Być feministką i kobietą na Ukrainie
Od czasu kiedy stałam się świadomą feministką zdążyłam zapoznać się z całą kolekcją typowych reakcji na moją identyfikację, setki razy musiałam słuchać gniewnych tyrad typu: feministki to takie potworne baby, których nie chce żaden mężczyzna i dlatego nienawidzą ich wszystkich. Im mniejsza była wiedza moich rozmówców na temat feminizmu, tym bardziej emocjonalne były ich wypowiedzi. Dla większości z tych ludzi jedyną feministką z krwi i kości, którą znali byłam ja, a jako że w żaden sposób nie pasowałam do określenia starej strasznej baby, mój feminizm odbierany był jako młodzieńczy maksymalizm. Po zdziwieniu i zmieszaniu ze strony mężczyzn wszystko wracało na swoje miejsce. Zdarzało się, że moi rozmówcy zbici z pantałyku porywali się na udowadnianie, że mężczyzna i tak jest lepszy niż kobieta (żebym poznała gdzie jest moje miejsce?). Bywało i tak, że wyemancypowane panie, dziewczyny, które opowiadały się za niezależnością i równouprawnieniem na początku lub końcu swojej wypowiedzi podkreślały: „Tylko niech Pani nie myśli, że jestem feministką”. Tak jakby bycie feministką było czymś co przynosi ujmę.
Do tego wszystkiego należy dodać owe idiotyzmy głoszone na temat feminizmu, które pojawiają się w tabloidach informując nas łaskawie o tym choćby, że jest on czymś dla naszej kultury obcym i narzuconym (taki symboliczny wróg), nie jest zjawiskiem towarzyszącym ukraińskiej kobiecie od pokoleń. Hiszpanka ze wschodu (Leopold von Zacher-Mazoch „Kobiece obrazki z Galicji”) chętnie we wszystkie te brednie wierzy i stwierdza chytrze podśmiechując się: „mężczyzna to głowa, a kobieta to jego szyja”. Fakt, że szyja nie posiada mózgu nikogo nie zastanawia.
Kobieta ukraińska
Na Ukrainie, z jej immanentną patriarchalną kulturą, z lubością operuje się wizerunkiem stojącej na piedestale kobiety-opiekunki, gloryfikuje się postaci wybitnych Ukrainek, ich historyczną rolę, a co przy tym charakterystyczne, istnieje totalny strach przed kobiecością we wszystkich publicznych sferach życia. Łesia Ukrainka to jedyny „mężczyzna” w literaturze ukraińskiej, zaś Julia Tymoszenko w polityce. Tymoszenko do tego odznaczyła się „męską” szorstkością wysławiania się i rozkosznymi „kobiecymi” sukniami, na niedawnym spotkaniu kobiet-polityków. I jedno i drugie mocno odróżniało ją od jej europejskich koleżanek, które wolą być mniej kobiece jeśli chodzi o ubiór i bardziej łagodne w polityce, zwracając większą uwagę na rzeczywiste potrzeby obywateli. Jak wiadomo, w krajach skandynawskich, gdzie kobiety w parlamencie stanowią ponad 40% składu, istnieje najbardziej sprawiedliwy rozdział dochodów między obywateli i najwyższy poziom ochrony socjalnej. Jak to wygląda w „matriarchalnej” Ukrainie wszyscy wiemy.
