FELIETON. Obcy, czyli źli… Czy Europa poradzi sobie mentalnie z napływem uchodźców
Wielokrotnie już w historii świata zdarzały się momenty, które miały nieodwołalnie zmienić go na lepsze. Takie też nadzieje wiązano z Unią Europejską. Ten projekt, budowany po najstraszliwszej z dotychczasowych wojen, miał raz na zawsze uchronić nasz kontynent od podobnych nieszczęść. Po rozpadzie Związku Radzieckiego zwłaszcza państwa Europy Środkowo-Wschodniej karmiły się takimi nadziejami. To poczucie pozytywnej zmiany oraz wizja lepszej i stabilnej przyszłości stały się esencją pierwszych dwóch dekad istnienia Rzeczpospolitej uwolnionej z jarzma komunizmu – najpierw dążyliśmy do akcesji do UE a potem przez kilka lat poddawaliśmy się entuzjazmowi z powodu włączenia do europejskiej wspólnoty.
Mit o Europie
Pokusie myślenia o zjednoczonej Europie jako o spełnieniu marzeń pokoleń Europejczyków i ukoronowaniu historii kontynentu ulegano nie tylko w Polsce. Podobnie działo się we wszystkich państwach, które podążały do Unii tą samą drogą co Polska, jak również w tych, które czekały w kolejce na wejście, a także w tych, które wciąż czekają (a być może nigdy do UE nie wstąpią) – jak Ukraina czy Turcja. Był to wreszcie − nie zawsze formułowany wprost, ale mniej lub bardziej obecny − styl myślenia europejskich elit. Na fali postępującej laicyzacji Europy, ten trend do idealizowania wspólnoty zaczął z czasem przybierać kształt europejskiej quasi-religii. Ewentualne powątpiewanie w europejski sukces objęto trybem politycznej poprawności. Zdanie odrębne było niemile widziane – nic więc dziwnego, że o błędach i niedociągnięciach tego wielkiego projektu, jakim jest w istocie Unia Europejska, dyskutowały w zasadzie tylko środowiska z politycznego marginesu – lewicowi i prawicowi ekstremiści.
Dopóki wszystko szło dobrze – nie było problemu. Kiedy Unia rozwijała się gospodarczo, rozważania na temat jej przyszłości miały charakter wyłącznie teoretyczny i akademicki. Dopuszczano wprawdzie możliwość kryzysu instytucyjnego lub zagrożeń z zewnątrz, ale nikt na poważnie nie myślał o tym, że cokolwiek może zagrozić samej UE i to od środka. Jednak ostatnie lata pokazały, że w polityce wszystko jest możliwe, a kryzys w zjednoczonej Europie stał się faktem. O potencjalnym końcu Unii Europejskiej mówią już nie tylko futurologowie oraz polityczni ekstremiści, ale również przedstawiciele europejskiej elity intelektualnej, jak choćby prof. Jan Zielonka z Uniwersytetu w Oksfordzie oraz znany bułgarski politolog Iwan Krastew.
Utopia solidarności?
Do innych problemów UE doszedł ostatnio kryzys uchodźczy, który nie zaczął się w 2015 roku, jak się często sądzi, ale znacznie wcześniej. Setki a może tysiące ludzi (prawdziwych liczb nigdy nie poznamy) zginęło w Morzu Śródziemnym już w poprzednich latach. Fala uciekinierów z Afryki Północnej a także z Bliskiego Wschodu nasiliła się po tzw. arabskiej wiośnie. Gdy latem 2013 roku mass media nagłośniły sprawą, Unia przystąpiła do działania w charakterystycznym dla siebie stylu: organizowano głównie kolejne szczyty i spotkania na wysokim szczeblu – zgodnie z często stosowaną taktyką przeczekiwania problemów. Ostro wybrzmiał wtedy tylko głos świeżo wybranego papieża Franciszka.
Z tym że Unia anno Domini 2013 to była jeszcze zupełnie inna Unia – mimo światowych problemów gospodarczych, wciąż silna i twardo radząca sobie za pomocą bodźców ekonomicznych z kryzysem finansowym w Portugalii, Hiszpanii i Grecji. Więzy europejskiej solidarności wydawały się wtedy nienaruszone, dopiero konflikt na wschodzie Ukrainy obnażył słabości UE i zaburzył poczucie bezpieczeństwa zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej. Unia nie odegrała większej roli w rozwiązywaniu ukraińsko-rosyjskiego konfliktu, jej reakcje było powolne i nieadekwatne wobec rozwoju sytuacji, a przejęcie inicjatywy dyplomatycznej przez Niemcy i częściowo Francję pogłębiło nieufność krajów takich jak Polska. Mit europejskiej solidarności − zwłaszcza w Polsce, mającej problemy z przeforsowaniem postulatów dotyczących choćby kwestii bezpieczeństwa energetycznego – był już od pewnego czasu osłabiony. Wojna na Ukrainie go nie wzmocniła, wręcz przeciwnie.
Obecnie sytuację polityczną w Europie komplikuje jeszcze pojawienie się Państwa Islamskiego (ISIS). Wprawdzie ISIS stanowi zagrożenie w skali globalnej, ale Europa znajduje się w bliskim sąsiedztwie areny walk i jest najczęstszym obiektem ataków islamskich terrorystów.
