Dzielenie się posiłkiem – jak to się robi w XXI wieku
Żyjemy w społeczeństwie, w którym półki pełne produktów nie oznaczają pełnych brzuchów, a pełne śmietniki często symbolizują głód. Pojawia się pytanie, jak te podziały przekształcić w dzielenie się. XXI wiek przyniósł już kilka rozwiązań.
Spożywanie posiłku zajmuje podstawowe miejsce w hierarchii potrzeb wyrażonej symbolicznie piramidą Maslowa1. W najstarszych tekstach kultury pojawia się mnóstwo obrazów związanych z aktem jedzenia: Ewa ofiarująca jabłko Adamowi, Kronos zjadający swoje dzieci… Jedzenie to miłość, intymność, śmierć i narodziny, sacrum i profanum, męskość i żeńskość. Ale nie tylko. Pokarm i jego spożywanie wyraża również potrzebę bliskości i wyznacza kulturowe tabu.
W przyrodzie dzielenie się jedzeniem występuje powszechnie. Pozwoliło przetrwać wielu gatunkom zwierząt. Według ostatnich badań Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Planca w Lipsku, zjawisko to odpowiada za produkcję oksytocyny, związku chemicznego zwanego hormonem „współpracy i więzi”2. Człowiek nie różni się w tym od innych gatunków zwierząt: już od czasów antycznych wspólne polowanie czy zbieranie, a później podział zdobytych dóbr stanowiły o stopniu spójności społeczeństwa3. Jak jest dzisiaj? Czy społeczeństwo jest na tyle zintegrowane, aby bez przeszkód dzielić się jedzeniem? Jeżeli tak, to jak to robi?
Spadek po pradziadkach
Nosimy w sobie wyobrażenia, które potrafią tworzyć symboliczną rzeczywistość i kształtują naszą świadomość. Wiele z nich odziedziczyliśmy jeszcze po prymitywnych społecznościach. Znaczenie jedzenie oraz aktu spożywania było na tyle istotne, że znalazło swoje miejsce w najważniejszych momentach uroczystości religijnych. Często bóstwo było symbolizowane przez pożywienie, które spożywano wspólnie podczas sakramentów. W pradawnych czasach dzielenie się żywnością oznaczało dzielnie się bogiem, przynależenie do jednej kultury. Eucharystia nawet dziś wywołuje poczucie wspólnoty i zaspokaja potrzebę akceptacji4.
Jedzenie znaczy
Obecnie większość ludzi nie przypisuje jedzeniu sakralnej semantyki, ale nie staje się ono przez to mniej ważne (wiele uroczystości opiera się na wspólnym konsumowaniu – np. wesela, pogrzeby urodziny). Nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile naszych rozmów dotyczy tego, co jemy, jak, z kim, gdzie, kto przygotowuje dla nas posiłek. Pożywienie wyznacza społeczne i kulturowe granice, w których się na co dzień poruszamy. Ten swoisty food voice określa naszą tożsamość. Pokarm, jeden z najważniejszych elementów niezbędnych do życia, zaczyna mówić własnym głosem i przekazywać innym informację o tym, kim jesteśmy i na co nas stać.
Jedzenie coraz częściej staje się manifestem stylu życia czy poglądów. Kolacja w restauracji nie jest tym samym, co posiłek w jadłodajni dla bezdomnych. Kupowanie produktów z ekologicznych upraw różni się od znajdywania tych samych dóbr w przysklepowych śmietnikach. Mimo iż każda z przywołanych czynności prowadzi do podobnego efektu (pełnego brzucha), nie oznacza ona tego samego. Jedzenie jest wyznacznikiem pozycji społecznej, określa światopogląd, różni ludzi lub buduje relacje społeczne. Równie wiele emocji wzbudza dzielenie się pokarmem.
Spożywcza utopia
Dzielenie się jedzeniem jest naturalnym zjawiskiem przyrodniczym, które nie ominęło również gatunku homo sapiens sapiens. Przekonał się o tym podróżnik i etnolog Bronisław Malinowski, który spędził trzy lata (1915-1918) na odciętych od zdobyczy nowoczesnego świata wyspach Archipelagu Trobrianda (nazwa miejscowa – Wyspy Kiriwina). Tubylcy wykształcili niezwykły system społeczny, polegający na harmonijnym i sprawiedliwym dzieleniu najważniejszego składnika ich diety – jamsu.
