnic do granic okręgów wyborczych do rady miasta
W Lublinie jest 31 radnych wybieranych w 6 obwodach wyborczych i 27 rad dzielnic. Siatki podziałów na obwody wyborcze do rady miasta i okręgi wyborcze do rad dzielnic nie pokrywają się. Jestem przewodniczącym Zarządu Rady Dzielnicy Śródmieście, ale jednocześnie obejmuje mnie obwód wyborczy Czechowa. Niektóre dzielnice – takie właśnie jak lubelskie Śródmieście – powinno się podzielić i wyrównać siatkę obu podziałów. Jednocześnie można ustanowić dla każdego z obwodów wyborczych (skupiających po 5-6 dzielnic) pełnomocników w urzędzie miasta, którzy koordynowaliby sprawy dzielnic kompleksowo. Urząd miasta bowiem to 1200 urzędników i wykazuje on cechy „struktury resortowej”, czyli takiej, w której piony organizacyjne nie kontaktują się ze sobą. Trzeba udrożnić przepływ poziomu informacji, organizując go wokół spraw, a nie wokół procedur w poszczególnych wydziałach.
Jest to postulat nie mój, ale znanego specjalisty prof. Huberta Izdebskiego. Jego zdaniem rozwój miast i stały wzrost komplikacji liczby działań wymagających koordynacji, potrzebuje nowych systemowych rozwiązań dla dzielnic miast.[1] Decentralizacja poprzez jednostki pomocnicze (czyli autonomizację rad dzielnic ) – mająca za sobą silne racje w gminie wiejskiej – uniemożliwia sprawne funkcjonowanie dużej gminy miejskiej, której potrzeba dekoncentracji tj. funkcjonowania stałych delegatów prezydenta w dzielnicach.[2] Nie można bowiem zdaniem Izdebskiego „decentralizować decentralizacji” poprzez powielanie w dół formuł właściwych jednostkom samorządu terytorialnego. Kolejnym proponowanym przez profesora rozwiązaniem jest tworzenie terytorialnych (dzielnicowych) komisji rady miasta, co będzie możliwe po wspomnianym dostosowaniu granic okręgów do granic okręgów wyborczych, a rad dzielnic do granic dzielnic.
Wspieranie tworzenia stowarzyszeń rozwoju dzielnic powiązanych z radami dzielnic
Takie struktury byłyby uprzywilejowane w stosunku do innych organizacji pozarządowych w mieście, mając zapewniony pewien minimalny poziom finansowania (rzędu np. 4 tys. zł rocznie) na prowadzenie księgowości. Mogłyby (ewentualnie i być może tylko w części) zarządzać środkami bezpośrednio z rezerwy budżetowej (środki byłyby przekazywane stowarzyszeniom na określone zadania – np. na organizację festynów dzielnicowych).
Takie organizacje posiadając osobowość prawną, a z drugiej strony będące silnie umocowane terytorialnie, byłyby wiarygodne dla sponsorów (przedsiębiorcy działający w dzielnicy), ale też – po uzyskaniu statusu organizacji pożytku publicznego – mogłyby korzystać z przywileju zbierania 1% z podatku PIT na swoją działalność. Poprzez to wszystko podobne stowarzyszenia byłyby wiarygodne dla zewnętrznych instytucji finansujących (fundusze UE, inni grantodawcy). Tworzenie takich struktur nie powinno być automatyczne we wszystkich dzielnicach, a ich zasięg nie powinien być ograniczany arbitralnie do jednej dzielnicy. Organa ich władz mogłyby być powiązane z radami dzielnic.
Młodzieżowa rada miasta jako zbiór przedstawicieli organizacji młodzieżowych
Lubelska Młodzieżowa Rada Miasta w obecnej formule nie ma żadnych kompetencji i jedyne czego uczy młodych ludzi to pustych politycznych rytuałów. W ten sposób nabierają oni złych nawyków na przyszłość. Proponuję w to miejsce rozwiązanie przyjęte w niemieckim mieście Augsburg. Tam radę tworzą przedstawiciele organizacji młodzieżowych. Mają oni wąski, ale rzeczywisty zakres kompetencji, np. współdecydują o wydatkowaniu środków na działalność organizacji młodzieżowych, przy czym odbywa się przy tym pewna wymiana – jeśli chcecie dostać pieniądze np. na spływ kajakowy, musicie zaangażować się społecznie w imprezę osiedlowego domu kultury. Słowem – uzyskanie pieniędzy na własne przyjemności wymaga „odpracowania” ich w projektach społecznych. Takie forum może też służyć koordynacji działań prowadzonych przez różne organizacje i wymianie doświadczeń.
