Strona główna/DZIAŁ WSCHODNI. Nacjonalizm pełen współczucia. O Metropolicie Szeptyckim

DZIAŁ WSCHODNI. Nacjonalizm pełen współczucia. O Metropolicie Szeptyckim

Tytuł książki braci Strugackich Piknik na skraju drogi to głęboka metafora ułomności ludzkiego poznania. Autorzy tej powieści twierdzą, że jesteśmy niczym mrówki, penetrujące resztki biesiady piknikowej. Radzieccy pisarze zastanawiają się, co te owady mogłyby powiedzieć, gdyby zostały obdarzone ludzką świadomością, o pozostawionych papierkach, ogryzkach i plastikowych kubeczkach. Ich zdaniem różnica perspektyw postrzegania świata między człowiekiem i mrówką, nawet poddaną antropomorfizacji, jest tak wielka, że nie istnieje możliwość wzajemnego zrozumienia.

Jeśli zastąpimy słowo „piknik” – które w oderwaniu od przenośnego znaczenia tytułu, mogłoby zostać niewłaściwie odczytane – słowem „historia”,  powstanie metafora, którą można zastosować do opisu polsko-ukraińsko-żydowskiego pogranicza z pierwszej połowy XX wieku. Wobec wielkich i dramatycznych wydarzeń dziejowych, które rozegrały się na tych ziemiach, liderzy lokalnych społeczności wielokrotnie byli jak mrówki właśnie, postępowali niczym mrówki. Metropolita Andrzej Szeptycki, zasiadający w latach 1901–1944  na tronie biskupim Lwowa, jedna z najbardziej przenikliwych osobistości owego czasu, 30 czerwca 1941 roku pobłogosławił działaniom nacjonalistów ukraińskich,  których celem było stworzenie, przy wsparciu hitlerowskich Niemiec, niepodległego państwa ukraińskiego. Idea suwerennego kraju wymagała – zdaniem aktywistów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) – także pacyfikacji i eksterminacji ludności polskiej. Do tego zaś potrzebne było wojsko. Rozdźwięk w OUN spowodował powstanie stosunkowo niezależnej Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) oraz ukraińskich wojsk niemieckich. Wiosną 1943 roku na terenie pogranicza zaczęto formować 14. Dywizję SS-Galizien. Inicjatorami tego przedsięwzięcia, oprócz Niemców, byli w głównej mierze przedstawiciele tzw. melnykowskiej frakcji OUN. Na zdjęciach z epoki widać, jak młodzi Ukraińcy maszerują w faszystowskich mundurach ozdobionych tarczą z herbem Lwowa. I do tej nowo sformułowanej dywizji, która brała także udział w mordowaniu polskich cywilów, Szeptycki oddelegował unickich kapelanów.

Idea suwerennego państwa – zdaniem aktywistów OUN – wymagała zdecydowanych działań wymierzonych w niektóre mniejszości narodowe, zamieszkujące tereny Ukrainy. Polaków i Żydów należało zmusić do opuszczenia tych ziem, a w przypadku oporu, likwidować. Pod koniec 1942 roku  – wobec zmieniającej się sytuacji na Wołyniu i pojawieniu się oddziałów partyzantki sowieckiej, a także ukraińskich formacji zbrojnych innych ugrupowań politycznych – działacze OUN-B podjęli decyzję o utworzeniu Oddziałów Wojskowych OUN. Po pewnym czasie przejęto nazwę Ukraińska Armia Powstańcza od działających już w terenie oddziałów Tarasa Bulby-Borowecia, wykorzystując popularność rozpoznawalnej już formacji partyzanckiej. Wiosną 1943 roku na terenie pogranicza zaczęto formować 14. Dywizję SS Galizien. Inicjatorami powołania jednostki byli przedstawiciele tzw. melnykowskiej frakcji OUN.

