Otwarte Warsztaty Rękodzieła i Plastyki
Szkoły jogi, tańca, warsztaty artystyczne ciągle są traktowane jako miła oferta dla hobbystów i znudzonych żon, a nie widzi się w nich jeszcze – przynajmniej tu na wschodzie Polski – potencjału edukacyjnego i społecznego. Myślę, że w sprzyjających warunkach z sieci różnych zajęć popołudniowych dla dorosłych mógłby się wyłonić system kształcenia ustawicznego alternatywny czy uzupełniający szkolnictwo formalne. Już jakiś czas temu na Zachodzie dostrzeżono potrzebę permanentnego kształcenia ludzi przez całe ich życie, również na emeryturze. Z powodów kulturowych i zawodowych obywatel Europy musi się umieć uczyć ciągle nowych rzeczy. To wydaje się dziś główną umiejętnością jaką powinno kształtować nauczanie ustawiczne. To, czego się uczymy „po godzinach” jest mniej ważne niż fakt, że w ogóle się uczymy.
Zajęcia hobbystyczne mogą być też świetnym narzędziem działań społecznościowych.
Sama spróbowałam stworzyć taki projekt edukacyjno społecznościowy dla dorosłych – Otwarte Warsztaty Rękodzieła i Plastyki. Warsztaty Rękodzieła to powrót do tradycji – tradycyjna struktura grupy, tradycyjne rękodzieło i tradycyjna funkcja społeczna wspólnego robótkowania. Starałam się sięgnąć do niektórych idei systemu gruntvigowskiego – w każdym razie tych, które można realizować w warunkach miejskich zajęć hobbystycznych.
Nikolaj Frederic Severin Grundtvig (1783- 1872) zaczął zakładać Szkoły Ludowe na wsiach dla młodzieży rolniczej. Chodziło o ty, by podnosić świadomość, poziom rolników jako całej grupy społecznej. Grundtvig zauważył, że awans zdolnych jednostek ze wsi do miasta jest może dobry dla tychże jednostek, jednak w szerszym wymiarze jest to także drenaż mózgów z niższej klasy społecznej, której kondycji to bynajmniej nie poprawia. Lepiej podnieść ogólny poziom grupy i dać ludziom możliwość by swój potencjał realizowali na miejscu. W ten sposób cała grupa niejako dokonuje awansu, lepiej sobie radzi, jest atrakcyjniejsza dla swoich członków i zdobywa pozycję na zewnątrz. I rzeczywiście, uważa się, że dzięki Szkołom Ludowym duńska wieś stała się na przykład mocna, konkurencyjna w handlu międzynarodowym. Uniwersytety Ludowe także budowały świadomość narodową, a z innej strony promowały kulturę fizyczną.1
[Szczegółowo o UL piszą w tym numerze miesięcznika „kopia-ke.venaart.pl” K. i P. Winiarscy i D. Kuroń w tekście „Doświadczenie Uniwersytetu Powszechnego w Teremiskach”]Z systemu gruntvigowskiego wzięłam pomysł na grupę mieszaną, na uczenie rękodzieła, przedmiotów użytkowych, poza tym na metodę postępowania z uczniem – to znaczy nie oceniająco i z naciskiem na motywację pozytywną, a także – na wykorzystanie nauczania sztuki dla oddziaływania społecznego, dla budowania płaszczyzny spotkania osób z różnych środowisk.
Otwarte Warsztaty Rękodzieła i Plastyki były przeznaczone dla studentek, pracujących i emerytek; dla amatorek oraz plastyczek; dla nauczycielek; dla zaawansowanych oraz początkujących. Trwały 10 tygodni, od października do grudnia 2009 roku w Centrum Kultury w Lublinie. Były finansowane przez Urząd Miasta w ramach projektu „Wspieranie inicjatyw wzbogacających ofertę Lublina jako kandydata do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016”. Uczestnictwo było bezpłatne (co skądinąd ma także swoje wady).
