ZARZĄDZANIE KULTURĄ. Jak wycenić pracę komiwojażerów idei
Animator kultury ‒ nazwa gatunkowa człowiek zaangażowany ‒ występuje w Polsce na dwóch obszarach:
1/ na zagonach roli społecznej, co sprowadza się do ożywiania przestrzeni kulturowej, głównie poprzez angażowanie ludzi do większej aktywności kulturalnej,
2/ na rozłogach zawodowca, którego praca jest nakierowana na podobne cele jak wyżej, ale działalność jest ściśle określona przez celowość pieniędzy, które temu zawodowcowi są płacone.
O misji, posłannictwie i motywacjach ludzi, którzy odnajdują się w animacyjnej roli społecznej napiszę przy innej okazji. W tym miejscu zastanówmy się nad animatorem zawodowcem.
Gdy rozmawiamy o pensjach, zarobkach i wszystkich innych funduszach, lista pytań w zasadzie się powtarza: komu płacimy, kto płaci, jak płacimy, za co płacimy, ile płacimy.
Podobno gentlemani nie rozmawiają o pieniądzach… Pytanie, czy animator kultury jest gentlemanem, już samo w sobie jest intrygujące i skłania do refleksji. Na potrzeby tego tekstu przyjmijmy, że odpuszczamy sobie noszenie cylindra, ale pomijamy odpowiedź na ostatnie pytanie. Zajmiemy się tylko czterema pierwszymi kwestiami.
Kto żyje z animacji kulturalnej? Komu za nią się płaci?
W Polsce można wyróżnić trzy główne grupy animatorów kultury, którzy swoją misję ożywiania zasobów i potencjałów kulturowych realizują w różnych formach organizacyjnych. Są to:
- przede wszystkim osoby zatrudnione na etatach i mające wpływ na kształt lokalnych instytucji kultury. Animatorzy „instytucjonalni” są związani głównie z domami kultury, bibliotekami, lokalnymi lub regionalnymi muzeami. Do tej kategorii można także zaliczyć niewielką liczbę animatorów, którzy pracują i współtworzą instytucje o zasięgu regionalnym lub ogólnopolskim. To ważne postaci na animacyjnej mapie Polski, ale prawdziwa siła animacji kulturalnej tkwi w społecznościach lokalnych i instytucjach samorządowych.
- osoby działające i zatrudnione w organizacjach pozarządowych. To coraz bardziej licząca się grupa animatorów kultury. Przy czym, mogę nie być obiektywny, bo sam do tej społeczności należę. Jestem bowiem silnie związany z tzw. trzecim sektorem i pokładam w nim wiele nadziei. Jestem przekonany, że ta grupa będzie się aktywnie rozwijać, charakteryzuje się bowiem większą niż „instytucjonalni” niezależnością wobec bieżących wpływów polityki, ma silne motywacje pozapłacowe, jest bardziej elastyczna… Co ważne, pobieżne obserwacje wskazują, że „pozarządowi” to środowisko ludzi młodszych, bardziej mobilnych i kreatywnych niż „instytucjonalni”. Kreatywnych głównie dlatego, że duża część tych osób jeszcze nie wie, że się nie da:-)
- wolni strzelcy i samotne wilki lub też ‒ jak mawia mój przyjaciel prowadzący taki tryb życia ‒ komiwojażerowie idei. To ostatnie określenie wydaje mi się najtrafniejsze. To grupa trudna do policzenia. Są to najczęściej ludzie ogarnięci pasją, manią prześladowczą w stosunku do jakiejś idei, którzy próbują się dogadać ze „ślepcami”, żeby i ci nieświadomi uznali, że i im ta idea jest niezbędna do życia. Przy czym tą ideą może być skrawek ziemi albo piękna tradycja.
Przedstawicieli wszystkich tych środowisk można było zobaczyć na łące II NieKongresu Animatorów Kultury w Lubiążu. I uwierzcie mi ‒ nie ma najmniejszego kłopotu z ustaleniem kto z jakiej gildii animacyjnej pochodzi. To widać, słychać i czuć…
Kto i jak płaci animatorom kultury?
