Strona główna/Monetyzacja street artu – przyczynek do dyskusji

Monetyzacja street artu – przyczynek do dyskusji

Nie ulice, ale galerie i muzea stają się dziś przestrzenią odbioru street artu. Możemy nawet mówić o szerszym zjawisku kolonizowania oficjalnego obiegu przez sztukę zwaną uliczną, co zmusza nas do postawienia pytań o jej kondycję, status i przyszłość. W czasach kiedy o wartości street artu więcej nam mówią wyceny na aukcjach niż uznanie środowiska, można zadać pytanie − czy i jak możliwe jest kolekcjonowanie tego typu sztuki i czy z definicji street art nie jest przypisany wyłącznie ulicy? W takim razie, jeśli warto zbierać street art, to w jaki sposób? Zdejmować z tynkiem ze ścian?

Chociaż powszechnie uważa się, że street art jest stosunkowo młodą dziedziną sztuki – jego rozkwit nastąpił po 2000 roku, m.in. za sprawą Banksy’ego − samo pojęcie pojawiło się przynajmniej już w latach 70. XX wieku, w książce Roberta Sommera Street Art z 1975 roku. Pierwsze przejawy tej formy miejskiej aktywności można zauważyć na początku lat 60. XX wieku w niezamożnych dzielnicach miast metropolitalnych w Stanach Zjednoczonych – głównie w Nowym Jorku, ale także w Filadelfii. Niemal od momentu pojawienia się graffiti, lub też generalnie szeroko pojęty urban art, wchodziły w relację z tak zwanym oficjalnym obiegiem sztuki. Jedną z pierwszych wystaw graffiti zorganizowano już w grudniu 1972 roku, w City Collage w Nowym Jorku. Nosiła nazwę United Graffiti Artists i prezentowała działalność grupy artystycznej o tej samej nazwie. Twórcą zarówno grupy, jak i wystawy był Hugo Martinez, socjolog z  City Collage, przekonany o tym, że o wiele efektywniejszym sposobem na zdobycie przez writerów sławy i uznania będzie pokazywanie swojego imienia w galerii sztuki niż na ulicy: „Może jeśli ludzie zobaczą graffiti na ścianach wewnątrz budynku, zamiast na zewnętrz, to pomyślą, że to sztuka” [1. „Environment and Planning: Society & space”, Pion 1992, s. 338 [tłumaczenia, jeśli nie podano inaczej: Anna Bakiera].  Grupa UGA przetrwała tylko kilka lat, ale miała duży wpływ na twórców − zwłaszcza na najmłodsze pokolenie. W 1973 roku odbyła się kolejna wystawa prezentująca graffiti, zatytułowana Aesthethics of Graffiti, tym razem w San Francisco. Wkrótce street art zagościł w najważniejszych światowych galeriach i muzeach. Nieco później, na przełomie lat 70. i 80. XX wieku opinia publiczna poznała twórczość Keitha Haringa i Jeana Michaela Basquiata, którzy dość szybko zawładnęli sceną artystyczną Nowego Yorku [2. Pierwsza solowa wystawa Jeana Michaela Basquiata odbyła się w 1981 roku w galerii Annina Nosei.], współpracując ściśle z takimi gwiazdami jak Andy Warhol i Madonna.

Dochodzimy tu do odpowiedzi na pytanie − czy street art można kolekcjonować? Otóż, można i widać to na przykładach wspominanych twórców. Skupię się na postaci Jeana Michaela Basquiata, nie tylko dlatego, że jest obecnie jednym z najlepiej sprzedającym się twórców street artu, ale dlatego, że jest także jednym z najlepiej opłacanych artystów w ogóle.

