Quo vaditis, perebory?
Perebory (ornamenty tkackie robione metoda wybierania) powinno się ratować, ale i również podtrzymywać ich status wyjątkowości oraz jakości. Jednak w jakim celu je wtedy wyrabiać? Czy wystarczy utrzymywać je na potrzeby ludowych zespołów? A co, jeśli w pewnym momencie zespoły przestaną zgłaszać zapotrzebowanie? Czy wtedy sztuka tkania pereborów zaniknie?
Zasiadam przed laptopem i zabieram się za pisanie artykułu. Dobrze wiem, o czym chcę pisać i do czego zmierzam, nie wiem jednak jak rozpocząć. Rozmyślając, popijam kawę w kubku z łowickim pasiakiem. Rozglądam się dookoła, przyglądam się zawieszonej na ścianie i oprawionej w ramkę wycinance łowickiej. Po chwili sięgam po filcową torebkę z kaszubskim haftem i wyjmuję z niej telefon, schowany bezpiecznie w etui z pereborów. Idąc ulicą, przeglądając gazetę czy Internet, jesteśmy zalewani motywami sztuki ludowej. Jej elementy na dobre zadomowiły się we współczesnym wzornictwie. Etnodizajn (etnodesign) zdobywa coraz większą popularność. Jedni go chwalą, uważając, że w dobie kultury globalnej wypracował niszę pozwalającą przetrwać kulturze ludowej. Inni są nastawieni mniej entuzjastycznie. Krytykują wyrwane z kontekstu motywy, które tracą cały bagaż wartości, stając się pustymi wzorkami przetrawionymi przez kulturę popularną.
Faktem jest, że obecnie termin kultura ludowa ma cechy w większości historyczne. Kultura miasta i kultura wsi nie stanowią obecnie odrębnych kategorii. Nie ma już ścisłego rozdziału, nie ma już zatem kultury ludowej. Możemy jednak mówić o jej elementach i inspiracjach nią. Możemy w końcu mówić o szacunku do kultury wsi. Trudno powiedzieć, czy etnodizajn jest zjawiskiem dobrym czy złym. Z pewnością spopularyzował pewne motywy, jak atakujące nas zewsząd łowickie róże czy kaszubskie tulipany. Są jeszcze jednak inne, mniej znane motywy, które dopiero zaczynają przedzierać się do wzornictwa przemysłowego. Do takich wzorów należą perebory, które do tej pory niewinnie, a teraz coraz śmielej, walczą o swoje miejsce we współczesnej kulturze.
Perebory – naszywki na koszule i spódnice?
Perebory to ornamenty tkackie, wykonywane metodą wybierania. Technika ich wyrabiania posiada zasięg nie tylko europejski, ale i euroazjatycki. Perebory szczególnie często występowały na terenach Białorusi oraz północnej Ukrainy. W Polsce obecność pereborów odnotowano na terenach północno-wschodnich, mianowicie w północno-wschodniej części województwa lubelskiego i dawnego województwa białostockiego (obecnie woj. podlaskie)[1]. Wyróżniają się tym, że ornament tkany jest jednocześnie z gładkim płótnem, a nie jako jego część. Nadaje to wzorowi wypukłości. Techniką wybierania nie wykonuje się całych tkanin, jedynie ich część. Wzory przybierają zatem kształt pasów ornamentu na gładkim płótnie. Motywy zdobiące materiał najczęściej mają geometryczny kształt, a wśród wzorów dominują romby, w tym ukośnie ustawione kwadraty, gwiazdy czy „iksy”. Dużo rzadsze są wzory kwiatowe, charakterystyczne dla powiatu parczewskiego i włodawskiego, które pojawiły się po 1914 roku.
W pereborach stosowano zazwyczaj trzy kolory: czerwony, czarny i granatowy, w różnych odcieniach, zależnie od rejonu. Barwy te kontrastowały z dominującą białą osnową. Wraz z upływem czasu perebory ulegały zmianie. Pojawiały się dodatkowe kolory lub wręcz przeciwnie – wykonywano wzory jednobarwne. Zrezygnowano także z gładkiego, barwnego tła. Jedynie w powiecie bialskim i włodawskim perebory najdłużej utrzymały kontrastowe odcienie i wyraźne, duże motywy.