Spotykałyśmy się raz w tygodniu, czyli miałyśmy dziesięć spotkań. Poznawałyśmy filcowanie, masy plastyczne jak masa fimo czy glinka samoschnąca, sposoby wykorzystania materiałów wtórnych; robiłyśmy ozdoby i biżuterię. Chciałam, żeby uczestniczki kursu mogły później samodzielnie tworzyć i się rozwijać oraz żeby mogły one z kolei uczyć osoby ze swojego otoczenia. Dlatego wybrałam techniki łatwe do stosowania w domu, nie wymagające specjalnego warsztatu, takie do których wystarczy biurko lub stół w kuchni oraz proste, ogólnie dostępne narzędzia i materiały. Mówiłam też na zajęciach gdzie można kupić potrzebne rzeczy i gdzie szukać wiedzy dotyczącej robótek. Im szybciej nauczyciel przestaje być potrzebny tym lepiej.
Dlaczego rękodzieło?
Bo jest fajne i lubiane, wyrasta z naturalnej ludzkiej skłonności do tworzenia i do własnoręcznego robienia sobie rzeczy. W rękodziele od razu jest efekt i rzecz do użytku – człowiek widzi co robi i po co. Jest łatwe, nie trzeba talentu, wprawy, regularnego poświęcania czasu. Nie wymaga selekcji kandydatów gdyż większość ludzi ma wrażliwość estetyczną. W rękodziele zawsze coś wyjdzie, jak nie to co chcieliśmy, to coś innego. Nie musi być prosto, bo to w końcu ręczna robota, jak jest krzywo to jest nawet bardziej prawdziwie. Nie musi się podobać nikomu poza autorem. Wartością jest własny styl. Dobrze jest poza tym propagować kobiece techniki twórcze, tym bardziej że w szkołach plastycznych się ich raczej nie naucza. (Co też pokazuje jaki jest stosunek oficjalnego systemu nauczania do równouprawnienia kobiet.) W ogóle rzemiosło wydaje się niedocenione; w szkołach plastycznych w Polsce raczej się kładzie nacisk na sztukę „wysoką”. Z drugiej strony, techniki akademickie, jak rysunek aktu, rzeźba, malarstwo których się też naucza hobbystów, moim zdaniem akurat nie powinny dominować w tym trybie kształcenia. Są trudne, nie dla wszystkich, wymagają predyspozycji, długotrwałej nauki, czasu i jednak lepiej je zostawić zawodowcom.
Poziom plastyki i sztuk wizualnych moim zdaniem mniej zależy od plastyków a bardziej od wyrobienia tzw. „zwykłych ludzi” nie związanych zawodowo ze sztuką, więc jeśli chcemy podnosić poziom sztuki to trzeba przede wszystkim podnosić poziom społeczeństwa. Wymyślając Otwarte Warsztaty wyszłam z założenia, że najważniejsze aby ludzie sami tworzyli. To działa korzystnie na kondycję psychiczną, ale też ktoś kto sam tworzy, choćby i serwetki szydełkiem, może będzie bardziej otwarty na odbiór sztuki w ogóle, także trudnej. Druga sprawa: uważam, że w kształceniu ustawicznym trzeba kłaść nacisk na estetykę dnia codziennego. Jak zrobić ładne kolczyki, ładną torebkę, ładną czapkę. Z drugiej strony warto, żeby piekarz miał szansę zrozumieć sztukę współczesną. Dobrze by więc było budować kompleksowe programy kształcenia, oczywiście nie na zasadzie przymusowej wiązanej sprzedaży poszczególnych kursów lecz na zasadzie oferowania wiedzy na wielu poziomach i dotyczących różnych aspektów sztuki w jednym ośrodku edukacyjnym. Dobrze by też było powiązać nauczanie prostego amatorskiego rękodzieła z wdrażaniem do odbioru sztuki „wysokiej”, żeby uczestnicy rzeczywiście się rozwijali, także intelektualnie.
Wracając do Otwartych Warsztatów – uczyłam tak, że rozkładałam projekt na etapy i każde zajęcia to był kolejny krok. Na przykład w jednym tygodniu robiłyśmy korale czy inne elementy, a w drugim składałyśmy z tego biżuterię. Na początku zajęć prezentowałam gotowe przedmioty, potem pokazywałam jak krok po kroku wykonać daną rzecz. Panie patrzyły jak ja robię, a następnie robiły za mną modyfikując wzór, a kolejne projekty tworzyły już po swojemu. Dawałam punkt wyjścia ale nie zakładałam z góry do czego trzeba dojść i jak mają wyglądać gotowe rzeczy, chciałam żeby każda uczestniczka warsztatów decydowała za siebie. W ten sposób osoby, które przyszły na kurs nic nie umiejąc w ciągu kilku godzin mogły się nauczyć jak wykonać konkretny przedmiot – na przykład czapkę z filcu a zarazem nabywały bardziej ogólne umiejętności, które dalej mogły wykorzystywać po swojemu.
