Strona główna/Mistrzowie kultury, kremlowska hucpa i specjalne wojny

Mistrzowie kultury, kremlowska hucpa i specjalne wojny

Dzisiaj nie ma już większego znaczenia fakt, że to nie mityczni „ukraińscy faszyści” panoszą się na Krymie, w Doniecku czy Charkowie, tylko akurat naturalni rosyjscy, wyhodowani i pobłogosławieni przez Kreml. Specjalna wojna przewiduje m.in. uniemożliwienie użycia samego terminu „faszyzm rosyjski”, wyprowadzając go za ramy panującego dyskursu w sferę obsesji.

W połowie marca na oficjalnej stronie Ministerstwa Kultury Federacji Rosyjskiej pojawił się krótki – złożony z czterech zdań – list o charakterystycznym tytule: „Działacze kultury Rosji – w poparciu stanowiska Prezydenta wobec Ukrainy i Krymu”. Pod listem znalazło się ponad 500 podpisów, głównie urzędniczych: rektorzy uczelni, dyrektorzy teatrów, kierownicy muzeów i innych jednostek budżetowych, a także niezliczeni „ludowi” i „zasłużeni” działacze – taki sobie stalinowski odpowiednik pułkowników i podpułkowników dla różnych rodzajów sztuk. Wszystkich obdzwonił wiceminister kultury, wspaniałomyślnie wyjaśniając, że na nikogo nie naciska – cała sprawa jest bowiem, jak z dawien dawna utarło się w Rosji, całkiem dobrowolna.1

Wśród pół tysiąca entuzjastów, zaniepokojonych losem „rodaków” i stabilną przyszłością „wspólnoty naszych narodów i naszych kultur” jest ze dwa dziesiątki rzeczywiście znanych artystów, dodających pewnej powagi liście czarnosecińców-putinofilów. Owa powaga, co prawda, ulatnia się od razu jak tylko rzucimy okiem na ich komentarze, które ministerstwo przezornie opublikowało na swojej stronie.

„Podpisałem, – tłumaczy odważną patriotyczną decyzję popularny aktor i zarazem kierownik artystyczny MChAT-u Oleg Tabakow, – ponieważ w moich żyłach płynie jednocześnie rosyjska, ukraińska, mordwińska i polska krew. I nic więcej nie trzeba tłumaczyć”2.

„Żałuję, – mówi inna popularna aktorka Walentina Tałyzina, – że nowe władze w Kijowie idą na bagnety, wspomagane przez faszyzujące elementy. To jest straszne. Oni tam się rozpasali. Pamiętam wojnę – to jest straszne. Dlatego nie miałam wątpliwości, że trzeba podpisać”3.

Kolejny ulubieniec publiczności Leonid Broniewoj jest oburzony tym, że jacyś prowokatorzy wpisali go na niewłaściwą, antyputinowską listę, podczas gdy on sam zawsze był do bólu putinowski: „Nie mam Internetu i nie wiem, jak się z niego korzystać, ale dobrze wiem, że nikt nie ma prawa wykorzystywać mojego nazwiska… Jeśli grałem faszystów, to wcale nie oznacza, że wspieram faszyzm”4.

Wszystkie inne wypowiedzi są utrzymane w tym samym duchu: „Nie chcę rakiet NATO pod Woronieżem… Wierzę w słowiańskie braterstwo i mam nadzieję, że rozsądek zwycięży”5. „Po prostu powinniśmy nie pozostawać obojętnymi… Powinniśmy robić wszystko dla obrony naszych rodaków i przedstawicieli rosyjskiego świata”6. „Główne przesłanie tego listu zawiera się w tym, że nasze narody powinny się przyjaźnić i że w żadnym razie nie pozwolimy nikomu nas poróżnić”7.