Trudno ustalić czas występowania pereborów. Szczególnie, że na różnych terenach umiejętność ich wykonywania zanikała w różnym czasie. Jak ustaliła Teresa Karwowska, technika ta musiała być żywotna na terenach Lubelszczyzny już w latach 60. XIX wieku, ponieważ wspomina o nich Oskar Kolberg w części swojej pracy poświęconej Ziemi Chełmskiej. Na ziemiach polskich najwcześniej, bo na przełomie XIX i XX wieku, perebory zaczęły zanikać w południowej i północnej części swojego pierwotnego z zasięgu. W większości wsi datą końcową ich wyrabiania była pierwsza wojna światowa. Ewakuacja ludności z terenów, przez które przechodził front spowodowała zaniechanie ich produkcji (nawet po powrocie rdzennych mieszkańców w rodzinne strony). We wsiach, które szczęśliwie ominęły działania wojenne, umiejętność wykonywania pereborów zanikła w okresie międzywojennym, co ostatecznie przypieczętował wybuch drugiej wojny światowej. Po 1945 roku niewiele osób wykonywało perebory i przekazywało wiedzę kolejnym pokoleniom. Koniec drugiej wojny światowej kładzie także kres powszechności noszenia ludowych strojów: fartuszków czy koszul, które wcześniej zdobione były pereborami. Jak podaje Teresa Karwicka, lata 1915-1920 uznać można za ostatnie, w którym kobiety uczyły się wykonywania tej techniki tkackiej (chociaż przemierzając Podlasie osobiście spotkałam osobę, urodzoną w 1926 roku, twierdzącą, że uczyła się robić perebory jeszcze w latach 30. i 40. XX wieku)[2].
Jak perebory funkcjonują obecnie?
Jadąc w tym roku na Podlasie, by zapoznać się z tematyką pereborów, miałam, jak się później okazało, zbyt wyidealizowane wyobrażenie na temat obecnego stanu tkactwa na tych terenach. Sądziłam, że po wejściu do pierwszej lepszej wsi, napotkam wiele tkaczek, które wprowadzą mnie w tajemniczy świat pereborów, nie tylko opowiadając o nich, ale również pokazując swoje bogate, przekazywane z pokolenia na pokolenie zbiory. Jakże wielkie było moje rozczarowane, kiedy w czasie rozmów z mieszkańcami jednej z wsi w powiecie bialskim, okazało się, że właściwie mało kto słyszał o pereborach. Przechodnie, pytani czym właściwie są perebory, odpowiadali, że nie wiedzą, że coś im się obiło o uszy, ale nie potrafią wyjaśnić, co konkretnie. Jeden z rozmówców przyznał nawet, że „tak, było coś na geografii”. Zniechęcona takim stanem rzeczy zaczęłam się zastanawiać, czy perebory w ogóle jeszcze istnieją? Ostatnią ostoją nadziei miała być pracownia tkacka działająca we wsi i stawiająca sobie za cel podtrzymywanie umiejętności wykonywania pereborów, ich wytwarzania i promocję, a także zdobywanie nowych wzorów i rozpowszechnianie ich wśród społeczeństwa. Rozmowę z jedną z tkaczek odbyłam w jej domu. Od razu po wejściu do pokoju zauważyłam rozłożony na stole bieżniczek z pereborem „O, jest nadzieja” pomyślałam. Zdała się być jednak płonna, gdyż był to jedyny element pereborowy w mieszkaniu tkaczki. Jak się okazało, moja rozmówczyni faktycznie już jako mała dziewczynka obserwowała mamę i babcię przy krosnach, przez co bez problemów opanowała umiejętności tkackie. Od małego tkała różnorodne dywany, pasiaki, szmaciaki, tkała lniane płótna na koszule i ręczniki. Tkała wiele rzeczy, nie tkała jednak pereborów. „Jak to, nie tkała pani pereborów?” – zapytałam zdziwiona. Przecież obecnie słynie z tego, że jest jedną z nielicznych osób w okolicy, które tkają perebory, bierze udział w wystawach i konkursach zajmując przy tym nierzadko pierwsze miejsca. Jak się okazało, nauczyła się tej techniki tkackiej nie dalej niż piętnaście lat temu, od mieszkającej pod Włodawą Stanisławy Baj. To jej imię nosi pracownia tkacka i ona nauczyła tkaczki spod Białej Podlaskiej wykonywać perebory, o których w tym rejonie niewielu do dziś pamięta.
Perebory – moda babć?
W okolice Włodawy udawałam się sceptycznie nastawiona do pereborów i wszystkiego, co z nimi związane. Ochrona tej techniki coraz bardziej kojarzyła mi się z ich odtwarzaniem, ponieważ przywracanie pereborów na terenach Białej Podlaskiej, gdzie nikt o nich nie pamięta, przypominało mi cucenie trupa. Na szczęście nowy teren mile mnie zaskoczył. Więcej ludzi zarówno w mieście, jak i w okolicznych wsiach wiedziało, czym są perebory i, nawet jeśli sami ich nie wykonywali, pamiętali osoby, które je wytwarzały. „Dlaczego pani nie tkała pereborów”? – pytałam napotkane tkaczki. Odpowiedź, jaką mi udzielały była banalnie prosta: ponieważ perebory nie były już modne. Wzory, którymi się zachwycamy i próbujemy ratować, ówczesnym młodym dziewczynom kojarzyły się z babcinym i staroświeckim stylem. Można pokusić się o stwierdzenie, że były passè. Tak jak w XXI wieku z mody wyszła trwała czy ortalionowe kurtki, tak w latach 40. i 50. XX wieku za staromodne uważano perebory. Wspominały, że jako młode dziewczyny wolały nosić spódnice tęczówki oraz koszule zdobione mereżką. Potem stroje ludowe zupełnie wyszły z użycia. Nie było miejsca dla pereborów, nie było czasu, by je wykonywać. Później zaczęło zanikać całe tkactwo. Perebory odeszły do lamusa. Obecnie potrzebne są głównie zespołom ludowym i folklorystycznym, które chcą występować w strojach nadbużańskich lub włodawskich.
