WILNO. Napastnik, niejaki Miłosz
Kamil Pecela
Już od trzech dekad można swobodnie przekraczać granicę między Polską a Litwą. Pośród wielu wynikających z tego pozytywnych zjawisk oznacza to także, że nagle dla naukowców z Polski dostępne stały się archiwa litewskie, gromadzące bogate zbiory związane także z kulturą polską. Oczywiście termin „kultura polska” w kontekście ziem litewskich należałoby opatrzyć szeregiem przypisów, nie zmienią one jednak faktu, że z łatwością można dotrzeć do nieznanych dotychczas materiałów, bardzo ciekawych dla badaczy tak czy inaczej zdefiniowanej polskiej kultury. W świecie nauk humanistycznych, który z pozoru jest już całkowicie opisany i który wydaje się oferować jedynie zideologizowane syntezy albo podejście „meta”, takie wiadomości są sensacyjne i budzą ekscytację wszystkich romantycznych dusz, wierzących jeszcze w epokowe odkrycia, do których droga wiedzie przez katalogi kartkowe. Od wielu lat podzielam tę egzaltację, a udaje mi się ją podtrzymać właśnie dlatego, że litewskie archiwa dotrzymują tego, co obiecują, a nawet więcej. Ponadto nadal wydają mi się „nieprzebrane”. Sam opis nowo poznanych zjawisk jest jednym z najwdzięczniejszych etapów w procesie produkowania wiedzy, a w przypadku litewskich archiwów nawet do niego jeszcze daleko. To bardzo wdzięczne miejsce dla tych, którzy – jak ja – marzą o roli pionierów, ale wolą czytać książki, niż iść do portu.
Archiwa, które przeszukuję jako badacz kultury literackiej międzywojennego Wilna, czasami rzeczywiście dostarczają historii wręcz „portowych”. Natrafiłem w nich na przykład na historię pewnego niefortunnego i sensacyjnego pojedynku między Polakiem a Litwinem. Niefortunnego po pierwsze dlatego, że nie doszedł w ogóle do skutku, po drugie – niezbyt dobrze świadczy on o pewnym okresie w historii stosunków litewsko-polskich. Powinniśmy być jednak wdzięczni Fortunie za to, że nie uśmiechnęła się do żadnego z adwersarzy – pozbawiłoby to nas wielu cennych tekstów. Sensacyjny był zaś dlatego, że stroną (bardziej) agresywną okazał się w nim… Czesław Miłosz. Zanim jednak opowiem swoją anegdotę, która nie jest, jak się zdaje, znana biografom Miłosza, przypomnę pewien problem natury poznawczej, z którego perspektywy nabiera ona głębszego, symbolicznego sensu.
W polskiej humanistyce międzywojenne Wilno coraz częściej staje się przedmiotem badań. Przyczyną rosnącej popularności jest między innymi fakt, że obszar ten był wówczas par excellence wielokulturowy, a moment dziejowy dla wszystkich tamtejszych kultur przełomowy. Międzywojnie przyniosło rewolucyjne zmiany i w konsekwencji rozkwit wszystkich kultur Wilna. Historycy kultury polskiej opisują fenomen Wilna Miłosza, Stanisława i Józefa Mackiewiczów, krajowców, regionalistów, Hulewicza i Łopalewskiego, Reduty, Śród Literackich, historyków sztuki, architektów, urbanistów oraz wielu innych pierwszorzędnych i istotnych zjawisk. Ale międzywojenne Wilno można opisać również za pomocą fenomenów innych kultur. Być może jeszcze więcej miasto to – nazywane Jerozolimą Północy – znaczyło dla kultury żydowskiej, zwłaszcza zaś tej młodej, której medium był język jidysz. Członkowie grupy Jung Wilne to największe tuzy literatury żydowskiej całego XX wieku. Wilno jako stolica Zachodniej Białorusi było kolebką takich pisarzy, jak Natalia Arsienniewa, Franciszak Alachnowicz i Maksym Tank oraz takich działaczy, jak Bronisław Taraszkiewicz. W międzywojennym Wilnie rozwijały się też kultury Tatarów (którzy wydawali tu swoje czasopisma, unikalne w skali światowej) i Karaimów (poza postacią Szymona Firkowicza moją ciekawość i wyobraźnię pobudza – tak niewiele o niej wiadomo – zwłaszcza