Strona główna/Sztuka wymiany w przestrzeni publicznej

Sztuka wymiany w przestrzeni publicznej

Wszystko zaczęło się kilka lat temu od nietypowej ulicznej terapii. Na chodnikach Nowego Jorku pojawiły się pytania w humorystyczny sposób nawiązujące do tych, zadawanych na kozetce przez psychiatrę: Dlaczego tak postępujesz? Co tobą kieruje? Czy inni o tym wiedzą? Czy ma to coś wspólnego z przeżyciami w dzieciństwie? Miały skłonić ludzi do chwili namysłu i rozbawić ich, wyrwać z codziennego pędu. Później były swoiste badania terenowe dotyczące przyszłości pustostanów w wielu miastach w Stanach Zjednoczonych – obklejanie pustych budynków kolorowymi naklejkami z pytaniem, co byłoby tam najmilej widziane przez mieszkańców. Kolejne akcje to rozwieszanie kartek na sąsiedzkich tablicach ogłoszeń czy fantazyjne zamalowywanie ulic kolorową kredą. Ściana opuszczonego domu w Nowym Orleanie zapełniła się w ciągu jednej doby setkami osobistych wpisów; w amerykańskiej stolicy hazardu do pokoju zwierzeń, w którym każdy mógł na zawsze pozostawić swoje wstydliwe opowieści (zgodnie z zasadą, że co się wydarzyło w Vegas, zostaje w Vegas) ustawiła się kolejka chętnych. To wszystko dzieje się za sprawą Candy Chang i ludzi, których angażuje w swoje projekty. Co takiego robi artystka, że ludzie chętnie włączają się w jej akcje?

Zaczynała jako projektantka i architekta, studiowała także zagospodarowanie przestrzenne. Projekty artystyczne były nowym pomysłem na zajmowanie się tematem miasta. Jej rodzina przyjechała do USA z Tajwanu, do czego Candy Chang wraca w swoich projektach. Odwołuje się do swoich korzeni, wykorzystuje rodzinne historie i zdjęcia. Deklaruje również, że ważną inspiracją jest dla niej filozofia. W czasie prezentacji i wykładów często przywołuje cytaty współczesnych oraz starożytnych myślicieli i polityków od Platona, przez Junga, po Martina Luter Kinga. Jednak na grudniowym spotkaniu w Chicago opowiedziała historię, która brzmiała bardziej przekonująco i prawdziwie niż jakiekolwiek filozoficzne deklaracje. Mówiła o tym, że jej praca w przestrzeni publicznej bierze się z… nieśmiałości. Od zawsze ciekawią ją ludzie, zastanawia ją, co myślą, kim są, ale nigdy nie znalazła w sobie odwagi, by o to wprost zapytać. Chciałaby rozmawiać więcej z nieznajomymi, ale nie wie, jak zacząć. Wie, że dla ludzi mówienie o marzeniach może być bardzo ważne, ale też niezwykle trudne. Dlatego zaczęła posługiwać się sztuką – jako pomocą w nawiązaniu dialogu z osobami wokół. Ta ciekawość jest rozbrajająca i w jakiś niezwykły sposób przenika do jej prac. To sprawia, że ludzie czują się naprawdę zaproszeni do udziału w organizowanych przez nią działaniach.

Ciekawość ludzkich marzeń i lęków doprowadziła ją do projektu Before I die…(„Zanim umrę…”). Pomysł jest bardzo prosty. W upatrzonym miejscu danej dzielnicy czy miejscowości zostaje wydzielona i odpowiednio przygotowana przestrzeń. Najlepiej, żeby była to ściana pomalowana czarną farbą, taką jak na tradycyjnej tablicy szkolnej. Na ścianie musi pojawić się duży, wyraźny tytuł i jak najwięcej miejsca do zapełnienia przez ludzi – mieszkańców, przypadkowych przechodniów, wszystkich, którzy znajdą się w tym punkcie miasta. W koszyku albo na sznurku powinna być kreda albo flamastry. „Zanim umrę…” to początek zdania, który ludzie mogą w dowolny sposób dokończyć. Zanim umrę chciałabym oddać wszystko, co mam. Zanim umrę chcę wybudować własny dom; …zobaczyć ponownie moich rodziców; …skomponować piosenkę; …pokochać kogoś; …przeczytać całą Konstytucję; …wyjechać stąd. Tego typu odpowiedziami mieszkańcy wielu miast na całym świecie – od Melbourne, przez Kapsztad, São Paulo, Acapulco, Vancouver, po Dublin, Berlin, Poznań i Warszawę – zapełniali swoje ściany.