Oba czyny – symboliczne wyrażenie przychylności dla ukraińskich nacjonalistów tuż po wkroczeniu Niemców do wschodniej Małopolski oraz instytucjonalne wsparcie SS-Galizien w 1943 roku – położyły się cieniem na wizerunku Szeptyckiego. Duchowny miał świadomość konsekwencji swoich działań i w rozmowie z dziennikarzem i politykiem Iwanem Kedrynem-Rudnyckim, tłumaczył się nie bez pewnej naiwności: :

Ale co ja miałem zrobić, kiedy przyszli do mnie [przedstawiciele ukraińskiej Narodowej Rady – przyp. aut.] i powiedzieli: pobłogosław ukraiński rząd, pobłogosław ukraińską władzę. Jak ja mogłem nie pobłogosławić?!

Wsparcie, jakie Szeptycki na początku 1943 roku udzielił SS-Galizien,  różnie interpretowane. Jedna z interpretacji podkreśla, że, duchowny przewidywał rychłe wyparcie faszystów przez Armię Czerwoną i obawiał się, że po przejściu frontu na ziemiach zachodniej Ukrainy może zapanować anarchia (na początku 1943 roku docierały już do Szeptyckiego pierwsze relacje o dokonywanych masowych morderstwach na Polakach). Uważał zatem, że służba w regularnym wojsku, nawet niemieckim, będzie dla Ukraińców, z jednej strony, dobrą szkołą rzemiosła wojennego,  co może okazać się bezcenne podczas konfrontacji z bolszewikami, a z drugiej  – ustrzeże ich morale przed działaniami  podejmowanymi przez UPA.

W tym przypadku punkt widzenia zasiadającego na tronie św. Jury dostojnika kościoła greckokatolickiego okazał się być perspektywą mrówki. Przeprowadzona przez Armię Czerwoną Operacja Bagration przetrąciła kręgosłup niemieckich sił zbrojnych i do połowy sierpnia 1944 roku wyparto Niemców ze wschodniej Małopolski. Dla zwycięskich krasnoarmistów bracia Słowianie, którzy przeszli na stronę hitlerowców, nie zasługiwali nawet na rozstrzelanie. Z dystansu siedemdziesięciu lat próżno pytać, jak wyszkoleni w oddziałach SS Ukraińcy mieliby się przeciwstawić Armii Czerwonej. Tym, którzy w decyzjach Szeptyckiego dostrzegają jedynie przejaw wspierania krwawych mordów UPA bądź dowód na kolaborację z faszystami, warto przypomnieć znaczenie kontekstu działań postaci historycznych. Po uwzględnieniu tego czynnika, zamiast wielu bohaterów i zdrajców, zobaczymy ludzi z krwi i kości.

Potrzeba mitu

Jeśli komuś zależy na wypaczeniu faktów, kontekst traci na znaczeniu. Wyrazistym tego przykładem są działania sowieckiej propagandy, która  przez dekady tworzyła i rozpowszechniała wyolbrzymiony, karykaturalny i jednostronny obraz Stepana Bandery – postaci uznawanej przez Ukraińców za bohatera. Radzieccy autorzy książek, nomen omen, historycznych, beletrystycznych, a także filmów dokumentalnych i fabularnych przedstawiali tego skrajnego polityka jako kolaboranta, okrutnego mordercę i terrorystę. Abstrahując od tego, czy ów „ukraiński Wallenrod”, zasługuje bądź nie na takie etykiety, warto zastanowić się nad reakcją narodowców na tak przeprowadzoną akcję propagandową. Każdemu sowieckiemu „faszist” i „predatiel” (zdrajca) przeciwstawiali oni swoje „baćko nacji” (ojciec narodu) czy „prowidiec” (wizjoner). Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, zwolennicy Bandery, oprócz wypracowania kontrargumentów dla sowieckiej propagandy, stworzyli także swego rodzaju folklor patriotyczny. We współczesnych ukraińskich knajpach, wystylizowanych na „kryjówki” UPA, w entourage’u z epoki i przy kuflu piwa, usłyszeć można gromkie hasła „Sława Ukrainie” (na marginesie – potępione jako idolatria, przez Szeptyckiego) i takie przyśpiewki, jak „Bandera nad nami, moskale pod nami. / Słonina w kieszeni – naprzód kijowianie!” (Бандера над нами, москали под ногами. / Сало в кармане – вперед киевляне!). Czy to jest narracja historyczna?

