Józef Łobodowski: między Wschodem i Zachodem
Aleksandra Zińczuk
Dorastanie w konglomeracie kulturowym ukształtowało jego myślenie o mniejszościach narodowych: urodził się na Litwie, dorastał w Moskwie i na Północnym Kaukazie, rodzina jego ojca pochodziła w Ukrainy, a matki z Białorusi. Był pierwszym polskim pisarzem głoszącym, już w latach 30. XX wieku, potrzebę dialogu polsko-ukraińskiego.
W 2009 roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Józefa Łobodowskiego, lubelskiego poety, publicysty i tłumacza, który po wojnie do śmierci w 1988 roku mieszkał na emigracji w Hiszpanii, tłumacząc literaturę hiszpańską. Łobodowski zasłynął jako przywódca lubelskiej cyganerii, awanturnik, skandalista i miłośnik boksu. Swoje losy opisywał na łamach prasy, ale przede wszystkim w barwnej narracji cyklu powieściowego o dziejach Józefa Zakrzewskiego. Cykl ten został wydany w Londynie w latach 60. i jak dotąd, niestety, nie wznowiono go.
Jednak dziś powinniśmy wspominać Józefa Łobodowskiego przede wszystkim jako rzecznika dialogu kultur. Wyróżnia go fakt, że do końca życia konsekwentnie łączył w swojej poezji i publicystyce pierwiastki ukraińskie, rosyjskie, hiszpańskie. Już jako dziecko odznaczał się ogromnym talentem do języków obcych. W jego bogatym dorobku translatorskim znajdują się tłumaczenia wybitnych pisarzy ukraińskich (Jewhena Małaniuka, Oleha Olżycza, Maksyma Rylskiego, Pawło Tyczyna) i rosyjskich (Anny Achmatowej, Borysa Pasternaka, Aleksandra Sołżenicyna). Wspólnie z Kazimierzem A. Jaworskim przekładał Aleksandra Błoka, czego rezultatem było wydanie tomu przez Bibliotekę „Kameny”. Z hiszpańskiego tłumaczył m.in. teksty: Garcii Lorki, Lope de Vegi, Celderona de la Barki, Tirso de Moliny, Jose Sorillo i św. Jana od Krzyża. Żyjący na antypodach kultur, zawieszony pomiędzy kulturą słowiańską i tradycją śródziemnomorską, Łobodowski jest interesującym znakiem rozpoznawczym dla Lublina, miasta kandydującego do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Obok Józefa Czechowicza, autor Ballady lubelskiej mógłby stać się atrakcyjną ikoną tego miasta.
Dzieciństwo na Kaukazie
W latach 1914-1922 Łobodowski przebywał w Rosji. Z dużą sympatią wracał do czasów pobytu na Kaukazie. Widział w tym miejscu jeden z cudniejszych zakątków świata, w którym muzułmański Wschód mieszał się ze starą chrześcijańską kulturą. Wyjazd na Kubań stał się niezwykłą przygodą dla młodego chłopca, oderwaniem – jak sam to ujął – od szarej i nudnej Moskwy. Tam zaprzyjaźnił się z kubańskimi Kozakami, poznając ich historię i tradycje. W poetyckim wspomnieniu drukowanym w „Zwierciadle” opisuje zwyczaje i gościnność górskich ludów kaukaskich. Jednocześnie już w jejskim gimnazjum doświadczał też antagonizmów narodowościowych:
W klasie panował ostry szowinizm rosyjski i wszystkie mniejszości były na stopie wojennej z główną nacją. W gromadzie kilkunastu Gruzinów, Ormianin Ałtun’janc, jeden czy dwóch Greków, Tatarzy… Ta szczeniacka federacja kaukaska plus jeden „katolik”, jak mnie stale tytułowała rosyjska większość […]. Czasy szły ostre i nawet dzieci nie patyczkowały się między sobą. Aż dziw, że mi łba nie rozbito wtenczas na amen.1
Mit kozaczyzny, przekazany mu przez ojca, oficera armii carskiej, miał znaczący wpływ na jego późniejsze reżyserowanie własnej biografii. Rodzina ojca miała swojego protoplastę, zwanego Atamanem Łobodą (nie mylić z przywódcą kozackiego powstania w latach 90. XVI wieku), o którym pisarz opowiadał w wywiadach.
