Strona główna/Wariacje na temat ukraińskiej wariacji (Lina Kostenko, „Pamiętnik ukraińskiego szaleńca”)

Wariacje na temat ukraińskiej wariacji (Lina Kostenko, „Pamiętnik ukraińskiego szaleńca”)

Pod koniec ubiegłego roku w życiu literackim, kulturalnym i w dużej mierze społecznym Ukrainy wydarzeniem numer jeden było ukazanie się książki Liny Kostenko. Tę wybitną poetkę, najczęściej cytowaną i recytowaną[1] wśród współczesnych oraz uwielbianą przez setki tysięcy Ukraińców można śmiało zaliczyć do grona żyjących klasyków literatury ukraińskiej. Przez ostatnie 20 lat milczała i nie tylko nic nie wydawała[2] (nie godziła się nawet na reedycje poprzednich książek), ale też rzadko pojawiała się publicznie.

Wielki powrót

W wieku 80 lat zadebiutowała w charakterze pisarki, książka pt. „Pamiętnik ukraińskiego szaleńca” (Записки українського самашедшого) jest jej pierwszą powieścią prozatorską. Ukazała się w wydawnictwie Iwana Małkowycza „A-BA-BA-HA-ŁA-MA-HA”[3]. Sporą część Ukraińców ogarnęło wielkie poruszenie, a nawet „lekkie szaleństwo” – cały pierwotny nakład, który jak na ukraiński rynek książkowy i tak było spory, bo aż 10 tysięcy (zwykle nakład sięga 2-3 tysięcy) natychmiast zniknął z księgarni. Stale zwiększany dodruk nie zaspokoił zapotrzebowania – pojawiły się wydania pirackie, a na czarnym rynku cena wzrosła trzykrotnie w stosunku do tej w normalnym obiegu. W ciągu trzech miesięcy książka stała się prawdziwym bestsellerem i wciąż bije rekordy sprzedaży. Aktualnie całkowity nakład wynosi 70 tysięcy, czyli 35-krotnie przekracza przeciętny, a popyt w dalszym ciągu rośnie. Dla porównania ogólny nakład najlepiej sprzedającej się do tej pory powieści Pawła Zahrebelnego „Roksolana”, wydanie której od 2003 roku wznawiano kilka razy, stanowi 35 tysięcy, „Tajemnicę” Jurija Andruchowycza wydano nakładem ogólnym 19 tysięcy, a powieść Serhija Żadana „Depeche Mode” – 16 tysięcy. Wreszcie pojawiła się na Ukrainie książka, o której słyszał każdy i którą każdy szanujący się czytelnik chce jak najszybciej przeczytać.

Na czym polega tak wielki sukces? Czy chodzi o walory literackie utworu? Czy bardziej o osobę autorki i wdzięczność czytelników za jej dotychczasowe dokonania? Czy jest to może pragnienie rozczarowanych i zawiedzionych po Pomarańczowej rewolucji Ukraińców, którzy chcą dotknąć czegoś nieskazitelnego? Dla wielu Ukraińców Lina Kostenko bez wątpienia jest głosem sumienia, uosobieniem stanowczości, bezkompromisowości, żywą legendą i wielkim autorytetem moralnym. Należała ona bowiem do poetyckiego ugrupowania „szistdesiatnykiw”, które pojawiło się w latach 60. w Radzieckiej Ukrainie w czasie tzw. chruszczowskiej odwilży i było swoistą opozycją moralną w stosunku do reżimu. Mimo, iż Lina Kostenko nie była więziona jak niektórzy „szistdesiatnicy” (Jewhen Swestiuk, Wasyl Stus, Iwan Switłycznyj, Ihor Kałyneć i inni), to jednak przez wiele lat nie była drukowana i uznawano ją za nie istniejącą. W ten sposób karano ją za wystąpienia przeciwko pogwałceniu wolności, w obronie praw narodowych Ukraińców. W czasach niepodległej Ukrainy poetka niezwykle rzadko pojawiała się publicznie. Gdy Leonid Kuczma chciał odznaczyć ją orderem równolegle z Borysem Jelcynem i Pawłem Łazarenką[4], odmówiła motywując to tym, iż „politycznej biżuterii nie nosi”. W jednym z wierszy napisała o tym, że artysta nie potrzebuje nagród, los obdarzył go już nagrodą w postaci własnego narodu:

Митцю не треба нагород,

Його судьба нагородила.

Коли в людини є народ,

Тоді вона уже людина.

[Oszczędźmy mistrzowi nagród,

bo jego los już nagrodził.

W człowieku winien żyć naród,

jeśli się człekiem urodził] [5]

Przyjmowaniem nagrody z rąk kolejnego prezydenta – Wiktora Juszczenki – również nie była zainteresowana. Lina Kostenko słynie też z bardzo trudnego charakteru. Od kilkunastu lat jako archiwistka uczestniczy w ekspedycjach historyczno-kulturoznawczych do Czarnobyla i okolic, gdzie wraz z zespołem składającym się z filologów, etnografów, historyków zbiera i gromadzi zabytki archeologiczne i historyczne oraz inne unikalne świadectwa kultury Centralnego Polesia.