Ksenia Abkowicz, tajemnicza karaimska poetka posługująca się językiem rosyjskim). Żadne statystyki nie zmienią faktu, że Wilno było ośrodkiem życia duchowego Litwinów, bez którego nie wyobrażano sobie litewskiej tożsamości. Ten emocjonalny związek był tak silny, że zwyciężył ostatecznie modernistyczny projekt kowieński, pomimo pokoleń wychowanych bez bezpośredniej styczności z Wilnem. Nie można więc milczeć o Wilnie Biržiški, Mackonisa, Kėkštasa i Žukauskasa, Kairiūkštisa i Drėmy. Sam zatem fakt istnienia tak wielu różnych kultur (a przecież byli jeszcze Rosjanie i Niemcy, przecież jeszcze wiele różnych religii, a nawet epok – jak wspominał Czesław Miłosz, żyło tam jednocześnie obok siebie) pobudza ciekawość: jak funkcjonowała w takim otoczeniu kultura polska? Czy wchodziła w interakcje z innymi kulturami? Czy czerpała z nich? Czy na nie wpływała? Międzywojenne Wilno interesuje – niezależnie od polskich sentymentów – także teoretyków kultury, którzy poszukują modelu, struktury lub języka, za pomocą których dałoby się opisać tak skomplikowane zjawisko, dostarczając tym samym narzędzi do innych badań. Mówiąc inaczej – nie ma jeszcze pełnego opisu poszczególnych kultur wileńskich, ale naukowcy ze zrozumiałą ekscytacją zadają już pytania o wyrastającą z nich „superkulturę” wileńską.
Międzywojenne Wilno, jako odrębna, heterogeniczna kultura „ponadnarodowa” nie ma jeszcze swojej dokładnej mapy czy obrazu i na razie wymyka się wszelkim spójnym, a zarazem wartościowym uogólnieniom – pozostając marzeniem wielu humanistów. Wydaje się, że wszelkie emocje trzeba będzie trzymać na wodzy, dopóki fakty ukryte w litewskich archiwach – na przykład pojedynek Czesława Miłosza – oraz ich ranga i znaczenie nie zostaną ustalone. To było moim celem, gdy zacząłem badać stosunki polsko-litewskie w międzywojennym Wilnie. Zadanie to utrudniał fakt, że Litwa i Wilno z biegiem lat obrosły w Polsce wieloma mitami, które zakłócają rzetelny, pozbawiony emocji ogląd. Wydaje się, że perspektywa związana ze zjawiskami wielokulturowości rozwiązuje część problemów. Przede wszystkim zapobiega ignorowaniu innych kultur. Należy jednak wielokulturowość pojmować właściwie – jako obecność wielu kultur w jednej przestrzeni bez konieczności kontaktu czy interferencji, nie zaś na popularny i błędny sposób – jako komunikację czy dialog. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że dotychczasowe mity zastąpi się nowymi. Chciałoby się bowiem postrzegać Wilno jako przestrzeń pokojowego współżycia (i współpracy) wielu kultur i tym samym równoważyć obraz centrum polonizacji ziem litewsko-białoruskich. W ten sposób jednak łatwo wielokulturowość pomylić z interkulturowością czy transkulturowością. To złe pojmowanie ma tę zaletę, że łagodzi nieco wyrzuty polskiego sumienia. Wydaje się, że obok „mitu Kresów” oraz „mitu kresowej Arkadii” może pojawić się nowy mit w polskiej kulturze: „mit wielokulturowego Wilna – miasta dialogu”. Jako założenie niesie z sobą niebezpieczeństwo uproszczeń.
Polscy literaturoznawcy i kulturoznawcy w tekstach kultury polskiej wyszukują i odnotowują wszelkie zjawiska świadczące o komunikacji kulturowej i jej ewentualnych efektach na ziemiach litewskich. Za najważniejsze miejsca spotkań kultur uznaje się działalność Ludwika Abramowicza i krajowców, zjawisko Śród Literackich oraz postawę Żagarystów. Pierwsze dwa pola mogą jednak budzić kontrowersje. Rola krajowców w życiu kulturalnym miasta, ich „społeczna skuteczność” była marginalna. Z kolei ilość Śród Literackich poświęconych kulturze litewskiej była bardzo znikoma, a zakres przedstawianego materiału i sami zaproszeni goście nie byli reprezentatywni dla tej kultury.