Wystosowane przez polityków tegoroczne życzenia z okazji dnia 8 marca, w dość jednoznaczny sposób pokazują jakiej chcieliby ukraińskiej kobiety: …Powołaniem kobiety jest rodzenie i wychowywanie dzieci, opieka nad ogniskiem domowym. Chociaż nie mniej ważną rolą jest udział płci pięknej w życiu społecznym. Dowiodłyście, że możecie z sukcesami zajmować się polityką, biznesem, być profesjonalistkami w swojej dziedzinie, że zdolne jesteście do podejmowania aktywność w rożnych sferach działalności. Bez Was Drogie Panie brakowałoby w naszym życiu tego światła, miłości i ciepła, które wnosicie, to wy zapełniacie szarą codzienność kolorami, inspirujecie do szlachetnych, dobrych działań. Dajecie nam nowe siły, pomagacie stać się lepszymi, szlachetniejszymi, pewnymi siebie. Do tego niezbędny jest kobiecy takt, intuicja, cierpliwość, wytrwałość, te wyjątkowe cechy, których nam mężczyznom czasem brakuje. Bardzo wam dziękujemy Drogie Panie za miłość macierzyńską, mądrość, delikatność i wsparcie. Życzę wam z całego serca nasze drogie mamy, żony, córki i siostry wiecznej młodości, radości i urody. (Wolodymyr Lytwyn)
Jak mają się do tych słów odnieść kobiety, które niewiele obchodzi wieczna młodość i uroda, które przede wszystkim uważają się za osobowości i obywatelki i chętniej usłyszałyby o rozwiązaniu konkretnych problemów, nie zaś o jakichś niezwykłych kobiecych cechach, i to częściej niż raz w roku? Ukraińska kobieta czuje się w tym wszystkim zagubiona, bowiem to przynależne jej „odwieczne równouprawnienie” jest źródłem ukrytej dyskryminacji i presji wywieranej przy jakiejkolwiek próbie przekroczenia przyjętych granic.
Jaka alternatywa?
Czy nie jest przypadkiem tak, że najsilniej odczuwają to młode kobiety?. Sprawdźmy, gdzie szukać przykładów pozytywnego kobiecego genderu, który odpowiadałby współczesnemu stylowi życia? Czy brać przykład z występujących w telewizji „śpiewających lal”? Z tego wspaniałego błyszczącego świata, który tak naprawdę kręci się dookoła mężczyzny. Ze słodkich cerkiewnych przedstawień świętej Dziewicy-Matki? A może wzorem ma być Julia Tymoszenko, która manipuluje swoim kobiecym wizerunkiem, jak programem przedwyborczym. Oksana Kis przytacza wierszyk wyrecytowany na lwowszczyźnie z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego:
Tak, ja premierem chcę zostać,
Warkocz już umiem zaplatać,
Stroję ubiorę rozkoszne…
Stopnie mieć będę najlepsze.[1]
Jak widać nie ma żadnej alternatywy. Moją „ostatnią nadzieją” jest ukraińska kobieta czynu, z akcentem położonym na „kobietę”. Warto przypomnieć wywiad z Ewhenią Hubską przeprowadzony przez „Hlawredi”. We wstępie przedstawiona została jako biznewswomen i przewodnicząca fundacji charytatywnej. Pomimo to, żadne z dwudziestu zadanych jej pytań nie dotyczyło biznesu. Czytelnicy mogli za to dowiedzieć się ile róż dostała od męża z okazji Walentynek, co zwykle przygotowuje na śniadanie, natomiast o tym, czym właściwie zajmuje się zawodowo nie powiedziano w ogóle.
Artyści i kobiecość
W sposób dramatyczny to zderzenie z rzeczywistością, rodzące się przy próbach formułowania alternatywnego kobiecego „Ja” odczuła i wyraziła młoda artystka Hrycja Erde, która wychowywała się w „patriarchalnym” Lwowie. Pokazała ukraińską kobietę taką jaka jest ona w rzeczywistości, ze zwyczajnym ciałem, bez ukrywania cellulitu, bez modnej fryzury i makijażu. Protest przeciwko narzuconemu wyobrażeniu kobiecości znalazł wyraz w serii prac „Samice i jajowody. Kobiety w kulturze”. To właśnie ta wystawa, wędrując po Ukrainie, wywołała skandal w Drohobyczu: zwyczajna kobieta, bez ozdób i uszlachetniających ją cech (macierzyństwa, poświęcenia, świętości) okazała się dla odbiorców nie do przyjęcia. Charakterystyczne jest to, że na moją próbę feministycznego odczytania twórczości Hrycji, autorka bezapelacyjnie odpowiedziała: „Nie jestem feministką, lubię członki”.