Plany rozwoju dzielnic
Od marca 2010 Rada Dzielnicy Śródmieście stara się wdrażać metodykę opisywania wszelkich spraw wymagających rozwiązania w obszarze dzielnicy, za pomocą tworzenia uporządkowanej bazy danych o tych sprawach. Problemy są porządkowane według okręgów (do których są przypisani konkretni radni dzielnicowi), które mają swoje niepowtarzalne numery identyfikujące dzielnicę, obwód i projekt. Każdy opis ma cztery punkty:
1. Istota problemu,
2. Co należy zrobić (jeśli możliwe – z analizą wariantów),
3. Co dotychczas zrobiono (także pod względem proceduralnym uzgodnień, zebranych opinii),
4. Spodziewane korzyści z realizacji zadania i powiązania z innymi zadaniami.
Opisowi problemu towarzyszą zdjęcia (w tym panoramiczne), umiejscowienie na ortofotomapie (zdjęcie lotnicze wykonane z samolotu pionowo w dół i po skorygowaniu zniekształceń), które niesłychanie ułatwiają współpracę z urzędnikami. Mogą oni teraz szybko zapoznać się z istotą problemu, wiedzą jakie działania były dotychczas podejmowane.
Numeracja pomaga natomiast łatwo umiejscowić projekt w przestrzeni. Każdy numer zadania składa się z trzech liczb. Pierwszy to numer dzielnicy. Drugi – numer okręgu wyborczego w ramach dzielnicy. W końcu trzecia liczba to już indywidualny, niepowtarzalny numer każdego zadania. Okręgi to granice prawdziwych okręgów wyborczych, w których wybierani są radni dzielnicowi – konkretne osoby zmotywowane, aby staranie opisywać zadania i dbać o działanie systemu, są to bowiem „ich sprawy”, dla których „załatwienia” znaleźli się w radzie.
Rozwinięcie tego tematu wymaga osobnego artykułu. W każdym razie jestem przekonany, że powszechne wdrożenie tej metodyki (w czym powinni pomóc wspomniani stali delegaci prezydenta w dzielnicach) bardzo ułatwiłoby współpracę rad dzielnic z urzędem miasta, wybór zadań do realizacji, podniosłoby też jakość komunikacji z mieszkańcami.
Jakość informacji publicznej
Ustawa O dostępie do informacji publicznej z 2001 wprowadziła w Polsce europejskie standardy w zakresie dostępu do informacji publicznej, ale niestety nie jest w stanie od razu zmienić ludzkiej mentalności. Stanowi ona, że: „[…] Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informacje publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu […] z ograniczeniem w zakresie i na zasadach określonych w przepisach o ochronie informacji niejawnych oraz o ochronie innych tajemnic ustawowo chronionych” (art 5. pkt 1 ustawy).
Ustawa odnosi się do dwóch podstawowych rodzajów informacji publicznej:
- biernej – z którą mamy do czynienia, gdy obywatel idzie do urzędu i żąda przedstawienia informacji
- czynnej – kiedy urząd sam udostępnia informacje, obecnie zazwyczaj za pomocą serwisów internetowych.
Obywatel ma więc prawo do informacji, która byłaby dla niego zrozumiała, lecz ustawa zapewnia mu jedynie prawo wglądu do informacji pierwotnej. To już jednak nie wystarcza – powinna być przygotowywana informacja wyjaśniająca oraz prowadzona edukacja publiczna. Jest to sprawa niesłychanie ważna – samo podanie informacji w sposób nieczytelny, nieprzejrzysty (np. publikowanie jedynie aktów prawnych przyjętych przez gminę), nie uzupełnienie jej komentarzem i informacją wyjaśniającą faktycznie wprowadza jedynie szum informacyjny, a nie informację.