Jean Michel Basquiat urodził się w 1960 roku na Brooklynie w Nowym Jorku.  W wieku 17 lat, razem z przyjacielem Alem Diazem, rozpoczął malowanie graffiti na ścianach budynków w Nowym Jorku, podpisując się jako SAMO (Same Old Shit). Niedługo później ogłosił swoją „śmierć” jako twórcy ulicznego (SAMO is dead) i zajął się „poważnym” malarstwem, zostając przedstawicielem nowego ekspresjonizmu. W jego obrazach widać jednak dotychczasową uliczną estetykę, wzbogaconą mieszanką prymitywnej sztuki afrykańskiej, a także elementami zaczerpniętymi z komiksów. Jean Michel Basquiat zmarł w 1988 roku wskutek przedawkowania heroiny. „W wieku 27 lat Jean Michel Basquiat miał na swoim koncie 800 namalowanych obrazów i 1500 rysunków, a zyski z ich sprzedaży stanowią obecnie 15,4 proc. dochodu ogólnoświatowego rynku sztuki współczesnej. W ciągu dekady wartość jego prac wzrosła o 500 proc. (!). Podobne sukcesy zdarzają się na rynku [sztuki] bardzo rzadko. Nazwisko Basquiata pojawia się niemal we wszystkich topowych rankingach sprzedaży z ubiegłych 20 lat. Od zeszłego roku jego prace są jednymi z najbardziej pożądanych i najdroższych w historii” [3. http://rynekisztuka.pl/2013/11/07/czolowi-artysci-rynku-sztuki-wspolczesnej-cz-1/]. Tylko w 2012 roku całkowity dochód ze sprzedaży dzieł Jeana Michaela Basquiata wyniósł 161,5 milionów dolarów, czyli ponad dwa razy więcej niż w roku poprzednim[4. http://www.bloomberg.com/news/articles/2013-05-15/basquiat-s-dustheads-sells-for-record-49-million], przez co prace Basquiata uplasowały artystę na 8. miejscu wśród najlepiej zarabiających malarzy (wyprzedzając nawet Lichtensteina czy de Kooninga). Cieniem na sukcesie artysty, mającym odzwierciedlenie na rynku sztuki, jest spór sióstr Basquiata, Jeanine i Lisane, z jego współlokatorką Alexis Adler. Siostry oskarżyły dom aukcyjny Christie’s o próbę sprzedaży fałszywych prac – tylko sześć dzieł z kolekcji będącej w posiadaniu Adler zostało pozytywnie zweryfikowanych. Pozew na kwotę 1 mln dolarów doprowadził do odstąpienia przez dom aukcyjny od organizacji  wirtualnej aukcji dzieł Basquiata do momentu wyjaśnienia sprawy.

Według rankingu Artpice.com, najlepiej kupowanym „współczesnym” streetartowcem jest Banksy. Wśród dziesięciu najdrożej sprzedanych prac, aż dziewięć jest jego autorstwa (na miejscu piątym tej listy znalazł się nowojorski artysta Brian Donnelly, znany jako KAWS, z dziełem, które znalazło nabywcę za 155 tysięcy dolarów [5.http://rynekisztuka.pl/2012/08/30/mlodzi-streetartowcy-na-aukcjach/].

Aukcyjna kariera Banksy’ego rozpoczęła się w 2003 roku, kiedy po raz pierwszy wystawiono jego płótno w londyńskim domu aukcyjnym Bonhams. Pierwsze wyceny nie były wysokie. W 2005 roku w Bonhams  sprzedano cztery jego prace za łączną kwotę (!) niespełna 3000 funtów [6. https://www.bonhams.com/search/?q=banksy&main_index_key=lot#/ah0_0=lot&q0=banksy&ag0=LT%252C%252C03%252F05%252F2007%252C&m0=0?q=banksy]. Sytuacja uległa diametralnej zmianie w 2006 roku – za płótno Matka z dzieckiem w londyńskim Sotheby’s wylicytowano wtedy 6 tysięcy funtów, czyli około 10 tysięcy dolarów, co było dwukrotnym przebiciem sugerowanej przez dom aukcyjny wartości. Po tej aukcji kariera Banksy’ego nabrała tempa. Popularności przysporzyły mu również realizacje na ścianach palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu i w strefie Gazy. Artysta stał się sławny, zaczął być nieustannie obecny w mediach, dyskutowano nad poruszanymi przez niego kontrowersyjnymi tematami. Wkrótce jego prace zaczęli kupować tacy celebryci jak Christina Aguilera, Angelina Jolie czy Brad Pitt, co nakręciło koniunkturę i miało duży wpływ na podniesienie cen jego dzieł. Jeszcze w 2006 roku seria prac z Kate Moss, wystylizowaną na Marilyn Monroe z dzieł Andy’ego Warhola, została sprzedana za 50 400 funtów, zaś niecały rok później praca Space Girl & Bird − za 288 tysięcy funtów. „Apogeum tego procesu miało miejsce w lutym 2008 roku, kiedy to nowojorskie Sotheby’s sprzedało jego Keep it spotless za 1,7 miliona dolarów. Od 2012 roku popyt na prace tego twórcy ciągle rośnie. Dziewięć miejsc zajętych przez Banksy’ego w rankingu Art Price jest tego najlepszym dowodem. Najniższa zawarta w nim cena to 109 tysięcy dolarów za Bronze Rat […], a najwyższa 346 tysięcy za Fetish Lady […]” [7. Tamże.].

