Strona główna/PRZYJAZNE MIASTO. Brudne talerze i inne atrakcje

PRZYJAZNE MIASTO. Brudne talerze i inne atrakcje

Jeśli lubicie pozytywne zaskoczenia, nie czytajcie tego tekstu, tylko w ciemno rezerwujcie czas na wycieczkę do Świata Astrid Lindgren w Vimmerby. Jeśli zaś jesteście animatorami kultury, pedagogami lub projektantami otoczenia, przeczytajcie artykuł koniecznie.

Wiemy, że Astrid Lindgren (1907−2002) stworzyła postaci należące do klasyki literatury dziecięcej, takie jak Lisa i Lasse z Dzieci z Bullerbyn czy Pippi Pończoszanka, ale co stworzyło Astrid Lindgren? Takie pytanie zadawałem sobie, jadąc do Vimmerby, rodzinnego miasta pisarki, żeby zwiedzić jej muzeum i park rozrywki oparty na jej książkach. Z pomysłem wycieczki wyszła żona, która prowadzi rodzinny fanklubu autorki Emila ze Smalandii. Ja natomiast − jako animator kultury ze specjalizacją kultura przestrzeni − należę do fanów ciekawych miejsc, więc chętnie przyklasnąłem temu… wydatkowi.

Vimmerby to ośmiotysięczne miasteczko w Szwecji, 200 km na północ od Karlskrony, 300 km od Sztokholmu, 320 km od Ystad i Malmö − wszędzie stąd daleko. Miasteczko leży więc rzeczywiście za górami, za lasami, jak przystało na bajkowy świat. Dlaczego autorką kultowych dziecięcych lektur stała się osoba, która urodziła się i spędziła dzieciństwo w takiej dziurze, na wiejskiej farmie, a nie w mieście? Gdyby Pippi mieszkała w kamienicy, też pewnie byłaby niegrzeczna i buntowałaby się przeciw konwencjom dorosłych, ale czy byłaby równie radosna?

Skansen bajek

Kiedy dorośli zabierają się za adaptacje literatury dla dzieci, często efekty ich pracy są przygnębiające. W Świecie Astrid Lindgren jest jednak inaczej − jakby zaprojektowali go wierni czytelnicy książek pisarki, którzy wreszcie mogli dać upust swoim dziecięcym fantazjom. Na każdym kroku widać tu radość tworzenia.

Na ogół kiedy oglądamy dom, w którym mieszkał ktoś sławny, zwiedzamy muzeum wnętrz lub skansen, myślimy sobie: „A więc tak kiedyś żyli ludzie”. Spacerując po parku Astrid Lindgren, trudno oprzeć się podobnej refleksji: „A więc tak mieszkała Lotta z ulicy Awanturników!”. Kiedy w willi Śmiesznotki widzimy naleśniki przylepione do sufitu, dokładnie jak w książce, dzieci przyjmują to za oczywistość, ale my, dorośli, zamieramy zaskoczeni, że oto nagle bajka staje się rzeczywistością.

Naleśniki na suficie to tylko jeden z wielu środków służących przeniesieniu gości Świata Astrid Lindgren w „inną” realność. Podstawą jest zabawa krajobrazem, która zaczyna się dość niewinnie, od prostej w formie fontanny. To ona wita wchodzących. W pobliżu można pożyczyć praktyczny wózek do transportu torby i zmęczonego dziecka. Stąd odchodzą dwie urokliwe uliczki ‒  ze sklepami i gastronomią w budynkach o standardowych gabarytach. Ale to zaledwie „hol” parku, który, jak to w bajkach bywa, zmusza do wyboru kierunku: w prawo czy w lewo? Nie znajdziemy tu głównej osi organizującej przestrzeń. Właściwy park przypomina labirynt, w którym oczywiście należy się zagubić. W odnalezieniu drogi pomagają trzy „punkty nawigacyjne”. Jednym jest kraina Pippi Långstrump, czyli Pippi Pończoszanki.