Żeby rzecz lepiej zrozumieć, wczujmy się w rolę obywatela, który chcąc się dowiedzieć jak wygląda budżet miasta i jakie zadania inwestycyjne są planowane, wchodzi na stronę Biuletynu Informacji Publicznej miasta Lublin i widzi kilkadziesiąt wierszy tytułów uchwał, które w żaden sposób nie opisują ich merytorycznej zawartości. Są to po prostu kolejne rozporządzenia dotyczące spraw finansowych – połączyć te informacje w wartościowy sens, dający całościowy obraz sytuacji, jest po prostu nie sposób.
Gdy ten sam mieszkaniec, szukając informacji o planie inwestycyjnym miasta, przejrzy ostatni dokument dotyczący Wieloletniego Planu Inwestycyjnego Lublina, dozna podobnego rozczarowania.
Co prawda w zakładce strategia rozwoju (plany działania ) znajduje się informacja o WPI, ale gdy w niego wejdziemy, znajdziemy jedynie kolejne uchwały aktualizujące nieznany nam dokument pierwotny. Przykładowy ostatni dokument to Uchwała nr 653/XXIX/2009 Rady Miasta Lublin z dnia 19 lutego 2009 r. zmieniająca uchwałę sprawie Wieloletniego Planu Inwestycyjnego na lata 2009-2015. Oto początek jej tekstu:
„Projekt inwestycyjny ujęty w załączniku tabelarycznym pod nr IX.2 zmienia się:
1.1) w kol. 4 zmianie ulega nazwa programu/zadania: ‚przebudowa stadionu miejskiego przy AL. Zygmuntowskich 5 w Lublinie wraz z zagospodarowaniem przyległego terenu’, otrzymując brzmienie: ‚budowa stadionu miejskiego w Lublinie wraz z zagospodarowaniem terenu’”
Jest to więc zbiór dokumentów urzędowych kompletnie nieprzejrzysty dla obywatela i nie dający żadnej wiedzy o całości prac inwestycyjnych w mieście oraz istniejących dylematach przed którymi stoi władza publiczna. Aby przekonać się naocznie, że prawo do informacji publicznej może być realizowane w bardzo różny jakościowo sposób, wystarczy na stronie bip.lublin.eu wpisać hasło „WPI”, a potem zrobić to samo na stronie BIP Wrocławia bip.um.wroc.pl. W Lublinie po prostu brak wyników. Obecna informacja publiczna w Lublinie to dla obywatela bełkot. Brak jakiejkolwiek informacji syntetycznej, wyjaśniającej, nie wspominając już o edukacji publicznej, która przybliżałaby mieszkańcom zawiłe sprawy miasta.
Każdy obywatel na pewno zastanawia się, czy ze strony urzędników wynika to ze zwykłej bezmyślności, czy złośliwej premedytacji. Po namyśle stwierdzam, że przyczyna jest jeszcze inna. Po prostu dotychczasowe władze Lublina „nie wiedziały, że nie wiedzą” jakie w tym zakresie tworzą się standardy. Czas już się z nimi zapoznać. Za najpilniejsze uznaję w tym zakresie następujące działania:
Stworzenie strategii rozwoju miasta, która będzie opisywała – krótko i możliwe prostym językiem – kluczowe projekty miasta: ich znaczenie, potrzeby, zakres
Taka strategia nie powinna mieć harmonogramów wykonawczych – od tego jest kolejny etap, czyli Wieloletni Plan Inwestycyjny. Taki dokument, będący „ogólnomiejską” wersją Planu Rozwoju Dzielnic, powinien być bardzo czytelnie zredagowany i aktualizowany co roku. To ten dokument powinien stanowić fundament informacji wyjaśniającej i edukacji publicznej.