Trudno uwierzyć, że pięciuset sygnatariuszy, wzorem Broniewoja, nie korzysta z Internetu, i że to właśnie z tego powodu jak papużki powtarzają propagandowe klisze oficjalnej telewizji. Propaganda jest skuteczna tam, gdzie jest na nią odpowiednie zapotrzebowanie, gdzie nakłada się na pewne oczekiwania i rozbudowuje już istniejące wyobrażenia i stereotypy. Anders Aslund, który jako ekonomista od końca lat 80. spędził kawał czasu zarówno w Rosji i Ukrainie, przyznaje, że stosunek Rosjan do Ukraińców zawsze wydawał mu się bardzo dziwny. „Rosjanie mówią, że Ukraińcy są dla nich bratnim narodem, ale jednocześnie twierdzą, że Ukraina nie jest prawdziwym państwem, język ukraiński nie jest prawdziwym językiem, zaś Ukraińcy są intelektualnie zacofani. Rosjanie ledwo mogą ukryć swój kompleks wyższości wobec Ukrainy”8.

Telewizyjna Ukraina

Socjolodzy twierdzą, że ponad połowa ludności Federacji Rosyjskiej regularnie, czyli praktycznie na co dzień korzysta z Internetu (Lew Gudkow mówi nawet o 60 %)9. Jednocześnie rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie nie popiera tylko jedna czwarta respondentów. Natomiast 43% uznaje wprowadzenie rosyjskich wojsk za uzasadnione, dlatego że „Rosjanom na Ukrainie realnie grożą nacjonaliści i bandyci, i tylko rosyjskie wojska mogą ich obronić przed groźbą przemocy”. Kolejne 28% zgadza się z tym, że ludność rosyjskojęzyczna w Ukrainie jest szykanowana, a jednak skłaniają się ku rozwiązywaniu problemu środkami politycznymi, poprzez negocjacje. I tylko 14% rozumie, że w rzeczywistości nie istnieje żadne „zagrożenie”, a jedynie chęć Kremla do postawienia nowych władz ukraińskich przed jak największą ilością problemów, by zapobiec integracji Ukrainy z UE (8%) i przy pomocy „małej zwycięskiej wojny” odwrócić uwagę własnej ludności od niezliczonych wewnętrznych problemów (6%)10. 14% – oto jaka jest przybliżona liczba normalnych Rosjan, którzy dają adekwatne odpowiedzi na wszystkie, w tym nie związane z Ukrainą, pytania.

Centrum Lewady na początku marca skierowało cały szereg pytań do standardowej próby respondentów (1600 osób) w sprawie sytuacji w Ukrainie i na Krymie.11

„Kto Pani/Pana zdaniem jest prawomocną władzą w Ukrainie?:”

– Wiktor Janukowycz – 15%,

– obecny rząd w Kijowie – 11%,

– w Ukrainie nie ma prawomocnej władzy, w kraju panuje anarchia – 62%.

„Jakie stanowisko powinna zająć Rosja wobec sytuacji w Ukrainie?:”

– wprowadzić swoje wojska, by zapobiec przelaniu krwi na Krymie i na wschodzie Ukrainy – 21%,

– wystąpić jako jeden z międzynarodowych pośredników w politycznym uregulowaniu i kontroli – 37%,

– nie wtrącać się – 17%,

– wejść w interakcje z powołanym w Ukrainie rządem przejściowym – 12%.

„Kto Pani/Pana zdaniem stoi za obecnym zaostrzeniem sytuacji na Krymie?:”

– radykalne ukraińskie organizacje nacjonalistyczne – 67%,

– ugrupowania mafijne – 16%,

– krymsko-tatarscy nacjonaliści – 9%,

– zwolennicy Janukowycza – 5%,

– władze Rosji – 2%.

„Czy poprze Pan/i w obecnej chwili wprowadzenie wojsk rosyjskich na terytorium Krymu i do innych regionów Ukrainy?”

– zdecydowanie tak – 20%,

– raczej tak – 38%,

– raczej nie – 20%,

– zdecydowanie nie – 6%.

„Czy można byłoby uważać takie wprowadzenie wojsk za zgodne z prawem?:”

– zdecydowanie tak – 19%,

– raczej tak – 35%,

– raczej nie – 23%,

– zdecydowanie nie – 3%.

