SZTUKA. Kultura i natura
Kultura i natura, czyli ekologiczny aspekt Festiwalu Sztuki nad Rzeką w Lublinie
Aleksandra Skrabek
Działania artystyczne poruszające problemy związane z kryzysem klimatycznym stały się w ostatnich latach dominującym trendem w sztuce. Na fali krytycznego myślenia o sztuce w kontekście kryzysu klimatycznego żywotne stały się pytania, jakim celom służą wystawy, festiwale sztuki, instytucje kultury i gromadzone przez nie kolekcje. Kwestionować zaczęto również dominujące formy reprezentacji, a także elitarność sztuki oraz niedostępność jej przekazu. Odkąd artyści zaczęli interesować się zagadnieniem nadprodukcji i konsumpcji, musieli zmierzyć się również z paradoksem dotyczącym ich własnych prac, które z jednej strony – nawołują do oszczędności zasobów naturalnych, z drugiej zaś – do tego procesu się przyczyniają, poprzez nie zawsze ekologiczny pod względem użycia materiałów proces produkcji dzieł sztuki i ich prezentacji.
Zorganizowany przez Warsztaty Kultury w Lublinie Festiwal Sztuki nad Rzeką zrodził się między innymi z potrzeby przepracowania powyższych problemów i poszukiwania na nie remedium. Zielony teren wzdłuż rzeki Bystrzycy od czerwca do października 2024 roku przekształcił się w plenerową galerię. Pomiędzy dwoma mostami inż. Mariana Lutosławskiego. Poza ścisłym centrum miasta zaprezentowane zostały dzieła sztuki współczesnej, których powstanie poprzedzone zostało refleksją nad zastaną przestrzenią i jej zagospodarowaniem. Kuratorki – Agnieszka Cieślak, Magdalena Linkowska i Aleksandra Skrabek – zadały sobie szereg pytań dotyczących znaczenia terenu nad Bystrzycą dla mieszkańców miasta. Okazało się, że jest to obszar, który funkcjonuje jako rekreacyjny głównie za sprawą przecinającej go ścieżki rowerowej, poza tym jednak mieszkańcy miasta nie wybierają go jako miejsca do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Dlatego też głównymi celami Festiwalu stały się m.in. przywrócenie i uatrakcyjnienie tej lokalizacji, dla tych, którzy chcą doświadczyć kontaktu z naturą. Jednocześnie okazało się to udaną próbą budowania poczucia wspólnoty kulturowej.
Zaproszone artystki i zaproszeni artyści stworzyli obiekty, instalacje oraz inne prace site-specific, wybierając różnorodne media i techniki. Jednak jednym z kluczowych założeń Festiwalu było korzystanie przy produkcji dzieł z elementów wtórnych lub takich, których użycie nie będzie w przyszłości generowało odpadów niepoddających się degradacji lub recyklingowi. Nawet jeśli miało się to wiązać z rezygnacją z działań bardziej spektakularnych na rzecz prostszych rozwiązań. Warto jednak zaznaczyć, że nie odbyło się to kosztem wartości artystycznej samych prac, a jak się okazało – wiązało się wyłącznie z wnikliwym namysłem nad strukturą i formą dzieł. Niemal wszystkim artystom udało się spełnić ten wymóg prawie całkowicie.
Przemek Branas to artysta, który swoje prace nierzadko tworzy z nieoczywistych składników, czasem wykorzystuje odpady porzucone przez innych – wypalone wkłady do zniczy znalezione w śmietniku lub biomateriały takie jak rośliny, ziemia, sierść, innym razem pozwala swoim instalacjom na przeobrażenia i nieskrępowany rozwój. Na Festiwalu artysta zaprezentował instalację „Wszystkie moje stany” – cztery głowy umocowane na stalowych tyczkach, pozostające w dokładnej relacji wobec siebie i nachylone pod ściśle wyliczonymi kątami: 23,5º; 47º, 66,5 º oraz 90 º, które nawiązują do ułożenia Ziemi w Układzie Słonecznym i w relacji do Słońca. Instalacja przedstawia cykl od powstania do upadku, powtarzający się każdego dnia. Może być traktowana jako praca o zmieniających się emocjach, o poczuciu stabilizacji albo jej braku, ale jej znaczenie można odnieść w szerszym kontekście do zmian wywołanych zwiększającą się temperaturą i do relacji ze słońcem, która w ciągu ostatnich lat nacechowana jest lękiem raczej niż zadowoleniem. Chropowate głowy prezentują ekspresyjną mimikę lub jej szczątkowy zarys, który można odczytać, wpatrując się uważnie w nieoczywistą formę. Wyglądają jakby zostały wykopane z ziemi, razem z brudem i przylepionymi do ich powierzchni przypadkowymi elementami. W rzeczywistości wykonane zostały z biomateriałów: gliny, ziemi, masy papierowej, alg, muszli, psiej sierści i celulozy eukaliptusowej. Są to substancje podlegające naturalnym procesom przemiany, ale w tym wypadku zaplanowanym także przez artystę. W warstwie materialnej obiekty zmieniają się podobnie, jak tytułowe stany.