Stworzenie Wieloletniego Planu Inwestycyjnego na wzór standardów przyjętych we Wrocławiu
WPI jest tam podzielone na dwie części – zadania zatwierdzone i zadania przygotowane do realizacji (ale nie mające gwarancji realizacji). Poszczególne typy zadań są odróżnione kolorem. We Wrocławiu stworzono specjalny portal, na którym można śledzić postępy inwestycji publicznych. Nic, tylko wykorzystać gotowy wzorzec www.wi.wroc.pl. Należy przyjrzeć się tym rozwiązaniom i dostosować do warunków Lublina, czy każdego innego miasta.
Przebudowa portalu miejskiego
Krótko: Lublin posiada dobry i przejrzysty portal dotyczący kultury – z biuletynem elektronicznym dostarczanym zainteresowanym. Czemu te doświadczenia nie przekładają się na portal miejski?
Konsultacje
Mamy obecnie w Lublinie taką sytuację – urząd przygotowuje projekt inwestycyjny budowy sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu, a jednocześnie organizacje społeczne przygotowują projekt budowy kładki pieszo-rowerowej w tym samym miejscu (powstaje nawet praca magisterska na ten temat), która spowoduje, że budowa sygnalizacji przynajmniej częściowo straci sens. Aby takich sytuacji uniknąć, trzeba się konsultować. Tymczasem miasto nawet nie próbuje prowadzić konsultacji w tej sprawie i sprawdzić, czy są jakieś opinie obywatelskie alternatywne do wizji urzędników. Dlatego istnieje potrzeba utworzenia specjalnego zespołu ds. konsultacji projektów oraz – przynajmniej przy projektach rowerowych – zatrudnienia osoby wywodzącej się ze środowiska rowerzystów dla prowadzenia konsultacji.
Specjalny zespół w wydziale inwestycyjnym zajmujący się konsultowaniem projektów inwestycyjnych
Istnieje błędne przekonanie, że konsultacje to jedynie utrudnienie i spowolnienie prac inwestycyjnych. To nieprawda. Dzięki konsultacjom projekt staje się społecznie akceptowalny, znika większość konfliktów (główną ich przyczyną jest brak informacji), a sam projekt jest doskonalony. W końcu przecież nie chodzi o to, by inwestycje wykonać, ale żeby użytkownicy byli z inwestycji zadowoleni. Według mojej wiedzy najlepszy standard co do prowadzenia konsultacji społecznych projektów inwestycyjnych wypracował obecnie Kraków.
Serwis dialogspoleczny.krakow.pl zbiera informacje o prowadzonych konsultacjach, ale informacja w internecie nie wyczerpuje zakresu prowadzonych prac. Prowadzone są prezentacje publiczne, dyżury ekspertów zajmujących się inwestycją, udzielane są odpowiedzi na pisemne zapytania. Tu – znowu – nie trzeba wymyślać koła; najlepiej powielić istniejące dobre standardy.
Oficer rowerowy
Przykład rowerzystów wrocławskich pokazał, że gdy stowarzyszenia rowerowe mają wpływ na wybór urzędnika zajmującego się sprawami projektów rowerowych, konsultacje odbywają się bez porównania sprawniej i dają lepsze wyniki. Normalni urzędnik nie „wrzuci” tematu na grupę dyskusyjną, nie wyśle mailaa do kolegów, ani nie zadzwoni do nich wieczorem, jeśli opinia musi być na następny dzień.
Aktywna partycypacja
To najwyższy poziom uspołecznienia: współtworzenie, współdzielenie, współfinansowanie.
Możliwych form poprawienia działania w tym zakresie jest wiele. Skupię się na dwóch frontach: zespołach doradczych oraz organizacjach pozarządowych.
Zespoły doradcze przy prezydencie
Czym się różni rada od słonia? Proste – słoniem można się zasłonić, a z radą można się tylko naradzić. To nie jest tylko bon-mot, ale stwierdzenie faktu, że zespoły doradcze czy rady konsultacyjne (co oznacza w tym wypadku to samo), z jednej strony nie muszą mieć żadnego umocowania prawnego, a z drugiej – nie mają żadnych praw decyzyjnych. To władza publiczna wybrana w demokratycznych wyborach podnosi ostateczną odpowiedzialność za podjęta decyzję. Z drugiej jednak strony rada może pełnić bardzo przydatną rolę dla prezydenta i jego zespołu jako źródło informacji (np. raporty tematyczne) pomysłów oraz inspiracji. Co oznacza – mimo wszystko – że jednak taką radą również czasem można się w pewnym sensie „zasłonić”.
