Strona główna/DZIAŁ WSCHODNI. Doniecki śpiew syren

DZIAŁ WSCHODNI. Doniecki śpiew syren

Wiera Meniok: Proszę powiedzieć kilka słów o sobie.

E.S. [Rozmówczyni nie chce wyjawiać pełnego nazwiska]: Moja rodzina mieszka w Donbasie od 1917 roku. Rodzice mojej babki przenieśli się, jeszcze do Juzówki[i], z guberni orłowskiej[ii] w burzliwym okresie między rewolucją lutową i październikową. Natomiast rodzina dziadka pod koniec lat 20. XX wieku uciekła przed wywłaszczeniem i głodem z obwodu sumskiego[iii] do tutejszych fabryk. Jestem doktorem habilitowanym nauk humanistycznych i absolwentką Uniwersytetu Donieckiego z czasów, które nazywamy obecnie dziarskimi dziewięćdziesiątymi (ros. lichije diewianostyje). Dla mnie były to niezwykle ciekawe lata, w których − mimo chaosu w gospodarce oraz kataklizmów politycznych − Ukraina przeżywała swoisty renesans życia naukowego. Prace naukowe piszę w dwóch językach: rosyjskim i ukraińskim. Oba znam z dzieciństwa. Początkowo w moim dyskursie naukowym dominował rosyjski, ale później wróciłam do ukraińskiego.

Mieszka pani obecnie w Donieckiej Republice Ludowej. W ukraińskiej Wikipedii czytamy, że DRL (ros. DNR) to fikcyjny twór quasi-państwowy, „marionetkowy reżim kleptokratyczny”. Ze sporego artykułu w rosyjskiej Wikipedii wynika, iż DRL to nieuznana forma państwowa na wschodzie Europy, na terenach części obwodu Donieckiego Ukrainy. Polska Wikipedia podaje, że DRL to „samozwańcza republika”. A jak pani to widzi?

Wielu ludzi zagranicą sądzi, iż w okresie zimy i wiosny 2014 roku nastąpił rozłam Ukrainy i że jej oddzielne terytoria zamieniły się w jakieś niejasne struktury, że zachodzą globalne zmiany geopolityczne. Należy jednak zaznaczyć, iż w gruncie rzeczy, mimo złożoności sytuacji, Donieck nigdy nie przestał być składową Ukrainy. Oficjalnie mówi się, że jest to tymczasowo okupowana część terytorium kraju. I to prawda. O losach Doniecka nie przesądziło przecież zafałszowane referendum, przeprowadzone w maju 2014 roku.

Wzięła pani w nim udział?

Pomysł tego referendum pojawił się pod wpływem aneksji Krymu, przy czym decyzje podejmowano bardzo szybko, wręcz histerycznie. Nie przygotowano starannie ani list głosujących, ani okręgów wyborczych. Łatwo można było zagłosować w kilku miejscach i nie tylko za siebie. Urny wystawiono w szkołach, urzędach lub wprost na chodnikach. Nie było niezależnych obserwatorów. Po ulicach jeździły samochody z uzbrojonymi mężczyznami w mundurach, którzy zachęcali, żeby głosować. Tacy sami uzbrojeni mężczyźni stali przy urnach. Ja i moja rodzina zignorowaliśmy tę farsę, podobnie jak wielu moich przyjaciół, sąsiadów, znajomych. Potem jednak ogłoszono, że w referendum wzięło udział 100% mieszkańców. Absurd. Pamiętam, jak w lokalnej telewizji, która na przełomie marca i kwietnia 2014 roku już była odłączona od kanałów ukraińskich i w całości podporządkowana rosyjskiej przestrzeni medialnej, pokazywali młodą, może dwudziestoletnią dziewczynę, która wychodziła z lokalu wyborczego ze zwycięskim uśmiechem na twarzy i na schodach budynku, z uzbrojonym mężczyzną w tle, mówiła z przekonaniem do kamer: „Teraz dopiero będziemy żyli jak wolni ludzie”. Czy można być wolnym pod groźbą broni? Niestety, wtedy w Doniecku człowiek z karabinem w ręku był odbierany jako symbol niekwestionowanego zwycięstwa. Tylko kto kogo pokonał?

Jak możliwe było powstanie DRL?

