Strona główna/Radykalny „Femen” i nowy kobiecy aktywizm

Radykalny „Femen” i nowy kobiecy aktywizm

Jak i dlaczego ten ruch pojawił się właśnie teraz, w czasie neokonserwatywnego zwrotu w naszej historii, właśnie w tym postradzieckim kraju i właśnie w tej formie: protestu topless młodych dziewcząt?

ku królestwu wolności zmierzając

piersi nie szczędzim swej”

L. Radin, Smielo, towariszczi, w nogu

Na Ukrainie stosunek do „Femenu” jest sceptyczny. Tamtejsze intelektualistki i intelektualiści wskazują na jego kiczowatość i niekonsekwencję.

Intelektualistki i intelektualiści zachodni zachwycają się jego aktywnością i radykalizmem, a ukraiński feminizm kojarzy im się dzisiaj z „Femenem” właśnie.

Ukraińskie feministki zaś przed powiązywaniem ich z tą organizacją zdecydowanie się wzbraniają. Mówią, że jest to handlowanie seksualnością kobiecego ciała.

Czym zatem jest „Femen”?

Fenomenologia „Femenu”

„Femen” to radykalny ruch kobiecy założony w Kijowie niecałe dwa lata temu. Rodzime gazety i czasopisma, telewizja i Internet z dziecięcą egzaltacją, rozsmakowują się w przyciągających i skandalizujących ulicznych akcjach przeprowadzanych przez jego aktywistki, bowiem protestują one topless.

Kiedy w ciągu dwóch lat akcje „Femenu” nie osłabły, ba, ich liczba i zuchwałość przybrały nawet na sile, kiedy ruch nie przyłączył się do żadnej partii politycznej i nie zaczął wspierać konkretnego kandydata podczas kolejnych wyborów, kiedy nie przeistoczył się również w projekt biznesowy, to zapewnienia, że jest on organizacją marionetkową nieco przycichły i rozmyły się.

Nieustanne domysły, któż taki go finansuje, grzęzną w faktach finansowej ascezy – aktywistki we trzy wynajmują jedno mieszkanie i nieraz cierpią na brak gotówki.

„Sasza Szewczenko nalewa herbatę z rondelka – czajnika, w mieszkaniu, które wynajmuje jeszcze z dwiema innymi dziewczynami, nie ma. Brakuje też filiżanek: „Naleję Ci do słoiczka, dobrze? – uprzedza swoją przyjaciółkę i towarzyszkę Anię Hucoł. – Dobrze, że ciasto jeszcze jest – rodzice mi przywieźli. Przedtem cały tydzień nic nie jadłam. No, ale za to schudłam, na zdjęciach będę lepiej wyglądać”.”

N. Radulowa; Ogoniok nr 37 (5246)

Niezależnie od tego, jakie byłyby rezultaty poszukiwań tajemniczych sponsorów ruchu, ukrytych zamówień politycznych czy tajnych projektów (taki stosunek a priori reprezentuje patriarchalny paradygmat) i tak nie pomogłyby one w znalezieniu odpowiedzi na pytania:

Jak i dlaczego ten ruch pojawił się właśnie teraz, w czasie neokonserwatywnego zwrotu w naszej historii, właśnie w tym postradzieckim kraju i właśnie w tej formie: protestu topless młodych dziewcząt? Czy jest on ruchem feministycznym? A może jego prototypem? A może jego przeciwieństwem? Na ile jest on protestacyjny, a na ile konwencyjny i koniunkturalny? Na ile jest seksistowską praktyką, a na ile się jej przeciwstawia? Jaki message niesie „Femen” i czy jakiś w ogóle?

Ekonomika protestu: atrakcyjność, popularność, masowość

W 2008 roku stało się jasne, że idea płciowej liberalizacji na postradzieckiej Ukrainie przegrała w zmaganiach o wprowadzenie masowej, płciowej i feministycznej świadomości. Nawet „nowa lewica” często lekceważy idee feministyczne i politykę płciową.