Świadek rewolucji
Splot różnorakich czynników, które ukształtowały postawę twórcy, trafnie określił Tymon Terlecki, odnajdując w dziejach poety literacki odpowiednik Cezarego Baryki. 12-letni Łobodowski dobrze zapamiętał inferno bolszewizmu:
Byłem w Rosji przez najgorętsze lata. Rewolucję przeżywałem na ulicy. Już wtedy, jako sprzedawca papierosów i tytoniu, wchodziłem w konflikt z władzą […] Przyjaźniłem się z bezdomnymi dziećmi portowemi ku rozpaczy moich rodziców. Widziałem jak Kozacy wieszali bolszewików, a bolszewicy rozstrzeliwali Kozaków. W miesiącach głodu kradłem. Nienawiści do rewolucji nie czułem, choć jako syn oficera i obszarnika, mógłbym mieć pretensje podobne do nieukojonych żalów ziemian, wyeksmitowanych razem z pudlem Gagą z zacisznych dworków kresowych. […] Widziałem siebie samego w r. 1922 na bulwarach Rostowa, żebrzącego u spacerujących budionowców we frenczach i odpędzonego przez jakiegoś porucznika w ten sam sposób: „Poszoł won, szczenok!”
Opowiadam te sentymentalne historyje, choć pozornie nic nie mają do rzeczy, aby podkreślić rolę, jaką odgrywa w życiu sam człowiek, jednostka, indywiduum, złe lub dobre, ale przecież w wielu swoich poczynaniach niezależne od tych czy innych procesów społecznych i gospodarczych2.
Mimo traumatycznych doświadczeń, jakie przeżył w pierwszych latach swojego życia, stał się później wytrawnym znawcą również kultury i literatury rosyjskiej. Był nawet przekonany, że jego tłumaczenia z rosyjskiego i ukraińskiego górują nad przekładami innych autorów.
Flirt z komunizmem
Zanim stał się obrońcą i piewcą mitycznej Ukrainy, Łobodowski zdążył w Lublinie solidnie podpaść władzy i zostawić po sobie złą sławę. W 1932 roku został relegowany z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego za bluźnierczy tom O czerwonej krwi. W materiałach Archiwum Państwowego w Lublinie znajdują się jego akta sądowe, a wśród nich również egzemplarz skonfiskowanego czterostronicowego „Dwutygodniowego dodatku do miesięcznika «barykady»”3 (15 stycznia 1933, nr 1, cena 20 gr, format A4), w której znajdujemy artykuły pisane w charakterystycznym dla publicystyki Łobodowski tego okresu proletariackim i rewolucyjnym duchu Rosji Radzieckiej. Oprócz dwóch propagandowych wierszy (Raz ostatni, Wiersz tragiczny), już na wstępie można przeczytać artykuł-odezwę:
Żywimy organiczny wstręt do nalepiania etykietek i wygłaszania manifestów przez megafon. […] spostrzegliśmy, że w społeczeństwie panuje ogólna dezorjentacja wskutek zupełnego braku drogowskazów w labiryncie partyj, programów i ideologij. Niewiadomo, kto z kim trzyma i czego chce. W czasach więc, kiedy każdy karierowicz gotów jest wypisywać pod pseudonimem niemal rewolucyjne odezwy, kiedy co drugi cenzor przyznaje się na ucho do czerwonych symaptyj, a co trzeci prokurator gotów jest po kilku głębszych wiwatować na cześć Rosji Radzieckiej, ostrożność specjalnie wskazana (Wykładamy nóżki na stół, s. 1).