Zabawa krajobrazem

To miejsce doskonale wprowadza w klimat i filozofię całego parku, dlatego warto od niego zacząć. Jest tam „małe miasteczko”, będące pomniejszoną wersją dawnego centrum Vimmerby. Wszystko jest tu mniejsze od oryginału, nawet drzewa. Wprowadza to zwiedzających w nastrój zakwestionowania znanego porządku rzeczy. Nic tu nie jest oczywiste, zwłaszcza że w niektórych domkach „małego Vimmerby” mieszczą się prawdziwe sklepy ze słodyczami, do których prowadzą standardowe wejścia od tyłu. Dobrze się złożyło, że dzień wcześniej zwiedzaliśmy prawdziwe centrum Vimmerby. W tematycznym parku udało się nam odszukać miniaturę budynku, w którym jedliśmy kolację.

Zerwanie z konwencją skali obnaża umowność znanego świata i otwiera zupełnie nowe możliwości jego postrzegania. Bardzo podobne, wydawałoby się dziecinne zabiegi, są stosowane również w dorosłym świecie jako inspiracje do zupełnie poważnej kreatywności (np. podczas warsztatów dla pracowników korporacji), która często wynika z radykalnej zmiany perspektywy spojrzenia na codzienność.

We wnętrzach o zaburzonej skali dorośli mogą się poczuć jak olbrzymy, a dzieci ‒ jak dorośli. Z kolei w domu Nilsa Paluszka dzieci mogą się wdrapać na ogromny stół albo regał, albo mogą wejść pod wielkie łóżko i przez mysią dziurkę (tym razem ogromnych rozmiarów) przecisnąć się do piwnicy z wielkim klozetem. W ten sposób przenoszą się w „inny wymiar” i dosłownie, i w przenośni. Znamy to z Alicji w Krainie Czarów, Podróży Guliwera czy choćby filmu Kingsajz. Chęć spojrzenia na świat oczami olbrzyma lub Calineczki zalicza się do archetypicznych ludzkich tęsknot.

Kontrapunktem do tych szaleństw wyobraźni jest natura, czyli pięknie utrzymany park, z licznymi miejscami do odpoczynku i stołami do piknikowania wśród drzew (w Polsce stoły zostały wyparte przez grille, Szwedzi pozostają wierni tradycji). Zieloną przestrzeń urozmaicają oczka wodne i strumyki bogato porośnięte roślinnością oraz zagrody z żywymi zwierzętami. Wśród zieleni rozrzucono osiem amfiteatrów różnej wielkości, w których wystawia się przedstawienia teatralne.

Zabawa teatrem

Na pierwsze zaprosiła nas sama Pippi, razem ze swoim tatą Kapitanem Pończochą i jego marynarzem. Całą trójkę, raźno maszerującą przez „małe Vimmerby”, słychać było z daleka. Zarażali energią i trudno było nie podążyć za nimi, nawet jeśli ktoś, tak jak ja, unika tego typu atrakcji, bo na ogół okazują się słabe i zbyt dziecinne nawet dla dzieci. Dlatego też na początku zlekceważyłem zapowiedź 23 teatralnych epizodów, które można zobaczyć w parku. Byłem w błędzie.

Spektakle plenerowe w Świecie Astrid Lindgren są nieodłączną częścią krajobrazu. Albo inaczej: krajobraz i przedstawienia są samodzielnymi dziełami sztuki, które się dopełniają. W każdym przedstawieniu bierze udział co najmniej kilku aktorów, dorosłych i dzieci. Są także: zwierzęta (konie), taniec, elementy akrobatyki, sceny walki, dialogi i piosenki. Kolejne przedstawienia ogląda się jak odcinki musicalu. Przy czym aktorzy mają do dyspozycji scenę o rozmiarach nieodstępnych w teatrze repertuarowym: ojciec Pippi przypływa statkiem naturalnej wielkości a bohaterowie Ronji, córki zbójnika uganiają się po blankach sporego zamku. Rozmach scenografii zdumiewa, a gra i sprawność występujących budzą uznanie. Wprawdzie aktorzy wypowiadają kwestie po szwedzku, ale dla fanów twórczości Astrid Lindgren bariera językowa nie istnieje, znają sceny na pamięć.