Oksana Zabużko pisała o strachu przed kobiecością w literaturze ukraińskiej, jako o degradacji rangi kobiety. Takiego rozumowania należy się jednak wystrzegać, w innym wypadku kobieta oskarżana jest o przynależność do „damskiej kliki”. Uwaga ta dotyczy również sztuk wizualnych: ukraińscy artyści i artystki rzadko w swoich pracach odwołują się do teorii feminizmu, traktując ją jako krytyczną, ostateczną strategię działania, a jeżeli już tworzą projekty dotykające tematu kobiecości, nie zawsze mają odwagę wprost wypowiedzieć to „straszne słowo na F”. Cóż można więcej powiedzieć w ramach tego przeglądu historii „feministycznej” sztuki, jeśli zważy się na fakt, iż będący podstawową lekturą przedmiotu esej Lindy Nochlin pt. „Czemu nie było wybitnych artystek”, nie został przetłumaczony na język ukraiński.
Zderzenia kobiecości
Muszę jednak przyznać, że artyści są bardziej prawdziwi w swoich wypowiedziach niż politycy. Odpowiadając na proste pytanie: jaka jest ukraińska kobieta, kim jest, czym się zajmuje, o czym marzy, twórcy dosłownie i brutalnie zilustrowali życzenia dla „najbardziej czarujących i najpiękniejszych kobiet” wystosowane przez polityków z okazji Dnia Kobiet (chodzi o projekt „Święto kobiet?” prezentowany w galerii Kijów. Fajn.Art, marzec 2008). Na przykład Olena Jatło namalowała samochód z numerem na tablicy rejestracyjnej „MAMA”, Kyryl Procenko – kobietę w ciąży w uwodzicielskiej bieliźnie i w masce rabusia, Ksenia Hnilicka – atrybuty gospodarstwa domowego, Oleksy Romanenko przedstawił schemat owulacji, Stas Wolazlowsky pokazał ogoloną piękność, która opowiada mężczyznom o wymarzonym prezencie – diamentach. I oto one, nasze „mamusie, żony, siostrzyczki” (Julia Tymoszenko), które godne są, aby wyjątkowo i warunkowo przedstawić je, w podzięce za ich rozrodczość i opiekę nad „ogniskiem domowym” (czytaj – gospodarstwem domowym). A gdzie podziała się ukraińska działaczka, pracownik, naukowiec, polityk? Jest i oto – maleńka sympatyczna myszka z „firmowym” warkoczem w grafice Borysa Kaszapowa. Tylko Oleksandr Rojtburd przypomniał wybitne kobiety Zofię Kowalewską i Marię Skłodowską-Curie. Wykorzystując szkolne portrety strojąc ich twarze czymś podobnym do makaronu, wskazując tym samym, że nawet tak twórcze kobiety nauki miały „swoje” miejsce w kuchni. Szczyt obiektywizmu stanowi praca Iłły Cziczkana, który domalował dziewczynom z jakiegoś indyjskiego Playboya bujne włosy na ciele.
Prace kobiet zaprezentowane na wystawie niewiele różniły się od prac ich kolegów (co jest symptomatyczne dla współczesnego dyskursu w ukraińskiej sztuce), właściwie to tylko tym, że były „delikatniejsze” w swojej wymowie. Masza Szubina namalowała siebie w pocałunku z indyjską pięknością, Sasza Makarska namalowała po prostu tramwaj (?!), Olena i Tatiana Polaszczenko zaprezentowały swoje skromne autoportrety, Łesia i Jasia Homenko pokazały uniwersalną pocztówkę, pasującą na wszelkie okazje. Jako ready-made kartkę pocztową wykorzystał Mykyta Kadan. Na typowych, używanych zazwyczaj pocztówkach wypisał cytaty z Walerii Solans. Z całej wystawy tylko ta jedyna praca porusza kwestię ruchu feministycznego i jednocześnie świadczy o znajomości tej problematyki wśród współczesnych ukraińskich artystów.