Kobiecy/feministyczny ruch ostatnich kilku dziesięcioleci nie zdołał przebić się do masowego odbiorcy i mimo wszystkich, niekiedy tytanicznych, wysiłków puszczenia w ruch maszyny płciowo-politycznej „indoktrynacji” pozostał ruchem kuluarowym, lokalnym, mniejszościowym, tworząc sobie niszę (wprawdzie szacowną i silną, ale zdecydowanie odosobnioną) w przestrzeni organizacji obywatelskich oraz niezbyt gęstą sieć naukowców. Uchwalenie ustawy o płciowej równości zawdzięczamy nie tyle naciskom społeczeństwa obywatelskiego, ile potrzebie ujednolicenia prawodawstwa z międzynarodowymi standardami i zademonstrowania siły przez niektóre koalicje polityczne. W ostatnich latach ukraińska polityka płci stała się składową polityki państwowej, ale niewielki nacisk „z dołu” i słaba kontrola ze strony społeczeństwa obywatelskiego zdecydowanie osłabiają możliwe pozytywne jej wpływy i następstwa. W takich warunkach idea sprawiedliwości społecznej często zamienia się we własne przeciwieństwo i zamiast pokonywać nierówności, jeszcze je pogłębia.

Nowe formy kobiecego ruchu i aktywizmu, które pojawiły się w ciągu ostatnich lat są ciekawe z tego względu, że po pierwsze – powstają jako organizacje oddolne („grass-root”), po drugie – wypracowują i wprowadzają inną taktykę walki, która często jest reakcją na fiasko idei feministycznych na Ukrainie.

Nowe działaczki „Femenu” obojętne są wobec akademickiego dyskursu i teoretycznego bagażu, wobec historii feminizmu i jego światowej praktyki. Swój „program”, stanowisko, tworzą „w trakcie”, żywiołowo, intuicyjnie, w akcji. Marketing protestów tego ruchu opiera się na zasadach działania kultury masowej, komercyjnej reklamy i brukowców. Przyciąga on uwagę szokującym obrazem, nagim ciałem, łączy z prowokacyjnym i lekkim tematem, doprawia do smaku elementami show i maskaradą – a wszystko po to, by media podłapywały temat i mówiły o nim. W taki sposób dociera on do masowego odbiorcy, masowych o nim dyskusji i masowej popularności.

Udana akcja z punktu widzenia „Femenu” to popularna akcja. A popularność oznacza rozgłos, zwrócenie uwagi na problem, jest sposobem na wyjście z cienia, na zwiększenie efektywności działania:

„Rok pracowałam w showbiznesie i cały czas ciekawiło mnie, dlaczego działalność organizacji obywatelskich, ruchów obywatelskich nie jest znana? Nikt nic o nic o niej nie wie. Naprawdę nikt o niej nic nie wie. A to, że tam Tina Karol podarła sukienkę – o tym wiedzą wszyscy. I wszystkich to strasznie interesuje. To, że, dajmy na to, Ani Lorak spadły majtki, też jest interesujące. Wszystkich to niesłychanie interesuje.” (Anna Hucoł)

Logika działalności ruchu kształtuje się według następującego schematu: jeśli kobiece ciało tak dobrze przystosowane jest do działań marketingowych, to dlaczego by nie wykorzystać go do własnych celów, z korzyścią dla kobiet? Jeśli patriarchalna świadomość sklecona jest w sposób tak elementarny, że jest w stanie przełknąć byle co, byle tylko zaserwowane było na tle kobiecych piersi, to proszę bardzo, tu są piersi, a teraz słuchajcie nas uważnie. Ciało w tym przypadku staje się, rzecznikiem społecznych i politycznych idei, których kaganek aktywistki „Femenu” niosą ludowi.

„Myślę, że jeśli w ten sposób można sprzedawać ciasteczka, to czemu nie można by w ten sposób forsować tematyki społecznej? Nie widzę w tym niczego złego.” (Anna Hucoł)

Od komercyjnych projektów ruch ten różni się tym, że każda jego akcja propaguje ideę społeczną albo polityczną. A na tle zwyczajnych politycznych i ideologicznych manifestacji odznacza się wesołym, żartobliwym tonem, lekkostrawnością idei, skandalicznością, popularnością sposobu podania:

„Wydaje mi się, że feminizm musi przestać być marginalnym. Ma być popularny. Ma być fajnie i wesoło, stąd właśnie „Femen”. Chcę, żeby to był taki popularny, lekki feminizm, taki leciusieńki.’ (Anna Hucoł)

A oto rezultaty: z niekiedy zerowym budżetem akcjonistki osiągają rozgłos na skalę porównywalną do sukcesu informacyjnego gwiazd estrady i najważniejszych osób w państwie.

