Strona główna/Wrocławskie krasnoludki

Wrocławskie krasnoludki

Wielopoziomowość szczegółów warunkiem urody miasta

Od czego zależy piękno miasta? Istnieje zapewne wiele definicji tego nieostrego pojęcia. Ja proponuje przyjąć następującą: „uroda miasta to taki układ jego elementów, w którym one wzajemnie się harmonijnie uzupełniają na różnych poziomach i każdy z tych poziomów jest bogaty w zharmonizowane szczegóły”.

Aby te definicje przybliżyć czytelnikowi, sięgnę najpierw do książki Długa teraźniejszość Stewarta Branda, w której zaproponował on widzenie cywilizacji w postaci sześciu otaczających nas kręgów zjawisk: natury, kultury, rządów, infrastruktury, gospodarki i mody. Poziomy niższe, głębsze (poczynając od natury) zmieniają się wolno i stabilizują poziomy wyższe, które z kolei wprowadzają zmiany i są miejscem eksperymentów. Wszystko razem tworzy stabilny, a zarazem zdolny do rozwoju układ.

Innym sposobem osiągania harmonizacji przestrzeni jest staranne dobranie ograniczeń kreacji „graczy” wykorzystujących przestrzeń. Przykładem takiego harmonijnego uzgodnienia jest zabudowa mieszkaniowa w parku technologicznym Petrisberg w Nadrenii-Pallatynacie, gdzie nad sztucznym stawem usytuowano ciąg domów mieszkalnych. Każdy jest inny, lecz wszystkie tworzą harmonijną całość. Czy to był gotowy projekt architektoniczny? Okazuje się ze nie. Każdy zainteresowany zakupem parceli musiał przedstawić gotowy projekt zabudowy. I projekt ten jest załącznikiem do umowy kupna-sprzedaży nieruchomości. W razie nie trzymania się projektu, sprzedający może nawet cofnąć umowę. Przed sporządzeniem projektu każdy zainteresowany, potencjalny inwestor otrzymywał specjalny podręcznik opracowany przez zespół urbanistów zajmujących się przebudową całego Parku. Podręcznik szczegółowo opisuje, jakie rozwiązania są zalecane, jakie dopuszczalne, a jakie niedopuszczalne. W ten sposób architekt projektujący nowy dom ma wszelkie możliwe wskazówki i informacje podane na wstępie. Dodatkowo spółka zarządzająca zatrudniła architekta, którego rolą jest konsultowanie powstających projektów. Dzięki takiemu systemowi udało się zachować idealną równowagę między indywidualnością a spójnością całości.

Trzecią wskazówkę, czym jest harmonijna przestrzeń, zawiera fragment rozważań wybitnego amerykańskiego fizyka teoretycznego Lee Samolina, który próbuje wyjaśnić, czym jest piękno:

Nie jestem estetykiem, więc nie będę próbował udzielić wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie. Sądzę jednak, iż pewne widoki wydają się nam piękne po części dlatego, że są bardzo bogate w szczegóły. Piękny widok zatrzymuje nasze spojrzenie na długo i wcale nie staje się nudny, ponieważ w każdej skali, począwszy od ogólnej kompozycji, a na najmniejszych szczegółach skończywszy, widać tak wiele nowego a jednocześnie harmonizującego z całością.

Kiedy myślę o najpiękniejszych miejscach, jakie znam, stale mam w pamięci, jak w całej rozszerzającej się skali związków powtarza się pewien wzór i harmonia. Patrząc na plaże w Big Sur w Kalifornii, najpierw widzi się wielka krzywiznę wybrzeża i wyniosłe góry w oddali, a potem fale oceanu, wznoszące się i opadające, powoli i majestatycznie, jakby zatoka oddychała. Gdy zbliżymy się do plaży, fale rozdzielają się na mniejsze, które, osiągnąwszy punkt kulminacyjny, zmieniają się w mnóstwo słupów i strumyczków wody, rozbiegających się tu i tam. Można tak przez kilka minut stać i patrzeć na drobne wzorki ryte na piasku, a następnie ścierane przez palce wody, docierające do najdalszej części plaży. Integracja wzoru w tak wielu skalach zachodzi zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, albowiem woda wdzierająca się w piasek dociera raz dalej, raz bliżej w głąb plaży, zgodnie z przypływami i odpływami oceanu. W ciągu dłuższego czasu również zachodzą zmiany, tak że wracając w to miejsce co sezon, odkrywa się, że kolor pejzażu zmienił się na skutek wielu jednostkowych narodzin i śmierci liści oraz traw, które tutaj żyją.

