Strona główna/Paliwowy powróz na szyi Europy i polityczny kryzys na Ukrainie?

Paliwowy powróz na szyi Europy i polityczny kryzys na Ukrainie?

W ostatnim czasie, niezwykle zaostrzyły się sprawy dotyczące polityki zewnętrznej Ukrainy. Przy czym ich rozwój splótł się w czasie z konfliktami szerzącymi się wewnątrz kraju. Sprawiło to, że od razu, niczym na świeżo wywołanej fotografii, pojawiły się zarysy tego „kto jest kim”, z kim trzyma sztamę czy dla kogo pracuje.

Niezwykle ostrą formę przybrały debaty na temat stanowiska pani premier Ukrainy. Jeśli chodzi o prezydenta, to wszystko jest jasne – nigdy nie odżegnał się od swojego poparcia dla polityki proeuropejskiej i pronatowskiej. Równie jasno sytuacja przedstawia się u jego głównego oponenta – którego działania nastawione są na kurs, może nie do końca prorosyjski, ale na pewno prowschodni.

Niedoświadczony obserwator, mógłby pomyśleć, że cała ta sytuacja odnosi się głównie do aktualnej sytuacji w Gruzji. Jednak za tym wszystkim stoi dużo ważniejsza zarówno dla Rosji, całego świata jak i dla Ukrainy, sprawa wydobycia oraz transportu zasobów energetycznych.

To właśnie jest głównym polem konfliktów. Przy czym Ukraina w tej wielkiej wojnie paliwowej jest tylko jednym z wielu graczy. A jej pani premier – maleńką figurą, która, jak się wydaje, jest wykorzystywana w sposób wręcz cyniczny. A może już wykorzystana – jeśli spojrzeć na pożałowania godne wyniki sondażów, które BJuT (Blok Julii Tymoszenko – przyp. tłum.) zawdzięcza antyprezydenckim, antyamerykańskim i antyeuropejskim krokom, jakie przedsięwziął w Radzie Najwyższej we wrześniu.

Według mnie, te posunięcia były jedynie zakończeniem pewnych starań rządu, które, początkowo niezauważalnie, w konsekwencji wciągnęły Ukrainę w zakrojoną na gigantyczną skalę rosyjską operację w sferze energetyki. Operacja ta zaczęła nabierać niezwykłego tempa dokładnie na początku tego roku. Charakterystycznym w tym kontekście było spotkanie Julii Tymoszenko z Putinem w lutym 2008r, o czym sporo się pisało. Jednak nie ona jedna miała takie kontakty – dyplomacja rosyjska czy przedstawiciele „Gazpromu” wywołali gwałtowną aktywność w krajach, które zarządzają, wydobywają lub transportują paliwa kopalne. Wszystko poszło w ruch, by albo przejąć, albo za pomocą udziałów czy współpracy technicznej zyskać kontrolę nad wydobyciem tych surowców gdzie tylko jest to możliwe. Po co to wszystko Rosji?

Rosyjski plan budowy wielobiegunowego świata.

Zdaje się, że mentalność rosyjska, na stałe przykuta jest do paradygmatu imperium. Brak świadomości, lub chociażby iluzorycznego uspokajania się myślą, że Rosja jest „nadpaństwem”, potęgą światową, wywołuje poczucie dyskomfortu. Dlatego prawdziwym władcą dla Rosjan jest tylko ten, kto daje swoim rodakom takie poczucie, lub przynajmniej stwarza taką iluzję. Swego czasu, minister spraw zagranicznych ZSRR Andrej Gromiko krótko i trafnie określił rosyjskie pojmowanie idei „nadpaństwa” – jest to kraj, bez którego udziału nie można rozstrzygnąć żadnego problemu na świecie.

Od monachijskiej przemowy Władimira Putina, 10 lutego 2008r, rozpoczął się etap otwartej konfrontacji na arenie światowej, strategicznego przeciwstawienia dobie Federacji Rosyjskiej i USA. To była deklaracja rosyjskiego anty amerykanizmu w nowym wydaniu. Sprowadza się ona do prostych tez:

  • Czas istnienia świata jednobiegunowego skończył się. Ameryka nie radzi sobie ze światowymi problemami. „Pax Amerikana” dobiegł swego końca.
  • Przejście na porządku dziennym do wielobiegunowego świata, o którego losach rozstrzygać mają nowe potęgi. Ot chociażby Chiny, Indie, Brazylia, Iran. Oraz odnowiona, ambitna Rosja. Dopuścić do stawki można też starych politycznych graczy – USA i UE. (zresztą – o Unii będzie potem).
  • Federacja Rosyjska wzmocniła się dostatecznie, by móc przywrócić sobie tytuł „nadpaństwa”.
  • Sposobem uporządkowania świata jest wyznaczenie obszarów interesów tych „nadpaństw”, które jednocześnie byłyby strefami ich odpowiedzialności.
  • W „strefie odpowiedzialności” każdego z „nadpaństw” panują zasady gry, jakie w pierwszej kolejności obowiązują w państwie która ją kontroluje.
  • Polityka światowa de facto realizuje się tylko poprzez działania tych globalnych, geopolitycznych graczy. Tak więc „globalne bezpieczeństwo” zabezpieczone jest przez „potencjał strategiczny” każdego gracza.