„Femen” dokładnie monitoruje Internet i przestrzeń medialną, układając rankingi popularności:

Ukraińskie wianki i nagie piersi Femenek pojawiły się we wszystkich opiniotwórczych światowych mediach, takich jak niemieckie: Spiegel, DeutscheWelle, Die Welt, brytyjskie BBC, francuskie: L’express i France24, polski Newsweek, włoskie: Corriere della Sera, La Republica i wielu innych.

Wyszukiwarka internetowa Google znajduje 86 tysięcy wyników dla słowa „FEMEN” pisanego cyrylicą i 3,5 tysiąca, gdy wpiszemy je łacinką.

Femen” radykalny

„Femen” mianuje się radykalnym ruchem. Jeszcze do niedawna swej radykalności upatrywał przede wszystkim w skandaliczności działań: „Ogólnie uważamy, że jeśli na dzień dzisiejszy trzeba działać radykalnie, to radykalnie znaczy topless”. (Anna Hucoł)

Jednak z czasem ten radykalizm realizowany jest w coraz bardziej złożonych formach.

W dzisiejszych okolicznościach politycznych, w kraju zaczął dominować paradygmat „moralno-etyczny”, z jego klerykalnymi korelatami, często jednostronnie etycznymi, stosującymi się nawet do sfery protestów obywatelskich, bez zrozumienia tła społecznego, genezy czy celu protestu. W mgnieniu oka wypuszcza pędy i rozrasta się etyczno-moralna retoryka w przestrzeni politycznej i publicznej. Wspomnijmy chociażby stworzenie państwowych komisji do spraw moralności i etyki (Narodowa Ekspercka Komisja Ukrainy Obrony Moralności Społecznej), kodeksów etyki korporacyjnej dla postradzieckich uniwersytetów, przeniknięcie etyczno-duchowego dyskursu do polityki najwyższego szczebla (jak, powiedzmy na przykład, błogosławienie przez patriarchę kandydata na prezydenta). W kontekście tych procesów, wymowa rozbierania się „Femenu” nie może zostać ograniczona jedynie do striptizu, którego celem jest skandalizowanie i strojenie sobie żartów, czy analizowana przez pryzmat seksizmu. W pewnym momencie te performanse zamieniają się w jaskrawą formę protestu.

Działalność „Femenu” staje się konsekwentną, głośną odpowiedzią kobiet na coraz bardziej nasilający się prawicowy dyskurs, według którego kobieta jest ważnym czynnikiem w procesie retranslacji konserwatywnych idei: to odpowiedź na próby ograniczenia roli kobiety do bycia matką oraz strażniczką cnoty i domowego ogniska.

Już samo publiczne rozbieranie się – pokazywanie piersi – desakralizuje, demaskuje wszystkie kategorie „piersiowych” interpretacji kobiecości (od karmienia piersią do erotycznych implikacji). Publicznie demonstrowany, często pomalowane biust (który powinien przecież hołubić naród), w połączeniu z ukraińskim wiankiem (symbolem czystości i cnoty) oraz radykalnymi hasłami, ironizują i zmuszają do usłyszenia głosu „innych”:

„Dlatego, że to nie wstyd wyjść i pokazać się nago. To jakby stanowisko obywatelskie. To znaczy, że u nas jeszcze nie doszli do wzajemnego szacunku pod tym względem, że człowiek może realizować siebie w czym zechce. Dlaczego jeśli kobieta wyszła i pokazuje piersi, to nazywają ją prostytutką? Albo jakoś jeszcze inaczej. Dlaczego? To jest po prostu stanowisko obywatelskie. Protestuję przeciwko czemuś, pokazuję piersi, żeby zwrócić uwagę…” (Anna Dieda)

Akcje te wyrażają również brak zgody wobec prób ograniczenia przez postradziecki kapitalizm postrzegania kobiety jako myślącej wyłącznie w sposób matrymonialny i merkantylny kury domowej czy laleczki Barbie.