Zatem częścią piękna owego widoku jest to, że w każdej skali, od majestatycznej do maleńkiej, oraz w dowolnym przedziale czasu, od sekundy do roku, daje się zauważyć pewną harmonię albo pewna struktura tworzy się i znika.

Podobnie w przypadku starożytnych miast, takich jak Werona, która była już kwitnącym ośrodkiem kultury i handlu, gdy Rzymianie po raz pierwszy się z nią zetknęli. Z wieży lub ogrodu wznoszącego się nad miastem widać wielkie zakola rzeki Adygi i poszczególne dzielnice, zbudowane w różnych epokach. A najbardziej uderzające jest to, że takie same dachy z czerwonej dachówki pokrywają budynki o różnorodnych kształtach i najrozmaitszej wielkości, począwszy od średniowiecznych kościołów i pałaców, do nowoczesnych domów towarowych i biurowców. W dole, wśród krętych uliczek dostrzegamy rytmicznie powtarzające się wzory, utworzone przez balkony i okna, harmonijnie łączące style domów wzniesionych w ciągu dziesięciu minionych stuleci. W końcu stajemy przed jakimiś drzwiami albo spoglądamy na średniowieczny mur i dostrzegamy rzeźby oraz freski wykonane przez dawno zmarłego artystę. Następnie wchodzimy przez te drzwi do galerii czy butiku, aby zobaczyć, jak dziwnym gustom hołdują współcześni mieszkańcy tego starożytnego miasta.

Wyobraźmy sobie, dla kontrastu, te krajobrazy stworzone przez człowieka, które wydają się nam najbrzydsze: miejskie pustynie, gdzie wszystkie domy są proste i do siebie podobne, amerykańskie centra handlowe, wielkie monolity radzieckiej architektury czy nieszczęsne wieże biurowców oraz hotele, zbudowane w oszczędnym postmodernistycznym stylu. Większości z tych obiektów z pewnością brakuje tematycznej różnorodności, jak również harmonii występującej w szerokim zakresie skal, tak że wiele wygląda jak modele albo obrazy komputerowe siebie samych. Architekci zadbali jedynie o to, jak te budynki wyglądają w jednej skali, a zatem jedno spojrzenie wystarczy, aby dostrzec wszystko, co jest do zobaczenia.1

W tym kontekście mała architektura miejska, a szczególnie konkretny jej przykład, jakim są miniaturowe rzeźby wrocławskich krasnoludków, okazują się ważnym fragment większego systemu, który dopiero jako całość czyni nasze otoczenie pięknym i wygodnym. Błysk w oku dziecka, które przytula się do ulicznego krasnoludka nie jest mało znaczącym „dodatkiem” do życia w konkretnej przestrzeni lecz jednym z istotnych jego elementów.

Wojenne pochodzenie wrocławskich krasnoludków

Stan wojenny nie jest okresem, który dobrze kojarzyłby się komukolwiek. Zamieszki na ulicach, ogromna polaryzacja my-oni, prześladowania z przypadkami śmierci włącznie. Atmosfera okupacji. Nic dziwnego, że na murach miast pojawiły się wówczas kotwice „Solidarności Walczącej” wzorowane na symbolu „Polski Walczącej” z okresu II wojny światowej. Oprócz tych symboli było oczywiście mnóstwo innych napisów, skrzętnie zamalowywanych ma polecenie władz politycznych. Galerię tych napisów można znaleźć na stronie internetowej ośrodka KARTA.2 Owe puste plamy, skrywające zamalowane napisy stanowiły również jeden z symboli tamtego czasu.