Jeśli przyjrzymy się mentalności mieszkańców Donbasu, okaże się, że Donieck wciąż jest taki, jakim stawał się stopniowo i prawie niezauważalnie dla jego mieszkańców w ciągu ostatniej ćwierci wieku, poczynając od dziarskich dziewięćdziesiątych. Patrząc na codzienne zachowania moich rodaków, dochodzę do wniosku, iż niektórzy wciąż nie rozumieją, do czego doprowadzili wspólnym wysiłkiem. W zbiorowej świadomości dominuje chaos i niezrozumienie sytuacji. Dlatego wszystkie te jakby oficjalne deklaracje nowej jakby władzy ludowej dnr[1] odbierane są jako kontynuacja, rozpoczętych w dziarskich dziewięćdziesiątych, gier w obrębie władzy politycznej i ekonomicznej. Przez długie dziesięciolecia władza była mocno związana z ludźmi określanymi powszechnie słowem „donieccy”. Donbas stworzył „donieckich” i mierzył się z tym fenomenem przez 25 lat, Ukraina ma z nimi problem od dwóch i pół roku. To wyjaśnia zmianę wizerunku Donbasu w Ukrainie: od regionu bohaterów drugiej wojny światowej (tylko z mojej rodzinnej dzielnicy Kirowska pochodziło 18 Bohaterów Związku Radzieckiego), regionu dumnych robotników, górników, nauczycieli, lekarzy, uczonych – do marginalnego obwodu, którego problemy postawiły świat na krawędzi nowej globalnej katastrofy.

Śledziłam, jak w odpowiedzi na ten proces zaczęto manipulować pamięcią za pośrednictwem mediów. Kreowano mit o wyjątkowości Donbasu jako regionu industrialnego i zarazem chroniącego tradycję oraz pamięć o przeszłości. Właśnie dlatego do znudzenia powtarzano: „Donbasu nikt nie rzucił na kolana!”. Oczywiście bohaterstwo Donbasu to fakt. Żyją jeszcze ci, którzy bronili swojej ziemi i świata przed faszyzmem, którzy pamiętają donieckich partyzantów i ofiary obozów koncentracyjnych, i donbaskich górników z 383. i 393. Dywizji Górniczej zdobywających Berlin, ale chorobliwe kultywowanie przeszłości prowadzi do destrukcji. Pamięć o Związku Radzieckim okazała się bardziej trucizną, wężem wyżerającym duszę wspomnieniami[iv], niż konstruktywną i sprawiedliwą pamięcią zbiorową, w rozumieniu Paula Ricoeura[2].

Mimo mojej miłości do Doniecka, wiem, że jest tak samo unikalny jak Odessa, Charków, Lwów, Humań czy Połtawa. Wiem też, że nie można żyć tylko przeszłością, bo to droga do samozagłady. W związku z tym często wspominam wiersz Walerego Briusowa „Odyseusz” (1907) z cyklu „Wieczna prawda idoli”. Oto Odyseusz przepływa z towarzyszami obok wyspy syren. Aby nie dać się omamić czarowi ich śpiewu i nie skazać siebie oraz towarzyszy na niechybną śmierć, Odyseusz rozkazuje wszystkim na statku zalepić uszy woskiem, a siebie przywiązać do masztu. Wiersz zaczyna się od przejmującej spowiedzi bohatera:

Przez piewców całej ziemi uwielbiany

Ja, Odyseusz, ten przebiegły mąż,

Lecz duch mój ciemny, zatruwany,

W pamięci mej ukryty wąż. (Tłumaczenie W.M.)

Sądzę, że zmanipulowana pamięć kulturowa, zamieniona za pomocą różnych środków w obiekt niemal sakralnej czci – to śpiew syren. Eksploatowanie pamięci jako ideologicznej podbudowy teraźniejszości to droga donikąd. Briusow mówi wprost, że to trucizna dla ducha:

By znów spróbować tej trucizny

I koło zdarzeń puścić wstecz,

Oddałbym hymnów darowizny,

Łoże Kalipso, honor przecz. (Tłumaczenie W.M.)

Wydaje mi się, że z Donbasem stało się coś podobnego. Przeszłość Donbasu zamieniono w słodki śpiew syren. Uwiedzeni pamięcią o dawnych zwycięstwach i bohaterach, mieszkańcy regionu odwrócili się od realnego życia, odbierając sobie szansę tworzenia niepowtarzalnej nowoczesności. Aby „koło zdarzeń puścić wstecz” i poczuć się przynależnym do dawnego bohaterstwa, Donbas poświęcił teraźniejszość. Stąd to demonstracyjne noszenie wstążek gieorgijewskich lub miniaturek rosyjskich flag. Dla mieszkańców Donbasu to symbole zwycięstwa 1945 roku. Kiedy rozpadają się więzi społeczne, kiedy sypie się wizja przyszłości, ludzie chcą się identyfikować z czymś ważnym z przeszłości. Szukają bezpieczeństwa i nadziei w kultywowaniu pamięci.