Sens powyższego pytania nie wyczerpuje się w jego retorycznym wydźwięku. Przez lata uwikłani w przepychanki z sowieckimi propagandzistami, ukraińscy narodowcy doprowadzili do sformatowania i sentymentalizacji swojej dwudziestowiecznej historii. I gdy do dyskusji o pograniczu włączają się Polacy i Żydzi oraz, w mniejszym stopniu, Niemcy, Rumuni i Słowacy, współcześni zwolennicy UPA mają już przygotowane odpowiedzi.

Jak wyjść z tego błędnego koła? Przecież mord na ponad stu Polakach, jakiego dokonali 11 lipca 1943 roku w kościele w Porycku (Wołyń) banderowcy, jest bolesnym faktem. Tak samo prawdziwe i nie mniej bolesne są świadectwa innych zbrodni popełnionych na co najmniej sześćdziesięciu tysiącach Polaków na Wołyniu i ok. 30–40 tys. w Galicji Wschodniej.  I mimo tych wydarzeń, siedemdziesiąt lat od zakończenia wojny, podczas spaceru po Drohobyczu, obok ulicy poświęconej jednemu z najważniejszych polskich literatów żydowskiego pochodzenia, Brunonowi Schulzowi, można natknąć się na ulicę Bojowników UPA. Czym kierowali się włodarze tego miasta, upamiętniając w nazwie arterii także i tych, którzy w letni poranek 1943 roku wrzucili granaty do kościoła wypełnionego polskimi wiernymi?

Wobec tak odczytanej historii jesteśmy niemal bezradni. Głupotą byłoby sądzić, że rada miasta Drohobycz postanowiła nazwą ulicy uhonorować morderców i zdrajców. Z drugiej jednak strony co najmniej lekkomyślne byłoby przypuszczenie, że władze miasta nie znają kontekstów towarzyszących działaniom UPA. Może zatem to nie poszukiwanie prawdy historycznej, a potrzeba mitu sprawiła, że dzisiejsi ukraińscy działacze narodowi gloryfikują swoją ambiwalentną przeszłość?

Po jasnej stronie mocy

Historia Ukrainy obfituje w dramatyczne wydarzenia i tragicznych bohaterów. Nie sprzyja to tworzeniu pozytywnych mitów narodowych. Hołodomor, czyli Wielki Głód, jest tego  przykładem. Począwszy od 1998 roku Dzień Pamięci Ofiar Wielkiego Głodu stał się świętem państwowym. Jego obchody są także okazją do podkreślenia istnienia już w latach trzydziestych XX wieku świadomego narodu ukraińskiego. Podobną narodotwórczą funkcję, aczkolwiek w węższych środowiskach politycznych, spełnia pamięć o złożonych z Ukraińców niemieckich batalionach „Nachtigall” (niem. słowik – ile ironii kryję się w tej nazwie) i „Roland” oraz dywizji SSGalizien. W listopadzie 2013 roku piętnastu lwowskich weteranów tej ostatniej formacji otrzymało kombatancki dodatek do emerytury. W Tarnopolu i Iwano-Frankiwsku pamięć tej napiętnowanej przez Trybunał Norymberski organizacji uczczono w nazwie ulic. Jednak w osobie Stepana Bandery najbardziej wyraźnie zogniskowały się co najmniej trzy istotne cechy współczesnego ukraińskiego mitu narodowego.