W tym swoistym manifeście padają konkretne propozycje programowe odrzucające wszelkie fetysze, w tym religię. Nie sposób nie zauważyć fantazyjnego stylu pisarza i publicystycznego temperamentu. Młodzieńczy zapał i entuzjazm nie pozwolił mu troszczyć się o krytykę:
Upadam plackiem przed opniją publiczną. Jest to instytucja wrażliwa jak mimoza i dyskretna w działaniu, jak biuro pośrednictwa małżeństw (Rachunek sumienia, s.4).
Konflikt z prawem zawdzięczał obrazoburczym treściom:
[…] racjonalizujemy świat i odwracamy się tyłem do wszelkich palarni duchowego opium. Niedowierzamy ludziom którzy zapewniają o swoim stałym i wzajemnym stosunku do Jehowy. […] Dla faceta, siadującego na Synaju w oczekiwaniu dekalogu, praca była przekleństwem. Jego spadkobiercy marzą o chwili, w której automatyczna fabryka patefonów pozwoli robotnikom grać w kręgle i wałęsać się po gościńcu […] wykreślamy natomiast słowolejów, gdaczący liryzm onanistów, gadatliwość romantyków na miękko (Wykładamy nóżki na stół, s.1).Jednak młodzieńcze manifestacje Łobodowskiego szybko kończą się rozczarowaniem komunizmem w 1935 roku Trudno zrozumieć to bez kontekstu biograficznego – doświadczeń pisarza związanych najpierw z pobytem w Rosji, a później nielegalnym pobytem na radzieckiej Ukrainie.
Łobodowski szybko stał się świadomym publicystą, wydającym – jak się z czasem okaże – słuszne prognozy polityczne. Radykalne zerwane poety z ideologią komunistyczną sprawiły, że przez długie lata był on tępiony i nazbyt pochopnie oceniany. Naraził się na liczne ataki, szczególnie zaraz po radykalnym odcięciu się od swoich przekonań politycznych. Do najgłośniejszych należą te ze strony Wandy Wasilewskiej i Lucjana Szenwalda, które zostały wywołane otwartym wystąpieniem Łobodowskiego na łamach „Wiadomości Literackich” w tekście Smutne porachunki (1935).
Jego wystąpienia publicystyczne, ale również często poezje, były pełne kpin i polemik. Do jednej z nich należał spór z Bolesławem Micińskim. Łobodowskiemu przyszło tworzyć w czasie niesprzyjającym: za przekonania polityczne oskarżany był o zdradę, a epitet nadany mu przez Andrzeja Kuśniewicza, który nazwał go „agentem i faszystą”, ciążyło na poecie przez długi czas. Jacek Trznadel wskazywał natomiast, jak „złym sumieniem” dla kryptokomunistycznej poezji był w swoim czasie autor Dytyrambów patetycznych. Dopiero po latach Łobodowski, obok Jarosława Iwaszkiewicza, okazał się jedynym konsekwentnym kontynuatorem romantycznej „szkoły ukraińskiej”. Nie bez powodu jego przyjaciel Wacław Iwaniuk określił poetę mianem „ostatniego romantyka”.
Sprawa ukraińska
Spośród niezwykle bogatego dorobku Łobodowskiego – poety, krytyka, publicysty, prozaika i translatora – warto zatrzymać się jeszcze przy kwestii Ukrainy, ponieważ sprawa Ukrainy była mu bliska przez całe życie i już w czasach międzywojennych poeta stał się wiodącym głos w dialogu między dwoma narodami. Jest to widoczne w jego poezji, przesyconej publicystyką i historiozofią. Nie stronił przy tym od trudnych tematów takich jak: hajdamaczyzna i koliszczyzna, powstanie Chmielnickiego czy rzezie wołyńskie. Był zwolennikiem pojednania i wybaczania wzajemnych win.