I teraz wyobraźmy sobie następujący ciąg zdarzeń i reprezentujących je obrazów. Najpierw ktoś maluje na ścianie napis „MSW=SS”. Następnie zostaje on zastąpiony przez plamę, ponieważ ktoś inny ten napis szybko zamalowuje. Po czym ni z tego ni z owego na plamie pojawia się rysunek czerwonego krasnoludka z kwiatkiem w dłoni. Esbecy są skonfundowani – czy te krasnoludki należy też traktować jako demonstrację polityczną?

Malowanie krasnoludków to pomysł Waldemara Frydrycha, powszechnie nazywanego Majorem, który w ten sposób zainicjował działalność ruchu nazywanego „Pomarańczową Alternatywą”. W książce poświęconej jej historii tak opisuje on pierwsze dyskusje z przedstawicielami władzy na ten temat:

Dwukrotnie Major wraz z przyjaciółmi malując krasnoludki, zostaje aresztowany. Na komisariacie w Łodzi Major wygłasza kolejny manifest artystyczny dotyczący malarstwa dialektycznego, tak bowiem określa uprawianą przez siebie sztukę graffiti. „Tezą jest napis, antytezą – plama, a syntezą – krasnoludek. Ilość przeradza się w jakość – twierdzi Major. – Im więcej krasnoludków, tym lepiej”. Zaskakuje tajniaków, deklarując, iż jest największym spadkobiercą Hegla i Marksa.3

W roku 1986 zaczynają się pierwsze happeningi „Pomarańczowej Alternatywy”, a 1 czerwca 1987 na jednym z nich po raz pierwszy pojawiają się malowane wcześniej krasnoludki krasnoludki, stając się z czasem symbolem i głównym znakiem rozpoznawczym ruchu. Tak wspomina to wydarzenie Waldemar Frydrych:

Postanowiłem uszyć czapeczki krasnoludków. Przypomniałem sobie tamte krasnoludki na murach, ale głownie myślałem, jak wciągnąć w grę, co zrobić, aby akcja objęła rozległy obszar. Przypuszczałem, że milicja będzie biegać i zdejmować ludziom z głów czapki. Milicja mnie zaskoczyła. Zaczęła aresztować krasnoludki. […]

Na Rynku grupa z „XX-tki” [potoczna nazwa jednej z wrocławskich szkół – przyp. aut.] pod pręgierzem urządziła giełdę zaczarowanych rzeczy, gdzie również rozdawano czapki. Tworzący się korowód z grającym na gitarze Jakubczakiem w środku zaczyna tańczyć i śpiewać: „My jesteśmy pszczółka Maja”. W końcu milicjanci zapełniają nyskę, pojawiają się kolejne wozy. Tłum jednak wzrasta. Major zostaje zamknięty wraz z kilkoma osobami w samochodzie, który ktoś od zewnątrz otwiera. Major wyskakuje i rzuca cukierki. Milicjanci go jednak łapią i ponownie wpychają do nyski. Inne wozy też się wypełniają.

Proszę się rozejść – krzyczą przez megafon milicjanci.

Użycie megafonu staje się zgubne, przyciąga uwagę przechodniów. Tłum gęstnieje.

Proszę się rozejść – powtarza milicjant przez megafon. – Proszę się rozejść!!!

Tłum klaszcze.

Ci którzy nie zdejmą czapek, będą legitymowani!!!

Tłum reaguje śmiechem.

Proszę zdjąć czerwone czapki – powtarza przez megafon milicjant.

Z Rynku jednak nadciągają kolejne posiłki. Nadjeżdżają wielkie ciężkie wozy, zwane „budami”, robi się tłoczno.

Mamo, dlaczego aresztują krasnoludki? – Pyta jakieś dziecko.

W kapitalizmie są, a w socjalizmie ich nie ma.