Kiedyś takich graczy było tylko dwóch – USA i ZSRR – oba wraz ze swoimi poplecznikami. Teraz Federacja Rosyjska nie ma takich zasobów jak ZSRR. Dlatego Putin, a obecnie Miedwiediew, pretendują nie do polaryzacji świata, lecz do wizji świata policentrycznego, o wielu środkach. Chociaż naturalnie, do tego świata nie będą się wliczać suwerenowie geopolitycznych czy regionalnych graczy. Małe kraje mają zostać „zmuszone” do podporządkowania się swojemu regionalnemu liderowi.

Z tego powodu Rosja rozpoczęła niebezpieczne rozgrywki z krajami, które ze względu na położenie na mapie świata uznaje za zagrożenie, mogące zniszczyć cały światowy porządek. Tak więc wliczają się do nich np. Iran, Chiny, Syria, Wenezuela, Sudan.

Dlatego też Rosja odepchnęła globalną rolę USA i zaczęła wcielać w życie politykę ograniczenia, czy nawet powstrzymania rozszerzania się wpływów „euroatlantyckiej” strefy bezpieczeństwa. Początkowo Putin, a później tandem Putina/Miedwiediewa, przyjęli kurs nie tylko na powstrzymywanie, ale również na poszerzanie swojej „euroazjatyckiej” strefy wpływów. Przy tym dzieje się to nie tylko na peryferiach Rosji, czy w byłych państwach wchodzących w skład Związku Radzieckiego, ale także w krajach Unii Europejskiej.

Tutaj możemy powrócić do kwestii jakże specyficznego organizmu politycznego, jakim jest Unia. To jeszcze nie uformowany ostatecznie, dosyć bezcielesny twór. Jest ona bardziej rynkiem, forum służącym uzgadniania układów, niż scentralizowaną siłą zdolną do władzy. To polityczna konstrukcja znajdująca się w ciągłym procesie budowy.

Reżim nowej Rosji wykorzystuje problemy związane z formowaniem się Unii, jej brak konsolidacji. Instytucje Unii Europejskiej w niektórych krajach stały się przeszkodą w dalekosiężnych planach Rosji. Próbuję ona zatem rozbić Unię poprzez zawieranie umów z poszczególnymi krajami sojuszu na różnych warunkach i w różnych sferach. Tym samym blokuje idee jednolitej polityki zagranicznej UE.

Szczególnie tyczy się to sfery dostarczania energii. Dlatego Niemcy, Włochy czy Francja otrzymują iluzję „partnerstwa strategicznego”, która ma tragiczne konsekwencje dla Unii rozpatrywanej jako całości. Paralelnie Rosja prowadzi politykę silnego nacisku na pozostałych członków Unii – kraje bałtyckie i Polskę, które krytykują jej działania. Ogranicza zatem im dostarczanie energii oraz próbuje postawić je na marginesie planów budowy dróg transportu dla paliw.

Takim postępowaniem stymuluje sprzeczki pomiędzy samymi członkami Unii, nie dając im szans na konsolidację. Na przykład koncentrowania się wokół problemu bezpieczeństwa w Europie, czy sprawy bezpieczeństwa energetycznego UE.

Tym samym blokuje się przesuwanie granic Unii czy NATO na wschód. Przypomnijmy chociażby haniebne zachowanie Niemiec i Francji podczas szczytu NATO w Bukareszcie. Na dniach Angela Merkel znów potwierdziła swoje stanowisko – przygotowując Ukrainę na kolejną odmowę. To rujnuje nadzieje krajów Europy wschodniej i basenu Morza Czarnego, jak np. Ukraina, Gruzja, czy Azerbejdżan, na transformację. A bezpośrednim następstwem jest wzrost agresywności Rosji. Aneksja terytoriów gruzińskich jest tego najlepszym przykładem.

Ponadto – rozbicie Unii doprowadzi do rozłamu całego zachodniego świata. W rezultacie UE zweryfikuje swoje stanowisko wobec USA. W związku z tym problematycznym staje się pytanie o podstawy istnienia NATO. Umacnia się teza, mówiąca o tym, że sojusz nie ma się już czym zajmować. I tak upada ogólna, wspólna strategia działań Zachodu.

