Strona główna/Polsko-ukraiński Uniwersytet. Międzynarodowy bękart, czy owoc partnerstwa?

Polsko-ukraiński Uniwersytet. Międzynarodowy bękart, czy owoc partnerstwa?

Niewielu z nas to ludzie wielcy. Większość to ludzie zwykli, mali, którzy aby stanąć na wysokości zadania, muszą stawać na palcach.

Andrzej Samborski

Kryzysowa sytuacja Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów jest faktem. Nie wiemy, kiedy dojdzie do przełomu i czy on nastąpi. Są nowe szanse, jakie daje europejski program Partnerstwa Wschodniego i stabilność rządów Platformy Obywatelskiej. W pierwszej kolejności trzeba się więc zająć uporządkowaniem stanu obecnego.

Funkcje uczelni

Wszystko zaczęło się od współpracy badaczy UMCS ze środowiskiem paryskiej „Kultury”. Jerzy Giedroyć był wielkim zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego, a częścią tego planu było właśnie kształcenie elit, które mają czynnie wprowadzać pojednanie i współtworzyć wspólną, europejską przyszłość. Wizje uczelni tworzono w latach 1999-2001 z wielkim rozmachem, ale chyba też bez uświadomienia sobie trzech różnych funkcji, jakie może pełnić taka uczelnia i konsekwencji realizacji każdej z nich. Pierwsza to funkcja formacyjna. Tu zależy nam na stworzeniu wspólnej polsko-ukraińskiej elity intelektualnej. Aby taki proces formacyjny mógł trwać, musi być zapewniony właściwy stopień stabilności finansowej i organizacyjnej, a przede wszystkim, organizować go muszą osoby będące autorytetem dla tych, którzy są formowani. Musi istnieć możliwość podejmowania wspólnych działań przez młode elity, bo tylko we wspólnym działaniu, a nie w składaniu wzniosłych i patetycznych deklaracji, realnie sprawdzają się ludzie i uczą się współpracy. Tu dochodzimy w sposób naturalny do obszaru wspólnych badań naukowych. To funkcja badawczo-programowa. Obszary są oczywiste: wspólna historia, kultura i język ukraiński (nie wydano w Polsce ani jednego nowoczesnego podręcznika języka ukraińskiego!), kształcenie europejskie, kształcenie kadr zajmujących się gospodarką i tworzeniem nowoczesnej administracji (tu kluczowa wydaje się pomoc Ukrainie w stworzeniu i wdrożeniu reformy samorządu terytorialnego). W końcu wspomnieć należy o funkcji stypendialno-prawnej. Chodzi tu o zapewnienie stypendium i przygotowanie do rozwiązania wielu specyficznych problemów, jakie dotykają obcokrajowców studiujących w Polsce (nostryfikacja dyplomów, wizy, prawo pobytu itp.), Ten model działalności nie określa kierunku badań i może być prowadzony w formie funduszu stypendialnego. Historia Trzy kolejne kadencje rektorskie na UMCS to trzy epoki w podejściu do Kolegium. Pierwszą, czasy rektora Harasimiuka i Pomorskiego określiłbym — z perspektywy czasu — jako nieomal szaleńcze zaangażowanie i skupienie się na funkcji formacyjnej. Przyjęto, że kształcić będzie się na wszystkich kierunkach (czyli praktycznie słuchacze Kolegium byli doktorantami Akademii Medycznej, Politechniki Lubelskiej, Akademii Rolniczej, wszelkich wydziałów KUL i UMCS). Na pierwszy rok akademicki 2001/2002 przyjęto 104 osoby. Pierwszą pracą doktorską osoby z tego naboru była praca Natalii Lewyćkiej w zakresie ginekologii, obrona której odbyła się 2 czerwca 2003 roku na Akademii Medycznej w Lublinie, czyli już po dwóch latach. Kolejne prace doktorskie bronione były z różnych dziedzin – chemia, historia, filozofia itd. Kolegium nie tworzyło żadnego ośrodka badawczego. To okres próby koordynacji wszystkiego ze wszystkim i wysiłków ponad siły i możliwości. Tak duży nabór na tak wiele uczelni spowodował poważne perturbacje organizacyjne. Procedury ministerialne przeciągały się, a koszty bieżące utrzymania ponosił UMCS. Powstało przekonanie, że Kolegium za dużo uczelnię kosztuje i jest jednym z powodów jej trudnej sytuacji finansowej. Jednocześnie Ewa Rybałt i Grzegorz Kuprianowicz — kolejni kanclerze Kolegium, potrafili swoim osobistym zaangażowaniem i mozolną pracą stworzyć rzeczywisty ośrodek formujący elity. Duża też w tym zasługa Nadii Tkaczyk, zajmującej się tworzeniem ośrodka kultury i języka ukraińskiego. Taki stan zastała nowa władza uczelni. Rektor Kamiński rozpoczął kadencję od planów likwidacji Kolegium. Ministerstwo wstrzymało w roku 2004/2005 przekazywanie środków na stypendia. Stąd decyzja o nieprzejęciu budynku bursy przy ul. Weteranów, gdzie miała się mieścić siedziba nowej uczelni. Budynek swoją kubaturą odpowiadał w pełni skali wizji pierwszych fundatorów. Kreślili oni wizję uczelni zatrudniającej 100 pracowników naukowych, kształcących 1000 studentów i doktorantów. To przerażało. W tej sytuacji, nie chcąc wchodzić w rolę likwidatora Kolegium, zrezygnował z funkcji kanclerz Grzegorz Kuprianowicz. Stanowiska zajęły osoby, gotowe w razie potrzeby podjąć się tego zadania. Jednak działalość rektora Kamińskiego przynosiła efekty. Okazało się, że stały lobbing doprowadził do przetarcia nowych ścieżek finansowania. Rząd Marka Belki wpisał w 2005 roku w ostatniej chwili Kolegium, jako osobną pozycję do budżetu — to był dobry punkt wyjścia do usamodzielnienia się formalno-prawnego instytucji. W roku 2007 ministerstwo przekazało na Kolegium 2,3 miliona PLN. Kolegium okazało się być źródłem prestiżu, a jednocześnie źródłem dochodów dla uczelni, w miejsce generowanego dotychczas deficytu, czy też kosztów związanych z finansowaniem pomostowym. Likwidacja została odwołana, ale nie można już było odwołać decyzji dotyczących budynku i rezygnacji Grzegorza Kuprianowicza. Kolejne lata doprowadziły do sytuacji, w której inicjatywa utonęła w papierach. Idąc za powiedzeniem: w tym największy jest ambaras, aby wszyscy chcieli naraz – uczelnie ukraińskie nie dość konsekwentnie starały się wpływać na bieg wypadków (częściowo można je zrozumieć – nie mając żadnego udziału w finansowaniu, nie czują się faktycznie uprawnione). Z kolei władze ukraińskie też wielokrotnie zmieniały front, odwoływały spotkania, zmieniały decyzję. Tymczasem narastają problemy dnia codziennego.