Elena Ioulianou i Ateven Slotow zorganizowali akcję w Kapsztadzie, w ramach Creative Week.

Elena Ioulianou i Ateven Slotow zorganizowali akcję w Kapsztadzie, w ramach Creative Week. Fot.:http://beforeidie.cc/site/cape-town/

 

W Brownsville w stanie Teksas budowę ściany zainicjował urząd miasta.

W Brownsville w stanie Teksas budowę ściany zainicjował urząd miasta. Fot.:http://beforeidie.cc/site/brownsville/

Stowarzyszenie Ulepsz Poznań jesienią 2013 roku zorganizowało akcję w Poznaniu.
Stowarzyszenie Ulepsz Poznań jesienią 2013 roku zorganizowało akcję w Poznaniu. Fot.:http://www.ulepszpoznan.pl/zanim-umre-chcialabym/

Candy Chang postawiła w tym projekcie bardzo osobiste pytanie. Na tyle poważne, że dla niektórych osób może być wręcz niewygodne. W istocie jest ono pytaniem o marzenia i najważniejsze plany życiowe oraz zaproszeniem do dzielenia się nimi z innymi ludźmi. I w tym właśnie widzę klucz do sukcesu projektów Candy Chang: wszystkie jej akcje polegają na dzieleniu się i na wymianie. Czasami wymiana odbywa się na poziomie abstrakcyjnym, gdy chodzi o marzenia czy myśli, a czasami na bardzo realnym i dochodzi do wymiany konkretnymi dobrami na przykład z sąsiadem. A ludzie lubią się dzielić i wymieniać, akt dzielenia się konstytuuje bardzo wiele społecznych zjawisk.

Gdyby policzyć gigabajty danych wymienianych w każdej minucie przez internautów na całym świecie, gdyby przyjrzeć się liczbie portali, stron i aplikacji ułatwiających różnego rodzaju wymianę, można by nabrać przekonania, że sens istnienia Internetu polega nie na czym innym, tylko na wymianie. Wiele na temat wymiany i jej kulturowego znaczenia można znaleźć oczywiście w pracach socjologów, antropologów kultury i teoretyków komunikacji. Poświęciłam temu więcej miejsca w artykule „O nowej regule wzajemności” (Res Publica Nowa). Skoro jednak wielokierunkowa wymiana odbywa się w zasadzie nieustannie i od wieków, czym szczególnym wyróżniają się działanie takie, jakie podejmuje Candy Chang, ale także wielu innych artystów, aktywistów i animatorów kultury?

Najwyraźniej istnieją niezagospodarowane pokłady dóbr, którymi ludzie gotowi są się dzielić oraz niewyeksploatowane narzędzia, które sprzyjają wymianie i z których artystka potrafi skorzystać. Tymi dobrami są choćby myśli, marzenia, uczucia i lęki. Ludziom brakuje często odwagi, aby o nich mówić, nie mają gdzie lub z kim się nimi dzielić. Narzędzia – ściany, chodniki i kreda – sprawdzają się dzięki prostocie i dostępności – są tu i teraz, pod ręką, same zapraszają do działania, nie trzeba po nie specjalnie sięgać i nie trzeba się nigdzie logować. Napis kredą na murze okazuje się dla ludzi bardzo atrakcyjny. Z jednej strony gwarantuje anonimowość autorom wpisu, z drugiej strony zaś, dzięki odręcznemu pismu, zyskuje osobisty charakter. Trzeba pamiętać, że wymiana nie jest bezinteresowna, zakłada, że obowiązuje zasada wzajemności – ja coś daję, ale także dostaję coś od innych. Osoba stająca przed ścianą Before I die… widzi, że oprócz jej wpisu znajdują się wpisy innych ludzi i to daje jej poczucie bezpieczeństwa. Sądzę, że jest to wyjątkowa sytuacja budowania – delikatnie i stopniowo – zaufania i porozumienia wśród mieszkańców.

A może przeceniam znaczenie projektów Candy Chang? Może ludzie po prostu lubią brać udział w podobnych akcjach, bo wydają im się zabawne. A może robią to zupełnie przypadkowo i nie stoi za tym nic więcej. Pojawiają się w konkretnym miejscu, bo jest głośno, kolorowo, dzieje się coś wyjątkowego. Myślą: wszyscy coś wpisują, więc dlaczego ja nie miałabym tego zrobić? Warto podkreślić, że zabawa i przypadkowość to elementy działań, od których Chang nie próbuje uciekać. Odgrywają dużą rolę, bo pozwalają dotrzeć do osób, które trudno w inny sposób zaprosić do wypowiadania się publicznie. Fakt, że całość rozgrywa się w przestrzeni publicznej konkretnego miasta ma dla akcji i jej uczestników niebagatelne znaczenie. W czasie działań spotykają się ludzie, którzy na co dzień mijają się na chodniku. Nagle stają przed tablicą, na której każde z nich napisało swoje bardzo osobiste wyznanie, mogą się czuć obnażeni, ale wszyscy znajdują się w podobnej sytuacji. W tym sensie takie proste działanie może mieć charakter wspólnototwórczy i jednoczący.