„Które spośród trzech przytoczonych twierdzeń najlepiej oddaje Pani/Pana stanowisko w sprawie wprowadzenia wojsk rosyjskich do Ukrainy?:”

– aktualna sytuacja wymaga wprowadzenia wojsk – 24%,

– wojska trzeba będzie wprowadzić tylko w skrajnych okolicznościach – 56%,

– Rosja w żadnych okolicznościach nie powinna wprowadzać wojska do Ukrainy – 13%.

„Jeśli ludność Krymu czy innego regionu opowie się podczas referendum za wejściem w skład Rosji, czy trzeba będzie go przyjąć czy się wstrzymać?:”

– zdecydowanie przyjąć – 49%,

– raczej przyjąć – 30%,

– raczej wstrzymać się – 10%,

– zdecydowanie wstrzymać się – 2%.

„Jaki byłby Pani/Pana stosunek do ewentualnego rozpadu Ukrainy?:”

– całkiem pozytywny – 4%,

– raczej pozytywny – 22%,

– raczej negatywny – 35%,

– zdecydowanie negatywny – 12%.

„Jakie możliwe wyjście z kryzysu jest dla Pani/Panu najbardziej do zaakceptowania?:”

– oddzielenie się Krymu i, ewentualnie, obwodów wschodnich – 43%,

– przywrócenie systemu politycznego sprzed Majdanu – 17%,

– federalizacja Ukrainy przewidująca przyznanie regionom szerszych kompetencji – 21%,

– przyśpieszona integracja Ukrainy z państwami europejskimi – 2%.

Z jednej strony, możemy się dziwić i nawet bać, że tak mało ludzi w Rosji okazuje zdrowy rozsądek i nie podziela wielkomocarstwowej paranoi większości swoich rodaków. Z innej zaś strony, sam ten fakt, że nie wszyscy obywatele poddają się intensywnemu praniu mózgów i zachowują jednak zdrowy dystans wobec polityki swoich władz, dodaje pewnego optymizmu. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że ci ludzie w wielu miastach mają prócz tego odwagę wychodzić na akcje protestacyjne, narażając się na areszty, grzywny i pobicia jedynie za pokojowy przejaw solidarności z Ukrainą.

Medialna czystka

W odróżnieniu od pięciuset sygnatariuszy służalczego listu, którzy niewątpliwie dostaną od Putina kolejne tytuły i nagrody, Andriej Zubow, 62-letni profesor historii ifilozofii Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, dostał wypowiedzenie z pracy tuż po publikacji w gazecie „Wiedomosti” artykułu, w którym porównał wprowadzenie wojsk na Krym z dokonaną przez hitlerowców aneksją Austrii, niemieckojęzycznych czeskich Sudetów i litewskiego Memellandu w latach 1938–3912. Ten sam los spotkał Galinę Tymczenko, wieloletnią redaktorkę portalu informacyjnego Lenta.ru – zwolniono ją z pracy tuż po publikacji wywiadu z aktywistą ukraińskiego Prawego Sektora i zastąpiono putinowskim hiperlojalistą Aleksiejem Goriesławskim. Czterdziestu pracowników wydania napisało podania o zwolnienie z pracy, ale wygląda na to, że dla kremlowskich ideologów nie ma to większego znaczenia. Wszystko wskazuje na to, że dokonują ostatecznej czystki w przestrzeni medialnej, w której do niedawna, przynajmniej w sferze Internetu, zachowywano jako taki pluralizm. 13