Pierwszy kłopot to określenie, za co powinno się płacić w przypadku animacji kulturalnej. Działania animacyjne trudno bowiem powiązać z tradycyjnymi formami zatrudnienia i sposobami rozliczania pracy. Wielogodzinne rozmowy z mieszkańcami na ławeczce przed domem kultury, które mogą być najlepszych narzędziem do ich aktywizacji, słabo dają się rozpisać w grafikach i harmonogramach. Czytelnictwo mierzone liczbą wypożyczonych romansów i kryminałów ma się nijak do społecznej terapii kulturą, jakże skutecznej w relacjach bibliotekarka-animatorka, a osoba samotna, dla której jedynym przyjacielem dotychczas była książka.
Warto zatem przyjąć, że specyfika pracy animatorów wymaga różnorodnych sposobów transferu pieniędzy. Czeka nas pewnie w tym względzie wiele dyskusji. Ja przyjąłem założenie, że „płacą” jest nie tylko pensja wynikająca z etatu, ale także inne, np. stypendialne, sposoby wsparcia animatorów kultury.
Największym płatnikiem dla animatorów kulturalnych są lokalne samorządy. Budżety gminne finansują działania z tego obszaru w różnych formach. Są to przede wszystkim:
- dotacje bezpośrednie na utrzymanie lokalnych instytucji kultury, których organizatorem i prowadzącym jest w zasadzie monopolistycznie tenże samorząd terytorialny
- pieniądze dystrybuowane w ramach gminnych programów współpracy z organizacjami pozarządowymi i powiązanymi z nimi konkursami grantowymi, na co głównie mogą liczyć organizacje pozarządowe zajmujące się animacją kulturalną
- pieniądze gminne z tzw. funduszy obywatelskich, wydawane w partycypacji z obywatelami. Animacja kulturalna nieśmiało zaczyna z nich korzystać. Są to np. fundusze sołeckie czy budżety obywatelskie. Po przedyskutowaniu tematu z animatorami z całego kraju sądzę, że ten nurt finansowania, pomimo wpadek i wątpliwości, jest postrzegany jako pozytywny i przyszłościowy. Warto śledzić jego rozwój!
- samorządowe programy stypendialne różnego typu, dystrybuowane bezpośrednio lub poprzez fundacje. Animacja kulturalna (w odróżnieniu od edukacji kulturalnej) jest w nich uwzględniana słabo, ale potencjalny kanał wsparcia istnieje.
Oczywiście istnieją także sposoby finansowania przez instytucje centralne. W przypadku animacji kulturalnej głównie przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i jego ‒ chciałoby się powiedzieć ‒ zbrojne ramię, czyli Narodowe Centrum Kultury. Tu proponuje się:
- konkursy grantowe finansujące projekty z zakresy animacji kulturalnej zarówno te realizowane przez instytucje, jak i organizacje pozarządowe
- programy zmieniające charakter lokalnych instytucji kultury na bardziej animacyjne, np. Dom Kultury +
- stypendia wspierające bezpośrednio animatorów kultury.
Bardzo różnorodny, ale i stale zmieniający się jest sektor finansowania pozarządowego. Projekty z zakresu animacji kulturalnej przeznaczone są dla fundacji zajmujących się zarówno wspieraniem kultury, jak i na przykład społecznie odpowiedzialnego biznesu.
Nowy nurt finansowania
Rodzi się także nowy nurt finansowania społecznościowego (crowdfunding), przez takie platformy jak PolakPotrafi.pl czy Zrzutka.pl. Animatorzy kultury sięgają po te narzędzia nieśmiało, choć coraz częściej.
Zdarza się, że animatorzy korzystają z usług lub sami się stają fundraiserami, czyli ludźmi, którzy dokonują montażu finansowego różnych źródeł poprzez aktywne zabieganie o środki w instytucjach, firmach i organizacjach.
