Teraz rowerzyści
Katarzyna Krzywicka: Dlaczego oboje poruszacie się po mieście głównie rowerem?
Klaudia Waryszak-Lubaś (K.): Na rowerze docieram szybciej do celu. Kiedyś spotkałam koleżankę na dworcu kolejowym, wysiadłyśmy obie z tego samego pociągu. Ja podeszłam do stacji roweru miejskiego, a ona do autobusu. Spieszyła się i wyśmiała mnie, że wybieram rower. Potem miała niezłą minę, kiedy stała w korku w autobusie, a ja mijałam ją na rowerze. Rower daje dużą wolność. Kiedy poznałam Maćka, zaczęłam działać na rzecz „rowerowania” w Świdniku.
Maciej Lubaś (M.): Do dziś pamiętam mój pierwszy rower marki Reksio, a na komunię dostałem składak z Ukrainy. Na poważnie zacząłem jeździć w Koszalinie. Byłem na stażu i zarabiałem mało, więc musiałem na czymś oszczędzać i postawiłem na transport. Wtedy po raz pierwszy zauważyłem lekceważące podejście do rowerzystów. Potem wróciłem na Lubelszczyznę, skąd pochodzę. Oczywiście poruszałem się rowerem. Po kilku dniach od przyjazdu miałem wypadek na rondzie − rowerzysta zjechał z chodnika prosto na mnie. Wypadłem przez kierownicę, pozdzierałem skórę i zepsułem rower − od tego zaczęło się moje działanie. To był impuls, który przekonał mnie, że trzeba edukować nie tylko kierowców, ale też rowerzystów. W maju 2012 roku odbyła się pierwsza Masa Krytyczna w Świdniku.
Kim są uczestnicy Masy Krytycznej?
K.: To po prostu mieszkańcy Świdnika. Można wyróżnić wśród nich podgrupy: nauczyciele, osoby starsze, dzieciaki, urzędnicy, harcerze, a nawet całe klasy szkolne pod opieką wychowawców. Idea Masy Krytycznej się upowszechniła, ale w pewnym momencie jej formuła się wyczerpała i przestaliśmy się jako środowisko rozwijać, dlatego musieliśmy przewartościować nasze poglądy na temat poprawy ruchu rowerowego. W lutym 2015 roku zawiązaliśmy stowarzyszenie Świdnik Miasto Dla Rowerów. Zajmujemy się: badaniami natężenia ruchu rowerowego, edukacją rowerową, współpracą ze świdnickim Urzędem Miasta i Starostwem Powiatowym, organizowaniem środowiskowych wydarzeń, stawianiem stojaków rowerowych i − co najważniejsze – rozmawianiem z ludźmi i zachęcaniem ich do wypowiadania się, co myślą o „rowerowaniu”.
M.: Jak dotąd przejazdy Mas Krytycznych niewiele w Polsce zmieniły. Są cyklicznym eventem, ale często tylko eventem. By tego uniknąć w Świdniku, każda Masa Krytyczna odbywała się pod jakimś hasłem. Staraliśmy się, by miały temat przewodni. Wprawdzie takie działania są mniej medialne – na zdjęciach zawsze lepiej się prezentuje tłum rowerzystów zajmujących cały pas ruchu lub całą ulicę, niż ludzie słuchający informacji − ale nam zależy na edukacji i współpracy z administracją, a to nie zawsze jest atrakcyjne, gdyż jako niezależna organizacja pozarządowa nie tylko chwalimy za pozytywne zmiany, ale potrafimy też porządnie dopiec, wytykając błędy, złe decyzje, brak zainteresowania.
Na czym polega to chwalenie i dopiekanie administracji?
M.: Na początku wskazywaliśmy problemy, z którymi borykają się rowerzyści, ale też jednocześnie proponowaliśmy rozwiązania. Przez pierwsze dwa lata byliśmy traktowani jak dziwacy, którzy nie wiadomo czego chcą. Rowery? To jakaś fanaberia. Mówiliśmy, że w Świdniku jest dużo rowerzystów, na co urzędnicy odpowiadali: nieprawda, jest ich mało! Zaczęliśmy badać natężenie ruchu rowerowego, żeby sprawdzić, ilu jest takich dziwaków jak my. W 2013 roku przeprowadziliśmy pierwsze pomiary. Okazało się, że po Świdniku, który ma 40 tysięcy mieszkańców, porusza się około tysiąca osób na rowerach. W następnym roku ta liczba wzrosła dwukrotnie. Przed nami kolejne badanie.
Jak ono wygląda?