„W chwili obecnej wiemy, że najbardziej pragniemy aktywnej kobiety, aktywnej społecznie i politycznie. Rozumiem, że sposoby są nieco dziwne i obce dla naszego społeczeństwa, ale właśnie przez hipertrofię, wyprowadzając właśnie taką trochę szaloną, nagą kobietę, staramy się pokazać aktywną kobietę. I jedyne, z czegoś jesteśmy na chwilę obecną zadowolone to to, że już nauczyłyśmy społeczeństwo i naszą prasę normalnie odbierać fakt, że kobiety wychodzą protestować.” (Anna Hucoł)

Radykalizm „Femenu” objawia się także poprzez uliczną formę protestów dziewcząt. Według fachowców z Ośrodka Badań Społecznych, którzy zbadali stan walki o prawa kobiet na Ukrainie, właśnie uliczne akcje protestacyjne demonstrują gotowość (a w danym przypadku – jej brak) do publicznej walki o swoje prawa. Przy czym ilość organizacji kobiecych ciągle rośnie (w 1997 r. było ich 575, a w 2004 już ponad tysiąc). Taki wzrost ich ilości i prymitywna uliczna aktywność świadczą o tym, iż organizacje te są niegotowe, albo niezdatne do zmobilizowania bazy społecznej, by ta podniosła problemy kobiet i poddała publicznemu, powszechnemu omówieniu oraz domagała się od państwa podjęcia realnych kroków w celu ich rozwiązania. Póki co gremialny protest o prawa kobiet na Ukrainie należy do rzadkości.

„Femen” zaczął od ulicy: „Jesteśmy takim, myślę, oddziałem bojowym, działamy na ulicy.(…) Uważam, że póki co trzeba działać na ulicach, na barykadach. A kiedy już wszystko będzie w porządku, wtedy będziemy mogły zmienić nasz obraz” (Anna Hucoł)

Interwencja w przestrzeni ulicznej jest skuteczna nie tylko dzięki swojemu upublicznieniu. Tutaj dochodzi także komponent płciowy. Tradycyjnie była ona zarezerwowana dla grup młodych mężczyzn (i przeciwstawiona kobiecej, domowej przestrzeni). Co charakterystyczne, komentarze internetowe często zarzucają „Femenowi” sprzedawanie siebie czy propagowanie prostytucji. W takich poglądach odczuwalny jest posmak dziedzictwa historycznego, kiedy to kobiety, które odważyły się samodzielnie naruszyć granice męskiej przestrzeni – ulic, uniwersytetów, zawodów, polityki, barów, klubów itd. – postrzegane były jako rozpustne, nieczyste, prostytutki. To tradycyjne znamionowanie staje się znakiem tego, że ruch osiąga swój cel, wkraczając w niedozwolone jeszcze dla kobiet sfery.

Kłopoty z feminizmem

W przestrzeni postradzieckiej masowa świadomość odebrała feministyczną polityczną ideę (i jej kontynuację w postaci płciowej teorii polityki) jako coś obcego, jako importowaną z Zachodu podstępną próbę ponownego (po wyzwoleniu się z radzieckiego „państwowego feminizmu”) zniewolenia kobiet, jako zagrożenie dla upragnionej, dopiero co zdobytej wspaniałej kobiecości. I dlatego właśnie jako nietutejszą demonizowali ją na wszelkie sposoby – w szczególności na Ukrainie, mimo przybranej przez nią tutaj nieagresywnej, liberalnej, nieszkodliwej formy. W ciągu ostatniego dziesięciolecia feminizm nabrał w masowej świadomości jednoznacznie negatywnego image’u.

Dystansowanie się samego „Femenu” od feminizmu odbywa się prawdopodobnie pod wpływem publicznego stygmatyzowania i społecznych uprzedzeń wobec niego. Być może właśnie dlatego aktywistki są tak niekonsekwentne w swoich wypowiedziach odnośnie przynależności do niego. W różnych wywiadach, komentarzach i na blogach trafiamy na mozaikę zupełnie przeciwstawnych wypowiedzi: to tak, to nie, to zimno, to ciepło.