Każde z przedstawień trwa około pół godziny i kończy się tym, o czym marzą wszystkie dzieci: fizycznym przekroczeniem magicznej bariery pomiędzy sceną i widownią, kiedy to aktorzy zapraszają widzów na scenę. Wchodząc do wnętrza lub jaskini, które przed chwilą były scenografią, nie widzi się jednak dekoracji. Drugiej strony nie ma. Jesteśmy w środku opowieści, w bajce. Zbójnicy zagadują dzieci, Pippi podśpiewuje, Bracia Lwie Serce organizują konkurs strzelania z łuku, Karlsson zjeżdża z dziećmi na ślizgawce, w zamku pachnie dziegciem i można poleżeć na wymoszczonym skórami zapiecku… A ponieważ napływa nowa fala widzów, za chwilę zacznie się kolejna odsłona show.

Zabawa detalem

Już na pierwszy rzut oka widać w Vimmerby niezwykłą dbałość o realizm szczegółów. W spiżarni w miasteczku Braci Lwie Serce znajdziemy nie tylko jajka i szynkę wyglądające jak prawdziwe, ale zauważymy też, że jedna z żerdzi „właśnie” spadła i produkty leżą w nieładzie. Aż się chce komuś o tym powiedzieć, żeby posprzątał. Jaskinia jest oczywiście sztuczna, ale „skały” są zimne i chropowate jak szwedzki granit. Zadbano również o detale w parku: płoty są wiązane łykiem, siano suszy się na tradycyjnych żerdziach, a między stolikami lodziarni stoi prawdziwy traktor, na który każde dziecko może się wdrapać.

Można wręcz mówić o szwedzkim stylu w odtwarzaniu szczegółów, bo z podobnym dopracowanie detali spotkamy się a także w Junibacken w Sztokholmie, bajkolandzie poświęconym także innym postaciom szwedzkiej literatury dziecięcej. Ta atencja dla przedmiotów życia codziennego zdaje się być narodową cechą Szwedów, ponieważ spotykamy się z nią również w licznych domowych muzeach, w których prywatne osoby gromadzą i udostępniają świadectwa materialnej przeszłości rodzimej okolicy.

Trzeba jednak zaznaczyć, że wszystkie detale w Świecie Astrid Lindgren opowiadają jakaś historię albo służą do jej opowiadania. Są ‒ można by powiedzieć ‒ interaktywne. Wszystkiego można dotknąć, wszystkim można się pobawić, na przykład w podwieczorek, sklep, gotowanie… Takie podejście wpisuje się w szwedzkie bezpretensjonalne poczucie humoru i luz, podszyty trochę niemiecką rubasznością albo może raczej wiejskim realizmem. To dlatego odtwarzając dom Karlssona, nie zapomniano o wychodku, a tytułowe talerze na suszarce w kuchni Pippi są brudne. Szwedzi życzliwie podchodzą do wad swoich bohaterów literackich, a więc pewnie i do swoich wad także. Czy w Polsce eksponowalibyśmy brudne talerze w czyjejkolwiek kuchni?

A my co?

Nasuwa się pytanie, czy dałoby się otworzyć podobny „skansen bajek” na bazie polskiej literatury? Mamy przecież Pana Kleksa i Sierotkę Marysię, i krasnoludki… Jednak dzisiaj najpopularniejszą polską bajką wydaje się być socrealizm i tę opowieść faktycznie dałoby się odtworzyć ze szczegółami. Wdzięcznym tematem parku mogliby być Czterej Pancerni, w których bawiły się na podwórkach kolejne pokolenia dzieci. Ale czy odtworzenie realiów wojny może nieść radość? Pozostają kreskówki, łącznie z nieśmiertelnym Koziołkiem Matołkiem. Tyle że trzeba by bardzo uważać, żeby park tematyczny nie zamienił się w Krupówki − z Misiami czyhającymi na dzieci, żeby naciągnąć je na fotki. A może park komiksów? Świat Kajka i Kokosza wciąż jest obecny w zbiorowej wyobraźni, o czym świadczą jego podświadome realizacje w architekturze przydrożnych zajazdów. Z kolei Tytus, Romek i A’tomek wydają się trudniejsi do wizualnego odwzorowania, ale ich przygody niosą potencjał edukacyjny. Ciekawe zabawy ze skalą − dodatkowo w dobrze dzieciom znanych realiach szkolnych − można by zaproponować przy okazji odtworzenia historii Plastusia.