Dobrym przykładem namysłu nad użyciem materiałów do produkcji pracy jest instalacja Małgorzaty Pawlak i Mikołaja Kowalskiego „Kraina obfitości”. Artyści na dwóch mostach nad Bystrzycą zawiesili ogromne cukrowe sople, które z założenia mogły ulec zniszczeniu lub być zjedzone przez owady. Znaczenie materiału jest kluczowe dla zrozumienia pracy. Cukier traktowany jest jako cenny surowiec, ekwiwalent dobrobytu, zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia. Praca opowiada o gromadzeniu cennych zasobów, ale paradoksalnie także o wystawianiu ich na utratę, powszechnemu marnowaniu jedzenia w sytuacji, gdy kraje dotknięte wojną cierpią na jego niedostatek. Jednocześnie artyści kierują soczewkę na swoją działalność, pokazując, że twórczość to też trawienie zasobów. „Kraina obfitości” mówi nam zatem o nadmiarze, ale jako sytuacji tymczasowej i bardzo kruchej. Konkludując, żeby móc pozwolić sobie na sztukę, trzeba mieć zapewnione podstawowe dobra.
Kolejną artystką, która podejmuje w swej sztuce tematy związane ze zmianami klimatycznymi, przede wszystkim z nadmierną produkcją tworzyw sztucznych jest Marta Krześlak, autorka wielkoskalowych instalacji przestrzennych, jakimi często prowokuje widza do odczuwania zarówno nostalgii za przeszłością, ale także niepokoju o przyszłość. Na Festiwalu Krześlak zaprezentowała „Stację pogodową”, a raczej jej artystyczną transformację z urządzenia do pomiarów warunków atmosferycznych w kinetyczną konstrukcję, która reaguje na drobne zmiany pogody. Instalacja Krześlak o nieokreślonych i migotliwych kolorach odbija światło, poddaje się podmuchom wiatru, zaś po zmroku tworzy nową, nieznaną konstelację za pomocą maleńkich diod, które święcą jakby zawieszone w przestrzeni. Artystka sprawiła, że jej praca stała się pośrednikiem w odczuwaniu naturalnych procesów pogodowych.
Podobnym mechanizmem naśladowania natury, czy też powtórzenia zachodzących w niej zmian, posłużyli się Agata Borowa i Piotr Leszczyński, który wystąpili jako Kolektyw Hipnoza. Artyści skonstruowali napędzany panelem słonecznym mechanizm, jaki za pomocą fal dźwiękowych o niskiej częstotliwości wprawia w drżenie wodę, powodując fale o różnym natężeniu. Instalacja skała się z trzech czarnych płytkich mis z wodą, umieszczonych w malowniczym miejscu na trawie nieopodal rzeki. Mruczące dźwięki i falująca woda tworzą niezwykle przyjemną i wręcz hipnotyczną aurę, a tytuł pracy „Zaklinanie deszczu” odsyła nas do pierwotnych obrzędów, dających poczucie jedności z przyrodą i możliwości wywierania na nią wpływu. Kolektyw powraca do świata zapomnianych już praktyk w czasie antropocenu, prowadzi dialog z otaczającą przestrzenią – po to, by jak najlepiej ukazać współistnienie człowieka i przyrody, koegzystencję tych dwóch sił oraz ich wzajemne wpływy.
Niektóre z prac bezpośrednio nawiązywały do rzeki Bystrzycy. Zmiany w jej postrzeganiu przez mieszkańców, ale także coraz większego stopnia zanieczyszczenia, co nie pozostaje bez znaczenia jeśli chodzi o pierwsze zagadnienie. Bezpośrednio nad brzegiem Bystrzycy na urządzeniu hydrotechnicznym spiętrzającym wodę Tomasz Bielak namalował mural „Plusk”, którym przywrócił wspomnienia beztroskiego czasu dzieciństwa. Artysta namalował grupę młodych chłopców bawiących się w rzece – fale unoszą jednego z nich na pontonie zrobionym najpewniej z opony, dwóch innych płynie obok, kolejny zastygł w ruchu tuż przed skokiem. Postaci te jednak cechuje pewien dualizm z jednej strony, bowiem ujęte zostały w energicznych i żywych pozach, z drugiej zaś, artysta zdecydował się nadać im białą, niemal niematerialną formę, w ten sposób niczym duchy przeszłości ilustrują sytuację, którą Bielak przywołał z czasu swojego dzieciństwa. Rzeka dzisiaj w zasadzie zapomniana przez mieszkańców, wtedy była miejscem kąpieli, spotkań i atrakcją. Obecnie na kąpiel nie pozwala zanieczyszczenie, ale także wstyd przed publicznym zdjęciem ubrania i zanurzeniem się w wodzie; naturalne ujęcia wody dzisiaj zastąpiły baseny.