Problemy dnia codziennego

Rektor UMCS – Andrzej Dąbrowski, zastał uczelnię mocno zadłużoną (UMCS ma coroczny deficyt od 1993 roku) i jego głównym celem jest znalezienie systemowych rozwiązań mogących uzdrowić sytuację. Kolegium zostało z boku. Tymczasem dzieje się tu źle. Liczba studentów przyjmowanych na pierwszy rok systematycznie maleje. Przy czym jeszcze szybciej maleje liczba przyjmowanych Polaków. W roku 2009 przyjęto już tylko 26 osób, w tym żadnego Polaka. To już nie jest Kolegium polsko-ukraińskie, lecz jedynie ukraińskie. Tabela 1: Liczba słuchaczy Kolegium w latach 2001-2009

rok akademicki liczba słuchaczy I roku
2001/2002 104
2002/2003 60
2003/2004 50
2004/2005 0
2005/2006 49
2006/2007 31
2007/2008 30
2008/2009 26

Źródło: witryna www.ekpu.lublin.pl i biuro Kolegium Maleje też aktywność organizacyjna Kolegium. Gdy w roku akademickim 2004/2005, jeszcze za czasów kanclerza Grzegorza Kuprianowicza obyły się 103 wizyty, spotkania, wykłady i prezentacje książek (dane za poprzednie lata obejmują jedynie wykłady), to już w ostatnim roku na stronie Kolegium odnotowano tylko 47 wydarzeń, których poziom, zasięg i znaczenie dla słuchaczy jest o wiele mniejsze od wcześniejszych. Wydawać by się mogło, iż dwie osoby zarządzające w Kolegium mogą zdziałać więcej, niż jedna, która była przedtem. A jednak nie. Tabela 2: Liczba wydarzeń w Kolegium w latach 2004/2005 do 2008/2009

rok akademicki liczba wydarzeń w Kolegium
2004/2005 103
2005/2006 101
2006/2007 84
2007/2008 82
2008/2009 47