Istotne jest, że autor wyraźnie zaznacza, m.in. w artykułach O swobodę rozwoju kulturalnego („Wołyń”1938, nr 13) czy w Wielkim dziedzictwie („Wołyń 1937, nr 52), że kwestia dialogu polsko-ukraińskiego powinna przede wszystkim opierać się na sile kulturotwórczej, wielkich romantykach polskich, wspólnym dziedzictwie, a dopiero później objaśniać aspekty polityczne. W „Wołyniu” Łobodowski drukował teksty kulturalne (recenzje teatralne, kulturę ukraińską) ale również artykuły wybitnie polityczne – występując jako ktoś w rodzaju „sumienia zbiorowego” – nakłaniające do przyjęcia określonego stanowiska w związku z dążeniami niepodległościowców kaukaskich, krymskich kozaków i Ukraińców4. Jadwiga Sawicka wskazywała na ważny profil pisma, czyli próbę określenia wzorca Wołyniaka – człowieka kresowego:
Łobodowski w „Wołyniu” wybiera język perswazji publicystycznej, zajmuje się problemem człowieka kresowego, jego przynależności kulturowej, osobowości i tradycji tego zjawiska. Człowiek kresowy musi pogodzić się z rozdwojeniem wewnętrznym, z własną dwoistością. (Ta dwoistość poetycko znakomicie służyła Łobodowskiemu.) W publicystyce manifestuje się jako apel o tolerancję, otwartość, poszanowanie dla odrębności ukraińskiej5.
Twórca był wrażliwy na subtelne odcienie każdej mniejszości narodowej i religijnej (jak przypominają m.in. jego Fraszki kresowe z tomu Uczta zadżumionych), takie jak np. sposobu nazewnictwa mniejszości narodowych. W 1938 roku na łamach pisma ostrzegał:
Jeśli się twierdzi, że Ukraińców w Polsce nie ma, że na Polesiu mieszkają t.zw. Poleszuccy, czyli Polacy wyznania prawosławnego, że Rusini to poprostu odłam narodu polskiego, konsekwencją naturalną takich twierdzeń będzie dążenie do zniszczenia wszelkich różnic, czyli do ostatecznego spolonizowania wschodnich kresów Rzeczpospolitej.6
Podobnie polemizował z wywodami Michała Starczewskiego, który ogłosił swój artykuł na łamach „Polityki Narodowej”. Łobodowski stanął w obronie tożsamości ukraińskiej odpisując mu w „Biuletynie Polsko-Ukraińskim” (Historia stosowana). W „Biuletynie” podpisywał się pisarz jako Stefan Kuryłło, przybierając panieńskie nazwisko matki. Pismo to było niezwykle zasłużone w kwestii dialogu obu narodów.
Łobodowski mówił zwracał uwagę na względność pojęcia Wschodu i potrzebę jego definiowania, a nie odgradzania murem od Zachodu (Rozdroża kulturalne, „Wołyń” 1938, nr 2). W tekście zatytułowanym Ukraina między Wschodem i Zachodem odwoływał się do stwierdzeń Władysława Tomkiewicza wskazującego na dwoistość Ukrainy, w której krzyżują się rozmaite i sprzeczne często prądy wywołane zmianami ideologicznymi i ustrojowymi, kulturowymi i religijnymi.7 Historiozoficzne rozważania Łobodowskiego rzadko bywają wolne od emocjonalnych ocen, które świadczyły o żywym zainteresowaniu poety losami Ukrainy. Poeta dostrzegał chaos w polskich umysłach, dlatego często podkreślał znaczenie wspólnej historii krajów, mówił o geografii politycznej Europy, wskazując też na realne zagrożenia wynikające z polityki Rosji i Niemiec.
Na przełomie roku 1937 /1938 „Biuletyn” ogłosił ankietę zawierającą m.in. pytanie: „Dokąd zmierzamy w stosunkach polsko-ukraińskich?”, na które poeta odpowiedział:
Sedno sprawy w tym, że my w ogóle nigdzie nie zmierzamy, nie posiadając nie tylko programu, ale nawet elementarnej znajomości zagadnienia […] tragedia zaczyna się z chwilą, gdy stwierdzimy, że społeczeństwo nie ma w ogóle żadnego podejścia, żadnego stosunku do sprawy ukraińskiej. […] Tam, gdzie bezmyślność i obojętna ignorancja, zawsze największym powodzeniem cieszy się program, schlebiający zastarzałym nałogom i tęsknotom8.