Udzielając nam wywiadu, aktywistki „Femenu” nie prezentowały tak bardzo sprzecznych poglądów. Szukały własnej interpretacji feminizmu, eksperymentowały z neologizmami, manewrowały między damoklesowymi mieczami antyfeministycznych stereotypów, starając się odciąć od „negatywnego” starego feminizmu i stworzyć własny, „sprawiedliwy”, nowy:

„My nie mówiłyśmy i nie decydowałyśmy wspólnie, że wszystkie jesteśmy albo nie jesteśmy feministkami. Mnie się wydaje, że jesteśmy neofeministkami, nowymi feministkami, które chcą tego, czego chciały stare feministki, ale działają w inny sposób. Nowe feministki.” (Sasza Szewczenko)

„Jestem przeciwna trywialnemu feminizmowi, nie podobają mi się te feministki, które znamy z historii. Taki zwyczajny feminizm zupełnie się mi nie podoba, nawet jestem przeciwko niemu. Dlaczego? – dlatego, że te feministki po prostu zniszczyły w jakiś sposób kobietę jako taką. Dlatego, że po prostu zapragnęły stać się kimś innym. A kimś innym to znaczy mężczyzną. (…) Jestem za tym, że kobieta powinna zostać taką, jaką stworzył ją Bóg czy przyroda (…). Możliwe, że to feminizm, ale nowy feminizm. Feminizm dla demokratycznego społeczeństwa, dla codzienności, tak…” (Inna Szewczenko)

„Ja nazywam siebie nie feministką, a ultrafeministką. Dlatego, że dla mnie klasyczny feminizm to taki, który przyszedł do nas z Ameryki. Dla mnie było to trochę obce, dlatego, że co to znowu takiego [to] równouprawnienie. Dla mnie ważne jest nie równouprawnienie, a zmiana myślenia. To znaczy, żeby kobieta zrozumiała, że ma takie prawa jak mężczyźni, że nie jest gorsza. To oznacza: żadnej urawniłowki.” (Anna Dieda)

Na ile można wydedukować, strategia przyjęta przez aktywistki „Femenu” nie zakłada zmiany stereotypowej, postradzieckiej, lakierowanej, kobiecej stylistyki, a zrobienie z niej użytku, wykorzystanie jej potencjału marketingowego; nie problematyzowanie jej, a zmienianie opinii społecznej wobec tego, co kobiece, zwiększanie jego znaczenia. Same feministki taką taktykę nazywają zachowaniem czegoś na kształt „prawdziwej istoty kobiecości”, przez co wyraźnie nasycają ją esencją, interpretując jako coś wrodzonego, danego z góry (w strukturze mózgu, chromosomu i hormonach), naturalnego, immanentnego, takiego, które składa się na kwintesencję kobiety i czego zupełnie pozbawieni są osobnicy XY. Z teoretycznego punktu widzenia taki pogląd zawiera oczywiście ukryte sprzeczności, bowiem już na podstawie wyodrębnienia „prawdziwie kobiecych przymiotów” (delikatność, skłonność do kompromisów, cierpliwość), a potem tłumaczenia ich czynnikami biologicznymi zostaje zracjonalizowany i usprawiedliwiony aktualny podział pod względem płci ról i zawodów, w którym kobietom przypisana została bezpłatna praca domowa, źle opłacane i mało prestiżowe stanowiska, ograniczenie dostępu do polityki.

Femen” jak fenomen „post-”

Dla postradzieckiego feminizmu (który, zresztą sam w sobie nie jest pozbawiony tegoż esencjalizmu) kwestia percepcji „Femenu” stała się papierkiem lakmusowym. Poprzez wykorzystanie epatujących seksualnością obrazów i zobiektywizowanej seksistowskiej stylistyki, działalność ruchu jest zdecydowanie odrzucana przez feminizm akademicki, jako taka, która wypacza jego wymowę. Szczyt paradoksalności sytuacji stanowi zbieżność poglądów prawicy i lewicy, które starają się odizolować „Femen” jako „innych”. „Z lewej” sypią się oskarżenia o dyskredytację feminizmu i aktywności obywatelskiej, „z prawej” o bezczeszczenie narodowych tradycji i wartości.