W nysce milicyjnej krótkofalówka pracuje na wzmożonych obrotach.

Kto to jest – pyta gość z komendy.

To są krasnoludki

Jakie krasnoludki ?

No, krasnoludki – odpowiada przez krótkofalówkę milicjant.

Co, zwariowaliście? – krzyczy wielce zdziwiony głos z komendy.

Nie, nie zwariowaliśmy, naprawdę na ulicy są krasnoludki. Zatrzymaliśmy je.

Słuchajcie, czy dzisiaj dużo wypiliście?

Nie, nic nie piliśmy.

To dlaczego widzicie krasnoludki?

To są studenci przebrani za krasnoludki.

Ach tak! – rzekł głos z krótkofalówki. – Studenci – zdziwienie znikło.

Śpiewają.

Co?

– „My jesteśmy krasnoludki”.

W takim razie przywieźcie krasnoludki na komendę.4

Akcje „Pomarańczowej Alternatywy” pokazywały naturę systemu. Władzy nie chodziło już o nic, poza utrzymaniem się przy władzy. Od dawna nie sposób było wśród rządzących znaleźć kogokolwiek, kto poważnie traktował ideologię. Chodziło jedynie, by „lud był cicho”. Fakt, że np. prośba o nalania na rękę keczupu do wylizania mogła być pretekstem do aresztowania, a w barze mlecznym zakazano sprzedaży barszczu z uszkami jako „potencjalnie wywrotowego”, były symbolem absurdu, a jaki zabrnął system. Oddziaływanie „wtórne” happeningów jako szeptanej plotki było bez porównania większe niż bezpośrednia skala realnych działań. Z czasem krasnoludki stały się symbolem, a „Pomarańczowa Alternatywa” ikoną okresu przełomu.

W latach 1988-1989 ruch „Pomarańczowej Alternatywy” rozlał się po Polsce. Studenci zaczęli powtarzać wrocławskie sukcesy, organizując akcje w Łodzi, Warszawie i Lublinie. Najbardziej udana akcja (choć w tej ocenie mogę być stronniczy, gdyż sam wymyśliłem ten happening) była akcja z 1 maja 1989 pt. „Wiążemy nić porozumienia narodowego”. Setki osób zebrało się w centrum Lubina wezwani do akcji następującym wierszykiem:

Stary, mały duży, tyci – biorą: sznurki, linki, nici

i piszczały i słuchawki, gwizdki, trąbki i zabawki

telefony i balony i kapelusz stary żony

tudzież but obdarty Gucia oraz gumę – tę do żucia

Będą z tego spore jaja!

ZBIÓRKA JEST 1 MAJA

o 12. przy PeDeCie

Tam wszystkiego się dowiecie.

O wymienionej godzinie tłum połączył się sznurkami przed PeDeTem (małe wyjaśnienie do nie pamiętających tych czasów: to skrót od Polskie Domy Towarowe – obecnie Galeria Centrum). Powstał alternatywny pierwszomajowy pochód, którypomaszerował Krakowskim Przedmieściem. To powiązanie, zarazem symbol wspólnoty i siły, jak też ubezwłasnowolnienia narodu był jedną z ostatnich akcji „Pomarańczowej Alternatywy”.

Minęły lata, kraj się zmienił. Zmienił się tez Wrocław. Krasnoludkowe happeningi stały się mitem.

Zmartwychwstanie mitu

Przez całe lata 90-te „Pomarańczowa Alternatywa” nie istniała. Tkwiła jednak w społecznej pamięci bardzo silnie. W 2001 roku na ul. Świdnickiej we Wrocławiu pojawił się jej pomnik – krasnoludek stojący na kamieniu dumnie patrzący pod siebie. Aby zachować zgodność z opozycyjną tradycją, pomnik nie został oficjalnie zgłoszony i ujęty w planach – jest zarejestrowany jako „wybrzuszenie ulicy”. Nosi on obecnie tytuł „Papy Krasnala – ojca założyciela krasnalskiej braci”. Ufundowany został przez Agorę, wydawcę „Gazety Wyborczej”.