Następnymi ofiarami putinowskiej cenzury stały się popularne tytuły: „Jeżedniewnyj Żurnał”, „Grani”, Kasparov.ru oraz blog Aleksieja Nawalnego na stronie Radia Echo Moskwy14. W myśl nowych drakońskich ustaw, owiany złą sławą Roskomnadzor może według własnego uznania, bez jakiejkolwiek decyzji sądu, zobowiązać nadawców do blokowania tych czy innych stron internetowych, które nie są mile widziane przez władze. Pod względem formalnym, „przewinienie” ostatnich ofiar polegało na tym, że informowali swoich czytelników o wiecach nie sankcjonowanych przez władze. Analitycy zgadzają się jednak, że posłużyło to raczej jako powód, podczas gdy rzeczywistą przyczyną represji jest obiektywne, odmienne od oficjalnego ukazywanie wydarzeń w Ukrainie, a w szczególności na Krymie. „Władze coraz bardziej są zainteresowane pokoleniem, które dużo częściej zagląda w Internet – mówi Siergiej Buntman, zastępca redaktora naczelnego liberalnie nastawionego Radia Echo Moskwy. – Wyłączenie źródeł informacji dla sceptyków jest prawdopodobnie głównym celem tej wrzawy propagandowej, obserwowanej od czasu wydarzeń w Ukrainie”15.

Peter Pomerantsev na długo przed rosyjską inwazją na Krymie i nawet przed upadkiem reżimu Janukowycza (wpis w blogu na stronie London Review of Books z dnia 19 lutego) wyraził ostrożne przypuszczenie, że „wszystko to, co Kreml robił w ciągu kilku ostatnich miesięcy – rujnowanie względnie swobodnej RIA Nowosti, zdjęcie stacji TV Deszcz z eteru, naciski na Radio Echo Moskwy, nasilanie antyamerykanizmu i histerii na punkcie zdrajców – nie jest jedynie przypadkiem ogólnego „przykręcania śruby” czy też reakcją na zmiany społeczne, a jest właściwie aktywnym przygotowywaniem się do olbrzymiej operacji w Ukrainie. Oni chcą zabezpieczyć swoje podłoże informacyjne. Coś planują”16.

Dzisiaj, kiedy to „coś” wyraźnie zmaterializowało się w działaniach rosyjskiego żołdactwa na Krymie i prowokatorów w cywilu w szeregu innych miast Ukrainy, warto nie tylko wyrazić uznanie dla przenikliwości autora, lecz także wnikliwiej spojrzeć na tę operację specjalną, która rozpoczęła się nie w lutym i nie w grudniu, a najprawdopodobniej jeszcze w czasach nieudolnych rządów pomarańczowych, którzy doszczętnie przegrali z rosyjskim wywiadem i propagandą rozgrywkę o przystąpienie Ukrainy do NATO.

Wojna à la russe

John Schindler, profesor amerykańskiego Naval War College, ocenia ostatnie wydarzenia na Krymie jako „specjalną wojnę à la russe – realizowaną poprzez działalność wywrotową, terroryzm i przemoc ze strony »sił samoobrony«, od których Kreml kompletnie się odżegnuje”. „Moskwa użyła wszystkich możliwych środków w prowadzeniu tego, co określiłem mianem wojny specjalnej – pisze – w tym prowokacji, szpiegostwa, czarnej i białej propagandy, a także spornych jednostek sił specjalnych, często pod obcą flagą. Nic z tego nie jest nowe dla Rosjan, jest to wszak druga natura Kremla i dzisiaj Krym można postrzegać jako jedną wielką operację potężnego moskiewskiego wywiadu wojskowego, Głównego Zarządu Wywiadowczego (GRU), który kontroluje nie tylko sprawy wywiadu obronnego, lecz także siły specjalne, nazywane przez Rosjan »Specnazem«”17. „Specjalna wojna – wyjaśnia Schindler – to ustawienia domyślne dla krajów, które nie mogą albo nie chcą prowadzić poważnej wojny, podczas gdy istnieją ku temu warunki wstępne, przede wszystkim poziom podstępu i gotowość podjęcia operacyjnego ryzyka dla osiągnięcia celów strategicznych”. Stany Zjednoczone, zdaniem Schindlera, znacznie ustępują w tej sztuce takim krajom jak Wielka Brytania czy Francja, które mają odpowiednie doświadczenie jeszcze z czasów kolonialnych, a także Izraelowi, który „szczególnie dobrze radzi sobie z praktycznymi aspektami specjalnej wojny, w tym z agresywnym szpiegostwem, obalaniem wrogich frakcji za granicą, a nawet morderstwami”18.