Kryterium członkostwa powinna być dotychczasowa aktywność członków zespołu. Tu o wszystkim decyduje prezydent – głupi będzie otaczał się głupszymi od siebie (i szukał pochlebców), a mądry będzie szukał porady u mądrzejszych od siebie (w danej sprawie).
Jest więc jedna podstawowa sprawa – trzeba wybrać mądrego prezydenta, aby chciał sobie dobrać ciała doradcze złożone z mądrych osób i szanować ich rady. Żadna procedura prawna nie zastąpi właściwej postawy „nastawionej na słuchanie i dialog” podobnie jak kodeks rodzinny i opiekuńczy nie czyni żadnej rodziny szczęśliwą, a jedynie porządkuje działania w wypadku jej kryzysu i rozpadu.
Partycypacja a organizacje pozarządowe
Aktywna partycypacja to też przejmowanie zadań publicznych przez samych zorganizowanych obywateli. Formą zorganizowania są organizacje pozarządowe. W Lublinie nie ma faktycznie systemu ich wsparcia.
Zmiana zasad rozdziału dotacji dla organizacji pozarządowych
W Lublinie obowiązują przedpotopowe zasady w zakresie rozdziału środków publicznych na zadania realizowane przez organizacje pozarządowe. Ocena projektów powinna być podzielona na ocenę formalną i merytoryczną, a w ocenie formalnej powinna być dana wnioskodawcom możliwość poprawy błędów formalnych. Urząd się przed tym broni, bo to dodaje roboty, a ponadto wygodniej jest „uwalić” projekt za brak zaświadczenia niż rzetelnie zbadać czy bardziej potrzebny publicznie jest projekt A czy B.
Idąc dalej, nie można od organizacji pozarządowych żądać zaświadczenia, że nie prowadzą działalności gospodarczej, bo organizacje mają prawo prowadzić działalność gospodarczą – nie mogą jedynie zysków rozdzielać między członków organizacji. Muszą być one przeznaczone na działalność statutową.
Ocena merytoryczna powinna się kierować dwoma głównymi zbiorami kryteriów:
- Oceny KONCEPCJI projektu (czy podejmuje istotny problem, czy cel jest trafną odpowiedzią na problem czy efekty są ważne dla społeczności lokalnej, czy cel jest nowatorski i nieszablonowy, czy ma znaczenie dla promocji, czy może być powtarzalny i inspirujący dla innych?)
- Oceny PRZYGOTOWANIA projektu (czy zadanie realizują cel, czy efekty są realistycznie zaplanowane, czy terminy są realistyczne, czy kierownik projektu ma kwalifikacje, czy zadania są wykonalne dla personelu, czy budżet nie pomija niezbędnych wydatków, czy budżet nie zawiera wydatków budzących wątpliwości, czy efekty są wymierne, czy aktywnie szukano środków z innych źródeł, czy projekt przyczynia się do profesjonalizacji wnioskodawcy, o cena za poprzednie projekty).
Warto by całym systemem wspierania organizacji pozarządowych zajął się specjalnie powołany pełnomocnik, na którego wybór powinny mieć wpływ same organizacje pozarządowe (w porozumieniu z prezydentem). Taki pełnomocnik od 1995 roku działa w Gdyni, które jest w zakresie współpracy z NGO wzorcowym miastem.
Fundusz współfinansujący
Większość projektów wymaga udziału własnego. Skąd organizacje mają go brać, skoro jednocześnie urząd źle patrzy (niesłusznie!) na prowadzenie przez nie działalności gospodarczej, zgodnej z profilem organizacji? Rozwiązaniem jest fundusz, który udzielałby organizacjom promes na dotacje finansujących wkład własny do projektów zewnętrznych. Jeśli organizacja nie dostanie dotacji, promesa wygasa i można na te środki udzielić następnej. Taki fundusz działa np. w Elblągu.