Na ratunek pereborom
W połowie ubiegłego wieku perebory przestały być modne. Jednak każda moda powraca po pewnym czasie. Czasami szybciej, czasami później, często w zmienionej formie. Czy istnieje szansa, że powróci moda na perebory? Pewne jest, że już pojawiły się osoby, które podjęły starania, by wyciągnąć je z lamusa, odkurzyć i przypomnieć o nich światu. No, może po lekkim liftingu…
Bez wątpienia do instytucji, które starają się przywrócić blask pereborom, należy Gminny Ośrodek Kultury w Białej Podlaskiej, promujący okolicę jako „Krainę pereborem tkaną”. Wśród ośmiu Pracowni Ginących Zawodów, utworzonych z inicjatywy GOK-u i okalających pierścieniem miasto, czołowe miejsce zajmuje wspomniana już wyżej Pracownia Tkacka. Zajmuje się zbieraniem wzorów, odtwarzaniem ich, organizacją pokazów, konkursów, warsztatów. Tkaczki wykonują też perebory na zlecenie. Głównie dla zespołów folklorystycznych, ale nie tylko. Okazało się, że wraz z instruktorami kulturalno-oświatowymi wymyślają one nowe zastosowania dla ginącego ornamentu. I tym sposobem ostatnimi czasy szyły etui na telefony komórkowe, kosmetyczki i torebki a także paski i krawaty. Nowe kolory (jak żółty, pomarańczowy, zielony, różowy czy błękitny) dołączyły do tradycyjnych lub zupełnie je zastąpiły. Coraz popularniejsze jest także tkanie pereborów po czarnej osnowie. „A co, nie byłaby ładna z tego minispódniczka?” – pyta jedna z tkaczek, kiedy ja zastanawiam się, czy ten pomysł dorówna popularności stringów z Koniakowa?
Na warsztaty tkackie można udać się również w okolicach Włodawy. Jednak tam działania te nie są inicjatywą odgórną, zinstytucjonalizowaną. Pani, która je prowadzi, organizuje je samodzielnie we własnym domu. Mimo że, jak zdążyłam zaobserwować, sama trzyma się tradycyjnych wzorów i kolorów, zgodziła się, by jedna z nas tkała lawendowo-fioletowy ornament. Nie była nim jednak zachwycona, uważając, że barwy są za mało kontrastowe i źle wyglądają na tle białej osnowy. Wyczuwało się u niej pewne przywiązanie do utartych motywów. Cóż się dziwić, skoro jest chrześniaczką samej Stanisławy Baj, jej uczennicą i kontynuatorką działalności Nie tylko wielokrotnie zwyciężała w konkursach tkackich, ale również za zasługi dla kultury ludowej została nagrodzona nagrodą im. Oskara Kolberga. Jak widać, perebory wychodzą z podlaskiego cienia.
Perebory wchodzą na salony
Tkaczki i lokalni działacze na Podlasiu nieustannie szukają nowych zastosowań dla pereborów, by ocalić je i technikę ich wyrabiania od zapomnienia. Jednak to nie za ich sprawą, a dzięki odzieżowej firmie Bialcon, perebory mają szansę wejść na salony. Stanie się tak już niebawem, dzięki jesienno-zimowej kolekcji. Wśród zaprezentowanych wzorów znalazło się wiele sukienek, ale także spódniczki i marynarki zawierające motyw pereborowy. Stroje charakteryzuje prosta linia, klasyczna elegancja połączona z nowoczesnością. Kolekcja utrzymana jest także w tradycyjnej dla pereborów gamie kolorystycznej: dominują biel, czerń i czerwień. Minimalizm kroju i deseniu pozwala dobrze zaprezentować elementy pereborowe, które stają się niezaprzeczalną ozdobą całości. Aż dziw, że ze wszystkich pierwowzorów do sprzedaży zostały wprowadzone tylko cztery modele z kolekcji.