Mimo iż każda rodzina uprawia tę roślinę, w społeczności funkcjonują osoby, którym powierzono wyhodowanie jamsu dla ogółu. Im więcej plonów uda im się zebrać i im więcej oddadzą do wspólnych spichlerzy, tym większe prestiż i sława ich czekają. Najokazalsze spichrze stojące w centralnym miejscu wioski należą do możnych i poważanych starców, którzy swą nieposzlakowaną opinię zawdzięczają służbie społeczeństwu. Przekazaniu jamsu towarzyszą integrujące tubylców tradycje – zabawa, tańce i śpiewy5.
Gromadzone w ten sposób zapasy stanowią zabezpieczenie wioski przed głodem, pomagają zachować biologiczną równowagę i zapewnić pokarm tym członkom, którzy nie mogą pracować – samotnym kobietom w ciąży czy starcom. Jams pochodzący z centralnych spichrzy wędruje również na talerze odwiedzających wioskę podróżnych6.
Nie dla podziału
W krajach zachodnich system dzielenia się pokarmem, jaki funkcjonuje na Wyspach Triobrianda, wydaje się być niemożliwy. Z powodu wielu czynników – politycznych, kulturowych, filozoficznych, geograficznych, społecznych czy ekonomicznych – przestał funkcjonować naturalny, altruistyczny i pozwalający na przetrwanie gatunkowi system dzielenia się jedzeniem. Rozluźnienie relacji człowiek-natura zmieniło odżywianie w konsumowanie. Zamiast współpracy, mamy sprzedaż. W niektórych miejscach świata dzielenie się jedzeniem zostało prawnie zabronione – władze Las Vegas czy Nowego Jorku już kilka lat temu uznały dokarmianie bezdomnych za czynności nielegalne7.
Wydaje się, że współcześnie największe znaczenie przywiązujemy do funkcji ekonomicznej żywności. Uznaliśmy ją za produkt, który kupuje się i sprzedaje. Korporacje starają się nas przekonać, że nawet woda, niezbędna przecież do życia, to towar jak każdy inny8. Straciliśmy przez to kontakt z istotą i przeznaczeniem spożywania. Wymiana wyhodowanych płodów rolnych czy dzielenie się nimi w społeczeństwie budowały w przeszłości społeczną tożsamość oraz poczucie odpowiedzialności za innych ludzi. Dziś konsumujemy nie produkując i bierzemy nie dając zbyt wiele w zamian. Nie chcemy się dzielić tym, za co płacimy pieniędzmi z naszych pensji, lub – dzielimy, lecz w niesprawiedliwy sposób.
Łatwiej wyrzucić, niż oddać
Pokarm traktowany jako towar nie powstaje przede wszystkim z myślą o spożyciu go, ale znalezieniu nabywcy. Jednym z podstawowych praw rynku jest produkcja dóbr przy jak najmniejszym nakładzie pracy oraz jak największym zysku. W efekcie na półkach sklepowych znajdujemy kosztowne jedzenie nie spełniające naszych oczekiwań. Dodatkowo – produkujemy tyle żywności, że nie jesteśmy w stanie jej zjeść.
W Unii Europejskiej każdego roku na śmietniku ląduje 89 milionów ton żywności. Przodownikami marnowani jedzenia są Brytyjczycy, Niemcy, Francuzi i Holendrzy. Polska – z wynikiem 9 milionów ton zmarnowanych produktów spożywczych – plasuje się na niechlubnym piątym miejscu9. Tymczasem, według danych Federacji Polskich Banków Żywności, w naszym kraju ponad 2,5 mln ludzi żyje w skrajnym ubóstwie. To nasz lokalny wymiar „klęski nadmiaru”. Wymiar globalny jest bardziej szokujący – według danych ONZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa w latach 2010-2012 głodowało prawie 870 milionów ludzi10.
Owocna utylizacja
Na problem marnowania jedzenia oraz nieracjonalny jego podział zwrócono uwagę w latach ’80 XX wieku. Wtedy to w krajach Unii Europejskiej zgromadzone zostały znaczne nadwyżki żywności, które postanowiono rozdysponować wśród najbiedniejszych mieszkańców państw członkowskich. Tak w 1987 roku powstał program PEAD (fr. Programme Europeen d’Aide aux plus Demunis) – Europejski Program Pomocy Żywnościowej, mający na celu przeciwdziałanie marnowaniu jedzenia poprzez dzielenie się nim z potrzebującymi. W Polsce jego pierwsza edycja miała miejsce w 2004 roku, a za realizację odpowiadają Federacja Polskich Banków Żywności, Polski Czerwony Krzyż, Caritas Polska oraz Polski Komitet Pomocy Społecznej11.