Czyli, jednak możliwości są. Brakuje pomysłu i narodowej zgody. Nie mamy naszej Astrid Lindgren, która zapewnia Szwedom i kanon, i metodę, ale mamy zastępy animatorów kultury, organizatorów czasu wolnego, pedagogów i projektantów otoczenia, dla których wszystkie wspomniane efekty pozytywnych magicznych wrażeń są kamieniem filozoficznym ich pracy. Wydaje się, że poczucie odrealnienia, cudowności, oszołomienia pozostają społecznymi potrzebami niezależnie od wieku. Osiąganiu euforycznego rauszu służą przecież wszelkie chemiczne stymulanty, typu nikotyna, alkohol, dopalacze, narkotyki, a także… wnętrza galerii handlowych, urządzone tak, by wprawiać klientów w stan radosnego podniecenia. Szwedzki Świat Astrid Lindgren proponuje te same emocje, ale wywołane naturalnie, bez szkodliwej chemii i nachalnej komercyjnej manipulacji. Może warto się od Szwedów tego nauczyć?

Nie ma wolności bez swobody

Już poza terenem parku rozrywki, przy plebanii, przed którą rośnie pierwowzór Lemoniadowego Drzewa, rzut kamieniem od domu, w którym pisarka spędziła dzieciństwo ‒ znajduje się Muzeum Astrid Lindgren. Kilka epizodów z jej życia wyróżniono trójwymiarowymi aranżacjami. Na jednej widzimy pisarkę jeszcze jako dziecko, kiedy spaceruje niczym linoskoczek po belce w stodole dobre kilka metrów nad ziemią. Nie uznalibyśmy tego za dobry przykład dla dzieci, choć w swoich wspomnieniach pisarka podkreśla, że na wsi takie zabawy nie należały do rzadkości. Na kolejnej aranżacji dorosła już Astrid potyka się i łamie nogę. Zestawienie tych epizodów wydaje się celowe. Ma skłonić do refleksji na temat bezpieczeństwa. Jak na ironię pisarka złamała nogę, idąc „bezpieczną” parkową alejką w Sztokholmie. Z drugiej strony, właśnie dzięki temu wypadkowi, zmuszona do siedzenia w domu, napisała pierwszą część Pippi. To wypadek dał jej impuls do twórczej pracy.

Astrid Lindgren dotyka w swoich książkach problemu równowagi między bezpieczeństwem a swobodą. Pisarka stała na stanowisku, że prawidłowy rozwój dziecka wymaga zgody na podejmowanie ryzyka, próbowania się z materią ‒ aby dziecko miało szansę poznać granice niebezpieczeństwa, ale także odwagi i własnych możliwości. Dzieciństwo wymaga też taplania się w błocie, łapania robaków i moczenia nóg w kałuży. To dlatego w parku rozrywki Astrid Lindgren leżą konary wypolerowane przez małe rączki i nóżki, a także kamienie bez atestu, pod którymi ziemia nie jest wyłożona gumowym korkiem − inaczej niż na naszych placach zabaw, gdzie wszystko jest przewidywalne i najczęściej ogrodzone. Pippi na plakacie filmowym nosi brudny fartuszek. Plama świeci jak tajemniczy symbol, manifest tego czegoś, co być może utraciliśmy, zaburzając proporcje między bezpieczeństwem a swobodą. Czy staliśmy się przez to narodem Capów Domowych?

