Strona główna/Debaty społeczne – żeby być lepszym klientem

Debaty społeczne – żeby być lepszym klientem

Przestrzeń publiczna: park, ulica, plac – miejsca gdzie, zgodnie z intencją samorządowych gospodarzy, każdy mieszkaniec i gość powinien czuć się dobrze. Są to jednocześnie przestrzenie traktowane przez władze jak pokoje dziecięce w wielu rodzinach: rodzice zgodnie ze swoim gustem i stanem kieszeni urządzają je dzieciom, które, zadowolone lub nie, mają uszanować to dobro.

Ostatnimi laty w świadomości i rodziców, i samorządowców powoli zachodzą zmiany, których symbolicznym wyrazem w przypadku rodziców jest łatwozmienialna tapeta do pokojów dziecięcych, świetnie nadająca się do rysowania i malowania przez maluchy.

Jeśli chodzi o projektowanie przestrzeni publicznych, wszyscy (lub prawie wszyscy) zainteresowani tym procesem deklarują chęć współpracy. Są to władze samorządowe (inwestorzy), mieszkańcy i architekci. Nikt dziś nie neguje znaczenia partycypacji społecznej w kształtowaniu przestrzeni, szczególnie że w wielu krajach europejskich bezpośredni udział obywateli w projektowaniu swojego otoczenia jest standardem.

Opisano wiele metod, powstały całe systemy działań partycypacyjnych, uwzględniające obok współdecydowania o kształcie konkretnych terenów także techniki mediacyjne i negocjacyjne. Project for Public Spaces czy National Charretter Institute to tylko przykłady organizacji zajmujących się z dobrym skutkiem angażowaniem obywateli do współpracy w kreowaniu przestrzeni publicznych. Znane są przykłady bezpośredniego decydowania mieszkańców nie tylko o kształcie placów i ulic, ale też o finansach miejskich (Niemcy, Wielka Brytania, a wcześniej Brazylia).

Sporo jest też doświadczeń polskich: choćby prezentowane na łamach KulturaEnter działania grupy PlanetWawa[1], czy praktyczny poradnik O partycypacji społecznej w planowaniu przestrzennym opublikowany przez zespół autorów z Centrum Informacji o Środowisku oraz Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN (Warszawa 2007). Z braku miejsca nie piszę o wszystkich materiałach, do których dotarłam. Mam też świadomość, że o wielu ważnych publikacjach nie wiem. Najważniejsze, że zasad partycypacji społecznej i metod konsultacji jest się od kogo uczyć.

Autoportret. Debaty”

Do tego koszyka doświadczeń dołożę praktyczną metodę wspólnego planowania przestrzeni publicznej czyli projekt „Autoportret. Debaty” realizowany przez Małopolski Instytut Kultury (MIK) w ramach programu „Autoportret”[2]. Polega ona na wspólnym (mieszkańcy, architekci, samorząd) wypracowaniu kryteriów zagospodarowania terenu, stworzeniu na ich na ich podstawie konkretnych propozycji, które przedstawione w przystępnej wizualnej formie są poddane szerokiej debacie społecznej w lokalnym środowisku. O szczegółach tej metody, na przykładzie debaty dotyczącej pewnego terenu zielonego w Nowej Hucie, można poczytać na stronie MIK-u.

Jak każda metoda, również ta proponowana przez nas powinna być stosowana we właściwym miejscu i czasie. Sprawdza się ona tam, gdzie jeszcze nie powstał projekt dla danego terenu (ale dobrze jeśli mamy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego)[3] i nie ma też tam poważniejszych konfliktów interesów. Wybrany obszar nie powinien być zbyt duży, za to dobrze znany uczestnikom debaty. Nie jest ona natomiast dobra w przypadku miejsc o szczególnych funkcjach, jakimi są na przykład węzły komunikacyjne czy cenne obiekty historyczne.[4]

Moje osobiste doświadczenie związane ze społecznymi konsultacjami jest – poza doświadczeniem organizatora – także (a może przede wszystkim) doświadczeniem mieszkańca i członka społecznościowej organizacji pozarządowej. Stąd moje szczególne zainteresowanie jednym z aspektów debaty, który w literaturze fachowej opisywany jest albo lapidarnie, albo bardzo teoretycznie, przynajmniej w porównaniu z rozdziałami dotyczącymi metod prowadzenia konsultacji społecznych. Chodzi mianowicie o samo zachęcenie mieszkańców do udziału w konsultacjach.