W Polsce duża część produktów spożywczych ląduje na śmietniku już w trakcie ich wytwarzania, przechowywania czy transportu. Każdego dnia, jako docelowi konsumenci, wyrzucamy do kosza tysiące kilogramów chleba, owoców, warzyw i produktów mlecznych. Aby przeciwdziałać nieracjonalnemu gospodarowaniu żywnością, podjęto działania służące wyeliminowaniu zjawiska marnowania jedzenia.
Do 2009 roku potencjalnych „spożywczych darczyńców” zniechęcał głównie podatek VAT, z którego zwolnieni byli jedynie producenci żywności (piekarnie, mleczarnie, przetwórnie itp.). Niesprzedany towar z potrzebującymi nie mogły się dzielić chociażby sklepy, restauracje czy firmy kateringowe. Wielkim sieciom spożywczym także nie opłacało się oddawanie jedzenia, gdyż utylizacja kosztowała je 50% taniej12. W ubiegłym roku wprowadzono zmiany w Ustawie z dnia 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług. Dotyczą one głównie zwolnienia z podatku VAT tych darczyńców, którzy chcą ofiarować produkty żywnościowe z upływającym terminem ważności. W efekcie każdy przedsiębiorca może za darmo podzielić się niesprzedanym jedzeniem13.
Jeden dzień po dacie przydatności
Ustawa, która weszła 1 października 2013 roku obejmuje jednak żywność, która nie przekroczyła terminu ważności. Przeterminowane produkty nadal trafiają więc na śmietnik. Ale czy dla jakości dżemu, który stał na półce sklepowej pół roku, jeden dzień robi wielką różnicę? Według prawodawców – tak.
Data przydatności do spożycia to umowna gwarancja najlepszej jakości, jaką może nam zaoferować producent. Po tej dacie produkt może nie być już tak bardzo smaczny lub nie posiada już swoich wcześniejszych właściwości. Może się także zdarzyć, że uwidacznia się w nim działanie mikroorganizmów. W większości przypadków data przydatności do spożycia nie stanowi jednak o tym, czy dany produkt powinien trafić do śmietnika. Jeśli dana rzecz nie została jeszcze otwarta i dodatkowo była przechowywana w rekomendowanych przez producenta warunkach – w większości przypadków – może zostać spożyta14.
Próba racjonalnego wykorzystywania żywności
W Polsce 2,5 miliona osób żyje w ubóstwie i często musi rezygnować z posiłków. Jednocześnie marnujemy rocznie 9 mln ton dobrych produktów. Bardzo prężnie działającą instytucją, która nie zgadza się na taki stan rzeczy, jest Federacja Polskich Banków Żywności (skupiająca 30 Banków Żywności) z utworzoną przy niej Radą ds. racjonalnego wykorzystywania żywności.
– Działamy po to, aby dobra, pełnowartościowa żywność nie marnowała się i zamiast do utylizacji trafiała do osób potrzebujących. Naszą misją jest zapobieganie marnowaniu jedzenia oraz zmniejszanie obszarów niedożywienia. W Polsce 2,5 miliona osób musi rezygnować z posiłków. To absurd, wobec którego nie można pozostać obojętnym. W Polsce rocznie marnuje się 9 mln ton dobrych produktów. Tym jedzeniem można byłoby nakarmić wszystkich najuboższych w Polsce. – mówi Marek Borowski Prezes Federacji Polskich Banków Żywności. – Pozyskujemy jedzenie od producentów żywności i dystrybutorów – czyli od firm produkujących żywność, ze sklepów oraz od rolników. Od 16 października 2013 r. udało się nam podjąć ogólnopolską współpracę z siecią Tesco. A od stycznia bieżącego roku również z siecią Makro Cash&Carry. Dostajemy głównie nadwyżki żywności, której przedsiębiorcy nie są w stanie sprzedać ze względu na zbliżający się termin przydatności do spożycia. Dzięki odpowiedniej organizacji jesteśmy w stanie bardzo szybko przekazać te produkty potrzebującym.