„Amulety dla Bystrzycy” Aleksandry Liput również odnoszą się konkretnie do Bystrzycy. Artystka uformowała z gliny obiekty mogące przypominać owoce lub inne organiczne kształty, a następnie używając konopnego sznura zawiesiła wśród gałęzi drzewa w pobliżu rzeki. Pięć amuletów miało symbolizować dopływy Bystrzycy: Kosarzewkę, Krężniczankę, Czerniejówkę, Czechówkę i Ciemięgę, i jednocześnie pełnić funkcję ochronną rzeki, której stan określany jest jako katastrofalny, na tyle, że w marcu 2024 r. strażacy musieli rozstawić zaporę sorpcyjną, która miała powstrzymać rozprzestrzenianie się zanieczyszczeń. Amulety Liput, traktowane jak przedmioty obdarzane magiczną mocą, mają za zadanie ochronić ekosystem rzeki. Artystka postanowiła zatem skorzystać z kulturowych form przekazu, by wstawić się za światem natury.
Ogromne wrażenie robiła na zwiedzających malownicza instalacja Alicji Bielawskiej „O tej porze dnia nawet cienie są w kolorze (pawilon)”. Artystka stworzyła wysoką na 7 metrów konstrukcję, na której zawisły, utrzymane w ciepłej tonacji, półprzezroczyste tkaniny. Materiały poruszane wiatrem zmieniały nieustannie swój układ, prześwietlane słońcem tworzyły efemeryczne różnokolorowe kształty. Bielawska swoją pracą nawiązuje do pawilonów ogrodowych, tej małej architektury, która daje namiastkę obcowania z naturą na warunkach człowieka, jednocześnie jest ingerencją w krajobraz, zmienia otoczenie tak, by wydawało się bardziej przyjazne, oswojone. „Pawilon” jest nim tylko z nazwy, poprzez swój niecodzienny kształt zatraca funkcję i w ostateczności nie łudzi, że jest czymś innym niż sztuką.
Dramatyczna w swej wymowie jest pracy Ingi Levi, „Ziemia–ziemia” – rakieta, budząca skojarzenia z popularnym elementem placów zabaw w państwach byłego tzw. bloku wschodniego. Artystka dokonała jednak przesunięcia wobec wspomnień o tym, wydawałoby się, niewinnym obiekcie. Ustawiła swoją rakietę w ten sposób, że wbija się w ziemię niczym wystrzelony pocisk, jaki w tym miejscu zakończył swój lot. Praca powstała w czasie wojny Rosji z Ukrainą i stanowi bardzo osobisty komentarz artystki na temat przemocy, która dotknęła jej kraj (Ukrainę). W kontekście zielonego miejsca nad Bystrzycą, dla którego praca Levi powstała, ujawnia się jeszcze jeden aspekt. W obliczu niezaprzeczalnej ludzkiej tragedii, czasami umyka świadomość, że konflikty zbrojne powodują również daleko idące zmiany warunków klimatycznych na obszarze dotkniętym działaniami wojennymi. Eksplozje pocisków artyleryjskich i rakietowych, a co za tym idzie – wywoływane przez nie pożary emitują do atmosfery duże ilości zanieczyszczeń. Całe ekosystemy w tych obszarach zostają bezpowrotnie zdegradowane, na odbudowanie których potrzebne będą długie lata.
Aspekt ekologiczny, jaki wybrzmiał podczas festiwalu, nie był z góry założonym zagadnieniem. Poza skoncentrowaniu się na możliwie najmniejszych szkodach dla środowiska, Festiwal nie miał tematu przewodniego. Mimo to udało się uchwycić wspólną myśl, która dotyczy lęku o zmieniającą się przyrodę w czasach kryzysu klimatycznego, co pokazuje, jak bardzo jest to temat istotny i nurtujący współczesnych twórców. Możliwe też, że sama obecność sztuki w pobliżu rzeki wpłynęła na zaproponowane rozwiązania.
Kultura Enter 2024/04
nr 111