Na jakie środki, realizując tak ambitne plany, może liczyć Rosja? Bo przecież to już nie jest ZSRR. Nie ma ona takich demograficznych zasobów jak były Związek Radziecki.

Ludność Federacji Rosyjskiej – w 2007 r wynosiła 142,2 miliony osób, podczas gdy w ZSRR – w 1989 r. żyło ich 286,7 mln. Rosja nie ma też takich zasobów ekonomicznych.

Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB Rosji w 2007 r. stanowił 2,6% światowego PKB, podczas gdy PKB ZSRR w 1989 r. stanowił 15% światowego PKB. Dla porównania – PKB USA w 2007 r. stanowił 20.85% a PKB UE – 21,07%.

Potęga wojskowa Rosji nie jest współmierna z potęgą USA Wystarczy tylko porównać finansowanie armii. Budżet wojsk rosyjskich stanowi zaledwie 8,57% kwoty jaką na zbrojenia przeznacza USA oraz 5,88% budżetu wojsk NATO. Prawdopodobnie siły zbrojne Rosji są niewspółmierne nawet porównując je z wojskami Chin – według mnie jej jedynego, prawdziwego geopolitycznego przeciwnika.

Głównymi zasobami Rosji są złoża ropy naftowej i gazu. Sam wzrost cen surowców energetycznych pozwolił wzbogacić się Rosji i odczuć, że w jej rękach znajduje się potężny oręż, który może zmienić oblicze świata.

Analiza światowych zasobów ropy naftowej, jej wydobycia i zużycia, pokazuje, że wszystkich złóż ropy (jeśli nie zwiększy się zużycie) wystarczy na 27 lat. Jeśli przyjąć 5% wzrost zużycia – zaledwie na 15 lat.

Na dzień dzisiejszy około 30% gazu jaki zużywany jest w UE, pochodzi z Rosji. Dzięki temu, Federacji udało się uzbierać niemałe rezerwy walutowe, stanowiące 464 mld dolarów amerykańskich. Stworzyła ona swój własny fundusz stabilizacyjny w kwocie 127 mld dolarów, który ma możliwość inwestowania zagranicą i poprzez to stał się kolejną bronią Rosji. Instrumentem wykonawczym rosyjskiej polityki, stał się państwowy koncern gazowy „Gazprom”.

Wzbogaciwszy się w ten sposób, Rosja przeszła do aktywnego działania. Pierwszą sprawą było zmniejszenie dostarczania gazu dla Ukrainy o 25% podczas zimy 2006/2007. Impulsem, jak zawsze, była cena gazu. Precedens powtórzył się jeszcze nieraz, pokazując Unii skutki tych działań. Jak dotąd Rosja zakręcała kurek z gazem tylko byłym satelitom ZSRR. Europa zrozumiała jednak, że „zimna wojna” może być naprawdę zimną. Późniejsze indywidualne rozmowy z poszczególnymi członkami UE i ekskluzywne układy, czy „partnerstwa strategiczne” były finalizowane nadzwyczajnie szybko.

Przy tym wszystkim rządzący poszczególnymi krajami Europy hipokryci, nie potrafią w żaden sposób zrozumieć, że ratunek tkwi tylko w jednomyślnej polityce UE. Rosja nie ma komu sprzedawać nadwyżek gazu. Praktycznie wszystkie gazociągi czy ropociągi skierowane są na dostarczanie gazu na zachód. Unia stanowi jedyny rynek konsumentów, który jest w stanie skupować tak wielkie zasoby surowców energetycznych i nie narzekać na warunki.

Jednolita polityka oznaczałaby w związku z tym dywersyfikację dostarczania surowców energetycznych do UE. Wiele się o tym mówi, jednak mało robi. Dywersyfikacja stosuje się dwóch spraw: wydobycia surowców i ich dostarczania.

I tutaj z europejskiego punktu widzenia spraw, musimy przenieść się na wyższy – globalny. Główne złoża paliw kopalnych znajdują się poza terytorium Unii. Tą banalną prawdę wszyscy już dawno zrozumieli. Szczególnie po kryzysie energetycznym w latach 70-tych. Dlatego każda potęga gospodarcza jak np. UE czy USA, już dawno temu rozpoczęły wojnę o kontrolę nad wydobyciem i zabezpieczeniem dostarczania surowców energetycznych.

Największe znane złoża ropy naftowej znajdują się w Arabii Saudyjskiej – 25,5%, Iraku – 11,1%, Kuwejcie – 9,5%, Iranie – 9,2%, Zjednoczonych Emiratach Arabskich – 7,8%, Wenezueli – 6,2%, a w Rosji zaledwie 5,0%.