Inaczej rzecz się ma z Żagarystami. Tutaj odkryto fakty, które potwierdzają bezpośredni, aktywny, wolny kontakt i wynikającą z niego inkorporację „cudzego słowa” do własnego kanonu – przekłady. Kulturze litewskiej poświęcony był również jeden z numerów „Żagarów”1. Najważniejsze jednak, że istniał pozytywny odzew drugiej strony. To, że Albinas Žukauskas i Juozas Kėkštas nie tylko tłumaczyli Żagarystów, ale też inspirowali się ich poetyką2, może sugerować istnienie poszukiwanego pogranicza – jakiejś kulturowej wspólnoty polsko-litewskiej. Jednak po bardziej szczegółowym badaniu okazuje się, że nie można mówić o takiej wspólnocie bez szeregu przypisów, które bardzo znacząco osłabiają jednoznaczne twierdzenia. Miłoszowskie tłumaczenia wierszy Kazysa Boruty dokonały się jakby ponad głowami Litwinów wileńskich, nie można ich uznać za efekt kontaktu z nimi. Z kolei w litewskim numerze „Żagarów” artykuły omawiające kulturę litewską napisali sami Litwini (Vladas Drėma, Jeronimas Cicėnas). Wiele wątpliwości i pytań budzi również odzew ze strony litewskiej. Aktywność poetycka Žukauskasa i Kėkštasa rozpoczyna się dopiero około 1938 roku. Ogólnie rzecz biorąc dowody na kontakt i współpracę Polaków i Litwinów w międzywojennym Wilnie najłatwiej znaleźć po polskim ultimatum z 1938 roku. Trudno jednak na podstawie dwóch lat wyrokować o całym dwudziestoleciu.
Nieco inne światło rzuca na ten problem lektura litewskojęzycznych tekstów głównego nurtu litewskiej literatury międzywojennego Wilna. Wynika z nich, że przed 1938 rokiem próby dialogu były raczej rzadkim wyjątkiem niż chlubną regułą. Najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem tej literatury był Rapolas Mackonis (1900-1982), najpłodniejszy z litewskich prozaików, autor szeregu powieści, najbardziej aktywny z litewskich publicystów oraz członek redakcji „Vilniaus Rytojus” – głównej gazety mniejszości litewskiej Wilna i organu najważniejszej instytucji politycznej Litwinów w Wilnie, Tymczasowego Komitetu Litwinów, którego był zresztą sekretarzem. Z jego tekstów wyłania się obraz odizolowanych i wrogich wobec siebie kultur, z których każda na swój sposób próbowała potwierdzić swoje prawa do miasta. Niestety ilość i objętość pozostawionych przez Mackonisa tekstów skutecznie paraliżuje wszelkie próby syntetycznego przedstawienia jego postawy. Dlatego wybrałem jedno wydarzenie związane z tą postacią, które w moim przekonaniu dobrze charakteryzuje najbardziej powszechny „modus” komunikacji kultur polskiej i litewskiej w międzywojennym Wilnie.