Socjolożka Larissa Belzer-Lissjutkina z Wolnego Berlińskiego Uniwersytetu komentuje:

„Krytyka pod adresem „Femenu”, iż rzekomo wypacza wymowę, mnie osobiście wydaje się zupełnie nie przekonywająca: masowa świadomość, ze swej natury, wypaczy każdą wymowę ideologiczną. I trzeba po prostu poczekać na jej reakcję. Wtedy będzie można osądzić, co i jak zostało wypaczone.”

Naszym zdaniem „Femen” jest zjawiskiem lokalnym, postradzieckim i postkolonialnym. Jego działalność i stanowisko, jeśli spróbować by odnieść je do nurtów zachodniego feminizmu, nie zbiegnie się wyraźnie z żadnym z nich. Wykorzystuje on zarówno metodę ulicznych happeningów, jak to kiedyś robiły radykalne feministki pierwszej i drugiej fali, jak i manierę popkultury i konsumpcjonizmu, które to postrzegane są wyłącznie jak postfemnistyczne (za „ikony” postfeminizmu uważa się, na przykład, Madonnę, Lady Gagę czy bohaterki kultowego serialu „Seks w wielkim mieście”); oprócz tego, działaczki ruchu deklarując zamiar wzięcia udziału w wyborach, czy stworzenia partii politycznej pragną brać udział we władzy – jako liberalne feministki.

„Femen” jest także wytworem systemu postradzieckiego: na ulicę wyszła generacja dzisiejszych 20-25 latek, które dorastały już w czasach niezależności. Dziewczęta w swoich wypowiedziach podkreślają, że występują przeciwko obywatelskiej bierności, która na Ukrainie jest następstwem komuny. Z tej właśnie przyczyny pokolenie ich rodziców nie jest gotowe raczej na uliczne protesty i akceptację działalności aktywistek. Przestraszeni rodzice wolą raczej, by ich córunie dały spokój „tym głupotom” i realizowały typowy scenariusz „kobiecego szczęścia”.

„Femen” może być także fenomenem postrewolucyjnym, jeśli wziąć pod uwagę Pomarańczową Rewolucję, kiedy to uliczne protesty zademonstrowały swoją siłę.

Być może, zresztą, należało się spodziewać, że oddolny feminizm prędzej czy później zawita do nas, pod postacią młodych „blondynek”, z których płciową stylistyką tak brutalnie obszedł się postradziecki mizoginizm.

Larissa Belzer-Lissjutkina przekonana jest, iż działalność „Femenu”: „zawiera znaczną część idei feministycznych – oczywiście nie w rozumieniu klasycznego feminizmu, ale raczej postklasycznego. Faktycznie wykorzystuje on ten specyficzny język – pokazania seksualności kobiecego ciała – który ma uniwersalną wymowę w patriarchalno-rynkowym systemie, bo jest w stanie „sprzedać wszystko”. Niestety takie niewybredne strategie siłą zdobywają sobie dostęp do profesjonalnych kół badań genderowych i/albo politycznego feminizmu: ponieważ akcje te nie mieszczą się w ciasnych teoretycznych ramach, to intelektualna wspólnota, „przywłaszczywszy sobie” teorię, odtrąca niewyszukaną aktywność jako niedostatecznie uświadomioną.”

„Femen” trzeba rozpatrywać raczej jako fenomen postmodernistyczny, bo charakteryzuje się on takimi czysto postmodernistycznymi kategoriami, jak ironia, performace, kicz, wtórność… Tutaj klasyczny filozoficzny model relacji podmiotu i przedmiotu traci swoją aktualność.

Nagie protesty

W jakim stopniu masowa świadomość jest przygotowana na przyjęcie protestu wyrażonego poprzez eksponowanie seksualności kobiecego ciała? Na ile okaże się on efektywny?