U podłoża DRL leżą więc resentymenty?

Ten sztucznie wykreowany i propagandowo podsycany kult przeszłości, przedstawianej jako wciąż trwające pasmo sukcesów, nie był jedynym czynnikiem, który doprowadził do powstania republiki. Złożyło się na to również mnóstwo powodów ekonomicznych, politycznych i osobistych. Rodzi się pytanie: co skłoniło mieszkańców Donbasu, którzy w ciągu niemal dwóch stuleci żyli z ciężkiej i uczciwej pracy górników i hutników, co zmusiło ludzi ceniących nade wszystko edukację (w mieście zawsze było mnóstwo szkół, w tym kilka wyższych uczelni), do zmiany hierarchii wartości i przyjęcia dnr jako lepszej wersji życia, jako postępu?

Dla mnie dnr od początku jest symulakrem, powstałym z połączenia hipertroficznej pamięci kulturowej z pragnieniami ludzi pozbawionych elementarnej wiedzy o socjalno-ekonomicznych, politycznych i prawnych zasadach funkcjonowania społeczeństwa. Przez dłuższy czas obserwowałam patologiczne i wymuszone rodzenie się tworu, który zimą 2004 roku, po niesławnym kongresie Partii Regionów w Siewierodoniecku (obwód Ługański), nazwano PISUAR – skrót od ukraińskiego: Piwdenno-Schidna Ukrajinśka Awtonomna Respublika (Południowo-Wschodnia Ukraińska Republika Autonomiczna). Dziesięć lat później utworzono dnr – kolejny anomalny organizm, którego z pewnością nie da się w przyszłości zaliczyć do wspomnień chwalebnych. Oczywiste jest, że zatruło to ducha Donbasu i długo jeszcze w historii regionu będzie „ukrywać się wąż”, kusząc niczym pułapka syren.

Wydaje się, że mieszkańcy Doniecka pogodzili się z faktami.

Przez cały ten ponury czas w mieście było, i nadal jest, dużo ludzi, którzy nigdy nie czuli się nie-Ukrainą. Dużo jest także tych, którzy − nie chcąc wziąć odpowiedzialności za własne czyny − tłumaczą się przymusem okoliczności. O tym właśnie mówił Ricoeur. Rozterki Donbasu – to tragedia osób nieprzygotowanych do moralnych zobowiązań wobec pamięci zbiorowej i agresywnie odrzucających perspektywę „tworzenia własnej tożsamości”, w rozumieniu Paula Ricoeura.

Na samym początku donbaskiego dramatu często zadawałam różnym ludziom te same pytania: jak państwo może funkcjonować bez rezerwy walutowej, bez wystawiania aktów urodzenia, paszportów, dyplomów szkół wyższych? W sprawie dyplomów odpowiadano mi, że papier nie ma znaczenia, liczy się wiedza. Mimo to wszyscy starają się za wszelką cenę zdobyć dyplomy rosyjskie, bo dyplomy dnr nic nie znaczą. Co ciekawe, nawet ci, którzy nawoływali do wolności i niezależności, nie widzieli w tym ograniczenia. Moje apele, żeby ignorować te dokumenty, nie spotykały się ze zrozumieniem. Było jasne, że elementarny pragmatyzm jest dziś najważniejszy w hierarchii wartości większości mieszkańców Donbasu. Ciekawe, jaką pamięć zbiorową wykształcimy, o czym będziemy chcieli po latach pamiętać? Śledziłam też zmiany opinii dotyczących tak zwanego referendum 11 maja. Od wiosny do jesieni 2014 roku prawie każdy mieszkaniec Donbasu głośno deklarował: „Głosowałem za lepszym życiem”. Tych, którzy zachowali dystans i milczenie było niewielu. Nastroje wyraźnie się zmieniały wraz z nasilaniem się działań wojskowych oraz narastaniem kłopotów: brakiem regularnych wypłat emerytur i pensji, bezrobociem, zniszczeniami w wyniku bombardowań, rosnącą liczbą rannych i zabitych w wyniku ostrzałów, skokiem cen, nieuznaniem dnr przez inne państwa oraz brakiem nadziei na szybką poprawę sytuacji. Już zimą 2015 roku coraz częściej można było usłyszeć: „Jaki byłem głupi/a, że poszedłem/poszłam głosować”. Wiosną często mówiono: „Wcale nie chciałem/łam głosować. To głupia sąsiadka mnie namówiła”. Latem zaczęło się powtarzać: „Nie głosowałem/łam, to głupi sąsiedzi polecieli do urny”. Jesień przyniosła nowe opinie: „Z naszego bloku nikt nie głosował, może z sąsiednich bloków pobiegli”. I najświeższe: „Zawsze głosowaliśmy za Ukrainą, ale z autonomią/federalizacją”. Wielu z tych, którzy głosowali „za lepszym życiem” i nawet wzięli do rąk broń w tym celu w ostatnich miesiącach lata przeniosło się na „stały ląd”, czyli do Kijowa, Charkowa, Odessy, Lwowa. Natomiast inni, którzy wyjechali wcześniej, pod koniec września wrócili do Doniecka, gdzie prawie już nie strzelają. W mieście nastroje są minorowe. Wyczuwa się strach, chęć uniknięcia kary za grzechy. Wiele osób najchętniej schowałoby się gdzieś daleko i zapomniało o tym, co było.