W wydobyciu ropy naftowej przoduje Arabia Saudyjska – 11,6%, USA – 10,7%, Rosja – 9,7%, Iran – 5,0%.

Głównym dostawcą ropy dla UE nie wliczając Norwegii, jest Rosja – 18%.

Największe znane pokłady złóż gazu są w Rosji – 30%, Iranie – 15,4%, Katarze – 7%, Arabii Saudyjskiej – 4,4%, ZEA – 4%, USA – 3,2%, Algieria – 3,1%. Ale również w Turkmenistanie – 1,9%, Kazachstanie – 1,2%, Uzbekistanie – 1,2%.

Głównym dostawcą gazu dla UE jest Rosja – 27%.

Dostarczanie gazu do Unii odbywa się zarówno za pośrednictwem rurociągów, jak również przy użyciu tankowców – chodzi tutaj o gaz skroplony. Rosja kontroluje największy na świecie system transportowania gazu i wciąż stara się by jej gazociągi opanowały strefy poza jej granicami. Jednak każdy większy transport gazu musi być dokonany w formie skroplonej. Jeśli teraz stanowi to 27% światowej sprzedaży gazu, to w 2010 roku będzie to już 40%. Przy tym rynek światowego wydobycia gazu, będzie kontrolowany przez Rosję, Katar, Algierię, Malezję i Indonezję. A oprócz tego Iran i Nigerię.

Otóż swoją wojnę o kontrolę nad wydobyciem i dostarczaniem gazu i ropy naftowej zaczęła i Rosja. Stworzywszy w formie „Gazpromu” monopol na produkcje i transport gazu wewnątrz kraju, teraz stara się rozszerzyć swój monopol poza granicę.

Czego potrzebują by osiągnąć cel? Kontroli nad wydobyciem i transportem. Można osiągnąć to na dwa sposoby.

Albo idąc szlakiem biznesowym po prostu wykupować całe sieci służące do transportu gazu i ropy, mając udział w eksploatacji złóż, zawierając umowy, proponując ekskluzywne kontrakty, nowoczesne technologie, godząc się na udziały bez kontrolnego pakietu akcji itp.

Albo idąc szlakiem nacisku politycznego – zwyczajnie podporządkowując sobie rządy poszczególnych państw, w których wydobywane są surowce energetyczne, czy przez które są transportowane, po to by przejąć kontrolę nad wydobyciem gazu, ropy naftowej i systemem transportowania w danym kraju. Do tego wykorzystywany jest zarówno ekonomiczny jak i polityczny szantaż. Rosja często ucieka się do opłacania lub zastraszania elity politycznej państwa. W wielu wypadkach przyniosło to bardzo korzystne rezultaty. Takie doświadczenia ma Mołdawia, Armenia, Białoruś, Kazachstan, Turkmenistan. Niejednokrotnie ta technika została zastosowana również wobec Ukrainy. Zaczęło się jeszcze za czasów prezydenta Leonida Kuczmy. Ale szczególnie nasiliło podczas rządów Wiktora Juszczenko.

Jeśli chodzi o „dalszą zagranicę” (posługując się wymyśloną przez Rosjan na własny użytek terminologią) dużo częstsze zastosowanie ma rozwiązanie biznesowe. W odniesieniu do Libii, Algierii, Wenezueli w sferze wydobycia, czy Grecji, Jugosławii i Węgier w sferze dostarczania. Również w Niemczech, Włoszech, i Francji w sferze zużycia.

W wypadku „bliższej zagranicy” (której pojęcie zawiera w sobie pewną konotację oznaczającą zmniejszoną suwerenność tych państw względem Rosji) przeważają stosunki nie tyle partnerskie, ile formy nacisku politycznego, szantażu, a w ostatnim czasie operacji wojskowych. Dotyczy to: Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, krajów bałtyckich, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, Kazachstanu – w sferze transportu; Turkmenistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu, Azerbejdżanu, Ukrainy – w sferze wydobycia; oraz Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Armenii, Gruzji – w sferze konsumpcji surowców energetycznych.

W ogólnym systemie wydobycia, transportu i zużycia paliw kopalnych, różne kraje odgrywają różne role. Są państwa, których pozycja jest kluczowa w tych sprawach oraz państwa znajdujące się na peryferiach. Są kraje wykonujące funkcje podwójne – są one niezwykle ważne i znajdują się pod bacznym okiem tak konsumentów, jak i producentów surowców energetycznych. W szczególności Rosji, która za cel postawiła sobie zyskać monopol na dostarczanie paliw dla UE. Jednak w ostatnim czasie widać, że nie ogranicza się tylko do Unii – Rosja przygotowuje się do przejścia na stopień globalny w sferze wydobycia i transportu paliw kopalnych. Wizyta Putina w Wenezueli i zawarte tam umowy tylko to potwierdzają.