Łobodowski odwołuje się stale do miejsc pogranicza i kresów: Polesia, Ziemi Lubelskiej, Chełmskiej, Wołynia, sięgając do form ballady, dumki i pieśni oraz szerszej tradycji romantycznej. W wierszu Testament mój w typowym dla siebie, emfatycznym stylu, pisze:„Dawna ojczyzno nasza, matko Ukraino!”
Hiszpański wilk
Po wojnie Łobodowski został na emigracji, wątpiąc, że będzie kiedykolwiek wydawany i czytany w kraju. Również i w tym przypadku nie zawiódł go dar prorokowania, bo ciekawa trylogia kaukaska oraz autobiograficzna i na wskroś lubelska powieść Dzieje Józefa Zakrzewskiego9 nie doczekały się wznowienia.
Osiadłszy w Hiszpanii poeta uczestniczył w życiu Polonii, często wyjeżdżając do Francji i Anglii. Drukował m.in. w „Kulturze” oraz londyńskich „Wiadomościach”. W Madrycie, gdzie mieszkał na aż do śmierci (przez ponad czterdzieści lat nazywano go „Lobo” lub „Senior Lobo” czyli po hiszpańsku „wilk”10. Ten wymowny skrót od nazwiska Łobodowskiego wiązał się z jego temperamentem: apodyktycznym, porywczym, emocjonalnym. Z tych samych powodów w okresie młodości nazywano go w Lublinie Atamanem Łobodią. Wspomina o tym w swoim szkicu Wacław Gralewski (cykl opowiadań pt. Ogniste koła).
Poeta mieszkał w Madrycie nad niewielką kawiarnią o nazwie „Hermanos Tortillo”11. Należał do madryckiej Polonii, która skupiała się wokół bliskich mu ludzi zgromadzonych wokół PCK: rodziny Kazimierza Tylko, Karoliny Babeckiej i Andrzeja Babeckiego. Był jednym z założycieli i głównych współpracowników Sekcji Polskiej Radia Madryt oraz czasopisma „Polonia”. Przez krótki okres czasu w „El Mundo” prowadził dział literacki. Publikował przede wszystkim w „Polonii”, podpisując się jako „Don Jose”. „Polonia – revista ilustrada” („Polska. Czasopismo ilustrowane”) była czasopismem wydawanym przez Juliusza Babeckiego i jego córkę Karolinę. Pismo ukazywało się w języku hiszpańskim w latach 1955-1969 i traktowało, jak sama nazwa wskazuje, o sprawach polskich. Tam pisał Łobodowski m.in. o legendach lubelskich i historii miasta, omawiał też polskich pisarzy. W połowie lat czterdziestych wydał dwie książki w języku hiszpańskim: Por nuestra libertad y vuestra i Literaturas eslavas. Pobyt poety w Madrycie omawiają m.in.: ks. Antoni Liedtke, Kazimierz Tylko-Dobrzański12.
Po śmierci poety spore zbiory dotyczące okresu hiszpańskiego jego życia zostały przywiezione do Polski dopiero w lutym 2004. Lilliana Skorel de Sanchez del Rio z Madrytu przekazała je do działu Archiwum Emigracji biblioteki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W tym roku przywędrował z Hiszpanii do Lublina jedyny, olejny portret poety. Dzięki staraniom Ireny Szypowskiej obraz autorstwa Estebana Sanza, argentyńskiego malarza i pisarza, znajduje się obecnie w Muzeum in. Józefa Czechowicza. Portret Łobodowskiego należał do syna chrzestnego poety, Rafaela Tylko. Przedstawia pisarza w rycerskiej zbroi, przez co nieco przywodzi na myśl autoportrety Jacka Malczewskiego, z tym że tu mroczne tło stanowi ukraiński step, którego sceneria jest niczym z powieści Seweryna Goszczyńskiego.