Nie ma w tym cienia „zdolności człowieka do działania i uświadamiania siebie jako podmiotu wolnego, ponoszącego moralną odpowiedzialność za swoje czyny”, o czym pisał Ricoeur. Pytanie, jak to się odbije na zbiorowej pamięci i przyszłości? Moralna nieodpowiedzialność, która ukształtowała się w ciągu ostatniej ćwierci wieku, już doprowadziła do powstania dnr i wojny, która jest tragedią dla całej Ukrainy. Czy wyciągniemy z tego wnioski – czas pokaże.

Porozmawiajmy o Doniecku jako o ważnym ośrodku akademickim. Jaki jest dziś los licznych donieckich uczelni?

Donieck od lat 20. XX wieku rozwijał się jako miasto uniwersyteckie. Wystarczy wspomnieć, że Doniecki Narodowy Uniwersytet Techniczny działa, choć pod różnymi nazwami, od 1921 roku, Doniecki Państwowy Uniwersytet Medyczny im. Maksima Gorkiego powstał w 1930, a Doniecki Uniwersytet Państwowy − w 1937 roku. Po 1991 roku otwarto kilka kolejnych państwowych i prywatnych uczelni. Kiedy wiosną i latem 2014 roku w Doniecku i okolicach toczyły się intensywne działania wojskowe, oczywiście odbiło się to na organizacji procesu akademickiego. Wykłady i egzaminy odbywały się przy poświstach wybuchających pocisków. Latem 2014 roku w ostrzelanym budynku Uniwersytetu Technicznego zginęły dwie osoby, kilka było rannych. Jesienią i zimą 2014 roku znalazły się pod ostrzałem budynki uniwersytetów Technicznego i Narodowego. Najwięcej ucierpiało Donieckie Muzeum Krajoznawczego. Studenci, wykładowcy i pracownicy naukowi pomagali ratować jego zbiory.

A jaka jest sytuacja kadry akademickiej i studentów?

Kiedy na początku września 2014 roku samozwańczy rząd dnr postanowił podporządkować sobie wszystkie wyższe uczelnie, jak zrobił to wcześniej ze szkołami niższego stopnia, studenci i pracownicy przeżyli szok. Wiem z opowieści, jak to wyglądało. Przedstawiciele władz dnr przychodzili na uczelnię w otoczeniu uzbrojonych ludzi i wzywali do podporządkowania się „młodej republice”. Na pytania o status dyplomów dnr, gdzie po ich uzyskaniu będą mogli zatrudnić się absolwenci, według jakich programów będzie prowadzone kształcenie − przedstawiciele władz odpowiadali, że we wszystkim pomoże Rosja, a dyplomy będą podwójne, to znaczy wystawiane przez dnr i Federację Rosyjską, i honorowane wszędzie, przy czym w Rosji na pewno. Od tego momentu zaczął się chaos w naukowym i edukacyjnym życiu miasta.