Po pierwsze, namaszczenie radykalnego polityka na bohatera narodowego jest o tyle niefortunne, co i wymuszone. Duży wpływ na skład dzisiejszego panteonu ukraińskich bohaterów miała sowiecka propaganda. Ten, który był dla komunistów zdrajcą, dla ukraińskich narodowców zyskiwał miano bohatera. Po drugie, ze względu na liczne kontrowersje związane z postacią Bandery, mit ów, nawet w samej Ukrainie, nie wszyscy zgodzili się zaakceptować. To zaś przeczy jednej z kluczowych funkcji mitu, jaką jest nie odsłanianie prawdy historycznej, a scalanie społeczności. Najważniejszą jednak wadą mitu Bandery, oraz mitów UPA czy OUN, jest to, że zamykają one Ukraińcom możliwość dialogu z Polakami i Żydami. Próżno oczekiwać, żeby przedstawiciele tych narodów podali sobie ręce na ulicy imienia Bandery, wybaczyli sobie przy pomniku faszystowskich kombatantów czy w knajpie, pod zdjęciem człowieka odpowiedzialnego za Wołyń, wykrzyknęli „Sława Ukrainie”.

I może właśnie dlatego Ukraina wciąż potrzebuje mitu. W „Bandersztadcie” –  tak nazwał Lwów wiceszef partii Swoboda, Lubomir Melniczuk – Centrum badań i komunikacji „Tema” w 2008 roku przeprowadziło badanie pod tytułem „33 legendy. Ludzie, którzy stworzyli Lwów”. Zdaniem ankietowanych najsilniej na ukraińską historię miasta wpłynął metropolita Halicza i arcybiskup Lwowa AndrzejSzeptycki (Bandera był w tym rankingu dopiero dziewiąty). Ten „książę cerkwi” bądź „ukraiński Mojżesz”, jak bywa nazywany duchowny, mimo licznych krytyk kierowanych pod jego adresem, ma w swojej biografii dokonania, których nie mogą nie docenić tak Ukraińcy, jak Polacy czy Żydzi.

„Niech się dzieje wola Nieba…”

Postać Szeptyckiego, jak już wspomniano, jest niejednoznaczna. I nie tylko decyzje, które metropolita podjął podczas drugiej wojny światowej bywają oceniane przeciwstawnie. Hrabia Roman  Maria Aleksander  Szeptycki w 1888 roku wstąpił do greckokatolickiego zakonu bazylianów i przyjął imię Andrej. Konwersja ta przez współczesnych ukraińskich zwolenników idei narodowych i nacjonalistycznych bywa oceniana w kategoriach powrotu do religii przodków oraz świadomego odcięcia się od tradycji kolonizatorów. Niektórzy z polskich historyków oraz publicystów, paradoksalnie, wpierają tę argumentację, uznając Szeptyckiego za zdrajcę narodu i religii katolickiej. Eksponują ponadto politykierskie cechy u metropolity i dowodzą, że jedynie w strukturach kościoła unickiego mógł on zrobić tak błyskotliwą karierę.

Faktem jest, że Andrzej Szeptycki, spowinowacony ze strony matki z Aleksandrem Fredrą (autor Zemsty był jego dziadkiem), wychował się w domu o bogatych, choć niejednorodnych tradycjach. Jego ojciec pełnił funkcje szambelana austriackiego i był posłem do Sejmu Krajowego we Lwowie oraz deputowanym do austriackiej Rady Państwa. Możliwość kontaktu z wysoką polską kultura literacką – poprzez dokonania dziadka, oraz obcowanie z „globalną” myślą polityczną – dzięki ojcu uczestniczącemu w pracach ustawodawczych Cesarstwa Austrii – sprzyjały jego rozwojowi intelektualnemu. Jednak trudno oczekiwać, żeby wyniesione z domu zaplecze ideowe było monolitem, od którego odejście można byłoby nazwać zdradą lub przeciwnie – właściwym rozpoznaniem swojej dalszej drogi życiowej. Dwa argumenty wspierają taką tezę. Po pierwsze, już wśród rodzeństwa Szeptyckich, nie było jednolitych postaw. Jeden z braci metropolity – Stanisław – w okresie dwudziestolecia międzywojennego był polskim ministrem spraw wojskowych, kolejny zaś – Klemens – wstąpił do greckokatolickiego zakonu studytów. Po drugie, Andrzej Szeptycki, jak sam stwierdza w liście napisanym w 1915 roku, już podczas pobytu w Rzymie w 1886 roku, wybrał swoją drogę życiową. W podjęciu tej decyzji kierował się nie wartościami materialnymi ani kulturowymi, lecz wyznacznikami duchowymi i ideowymi:

Przykład przodków i rodzinne przekazy nie były decydujące przy wyborze stanu duchownego. […] Poświęcając się Kościołowi wschodniemu i sprawie Unii, kierowałem się wyłącznie motywami o charakterze uniwersalnym.