Rosja, jak uważa Schindler, zaczęła doskonalić się w tej sztuce jeszcze w czasach carskich, „kiedy sposobem reżimu na rozwiązanie problemu nasilającego się terroryzmu była infiltracja grup terrorystycznych z jednoczesnym tworzeniem swoich własnych grup: politycznie sprytna strategia, która działała prawie bez zarzutu, dopóki przymykało się oko na kluczowe momenty. Biegłość w szpiegostwie, w działalności wywrotowej i terroryzmie doprowadzano do perfekcji w okresie sowieckim, jednak jeśli już umiejętności rosyjskiego wywiadu w tym zakresie wzrosły, nastąpiło to pod rządami prezydenta Putina, który, z racji bycia swego czasu oficerem kontrwywiadu KGB, w pełni uświadamia sobie potężne możliwości specjalnej wojny. W trakcie kadencji Putina nastąpił rozkwit specjalnej wojny w Czeczenii, gdzie stłumienie rebelii pod kierownictwem wywiadu zadziałało w sytuacji, w której nie odniosły skutku bardziej dosadne metody militarne. W państwach bałtyckich rosyjski wywiad skutecznieokazuje wpływ na te małe kraje członkowskie NATO i zastrasza je. Ale najskuteczniej ta metoda zadziałała w Gruzji, gdzie intensywnie wykorzystano cały arsenał tajnych rosyjskich trików. Rosyjska zbrojna inwazja w sierpniu 2008 roku zwróciła na siebie uwagę świata, podczas gdy działania dzień w dzień prowadzone przez Moskwę przeciwko Tbilisi, składające się na obcesową wojnę szpiegowską, nie wzbudziły większej uwagi mediów spoza regionu”.

Ukraina, podobnie jak Gruzja, okazała się zupełnie nie przygotowana do tej wojny, co więcej – w odróżnieniu od Gruzji, sama stworzyła cieplarniane warunki dla penetracji i umocnienia rosyjskiej agentury we wszystkich instytucjach, sama sprzyjała powstawaniu różnorakich fikcyjnych radykalnie nacjonalistycznych organizacji na potrzeby reżimu Janukowycza, a jeszcze w większym stopniu – Putina, a przede wszystkim – wykazując samobójczą służalczość, zaczęła przytakiwać dwulicowej „antyfaszystowskiej” retoryce rosyjskich propagandystów nie tylko na arenie krajowej, lecz także na międzynarodowej.

I dzisiaj nie ma już większego znaczenia fakt, że to nie mityczni „ukraińscy faszyści” panoszą się na Krymie, w Doniecku czy Charkowie, tylko akurat naturalni rosyjscy, wyhodowani i pobłogosławieni przez Kreml. Specjalna wojna przewiduje m.in. uniemożliwienie użycia samego terminu „faszyzm rosyjski”, wyprowadzenie go za ramy panującego dyskursy w sferę obsesji i dewiacji; żaden liczący się na Zachodzie tytuł prasowy nie nazwie krymskich bojowników „faszystami” czy nawet „rosyjskimi nacjonalistami”; wszyscy oni są jedynie „siłami prorosyjskimi”, podczas gdy „faszystami” i „nacjonalistami” mogą być wyłącznie siły proukraińskie.

Nawet rzetelne Centrum Lewady w przytoczonym powyżej sondażu wylicza wśród możliwych winowajców zaostrzenia sytuacji na Krymie wszystkich kogo się da – i ukraińskich nacjonalistów, i krymsko-tatarskich, i zwolenników Janukowycza, i mafię, i nawet władze Rosji. I tylko rosyjskich narodowych radykałów nie zobaczymy na tej liście. A gdy nie ma słowa – nie ma również zjawiska.