Część szkół się przeprowadziła…

Ministerstwo Oświaty i Nauki Ukrainy pomogło uczelniom i instytucjom badawczym przenieść się na „stały ląd”, to jest na tereny znajdujące się pod kontrolą Ukrainy, do Winnicy, Charkowa, Krasnoarmiejska, Mariupola, Kijowa. Ale decyzja o przeprowadzce nie była łatwa. Czasem oznaczała rozłąkę z rodziną a na uczelni − pozostawienie bazy materialno-technicznej. Z opowieści moich kolegów wiem, że rozwiązanie dylematu „wyjechać czy zostać” nie wynikało z wyboru ideologicznego. Ludzie z reguły kierowali się możliwościami finansowymi, sytuacją rodzinną, strachem, brakiem perspektyw na miejscu. Część pracowników akademickich i naukowych zaczęła samodzielnie szukać zatrudnienia, poprzez kontakty w Ukrainie i zagranicą. Ci, którzy postanowili przeprowadzić się ze swoimi uczelniami, z góry wiedzieli, że życie w nowym miejscu to skazanie się na liczne trudności. Czy da się opłacić mieszkanie? Czy żona lub mąż znajdą pracę? A co z rodzicami: zabrać ich ze sobą, a jeśli nie, kto się nimi zaopiekuje? Co z personelem technicznym? Nie łatwiej było tym, którzy zdecydowali się zostać w Doniecku. Oprócz problemów zasadniczych, jak uznawalność dyplomów, były też inne, na przykład: jaki status będą mieli pracownicy naukowi w kraju nieuznanym przez inne państwa? Czy pensje będą regularnie wypłacane? Co z ukraińskimi stopniami i tytułami naukowymi, czy będą honorowane? Na podstawie jakich podręczników, standardów i programów kształcić studentów? Wszystkie te pytania były żywo dyskutowane w mieście oraz w ukraińskich i rosyjskich mediach.

Jaką wartość ma dyplom uniwersytecki donieckiej republiki?

Już w styczniu 2015 roku było wiadomo, że dyplomy dnr to fikcja, jak też fikcją były próby wprowadzenia podwójnych dyplomów, dnr i rosyjskich. W związku z tym trzeba było poszukać innych mechanizmów legitymizacji dokumentów i wymyślono tak zwane szkolenia eksternistyczne w uczelniach Federacji Rosyjskiej. Według oficjalnych źródeł rosyjskich obywatele obwodów Donieckiego i Ługańskiego, w ramach pomocy rodakom, mogą zdobyć dyplom rosyjskiej uczelni eksternistycznie i w trybie przyspieszonym. Z kolei Ministerstwo Oświaty i Nauki Ukrainy zwróciło się do krajów UE z prośbą o nieuznawanie takich dyplomów oraz rozwiązanie współpracy z tymi rosyjskimi uczelniami, które wprowadziły studia eksternistyczne dla absolwentów licencjackich i magisterskich studiów uczelni dnr. Chaos w życiu naukowym i akademickim Doniecka osiągnął apogeum.

A sytuacja bytowa kadry akademickiej?

We wrześniu 2014 roku przedstawiciele Ministerstwa Oświaty i Nauki dnr we wszystkich lokalnych mediach obiecywali wykładowcom uniwersyteckim pensje „prawie jak w Rosji” i „na pewno nie niższe niż za czasów Ukrainy”, ale życie pokazało co innego. Pensje pozostały na niezmienionym poziomie i nie były wypłacane regularnie. Wiosną 2015 roku zaczęto je wypłacać w rublach rosyjskich. Od zimy do lata 2015 roku pracownicy uczelniani dostawali pomoc humanitarną w postaci paczek z żywnością, zawierających: kasze, olej słonecznikowy, konserwy, makaron, herbatę, cukier. Studenci donieckich uczelni w ubiegłym roku akademickim nie dostawali stypendiów. Dopiero latem tego roku wypłacono im część świadczeń. Oczywiście studenci studiów płatnych musieli płacić czesne regularnie. Na początku października głośno protestowali studenci z miasta Gorłówka, którzy nie dostają żadnych pieniędzy od dawna. Władze dnr odpowiedziały, iż studenci z Gorłówki mogą liczyć na stypendia dopiero wtedy, kiedy ustabilizuje się sytuacja ekonomiczna w „młodej republice”. Dodam, że przed wybuchem wojny w Donbasie środowisko akademickie cieszyło się stosunkowo dobrą sytuacją finansową, zwłaszcza profesorowie, a pensje i stypendia wypłacano regularnie.

Jest nadzieja na dobrą zmianę?