Osiemnastego listopada 1933 roku w „Vilniaus Rytojus” ukazał się artykuł Tikri žagariai3 [Prawdziwe żagary]. Była to odpowiedź na artykuł Czesława Miłosza Wilno czeka z listopadowego numeru „Żagarów”4. W swoim artykule Miłosz przekonywał, że kwestia przynależności Wilna musi być rozwiązana – ważniejsze jest bowiem utworzenie wspólnego frontu litewsko-polsko-czechosłowackiego, przeciwstawiającego się Drang nach Osten Niemców. Utrata Wilna na rzecz Litwy mogła być korzystna dla Polski w przyszłości, na pewno zaś prowincjonalne miasteczko, jakim w oczach autora pozostawało Wilno, nie było warte ryzyka. Nonszalancki ton 22-letniego poety, który w kilku akapitach nie połączonych w całość „załatwiał” kwestię litewską, w rozgorączkowanym narodowo Wilnie nie mógł nie wzbudzić reakcji. Anonimowy autor artykułu z „Vilniaus Rytojus” odnalazł w wystąpieniu Miłosza kilka sformułowań, które podrażniły jego dumę narodową. Oto najważniejszy fragment tego tekstu:
W ostatnim czasie jeden taki żagarysta, mianowicie Cz. Miłosz (który twierdzi, że jest krewnym sławnego francuskiego poety Miłosza), zaczął „studiować” (a jakże!) kwestię litewską. Swoje studia rozpoczął od Boruty, który teraz siedzi w więzieniu w Kownie za jakieś sprawki. Okazuje się, że jest to najbardziej znany litewski poeta. Dlaczego? A dlatego, że pisze przeciwko Litwie. Zatem od Boruty należy zacząć. W ostatnim numerze „Żagarów” ukazało się kilka krótkich wierszy Boruty. Przełożył je Miłosz (który litewskiego, bodajże, nie zna). Poza tym w tym samym numerze umieszczono krótki, napisany we fragmentach artykuł o Wilnie tego samego autora [Miłosza – K.P.]. Artykulik zatytułowany jest: „Wilno czeka” Na co? Autor między innymi pisze…[5]
Autor cytuje fragmenty artykułu Miłosza, które szczególnie go ubodły i tak je komentuje:
Jak widać, ze względu na „sympatię” dla Litwinów, autor przede wszystkim szyderczo pisze o mieście Giedymina i stolicy przodków, nazywając ją skrawkiem terytorium. Takie myślenie jest podobne do naszych niepoważnych komunistów, którzy przed kilku latu gdzie mogli szydzili z litewskiej walki w czasie zakazu druku. Teraz wywodzący się z arystokracji członek kolektywu Miłosz szydzi z litewskich idei narodowych. Widać już taki jest światopogląd komunizującej (choćby i pro forma) młodzieży. Na szczęście jednak społeczeństwo litewskie dobrze orientuje się w sytuacji i dobrze wie, że popularni „włóczędzy” i im podobne młode latorośle sanacji z punktu widzenia aspiracji politycznych narodu litewskiego w swoich celach […] są tacy sami jak endecy. Różnica polega na tym, że endecy bez hipokryzji stawiają sprawę otwarcie.[6]
Autor tych słów, dostrzegając w tekście młodego poety jedynie arogancki ton, dał wyraz swojej nadwrażliwości wobec najmniejszych nawet przejawów wynoszenia się wobec Litwinów. Dał się chyba jednak ponieść gorącym uczuciom patriotycznym i publicystycznej zjadliwości, w jednym akapicie nazywając Miłosza burżujem, komunistą, zwolennikiem sanacji i endekiem. Mogłyby te zarzuty wydawać się nawet komiczne (podobnie jak cały spór), gdyby nie to, że stał za nimi zarzut najważniejszy – hipokryzji i zakłamania. W tym momencie spór wyszedł jednak poza łamy prasy.
Wśród dokumentów sądowych i karnych Mackonisa można znaleźć akt oskarżenia, który złożył on jako Rafał Mackiewicz do Sądu Grodzkiego w Wilnie. Oto jego treść:
Mieszkańca m. Wilna Czesława Miłosza oskarżam o to: że w dniu 28 listopada 1933 r. w cukierni Rudnickiego w Wilnie bez żadnego powodu z mojej strony dokonał gwałtu na mojej osobie, względnie czynnej zniewagi mojej osoby, przez publiczne uderzenie mnie ręką w twarz [czyli o czyn, przewidziany w art. 239 §1 względnie art. 256 §1 K.K. Sprawa niniejsza podlega rozpoznaniu przez Sąd Grodzki w Wilnie].