W wielu miejscach na świecie ludzie, zainspirowani Before I die…, postanowili dowiedzieć się czegoś nowego o swoich sąsiadach i innych ludziach z osiedla i zaczęli tworzyć własne ściany – w różnych wersjach językowych i wariantach. Candy Chang – w imię dzielenia się doświadczeniami – przekazuje w swojej książce i na stronie internetowej dokładne wskazówki, jak stworzyć akcję w swoim mieście, o czym należy pamiętać, co dotychczas się sprawdziło, a co nie. Zamieszcza też wzór szablonów, z których można skorzystać i podpowiedzi, jak promować wydarzenie.

Pomysł Candy okazał się bardzo chwytliwy i zaczął rozprzestrzeniać się po świecie. I pod tym względem jest wyjątkowy. Ale podobne w duchu działania ponad dwadzieścia lat wcześniej zaczęli prowadzić w Polsce założyciele Laboratorium Edukacji Twórczej, Maja Parczewska i Janusz Byszewski. Wiele ich projektów opartych zostało na dzieleniu się osobistymi historiami i marzeniami, wymianie ideami, wartościami i ważnymi słowami. Stali się w Polsce pionierami, ale od tego czasu działań opartych na wymianie w przestrzeni publicznej można spotkać bardzo wiele. Poniższe zdjęcie pochodzi z akcji Laboratorium przeprowadzonej w holu przed wejściem do Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie w 2010 roku. Odbyła się w ramach kampanii „Biblioteka. Miejsce czytania, miejsce działania” Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. Zadaszone patio to miejsce, w którym, oprócz studentów i użytkowników biblioteki, przebywają mieszkańcy Warszawy i turyści, a także pracownicy działających w budynku kawiarni, punktów ksero czy szatni.

 Fot. Magdalena KubeckaFot. Magdalena Kubecka

Akcja odbywała się w bardzo mroźną styczniową sobotę. Na chodniku za pomocą niebieskiej taśmy klejącej wydzielone zostało kwadratowe pole jako przestrzeń wymiany. W pudełku obok znajdowały się drewniane deseczki i kolorowe flamastry. Przechodnie byli zapraszani do podzielenia się z innymi najważniejszymi słowami. Każda osoba wpisywała takie słowo na deszczułce i kładła je w obrębie kwadratu. Wówczas mogła wybrać inną deskę, ze słowem, które wydało jej się szczególnie cenne i które chciała zabrać ze sobą. Niektórzy ludzie wpisywali swoje słowa i wybierali słowa innych w ciągu dwudziestu sekund – czy to w pośpiechu, czy też z przekonaniem, że wiedzą, czego chcą. Innymi wybranie słów zajmowało wiele minut i przeradzało się w prawdziwą medytację.

Artyści i animatorzy organizujący takie i podobne działania w przestrzeni miejskiej, często mają ambicje wpływania na otoczenie. To jest bardzo trudne, szczególnie że akcje są w danym miejscu najczęściej jednorazowe i mają podobną dynamikę: entuzjazm trwa kilka dni, a potem zaangażowanie i energia społeczna wokół projektu maleje i wreszcie całkowicie wygasa. Nie znaczy to jednak, że działania pozostają bez znaczenia dla konkretnej społeczności. Trudno ocenić, na ile dzielenie się w przestrzeni publicznej może przynieść jakiś rezultat, ale uważam, że nie warto na nie patrzeć jedynie pod kątem wymierności efektów. Należy docenić tkwiący w nich magnetyzm, który przyciąga ludzi. Akt wymiany myśli i marzeń pomiędzy ludźmi, który następuje w skomercjalizowanej i anonimowej przestrzeni miasta jest wartością sam w sobie. Wprowadza relacje w danej społeczności na nowe tory. Ma szansę przetrzeć szlak kolejnym działaniom sąsiedzkim. A może stanie się tylko miłym wspomnieniem. Zawsze jednak będzie to wspólne wspomnienie mieszkańców.

Magdalena Kubecka