Bez zainteresowania mieszkańców nawet najlepsza metoda pracy połączona z pełnym zaangażowaniem samorządu i architektów nie przyniesie skutku. Co takiego musi się wydarzyć, żeby dorośli mieszkańcy z własnej woli (nie z racji sprawowanej funkcji czy z nakazu przełożonych) poświęcili czas i siły na wspólną pracę nad koncepcją zagospodarowania terenu lub na udział w mediacjach, jeśli zaistnieje sytuacja konfliktu?

Myślę, że przede wszystkim warto przyjrzeć się dobrze pojętym interesom grup biorących udział w debacie – czyli właśnie mieszkańców, samorządu i architektów. Ja dodałabym jeszcze organizatorów debat. O oczekiwaniach mieszkańców i organizatorów wiem najwięcej – głównie z autopsji, opinii uczestników debat, prasy, opisów przykładów działań partycypacyjnych. O to, czym są debaty dla samorządowców i architektów pytałam ich przy okazji wspólnej pracy.

A zatem krótki przegląd oczekiwań wobec debat i płynących z nich korzyści.

Mieszkańcy

Przestrzeń wspólna – miejska, rzadziej wiejska – to dla mieszkańców teren kłopotliwy. Dopóki nie zmienia swojej funkcji, nie budzi szczególnych emocji. Przychodzi jednak dzień, kiedy ktoś anonsuje zmianę: widzimy geodetów lub wręcz ekipę budowlaną albo czytamy w prasie, że oto powstał nowy projekt dla danego miejsca. Ludzie rozumują: „Jeśli zmiana – znaczy na gorsze”.

Zagrożenie mobilizuje do protestów. Siła listu opatrzonego wieloma podpisami budzi mieszkańców do obywatelskiego życia. Czujemy się pokrzywdzeni – bo nikt nas o zdanie w sprawie zagospodarowania nie pytał. Czujemy się zagrożeni – bo wspólną przestrzeń ktoś chce na pewno wykorzystać dla swoich interesów. Czujemy się wykluczeni – bo nikt nie pokazał nam planów. Zresztą, nawet gdyby plany te przysłano nam do domów, większość z nas nie umiałaby ich odczytać. Nie czujemy się, niestety, klientami architektów projektujących – w końcu dla nas – tę przestrzeń.

Takie pojęcia jak „decyzja o warunkach zabudowy” czy „miejscowy plan zagospodarowania” brzmią abstrakcyjnie, chyba że planowana inwestycja narusza moje osobiste interesy. Równie abstrakcyjne wydaje się udanie do urzędu celem zapoznania się z projektem studium uwarunkowań i kierunków przestrzennego zagospodarowania wyłożonym do publicznego wglądu. Jeśli nawet jakimś cudem zajdziemy czas i odwagę, żeby skorzystać z gwarantowanych nam przez ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym praw , to i tak reprezentować będziemy swój (osobisty lub rodzinny) punkt widzenia. Z poziomu „ja-mieszkaniec” na poziom „my – lokalna społeczność” przemieścić się nie jest łatwo.

Mamy więc swój bagaż doświadczeń sąsiedzkich, swoje frustracje związane z wybranymi przez nas władzami lokalnymi, nieufność (znów ktoś załatwia swoje interesy naszym kosztem) i kompleksy (mam projektować plac? – nie znam się na tym). Z tym bagażem stajemy przed plakatem, który zaprasza na debatę na temat skweru/placu/ulicy. Nie mam czasu, nie wierzę w skuteczność takich spotkań, nie znoszę pieniaczy, którzy zdominują spotkanie, nie ufam organizatorom, nie wiem, kto za tym naprawdę stoi, nie rozumiem komunikatu ma plakacie/ulotce. Albo po fakcie: były jakieś konsultacje? A ja nic nie wiedziałam, znów sami swoi pewnie byli…