Celem projektu było stworzenie zbioru kartek pocztowych, które stanowiłyby alternatywę dla tych powszechnie wysyłanych z okazji Dnia Kobiet. Artyści, wykorzystując popularny artefakt, zaproponowali własne spojrzenie na współczesne kwestie kobiece. Charakterystyczne jest to, że w żadnej z zaprezentowanych prac (nawet w tych autorstwa kobiet), kobieta nie jest przedstawiona jako indywiduum opowiadające o swoim życiu, problemach, nadziejach, oczekiwaniach. Niezależnie od rodzaju twórczości, tematyka kobieca nie wykracza poza pewien wąski zakres i jak widać nie ma znaczenia ile kobiet żyje w danym kraju, czy też na całej planecie, większa część ludzkości jest tą częścią piękniejszą, będąc paradoksalnie tą częścią mniejszą.
Feminizm a społeczeństwo
Feminizm rozumiany jako dyscyplina naukowa, krytyczna strategia praktyka życiowa, jest kreatywnym narzędziem ułatwiającym rozpoznanie specyfiki i struktury społeczeństwa, chroni przed popełnianiem błędów, może być także podstawą do stworzenia alternatywnego modelu społeczno-kulturowej tożsamości płci, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn (a więc standardy maskulinizacji są nie mniej represyjne). Wykorzystanie feminizmu jako metody, blokowane jest przez funkcjonowanie silnego, negatywnego stereotypu rozpowszechnionego we wszystkich warstwach społecznych, zarówno wśród tzw. marginesu, jak i akademickich elit. Przekonanie większości jest jednoznaczne: „jest to coś złego”. Taka ocena najczęściej dokonywana jest w oparciu o znany schemat wnioskowania: „nie widzieliśmy, nie czytaliśmy, ale osądzamy”. Oksanie Zabużko, jedynej znanej szerokiej publiczności feministce, udało się napisać mocne w wymowie utwory, ale nie powiodła się próba stworzenia modelu społeczno-kulturowej tożsamości płci, który mógłby stać się wzorem do naśladowania i środkiem do legitymizacji wyborów młodych dziewcząt, które chcą być inne niż nakazywałby schemat. Przy tym wszystkim, w ukraińskim serialu pt. „Kolysznia”, emitowanym przez Nowyj Kanal oglądamy intrygantkę, autorkę romansideł (teściową głównej bohaterki), jak dwie krople wody podobną (fizycznie) do Zabużko. Jest to negatywna postać w mydlanej operze.
Stereotyp jest szczególnie silny, gdy jego źródło tkwi nie w racjonalnych argumentach, tylko w emocjach. Konsekwencje związane z takim stereotypowym myśleniem wykraczają daleko poza paplaninę o obcości feminizmu w kulturze ukraińskiej. Potwierdza to gra, w której uczestnicy dzielą się na dwie grupy, jedna grupa ma za zadanie wypisać pozytywne i negatywne cechy, zaś druga cechy męskie i żeńskie. Po zestawieniu „negatywne” i „żeńskie” często okazują się zbieżne.
Kobiety bez wzorów
Podczas tworzenia projektu „Feminizm is …” myślałam o swoich znajomych, o tych, którzy mogliby najbardziej na tym skorzystać. Myślałam o Hrycji Erde i jednocześnie o wszystkich autorkach, którym przyszło żyć i tworzyć w patriarchalnej kulturze i którym przydałaby się wiedza o osobliwościach funkcjonowania tej kultury, świadoma w niej pozycja. Miałam na uwadze młode dziewczęta, których socjalizacja przebiega w patriarchalnym społeczeństwie, którym z trudem przychodzi odnalezienie atrakcyjnego, modelu, stylu życia, z racji braku w kulturze wzorców godnych naśladowania, co zmusza do samodzielnego tworzenia sobie takowych lub do rezygnacji z tego. Takiego pozytywnego wzoru brakuje również innym kobietom: 30-, 40-letnim specjalistkom, których kariera rozwija się wspaniale, które czują się równoprawnymi członkami społeczeństwa, a jednak gryzą je wątpliwości; może to wszystko jest nie całkiem takie jakie być powinno? No cóż, zgodnie z przyjętym stylem wychowania powinny być tylko szczęśliwymi matkami, babciami, statecznymi gospodyniami domowymi, skrywającymi się za plecami dobrego męża. W tradycyjnej rodzinie nie zwraca się uwagi na zawodowe osiągnięcia kobiet, raczej współczuje się im: „Biedna, jak ona w tej pracy się męczy”.