Motywacja
Wyobraźmy sobie, że nad rocznym dzieckiem stoi jakiś człowiek i mówi: „Źle idziesz, nie tak. Ten krok był chwiejny, powtórz go. Daj tę nogę tutaj, ja ci ją postawię – słuchaj dziecko, ty nic nie eksperymentuj tylko rób nogami co ci mówię to za dziesięć lat będziesz chodzić”. Czyż nie pomyślelibyśmy sobie, że biedne dziecko dręczy psychopata? A to mi przypomina tradycyjną korektę na uczelni. Wytyka się błędy, pokazuje co jest źle i informuje się studenta, jak ma robić żeby było dobrze. Ten sposób wynika moim zdaniem z charakteru ćwiczeń w systemie formalnym – program lub nauczyciel często z góry określają co trzeba umieć i jaki ma być efekt więc nauczanie polega w takiej sytuacji na nakierowaniu ucznia żeby wykonał to, co już zostało ustalone. Ale jeśli naukę zaczniemy od krytykowania i udowadniania ludziom, że nic nie potrafią, to sprawimy, że uczniowie poczują się bezradni. Stracą zaufanie do siebie, nie będą się identyfikować z pracą i zaczną zgadywać życzenia nauczyciela zamiast myśleć, a z kolei nauczyciel będzie myślał za nich.
Pisząc program dydaktyczny myślałam o tym, jak uczą się niemowlęta i malutkie dzieci. Przecież to trudne, nauczyć się chodzić, mówić, nazywać swoje emocje. A jednak wszystkie dzieci jakoś do tego dochodzą – najwyraźniej stosują dobrą metodę. Nie zakładają a priori że się nie da. Chcą robić konkretną czynność – same decydują jaką, tak długo próbują aż zrobią i naśladują tych co już umieją więcej. Jak załapią nową umiejętność są tak zachwycone, że będą to powtarzać. Potwornie banalne i na tym właśnie staram się zbudować moją metodę w nauczaniu dorosłych. Podzielam pogląd, że nauczanie oparte na naturalnych wrodzonych odruchach jest najbardziej efektywne, kosztuje najmniej energii i daje najwięcej przyjemności. To nieprawda, że uprawianie sztuki oraz uczenie się musi przebiegać w mękach i cierpieniach. Jeśli ktoś się męczy to bardzo często znaczy, że albo się nudzi albo nagina.
Prowadząc Otwarte Warsztaty starałam się iść w ślady szkoły grundtvigowskiej, gdzie dominuje motywacja pozytywna. Dąży się do tego, by uczeń nabrał zaufania do samego siebie, odwagi do bycia samodzielnym, odkrył i docenił swój potencjał. Z początku było dla mnie dziwne, kiedy nauczyciel w Szkole Ludowej zachwycał się jakimś po prostu zwykłym gniotem, ale po jakimś czasie okazało się to skuteczne. Student ma dzięki temu motywację do następnych samodzielnych działań, podejmuje je dla czystej przyjemności i w ten sposób się rozwija. Gdy rozwój już nastąpi zainteresowany sam widzi, że jego pierwsze próby nie były tak zachwycające jak mu się wcześniej wydawało, ale teraz konfrontacja z własnym wczesnym dziełem nie jest bolesna ani paraliżująca. Przeciwnie, widać jak długą drogę się przeszło od tamtych prac do tego co się umie dziś, więc jest to tym bardziej dopingujące. Co jest jeszcze wspaniałe w systemie grundtvigowskim – w ramach bycia nie oceniającym nie stawia się stopni. Co za ulga dla nauczyciela.