Uzasadnienie
W dniu 28 listopada r. b. około godziny 18-tej w cukierni Rudnickiego w Wilnie przy ul. Mickiewicza nr 1 podszedł do mego stolika wówczas nieznany mi osobnik i wypowiadając wyrazy: „przepraszam pana, za paszkwil w „Vilniaus Rytojus”, rzucił swoją wizytówkę na stół, jednocześnie uderzył w policzek z taką siłą, że aż krew wystąpiła z ust, i szybko opuścił Cukiernię. Później z pozostawionej wizytówki oraz osób trzecich dowiedziałem się, że napastnikiem był niejaki Czesław Miłosz. Wobec tego, iż ja nie jestem ani redaktorem „Vilniaus Rytojus”, ani autorem paszkwilów, obchodzących oskarżonego, i w ogóle takowych, jak również o osobie oskarżonego, nic nie wiem – uderzenie mnie przez oskarżonego w miejscu publicznym uważam za dokonane bez żadnych powodów z mojej strony i kwalifikuję jako czyn natury kryminalnej, przewidziany w powołanych na początku artykułach K.K. [7]
Z aktu tego wynika, że wschodząca gwiazda poezji polskiej silnie odczuła przytyki z „Vilniaus Rytojus”. Rapolasa Mackonisa uważano wtedy za redaktora naczelnego litewskiej gazety i przypisywano mu większość niepodpisanych artykułów. Dlatego zapewne Miłosz uznał Mackonisa za autora „paszkwilu”. Nie doczekał się jednak satysfakcji. Następnego dnia Mackonis zgłosił sprawę do sądu. W swoim dzienniku pod datą 1 grudnia 1933 roku tak skomentował tę sprawę:
Już od kilku lat sanacja polska skwapliwie kształci swoją młodzież w kierunku państwowym, nie zapominając także zachęcać kandydatów na pułkowników do studiowania kwestii litewskiej. Rozpoczęte „studiowanie” kwestii litewskiej jest zwykłym mydleniem oczu, ponieważ młodzi adepci „gęgania”8 tylko słowem od czasu do czasu odezwą się o nas, zawsze zachowując się o wiele gorzej od swoich rówieśników endeków. Taką ich hipokryzję należało demaskować. W tym celu już kilkakrotnie pisałem w „Vilniaus Rytojus”, a w 91 numerze ukazał się Tikri žagariai, w którym wypadło bezlitośnie zdemaskować jednego młodego adepta gęgania – Miłosza. Gdy artykuł się ukazał, momentalnie rozeszły się plotki, że w kręgu młodych „jąkał” panuje zamieszanie. Oczywiste, że należało czekać reakcji. Jako że większość w Wilnie myśli, że jestem faktycznym redaktorem „V.R.”, to reakcja była skierowana przeciwko mnie. 28 zeszłego miesiąca, gdy byłem w kawiarni, podszedł młody mężczyzna i uderzył mnie w twarz, wyjaśniając, że „to za paszkwil w „Vilniaus Rytojus”. Za takie zachowanie zbankrutowanego paniczyka wytoczyłem sprawę w sądzie. Co wygram – nie wiem. Sądu honorowego w zasadzie nie robiłem, ponieważ jaki może być z Polakiem sąd honorowy. [9]
Również z tych wspomnień nie wynika jednoznacznie, czy to właśnie Mackonis był autorem „paszkwilu”, choć wydaje się to najbardziej prawdopodobne. Uznał on, że został zaatakowany przez Miłosza nie jako osoba prywatna, ale jako przedstawiciel mniejszości litewskiej. Do samej rozprawy nie doszło. W dniu 25 stycznia Mackonis pisał: „Proces, który wyznaczono na te dni, nie odbył się, ponieważ oskarżonemu Miłoszowi nie dostarczono wezwania. Pewnie się ukrywa”[10]. Dalszych śladów niedoszłego pojedynku nie odnalazłem.
Wewnątrz archiwum tekstów Mackonisa można odnaleźć szereg kolejnych dowodów na to, że Litwini i Polacy w międzywojennym Wilnie nie darzyli się zbyt wielką przyjaźnią. Nie oznacza to jednak, że dialog taki nie istniał, ani że nie podejmowano prób nawiązania kontaktu. Symboliczna wymowność opisywanego tu pojedynku nie podważa wcześniejszych odkryć dotyczących prób dialogu. Pokazuje jednak ich skalę i znaczenie z innej perspektywy, przypominając tym samym, aby nie popadać w huraoptymizm i zachować pokorę wobec skomplikowanej, a więc fascynującej materii Wilna. Albo właśnie aby poczuć ogromną ekscytację w zetknięciu ze złożonym zjawiskiem, które stanowi wyzwanie dla intelektu i obiecuje wiele odkryć na poziomie faktów (a to przecież wydawało się niemożliwe), z których można budować ciekawe konstrukcje modelowe i syntezy. Zanim jednak cokolwiek będzie można ostatecznie o kulturach i kulturze międzywojennego Wilna powiedzieć, należy odkryć fakty. W innym wypadku nawet tak użyteczne narzędzia jak teorie pogranicza, wielokulturowości czy dialogu zamienią się w fałszujące obraz mity. Ostatecznie – szybko i sprawnie można opisać zjawiska banalne, a tak jeszcze nikt o Wilnie nie powiedział.