K.: Obserwujemy ruch w węzłach, w miejscach, w których przecinają się drogi, i na specjalnej karcie zaznaczamy skąd i dokąd jadą rowerzyści i ilu ich jest . Takie pomiary dają nam obraz przestrzeni miasta, pokazują, gdzie należy budować drogi rowerowe oraz ich bezpieczne połączenia, a także inne elementy infrastruktury. Budżety administracji są ograniczone i każdą propozycję rozwiązania jakiegoś problemu należy porządnie umotywować.
Liczby są ważne?
M.: To najsilniejszy argument. Urzędy nie prowadzą badań ruchu rowerowego. W Świdniku robi to tylko nasze stowarzyszenie. Bez twardych danych środowisko rowerowe pozostanie tylko grupą ludzi, którzy lubią się spotkać, popatrzeć na fajne rowery, ucieszyć, że jest nas tak dużo i zajmujemy całą ulicę.
K.: Skoro mówimy o liczbach, warto kilka podać. W Świdniku zarejestrowanych jest 28 tysięcy samochodów. Jeśli przyjmiemy, w dużym uproszczeniu, że każde auto ma średnio pięć metrów długości – ustawione w jednej linii utworzyłyby korek ze Świdnika do Białej Podlaski. Drugi przykład dotyczy niedawnej inwestycji drogowej. Na remont ulicy wydano ponad 300 tysięcy złotych, z czego na udogodnienia dla rowerzystów… ani złotówki. Zbudowano tam 36 miejsc parkingowych dla samochodów i nie zainstalowano ani jednego stojaka na rowery. Warto dodać, że taki stojak kosztuje 120–150 złotych.
M.: Przez inwestycje ułatwiające jazdę i parkowanie zachęca się mieszkańców do korzystania z samochodów, odbierając szansę alternatywnym rozwiązaniom. Dodam, że też jestem kierowcą i chociaż korzystam z miejskich udogodnień dla aut, uważam, że należy dbać o wszystkich użytkowników ruchu.
Co udało się już osiągnąć w Świdniku?
M.: Na pierwszym zorganizowanym przez nas spotkaniu w Urzędzie Miasta zapytaliśmy: kim jest rowerzysta? Zdaniem urzędników był to ktoś, kto w weekend lub po pracy wsiadał na rower dla rekreacji, lub wyczynowiec w syntetycznym kombinezonie. Pokazaliśmy więc zdjęcia ludzi, którzy codziennie dojeżdżają rowerem do pracy, szkoły lub na zakupy. Wielkim wyzwaniem było, żeby urzędnicy zrozumieli, że rowerzysta w mieście to normalny mieszkaniec, który wybiera rower jako środek transportu, żeby poruszać się szybko. Ta zmiana w sposobie myślenia zajęła nam rok.
K.: Ale procentuje. Teraz buduje się w Świdniku pierwszą asfaltową drogę rowerową, a władze same zaproponowały, żeby postawić stacje rowerowe połączone z systemem rowerów miejskich w Lublinie. Ponadto na trzech ulicach jednokierunkowych został wprowadzony kontraruch – rowerzyści mogą jeździć pod prąd. Wcześniej rowerzyści jeździli tymi ulicami wbrew przepisom. Pójście nam na rękę kosztowało miasto około 250 złotych, bo tyle zapłacono za dwie tablice informujące o zmianie zasad ruchu.
Czy w dyskusjach o transporcie rowerowym Świdnik może być pozytywnym przykładem?
M.: Zdecydowanie tak, podobnie jak Lublin, Szczecin, Białystok, Toruń lub Poznań. Świdnik jest jednym z najmniejszych miast w Polsce, a możliwe, że najmniejszym, w którym do transportu rowerowego podchodzi się holistycznie, myśląc równocześnie o edukacji, kontraruchu, pasach rowerowych, stacjach roweru miejskiego. W oczach naszych urzędników osoby jeżdżące rowerami to już nie sportowcy, ale zwykli mieszkańcy.
K.: Są wśród nich również dzieci. Codziennie pod szkołami, a nawet pod przedszkolami w Świdniku stoi od 70 do 150 rowerów i małych rowerków.
M.: Niestety, mamy też szkołę, do której nie prowadzi nawet metr drogi rowerowej. Dojeżdżające tam rowerami dzieci, pokonują codziennie trasę niezgodnie z przepisami. Za tą szkołą jest wielki parking, który zachęca rodziców do podwożenia dzieci samochodem. Dowożenie dzieci do szkół jest wygodne, ale rodzi też niebezpieczeństwa. Na przyszkolnych parkingach zdarzają się wypadki z udziałem dzieci. Dlatego zajmujemy się edukacją.