Banki Żywności prowadzą liczne projekty edukacyjne popularyzujące dobre nawyki, uświadamiające konsekwencje marnowania jedzenia oraz promujące zmniejszanie ilości wyrzucanych produktów spożywczych w gospodarstwach domowych. Dodatkowo w ramach programu „Nie marnuj jedzenia – wyrzuć do śmieci stare przyzwyczajenia” powstała strona poradnikowa niemarnuje.pl oraz fanpage „Nie marnuję jedzenia” na Facebooku15.
Bunt żywnościowy
Czy można zbuntować się przeciwko takiemu marnowaniu żywności? Można, a według wolontariuszy akcji Jedzenie zamiast bomb – nawet trzeba. Ruch Food not Bombs narodził się w latach ’80 w Cambridge. Jego głównym założeniem jest wyraźny sprzeciw wojnom i polityce zbrojeniowej, gdyż pochłaniają one środki, które można by przeznaczyć na potrzebujących. Głównym działaniem grupy Food not Bombs jest rozdawanie za darmo ciepłych wegańskich lub wegetariańskich posiłków osobom bezdomnym, bezrobotnym czy po prostu – biednym. Jedzenie pochodzi ze sklepów i targów spożywczych. Jest to żywność, która z jakiś powodów nie zostałaby sprzedana – jest przeterminowana, gorszej jakości lub nie ma na nią popytu. Takiemu dzieleniu się pokarmem towarzyszy przeświadczenie, że marnowanie nadwyżek żywności nadającej się do spożycia jest jednym z grzechów głównych współczesnych gospodarek najbogatszych państw świata16.
Bunt przeciwko nadmiernemu konsumpcjonizmowi i marnowaniu jedzenia to także główne założenie freegan. Propagują oni wizję współpracującego ze sobą harmonijnie społeczeństwa, wymieniają się nieużywanymi meblami czy sprzętem elektronicznym, respektują zasady recyklingu i ekologii. Dlatego też ograniczają swój udział w konwencjonalnej gospodarce jak tylko mogą – naprawiają stare sprzęty, oddają je innym czy uprawiają dumpster diving17. Zwracają tym samym uwagę społeczeństwa na wymogi sprzedażowe, które sprawiają, że ogromne ilości jedzenia trafiają na śmietnik18.
Magdalena Żaba, jedna z warszawskich freeganek, jasno widzi ten problem. – Wydaje nam się, że do kosza trafiają tylko artykuły, które są zepsute i nie nadają się do spożycia. Nie zdajemy sobie sprawy, ile jedzenia wyrzuca się, ponieważ nie spełnia ono absurdalnych wymogów dotyczących rozmiaru oraz wyglądu. Dlatego do „śmieci” trafiają krzywe marchewki, jabłka z drobnymi plamkami, nieładnie wyglądające banany, warzywa o niestandardowych kształtach. Mimo „skaz” produkty te można śmiało wykorzystywać w kuchni. Poza tym w kontenerach można znaleźć naprawdę wszystko: od produktów, które szybko się psują (chleb, mięso) po makarony, budynie, dania instant, czy produkty konserwowe, których opakowania są uszkodzone lub daty ważności minęły. Mimo to zabieramy tylko tyle artykułów spożywczych, ile jesteśmy w stanie wykorzystać, ponieważ chodzi o ratowanie żywności, a nie zmianę śmietnika. Często to, co zbierzemy, wykorzystujemy później do przygotowania ciepłych posiłków dla potrzebujących lub przekazujemy przytuliskom dla zwierząt.
Informacyjny podział żywności
Na całym świecie coraz prężniej działają ruchy mające na celu przeciwdziałanie marnowaniu żywności. Jednak dzielenie się jedzeniem to nie tylko fizyczne oddawanie konkretnych produktów spożywczych do Banków Żywności czy innych organizacji charytatywnych. W czasach, kiedy informacja to najbardziej pożądane dobro, samo udostępnienie wiadomości o tym, gdzie można znaleźć jedzenie, staje się niezwykle wartościowe.