Dzieci zbiorowego Putina

Rosyjscy artyści, którzy złożyli podpisy pod listem poparcia dla Putina, zrobili to trochę ze względów konformistycznych, trochę z wyrachowania, a częściowo, być może, i z przekonania. Lew Gudkow słusznie pisze o pozostałościach świadomości imperialnej i o stricte emocjonalnej reakcji („naszych biją!”) na specyficznie serwowane przez kremlowskich „technologów politycznych” informacje. Siła propagandy polega nie na tym, że przekonuje stosując logiczne argumenty, a na tym, że uporczywie powtarza przeróżne bzdury, stawiając adwersarza w pozycji oskarżonego i jednocześnie uniemożliwiając mu jakąkolwiek obronę poprzez blokowanie alternatywnych źródeł informacji.

A jednak – zadaje odważne pytanie znanemu rosyjskiemu socjologowi dziennikarka Radia Swoboda Jelena Fajnałowa –„jak zbiorowemu Putinowi udało się wykształcić w ludziach świadomość faszystowską?”

Ta świadomość – tak samo otwarcie odpowiada Lew Gudkow – tak naprawdę nie zniknęła od czasów sowieckich. „Przez 10 czy 15 lat ludzi przekonywano, że we własnej historii nie ma niczego strasznego, że wszyscy mają swoje zbrodnie, swoje trupy w szafie. Najważniejszetodumazojczyzny. Aciktórzyją zapewniają iodbudowują, są władzą. Ta właśnie niepodzielność zbiorowych wartości, zbiorowej świadomości oraz idei przemocy przenika do świadomości i wypiera wszystkie inne punkty widzenia, wyjaśnienia, interpretacje, rozumienia… Po części na tym buduje się technologię panowania obecnego reżimu – na izolowaniu ludzi, na izolowaniu pola informacyjnego, braku ogólnego obrazu, ogólnej logiki tego, co się dzieje. Idrugimoment – toogromnadeprawacjaludzi. Nawet jeśli oni rozumieją, że władze popełniają przestępstwo, 85% uważa, że to czynią władze, oni sami zaś nie mają z tym nic wspólnego. To jest właśnie sposób na przeżycie i dostosowanie się do państwa, on wywodzi się z czasów sowieckich”19.

Najbardziej zdumiewa w podanych przez centrum Lewady danych to, że 68%, według ich własnego oświadczenia, niczego (albo prawie niczego) nie rozumieją w ukraińskich wydarzeniach. I w tym samym czasie 63% twierdzi, że federalne rosyjskie media obiektywnie (albo przeważnie obiektywnie) przedstawiają te wydarzenia. Co więcej, niezrozumienie przez respondentów ukraińskich wydarzeń nie przeszkadza im podzielać oficjalnie narzucanej opinii o tym, że „władzę w Ukrainie przejęli skrajni nacjonaliści” (37%), jak również o tym, że „w Ukrainie teraz nie ma jednolitej władzy”. Tylko 14% uczciwie przenosi własne niezrozumienie wydarzeń w Ukrainie na wyznanie: „nie wyrobiłam/-em własnego zdania wobec władz w Ukrainie”20.

Właśnie teraz, gdy Ukraina stanęła na krawędzi wojny z Rosją, ogromna jak nigdy dotąd liczba Rosjan (56% na tle zeszłorocznych 43%) wyraża pewność, że Ukraińcy i Rosjanie są jednym narodem i że Ukraina i Rosja powinny połączyć się w jedno państwo (28% na tle 12–16% w latach poprzednich)21.

Wygląda na to, że zwycięstwo w specjalnej wojnie jeszcze bardziej zanurza Rosjan w wirtualnym świecie wytworzonym przez ich media. Chyba to właśnie miała na myśli Angela Merkel, kiedy narzekała w rozmowie z Obamą, że Putin żyje w innej rzeczywistości. W tej rzeczywistości, jednak, jest całkiem prawdziwe wojsko i nawet prawdziwi mistrzowie sztuk niewalecznych, piszący dla niego listy poparcia.

Mykoła Riabczuk

Przetłumaczył Andrij Saweneć

_______________________________