Do niezwykle ważnych dla Rosji państw należą:

W sferze wydobycia ropy i gazu – Turkmenistan, Kazachstan, Azerbejdżan, Gruzja, Uzbekistan, Białoruś.

Głównymi krajami tranzytu są Ukraina, Kazachstan, Azerbejdżan, Gruzja, Uzbekistan, Białoruś.

Najwięksi konsumenci to UE (Niemcy zużywający 42% dostaw gazu i ponad 30% dostaw ropy, Włochy itd.), Ukraina, Białoruś.

Jak widać, niektóre z tych krajów spełniają podwójną funkcję. Są one jak to ucho igielne, przez które Rosjanie muszę przeciągnąć swoje rurociągi i dlatego zainteresowani są maksymalnym kontrolowaniem tych państw oraz ich systemu wydobywczego i dostawczego. Z niektórymi krajami te sprawy zostały już rozstrzygnięte. W pierwszym rzędzie dokonało się to w krajach Azji Środkowej, które położone są z dala od głównego konsumenta – Unii Europejskiej, i przez Rosję zmuszone są sprzedawać swoje zasoby by ona dostarczała je dalszym konsumentom. Ostatnio Moskwa pospiesznie realizuję politykę skupowania surowców energetycznych, jak to się mówi – hurtem. Dotyczy to Turkmenistanu i Kazachstanu, ale nie Azerbejdżanu, który ma własne szlaki transportowe i nie jest zależy aż w takim stopniu od Moskwy. Nawet więcej – Azerbejdżan jest nadal liczącym się wydobywcą. Ze względu na to, bardzo ważnym dla Rosji, było podporządkowanie sobie tego kraju. Dokonało się to częściowo, podczas wojskowej operacji w Gruzji w 2008 r.

Uzależnienie energetyki UE od Rosji.

Prawdziwym geopolitycznym celem Rosji pod czas jej agresji w Gruzji był nie, tyle samodzielny reżim Michaiła Saakaszwilego, ale Azerbejdżan. Rosjanie w przeciągu dnia mogli dojść do ropociągów Baku-Tbilisi-Cejchan, Baku-Tbilisi-Supsa, gazociągu Baku-Tbilisi-Erzurum. Demonstracyjnie weszli i przez pewien czas zajmowali Poti – główny port Gruzji, który może być wykorzystywany do transportu ropy naftowej do zarówno do krajów Unii Europejskiej jak i do Ukrainy – czyli zasilać rurociąg Odessa-Brody, który w przyszłości może zostać przedłużony do polskiego Płocka.

Dlaczego Moskwa odważyła się na tak brutalny krok? Według mnie jest to część dwóch planów zakrojonych na dużo szerszą skalę.

„Uzależnienie UE” od rosyjskich surowców energetycznych oraz surowców, które Rosja kontroluje. Dlatego przeciwdziałając słabym staraniom UE by dywersyfikować dostawy paliw, wcielany w życie zostaje plan swoistego „otaczania” Unii Europejskiej w sferze dostarczania ropy i gazu.

Z tego powodu dla Moskwy najważniejsze jest, by przede wszystkim zyskać dobry układ z Iranem, który w perspektywie jest potężnym dostawcą paliw kopalnych. Chodzi tutaj o wzajemne poparcie oraz uzgodnienie działań.

Następnym krokiem ma być dyskredytacja Azerbejdżanu jako producenta i jako kraju szlaku transportowego – jedynego jaki może wychodzić z Azji Środkowej i który nie jest kontrolowany przez Rosję (ponieważ najzwyczajniej nie biegnie przez jej terytorium). W tym ujęciu myśląc o Azerbejdżanie, musimy mieć również na uwadze Gruzję, a dalej Ukrainę. Dlatego obecność wojsk rosyjskich w sztucznie stworzonych rosyjskich enklawach – Abchazji i Osetii Północnej – za główny cel miała przejęcie kontroli nad infrastrukturą transportową Azerbejdżanu i Gruzji. Dziś Azerbejdżan powoli zaczyna „uznawać wyższość” rosyjskich szlaków transportowania ropy naftowej – cel został osiągnięty. Przynajmniej taktycznie.

„Otaczając UE” Rosja wykazuje sporą aktywność i w innych państwach, które dostarczają surowce energetyczne dla Unii – jak np. w Libii i Algierii. Tutaj Moskwa próbuje bezpośrednio zająć się wydobyciem, wspólnie prowadzić poszukiwania geologiczne, dostarczać wyposażenie, budować ropo- i gazociągi. Stale odbywają się kontakty na najwyższych szczeblach.

