FELIETON. Zamieszanie w „obozie świętych”
Czterdzieści dwa lata temu Jean Raspail, słynny francuski pisarz i podróżnik, opublikował powieść Obóz świętych[i], która poruszyła czytelników apokaliptyczną wizją Europy, ba! wizją przyszłości świata. W jakże już odległym 1973 roku opisane przez Raspaila hipotetyczne zdarzenia wydawały się zbyt katastroficzne i odległe od rzeczywistości. Mimo że niektórzy koledzy pisarza, jak choćby słynny dramaturg Jean Anouilh, chwalili publikację jako: „fascynującą książką o niewątpliwej sile i chłodnej logice”, większość krytyków oskarżyła autora o uprzedzenia wobec imigrantów, suprematyczną wyniosłość, a nawet o słabo skrywany rasizm.
Tytuł powieści jest złowieszczym nawiązaniem do Apokalipsy Świętego Jana, do wersetów 7−9 w rozdziale 20: „A gdy się skończy tysiąc lat, z więzienia swego szatan zostanie zwolniony. I wyjdzie, by omamić narody z czterech narożników ziemi, Goga i Magoga, by ich zgromadzić na bój, a liczba ich jak piasek morski. Wyszli oni na powierzchnię ziemi i otoczyli obóz świętych i miasto umiłowane; a zstąpił ogień od Boga z nieba i pochłonął ich”[ii].
Fabuła utworu dotyczy wyobrażonego przybycia na porwanych statkach milionów imigrantów z Indii i całego Trzeciego Świata do wybrzeży Francji i innych zamożnych krajów, próbujących w ten sposób dostać się do źródeł rzek mlekiem i miodem płynących. Pod koniec książki dowiadujemy się, że burmistrz Nowego Jorku dzieli swoją rezydencję z trzema rodzinami z Harlemu, syn brytyjskiej królowej żeni się z Pakistanką, a pijany w sztok radziecki generał próbuje w pojedynkę zatrzymać hordy Chińczyków, które napierają na Syberię. Jedynie Szwajcaria zachowała się jako ostatnia forteca, która początkowo opiera się przyjściu barbarzyńców, jednak i ona w końcu kapituluje pod naciskiem międzynarodowej opinii publicznej i sankcji.
Raspail nie staje otwarcie po niczyjej stronie. Formułuje za to ponure i sarkastyczne wnioski. Jak gdyby wyjaśnia: „Tak jak wam, tak i nam to należne. Zasłużyliśmy sobie na taki los pięcioma wiekami naszej nielegalnej migracji na inne kontynenty, ich podbojem i wyzyskiem”. Wielki Mufti Paryża mówi w powieści: „To tylko kwestia odwrócenia sytuacji. Wpierw jedni znajdują się na górze, potem inni”. Autor wydaje się temu nie zaprzeczać.
A jednak stanowczo odrzuca oskarżenia o rasizm. Fakt, iż żołnierze i marynarze w powieści nie odważyli się podnieść broni przeciwko migrantom, jest tego potwierdzeniem, choć nie wprost. W przedmowie do kolejnego wydania swojej książki pisarz dokładnie określił dylemat, który stoi przed tzw. Pierwszym Światem: „„Odmówiłem białemu Zachodowi, przynajmniej w swojej powieści, ostatniej szansy na uratowanie się. Miliony nieszczęśników bez środków do życia, których całą siłą była jedynie ich słabość i liczba, obciążonych ubóstwem i czarnoskórymi dziećmi wycieńczonymi z głodu, jest gotowych do wylądowania na naszej ziemi. Awangarda tej masy napiera na każdy skrawek przemęczonego i przesyconego Zachodu. Dosłownie widzę ich, widzę ogromny problem, jaki oni uosabiają, problem całkowicie nierozwiązywalny z punktu widzenia naszych standardów moralnych. Wpuścić ich oznacza unicestwić siebie. Wyrzucić ich oznacza unicestwić ich”.
Dziś, kiedy exodus ludzi z krajów pochłoniętych przez biedę i wojnę dramatycznie przyspieszył, dzieło Raspaila otrzymało nowe życie. Oprócz wydań francuskich, powieść ukazała się w kilkunastu językach europejskich i stała się przedmiotem zawziętych debat w intelektualnych czasopismach i na salonach. Dylemat, sformułowany przez autora i skrajnie unaoczniony poprzez obecne wydarzenia, wygląda na naprawdę nierozwiązywalny i dlatego tragiczny. Europejscy politycy gorączkowo szukają rozwiązania tzw. problemu uchodźców. Jednak kłopoty z samym nazwaniem zjawiska świadczą o tym, że do celu jest bardzo daleko. „Problem uchodźców” jest takim samym eufemizmem, jak określenie rosyjsko-ukraińskiej wojny obłudnym terminem „kryzys ukraiński”.