Radosny rodzinny flow

Od strony formalnej Świat Astrid Lindgren w Vimmerby jest parkiem rozrywki, czyli przedsięwzięciem biznesowym, proponującym atrakcyjny sposób spędzania wolnego czasu za pieniądze. Oferta dotyczy dzieci, ale jest skierowana również do dorosłych, bo przecież to oni decydują i płacą. Wielu rodziców liczy na podwójny zysk: radość dla dzieci i czas wolny dla siebie, a faktycznie mogą mieć go sporo ‒ nawet osiem godzin nie wystarczy, żeby obejrzeć wszystkie atrakcje. Problem tylko w tym, że park rozrywki Astrid Lindgren wciąga także dorosłych.

Odwiedzinom w parku towarzyszy dydaktyczna misja popularyzacji czytelnictwa, ale również popularyzacji filozofii organizowania i przeżywania dzieciństwa, o których wspomniałem powyżej. Dlatego też park w Vimmerby nie jest typowym fikolandem, w którym dzieci robią, co chcą, a mamy piją kawę. Tutaj maluchy mogą się poczuć jak dorośli, a dorośli jak dzieci. Dzięki temu różne pokolenia spotykają się na tym samym gruncie i faktycznie wspólnie spędzają czas, dzieląc się pozytywnymi wrażeniami. A nie od dziś wiadomo, że wszystko co robią rodzice jest dla dziecka przykładem. Kiedy więc rodzice się śmieją, dobry humor udziela się dzieciom, a to z kolei nakręca rodziców i w ten sposób efekt się potęguje, i rodzina osiąga radosny flow, zapominając o troskach. Człowiek jest istotą społeczną i lubi się śmiać w grupie. To samo dotyczy podziwiania lub chwalenia. Wprawiając w podziw rodzica, tego samego uczymy dzieci, a każde pozytywne doświadczenie wpływa potem na ich dorosłe życie i stosunek do innych ludzi.

Być może Vimmerby przyciąga dlatego, że z opowieści Astrid Lindgren płynie wciąż aktualny przekaz: pamiętajmy o naturze, swobodzie, wyobraźni i prostych emocjach, które przeżywamy z innymi ludźmi. Pamiętajmy o tym szczególnie w naszych współczesnych miastach, które, mimo że oferują tyle cudów techniki, rodzą smutne młodzieżowe subkultury. Dajmy dzieciom szansę, aby ‒ zanim uciekną w media i używki ‒ mogły uciec do… ogrodu.

Marcin Skrzypek

Marcin Skrzypek ‒ pracownik Ośrodka Brama Grodzka‒Teatr NN, aktywista Forum Kultury Przestrzeni, animator aktywności obywatelskiej, członek Orkiestry Świętego Mikołaja.

Spełnienie marzeń w krainie Nilsa Paluszka: wreszcie można pochodzić w butach po stole. Fot. (i wszystkie poniżej) Marcin Skrzypek

Spełnienie marzeń w krainie Nilsa Paluszka: wreszcie można pochodzić w butach po stole. Fot. (i wszystkie poniżej) Marcin Skrzypek

W Świecie Astrid Lindgren można wypożyczyć praktyczne wózki na torbę i dziecko.

W Świecie Astrid Lindgren można wypożyczyć praktyczne wózki na torbę i dziecko.

Jest tam „małe miasteczko”, będące pomniejszoną wersją dawnego centrum Vimmerby.

Jest tam „małe miasteczko”, będące pomniejszoną wersją dawnego centrum Vimmerby.

W miniaturze Vimmerby dziecko może się poczuć jak olbrzym lub dorosły.

W miniaturze Vimmerby dziecko może się poczuć jak olbrzym lub dorosły.

Kapitan Pończocha przypływa do krainy Pippi Pończoszanki prawdziwym statkiem...

Kapitan Pończocha przypływa do krainy Pippi Pończoszanki prawdziwym statkiem...