Źródło: strona www.ekpu.lublin.pl Samorządowi studenckiemu skrajnie trudno jest prowadzić działania takie jak organizacja corocznej konferencji naukowej dla słuchaczy – Dni Nauki, czy wydawanie rocznika naukowego („Rocznik EKPUiU”). Brak przejrzystości finansowej jest rujnujący. Dni Nauki co prawda odbyły się, ale nakład pracy organizatorów był nieproporcjonalny do efektów. Rocznik od dwóch lat nie może się ukazać. Nastroje panujące wśród słuchaczy najlepiej oddają wypowiedzi na forum internetowym www.kolegiant.fora.pl (słuchacze wydają bowiem niezależny kwartalnik o nazwie „Kolegiant”) oraz rysunki, jakie tam się spontanicznie pojawiają.

Działania naprawcze

Nie wiemy, kiedy dojdzie do przełomu i czy on nastąpi. Są nowe szanse, jakie daje europejski program Partnerstwa Wschodniego i stabilność rządów Platformy Obywatelskiej. W pierwszej kolejności trzeba się więc zająć uporządkowaniem stanu obecnego, skoro Kolegium ma być podstawą, na jakiej będzie budowana nowa struktura. Pierwsza sprawa to przejrzystość finansowa. Skoro występują niejasności w kwestii wielkości dotacji, jakie w kolejnych latach UMCS otrzymywał na Kolegium i w kwestiach wydatków (były okresy, gdy UMCS dokładał i były też takie, gdy było odwrotnie) – to może uzdrowiłoby atmosferę przeprowadzenie niezależnego audytu finansowego? Audytu obejmującego nie tylko badanie faktur, ale też faktyczne przepływy. Jeśli, dla przykładu, wykazywane są wydatki na prasę o wartości kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie, a do Kolegium trafiają 3-4 gazety to znaczy, że faktycznie ta prasa trafiała do innych jednostek uczelnianych, kosztami natomiast obciążano Kolegium. Druga sprawa to stypendia i pomoc prawna. Koniecznym jest wprowadzenie jasnych przepisów regulujących przyznawanie stypendiów dla Polaków – bywa, że dochodzi na tym polu do olbrzymiego zamieszania, istotnie psującego atmosferę, co blokuje konstruktywne działania. Obcokrajowcy otrzymują stypendia z Biura Uznawalności Wykształcenia i Wymiany Międzynarodowej, ale dzieje się to z prawie 2 miesięcznym opóźnieniem, co na początku pobytu beneficjenta ma olbrzymie znaczenie. Problem ten jest kolejną przyczyną popsucia nastrojów i studzenia zapału nowoprzyjętych słuchaczy. Jeszcze jednym problemem jest brak uznawalności na Ukrainie tytułów naukowych przyznanych w Polsce, a nawet pewna niechęć środowiska naukowego do osób, które kształciły się za granicą. Z tego też trzeba sobie zdawać sprawę. Trzecia sprawa to nabór. Od lat prowadzi się nabór jedynie na podstawie przesłanej dokumentacji. Konieczna jest organizacja rozmów kwalifikacyjnych na Ukrainie dla studentów ukraińskich i to w kilku ośrodkach. Analogicznie to samo dotyczyć powinno polskich kandydatów. Czwarta sprawa to zarządzanie. W marcu 2009 podjęto decyzję o likwidacji stanowiska dyrektora (dyrektor z Kanclerzem są w stanie faktycznej wojny, co bardzo źle służy zarządzaniu – dodam, że za czasów Ewy Rybałt i Grzegorza Kuprianowicza nie było stanowiska dyrektora – z korzyścią dla Kolegium). Postanowiono także przeprowadzić konkurs na stanowisko kanclerza. Sformułowano wówczas następujące warunki:

  • minimum tytuł doktora z dziedzin jakimi zajmuje się Kolegium,
  • znajomość języków: polskiego i ukraińskiego,
  • zatrudnienie w jednej z 3 polskich instytucji założycielskich,
  • minimum 3 lata doświadczenia pracy w instytucjach badawczych,
  • znajomość problematyki, jaką zajmuje się Kolegium,
  • posiadanie rekomendacji instytucji zgłaszającej (co oznacza, że także uczelnie ukraińskie mogą zgłaszać kandydatów spełniających powyższe warunki).