Podsumowanie
Dziś powiedzielibyśmy, że Łobodowski był inicjatorem dialogu międzykulturowego, ale trzeba przyznać, że pod tym względem jego twórczość jest słabo zbadana i spopularyzowana. Niewielu czytelników wie i potrafi dostrzec doniosłość jego żarliwej publicznej obrony Franciszki Arnsztajnowej, poetki i polskiej patriotki, której wytykano żydowskie pochodzenie13. Łobodowski swoje wiersze poświęcał Ukraińcom (Na śmierć powieszonych Ukraińców, Pieśń o Ukrainie, Taras Szewczenko, Poetom ukraińskim), Rosjanom (do rosjan, Majakowskiemu, Na śmierć Pasternaka) i Białorusinom (Radjo w Baranowiczach). W 1961 roku ukazał się jego tom o tematyce hiszpańsko-arabskiej, nawiązujący do poezji Lorki, Kasydy i gazele, w którym poświecił utwory Cyganom (Kasyda cygańska) i Baskom (Ballada baskijska). W jego twórczości przewija się również motyw pamięci ludności żydowskiej, np. we fragmentach Ballady lubelskiej czy w tomie poświęconym Zuzannie Ginczance (Pamięci Sulamity). Łobodowski stawał zawsze po stronie skrzywdzonych. W ostrej odezwie Intelektualistom zachodnim szydził:
Wy, tłuste szczury z burżuazyjnych ścieków,
pokojowe pudle, paradujące w czerwonych kokardach,
rewolucjoniści od siedmiu boleści![…]
coście robili, gdy rozstrzeliwano Gumilowa,
gdy obłąkany Mandelsztam zdychał w syberyjskim łagrze,
gdy Annę Achmatową
umundurowany cham przyrównał do nierządnicy?!
Ze wszystkich tych powodów jego postać staje się coraz bardziej aktualna i znacząca dla naszej kultury, a na szczególną uwagę zasługuje w Lublinie, gdzie poeta spędził młodość, gdzie został wyrzucony z „wilczym biletem” z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i gdzie na własne życzenie został pochowany – podczas uroczystego pogrzebu z udziałem władz tejże uczelni.14
Źródła:
Grzegorz Bąk, Wybitne postacie madryckiej Polonii: Juliusz Babecki, Karolina Babecka, Józef Łobodowski, Kazimierz Tylko, Gabriela Makowiecka, w: Poza Ojczyzną niosą Ojczyznę – przeszłość i teraźniejszość Polonii hiszpańskiej, red. I. Barlińska, M. Raczkiewicz, M. Stanek; Homo Dei, Kraków 2008.
Tadeusz Kłak, Na drogach Don Kichota. Emigracyjna twórczość Józefa Łobodowskiego, „Zeszyty naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace polonijne” 1993, z. 18.
Ludmiła Siryk, Naznaczony Ukrainą. O twórczości Józefa Łobodowskiego, Lublin 2002, wyd. UMCS.
Kazimierz Tylko, Łobodowskiego wadzenie się z Bogiem, „Więź” 1990, nr 5/6.
Kazimierz Tylko, Hiszpańskie lata, „Tygodnik Literacki” 1991, nr 3.
Więcej na www.lobodowski.tnn.pl
1 Józef Łobodowski, Prometeusz skowany, „Zwierciadło” 1938, nr 7, s. 20. We wszystkich cytowanych artykułach zachowano pisownię oryginalną.
2 Józef Łobodowski, Uzurpatorzy wolności, „Wiadomości Literackie”, 19 lipca 1936, nr 31, s. 1-2.
3 Zespół nr 35/4940, Akta Prokuratury Sądu Okręgowego w Lublinie 1917-1939 [1940-1950], sygn. 249. Józef Łobodowski podaje w stopce redakcyjnej dodatku adres zamieszkania jako adres redakcji: ul. Staszica 8 m. 3. Więcej na temat „barykad” pisał w 1989 r. Józef Zięba. Zob. Żywot Józefa Łobodowskiego, „Relacje” 1989, nr 4, s. 8 .