Wymieniane informacje o darmowym jedzeniu lub miejscach, gdzie można ofiarować żywność, staje się możliwe dzięki specjalnym stronom internetowym. Jednym z serwisów, łączących wirtualnie przekazywaną informację z realnie oddawanym czy przyjmowanym towarem jest funkcjonujący u naszych zachodnich sąsiadów foodsharing.de. Działalności tej witryny towarzyszą trzy cele – zapobieganie marnowaniu jedzenia poprzez oddawanie go innym; przyjmowanie pożywienia, które mogłoby być wyrzucone (zamiast kupowanie nowych produktów); integrowanie ludzi poprzez wspólne gotowanie. Foodsharing.de spełnia ponadto funkcję edukacyjną informując swoich użytkowników o sposobach przechowywania żywności. Wersja mobilna strony umożliwia swobodne poruszanie się po mieście i „zamawianie” interesujących nas produktów19.
Alternatywą dla osób chcących podzielić się informacją o ogólnodostępnej żywności jest niemieckojęzyczny (póki co) serwis mundraub.org. Dzięki tej stronie internetowej znalezienie w mieście świeżych owoców, warzyw, ziół czy orzechów staje się dziecinnie proste. Co więcej, wszystkie dobra, jak i sama informacja o tym, gdzie się znajdują, udostępniane są za darmo. Użytkownicy serwisu zaznaczają na mapie miejsca, w których można znaleźć dostępne dla wszystkich jedzenie.
Ideą twórców jest nie tylko udostępnienie informacji o lokalizacjach. Chcą, aby „zapomniane” produkty wróciły do naszej świadomości oraz, tym samym, na nasze talerze i stały się integralną częścią miejskiej kultury. Propaguje się tu życie w zgodzie z naturą, dbanie o przyrodę. Blog prowadzony w ramach serwisu dostarcza użytkownikom mnóstwa informacji o tym, jak samemu hodować rośliny w mieście, jak zadbać o drzewa owocowe, jakie narzędzia są do tego najlepsze. Mundraub cały czas się rozwija. Twórcy serwisu mają w planach przetłumaczenie strony na inne języki. Pracują nad aplikacją na urządzenia mobilne oraz dodatkiem do GPS-ów20.
Kupujemy dużo i coraz więcej wyrzucamy. Dróg, by temu zapobiegać jest wiele. Wiele z tych produktów to jedzenie, które możemy jeszcze wykorzystać. Nie mając pomysłu na obiad, zaglądamy do pełnej lodówki nie widząc, jakie pyszności się w niej znajdują. Warto więc może czasem przed kolejną wycieczką do sklepu spożywczego przemyśleć, na co konkretnie mamy ochotę i kupić tyle, ile jesteśmy w stanie zjeść?
Karolina Wysocka
_____________________________
3 G. Baudy, Święte mięso i społeczne ciało [w:] Jedzenie, rytuały i magia, oprac. F. T. Gottwald, L. Kolmer, Warszawa 2009, s. 52.
4 O. Freudenberg, Semantyka kultury, Kraków 2005, s. 107.
5 Tomasz Rudmonio, „Triobrandy. Argonauta zachodniego Pacyfiku”: Najważniejszy na Kiriwinie jest yam, po polsku pochrzyn. (…) Podczas Milamala, corocznej uroczystości zbiorów yamu, odbywają się tańce. Zwykle mają miejsce na głównym placu wioski. Wtedy też do wsi wracają duchy przodków (…). Obchody trwają nawet kilkanaście dni, a na koniec ceremonii odbywa się uczta, podczas której następuje podział zbiorów(http://www.national-geographic.pl/traveler/artykuly/pokaz/trobriandy-argonauta-zachodniego-pacyfiku/1/).
6 I. Bell, Papua-Nowa Gwinea: ofiara z plonów na Wyspach Triobrianda [w:] Jedzenie, rytuały i magia, oprac. F. T. Gottwald, L. Kolmer, Warszawa 2009, s. 223-236.
8 Peter Brabeck, CEO Nestle, w filmie pt. „We feed the world” powiedział wyraźnie, że woda jest zwykłym prodktem i jej dostępność nie powinna należeć do jednych z najważniejszych praw człowieka (http://www.youtube.com/watch?v=SEFL8ElXHaU).
13 http://www.finanse.mf.gov.pl/documents/766655/1402295/Broszura_Zmiany+wprowadzone+ustaw%C4%85+z+dnia+26+lipca+2013+r_ost.pdf
17 Dumpster diving to tzw. nurkowanie w śmietnikach. Ma na celu znajdowanie rzeczy – żywności, sprzętu, książek, które zostały wyrzucone, a z których można jeszcze skorzystać.