Pozostaje jeszcze pamiętać o indywidualnym odbiorcy działań animacyjnych, bywa bowiem, że ludzie łożą prywatne środki na to, aby oni lub ich dzieci uczestniczyły w tego typu aktywnościach. Po pierwsze jednak gotowość taka jest bardziej widoczna w przypadku edukacji kulturalnej. Po drugie zazwyczaj stanowi to niewielki udział w ogólnych kosztach działań animacyjnych, co wynika z natury animacji, niejako z założenia skierowanej do ludzi, których apetyt na kulturę nie jest jeszcze w pełni rozbudzony.
Konkursy grantowe
Na koniec słowo o najpopularniejszej formie finansowania ‒ konkursach grantowych. Korzystają z nich właściwie wszystkie grupy animatorów. Życie od projektu do projektu jest chyba największym wyzwaniem dla organizacji pozarządowych. Niestety wpędza niektóre z nich w stan permanentnej grantozy. Określenie to oznacza model segmentacji animacji kulturalnej, która przestaje być procesem nastawianym na długotrwały rozwój kompetencji kulturowych, a staje się chaotycznym zbiorem doraźnych działań od Sasa do lasa, pod dyktando kolejnych konkursów grantowych. O zagrożeniach dla animacji w tym modelu finansowania napiszę w innym tekście, teraz ograniczę wywód do jednej przestrogi: grantoza w organizacji oznacza zagrożenia dla misji ‒ przez ciągłe skracanie perspektywy widzenia naszego posłannictwa, ale też wypaczenia związków przyczynowo skutkowych i brak skuteczności w kreowaniu rozwoju. I tak z „agenta pozytywnej zmiany”, organizacja (a wraz nią animatorzy) przeistacza się w „pykacza projektów”, bez znaczącego wpływu na przestrzeń kultury.
Za co nam płacą?
Pytanie trudne, bo ci, którzy płacą, z rzadka i mało precyzyjnie formułują swoje oczekiwania. Fakt, że z kulturą jest związane ok 0,7% zatrudnionych (i tak po prawdzie nie wiadomo, ilu w tym animatorów kultury), jakoś to wyjaśnia. Nie jesteśmy centrum zainteresowania ani ze względu na liczbę zatrudnionych, ani wysokość budżetów, którymi dysponujemy. Jeśli coś jest naszą siłą, to chyba bardziej domniemany niż rzeczywisty rząd dusz przypisywany kulturze.
Dla mnie obszar naszej przydatności ‒ z punktu widzenia tych, którzy dają pieniądze ‒ jest opisany dwoma granicznymi oczekiwaniami. Pierwszym jest zadanie upowszechniania wartości autotelicznych związanych z kulturą, np. piękna, harmonii, duchowości, dialogu symbolicznego… Na drugim biegunie stoi najbardziej prymitywne manipulowanie ludźmi poprzez propagandę, służące jedynie wygrywaniu kolejnych wyborów przez osoby mające wpływ na finansowania kultury. Pierwsze oczekiwanie jest dla mnie pewnym ideałem oświeconego mecenatu ludzi zanurzonych w kulturze. Drugie patologią władzy opanowanej przez cwaniaków bezrozumnie niszczących tkankę kulturową. Jak jedna czy druga postawa rozkładają się wśród decydentów i pracodawców w Polsce ‒ trudno powiedzieć. Jedno jest pewne ‒ przykłady obu zachować w polskiej animacji kulturalnej znaleźć dość łatwo.
W imię rozwoju jednostki i wspólnoty
Gdzieś pomiędzy tymi biegunami sytuuje się utylitaryzm animacji kulturalnej w imię rozwoju jednostki i wspólnoty. W ostatnich latach w związku z szerszymi procesami zmienia się także widzenie sposobów finansowania animacji. Do niedawna najważniejszym celem interwencji publicznych był rozwój empowermentu, w duchu idei człowieka aktywnego, z poczuciem pełnego sprawstwa, mającego motywacje i kompetencje do kooperacji z innymi. Animacja kulturalna nawiązywała w jakimś stopniu do interakcjonizmu symbolicznego, w którym organizacja obiegu i dialogu wokół symboli miała gwarantować rozwój nie tylko człowieka jako jednostki, ale także tworzyła i wzmacniała wspólnoty, pozwalała definiować tożsamości.