Rodzi się pytanie, czy prace Banksy’ego są rzeczywiście tyle warte, czy jest to raczej konsekwencja tzw. efektu Banksy’ego [8. Pojęcie, użyte po raz pierwszy przez dziennikarza Maksa Fostera, dotyczy wzrostu popularności i popytu na street art za sprawą działań Banksy‘ego.]. Sam artysta rzadko komentuje zamieszanie wokół swoich realizacji, ale jeśli już to robi, to w dosadny sposób[9. I can’t believe you morons actually buy this shit. [w:] Lauren Collins, Banksy Was Here: The invisible man of graffiti art, „The New Yorker” 14 maja 2007.]. Szczególnie interesującą formą komentarza było postawienie małego straganu z pracami Banksy’ego na jednej z ulic Nowego Yorku. Nie jest to zaskakujący widok – takie stoiska ciągną się dość licznie w okolicach MoMA i Central Parku. Obecność kolejnego straganu z pracami Banksy‘ego nie wzbudziła zatem szczególnego zainteresowania. Z tą zasadniczą różnicą, że w tym przypadku dzieła były oryginalne, a sprzedający był autorem obrazów. Akcja nie była nagłośniona medialnie i prawdopodobnie dlatego Banksy’emu udało się sprzedać zaledwie osiem swoich obrazów i to jedynie trzem klientom… Wśród spacerujących po Central Parku znalazła się turystka z Nowej Zelandii, która kupiła od „starszego pana” w białej bejsbolówce dwa obrazki niewielkiego formatu. Jeden to Winnie the Pooh, a drugi Kids on Guns. Prace kupione po 60 funtów za sztukę sprzedano następnie na aukcji w londyńskim Bonham’s za niemal 124 750 funtów (ponad pół miliona złotych) − czyli z ponad tysiąckrotnym przebiciem [10. https://www.bonhams.com/auctions/21829/lot/12/, https://www.bonhams.com/auctions/21829/lot/13/].

Tymczasem w Polsce

W Polsce istnieją dwie oficjalne galerie sprofilowane na prezentację szeroko rozumianej sztuki miejskiej. Są to Brain Damage Gallery [11. Inspiracją do powstania Galerii był magazyn Brain Damage (1997−2006), dystrybuowany w Europie, Ameryce Północnej i Południowej. Brain Damage Gallery, rozwijając wizję magazynu, koncentruje się raczej na prezentacji graffiti writingu, a także street artu, którego twórcy reprezentują wysoki poziom koncepcyjny i artystyczny.] i autorski dom kultury V9 prowadzony przez grupę Vlepvnet. Oprócz galerii, coraz więcej jest także aukcji sztuki, na których street art sprzedawany jest zarówno pod szyldem sztuki miejskiej sensu stricto, jak też jako tak zwana sztuka młodych lub sztuka najnowsza. Po raz pierwszy w Polsce prace twórców streetartowych zostały wystawione w 2011 roku na I Polskiej Aukcji Urban Artu w Domu Aukcyjnym Rempex. Kilka miesięcy później odbyła się 10. Aukcja Młodej Sztuki w Desie Unicum, na której sztukę uliczną pokazano tam po raz pierwszy i od tej pory prace artystów streetartowych wystawiane są tam regularnie (w cenie wywoławczej 500 zł).

Nierzadko dochodzi do sytuacji na granicy absurdu. W 2012 roku polski twórca Karol Drzewiecki, o pseudonimie Bonksy (świadomie nawiązujący do Banksy’ego nie tylko pseudonimem, ale także stylistyką), wystawił i sprzedał obraz za 6500 zł, przebijając cenowo rozpoznawalnych nie tylko w Polsce, ale i na świecie takich twórców jak Chazme czy Pener.

W Polsce istnieje kilka oficjalnych kolekcji sztuki miejskiej, m.in. kolekcje wspomnianych już Brain Damage Gallery czy V9. Stosunkowo dużo mamy w kraju kolekcji prywatnych (np. Łukasza Greszty i Pawła Kity), a także kolekcji samych artystów, którzy nierzadko wymieniają się pracami z innymi twórcami − warto wspomnieć chociażby zbiory Pawła Ryżko.

Miasto versus street art

Czy miasto może być przeciwnikiem sztuki ulicy? Okazuje się, że tak, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z miejskimi urzędnikami. Przez ostatnie 10 lat street art stał się świetnym narzędziem promocji, wykorzystywanym przez miejską administrację. Znamiennym przykładem może być Łódź, znana dziś z kolekcji murali. Niestety zarówno włodarze miasta, jak i przedstawiciele Fundacji Urban Forms, odpowiedzialnej za wielkoformatowe prace w Łodzi, niejednokrotnie łamali prawa autorskie zaproszonych do współpracy artystów. Niedawno w internecie Etam Cru i M-City protestowali przeciwko wykorzystaniu zremiksowanych fragmentów ich prac i powieleniu ich bez zezwolenia na kubkach, koszulkach i torbach sprzedawanych w sklepiku Urban Forms. Artyści wydali oświadczenia w tej sprawie i zażądali wycofania produktów ze sprzedaży. Zadziwia fakt, że Fundacja zareagowała dopiero po kilku dniach. – Prezes Fundacji Teresa Latuszewska-Syrda tłumaczyła opieszałość w reakcji na protest artystów następująco: „Odpisujemy z pewnym opóźnieniem z prostej przyczyny − zajęci byliśmy rozliczeniem dotacji i pisaniem wniosków w kolejnych konkursach dotacyjnych” [12. https://www.facebook.com/urbanforms/posts/918551721500551]. Według przedstawicieli instytucji sprawa jest bezprzedmiotowa, ponieważ twórcy podpisali z Fundacją umowy, w których przekazali prawa autorskie do wykonanych dzieł. Odpowiedź na pytanie: co jest ważniejsze pieniądze, czy sztuka − nasuwa się sama.