Jeśli codzienne trudności bytowe, na które ludzie nauki i edukacji Doniecka częściowo sami się skazali, broniąc wątpliwych wartości, jeszcze da się jakoś znieść, to przywrócić normalnego życia akademickiego raczej długo się nie uda. Ponieważ nigdzie, włącznie z Federacją Rosyjską, nie uznaje się dyplomów dnr, usiłowano wypracować w Doniecku własny system rad naukowych a nawet powołano Wyższą Komisję Atestacyjną. Zapytałam znajomego profesora, co o tym sądzi. W odpowiedzi zobaczyłam spuszczone oczy upokorzonego i postawionego pod ścianą inteligenta. Cenieni w świecie naukowcy, którzy pozostali w Donbasie, biorąc udział w badaniach i projektach międzynarodowych, podają jedynie tradycyjne nazwy swoich uczelni, bez przyznawania się, że są z „dnr”. Z tego powodu uczelnie i instytucje badawcze pozostały przy dawnych nazwach. Po zakończeniu ubiegłego roku akademickiego, przeżytego w sytuacji katastrofy, dobrze zrozumiałam, o czym pisał Jean Baudrillard w eseju Po orgii: „To stan, kiedy wszystkie utopie stały się realne i paradoks polega na tym, że musimy żyć tak, jak gdyby tego nie było. […] Przecież wszystko, co nam zostaje – to daremne pozorne próby stworzenia jakiegoś innego życia, oprócz tego, które już istnieje. […] Wszystko nadal istnieje, natomiast sensu istnienia dawno już nie ma. Wszystko nadal funkcjonuje, z całkowitą obojętnością wobec własnej treści”[3]. Muszę otwarcie powiedzieć: szkoda, że te myśli Baudrillarda nie pozostały dla mnie tylko oderwanym od życia filozofowaniem.

Jak zmieniło się pani życie po ustanowieniu Donieckiej Republiki?

Może zabrzmi to dziwnie, ale moje życie i działalność zawodowa mało się zmieniły od momentu powstania dnr. Po prostu nic mnie z tą strukturą nie łączy. Postaram się to wyjaśnić na przykładzie. Kiedy kilka lat temu, po obronieniu rozprawy habilitacyjnej w Kijowie, wróciłam na macierzystą uczelnię, zaskoczyły mnie zmiany na gorsze. Wysoki poziom naukowy i standardy etyki zawodowej, z których przez długie lata słynął mój wydział, przestały obowiązywać. Pojawiły się natomiast podejrzenia o plagiaty i to stawiane ważnym osobom z wydziału, o czym jednak nie wolno było głośno mówić. Mimo że pozostałam jedynym w Doniecku doktorem habilitowanym w swojej dziedzinie, nie dopuszczono mnie do konkursu na stanowisko docenta w moim zakładzie. Dodam, że niektórzy z moich kolegów pracowników nie mieli żadnych stopni i tytułów naukowych. Od kilku lat, po wygaśnięciu mojej umowy o pracę z Donieckim Uniwersytetem Narodowym, jestem bezrobotna. To mój świadomy wybór. Biorę udział w konferencjach, publikuję prace naukowe, ale nie chcę mieć nic wspólnego z naukowcami oskarżanymi o plagiat. Chodzi między innymi o szefa zakładu naukowego, który jest też p.o. dziekana. Problem nie tylko w tym konkretnym przypadku, ale również w braku jakiejkolwiek reakcji uniwersytetu na nieuczciwość, choć sprawa była od dawna wszystkim znana. W zeszłym roku Kolegium Atestacyjne Ministerstwa Oświaty i Nauki Ukrainy pozbawiło tę osobę stopnia doktora habilitowanego. Nie wpłynęło to w ogóle na jej pozycję na uczelni.

Akceptowanie nieuczciwości, nieodpowiedzialności i arogancji wykształconych ludzi, usiłujących tłumaczyć się okolicznościami, które ponoć od nich nie zależą − to dlatego możliwe było powstanie dnr. Wybitny rosyjski literaturoznawca Dmitrij Lichaczow, który analizował współzależność pamięci i sumienia długo przed Ricoeurem, pisał: „…sumienie – to ta sama pamięć plus moralna ocena dokonań. Lecz jeśli dokonane nie zachowało się w pamięci, to ocena staje się niemożliwa. Bez pamięci nie ma sumienia. Sumienie to nie tylko anioł stróż godności człowieka, to drogowskaz jego wolności, sumienie troszczy się o to, aby wolność nie stawała się samowolą, tylko wskazywała człowiekowi właściwą drogę wśród skomplikowanych okoliczności życia, zwłaszcza współczesnego”[4].

