Wykradziona Europa w kremlowskich lustrach
Najpewniejszym sposobem, aby zbić z tropu racjonalnego oponenta, jest działać w sposób nieprzewidywalny. Właśnie nieprzewidywalność stała się doskonałą bronią rosyjskiego premiera Władimira Putina w konflikcie rosyjsko-gruzińskim. „Biedny [prezydent Rosji] Miedwiediew stał się jedną z ubocznych ofiar wojny” – zauważyła 11 sierpnia francuska gazeta „Liberation” .
Każdy racjonalny działacz jest przede wszystkim zainteresowany kontrolą swojego otoczenia, a wojna jest skrajną formą braku racjonalnej kontroli. To tłumaczy dlaczego Zachód na czele z UE nerwowo powtarza, że najważniejszą rzeczą w Gruzji jest pokój, a nie prawda, wartości, czy inne wielkie ideały. Wojna jest naturalnym stanem, absolutnym przeciwieństwem dobrze na ogół ułożonego świata demokratów. Już od kilku stuleci w Europie istnieje – co prawda bardziej łamane niż przestrzegane – motto „porządek nade wszystko”. Obsesja na punkcie porządku i racjonalności stała się teraz piętą Achillesa UE i całego Zachodu. Zachód pozbawiony przewidywalności natychmiast staje się sparaliżowany. Kiedy zaczęła się wojna w Gruzji? Dlaczego ona się zaczęła? Jaki jest cel Rosji? Jak daleko może pójść Rosja, aby osiągnąć ten cel? – te pytania niepokoiły tak Waszyngton jak i Brukselę.
Do tej pory nie wiadomo jak interpretować ogłoszenie przez Miedwiediewa zakończenia działań wojennych. Rosyjskie wojska nadal przebywają na terytorium Gruzji i nadal trwają zbrojne napady. Nadchodzą informacje o systematycznych zabójstwach Gruzinów dokonywanych przez północno-kaukaskie nieregularne grupy wojskowe, których rosyjskie wojska nie powstrzymują, a gruzińskie wojska nie mogą zatrzymać, bojąc się zerwania umowy pokojowej.
Pytanie za milion dla UE, której ministrowie spraw zagranicznych 13 sierpnia prowadzili nadzwyczajne pertraktacje: „czy zmienił się świat?”. A jeżeli się zmienił, to jak? „Kto i kiedy nam powie, czy to, co się zaczęło w południowej Osetii w miniony weekend, jest tymczasowym kryzysem, czy też wręcz przeciwnie, głęboko zatrważającą perspektywą?”, – zapytał kolejny francuski dziennik, „La croix” w redakcyjnym artykule z 11 sierpnia.
Stworzenie chaosu i rozpowszechnienie gmatwaniny samo w sobie nie jest irracjonalnym zajęciem. To nie oznacza, że Rosja nie ma racjonalnego celu.
„Paralelny wszechświat” Putina
Prawie cała retoryka używana przez Moskwę w usprawiedliwianiu wojny z Gruzją, zapożyczona jest z zachodniego historycznego myślenia i praktyki – jednakże ona, jak powiedziałby Lewis Carol, znajduje się po drugiej stronie lustra. Urzędnik UE, który widział rozwój konfliktu przebywając w Tbilisi, zauważył, że kiedy Putin mówi o rosyjskiej misji przeciw „ludobójstwu” w południowej Osetii i woła o pociągnięcie do międzynarodowej odpowiedzialności „zbrodniarzy” z Tbilisi, stwarza „paralelny wszechświat, parodię Zachodu”.
Ale wygląda na to, iż cel Putina jest o wiele poważniejszy niż tylko ośmieszenie Zachodu. Nie po raz pierwszy zagarnął on panteon zachodnich wartości i wypełnił go totalnie inną teologią. W ten sposób widzimy lustrzane odbicie Zachodu, które mieści taką samą historyczną narrację ze wszystkimi pułapkami, ale dla większości zachodnich obserwatorów owa narracja jest w sposób utopijny skrzywiona.
W sposób, który przypomina działania demona z haitańskiego kultu woodoo Barona Soboty, z jego melonikiem i trupią twarzą, Putin wskrzesił wybrane momenty z najnowszej historii Europy i USA, a szczególnie wojny w Serbii, Iraku oraz nazistowskich Niemczech, żeby podporządkować te momenty własnym celom. W jego filozofii Gruzja oraz ci, którzy ją wspierają, szczególnie Stany Zjednoczone, są siłami ciemności; i tylko Rosja walczy o wartości światła.