Fundusz lokalny
To jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązanie, które trafiło do Polski z USA. Ale działa np. również w Biłgoraju. Fundusz Lokalny to instytucja kapitałowa działająca dla pożytku publicznego. Zbiera ona fundusze z darowizn publicznych (datki, testamenty), od władz publicznych (szczególnie na początku) oraz od firm i przedsiębiorstw. Zgromadzone fundusze w połowie przeznacza na tzw. Fundusz Żelazny, a w połowie wydatkuje na bieżąco na granty dla organizacji. Największy amerykański fundusz lokalny miał w 2000 roku 37 miliardów USD kapitału żelaznego. Z funduszu żelaznego dopiero odsetki (albo ich część) przechodzi do środków wydatkowych dla organizacji. System taki służy stabilizacji finansowania zadań społecznych, co jest niesłychanie ważne.
Fundusz Lokalny nie tylko działa integrująco na społeczność, ale też pozwala wyjść poza granice administracyjne miasta. Są problemy, które maja charakter aglomeracyjny i tak je trzeba rozwiązywać. Przykładowo – bezpańskie psy, które nie trzymają się granic administracyjnych miasta. Jeśli więc chcemy dofinansować sterylizację zwierząt domowych, by zmniejszyć populacje tych bezdomnych, należy to zrobić nie tylko w mieście, ale także w miejscowościach otaczających miasto. Inaczej schroniska dla zwierząt zawsze będą przepełnione. Z podobnych powodów schronisko w Krzesimowie koło Lublina – mimo że poza granicami miasta – też powinno uzyskać wsparcie takiego funduszu.
Ten skrócony i niepełny przegląd działań, które należy podjąć, jest fragmentem szerszej zmiany w zarządzaniu miastem następujących w ostatnich dziesięcioleciach na świecie. Można je porównać do zmian, jakie zachodzą we współczesnych armiach. Jeszcze podczas drugiej wojny światowej kluczowe znaczenie miały wielkie jednostki liniowe – dywizje. Możemy to tradycyjne pojęcie porównać do tradycyjnej demokracji pośredniej, w której masy wyborców decydują o władzy publicznej raz na cztery lata. W tym modelu każdy ma takie same prawo głosu, ale od wyborców nie wymaga się głębokiego wnikania w problemy zarządzania miastem. Głosując, obdarzają oni zaufaniem polityków, którzy w ich imieniu sprawują władzę. Jednak współczesne wojny ― jak ta toczona obecnie w Afganistanie ― pokazują coraz większe znaczenie niewielkich oddziałów specjalnych. Ich odpowiednikiem są niewielkie grupy obywateli, które chcą się silnie zaangażować w rozwiązanie konkretnych spraw. Ci „komandosi społeczeństwa obywatelskiego”, zgromadzeni w grupie rowerowych aktywistów, lub osób dążących do przebudowania przylegających do ich domu terenu zielonego, potrzebują nowych narzędzi działania ku pożytkowi wszystkich obywateli, które zostały przedstawione w powyższym tekście.
Jacek Warda
______________________________________________________________________
[1] Hubert Izdebski, Polski model samorządu terytorialnego a wyzwania XXI wieku, w: A. Lutrzykowski (red.) Samorząd terytorialny – ale jaki?, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń, 2009, s. 29. [2] W praktyce (przynajmniej w przypadku Lublina) konieczne byłoby dla wprowadzenia rozwiązań proponowanych przez Izdebskiego stworzenie dodatkowego poziomu w zarządzaniu dzielnicami – pogrupowanie ich w dystrykty. Liczba dzielnic w Lublinie wynosi 27, liczba radnych miasta: 31 osób. Dystrykt składałby się z 2-3 dzielnic, które byłyby połączone zarządczo poprzez:- wspólnego delegata prezydenta,
- wspólną komisję terytorialną rady miasta,
ewentualnie wspólne stowarzyszenie rozwoju dystryktu (choć mogłyby też istnieć stowarzyszenia rozwoju na poziomie dzielnic: to akurat zależy jedynie od poziomu aktywności obywatelskiej).