Projekt ten powstał również z myślą o kobietach, które nie koniecznie muszą być odnoszącymi sukcesy bizneswomen. Powstał też z myślą o dziewczynach, które podczas pierwszych lat studiów poszły na urlopy macierzyńskie, potem zaś nie sprawdziły się w pracy zawodowej, która wymagała od nich szorstkości w obliczu ciągłego napięcia, stresu. Taka sytuacja nie wynika stąd, że są one mało zdolne lub leniwe. Przyczyna tego stanu tkwi raczej w tym, że uczono je od dzieciństwa „bycia żonami” zamiast bycia inicjatorkami, śmiałymi i zdolnymi do konkurowania kobietami. Przypomnijmy sobie szkołę lub przedszkole. Która z nas choć raz w życiu nie słyszała; „jak wam nie jest wstyd tak się zachowywać, przecież jesteście dziewczynkami”. Można też wskazać na specyfikę zabaw szkolnych. Przecież konstruowanie w szkole, budowanie domków dla szpaków, co zarezerwowane jest dla chłopców, rozwija logiczne i przestrzenne myślenie. Dziewczętom zaś przypada wyplatanie i wyszywanie – schludność i myślenie motoryczne. Jak tu więc dziwić się potem, że brakuje kobiet-architektów?
Sytuacja, w której kobieta ogranicza się do roli gospodyni domowej i matki wcale nie musi być zła dla jej osobowości, pod tym jednak warunkiem, że nie została do obrania takiej drogi zmuszona lecz był to jej świadomy, nienarzucony przez nikogo wybór. Oprócz tego lepiej być gospodynią domową w społeczeństwie, w którym o wkładzie kobiety na rzecz „ogniska domowego” wspomina się nie tylko w przeddzień Dnia Kobiet, ale docenia się ją na co dzień, gdzie mężczyźni rozumieją, że matka i gospodyni pracuje więcej niż 8 godzin dziennie, a nie jak to mniema wielu – „siedzi” w domu.
Feminizm w wersji pop
Myślę, że na Ukrainie jest wiele kobiet (poza uniwersytetami, kobiet z rożnych warstw społecznych), dla których feminizm i pozytywny wizerunek feministki jako kobiety wyemancypowanej, samodzielnej, zorientowanej na partnerstwo, mógłby stać się tym przykładem alternatywnego genderu i identyfikacji grupowej, którego w naszej powszechnej świadomości tak bardzo brakuje. Rzecz jednak ma się tak, że większość kobiet nie ma żadnych szans na zdobycie rzetelnych informacji o ruchu kobiecym, brak jest w gazetach artykułów informujących o tym zjawisku, modne czasopisma starannie omijają kwestie feministyczne (niespodzianką było, kiedy kobiece czasopismo LQ, które było partnerem wystawy „Święto Kobiet?” niemal w atmosferze skandalu odmówiło publikacji kilku akapitów komentarza do wystawy), w programach telewizyjnych tematyka feministyczna również jest nieobecna. Wiele osób nie posiada dostępu do odpowiednich książek lub Internetu, a jeżeli już takowy ma, to powszechnie obecne uprzedzenia często powstrzymują je przed poszukiwaniem rzetelnych informacji na ten temat. Taka sytuacja była dla mnie bodźcem do stworzenia atrakcyjnego i dobrze kojarzącego się popfeminizmu – dostatecznie prostego i emocjonalnego, aby mógł zburzyć mur niezrozumienia i reakcji negatywnych.