Zasiadłszy na tronie św. Jury, arcybiskup z roku na rok stawał się coraz gorliwszym obrońcą swoich współwyznawców. Często też wypowiadał się na temat prawa Ukraińców do samostanowienia narodowego. Początkowo głosił pochwałę rozwiązań kantonalnych w ramach państwa polskiego, później zaś, jak wiadomo, poparł idee ukraińskich narodowców. Jednak największym błędem metropolity, jak można twierdzić z dzisiejszej perspektywy, był brak sprzeciwu w latach trzydziestych wobec nacjonalistycznych działań części podległego mu niższego duchowieństwa greckokatolickiego. W czasie ostatniej dekady poprzedzającej wybuch drugiej wojny światowej, w gronie unickich księży byli nie tylko pokojowo nastawieni zwolennicy niepodległego państwa ukraińskiego, ale i radykałowie sympatyzujący z Banderą i wyznawcy mocno faszyzującej koncepcji ideologicznego ojca OUN, Dmytro Doncowa. Ten grzech zaniechania Andrzej Szeptycki odkupił konsekwentną pracą na rzecz jedności religii, działalnością filantropijną i edukacyjną. Pogranicze w okresie międzywojennym było konglomeratem wielu wyznań. Współpraca między ich przedstawicielami w wielu przypadkach była jednak daleka od ideału. Pomimo tego lwowski pałac arcybiskupa unickiego był wzorcowym centrum ekumenizmu. Zachowało się wiele tekstów, zwłaszcza autorów żydowskich, potwierdzających ten stan rzeczy. Wartymi podkreślenia są także działania Szeptyckiego na rzecz zaprzestania burzenia w 1938 roku prawosławnych cerkwi na Chełmszczyźnie. Protest ten był wyrazem istniejących więzi i wspólnoty ekumenicznej między działającymi w Polsce kościołami unickim i prawosławnym. Prezentowana w mediach ocena tych prac zazwyczaj jest jednostronna i niewystarczająca. Wnikliwa analiza ówczesnych kontekstów historycznych, etnicznych i kulturowych pozwala jednak dostrzec prawdziwą wartość działań Szeptyckiego. Oprócz wspierania wspólnot chrześcijańskich, arcybiskup organizował poradnie zdrowia dla ludności ukraińskiej oraz dbał o jej rozwój kulturowy. Jednym z widocznych do dziś efektów tych inicjatyw jest działalność założonego przez metropolitę lwowskiego muzeum. Prezentowana  obecnie wystawa składa się z unikalnych grafik, m.in. Tycjana, Michała Anioła, van Dycka, Goi, Pietra Novelliego, Tiepola, zakupionych przez arcybiskupa podczas jego podróży do Włoch w latach 1908 i 1909.

Wszystkie te działania sprawiają, że uzasadniony zdaje się być tytuł artykułu, który ukazał się na łamach lwowskiej platformy Zachid.net: Liderem mieszkańców Galicji w latach trzydziestych był nie Bandera a Szeptycki (Лідером Галичини 30-х років був не Бандера, а Шептицький).

„Nie zabijaj!”

Arcybiskup Światosław Szewczuk, głowa Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, ogłosił rok 2014 rokiem arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego. Decyzję tę poprzedziło pośmiertne uhonorowanie wnuka Aleksandra Fredry prestiżową Nagrodą za Odwagę Opieki imienia Jana Karskiego (ADL Jan Karski Courage to Care Award), wręczaną osobom zaangażowanym w ratowanie Żydów. Abraham H. Foxman, dyrektor Ligi Przeciwko Zniesławieniu (Anti-Defamation League), przekazując to odznaczenie na ręce potomka Szeptyckiego – Jerzego Weymana, stwierdził, że „nacjonalizm ukraiński Andrzeja Szeptyckiego, pełen współczucia, a nawet miłości do jego żydowskich bliźnich, jest tym, który Żydzi na całym świecie mogą przyjąć i poprzeć”.