Aspekt społeczny
Rękodzieło i kursy tegoż są w tej chwili szalenie modne i równie szalenie drogie, więc pewne warstwy społeczne są z góry wykluczone z uczestnictwa. Planując Otwarte Warsztaty zamierzałam wykorzystać koniunkturę na robótki dla oddziaływań społecznych. Chciałam aby na zajęcia przychodziły osoby z różnych środowisk. Tutaj pojawia się doniosłe pytanie – co robić, by przebić się przez mur kastowości edukacji (co jest niestety zjawiskiem w Polsce bardzo silnym). Jak na takie zajęcia przyciągać ludzi, którzy mają gorszy dostęp do edukacji, spoza warstw uprzywilejowanych? Z moich doświadczeń wynika, że nie wystarczy zrobić kursu za darmo, trzeba wypracować metody docierania do takich osób; w tej chwili wydaje się, że sama informacja o ofercie edukacyjnej i kulturalnej przede wszystkim trafia do klasy średniej, którą i tak stać na płatne lekcje. Moim celem było zetknięcie osób z różnych grup. Co bardzo ważne, w przypadku zajęć hobbystycznych takie oddziaływanie jest nie nachalne, nikt się nikomu nie każe integrować na siłę – panie przychodzą i dziergają, przy okazji zaczynają rozmawiać i tak się buduje więź między nimi. Chodzi o stworzenie płaszczyzny do przebywania razem, to wszystko. Resztę wypracują sobie ludzie w swoim tempie.
Pierwsza różnica – wieku. U mnie na zajęciach rozpiętość wynosiła blisko 60 lat, od 17 do ponad 70ciu. Grupy wielowiekowe wydają się bardziej naturalne niż jednorocznikowe i uczestnictwo w takiej grupie jest bardziej wzbogacające. Ważna była dla mnie obecność emerytek na Warsztatach Rękodzieła. Starsze kobiety są zepchnięte na margines życia społecznego i kulturalnego i kompletnie niedocenione jako grupa z potencjałem twórczym i intelektualnym. Z drugiej strony przeczuwam, że same emerytki rzadko przychodzą na takie inicjatywy bo z góry zakładają, że nie mają tam czego szukać gdyż wszystko jest dla młodych ludzi. Jest co prawda Uniwersytet Trzeciego Wieku, gdzie notabene pracuję, z tym, że na Uniwersytecie Trzeciego Wieku kobiety owszem, aktywizują się, ale nadal pozostają na uboczu na które zostały wyrzucone przez emeryturę. Nie uczestniczą w głównym nurcie życia społecznego, pozostają niewidoczne dla młodszej i aktywnej zawodowo części społeczeństwa. Żeby wyjść ze społecznego cienia muszą się stykać i współdziałać z innymi. Z drugiej strony, dzięki integracji także młode osoby mają szansę przejrzeć na oczy i zobaczyć, że na świecie są starzy ludzie ze swoim postrzeganiem rzeczywistości, wcale niekoniecznie tacy beznadziejni jak głoszą stereotypy.
Druga różnica – poziomu zaawansowania. Na Warsztaty Rękodzieła przychodziły głównie kobiety bez wykształcenia plastycznego, ale niektóre miały formalne wykształcenie plastyczne lub pokrewne i praktykę w zawodzie. Część z pozostałych zajmowała się już wcześniej amatorsko sztuką, część nie. Różnica poziomów też wydaje się bardziej naturalna jak w rodzinie, w dawnej szkole czy w dawnym warsztacie rzemieślniczym.
W Otwartych Warsztatach uczestniczyły także nauczycielki i instruktorki terapii zajęciowej. Że nauczyciel powinien się permanentnie dokształcać to wiadomo, ale na różnych kursach doskonalenia zawodowego nauczyciele znów są sami ze sobą w swojej stałej grupie i w codziennej roli, a dobrze jeśli czasem pobiorą naukę wspólnie z nie nauczycielami. Pomaga to wrócić do roli ucznia a to bardzo zdrowo. Taka jest korzyść dla dzieci w szkołach a poza tym – wiedza z Warsztatów może być przekazywana dalej, rozpowszechnia się.