Według wielkości złóż gazu ziemnego, Algieria zajmuje piąte miejsce na świecie, a według ropy naftowej – czternaste. Szczególnie mocna jest jej pozycja na rynku gazowym – Algieria nie ma sobie równych na Bliskim Wschodzie pod względem wydobycia „niebieskiego paliwa”, a na świecie ustępuje jedynie Rosji, USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Holandii. Oprócz tego, to państwo ma 24,2% udziału rynkowego na świecie w dziedzinie gazu skroplonego. Algierski gaz zaspokaja aż 25% zapotrzebowania Europy Zachodniej na ten surowiec. Szacowane zapasy surowca wynoszą 120 mld, a wydobywa się 39 mld baryłek ekwiwalentu ropy, z czego 21,8 mld stanowi gaz ziemny. Rosja podpisała z Algierią memorandum pomiędzy firmami „Gazprom” i „Sonatrach” oraz „Lukoil” i „Sonatrach”. Jego postanowienia przewidują realizację projektów zarówno w Algierii jak i w innych krajach.

Pierwsze miejsce w Afryce i piąte w OPEK pod względem zapasów ropy, zajmuje Libia – liczbą 5,1 mld ton. Szereg rosyjskich koncernów, w tym „Lukoil”i „SojuzNefteGaz ”aktywnie opracowują strategie wejścia n rynek libijski, gdzie już zaistniały „Gazprom” i „Tatneft”. Starają się przystosować do wydobycia sześć złóż paliw na terytorium Libii. Przy tym Libia zaproponowała „Gazpromowi” zajęcie się trzema z czterech pól naftowych, jakich eksploatacją zajmował się do tej pory ukraiński „Naftogaz”. Czyli odbywa się tłamszenie i tak wątłych starań dywersyfikacji dostaw ropy i gazu na Ukrainę – i to w czerwcu 2008r. Znamienne, że dzieje się to za kadencji premier Julii Tymoszenko, która nie może nie domyślać się co to oznacza. Oprócz tego „Gazprom” jest zainteresowany wykupieniem jeszcze nie zakontraktowanych na eksport zapasów ropy i gazu, a również możliwością ich przetwarzania. W Libii „Gazprom” stara się stworzyć konkurencję włoskiemu koncernowi „Eni”, który swoim rurociągiem dostarcza gaz do Włoch. Razem z Libią będą się starać zbudować alternatywny gazociąg podlegający Rosji. Ale nawet w gazociągu „Eni” „Gazprom” ma swoje udziały, wymieniając się z nimi aktywami (wliczając w to rurociąg).

To samo tyczy się jeszcze jednego dużego eksportera ropy i gazu – Nigerii. Dziś Nigeria zajmuje 8 miejsce na świecie jako dostawca ropy oraz 7 pod względem złóż gazu ziemnego. „Gazprom” aktywnie stara się by zostały mu udostępnione złoża tego kraju.

Ale te wysiłki dotyczą nie tylko sfery energetycznej. Rosja dobrze rozumie, że kwestia eksploatacji pokładów surowców energetycznych, musi zostać poparta ogniem armatnim. Odnawia zatem obecność swoich wojsk w basenie Morza Śródziemnego, tworząc bazę wojsk morskich w Syrii. Poparcie polityczno-wojskowe otrzymują kraje z którymi Moskwa znalazła nić porozumienia – zaczynając od blokowania pewnych spraw na szczeblu międzynarodowym, kończąc na współpracy wojskowo-technicznej. I chociaż niektóre z tych państw próbowały weryfikować swoje dawne uzgodnienia w tych kwestiach – jak np. Algieria – to jednak Rosja, potrafi znaleźć argumenty, żeby pozostać przy swoich warunkach.

Wraz z tym Rosja wystąpiła z ideą stworzenia „Gazowego OPEC” – OGEC, przy czym miałaby się stać jego liderem, a w związku z tym kontrolować wydobycie i sprzedaż gazu na całym świecie. W tym pomyśle znalazła ona pełne poparcie Iranu, Algierii i Libii.

Nie mniej aktywnie Rosja współpracuje z Iranem. W lipcu 2008r. „Gazprom” domówił się z Iranem odnośnie stworzenia wspólnego przedsiębiorstwa zajmującego się projektami wykorzystywania ropy i gazu w Iranie, Rosji i krajach trzecich. ”Gazprom” wraz z Narodową Irańską Kompanią Naftową podpisali porozumienie.

Przy czym 10 czerwca francuski koncern paliwowy „Total” ogłosił, że wycofuje się z eksploatacji pola Południowy Pars w Iranie. W maju 2008 udziału w pracach na tym polu odmówiły brytyjsko-holenderska firma „Royal Dutch” i hiszpańska „Repsol”.

Szczególnie charakterystyczne jest to, że cała ta hiper aktywność ma miejsce dokładnie w tym roku. Oczywiście działania strategiczne zostały opracowane i przyjęte przez rosyjskie kierownictwo już zimą 2007-2008.