Warto przyjrzeć się reakcji konkretnej grupy: przeważnie mężczyzn, lub osób, które piszą w ich imieniu, na blogu „Femenu”. Nie tyle krytykują oni akcje „Femenu”, ile pragną je ośmieszyć, zneutralizować protestacyjny patos, zanegować powagę i dlatego niestrudzenie i obcesowo odwracają uwagę od działalności protestacyjnej, a zwracają na seksualny performace, peep-show, striptiz, rozwiązłość. Oto przykładowe wpisy: (pisownię zachowano)

„Jadę do Kijowa, ciekawe 1. Po ile stoją dziewczynki agencji „Femen”? 2. Czy pracują na telefon? (ans24128), „Potrzebny wam jest rozgarnięty sutener” (sexkiev), „Nędza, tyko dwa cycki na całe show, a i to, kurna ledwo widoczne” (rederer). Komentatorzy szczególnie się denerwują, kiedy w hasłach akcji pojawiają się nuty polityczne:

  • komentarz odnośnie akcji obrony języka ukraińskiego, (khokholkin) „Ubierzecie się kurwa kiedyś, albo co, ja cycki lubię, ale proszę, nie zajmujcie się polityką z gołymi cyckami, chodźcie po ulicach, pokazujcie zdjęcia, ale bez polityki”;
  • komentarz odnośnie akcji podczas pokazu mody, (ok_or_ok): „Cycuszki fajne a plakaty jakieś idiotyczne” (Plakaty: „Modelko nie idź do burdelu”, „Wybieg to sklep mięsny”)
  • komentarz do jednoosobowego mityngu „Z wyciągniętą ręką. Dług zagraniczny Ukrainy wobec MFW przekroczył 32 mld. dolarów”: „Cycki takie sobie” (anonim)

Taki sposób reakcji jest charakterystyczny również dlatego, że możliwy tylko ze strony mężczyzn w odniesieniu do kobiet. Pod koniec 2009 roku na Ukrainie odbyła się jeszcze jedna akcja „nagiego protestu”: Ołeksandr Wołodarski wraz z przyjaciółką pozorowali w pobliżu Rady Najwyższej akt płciowy, protestując przeciwko działalności Narodowej Eksperckiej Komisji Ukrainy Obrony Moralności Społecznej. Państwo spostrzegło ten znaczący i dotkliwy gest sprzeciwu i zareagowało represjami: poczynania aktywistów uznane zostały za czyn szkodliwy społecznie i miały być sądzone według Kodeksu Karnego. Ołeksandr Wołodarski został aresztowany i na kilka miesięcy trafił do aresztu śledczego, postępowanie toczyło się rok, na każdym posiedzeniu sądu zbierali się zwolennicy (lewica) i przeciwnicy (prawosławni), wyrok w końcu zapadł, ale wniesiono od niego apelacje.

W Internecie trwały intensywne dyskusje na temat wyglądu uczestniczki akcji: urodziwa czy nie, czy piersi to ma ładne czy nie i czy nie wstyd takich piersi publicznie pokazywać. Ciało protestującego mężczyzny takiej dysputy nie wywołało. Zostało uznane za instrument sprzeciwu, rzucenie rękawicy, demonstrację poglądów, o których uczestnicy happeningu chcieli powiadomić państwo: natomiast rzucenie wyzwania za pomocą kobiecego ciała, jak się okazało, jest zdecydowanie trudniejsze: jest ono niezmiennie unieszkodliwiane komentarzami na kształt: „jaka krasiwa buźka”, „Ja to bym te piersi pościskał”, „a kiedy pokaże resztę?”. Rzeczywiście, kobiecemu ciału, w pewnym sensie, odebrana została możliwość protestu, podlega ono natychmiastowej konsumpcji, transpozycji do erotyzmu czy prostytuowania się. Im bardziej radykalny jest przekaz „Femenu” tym aktywniej, bardziej zawzięcie, a nawet zaciekle w Internecie odbywa się zmiana jego politycznego dyskursu na erotyczny.

Aktywistkom w ciągu dwóch lat udało się pokonać tą „pluszową” barierę, zmusić do usłyszenia ich głosu i odebrania go jak wyzwanie. Akcja przed Ambasadą Iranu, a potem na otwarciu Dni Kultury Irańskiej w „Ukraińskim Domu” przeciwko wyrokowi śmierci dla Iranki, matki dwojga dzieci, która przez irański sąd skazana została na ukamienowanie za podejrzenie zdrady małżeńskiej, wywołała w Internecie istną burzę. Setki listów otwartych z podziękowaniami od muzułmanek, tysiące komentarzy, wideoreportaże w telewizjach całego świata, wywiad z działaczkami ruchu, przeprowadzony za pomocą Skype’a i transmitowany na żywo przez irańską telewizję. Notabene, wyrok sądu został zawieszony i nie wykonano go do tej pory.