Czesław Miłosz słusznie uważany jest za jednego z najważniejszych ambasadorów kultury litewskiej w Polsce XX wieku (i później). I chociaż jego stosunek do tej kultury był niejednoznaczny i skomplikowany – tak można odnosić się do czegoś bardzo bliskiego i rodzinnego – to nie miał jednak wątpliwości, że warto ją prezentować. Dzięki jego twórczości pokolenia Polaków nie tylko poznawały Litwę, ale również rodziło się w nich uczucie głębokiej dla niej sympatii, na niczym innym nie oparte. Z dzisiejszej perspektywy zasługi Miłosza dla Litwy (w Polsce) są nie do przecenienia, należy więc dość surowo zweryfikować sąd Mackonisa nad jego rzekomo fałszywą postawą prolitewską. Nawet jeśli stosunek Miłosza do Litwinów jego współczesnym w międzywojennym Wilnie wydawał się pozą, nawet jeśli nią rzeczywiście był, to jego późniejsze działania świadczyły o czymś przeciwnym. To w jego twórczości odbywała się komunikacja kultur polskiej i litewskiej, a niektóre jego teksty można rozpatrywać jako efekt interakcji tych kultur.
Drugi z przeciwników, Rapolas Mackonis, pod koniec życia spisywał wspomnienia z międzywojennego Wilna, w których dawna wrogość wobec Polaków jest już co najwyżej słabym echem. Przeciwnie, dostrzega się w nich pewną nostalgię – tęsknotę do miasta, w którym można było pojedynkować się na łamach prasy z całym legionem osób, aby następnego ranka pić z nimi kawę w jednej z kawiarni Sztrallów. Międzywojenne Wilno stało się dla Mackonisa miastem, w którym w pełni mógł odsłonić się jego polemiczny temperament – czego nie można było powiedzieć o Wilnie sowieckim. Przed wybuchem II wojny światowej Mackonis pragnął, aby Wilno stało się miastem czysto litewskim, nie mógł jednak znieść Wilna pozbawionego innych kultur, w konfrontacji z którymi kształtowała się jego litewskość. Z sympatią wspominał barwne postaci grodu Giedymina wszystkich narodowości, a jego późna twórczość, może najbardziej wartościowa, nie mogłaby istnieć bez interakcji z kulturą polską. Również w jego przypadku zatem pod powierzchnią animozji krył się silny związek emocjonalny z wileńskim Innym.
Ostatecznie trudno stwierdzić, co w kontekście komunikacji kultur polskiej i litewskiej jest bardziej symboliczne i wymowne: to, że wyzywano się na pojedynki, czy może to, że Fortuna do tych pojedynków nie dopuszczała, a adwersarze stawali się rzecznikami rozmowy.
1 „Żagary”, r.1934, nr 3-4 (24-25).
2 Patrz np Danuta Balašaitienė, Przedwojenna poezja Albinasa Žukauskasa i Żagary, w: Wilno literackie na styku kultur, dz. cyt.
3 Tikri žagariai, „Vilniaus Rytojus”, r. 1933, nr 91 (474), s. 2.
4 Czesław Miłosz, Wilno czeka, „Żagary”, r. 1933, nr 1 (23), s. 3. Artykuł ten znajduje się także w tomie dzieł zebranych Miłosza – Miłosz Cz., Przygody młodego umysłu…, dz. cyt., s. 78-81.
5 „Paskutiniu metu vienas tokių žagagaristu,būtent Č. Milošas (sakosi esąs žymaus prancūzų poeto Milošiaus giminaitis), pradėjo „studijuoti” (o kaip gi!) lietuvių klausimą. Savo studijas prsdėjo nuo Borutos, kuris dabar sėdi Kauno kalėjime už kažkokius darbelius. Tai, girdi, žymiausias lietuvių poetas. Kodėl? O gi todėl, kad prieš Lietuvą rašo. Taigi nuo Borutos ir reikia pradėti. Paskutiniame „Žagarų” numeryje įdėta Borutos keletas mažų eilių. Jas vertė Milošas (lietuviškai bene visai nemokąs). Be to, tame pačiame numeryje ir to paties autoriaus tilpo nedidelis, fragmentėliais parašytas, straipsnelis apie Vilnių. Straipsnelis pavadintas „Vilnius laukia”. Ko? Autorius tarp kitko rašo.” Tikri žagarai, dz. cyt.