Nie jest to przypadek odosobniony. Z podobnymi problemami mierzy się omawiany już Banksy. W lutym 2013 roku głośno zrobiło się o zdjęciu  ze ściany sklepu Poundland jego pracy Slave Labour, przedstawiającej chłopca pochylonego nad maszyną do szycia i produkującego chorągiewki z flagą Wielkiej Brytanii. W lipcu tego samego roku właściciel sklepu przy skrzyżowaniu Philip Lane i Tottenham High Road w Londynie „zdjął” ze ściany dzieło No Ball Games (przedstawiające dzieci bawiące się tabliczką Zakaz gry w piłkę). Obie prace trafiły na aukcje. Slave Labour, sprzedano za 750 tysięcy funtów w domu aukcyjnym Sincura w Covent Garden, natomiast pieniądze za No Ball Games, miały zostać przelane na konto organizacji Step-by-Step, zajmującej się opieką nad niepełnosprawnymi dziećmi. Jednak na stronie organizacji brak wzmianki o takiej darowiźnie.

W inny sposób podobny problem rozwiązał Blu – włoski artysta, który w 2007 roku (wspólnie z francuzem JR) namalował mural w artystycznej dzielnicy Kreuzberg w Berlinie. Malowidło przedstawiało dwie postaci odsłaniające wzajemnie swoje twarze, z dłońmi złożonymi w literę E i W, mającymi symbolizować wschodni i zachodni Berlin. Kolejny mural wykonany przez Blu rok później, tym razem z Lutzem Henke, przedstawiał biznesmena zakutego we własne złote zegarki. Prace pojawiały się na pocztówkach, okładkach książek, a wkrótce także w oficjalnych materiałach promocyjnych Berlina. W tym czasie Kreuzberg przechodził proces stopniowej gentryfikacji – rosły ceny gruntów, podbijane m.in. przez obecność ciekawego street artu, takiego jak dzieła Blu, JR i Henkego. Gdy włoski artysta dowiedział się, że jego prace przyczyniły się do podniesienia wartości działki, na której znajdował się budynek z muralem, przez co większość mieszkających tam osób zostanie wyeksmitowana, zamalował swoją pracę.

Przytoczone przykłady świadczą o tym, że street art bywa obiektem pożądania kolekcjonerów, a przejawy sztuki ulicy mają wymierną wartość. Czy jednak jest to jeszcze street art? Czy „wyjęcie” dzieła sztuki ulicy z przestrzeni publicznej i zamknięcie w galerii lub wystawienie na sztalugach w domu aukcyjnym nie odziera street artu z jego podstawowej cechy wyróżniającej – czyli fukcjonowania w krajobrazie ulicy? Pozostawiam te pytania otwartymi

Anna Bakiera

Kolejka na wystawę prac Banksy'ego w Muzeum Sztuki w Bristolu; czerwiec 2009, Wielka Brytania. Fot. Jezhotwells za: Wikipedia

Kolejka na wystawę prac Banksy'ego w Muzeum Sztuki w Bristolu; czerwiec 2009, Wielka Brytania. Fot. Jezhotwells [za: Wikipedia]

"Slave Labour" (Praca niewolnicza), mural Banksy'ego na ścianie sklepu w Wood Green; maj 2012, Londyn. Fot. Banksy [za: Wikipedia]

"Slave Labour" (Praca niewolnicza), mural Banksy'ego na ścianie sklepu w Wood Green; maj 2012, Londyn. Fot. Banksy [za: Wikipedia]

Mural Blu przy ul. Curvystrasse w Berlinie (2007-2014). Fot. Kamahele za: Wikipedia

Mural Blu przy ul. Curvystrasse w Berlinie (2007-2014). Fot. Kamahele [za: Wikipedia]

Wystawa prac KAWS w 2010 roku w Hongkongu. Fot. Habact1015 za: Wikipedia

Wystawa prac KAWS w 2010 roku w Hongkongu. Fot. Habact1015 [za: Wikipedia]

Mural Sepe i Chazme przy ul. Próchnika w Łodzi. Fot. Zorro 2212 za: Wikipedia

Mural Sepe i Chazme przy ul. Próchnika w Łodzi. Fot. Zorro 2212 [za: Wikipedia]