Wciąż mieszka pani w Doniecku. Dlaczego?

Moja rodzina pozostała w Doniecku. To była, i wciąż jest, trudna oraz niebezpieczna decyzja − nie tylko w sensie finansowym i codziennej egzystencji. Do ubiegłego roku nie przyszłoby mi do głowy, że napisanie „Donieck (Ukraina)” w rubryce „Dane o autorach”, na zgłoszeniach do udziału w konferencjach bądź publikacjach, będzie oznaczało wybór polityczny i obywatelski. Tak naprawdę dla mnie wyboru nie było. Oczywiście krewni i przyjaciele namawiali mnie do wyjazdu, ale ja wolałam pozostać w domu. Chociaż bywało bardzo groźnie − kiedy strzelali z bliskiej odległości, i to daleko od linii frontu, kiedy pociski z moździerzy spadały tuż obok domu, kiedy sypało się szkło i pękały ściany, kiedy nad głową przelatywały kule wystrzelone z końca mojej ulicy. Ale nawet wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że następnej chwili może już nie być, nie pomyślałam, żeby opuścić dom. Dom nie wybacza zdrady. Moi przodkowie przeżyli tutaj okupację hitlerowską, wierząc, że wojna minie, a ojczyzna i dom pozostaną. To im zawdzięczam te dwie kultury, z których jestem sklejona: ukraińską i rosyjską. Mówili mi: raz uciekniesz i już nie wrócisz, a co może być bardziej przerażającego niż życie na obcej ziemi? Teraz mogę świadomie odpowiedzieć: nic.

Jak wygląda teraz codzienne życie w Doniecku?

To chyba najtrudniejsze, bo bardzo osobiste pytanie. Donieck, stolica Donbasu, to przemysłowe, ale wciąż piękne miasto. Bardzo zielone i pełne kwiatów, parków, skwerów i zalesionych hałd odpadów z kopalni. Historyczne centrum nie zostało zniszczone. Nadal jest bardzo czysto, zadbane są parki i aleje. Prawie bez przerw funkcjonują teatry, filharmonia. Eleganckie sklepy są otwarte i całkiem nieźle zaopatrzone, choć ceny w nich znacznie wyższe niż przed wojną. Kiedy nikt nie strzela, ludzie spacerują promenadą. Wciąż stoi Park Figur Kutych. Prawie nie ucierpiały katolicka świątynia i Żydowskie Centrum Kultury. Zrujnowana jest natomiast prawosławna cerkiew. Od dawna nie działa dworzec kolejowy i nie mamy już lotniska, ale centrum i nawet południowe dzielnice, wcześniej najczęściej ostrzeliwane, powoli odżywają. Wznowiono połączenie autobusowe z przedmieściami w pobliżu dawnej linii frontu. Otwarte są szkoły, uczelnie, restauracje, kawiarnie, zakłady fryzjerskie, kluby sportowe, salony ślubne. W autobusach komunikacji miejskiej jak zwykle tłok. Potargane wiatrem bilbordy na przemian zachęcają do życia w pokoju lub do kupowania wyrobów tytoniowych marki Piotr I. Jednym słowem − w centrum miasta życie toczy się jak przed wojną. Natomiast na obrzeżach widać radykalne zmiany. Oprócz zdewastowanych i obrabowanych domów, oprócz szkół i sklepów z oknami zabitymi deskami, oprócz zerwanych linii elektrycznych i podziurawionych ulic, wszędzie pełno kalek bez rąk, bez nóg. Ludzie młodzi i starzy, okaleczeni na froncie lub wskutek ostrzału miasta i min. Poza tym mniej więcej od lipca 2014 roku nie działają poczta ani system bankowy. Na terytoria pod kontrolą Kijowa można się dostać tylko z przepustką − tak Ukraina walczy z ekspansją separatyzmu. A ludzie jeżdżą tłumnie na „stały ląd”, przez punkty blokad i pod ostrzałem, żeby odebrać ukraińską emeryturę lub kupić żywność w przystępnych cenach.

Dziś Donieck jest miastem ostrych kontrastów: zdewastowane, na wpół opuszczone obrzeża i reprezentacyjne centrum, w którym można odnieść fałszywe wrażenie, że wojny nie ma i nigdy nie było, ale jeśli dobrze znasz i kochasz Donieck, to nie potrafisz uwolnić się od przekonania, że jak w opowiadaniu Raya Bradbury’ego I uderzył grom ktoś w przeszłości rozgniótł tu motyla, przez co ściągnął fatum na miasto.