4 J.Ł., O myśl historyczną, „Wołyń” 1937, nr 26, s. 3.
5 Jadwiga Sawicka, Złota wołyńska struna. O Łobodowskim w tygodniku „Wołyń”, „Kresy” 1991, nr 16, s. 55-56.
6 J.Ł., Pomniejszenie narodu, „Wołyń” 1938, nr 16, s. 3.
7 Stefan Kuryłło, Ukraina między Wschodem i Zachodem, „Biuletyn Polsko-Ukraiński” 1938, nr 31, s. 333- 335.
8 Józef Łobodowski, Dokąd zmierzamy w stosunkach polsko-ukraińskich? Od bezmyślności do katastrofy, „Biuletyn Polsko-Ukraiński” 1937, nr 34, s. 377-378.
9 O atrakcyjności życiorysu i twórczości Józefa Łobodowskiego świadczy proza Marcina Wrońskiego – w jego cyklu o Komisarzu Maciejewskim pojawia się postać Józefa Zakrzewskiego, alter ego poety.
10 Uwagę tę zawdzięczam Pani dr Ludmile Siryk, która obszernie opisuje motywy, jakie pojawiają się w twórczości Łobodowskiego. Do ciekawszych należą motywy psa i wilka. Por. Ludmiła Siryk, Naznaczony Ukrainą. O twórczości Józefa Łobodowskiego, Lublin 2002. Jest to pozycja szczególnie ważna ze względu na szeroko opisany kontekst ukraiński w pisarstwie i biografii poety.
11 Więcej: Irena Szypowska, Łobodowski Od „Atamana Łobody” do „Seniora Lobo”, Warszawa 2001.
12 O emigracyjnej twórczości więcej w korespondencji pisarza z Barbarą Truchan. Obecnie nad biografią polityczną Łobodowskiego pracuje Paweł Libera.
13 Na wątek ten zwrócił uwagę Tomasz Pietrasiewicz: w numerze (34) „Scriptores. Łobodowski: Życie. Twórczość. Publicystyka. Wspomnienia” [patrz: Kalendarium] wydanym z okazji 100-lecia urodzin poety, 19 marca 2009 roku, zawarte są przedruki artykułów m.in. z „Prosto z Mostu”.
14 Należy podkreślić, chociażby w wielkim skrócie, rolę lubelskiego środowiska w promowaniu twórczości Łobodowskiego, z Józefem Ziębą na czele. Przez lata twórczość i sylwetka Józefa Łobodowskiego była przypominana na łamach znaczących lubelskich czasopism literackich: „Akcentu” i „Kresów”. To w Lublinie ukazał się pierwszy tom powojenny List do kraju w wyborze Jerzego Święcha oraz w 1990 r. obszerny wybór poezji w Wydawnictwie Lubelskim w opracowaniu Józefa Zięby. W 2007 r. na łamach „Zeszytów Historycznych” Paweł Libera przypomina o osiągnięciach lubelskiego środowiska, zaś nie tak dawno, w ubiegłym roku, w czasopiśmie „Lublin. Kultura i Społeczeństwo” ukazał się numer poświęcony sprawom Ukrainy, gdzie ukazały się kolejne teksty dotyczące twórczości autora Złotej hramoty (teksty Ludmiły Siryk i Józefa Zięby). Do jednych z ważniejszych lubelskich wydanych prac należy rozprawa doktorska Ludmiły Siryk: Naznaczony Ukrainą. O twórczości Józefa Łobodowskiego. Wiele dla propagowania twórczości Łobodowskiego uczynił prof. Tadeusz Kłak, silnie związany z lubelskim środowiskiem naukowym.
Aleksandra Zińczuk
Kultura Enter
20.11.2015