Konkurs ten mimo zapowiedzi nie został ogłoszony.

Nowa wizja

Najbardziej zaniedbanym aspektem uczelni jest płaszczyzna badawczo-programowa. Trzy najbardziej oczywiste kierunki działania to:

  • kształcenie elit ukraińskich w zakresie doświadczeń i rozwiązań unijnych,
  • kształcenie osób rozumiejących nowoczesną administrację publiczną, które doprowadzą do niezbędnej reformy samorządu lokalnego na Ukrainie (co umożliwi kolejne reformy),
  • krzewienie w Polsce wiedzy o kulturze i języku ukraińskim, w tym stworzenie nowoczesnych materiałów do nauki języka ukraińskiego.

Dobrym przykładem ośrodka kształcącego elity w zakresie zagadnień europejskich jest Europejskie Centrum Natolin (www.natolin.edu.pl ). Warto byłoby zastanowić się ad tym, by obok studiów doktoranckich uruchomić roczne studia podyplomowe dla czynnych samorządowców ukraińskich? Przyciągnięcie w każdym roku akademickim około 30 osób czynnie działających w samorządach (o ile można je tak nazwać) z Ukrainy to może zadanie nie tak ambitne, jak wizja uczelni z tysiącem studentów, ale jeśli chodzi o siłę wpływu – równie ważne, mogące mieć realne odbicie w ukraińskiej rzeczywistości. Funkcja formacyjna jest związana z pierwszą. Jak wspomniałem, konieczne jest współdziałanie, aby stworzyć wspólnotę – samo uczestnictwo w wykładach, choćby najmądrzejszych, tego nie sprawi. W tym zakresie doświadczenia ostatnich lat są bardzo złe. Utworzenie ośrodka skupionego na kilku tematach, z jasną sytuacją finansową, z własnymi publikacjami (w obu językach, dostępnymi także przez Internet) pozwoliłoby na realizowanie wymiaru formacyjego. Jak wspomniałem, wiele zależy tu od charyzmy, osobistego autorytetu i zaangażowania osób kierujących. W tym kontekście warto byłoby zaprosić do współpracy takie sprawdzone osoby, jak ksiądz Stefan Batruch i pierwszych z dwóch kanclerzy. Funkcja stypendialna jest niezbędna, ale uzupełniająca. Ukraina niewątpliwie potrzebuje wykształconych chemików i inżynierów, ale tu rozrzut jest zbyt duży, by budować dla nich osobne instytucje badawcze. Sprawdzić mogłaby się tutaj konstrukcja „kręgów”. Pierwszy krąg to jednostka naukowa, kształcąca elity w trybie stacjonarnym (w zakresach o jakich wspomniałem) oraz prowadząca własne badania. Drugi krąg – to kwestie związane z pomocą finansową i prawną studentów z krajów WNP studiujących w Lublinie na innych uczelniach. W tym wypadku to jednak studenci sami powinni zabiegać o przyjecie na uczelnie i w przypadku prac doktorskich – zabiegać o znalezienie promotora. Można by organizować dla nich dwumiesięczne letnie szkoły językowe, aby mieli czas zapoznać się z uczelniami i nawiązać kontakty z promotorami (w czym oczywiście należałoby im pomóc, ale nie wyręczać). Zwróćmy tu uwagę, iż ta pomoc finansowa i prawna nie musi się ograniczać do osób z krajów WNP studiujących w Lublinie – mogłaby z powodzeniem objąć Rzeszów. W ten sposób zamiast miasta-konkurenta zyskalibyśmy znaczne rozszerzenie naszej propozycji.

Posłowie

Niedawne wystąpienie z Kolegium KUL-u oraz Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej świadczy dobitnie, że w ostatnich latach nie działo się dobrze w zakresie przepływów finansowych i jasności kompetencji decyzyjnych. Na wiele zdarzeń można jednak jednocześnie patrzeć jako na zagrożenie, ale też jako na szansę. W tym wypadku szansą jest wywołane poruszenie i dyskusja, jaka się zawiązała. Jeśli szybko nie wygaśnie, a z nim zainteresowanie polityków, mamy szansę.

Jacek Warda