Wolność i godność. Europejska mitologia nowej Ukrainy
Różne podziały Ukrainy – od etnicznych, regionalnych, językowych i kulturowych, po religijne i polityczne – przetworzyły się w stereotypy, którymi chętnie posługują się publicyści i eksperci. Nierzadko w swoich uproszczonych rozumowaniach dochodzą do wniosku, iż te rozdźwięki są na tyle poważne, że obywatelom będzie bardzo trudno żyć w granicach jednego państwa, przez co podział Ukrainy może być nieunikniony. Naród ukraiński nie jest w pełni ukształtowany − twierdzili analitycy. Ekskluzywny projekt etnicznej Ukrainy jest nie do przyjęcia dla większości jego mieszkańców, zwłaszcza dla dość dużej grupy Rosjan i zrusyfikowanych Ukraińców. Poglądy tych społeczności na przeszłość różnią się bowiem diametralnie i pogodzenie „antyimperializmu” z „imperializmem” oraz „nacjonalizmu” z „sowieckością” jest mało prawdopodobne. Tak, to prawda, przeszłość dzieli, ale wspólna wizja przyszłości łączy.
All inclusive
W Ukrainie taką nadzieją na lepszą przyszłość była idea integracji europejskiej, która ma znaczne poparcie społeczne. Im młodszy i bardziej wykształcony jest respondent badań socjologicznych, tym większy jest jego poziom euroentuzjazmu, mimo że pojęcie „Europa” każdy rozumie na swój sposób − jedni utylitarno-pragmatycznie, inni idealistycznie. Zaangażowanie na rzecz integracji Ukrainy z Europą deklarują niemal wszyscy ukraińscy premierzy i prezydenci. Nawet Wiktor Janukowycz, który doszedł do władzy w 2010 roku jako kandydat prorosyjski, nie wzbraniał się przed gestami w kierunku Zachodu, jakby walczył o przydomek „ukraińskiego Kwaśniewskiego”. Możliwe, że tak byśmy go dziś nazywali, gdyby Janukowycz − pod silnym naciskiem Rosji − jesienią 2013 roku nie odmówił nagle podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, wywołując Rewolucję Godności.
Na początku rozruchów, kiedy wciąż płonęła nadzieja, protestujący domagali się jednego: „Podpisz!” i nie wysuwali radykalnych żądań politycznych. Ale Janukowycz nie poszedł na ustępstwa i próbował stłumić niezadowolenie społeczne siłą. Jednak to nie powstrzymało Ukraińców, wręcz przeciwnie − jeszcze bardziej ich rozzłościło. Tłum wściekłych obywateli, którzy nie mieli wątpliwości, że „Ukraina − to Europa!” − wypełnił ulice Kijowa.
Ukraina to kraj, w którym ludzie są zdolni do ofiar w imię wolności i godności. Brzmi to być może idealistyczne, ale swoim zachowaniem przypomnieliśmy „sytej” i „wygodnej” Europie zapomniane słowa pisarza Milana Kundery o gotowości do: „śmierci za ojczyznę i za Europę”. Właśnie te protesty jesienią 2013 i zimą 2014 roku stały się zalążkiem Ukrainy z nową mitologią i nowymi bohaterami.
Euromajdan był miejscem spotkania bardzo różnych ludzi. Naprzeciw berkutowców ramię w ramię stali stołeczni biznesmeni i rolnicy z prowincji, ultrasi klubów piłkarskich i studenci intelektualiści, nacjonaliści i liberałowie, wierzący i ateiści − przekrój społeczeństwa. Różnice w historii nie przeszkadzały mieć nadziej na wspólną przyszłość. Jeśli jednak w jakiś sposób kontrowersyjna przeszłość pojawiała się w teraźniejszości, to poddawano ją weryfikacji. Tak było, kiedy wszyscy skandowali wspólnie banderowskie zawołanie: „Chwała Ukrainie! Chwała bohaterom!”. Nawet polscy politycy nie wstydzili się wypowiadać tych słów. Trochę mniejszą popularnością cieszyły się hasła typu: „Ukraina przede wszystkim!” oraz „Chwała narodowi! Śmierć wrogom!”, zanadto politycznie jednoznaczne oraz zbyt oczywiście nacjonalistyczne, przez co dla wielu zupełnie nieprzystające do XXI wieku. Te ideologiczne uprzedzenia udało się Ukraińcom przełożyć na humorystyczny ton w okrzyku: „Chwała narodowi! Kapeć dla Federacji Rosyjskiej!”.