Rola Ukrainy w światowej grze paliwowej.

A czymże jest Ukraina? Zrozumiałe, że po pierwsze jest ona bardzo ważnym krajem tranzytowym. Niejednokrotnie starano się opanować strategiczne szlaki transportowe Ukrainy. Na dzień dzisiejszy, ze względu na aktywny sprzeciw zarówno Ukrainy jak i krajów zewnętrznych, ta kwestia zdaje się być już nie tak nieaktualna.

Jednak „Gazprom” podejmuje próby przeniknięcia „do wewnątrz” Ukrainy przez uchyloną furtkę – zawładnąć siecią dostarczania gazu wewnątrz Ukrainy. To również spotyka się z oporem społeczeństwa i nie przeszło niezauważone przed jej oczami.

Na Ukrainie istnieją jeszcze dwa kierunki rozwoju przemysłu paliwowego.

Pierwszym z nich jest doprowadzenie do finalizacji jedynego logicznego projektu transportowania ropy z regionu Kaspijskiego – rurociągiem Odessa-Brody-Gdańsk. Dzięki porozumieniu z Azerbejdżanem, Gruzją i zachodnimi partnerami, Ukraina usunęła praktycznie wszystkie przeszkody stojące jej na drodze do osiągnięcia tego celu.

Jednak pomimo nadzwyczajnego geopolitycznego znaczenia tego projektu, zarówno dla Ukrainy jak i dla Unii Europejskiej – nagle napotkał się on z oporem ze strony aktualnego rządu i Julii Tymoszenko. Powodem tego stały się przypuszczenia, że ktoś chciałby zagarnąć surową ropę znajdującą się w rurociągu. Ale wartość tej ropy jest niewspółmierna z korzyściami jakie przyniósłby ten projekt – z czego pani premier doskonale zdaje sobie sprawę. Nawet dziecko wie, że blokowanie tego przedsięwzięcia wychodzi najbardziej na rękę Rosji. Ten kto przeciwdziała temu projektowi, aktywnie przeciwdziała również dywersyfikacji dostaw ropy dla UE i Ukrainy. A wraz z tym obraca w niwecz czteroletnie starania strony ukraińskiej, mające na celu umocnienie naszej pozycji na Kaukazie w charakterze dobrze rokującego partnera energetycznego oraz kraju tranzytowego surowców energetycznych dla Europy.

Równocześnie Rosja zablokowała ten szlak transportu paliw w Gruzji. Jeśli na Ukrainie najwidoczniej udało im się zablokować ten projekt na najwyższych szczeblach, w zamian za odpowiednie polityczne profity (co do których możemy mieć jedynie domysły), to na Kaukazie doszło do tego, że potrzeba było użyć wojskowych „argumentów”.

W warunkach braku stabilizacji na Kaukazie oraz trwałego zagrożenia w postaci blokowania przez Rosję portu Poti (za pośrednictwem którego odbywa się transport ropy z Azerbejdżanu do Europy), w oczach państw europejskich Federacja Rosyjska stała się jedynym możliwym dostawcą surowców energetycznych oraz „kontrolerem” ich ruchu tranzytowego przez Ukrainę i Białoruś. Odpowiednie poparcie dla tej sprawy jest na rękę zarówno Kremlowi jak i „Gazpromowi”.

Innym, przynajmniej częściowym wyjściem dla Ukrainy z tej sytuacji, mogłoby być zintensyfikowanie wydobycia paliw kopalnych w samej Ukrainie. Zwiększenie własnego wydobycia, mogłoby zabezpieczyć potrzeby ludności kraju, obniżyć zobowiązania socjalne oraz dać Ukrainie czas na integrację w strukturach europejskich i euroatlantyckich. W warunkach totalnej zależności od dostaw surowców z Rosji, prawdopodobne są bardzo silne, negatywne reakcje społeczeństwa. Dla kogo byłyby one dobre – nietrudno się domyślić. Przy takiej sytuacji dużo łatwiej byłoby wpisać Ukrainę w wielki plan rosyjskiej hegemonii na rynku energetycznym.

O ile dywersyfikacja dostaw surowców energetycznych czy rozwój własnego wydobycia są dla Ukrainy pytaniami strategicznymi, to eksploatacja szelfu Morza Czarnego miałaby się stać celem priorytetowym dla rządzących naszym krajem. Kierunkiem w którym powinny zmierzać główne starania rządu. I prezydent robi wszystko co może, żeby do tego doprowadzić. Ale tylko on.