Akcja, przygotowana z okazji wizyty w Kijowie Władimira Putina, pod tytułem „Ukraina nie wagina” stała się równie „gorąca”. Wywołała ona nie byle jaki popłoch, chociaż już w innej części świata. Organy porządkowe kilka razy podejmowały starania, by powstrzymać feministki.

Teraz ich działalności w żaden sposób nie można nazwać bezproblemową i bezkarną. Kary administracyjne (a w ostatnim czasie nawet pobicia) stały się codziennością aktywistek. A Inna Szewczenko, która pracowała w centrum prasowym Kijowskiej Administracji została zwolniona z pracy. Miało to miejsce, jak opowiada „zaraz na drugi dzień po akcji (…). Kiedy rano przyszłam do pracy to, nic dziwnego, przecież to jest służba prasowa, tutaj tropi się wszystkie informacje, to są dziennikarze, oni wiedzą wszystko. Przyszłam, jak zwykle rano do pracy, i mi powiedzieli „O nasza gwiazda przyszła”. Usiadłam do komputera, zaczęłam pracować. (…). Wieczorem zadzwoniła do mnie dziewczyna z działu kadr (…) „Jutro możesz do pracy nie przychodzić” (…). Rok się starałam, żeby mnie przyjęli – no i bardzo chciałam pracować jako dziennikarka w kijowskiej administracji, w służbie prasowej. Popracowałam dziewięć miesięcy i mnie zwolnili przez „Femen”.”

Zamiast epilogu

Nowy kobiecy aktywizm na Ukrainie istnieje. Nawet jeśli nie taki efektywny, jak mogłoby się wydawać z różnych informacji o „Femenie” w Europie. Ale też nie taki osamotniony jak przedstawiają to te reportaże. W ciągu ostatnich kilku lat na Ukrainie powstało wiele organizacji młodzieżowych, w których ideologii feminizm zajmuje ważne, jeśli nie najważniejsze miejsce.

20 września 2010 roku, w obecności przedstawicieli Wszechukraińskiej Rady Kościołów i Organizacji Religijnych, miało miejsce otwarcie – zorganizowanego wspólnym wysiłkiem, przez Narodową Akademię Nauk Ukrainy, Narodową Akademię Medycyny i Ministerstwo Zdrowia – IV Narodowego Kongresu Bioetyki.

Od dawna było wiadomo, że w ramach kongresu zaplanowano sympozjum na temat „Moralno-etycznych aspektów sztucznego przerywania ciąży”, którego zadeklarowanym celem było „poszukiwanie praktycznych sposobów i efektywnych rozwiązań w kwestii zapobiegania aborcji na Ukrainie”. Zaiste antyaborcyjna histeria, która w ostatnim czasie coraz bardziej narasta na Ukrainie, zdobyła sobie sojuszników pod postacią Akademii Nauk i Ministerstwa Ochrony Zdrowia i rozpoczęła szturm na ukraińskie prawodawstwo, domagając się całkowitego zakazu wykonywania aborcji.

O rozpoczęciu działalności kongresu wiedziały niemal wszystkie kobiece i feministyczne organizacje. Jednak na zadeklarowanie swojej niezgody i oburzenia, zwrócenie uwagi na niebezpieczny zwrot w polityce dotyczącej kobiet odważyły się tylko „Femen”, „Insight” i anarchofeministki. Chociaż różnią się pod względem stylistycznym i ideologicznym, świadczą o pojawieniu się na Ukrainie nowego kobiecego aktywizmu.

„Moje ciało – moja sprawa” – hasło, wykrzykiwane przez na wpół rozebrane aktywistki „Femenu”, dobiegało ze sceny podczas uroczystego otwarcia, dając siwogłowym mężom możliwość usłyszenia głosu z ulicy, głosu tych, dla których w ciszy swoich gabinetów statecznie przygotowują zmiany Konstytucji.

Marija Majerczyk, Olga Płachotnik

Z języka ukraińskiego przełożyła Anna Tylutka

Krytyka, listopad-grudzień 2010 r.