W tych słowach jest złość, ale nie ma zamierzonej rusofobii, dlatego, że w Ukrainie, mimo wszystko, stosunek Ukraińców do Rosjan jest wciąż dużo lepszy niż Rosjan do Ukraińców. Nieprzypadkowo wisiał na Majdanie wymowny plakat napisany po rosyjsku: „Kochamy Rosjan, gardzimy Putinem”. Majdan był przecież w dużej mierze dwujęzyczny. Ludzie mówili po ukraińsku, za chwilę przechodzili płynnie na rosyjski, żeby za moment znowu wrócić do ukraińskiego.
Przykład Kijowa niszczy podwaliny moskiewskiej propagandy, gardłującej, że wydarzenia na Majdanie mają charakter przede wszystkim nacjonalistyczny. Wielu rosyjskojęzycznych rodziców świadomie posyła swoje dzieci do szkół z wykładowym językiem ukraińskim. Wielu wybiera dla dzieci w szkole jako drugi język nie rosyjski, ale niemiecki. Ci sami ludzie opowiadają się za utrzymaniem jednego języka państwowego − ukraińskiego. Jeśli zaś pojawia się pytanie o drugi język urzędowy (tylko teoretycznie), większość wolałaby angielski − jako język globalny. Eksperci żartobliwie nazywają takich obywateli „rosyjskojęzycznymi ukraińskimi nacjonalistami”. Co więcej, mogą oni być etnicznymi Rosjanami, ale nie stoi to w sprzeczności z ich przychylnością dla Ukrainy, której ramiona otwarte są na wszystkich choćby w minimalnym stopniu szanujących nasz kraj.
Podobnie ma się historia z ukraińskimi Żydami. W 1992 roku publicysta Witalij Portnikow napisał artykuł Ukraiński Żyd – jak rzadki ptak, ale pod koniec 2013 roku ten ptak przestał być wyjątkowym zjawiskiem. Przywódcy żydowskich społeczności publicznie popierali Majdan, przemawiali z jego sceny, a zwyczajni Żydzi razem ze zwyczajnymi Ukraińcami wspólnie walczyli na barykadach z bandycką władzą. Członkowie Prawego Sektora chronili synagogi przed prowokacjami, a synagog trzeba było pilnować, ponieważ to prorządowe media przedstawiały Majdan jako „nacjonalistyczny szabas banderowców” i projekt „światowego spisku żydowskiego”. Czyż nie zarzucano wszystkim politycznym przywódcom, że są z pochodzenia Żydami? Dotyczyło to nie tylko demokratów: Jaceniuka, Kliczki i Poroszenki, ale nawet Ołeha Tiahnyboka, lidera nacjonalistycznej partii Swoboda, stale oskarżanego o ksenofobię (pod koniec 2012 roku znalazł się w pierwszej dziesiątce największych antysemitów na liście opracowanej przez Centrum Szymona Wiesenthala). Na określenie proukraińsko nastawionych Żydów wymyślono termin „żydobanderowcy”, który szybko nabrał pozytywnego znaczenia. Słowo było remake’em zapomnianej łatki „żydomazepowcy” − przyklejanej członkom rosyjskich czarnych sotni na początku XX wieku.
O inkluzywnym charakterze kijowskich protestów świadczą pierwsze ofiary Majdanu: zakatowany w lesie Ukrainiec Jurij Werbicki oraz zastrzeleni podczas starć z siłami bezpieczeństwa Ormianin Serhij Nigojan i Białorusin Mychajło Żyzniewskij. Symboliczne, że wszyscy trzej zginęli w Dzień Jedności[1]. Ludzie z różnych środowisk oddali swoje życie za lepszą przyszłość Ukrainy – tak więc Ukraina dla wszystkich, nie tylko dla Ukraińców. Werbicki, Nigojan i Żyzniewskij stali się pierwszymi bohaterami Niebiańskiej Sotni − jak zaczęto nazywać ofiary ostrzałów w centrum Kijowa. „Walczycie − zwyciężycie, / Bóg Wam pomaga! / Dla Was prawda dla Was chwała / I święta wola”. Te słowa z poematu Tarasa Szewczenki Kaukaz, które czytał Nigojan w popularnym w internecie nagraniu wideo, po jego śmierci wybrzmiały symbolicznie i proroczo.