Doskonale zdaję sobie sprawę ze wszystkich uproszczeń i względności nakreślonych wizji, ale uważam, że tylko w ten sposób uda się poruszyć serca ludzi, którzy twierdzą: feminizm – to zło. Być może popfeminizm zdoła kogoś zadziwić, pokazać ludziom jak nieprawdziwe są rozpowszechnione stereotypy. A jak wiadomo, sytuacja wątpienia sprawia, że granice poznania poszerzają się i człowiek chce wiedzieć więcej.
Projekt „Feminizm is…”
„Feminizm is..” („Feminizm to…”) to nie tylko książka. To projekt twórczy stworzony wspólnie przez badaczkę (Tamara Zlobina) i artystkę (Olena Mirosedina), który posiada obecnie trzy materialne „wcielenia”. Pierwszych 10 naszych obrazów, w sierpniu 2007 roku wykorzystała sieć restauracji JAPPI do stworzenia wizytówki reklamowej. Dość charakterystyczne jest to, że kolejne 10 obrazów „poważniejszych” w tematyce (dotyczyły przemocy, przestępstw na tle seksualnym itp.) nie wzięto do druku. W lutym 2008 roku „Feminizm is…” widzowie mogli zobaczyć na wystawie książek, zrealizowanej przez artystów („Książkowy obiad”), jako wielkoformatową książkę, umieszczoną na banerze ozdobionym sztucznymi diamentami. Trzecia odsłona projektu, to wydana w różowej okładce książka, która może być prezentem (można z niej wyjąć kartki i podarować jako pocztówkę), co udało się zrealizować dzięki grantowi z organizacji NEWW[2]. Spośród wszystkich reakcji odbiorców, które wywołał nasz projekt, najbardziej zapamiętałyśmy zdania: „Feminizm w takiej postaci jest nawet do przyjęcia”, „Jakie prawdziwe tematy. Ale do czego tu potrzebny jest feminizm?”, „Znacznie przyjemniejsze jest otrzymywanie w prezencie diamentów” (chodzi o reakcję ludzi, którzy nie mają na temat feminizmu żadnej wiedzy).
Respondenci bardziej zorientowani w temacie, zwracają uwagę na zbyt prowokacyjny styl „Feminizm is…” i fakt, że może on utrwalać pewne stereotypy dotyczące kobiety. W pewnym stopniu zgadzam się z tym, prawdą jest, że projekt jest w zamyśle „modny” i potwierdza pozytywny kobiecy stereotyp. Obrazek: „Feminizm to znaczy gotować lepiej od wszystkich swoich przyjaciółek”, nie mówi zbyt wiele o samym ruchu jako takim, ale to właśnie ten fragment ukradli pracownicy restauracji, w której moja współautorka przez nieuwagę zostawiła książkę – pewnie dlatego, że przypadł im do gustu taki agresywny i rozbuchany feminizm.
Zresztą nawet gdyby usunąć spod rysunków wszystkie napisy, to i tak zobaczymy 20 kobiet, indywidualistek, i jest to krok do przodu. Nie zgadzam się z tym, co twierdzi Nastia Riabczuk, liczę, że „prędzej czy później uda się sprecyzować feministyczne poglądy”, „proste” idee – staną się bardziej wyrafinowane, a zamiast figlarnych i „bliskich dla wielu” popfeministycznych broszur, uda się zaproponować poważne teoretyczne prace i praktyczne wskazówki do walki o swoje prawa.
Tłum. Joanna Kostrzewska
Artykuł pochodzi z kijowskiego czasopisma „Krytyka” – nr 4 (126), kwiecień 2008.
[1] http//www.zgroup.com.ua/article [2] The Networkof East-West Women; patrz http://feminism-islivejournal.com
Kultura Enter
2008/08 nr 01