Panowała zgoda, że są to procesy wieloletnie, rozłożone nawet na pokolenia. W ewaluacjach i ocenach dominowały podejścia jakościowe. Pojęcia, które nam w opisach towarzyszyły, były miękkie i szerokie jak „przestrzeń” lub „proces”. Niedawno prof. Marek Rymsza podczas jednego z wykładów, któremu się przysłuchiwałem, zwrócił uwagę, że w tym obszarze następuje dość istotna i symptomatyczna zmiana. Świat interwencji publicznych, nie tylko w Polsce, ale i w Europie, kieruje się w stronę określania zadań dla polityk publicznych mierzonych wskaźnikami ilościowymi i standaryzowania procedur interwencji. Pojęciami podstawowymi zaczynają być „usługa” lub „produkt”. Upraszczam oczywiście, pewnie nawet w sposób nie bardzo uzasadniony, ale moje kontakty z animatorami kultury wskazują, że jest coś na rzeczy. Praca metodą projektu nie jest już tylko metodą dystrybucji środków, ale staje się istotnym wyznacznikiem jakości pracy animatora.
Zgubna statystyka
Osoby i instytucje finansujące animację kulturalną coraz częściej oczekują, że będziemy pokazywać „konkretne” zmiany, które idą za naszymi zadaniami. „Konkretne” oznacza coraz częściej właśnie liczone statystycznie lub takie, które dają gwarancję zmiany obserwowanej w krótkiej perspektywie czasu. Przechodzimy z naszą ofertą animacyjną ze sfery szeroko rozumianego rozwoju zrównoważonego, w sferę rynku usług publicznych.
Osobiście mnie to niepokoi, ponieważ oznacza system dalszego spłycania refleksji na temat zmiany kulturowej realizowanej przez animatorów, a tym samym obniżenie statusu animatora kultury. Inna sprawa, czy zniechęci to nas, animatorów, do porzucenia zawodu? Myślę, że odpowiedzią jest parafraza dowcipu, który wiele lat temu opowiadał znany muzyk jazzowy Adam Went o swoich kolegach po fachu. Otóż, gdy animator kultury wygrał milion złotych w Totolotka i zapytano go, co zrobi z taką sumą pieniędzy, po głębokim namyśle odpowiedział: Cóż! Teraz będę… animował kulturę… Będę animował kulturę… BĘDĘ ANIMOWAŁ, DOPÓKI MI PIENIĘDZY WYSTARCZY!:-)
Jacek Gralczyk
Jacek Gralczyk – edukator, animator, wykładowca w Collegium Civitas, trener m.in. w Stowarzyszeniu Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL.
Projekt Dzielnice Kultury: Zielony Kocyk 2013, Lublin. Fot. Marcin Butryn
7-9 lipca 2016 w Lubiążu odbył się II NieKongres Animatorów Kultury. Fot. Zbigniew Mieruński
Jacek Gralczyk (z prawej) na II NieKongresie Animatorów Kultury. Fot. Zbigniew Mieruński
Warsztaty street dance. Animatorzy proponują bardzo różne formy aktywności. Fot. Marcin Butryn
Warsztaty animacji poklatkowej. Jak wycenić pomysły? Fot. Marcin Butryn
Projekt: Wyhaftuj sie. Sztuka na talerzu. Jak płacić za podtrzymywanie tradycji? Fot. Marcin Butryn
Warsztaty realizacji dźwięku. Ile powinno kosztować zachęcanie do nowych technologii? Fot. Marcin Butryn
Zielony kocyk. Jak oszacować wartości integracyjne i międzypokoleniowe projektów animacyjnych? Fot. Marcin Butryn