Kiedy członkowie nacjonalistycznego Ukraińskiego Zgromadzenia Narodowego−Ukraińskiej Samoobrony Narodowej żegnali na Majdanie Żyzniewskija[2], puścili przez głośniki jego ulubioną ckliwą pieśń łemkowską „Płyną kaczki Cisą”. Wkrótce przy wtórze tego wcześniej mało znanego utworu odprowadzano do wieczności kolejnych zabitych majdanowców (i nie tylko ich), zginając kolana przed trumnami i skandując: „Bohaterowie nie umierają!”. Kijowskie ulice, na których trwały najzacieklejsze protesty, zamieniły się w miejsca pamięci, gdzie kwiaty i znicze składali nie tylko zwykli Ukraińcy, ale i oficjalne zagraniczne delegacje. Po zwycięstwie Rewolucji Godności część ulicy Instytuckiej przemianowano na Aleję Bohaterów Niebiańskiej Sotni, a samym poległym przyznano pośmiertnie tytuł Bohaterów Ukrainy. W miastach na zachodzie i w centrum Ukrainy pojawiły się Place Bohaterów Majdanu, a dobitnym symbolem pożegnania z przeszłością był masowy demontaż pomników komunizmu, zwany leninopadem [przez analogię do ukr. sniehopad, śnieżyca − przyp. red.].
Modernizacja poprzez wojnę
Wydawało się, że po ostatnich wydarzeniach na Majdanie Ukraina zacznie się stopniowo odradzać. Ale po upadku reżimu Janukowycza doszło do aneksji Krymu. Przeciwstawienie się agresji było praktycznie niemożliwe − wróg był nieporównywalnie silniejszy. Oddziały ukraińskiej armii stacjonujące na Krymie nie były sprawne bojowo, a zdecydowana większość żołnierzy wywodziła się z miejscowej ludności. Tubylcy nie mieli ochoty strzelać do „kolegów Rosjan” lub skusili się na wyższe wynagrodzenie i przeszli na służbę do wroga. Oprócz tego zachodni przywódcy wzywali nowe ukraińskie władze, żeby nie prowokowały Putina, który może pogrążyć świat w wirze wojny. Marne były nadzieje również na bunt krymskich Tatarów, zwłaszcza że ta rdzenna ludność Krymu dopuszcza wyłącznie pokojowy opór. Mimo że są to najliczniejsi zwolennicy wolnej Ukrainy na Krymie, nie byli gotowi ginąć w walce z rosyjskim okupantem. Tatarzy krymscy świetnie pamiętają, jak deportacje w 1944 roku zniszczyły ich kulturę i narażanie się na nową katastrofę uważają za szaleństwo. Dlatego przeciwni okupacji półwyspu obywatele – różnego etnicznego pochodzenia – opuścili Krym i przenieśli się w głąb kraju (ich liczbę szacuje się na około 20 tys.) albo pozostali w domach, ale odmówili przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa.
Aneksja Krymu uświadomiła wielu Ukraińcom, jak bardzo zaniedbywano wcześniej problemy Tatarów krymskich. Jednak wspólna niedola zjednoczyła dwa rdzenne ludy Ukrainy i wzbudziła nie tylko współczucie Ukraińców dla Tatarów krymskich, ale także spowodowała wzrost zainteresowania ich historią i kulturą. To dlatego w krótkim czasie w Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki, w katedrze turkologii otworzono specjalność język i literatura Tatarów krymskich, w stolicy zorganizowano kursy ich języka, a w rocznicę okupacji Krymu znani lwowianie napisali odezwę do rodaków. Z kolei przywódcy narodowego ruchu Tatarów krymskich, Mustafa Dżemilew i Refat Czubarow, konsekwentnie domagają się zaprzestania okupacji Krymu i zwrócenia go Ukrainie. Za ich bezkompromisową postawę „władze” półwyspu zakazały im wjazdu do ojczyzny i systematycznie oczyszczają Krym z nielojalnych osób. Prawie dwudziestu Tatarów krymskich zaginęło; niektórzy zostali znalezieni martwi. Okupanci nie przedłużyli stacji ATR, która jest jedynym niezależnym kanałem telewizyjnym Tatarów krymskich, koncesji na nadawanie programów i prześladują liderów Medżlisu (organu władzy samorządowej).