W tym miejscu warto przypomnieć reakcję Szeptyckiego na pogromy  ludności żydowskiej i polskiej. W przypadku masowych morderstw wyznawców judaizmu, jego odpowiedź była natychmiastowa. Równie odważnie, co biskup Zagrzebia, błogosławiony Alojzy Wiktor Stepinac, unicki arcybiskup Lwowa sprzeciwił się prowadzonej przez hitlerowców eksterminacji Żydów. Jego list potępiający Holocaust i wysłany do Heinricha Himmlera, był w kręgach wysokich dostojników kościoła aktem niemającym precedensu. Jako jeden z pierwszych poinformował także papieża Piusa XII o zbrodniczych poczynaniach nazistów, określając ich w liście z 1942 roku mianem „wściekłych wilków” i „potworów”. Szeptycki potępiał także rzezie na Polakach dokonywane przez Ukraińców na terenach województwa wołyńskiego i we j Małopolsce Wschodniej. W listach pasterskich wielokrotnie podkreślał, że morderstwo jest najcięższym grzechem. W liście Nie zabijaj (21 listopada 1942 r.) zawarł kwintesencję swojej nauki moralnej. Niestety, wielokrotnie powtarzane przez metropolitę apele do wiernych o miłosierdzie, posłuszeństwo Bogu i w końcu zachowanie rozsądku, nie powstrzymały zła

Najpełniej stosunek Szeptyckiego do eksterminacji ludności żydowskiej prowadzonej na terenach pogranicza, opisuje Dawid Kahane, jeden z rabinów, który znalazł schronienie w pałacu św. Jury. Uratowany przez arcybiskupa Żyd w książce Lvov ghetto diary („Dziennik getta lwowskiego”) zrelacjonował swoją intymną rozmowę z Szeptyckim. Podczas jednego ze spotkań arcybiskup zapytał Kahanego o przyczynę trwającej zagłady Żydów. Nie doczekawszy się odpowiedzi, metropolita wskazał swojemu rozmówcy cytat z Ewangelii Mateusza, który brzmiał „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,25). Autor przywołanego dziennika wielokrotnie rozmawiał z arcybiskupem na temat Holokaustu i wiedział, że Szeptycki interpretuje tragiczne wydarzenia wojenne w kategoriach apokaliptycznych. Zrozumiał więc, że przywołany passus stanowi próbę wpisania Szoah w szerszy kontekst boskiego planu. Nazajutrz – jak poświadczył ukrywający się przez wiele miesięcy w pałacu biskupim Kahane – metropolita  szczerze przeprosił swojego rozmówcę za wypowiedziane poprzedniego dnia słowa i dodał, że w czasie, gdy „naród żydowski ocieka krwią i giną tysiące niewinnych ludzi”, nie powinienem był poruszać tej tematyki.

Zaproszenie do dialogu

Przywołana rozmowa Szeptyckiego z Kahanem potwierdza słuszność metafory opisującej działania arcybiskupa jako próbę odnalezienia się w „historii na skraju drogi”. Wskazuje jednak na cechy jego charakteru, dzięki którym duchowny potrafił patrzeć szerzej niż większość współczesnych mu osób i dostrzegał w ludziach zamieszkujących tereny pogranicza bliźnich. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny lwowskiego arcybiskupa. Ponadto metropolita,  – podobnie jak jego brat, Klemens Szeptycki – może zostać wkrótce uhonorowany tytułem Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Niestety, wciąż dyskusję o dokonaniach metropolity mogą utrudniać działania osób zainteresowanych tuszowaniem bądź przeinaczaniem historii. Zaskoczeniem dla opinii publicznej może być fakt wprowadzenia w listopadzie 2013 roku na rosyjską federalną listę materiałów ekstremistycznych książki Szeptyckiego Правдива Вiра (Prawdziwa Wiara). Jak się okazuje, nie jest to martwy zapis, gdyż całkiem niedawno tj. 31 marca 2016 roku w Sewastopolu, w siedzibie ukraińskiego stowarzyszenia Proswita (Oświecenie) im. Szewczenki dokonano rewizji i zarekwirowano min. właśnie tę książkę.