W obu przypadkach chodzi o globalny kryzys. Jego objawy mogą być cząstkowe i bardzo różne, ale bez właściwego rozpoznania choroby jesteśmy skazani na leczenie jej najbardziej zauważalnych symptomów, nie samej przyczyny. Żadne skuteczne rozwiązania tych problemów nie są możliwe bez globalnej solidarności i skoordynowanych działań społeczności międzynarodowej, przede wszystkim – rządów i narodów tzw. Pierwszego Świata.
Żeby uniknąć exodusu uchodźców, należałoby podjąć drastyczne działania. Po pierwsze, musielibyśmy osiągnąć powszechne porozumienie co do ograniczenia nadmiernej konsumpcji i karygodnego marnowania zasobów naturalnych naszej planety. Tu nie wystarczą odpowiedzialność moralna, edukacja ekologiczna ani nawet kampanie agitacyjne. Każdy luksusowy produkt powinien zostać wysoko i progresywnie opodatkowany, podobnie jak konsumpcja ponad miarę. Chodzi o zasadniczą zmianę sposobu myślenia oraz zachowania w skali globalnej, o uświadomienie sobie, że folgowanie każdej zachciance w świecie, w którym obok żyją miliony ludzie biednych i głodnych, są niemoralne, wręcz odrażające.
Po drugie, na poziomie globalnym należy wyeliminować wszystkie dyskryminujące gospodarczo umowy, które podtrzymują i pogłębiają strukturalne nierówności pomiędzy Pierwszym i Trzecim Światem, i które zaprzeczają deklarowanym, ale nigdy niewcielonym w życie liberalnym zasadom swobodnego przepływu towarów, kapitału, informacji i siły roboczej. Nie może być tak, że rolnik w Unii Europejskiej dostaje więcej dotacji na statystyczną krowę niż jest w stanie zarobić w ciągu roku statystyczny Afrykanin, albo tak, że biedne kraje produkujące banany zarabiają na nich mniej niż kraje bogate zyskają na tych bananach w formie podatków.
I po trzecie, na poziomie globalnym nie powinno być cienia pobłażliwość dla dyktatorskich i skorumpowanych reżimów, których przedstawiciele lokują zagrabione fortuny w zachodnich bankach i bezpiecznie je tam przechowują. Dopóki „elity” Trzeciego Świata będą utrzymywać swoich obywateli w biedzie i niesprawiedliwości, ciesząc się przy tym swobodnie wszystkimi dobrami Pierwszego Świata, korzystając z jego zaawansowanej bankowości, edukacji, systemu zdrowotnego, żadna pomoc dla tych biednych krajów nie będzie efektywna i żadne reformy nie mają szans się udać.
Proponowane rozwiązania mogą wydawać się utopijne, a już na pewno nie do przyjęcia dla przedstawicieli światowej elity, którzy mają wystarczająco dużo osobistych i korporacyjnych powodów, aby zachować status quo. Mogą wydawać się uciążliwe także dla zwykłych mieszkańców Pierwszego Świata, którzy w różny sposób czerpią korzyści ze społecznych nierówności, ale najwyższa pora również i im uświadomić, iż neokolonialny porządek się załamał i już nie uda się go odtworzyć. Obecny napływ uchodźców to tylko symptom globalnej choroby. Ona się rozwija i za jakiś czas dystopiczna powieść Jeana Raspaila może stać się rzeczywistością, a nawet – o ironio – rzeczywistością upiększoną. Wersja przyszłości według Raspaila − na tle coraz bardziej prawdopodobnego zwycięstwa radykalnie prawicowych, rasistowskich, neofaszystowskich reżimów w Europie, które ogniem i mieczem, dyktaturą i terrorem ratować nas będą przed inwazją „barbarzyńców” – nie wydaje się najgorszą z możliwych. W tym przypadku lekarstwo może się okazać straszniejsze od samej choroby.
I dopóki w „państwie świętych” panuje zamieszanie, „ogień z nieba” staje się coraz realniejszą perspektywą.
Mykoła Riabczuk
Z języka ukraińskiego tłumaczył Paweł Laufer.
[i] Jean Raspail, Obóz świętych (Le camp des Saints), Klub Książki Katolickiej 2005, Fronda 2015.
[ii] Za internetowym wydaniem Biblii Tysiąclecia, www. biblia.deon.pl, Ap. 20,7-9.
Na tej łodzi, przejętej w 2005 roku przez US Navy, płynęło z Ekwadoru w kierunku Gwatemali 90 osób, w tym kobiety i dzieci. Fot. (i wszystkie poniżej) z zasobów domeny publicznej [za: Wikipedia]
Exodus nie zaczął się dzisiaj. Boat people u wybrzeży Lampedusy w 2006. Fot. Vito Manzari [za: Wikipedia]
Pierwszymi tzw. boat people byli Wietnamczycy, 1985. Fot. Phil Eggman [za: Wikipedia]
Jean Raspail (ur. 5 lipca 1925), francuski pisarz i podróżnik, monarchista, mieszka w Paryżu; 25 września 2010. Fot. Ayack [za: Wikipedia]