Pułapki twórczości amatorskiej
Już samo słowo amator zawiera w sobie pewną dwuznaczność, tę samą, która pojawia się w twórczości masowej. To jest paradoks i duża trudność nauczania sztuki w trybie kształcenia ustawicznego. Co zrobić, żeby nie oceniając i nie wywierając na hobbystów presji by byli profesjonalni zarazem uniknąć amatorszczyzny? Nie jestem przeciwnikiem niezawodowego uprawiania sztuki jeśli to komuś sprawia przyjemność, ale malowanie głowy konia lub portretu papieża JPII niekoniecznie podnosi ogólny poziom plastyki, chociaż nie jest pozbawione korzyści psychologicznych i społecznych. Jeśli przyjmiemy że nauczanie ma być pluralistyczne i że ludzie sami powinni wybierać co chcą robić, to chyba należy się pogodzić, że czasem ktoś pobłądzi, aczkolwiek trzeba szukać sposobów, żeby zmniejszać margines tego błędu.
Dobrze dawać do wyboru dużo różnych technik i wzorów żeby niejako odciągnąć uwagę od tego, co może być zgubne. Można wprowadzać troszkę teorii, pokazywać prace innych autorów, zestawiać przykłady dobre ze złymi i tłumaczyć różnicę. Unikałabym przedstawiania jako złych przykładów tego, co zrobił ktoś z naszej grupy. Za to niezłym pomysłem jest pokazanie pracy kogoś z grupy jako dobrego przykładu. Dobrym sposobem wydaje się uczenie na gotowych wzorach – konkretna torebka, konkretna ozdoba. Wtedy to rzeczywiście nauczyciel wybierając wzór decyduje przynajmniej w jakimś stopniu o estetyce tego co powstanie. Jeśli chodzi o Warsztaty Rękodzieła, to ja przynosiłam na zajęcia własne prace lub pokazywałam przykłady z internetu i książek. Dobre efekty daje robienie przedmiotów o jednoznacznej, konkretnej funkcji, jak na przykład elementy stroju. Natomiast tworzenie rzeczy czysto ozdobnych, zbyt abstrakcyjnych, bez wyraźnej funkcji to grząski grunt, bo tutaj łatwo się pogubić w pozornej wolności i w takich wypadkach często powstają prace albo najbardziej sztywne, nudne i powielające kalki wizualne albo wręcz przeciwnie – bez umiaru. Może dlatego, że robiąc naszyjnik cały czas myślimy o swojej urodzie, której owa ozdoba nie powinna przyćmić, natomiast rzeźbiąc ozdobne panele do zakrycia kaloryfera idziemy na całość a to w twórczości amatorskiej może się źle skończyć.
____________________________________________________________________________
1 Dziś uniwersytety ludowe w Danii są profilowane, wiele z nich to szkoły plastyczne ale są też i muzyczne, teatralne, politologiczne, społeczne, humanistyczne. Cykl kształcenia trwa w nich dwa semestry. Społecznym celem tego systemu kształcenia jest między innymi rozwój indywidualnego potencjału i integrowanie różnych środowisk. Dolna granica wieku to zwykle18 lat, górnej nie ma. W jednej grupie są więc osoby przed studiami, studenci, pracujący (duński system społeczny zna urlopy roczne), emeryci. Są osoby różnych zawodów. Hobbyści; ludzie poszukujący swej życiowej drogi; kandydaci na studia plastyczne i plastycy. Pragnący świętego spokoju. Poza tym do szkół przyjeżdżają osoby chore lub niepełnosprawne fizycznie lub umysłowo w ramach terapii. Jeśli chodzi o stronę naukową, to w szkołach plastycznych nacisk położony jest na sztukę utylitarną (ceramika, szkło, jubilerstwo, krawiectwo, chociaż są też zajęcia z malarstwa, rysunku, grafiki) i tutaj szkoła ma kilka funkcji – propaguje twórczość własną jako sposób na urozmaicenie życia i dodania mu wartości; dokształca przyszłych lub obecnych plastyków oraz wykorzystuje zajęcia z rękodzieła jako element terapii dla niektórych uczniów. Poza przedmiotami profilowymi, szkoły ludowe uczą przedmiotów ogólnych, humanistycznych. Zwykle mieszczą się na wsi, uczniowie mieszkają w szkole.
Katarzyna Hołda
Kultura Enter
2010/04 nr 21