Wywiad przeprowadziła i przetłumaczyła z rosyjskiego Wiera Meniok

[1] Eleonora Szestakowa celowo pisze skrót DNR (DRL) małymi literami, podkreślając, że nie utożsamia się z samozwańczą republiką [przyp. W.M.].

[2] We wstępie do rosyjskiego wydania książki Paula Ricoeura Pamięć, historia, zapomnienie, autor pisze: „Pamięć zbiorowa – to pamięć o obowiązku moralnym sprawowania sprawiedliwości bądź umożliwiania jej realizacji. Czyniąc dobrze lub źle, człowiek jest nie tylko osobą, nad którą ciążą okoliczności, ale podmiotem myślącym, który w konfrontacji z przeszkodą tworzy własną tożsamość. […] rozważam problem zdolności jako zdolności pamiętania i zdolności wspominania […] zdolności człowieka do działania i uświadamiania sobie siebie jako podmiotu wolnego, ponoszącego moralną odpowiedzialność za swoje czyny”.

[3] Cytat tłumaczony z wydania rosyjskiego: Бодрийяр Ж., Прозрачность Зла, пер. с фр. Л. Любарской и Е. Марковской, М.: Добросвет 2000, С. 8, 12; polskie wydanie: Jean Baudrillard, Przezroczystość zła, Warszawa 2009.

[4] http://historyofconscience.blogspot.com/p/blog-page_1105.html

[i] Do 1924 roku Donieck nosił nazwę Juzówka, w latach 1924−1961 − Stalino, potem Donieck [W.M.].

[ii] Gubernia orłowska – jednostka administracyjna Imperium Rosyjskiego.

[iii] Sumy – miasto w północno-wschodniej Ukrainie.

[iv] Nawiązanie do wiersza Briusowa „Odyseusz”.

Donbas Arena, 2014. Fot. dasjo za: Wikipedia

Donbas Arena, 2014. Fot. dasjo [za: Wikipedia]

Centralna ulica w Juzówce, 1912. Fot. za: Wikipedia

Centralna ulica w Juzówce, 1912. Fot. [za: Wikipedia]

Juzówka. Reprodukcja przedrewolucyjnej pocztówki. Fot. za: Wikipedia

Juzówka. Reprodukcja przedrewolucyjnej pocztówki. Fot. [za: Wikipedia]

Zakłady metalurgiczne. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Zakłady metalurgiczne. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Bulwar Puszkina w centrum, 2008. Fot. Юрий-Нейло za: Wikipedia

Bulwar Puszkina w centrum, 2008. Fot. Юрий-Нейло [za: Wikipedia]

Prawosławna cerkiew katedralna, 2008. Fot. Rokun Ilia za: Wikipedia

Prawosławna cerkiew katedralna, 2008. Fot. Rokun Ilia [za: Wikipedia]

Meczet, 2008. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Meczet, 2008. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Planetarium, 2008. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Planetarium, 2008. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Teatr, 2004. Sven Teschke

Teatr, 2004. Sven Teschke

Biblioteka uniwersytecka, 2010. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Biblioteka uniwersytecka, 2010. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Wyzwolicielom Donbasu; 2005. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Wyzwolicielom Donbasu; 2005. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Park Figur Kutych (zał. 2001) to muzeum i ośrodek artystycznego kowalstwa. Fot. Sigismund von Dobschutz za: Wikipedia

Park Figur Kutych (zał. 2001) to muzeum i ośrodek artystycznego kowalstwa. Fot. Sigismund von Dobschutz [za: Wikipedia]

Budynek administracji obwodu donieckiego. Na pierwszym planie herb obwodu: Palma Mercałowa, wykonana w 1895 przez Oleksego Mercałowa z jednej szyny. Fot. Brücke-Osteuropa za: Wikipedia

Budynek administracji obwodu donieckiego. Na pierwszym planie herb obwodu: Palma Mercałowa, wykonana w 1895 przez Oleksego Mercałowa z jednej szyny. Fot. Brücke-Osteuropa [za: Wikipedia]

Dzień Fizyka, pochód pracowników akademickich i studentów, 2007. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Dzień Fizyka, pochód pracowników akademickich i studentów, 2007. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]

Dzień Zwycięstwa 2013. Fot. Andrew Butko za: Wikipedia

Dzień Zwycięstwa 2013. Fot. Andrew Butko [za: Wikipedia]