na tym by się pewnie skończyło, gdyby nie pomysłowość Agencji Reklamowej Vanilia, która zaproponowała w 2004 roku Biuru Promocji Miasta Wrocławia strategię wykreowania krasnoludka jako symbolu miasta. Figurki krasnali były tylko jednym z jej elementów. Obejmowała ona również pomysły na eventy, obiekty małej architektury, działania reklamowe, a nawet utrzymany w tej konwencji park rozrywki, którego obiekty wyobrażałyby różne przedmioty powiększone do takiej skali, jak gdyby ludzie byli wielkości krasnoludków (np. diabelskie koło przypominające kształtem welocyped).

Kampania zaczęła się od „wykopalisk archeologicznych”. Na Starym Mieście we Wrocławiu, na Placu Św. Elżbiety ustawiono zasłony i zupełnie normalną informację o rozpoczęciu prac wykopaliskowych na „stanowisku osady krasnoludzkiej”. Wykopaliska wkrótce dały wyniki – można było zorganizować konferencję prasową demonstrujące pozyskane w wykopaliskach:

Wykopaliska były prowadzone od października na placu przed bazyliką elżbietańską. Wywoływały zainteresowanie przechodniów, jednak archeolodzy zazdrośnie strzegli dostępu do wykopu. Niewielki fragment placu został zasłonięty metalowym płotem, a wszystkie szpary zatkano czarną folią. Nie było szans, żeby zobaczyć, co jest w środku. Na tablicy informacyjnej napisano: „Wykopaliska archeologiczne osady krasnoludów”. Wczoraj bomba pękła.– Tak, znaleźliśmy ślady osady krasnoludków. Ze starszej epoki kamiennej, z epoki brązu i wczesnego średniowiecza – powiedział nam dr Cezary Buśko, archeolog.Najstarsza osada została założona najprawdopodobniej sześć tysięcy lat przed naszą erą. – Z tego okresu wykopaliśmy fragmenty uzbrojenia, m.in. krzemienne groty włóczni. Widać, że był to zadziorny ludek i nie dawał sobie w kaszę dmuchać – mówi dr Buśko. – Polowały na ludzi… – domyślam się. – To złośliwa nadinterpretacja – oburza się dr Buśko. – Przypuszczamy raczej, że pomagały tutejszym mieszkańcom. W późniejszych warstwach znaleźliśmy przedmioty codziennego użytku, m.in. sierp z brązu i naczynia ceramiczne. Z pewnością krasnoludki zajmowały się także zbieractwem i uprawą roli – mówi archeolog.Niestety, nie natrafiono na fragmenty krasnoludzkich szkieletów. – Teren przed bazyliką był kiedyś cmentarzem i wielokrotnie go przekopywano. To i tak cud, że udało nam się znaleźć ślady osadnictwa – tłumaczy Buśko.5

Wkrótce potem pojawiło się krasnoludzkie stoisko informacyjne na targach turystycznych w Berlinie, seria gadżetów „Zestaw do poszukiwania krasnali” i pierwsze figury krasnali. Lista pomysłów była bardzo długa, ale ostatecznie wspólnie z Biurem Promocji agencja wytypowała 4 figury: Syzyfka, Szermierza, Rzeźnika i Pracza Odrzańskiego oraz dwa krasnoludzkie portale: wejście do osady krasnali i drzwi do sklepu Rzeźnika. Wykonanie tych projektów powierzono rzeźbiarzowi Tomaszowi Moczkowi. To on nadał im ostateczny kształt i zaproponował, by Syzyfki występowały w parze, pchając kulę w przeciwnych kierunkach. W ten sposób we Wrocławiu zamieszkały pierwsze krasnoludki. W tym samym roku pojawił się również Śpioch przy wejściu do osady krasnali. Kolejne figurki wykonywali (i wykonują) już różni rzeźbiarze, ale wszyscy trzymają się opracowanej konwencji.