Jak wygląda edukacja rowerowa?
K.: Ten rok poświeciliśmy na przygotowanie się do samodzielnego prowadzenia zajęć. Uczyli nas i współpracowali z nami aktywiści z Porozumienia Rowerowego w Lublinie, między innymi Michał Wolny. Obecny egzamin na kartę rowerową nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To prosty test pisemny, a potem ósemka na placu za szkołą. Po poprawnym wykonaniu tego manewru dziecko dostaje dokument i praktycznie może od razu wyjechać na ulicę pełną aut, innych rowerów i pieszych. U nas zajęcia dzielą się na dwugodzinną część teoretyczną i dłuższą praktyczną. Podczas lekcji praktyki trenerzy oraz opiekun ze szkoły wyjeżdżają z maksymalnie piętnastoosobową grupą na ulicę. To tam dzieci uczą się prawidłowego skręcania oraz sygnalizowania manwerów. Dużo czasu poświęcamy nauce bezpieczeństwa i przepisów ruchu drogowego. Niedawno pojawiły się na ulicach Świdnika pasy rowerowe. Uczymy, jak z nich korzystać. Nie przekonujemy tylko do rowerów. Wyjaśniamy, czym jest zrównoważony transport i zachęcamy, żeby kierowcy też się uczyli przyjaznych nawyków − na przykład nie jeździli samemu, tylko zabierali pasażerów. Opowiadamy o transporcie intermodalnym, który polega na dotarciu do celu kilkoma rodzajami pojazdów – wystarczy, żeby obok dworców i przystanków autobusowych zainstalować stojaki lub stacje rowerowe oraz zadbać o parkingi dla samochodów. Wszystko tłumaczymy na lokalnych przykładach. Czasem, żeby uatrakcyjnić zajęcia, opowiadamy o rowerowym szyku lub wspólnie wybieramy najlepszy osprzęt.
M.: W tym roku przekonaliśmy się, że edukacja rowerowa jest bardzo potrzebna. Gdy ogłosiliśmy, że prowadzimy zajęcia, zaczęły się do nas zgłaszać szkoły z całego powiatu. Jesteśmy drugim miastem w województwie, w którym ćwiczenia z zasad ruchu rowerowego odbywają się w plenerze, z wykorzystaniem istniejącej infrastruktury, nie zaś podczas suchych prezentacji. Tylko przykłady dobrych, ale jeszcze niezrealizowanych rozwiązań, pokazujemy na obrazkach. Podobne metody edukacji stosuje jedna z najprężniej działających grup aktywistów rowerowych w Polsce – Porozumienie Rowerowe w Lublinie.
Jak można zostać trenerem?
M.: Nie wymaga się specjalnych uprawnień. Po prostu trzeba być praktykiem – jeździć, jeździć i jeszcze raz jeździć. Trzeba też dużo czytać na ten temat, interesować się nowinkami, być na bieżąco ze zmianą przepisów i prawa. Zdarzają się kuriozalne przypadki, kiedy zasad ruchu rowerowego uczą w szkołach nauczyciele, którzy w ogóle nie jeżdżą rowerem. Niestety wciąż brakuje trenerek i trenerów rowerowych.
Stowarzyszenie Świdnik Miasto Dla Rowerów to wasza praca czy pasja?
M.: Działalność w organizacji pozarządowej to normalna praca w pełnym wymiarze godzin, wymagająca wielkiego zaangażowania i stałego osobistego rozwoju. Pracujemy, dokształcamy się. Brakuje nam czasu. I pieniędzy. Częściowo jesteśmy finansowani przez Urząd Miasta i Starostwo Powiatowe. Pozostałe fundusze musimy zdobyć sami. Na razie radzimy sobie, ale co będzie jutro − tego nie wiemy.
K.: Merytorycznie jesteśmy w komfortowej sytuacji, bo czerpiemy z doświadczeń Lublina, co pozwala nam uniknąć wielu błędów. W stowarzyszeniu działa dwunastu aktywnych członków (są wśród nich i członkinie) ze Świdnika i Lublina. Spotykamy się co miesiąc. Rozmawiamy, wspólnie podejmujemy decyzje, dzielimy się pracą i realizujemy zadania. Problemy wolimy traktować jak wyzwania, nie jak niepowodzenia. Dużym zadaniem w Świdniku jest zbudowanie bezpiecznych połączeń rowerowych w okolicach szkół. Przy jednej zabrakło dosłownie stu metrów, by połączyć istniejącą drogę rowerową ze szkołą stojącą po przeciwnej stronie ulicy. Zapraszamy urzędników do wspólnych przejazdów rowerami, by doświadczyli skutków swoich decyzji, często podejmowanych bez odchodzenia od biurka. Przyglądamy się miastu i wyłapujemy bzdurne oraz nieprzemyślane rozwiązania. Początkowo, gdy pytaliśmy urzędników o te absurdy – traktowano nas jak wariatów. Teraz, gdy skupiliśmy wokół siebie ludzi i przyciągamy media, staliśmy się partnerami w dyskusji.