Po błyskawicznej operacji militarnej na Krymie, Putin liczył, że z równą łatwością zajmie inne regiony wschodniej i południowej Ukrainy: charkowski, ługański, doniecki, zaporoski, chersoński, mikołajewski i odeski. Kreml uważa te tereny za w całości prorosyjskie. W opinii moskiewskich polityków mieszkają tam miliony ich rodaków, którzy marzą o zjednoczeniu z Rosją. Ale kremlowski blitzkrieg nie powiódł się, ponieważ Ukraińcy stanęli w obronie ojczyzny. Regularna armia i bataliony ochotnicze zatrzymały agresora w rejonach donieckim i ługańskim, nie pozwalając terrorystycznemu zagrożeniu rozprzestrzenić się w głąb kraju.
Symbolicznym aktem było powołanie Gwardii Narodowej, do której wstąpili aktywiści z Majdanu. Ich szkoleniem bojowym zajmowali się wczorajsi przeciwnicy z drugiej strony barykady, czyli funkcjonariusze ministerstwa spraw wewnętrznych. Oczywiście sporów i drobnych konfliktów nie dało się uniknąć, ale na poligonach i podczas walk w Donbasie niedawni wrogowie świetnie się dogadywali. Jednoczył ich wspólny cel − obrona Ukrainy (opowiada o tym serial telewizyjny Gwardia). Jeden z batalionów Gwardii Narodowej nazwano na cześć generała Serhija Kulczyckiego, który szkolił majdanowców, a latem 2014 roku zginął w helikopterze zestrzelonym przez separatystów. Generałowi nadano pośmiertnie tytuł Bohatera Ukrainy, a jego nazwiskiem nazywa się ulice. Przykładem nieugiętości stała się też porucznik Nadzieżda Sawczenko, posłanka i delegatka PACE[3], porwana na ługańszczyźnie i uwięziona w rosyjskim więzieniu śledczym za sfabrykowane przestępstwa. Ją również uhonorowano tytułem Bohatera Ukrainy.
Wojna w Donbasie faktycznie wypełniła nową treścią odpowiedź na zawołanie: „Chwała Ukrainie!”. Wcześniej można się było zastanawiać, którym bohaterom chwała, ale w obliczu wojny takie pytania są bezprzedmiotowe. Bohaterowie to ci, którzy bronią Ukrainy (wrogowie niektórych nazwali „cyborgami” − z powodu ich determinacji). A kiedy umierają, to chowają ich także jak bohaterów, klęcząc przed poległymi i skandując: „Bohaterowie nie umierają!”, przy dźwiękach utworu „Płyną kaczki Cisą”. Tak jak to było na Majdanie. Liczba ofiar wojny obejmuje już tysiące, dlatego swoich żołnierzy Ukraińcy nazywają Niebiańską Gwardią.
Ci, którzy nie walczą na froncie, pomagają na tyłach: kupują sprzęt, naprawiają urządzenia, robią siatki maskujące, zbierają żywność i lekarstwa. Potężny ruch wolontariacki, zapoczątkowany podczas Majdanu, stał się zaczynem ruchów zmierzających do naprawy państwa. Jak zauważył publicysta Wasyl Rasewycz, teraz dokonuje się modernizacja poprzez wojnę. W przeciwieństwie do poprzednich lat niepodległości, społeczeństwo nie ucieka od problemów, nie liczy na „przychylność władzy”, czuje się odpowiedzialne za przyszłość kraju i zaczyna zachowywać się po europejsku. Prawdopodobnie dlatego w Ukrainie coraz rzadziej mówi się, że „idziemy do Europy”, a coraz częściej, że „wracamy do domu”.
Serhij Szebelist
Z języka ukraińskiego tłumaczył Paweł Laufer.
[1] Dzień Jedności Ukrainy (ukr. День соборності України) − ukraińskie święto państwowe obchodzone 22 stycznia, na cześć zjednoczenia w 1919 roku.
[2] Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe–Ukraińska Samoobrona Narodowa (UNA−UNSO, ukr. Українська Національна Асамблея–Українська Національна Самооборона) − skrajnie nacjonalistyczna partia ukraińska.
[3] Ang. Parliamentary Assembly of the Council of Europe. [Przyp. tłum.].