Exodus
W ubiegłym roku kryzys uchodźczy przybrał rozmiary biblijnego exodusu. I była to przegrana Europy numer jeden. Katastrofie humanitarnej można było zapobiec. Nie zdołano tego zrobić z powodu błędów w polityce wobec napływu imigrantów. Nie udało się również skonstruować koalicji, która zapobiegłaby rozszerzaniu się konfliktów na Bliskim Wschodzie i w Afryce, będących bezpośrednią przyczyną masowej ucieczki mieszkańców tych regionów.
Klęską numer dwa było pogłębienie się kryzysu europejskiej solidarności. Zalewana falami uciekinierów Grecja, borykająca się z poważnym kryzysem finansowym, chciała po prostu, by przybywający do jej brzegów ludzie jak najszybciej opuszczali greckie ziemie. Jej bałkańscy sąsiedzi nie wykazali się lojalnością, a osamotnione z problemem Włochy oraz częściowo Węgry próbowały poradzić sobie na własny sposób.
Ostatecznym złamaniem tej solidarności było zachowanie się Angeli Merkel, której najpierw zaoferowała uchodźcom schronienie w Niemczech, co podziałało jak katalizator, a kiedy sytuacja wymknęła się spod kontroli, zaczęła się domagać od innych państw UE solidarności w jej rozwiązaniu, choć wcześniej takich decyzji wspólnie nie konsultowano.
Pozostawmy na chwilę uchodźców, czym innym jest bowiem ich tragiczny los – a czym innym wewnętrzne niesnaski państw unijnych wywołane exodusem. Sam kryzys humanitarny pozostaje nierozwiązany i nic nie wskazuje na to, aby sytuacja uległa szybkiej poprawie. Nadal w Syrii, Libii, Iraku toczą się działania wojenne a ich końca nie widać. Co więcej, pojawiają się kolejne zagrożenia dla pokoju w tym regionie. Europie nie udało się przekonać do wsparcia w rozwiązaniu jej problemów żadnego z geopolitycznych partnerów, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Porozumienia z Turcją w sprawie powstrzymania fali uciekinierów w zamian za finanse na obozy dla uchodźców nie poparły na przykład Włochy i nie wiadomo, czy umowy zostaną dotrzymane. A w 2016 roku fala uciekinierów może ruszyć ponownie.
Obcy, czyli źli
Pod napływem uchodźców zmieniają się postawy obywateli państw europejskich. W Niemczech, Danii, Francji czy Holandii w stosunku do emigrantów zaczyna się używać języka dalekiego od poprawności politycznej. Niemożność oddzielenia uchodźców od emigrantów ekonomicznych rodzi społeczne frustracje. Pojawiają się lęk, postawy antyunijne, poczucie zawodu i braku perspektyw oraz bezpieczeństwa. Rok 2016 pokaże, czy te nastroje będą słabnąć, czy też się wzmagać.
Jeśli kryzys uchodźczy będzie się pogłębiał – może się pojawić potrzeba szukania winnych. Pierwszą potencjalną ofiarą takich poszukiwań są na ogół ludzie najsłabsi, na przykład niedostosowani do europejskich warunków emigranci. Pretekstów nie zabraknie – trudno przyjąć, że zamachy terrorystyczne nagle ustaną; zresztą, w każdym tłumie znajdą się ludzie gwałtowni, sfrustrowani lub po ludzku źli. Raczej trzeba się przygotować na to, że ekscesy podobne do tych z kolońskiego sylwestra będą się powtarzać. Nie oczekujmy więc od wzburzonych nimi społeczeństw racjonalnej oceny sytuacji. Niestety, bardziej prawdopodobne jest, że coraz więcej obywateli zjednoczonej Europy zacznie postrzegać uchodźców jako „obcych”, niszczących ich dotychczasowe szczęśliwe i ustabilizowane życie. Udawanie, że nic się nie dzieje – jest błędem. Od twierdzenia, że problemu nie ma – problem nie znika. Szykuje się nam więc (być może) przegrana Europy numer dwa. Znacznie gorsza od poprzedniej.
dr Łukasz Jasina – historyk i publicysta, szef działu wschodniego “Kultury Liberalnej”, pracownik Muzeum Historii Polski.
Uchodźcy na dworcu Keleti w Budapeszcie, wrzesień 2015. Fot. Harms [za: Wikipedia]
W Gevgeliji na granicy grecko-macedońskiej, sierpień 2015. Fot. Bundesministerium fur Europa
Granica serbsko-węgierska, sierpień 2015.
"Nie przechodzić. Niebezpieczeństwo min" – takie znaki z wojny w Chorwacji w latach 90. pojawiają się dziś na drogach przemarszu uchodźców. Fot. Modzzak [za: Wikipedia].
Powitanie w Wiedniu, sierpień 2015. Fot. Haeferl [za: Wikipedia]
W oczekiwaniu na pociąg do Niemiec, Dworzec Zachodni w Wiedniu, październik 2015. Fot. Bwag [za: Wikipedia]
Przez Słowenię do Niemiec, październik 2015. Fot. Robert Cotič [za: Wikipedia]
W Niemczech – w Jenfeld w Hamburgu. Fot. An-d [za: Wikipedia].
W Niemczech – na terenach klubu Bayern Monachium. Fot. Rufus [za: Wikipedia]
Budowa osiedla w Hannowerze, grudzień 2015. Fot. Nifoto [za: Wikipedia]
Protest przed katedrą w Kolonii przeciwko wydarzeniom w noc sylwestrową 2015. Fot. Raimond Spekking [za: Wikipedia]