6 „Kaip matome, lietuvių „simpatijos” sumetimais, autorius visų pirma pašiepiančiai rašo apie Gedimino miestą ir protėvių sostinę, vadindamas ją ploto sklypu. Šitoksai galvojimas yra panašus į mūsų nesusitupėjusius komunistėlius, kurie prieš kelis metus, kur galėdami, pašiepdavo lietuvių kovas spaudos draudimo metu. Dabar aristokratinės kilmės kolektyvininkas Milošas pašiepia lietuvių tautos idėjas. Matyt, jau toks komunizuojančių (kad ir pro forma) jaunuolių nusistatymas. Laimei betgi, lietuvių visuomenė gerai orientuojasi padėtyje ir gerai žino, kad, žinomi plačiai „vlučengos” ir jiems panašios jauniausios sanacijos atžalos lietuvių tautos politinių aspiracijų atžvilgiu savo tikslais […] yra lygūs endekams. Skirtumas tik tas, kad endekai neveidmainiauja, ir klausimą stato atvirai.” Tamże.
7 Tak nazywano zwolenników sanacji. Miało to świadczyć o jedynowładztwie Piłsudskiego, wobec którego jego podwładni jąkają się ze strachu.
8 Tak nazywano zwolenników sanacji. Miało to świadczyć o jedynowładztwie Piłsudskiego, wobec którego jego podwładni jąkają się ze strachu.
9 „Jau kelinti metai lenkų sanatoriai rūpestingai lavina savo jaunimą valstybingumo kryptimi, nepamiršdami paraginti kandidatū į pulkininkus pastudijuoti ir lietuvių klausimą. Pradėtas lietuvių klausimo „studijavimas“ yra pprastas akių muilinimas, nes jaunieji bebekizmo adeptai tik žodžiu karta nuo karto atsiliėpia apie mus, visame kame elgdamesi daug blogiau už savo metu endekus. Šitokią jų hipokriziją reikėjo demaskuoti. Tam tikslui jau kelis kartus rašiau „V.R.“, 91-ame numeryje tilpo „Tikri žagarai“, kuriuose teko be pasigailėjimo demaskuoti viena jaunuju bebekizmo adeptų Miloša. Pasirožius tam straipsneliui tuoj pasklydo gandų, kad jaunųju bebekų tarpe sumėšimas. Savaime suprantama, kad reikėjo laukti reakcijos. Kadangi daugelis Vilniuje mano, kad aš esu faktinas „V.R.“ redaktorius, tai reakcija buvo nukreipta prieš mane. Pereito mėn. 28 dieną esant kavinėje priėjo jaunas vyras ir skėlė veidan, pareikšdamas, kad „to za paszkwil w „Vilniaus Rytojus“. Už šitokį subankrūtavusio ponėko pasiėlgimą iškėliau valstybiniame teisme bylą. Ka laimėsiu – nežinau. Garbės teismo iš esmės nedariau, nes su lenku koks gi gali būti garbės teismas.“ Rapolas Mackonis, Dienoraštis 1933 I – 1934 I 31, LLTI F64-27, s. 100-102.
10 „Teismo, kuris buvo paskirtas šiai dienai, neįvyko, nes kaltinamajam Milošui neįteiktas pašaukimas. Greičiausiai slapstosi“, tamże, s. 118.
Kamil Pecela – poeta, literaturoznawca, nagradzany tłumacz z języka litewskiego (tłumaczył m.in. Herkusa Kunčiusa, Ričardasa Gavelisa, Kristinę Sabaliauskaitė, Dalię Grinkevičiūtė i Tomasa Venclovę); autor dysertacji doktorskiej o Rapolasie Mackonisie i literaturze litewskiej międzywojennego Wilna, za którą otrzymał Nagrodę im. Juliusza Bardacha.
Kultura Enter
2021/02 nr 100