... a bohaterowie Ronji, córki zbójnika, uganiają się po blankach sporego zamku.

... a bohaterowie Ronji, córki zbójnika, uganiają się po blankach sporego zamku.

Każde z przedstawień trwa około pół godziny...

Każde z przedstawień trwa około pół godziny...

... i kończy się tym, o czym marzą wszystkie dzieci: fizycznym przekroczeniem magicznej bariery pomiędzy sceną i widownią, kiedy to aktorzy zapraszają widzów na scenę.

... i kończy się tym, o czym marzą wszystkie dzieci: fizycznym przekroczeniem magicznej bariery pomiędzy sceną i widownią, kiedy to aktorzy zapraszają widzów na scenę.

Jesteśmy w środku opowieści, w bajce.

Jesteśmy w środku opowieści, w bajce.

Zbójnicy zagadują dzieci, Pippi podśpiewuje, Bracia Lwie Serce organizują konkurs strzelania z łuku...

Zbójnicy zagadują dzieci, Pippi podśpiewuje, Bracia Lwie Serce organizują konkurs strzelania z łuku...

W spiżarni w miasteczku Braci Lwie Serce znajdziemy nie tylko jajka i szynkę wyglądające jak prawdziwe, ale zauważymy też, że jedna z żerdzi „właśnie” spadła i produkty leżą w nieładzie.

W spiżarni w miasteczku Braci Lwie Serce znajdziemy nie tylko jajka i szynkę wyglądające jak prawdziwe, ale zauważymy też, że jedna z żerdzi „właśnie” spadła i produkty leżą w nieładzie.

... odtwarzając dom Karlssona, nie zapomniano o wychodku, a tytułowe talerze na suszarce w kuchni Pippi są brudne...

... odtwarzając dom Karlssona, nie zapomniano o wychodku, a tytułowe talerze na suszarce w kuchni Pippi są brudne...

Zadbano również o detale w parku: płoty są wiązane łykiem, siano suszy się na tradycyjnych żerdziach instruktor uczy pracowników, jak powinni narzucać siano na żerdzie.

Zadbano również o detale w parku: płoty są wiązane łykiem, siano suszy się na tradycyjnych żerdziach [instruktor uczy pracowników, jak powinni narzucać siano na żerdzie].

Spełnienie marzeń w krainie Nilsa Paluszka: wersja ogrodowa.

Spełnienie marzeń w krainie Nilsa Paluszka: wersja ogrodowa.

Toaleta podtrzymująca więzi społeczne i budująca zdrowy dystans do wszystkiego co ludzkie; domowe muzeum na wyspie Sollerön.

Toaleta podtrzymująca więzi społeczne i budująca zdrowy dystans do wszystkiego co ludzkie; domowe muzeum na wyspie Sollerön.

Dom Astrid Lindgren; własność prywatna, udostępniany do zwiedzania w grupach

Dom Astrid Lindgren; własność prywatna, udostępniany do zwiedzania w grupach

Ponoć tak to się zaczęło. Ilustracja w Muzeum Astrid Lindgren, pokazująca przełomowy moment w życiu pisarki, czyli potknięcie w parkowej alejce. Wskutek tego wypadku autorka złamała nogę i, unieruchomiona w łóżku, zaczęła z nudów pisać książkę dla dzieci.

Ponoć tak to się zaczęło. Ilustracja w Muzeum Astrid Lindgren, pokazująca przełomowy moment w życiu pisarki, czyli potknięcie w parkowej alejce. Wskutek tego wypadku autorka złamała nogę i, unieruchomiona w łóżku, zaczęła z nudów pisać książkę dla dzieci.

Lemoniadowe Drzewo i fanklub Astrid Lindgren rodziny Skrzypków.

Lemoniadowe Drzewo i fanklub Astrid Lindgren rodziny Skrzypków.

Pomnik Astrid Lingren w parku tematycznym w Vimmerby; po betonowych bloczkach można chodzić

Pomnik Astrid Lingren w parku tematycznym w Vimmerby; po betonowych bloczkach można chodzić