Jest jeszcze jeden argument za tym, żeby właśnie dziś przywoływać dokonania Szeptyckiego. Zapoczątkowana przez wydarzenia Euromajdanu sytuacja wymaga od Polaków aktywnego wsparcia dążeń ukraińskiego narodu do demokratyzacji ich kraju. Konsekwentnym uzupełnieniem podjętej już pomocy materialnej i dyplomatycznej powinien być dialog między naszymi krajami. Szczerą rozmowę utrudniają nam jednak bolesne zaszłości. W tym kontekście warto pamiętać o tym, że niektórzy bohaterowie naszych historii mogą ten dialog ułatwiać bądź przeciwnie.. Postać arcybiskupa, metropolity lwowskiego i halickiego, biskupa kamienieckiego  Andrzeja Szeptyckiego bezsprzecznie jest zaproszeniem do tych niełatwych, aczkolwiek bardzo potrzebnych narodowych rekolekcji Ukraińców i Polaków.

Andrzej Goworski, Marta Panas-Goworska

Andrzej i Marta Goworscy stanowią małżeński duet pisarski. Interesują się kulturą i historią krajów Europy Środkowo-Wschodniej oraz Rosji. Są przeświadczeni, że właśnie ta część świata jest najciekawsza ze wszystkich. Ona śledzi internacjonalistyczne związki między namiętnością a zbrodnią, on – podąża ścieżkami historii medycyny. Publikowali m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Nowej Europie Wschodniej”. Regularnie współpracują z kwartalnikiem literacko-artystycznym „Akcent”. Autorzy książek wydanych w PWN: Grażdanin N.N. Życie codzienne w ZSRRNaukowcy spod czerwonej gwiazdy.

Andrzej Szeptycki na muralu w centrum Lwowa. Fot. Aleksandra Zińczuk, 2016.

Andrzej Szeptycki na muralu w centrum Lwowa. Fot. Aleksandra Zińczuk, 2016.

Kontrowersyjny duchowny trudnych czasów. Źrodło: christianitas.org.

Kontrowersyjny duchowny trudnych czasów. Źrodło: christianitas.org.

Miejsce ocalenia grupy Żydów w czasie II wojny światowej. Dawna rezydencja metropolity Szeptyckiego - Archikatedralny sobór św. Jura we Lwowie. Za: wikimapia.org.

Miejsce ocalenia grupy Żydów w czasie II wojny światowej. Dawna rezydencja metropolity Szeptyckiego - Archikatedralny sobór św. Jura we Lwowie. Za: wikimapia.org.

Brat Andrzeja, katolicki duchowny, bł. Klemens Szeptycki również nie został odznaczony medalem Yad Vashem za ratowanie ludności żydowskiej w czasie Holokaustu. Aresztowany przez NKWD 5 czerwca 1947 r., zmarł w więzieniu trzy lata później. Fot. za: www.cerkiew.net.pl.

Brat Andrzeja, katolicki duchowny, bł. Klemens Szeptycki również nie został odznaczony medalem Yad Vashem za ratowanie ludności żydowskiej w czasie Holokaustu. Aresztowany przez NKWD 5 czerwca 1947 r., zmarł w więzieniu trzy lata później. Fot. za: www.cerkiew.net.pl.

Dziadek Szeptyckich - Aleksander Fredro i jego pomnik we Wrocławiu. Fot. za: pl.wikipedia.org.

Dziadek Szeptyckich - Aleksander Fredro i jego pomnik we Wrocławiu. Fot. za: pl.wikipedia.org.