Jak dać mieszkańcom szansę zaangażowania na różnych poziomach debaty (nie każdy musi przez całą sobotę pracować z architektami nad koncepcją zagospodarowania)? Jak sprawić, żeby ci, którzy nie włączyli się w debatę nie mieli argumentu: nic nie wiedziałem o jakichś konsultacjach? Jak dobrać właściwy komunikat i jakimi kanałami go przekazać? Jak zbudować skuteczne partnerstwo wokół debaty? Kto zagwarantuje, że nasze zaangażowanie przyniesie oczekiwany skutek, jakim jest przestrzeń wspólna, która, jeśli nawet nie spełnia moich własnych marzeń, będzie zaakceptowana przez całą społeczność?

Samorząd

Samorząd po to został wybrany, by wiedzieć o oczekiwaniach wyborców, nawet w sprawach bardzo lokalnych. A wiec którędy dzieci chodzą do szkoły, które drzewa trzeba wyciąć, a których za żadne skarby nie ruszać. A że często są to te same drzewa – sprawa się komplikuje. Opinie swoich obywateli samorządy otrzymują najczęściej w postaci skarg. Starej prawdzie „wszystkich nie zadowolisz” nie można odmówić trafności.

Oczywiście istnieją bardzo konkretne procedury konsultacyjne. Wymagają one od obywatela dopełnienia pewnych formalności: udania się do urzędu i zgłoszenia swojego wniosku względem wyłożonego do wglądu planu. Inicjatywy dodatkowe wymagają dodatkowej pracy – ktoś musi ją wykonać. Są i koszty, a z pieniędzmi krucho. Z rozmów z urzędnikami i radnymi wynika, że najbardziej są oni zainteresowani działaniami w przypadkach konfliktów – czyli jest zapotrzebowanie na mediatorów i negocjatorów. To tak jakby przedkładać leczenie nad profilaktykę. Jeśli jednak samorząd zechce (odważy się?) zbudować wokół debaty szerokie partnerstwo – nie będzie podejrzewany o stronniczość, a debata nie zmieni się w giełdę skarg i wniosków pod adresem urzędu.

W naszej praktyce skutecznym współorganizatorem debat bywały ośrodki kultury, szkoły czy parafie. Realizatorem debat nie musi być wójt i jego pracownicy. Jednak to na samorządzie spoczywa przekazanie uczestnikom spotkań i warsztatów wiedzy na temat planu zagospodarowania terenu, jego rozmaitych uwarunkowań, historii i kontekstu społecznego. Tymi zadaniami samorząd może podzielić się z innymi lokalnymi organizacjami. Nie może też samorządu zabraknąć jako gwaranta przełożenia efektu debat na przyszłe inwestycje.

Architekci

Współpracujący z MIK-iem przy jednej z debat student architektury zwierzył się, że jest bardzo rozczarowany niską kreatywnością mieszkańców, jeśli chodzi o pomysły na zagospodarowanie terenu zielonego w ich sąsiedztwie. „Autoportret. Debaty” wolontarystycznie wspomagają najczęściej studenci architektury lub młodzi architekci. Ich motywacja bierze się z przekonania, że architekt projektuje zawsze dla kogoś, więc porozumienie z klientem jest sprawą dużej wagi.

Klient zbiorowy różni się tym od indywidualnego, że najpierw musi dojść do porozumienia we własnym gronie. Dzieje się tak kiedy na warsztatach spotykamy swoich sąsiadów i ich punkty widzenia. Bywa, że, trzeba pogodzić na jednym terenie miejsca religijnej zadumy i mały skatepark (jak to było w przypadku debaty o kształtcie parku parafialnego w Mszanie Dolnej). Czasem pomysły są nie do zrealizowania, czasem są możliwości nieznane uczestnikom – tu bezcenna jest edukacyjna rola profesjonalisty.