Natomiast premier Julia Tymoszenko znowu blokuje te projekty. Powód – ktoś na tym zarobi. Tak, to normalne. Bo przecież ktoś musi włożyć kapitał początkowy w inwestycje, które są ryzykowne. Ktoś musi wbrew swojemu strachowi i ryzyku sprowadzić na Morze Czarne platformy wiertnicze, których nie ma aż tak wiele na świecie. Ale przynajmniej coś będzie się działo. Natomiast propozycja rządu Tymoszenko jest dość dziwna – zerwać umowę z firmą „Wenko Prykerczenska” która podjęła się tej sprawy – na złość Juszczence, na radość dla Rosjan. Czym to grozi – przegraniem sprawy przed Sądem Arbitrażowym w Sztokholmie i zaczęciem wszystkiego od początku. Jednak straci się dużo czasu. „Wenko Prykerczenska” dozna strat – bo na postawienie platformy trzeba czasem czekać latami, a za niewywiązanie się ze zobowiązań płacić spore kary.

A to jeszcze nie wszystko. Niektórzy twierdzą, że po zablokowaniu umowy z firmą „Wenko Prykerczenska”, pozwolenie na eksploatację szelfu – nie w bezpośredni sposób – przypadnie „Gazpromowi”. Ma się wrażenie, że rząd Tymoszenko prowadzi politykę pozbycia się z projektu czarnomorskiego wszystkich zachodnich inwestorów (pozwolenie firmie „CzornomorNaftoGaz” na przejęcie działalności w ramach eksploatacji szelfu, wcześniej prowadzonej przez firmy „CBM Oil” oraz „Marathon Oil”), co jest dobre dla interesów „Gazpromu”. Powrót Julii Tymoszenko do schematu reprywatyzacyjnego względem inwestorów, grozi nie tylko realnymi stratami finansowymi dla Ukrainy, ale stawia również pod znakiem zapytania perspektywy inwestycyjne Ukrainy w przyszłości.

Mówi się jednak, że dla „Gazpromu” najważniejszym celem działań na tym etapie, jest dyskredytacja Ukrainy jako partnera w sferze wspólnego wydobycia surowców energetycznych oraz blokowanie możliwości wejścia projektów energetycznych zachodnich firm w „uprzywilejowany obszar rosyjskich interesów” – posługując się zdaniem nie tak dawno wypowiedzianym przez prezydenta Miedwiediewa, który w ten sposób zapowiedział nową doktrynę polityki zagranicznej Rosji.

W odniesieniu do tego, można prześledzić skąd się wziął nasz dzisiejszy kryzys parlamentarny, oraz energiczne działania premier Julii Tymoszenko w wielkiej geopolitycznej rozgrywce Rosji. Niestety odnosi się wrażenie, że to wszystko to są jedynie ogniwa wielkiego łańcucha, który ma za zadanie związać ręce USA, uniezależnić UE w sferze energetycznej, a co za tym idzie również politycznej, oraz wwieść Ukrainę w nurt polityki rosyjskiej.

A co się tyczy naszych ukraińskich polityków – są oni po prostu bez skrupułów wykorzystywani. Nastroje prozachodnie, wykazywane przez Juszczenkę, u nikogo nie wywołują żadnych wątpliwości – tutaj nic dodać, nic ująć. Dla ludzi tej orientacji to normalne.

Janukowycz oraz Partia Regionów, mimo wszystko nie są aż tak prorosyjscy i w tym rozdaniu wyraźnie wygrali.

Najbardziej wykorzystany został BJuT oraz sama Julia Tymoszenko. Rosjanie jednym strzałem trafili w dwa cele. Po pierwsze Tymoszenko zrobiła to, co jest zgodne z interesami Rosji. O motywach nie mówmy – może to po prostu jej przekonania (chociaż to chyba tylko jeszcze gorzej by o niej świadczyło). Ale po drugie – nie otrzymała ona nic w zamian! Dodatkowo wystawiła się na negatywną opinię swojego prozachodniego elektoratu (jeśli nie całkowicie spaliła samą siebie w ich oczach). Bo posądzanie o układy z Rosją, poważnie nadwątliło jej poparcie i sprawiło, że ma niewielkie szanse na wygraną w wyborach prezydenckich. Nieważne czy ten układ istniał czy nie. A głównym powodem spadku notowań Tymoszenko stali się nie tylko „pomarańczowi”, ale również Partia Regionów, która w ten czy inny sposób wciągnęła ją w tą grę. Dopiero trzecią w kolejności siłą, która uderzyła w Julię Tymoszenko stał się NU-NS (blok „Nasza Ukraina i Ludowa Samoobrona” – przyp. tłum) oraz kancelaria prezydenta.

Niech będzie to podsumowaniem naszej parlamentarnej „burzy w szklance wody”.

Taras Woźniak

Tłum. z ukraińskiego – Dariusz Figura

Kultura Enter
2008/11 nr 04