Rowery mieszczą się w szeroko pojętym stylu życia slow i eko?
M.: Paradoksalnie, rowery pozwalają przyspieszyć na ulicach, bo to rowerzyści wyprzedzają kierowców stojących w korkach, nie odwrotnie. A ekologia? Oczywiście znam osoby, które świadomie wybierają rower, żeby obniżył się poziom hałasu i zanieczyszczeń w mieście. Ja patrzę przez pryzmat ekonomii czasu i finansów. Biorąc pod uwagę te czynniki oraz fizyczne ograniczenia ludzkiego ciała − dojeżdżania rowerem jest opłacalne do 15 kilometrów.
Marzy wam się miasto, w którym wszyscy poruszają się rowerami?
M.: Bez przesady. Wyobraź sobie policję, która przewozi przestępców rowerami, albo straż pożarną na rowerach, albo dostawy do wielkich sklepów… W zrównoważonym systemie chodzi o to, żeby żaden ze środków transportu nie dominował w infrastrukturze, ani w inwestycjach lub edukacji. Chodzi o to, żeby ludzie mieli wybór, czyli równomierny dostęp do alternatywnych środków transportu. Teraz uprzywilejowani są kierowcy. Jeśli uda się dojść w Polsce do 15−20% udziału rowerzystów w ogólnym ruchu to już będzie sukces. W Lublinie to obecnie 7%, we Wrocławiu 15%, a w Świdniku 5% − jak wychodzi z naszych badań. Ale sytuacja się zmienia, choć powoli.
K.: Na pewno naszym celem nie jest chęć przejęcia dróg i wyeliminowanie samochodów. Ale warto się zastanawiać, co jest ważniejsze dla mieszkańców – wygoda, ale też korki, zajmowanie miejsca, opłaty parkingowe i spaliny, czy bezpieczeństwo i inne spojrzenie na przestrzeń. Brakuje w tym równowagi. Wciąż stosunkowo mało osób wybiera rower, nic dziwnego, że potem ludzie stoją w korkach i klną.
Czy można mówić o kulturze rowerowej jako o części kultury miejskiej?
M.: Przestańmy filozofować − jazda na rowerze to po prostu sposób poruszania się. Dlatego nie mówmy o kulturze rowerowej lub subkulturze ścieżek rowerowych, ale raczej o środowisku rowerzystów. Nie ma też sensu dywagować, czy rowerzystów jest już wystarczająco dużo, żeby inwestować w infrastrukturę. Wystarczy podać liczby.
Tworzycie silne środowisko…
K.: Wiadomo, że rowerzyści to środowisko bardzo zróżnicowane, zresztą, jak każde inne. Niektórzy skupiają się na krytykowaniu oraz podkreślaniu problemów, jednak nie proponują żadnych rozwiązań. Siłują się z władzami miast, ale nie rozmawiają merytorycznie, nie używają racjonalnych argumentów. Czasem sami nie bardzo wiedzą, co można zmienić. Wciąż tylko powtarzają: jest źle. Ale co to znaczy? Takie podejście utrudnia osiągnięcie porozumienia z władzami lub innymi użytkownikami dróg, a co za tym idzie czasem wręcz uniemożliwia inwestycje lub konkretne działania. My nie zajmujemy się rowerami dla efekciarstwa, mamy określony cel.
Jaki?
K. i M.: Żeby wszyscy świdniczanie mogli bezpiecznie jeździć rowerem po mieście.
Z Klaudią Waryszak-Lubaś i Maciejem Lubasiem rozmawiała Katarzyna Krzywicka
Świdnik: miasto dla rowerów. Świdnicka Masa Krytyczna. Fot. (i wszystkie poniżej) Marcin Wiechnik
Rower oblicza ma różne. Świdnicka Masa Krytyczna
Aktywność to młodość. Świdnicka Masa Krytyczna
Klaudia Waryszak-Lubaś i Maciej Lubaś