Oczywiście architekci mogą reprezentować także biuro, które wykona później projekt, mogą to też być specjaliści zatrudnieni do konkretnych debat. Obecność specjalistów w dziedzinie projektowanie przestrzeni jest konieczna, jeśli efektem warsztatów mają być realne propozycje, jak to ma miejsce w przypadku naszych spotkań warsztatowych.

Realizatorzy debat

Zespół „Autoportret. Debaty” to dwie osoby wspierane przez grafika (materiały promocyjne, opracowanie wizualizacji wypracowanych koncepcji) i redaktora tekstów. Korzystaliśmy też z pomocy specjalisty w dziedzinie mediacji społecznej, rewitalizacji i aranżacji wystaw. Jednak z dobrym skutkiem organizatorem debaty może być lokalne stowarzyszenie, pracownicy urzędu, ośrodka kultury, a nawet szkoła lub parafia. Jeśli wokół konsultacji społecznych powstanie kompetentne partnerstwo, można podzielić się obowiązkami czy nawet kosztami.

Potrzebne są różne kompetencje, które można znaleźć na swoim terenie lub zaprosić do współpracy inne instytucje (uczelnie, organizacje pozarządowe). Trzeba jednak pamiętać, że podstawowy warunek udanych debat – czyli liczne i odpowiedzialne uczestnictwo mieszkańców – to zadanie samorządu. Każda społeczność ma swoja specyfikę, więc i sposób komunikacji należy wybrać właściwy. Metody zachęcania obywateli do udziału w debatach mogą doradzić doświadczone w konsultacjach społecznych organizacje. Dobrym rozwiązaniem wydaje się powstanie w każdej gminie zespołu, który wyspecjalizuje się w debatach i mediacjach. Członkowie zespołu powinni reprezentować różne instytucje i zdobyć dzięki wsparci samorządu potrzebne do prowadzenia debat kompetencje.

Być lepszym klientem

Mam nadzieję, że, jeśli chodzi o przestrzeń publiczną, z czasem nauczymy się myśleć o sobie jako o klientach architektów. Oznacza to pewne prawa, ale i odpowiedzialność. Jeśli chcemy mieć doskonały projekt, musimy zrozumieć choć trochę to, czego oczekujemy od profesjonalistów. Innymi słowy musimy stać się lepszym klientem.[5] Debaty na temat kształtu przestrzeni publicznych w naszych miastach i wsiach mają nam w tym pomagać.

Anna Miodyńska


[1] http://kopia-ke.venaart.pl/04mm2.html

[2] www.mik.krakow.pl

[3] A więc istnieją ogólne zasady mające status obowiązującego prawa, co ma być na danym terenie, ale nie wiadomo jeszcze jakie to coś – np. skwer – ma być, jak ma wyglądać (przyp. red.).

[4] Ponieważ wiedza i doświadczenie z tego zakresu zwykle przekraczają kompetencje mieszkańców (przyp. red).

[5] “Nestion Community Newsletter. The Space”, Commision for Architecture and the Built Environment, 2005 (źródło: www.communityplanning.net).

Kultura Enter
2009/01 nr 66

Rok 2005. Uliczne dyskusje na temat przyszłości placu na osiedlu Willowym w Nowej Hucie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2005. Uliczne dyskusje na temat przyszłości placu na osiedlu Willowym w Nowej Hucie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2007. Debaty mieszkańców nad zagospodarowaniem części placu Centralnego w Nowej Hucie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2007. Debaty mieszkańców nad zagospodarowaniem części placu Centralnego w Nowej Hucie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2008. Wystawa wypracowanych przez mieszkańców koncepcji zagospodarowania okolic placu Centralnego w Nowej Hucie połączona z otwartą debatą. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2008. Warsztaty na temat zagospodarowania parku parafialnego w Mszanie Dolnej. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2008. Warsztaty na temat zagospodarowania parku parafialnego w Mszanie Dolnej. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2008. Projektowanie parku w dzielnicy Podgórze w Krakowie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'

Rok 2008. Projektowanie parku w dzielnicy Podgórze w Krakowie. Fot. archiwum 'Portret. Debaty'