Zniekształcony świat putinowskich wartości, ze wszystkimi jego fałszywymi paralelami i precedensami, nie ma szans w dłuższej perspektywie. Jednak wykorzystując historyczny i polityczny dyskurs Europy i Ameryki, z sukcesem cofa się w czasie, kiedy mu na tym zależy. Taki świat sieje zamęt i krok po kroku paraliżuje polityczne elity Zachodu.
Na tym polega jego podstawowy cel, bowiem Putinowi udało się rozbić zachodni świat mocniej niż kiedykolwiek przedtem. Udało mu się odsunąć na bok wszystkie, poczynając od Rady Bezpieczeństwa ONZ, międzynarodowe organizacje, dla których liczy się głos Stanów Zjednoczonych. Rosjanie twierdzą, iż USA będąc głównym sojusznikiem Gruzji, nie jest wystarczająco bezstronnym krajem, by brać udział w rozwiązywaniu kryzysu. Unia Europejska radośnie łyknęła ten argument i teraz rozkoszuje się rolą jedynego pośrednika (OBWE niby odpowiedzialna za opracowanie warunków pokojowych, które wynegocjował francuski prezydent Nicolas Sarkozy, nie cieszy się w Moskwie zbyt wielką powagą).
UE sparaliżowana i podzielona
Wojna w Gruzji zszokowała Europę. Jej nieprzewidywalność obudziła głębokie obawy na kontynencie, który był świadkiem najbardziej morderczych konfliktów w historii ludzkości. Rosyjska siła i retoryczny woodoo nadają marchewce, którą Moskwa macha przed Europą, nadzwyczajnej atrakcyjności. Ale niestety nie można cofnąć czasu przed 7 sierpnia. Tego, co się stało w Gruzji, nie da się odwrócić. Moskwa to wie i wiedzą to wszyscy byli jej poddani z obszaru byłych sowieckich wpływów. Właśnie dlatego Polska i trzy bałtyckie kraje po 6 sierpnia były rzeczywistymi ulami dyplomatycznej działalności, która sięgnęła szczytu we wspólnej deklaracji czterech prezydentów, osądzającej rosyjski imperializm i rewizjonizm. Niektórzy z tych liderów, oprócz tego 12 sierpnia wyruszyli do Tbilisi, by być ludzkimi tarczami przeciwko możliwościom rosyjskiego ataku na gruzińską stolicę, a której to roli bali się akredytowani tam dyplomaci Unii Europejskiej.
Nawet zawieszenie broni, ogłoszenie przez Miedwiediewa 12 sierpnia, najprawdopodobniej miało być taktyczną zmyłką. To zawieszenie broni zaskoczyło wysłanników NATO, którzy tego samego dnia naradzali się w Brukseli po raz pierwszy od początku działań wojennych. Spotkanie ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej w Brukseli 13 sierpnia było przeprowadzone po cichu i nerwowo, aby nie popsuć wysiłków Francji jako pośrednika.
Liczni komentatorzy w Europie zauważyli, iż pośrednictwo oznacza utrzymanie ważnej roli Unii Europejskiej. Ale jest to w najlepszym wypadku iluzoryczne. Rosja znowu zredukowała zewnętrzną politykę Unii Europejskiej do jednego aspektu – czystego narodowego egoizmu. Wschodni członkowie Unii Europejskiej przeważnie boją się Rosji, a zachodnie kraje UE w większości uważają, że Moskwa jest im potrzebna. Wszyscy natomiast zgadzają się z tym, że Rosja jest silna i niebezpieczna.
Optyka narodowego egoizmu jest z konieczności ograniczona. Narodowy egoizm w pierwszej kolejności rozpoznaje swoje własne odbicie – tak też się stało, kiedy Sarkozy powiedział Miedwiediewowi w Moskwie 12 sierpnia, że „jest to zrozumiałe, iż Rosja chce chronić własnych interesów oraz interesów osób rosyjskojęzycznych poza granicami Rosji”. W naturalnych warunkach narodowy egoizm wyraża się w prostej zasadzie, iż dla słabych najwyższym dobrem jest pokój.
Jeszcze do niedawna aksjomatem dla tej kwestii, była zasada mówiąca, iż bezpieczeństwo jest niepodzielne. Unia Europejska dąży do tego, by tę mądrość wywrócić do góry nogami: bezpieczeństwo da się dzielić. Im bliżej do Rosji, tym jest ono mniejsze.
Ahto Lobjakas
Pierwodruk tekstu – „Krytyka” (Kijów), nr 9/2008
Kultura Enter
2009/01 nr 06