Pomysł opierał się na kilku założeniach. Po pierwsze chciano wpasować figury w kontekst miejski, by jakoś nawiązywały do miejsca, w którym stoją. Po drugie – by rzeźbić je w sposób realistyczny, a wręcz naturalistyczny, tak by nie kojarzyły się – jak piszą na portalu Vanili – „z przyszywanymi grubymi nićmi i powszechnie w skrzacim środowisku wyklętymi krasnalami ogrodowymi”. Po trzecie – figury powinny być wykonane z trwałego i szlachetnego materiału, np. z brązu. Liczono, że uruchomi to modę na stawianie krasnali. I rzeczywiście — lawina krasnoludków ruszyła na miasto.

W 2006 roku pojawiły się Słupniki, czyli krasnale, które z upodobaniem całymi godzinami lubią przesiadywać na latarniach. Słupniki wzbudzały liczne kontrowersje, szczególnie za sprawą swoich bardzo wyrazistych rysów twarzy. Widać jakoś trudno się ludziom pogodzić z faktem, że krasnoludki tak jak my – gęby mają różne. W tym samym roku powstały figurki Strażnika, Gołębnika, Więźnia, Kuźnika, Melomana i Grajka.

Wkrótce krasnoludki zaczęły być jednym z najchętniej fotografowanych i oglądanych obiektów w mieście. Żadne dziecko nie odpuści krasnoludkom i żaden przewodnik miejski nie pozwoli sobie, by nie wiedzieć, gdzie stoją i jaką każdy ma legendę. Bo też każdy krasnoludek oprócz imienia zaczął mieć również własne mity i opowieści. Na opowiadana o krasnoludkach ogłosiła konkurs „Gazeta Wrocławska”. Miasto uruchomiło oficjalny krasnoludkowy portal: www.krasnale.pl Powstało też społeczne forum dyskusyjne www.krasnalove.pl (798 zarejestrowanych użytkowników październiku 2009) na którym wymyślane są różne – społeczne już a nie animowane przez biuro promocji – eventy.

W roku 2007 zaczęły się pojawiać pierwsze figurki zamawiane przez firmy komercyjne. W okolicach wrocławskiego rynku pojawiły krasnoludki-obżartuchy (Pierożnik i Obieżysmak). Instytut Nauk Geologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego ufundował sobie Geologa. Z kolei Życzliwek oraz Dobrotek reprezentowały miasto na licytacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W tym też roku rozpoczęto sprzedaż pierwszej serii krasnoludzkich pamiątek. Zorganizowano event otwierający fontannę przed Teatrem Lalek. Specyficzną (i społecznie naganną) formą uznania dla krasnali są też ich powtarzające się kradzieże.

Kolejny rok to już prawdziwa krasnoludkowa powódź. Jak mi doniesiono, na 5 grudnia 2008 było już we Wrocławiu 108 krasnali. Czy grozi im spowszednienie, zupełna komercjalizacja i zanik zainteresowania? Krasnoludki to moda, a taka musi mieć swoje „odpływy”. Ale nawet po odpływie mody będą one charakterystycznym symbolem miasta. I nawet akcje które są sprzeciwem wobec mody, trzymają się narzuconej konwencji. Oto opis akcji artystycznej ze stycznia 2009 roku:

Jest ich za dużo, są zbyt kiczowate, a poza tym wypaczają ideę krasnala, zwłaszcza tego, którego rozsławiła Pomarańczowa Alternatywa.Dwójka artystów z Poznania przeprowadziła wczoraj na ulicach Wrocławia działanie, którego efektem ma być przywrócenie krasnoludkom ich praw.Brzmi to mało poważnie, ale jest artystyczną reakcją na wrocławską akcję promocyjną, do której zaprzęgnięte zostało wyobrażenie krasnala. Rzeźbione z brązu figurki niewielkich stworków pojawiają się ostatnio masowo. Fundują je banki, restauracje, sklepy. Jest ich już z górą sto, funkcjonują jak miejski gadżet – ich podobizny są reprodukowane na kartkach pocztowych, stworzono nawet „krasnoludkową trasę turystyczną”.Maciej Kurak, poznański plastyk, który właśnie zdobył tegoroczny Paszport „Polityki”, spotkał je, gdy latem z Pascale Heliot zaczęli przygotowywać koncepcję swego udziału w wystawie „Ukryte” organizowanej w Biurze Wystaw Artystycznych: – Masowość i karykaturalność krasnali wzbudziła nasz sprzeciw. Postanowiliśmy wykorzystać miejsca, z których zostały ukradzione, by upomnieć się o ich prawa. Przecież są tworami wyobraźni, a nie trywialnymi rekwizytami wykorzystywanymi w celach komercyjnych.Artystyczny duet przygotował cztery mosiężne tabliczki z napisami odwołującymi się do przesłania niesionego przez imiona ukradzionych krasnali. W miejscu Szermierza przeczytać można o tym, jak nieustannie walczył o swoje idee fixe. Tam, gdzie stali Głuchak i Ślepak, upomnieli się o krasnoludkowe prawo do bycia niewidzialnym, a przy Chodziarzu o prawo do niepowtarzalności.– Została nam jeszcze tabliczka, którą przykleimy w miejscu Bardusia, który stanął na cześć Jacka Kaczmarskiego. Nie wiedzieć czemu, wrocławskie krasnale są strasznie poważne, wykonywane z brązu, aż śmieszą napuszeniem. Dlatego je odbrązawiamy – tłumaczą swoje intencje.

Paweł Romaszkan, dyrektor Biura Promocji Wrocławia, jest niezadowolony z tej akcji artystycznej: – Zajmowanie miejsc po krasnalach przez tabliczki, to samowola. Po chwili namysłu dodał jednak: – Dajmy krasnalom trochę swobody, być może wrócą jeszcze na swoje miejsca.6

Inspiracje dla Lublina

Znając już całą historię, można się zastanowić, jaką porównywalną małą architekturę , jaki symbol mógłby sobie ufundować Lublin. Nie ma w tym mieście zbyt wielu symboli. Mamy Koziołka, ale tu rodzaj monopolu ma Koziołek Matołek „zagospodarowany” przez Europejskie Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie. Ale – mamy przecież słynną topolę na placu Litewskim, powszechnie nazywaną Baobabem. Stąd moja propozycja, aby tuż przy Baobabie umiejscowić małego „Entka” czyli Drzewca znanego z powieści Tolkiena. Enty były spokojnie, powolne, ale dobrotliwe i przyjacielskie. Całkiem jak Lublin…

Jednak kwestia małej architektury – biżuterii miasta – nie zamyka się tylko w kwestii budzących sympatię stworków. Małe dzieła sztuki, pozornie słabo widoczne, takie jak ceramiczne aplikacje wprowadzane w Warszawie przez pewną anonimową artystkę (www.nespoon.blox.pl), tworzą to właśnie bogactwo harmonijnie dopasowanych szczegółów o którym pisał Lee Samolin.

Jest jeszcze propozycja lubelskiego fotografa Piotra Znamierowskiego. Zaproponował on odbicie na porcelanie dawnych widoków Lublina i – odpowiednio zabezpieczonych – wmurowania ich w budynki w pobliżu miejsc w których zostały wykonane. Symbolem miasta może być również pamięć.

__________________________________________________________________________

1Lee Smolin, Życie Wszechświata – nowe spojrzenie na kosmologię, Warszawa 1997, s. 189.

2Pod adresem http://karta.org.pl/foto/fotokolekcje/Wojciechowski/index.htm

3Waldemar Frydrych, Pomarańczowa Alternatywa – rewolucja krasnoludków, Wrocław 2008, s. 36.

4Tamże, s. 42-46.

5B. Maciejewska, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 271, 21 listopada 2003, s. 4.

6Agata Saraczyńska, Odbrązawianie krasnali, „Gazeta Wyborcza Wrocław” nr 13, 16 stycznia 2009, s. 4.

Jacek Warda