Pereborowa kolekcja zachwyca. Wśród grona osób, z którymi rozmawiałam, każdy wyraził chęć posiadania choćby jednego jej elementu. Czy jednak kupujący będą wiedzieli, że nabywają coś wyjątkowego, niosącego za sobą bagaż dziedzictwa kulturowego? Czy raczej będą bezwiednie nabywać sukienki z ładnym wzorkiem?
Kolekcja Bialconu podoba się także samym tkaczkom. Mówią, że jest ładna, nowoczesna, tyle, że dla młodych. Tkaczki miały same wykonać wzory do kolekcji, ale zamówienie było za duże, by tkały własnoręcznie na krosnach. Dały wzór, perebory wytkano maszynowo. Oto przykład, jak to tradycja schodzi się z nowoczesnością[3].
Co dalej z pereborami?
Wiele osób zauważa potrzebę ocalania pereborów, ponieważ są wyjątkowe, ładne, charakterystyczne dla tego obszaru. Ponieważ mogłyby stanowić produkt regionalny i przyciągnąć turystów. Dla niektórych jednak jest ważne, by chronić, nie zmieniając.
Rozmawiając z tkaczkami spotkałam wiele entuzjastek nowoczesnego zastosowania dla ludowego wzoru, jednak zetknęłam się również z kilkoma osobami sceptycznie nastawionymi do tego typu pomysłów. Dawniej, perebory występowały w strojach okazjonalnych, odświętnych. Ich wykonanie było czasochłonne, a zamówienie kosztowne. Dlatego na rękawach koszul czy kołnierzach perebory były naszywane, by w razie uszkodzenia odzieży można było je odpruć i naszyć na nowej. Perebory miały zdobić i jednocześnie wzmacniać delikatne części stroju. Niektórym nie odpowiada fakt, że dawniej wyjątkowe wzory, obecnie wykorzystuje się do tak błahych wytworów jak etui do telefonu komórkowego. Nie podoba się zmiana gamy kolorystycznej i dodawanie nowych motywów. Dostrzeżono także pogorszenie jakości pereborów: te obecnie wykonywane są mniej dokładne, cieńsze, w opinii niektórych po prostu tandetniejsze. Perebory powinno się ratować, ale i również podtrzymywać ich status wyjątkowości oraz jakości. Jednak w jakim celu je wtedy wyrabiać? Czy wystarczy utrzymywać je na potrzeby ludowych zespołów? A co, jeśli w pewnym momencie zespoły przestaną zgłaszać zapotrzebowanie? Czy wtedy sztuka tkania pereborów zaniknie?
Uchronić perebory przed rychłą śmiercią mogą działania podjęte przez Pracownię Tkacką, firmę Bialcon czy przez same tkaczki. Organizacja warsztatów, wprowadzanie nietradycyjnych kolorów i wzorów oraz szukanie nowego zastosowania dla ornamentu jest z pewnością jakąś metodą. Szczególny sukces może odnieść kolekcja ubrań
z „wykorzystaniem perebor ludowych”. Może kolejnym etapem faktycznie będą pereborowe minispódniczki? Jak nie doprowadzić jednak by przekształciły się w pseudoludową tandetę, wyrwany z kontekstu ornament, pozbawiony pierwotnych wartości? W sztuce ludowej motyw nie jest samodzielnym elementem i błędem byłby traktowanie go w ten sposób[4]. Jego siła leży w zestawieniu z otoczeniem – dopiero wtedy można prawidłowo go zrozumieć.
W obecnych czasach szczególnie mocno rozmywa się podział na kulturę miasta i kulturę wsi. Adresatami sztuki ludowej w coraz większym stopniu stają się mieszkańcy miast. Zaspokajając potrzeby dekoracyjne współczesnych sięga się po sztukę ludową, wybierając jej pojedyncze, pozbawione kontekstu elementy. W rezultacie, jak zauważa Jackowski, „sprowadza się do wyboru najbardziej typowych motywów, które powielane masowo stają się żałosnym i jakże powierzchownym gestem wobec sztuki ludowej, wobec twórczości autentycznej, którą w nieuchronny sposób podcinają i degenerują[5]”. Jak zatem chronić perebory by przetrwały, nie tracąc jednocześnie swoich wartości? – oto pytanie, na które z pewnością nie ma prostej odpowiedzi.
Marta Machowska
[1] T. Karwicka, Zdobnictwo tkackie ubiorów i ręczników lnianych Płn. Wsch. Lubelszczyzny, „Studia i Materiały Lubelskie” (1962), t. 2, Etnografia. s. 7-62.
[2] Tamże, s. 13.
[3] Zainteresowanym polecam film pokazujący etapy tworzenia sukienki pereborowej firmy Bialcon, Akty Stworzenia. Film dostępny pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=M-vTlqdi2KU [dostęp: 11.08.2013r.].
[4] A. Jackowski, O motywach ludowych i ich adaptacjach, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” (1960), nr 4, 231-243.
[5] Tamże, s. 238.