Powrót lubianej poetki z emigracji wewnętrznej po dwudziestu latach milczenia wzbudził wielkie zainteresowanie. Między innymi z uwagi na to Lina Kostenko zgodziła się na spotkania autorskie promujące książkę, które odbyły się w kilku miastach w styczniu i na początku lutego br. Tłumy ludzi nie mogły się dostać do środka i oglądały transmisję na telebimach stojąc na kilkustopniowym mrozie pod ścianami teatrów, w których spotkania miały miejsce. Dyrektorka opery w Charkowie powiedziała, że dotychczas teatr ten gościł wiele znanych primadonn i światowej klasy gwiazd opery i baletu, ale nigdy nie było takiego zainteresowania. Organizatorzy żartowali nawet, że spotkania trzeba zorganizować na stadionie, by zmieścili się wszyscy chętni. Umieszczone na portalu Youtube nagrania ze spotkania autorskiego Liny Kostenko w Charkowie obejrzało w krótkim czasie kilkadziesiąt tysięcy osób[6]. Nikt, kto był na spotkaniach z autorką, nie pozostał obojętny. Niektórzy uważają, że od powrotu Aleksandra Sołżenicyna na początku lat 90. w przestrzeni postsowieckiej nie było jeszcze wydarzenia kulturalnego na taką skalę. Ten symptom pozwala mieć nadzieję, iż rozczarowane i apatyczne społeczeństwo ukraińskie da się obudzić na dobre.

Nie obyło się też bez skandalu – Lina Kostenko nagle przerwała swoje prezentacyjne tourneé i nie pojechała do Lwowa z uwagi na krytyczne wypowiedzi niektórych miejscowych pisarzy określające jej utwór jako „starczy marazm”. Wywołało to falę dyskusji na łamach gazet, stronach internetowych oraz w sieciach społecznościowych – jedni krytykowali tych, co krytykowali prozę poetki, inni zaś oburzali się, że skoro Lina Kostenko jest wielką poetką, to niby czemu nie wolno krytykować jej prozy. Byli też tacy, którzy zadawalali się pytaniem: jak można krytykować sumienie, za które uważana jest autorka? Część komentatorów uznała reakcję Liny Kostenko za zbyt gwałtowną, twierdząc, że lata osamotnienia dały się jej we znaki i autorka zdała się być nie gotowa na słowa krytyki. Do redakcji różnych pism zaczęły przychodzić listy poparcia dla Liny Kostenko oraz apele o wznowienie spotkań z uwagi na wielkie zapotrzebowanie wśród licznych miłośników jej twórczości. Podobno spotkania zostaną wznowione. Skandal przyciągnął jeszcze większą uwagę zarówno do książki, jej autorki, jak też do problemów współczesnej literatury ukraińskiej, jej stanu, roli artysty, poziomu i granic krytyki etc. Na wszystkich tych perypetiach z pewnością zyska współczesna literatura ukraińska, która coraz bardziej agresywnie walczy o należne sobie miejsce.

Szaleństwo po ukraińsku

Tytuł utworu Liny Kostenko nawiązuje do znanej powieści Mikołaja Gogola „Pamiętnik szaleńca”. Czytając Gogola, autorka zapragnęła napisać o specyfice ukraińskiego szaleństwa. Jej zdaniem każdy naród ma swoją specyfikę, ona zaś szukała odpowiedzi na pytanie: dlaczego ten naród tak długo znosi to wszystko? W tytule książki Lina Kostenko świadomie użyła wyrazu „самашедший», który jest przykładem tzw. surżyku, czyli mieszkanki rosyjsko-ukraińskiej, albowiem po rosyjsku to słowo brzmi «сумасшедший», po ukraińsku natomiast «божевільний». Chciała przez to pokazać, że pisze o specyficznym szaleństwie, typowym dla Ukraińców. Gogol jest obecny nie tylko w tytule – w treści znajdujemy liczne cytaty z jego powieści, ponadto żona głównego bohatera pisze doktorat o twórczości tego pisarza. Obecność odsyłaczy do Gogola może też być symbolem pewnego rozdwojenia – żona bohatera zastanawia się nad tym, jak to jest możliwe, że ukraiński geniusz stał się pisarzem rosyjskim, miał duszę jednego narodu, a pisał w języku drugiego [24]. Być może to jeden z kodów, który pomoże rozszyfrować problemy społeczeństwa ukraińskiego, jednym z których jest rozdarcie pomiędzy dwoma cywilizacyjnymi biegunami – Wschodem z jego spuścizną sowiecką, duchowym spustoszeniem, ręką Kremla, gloryfikowaniem zbrodniarza Stalina oraz Zachodem z jego wartościami, wolnościami i wzorcami demokratycznymi.

Główny bohater a zarazem narrator powieści to współczesny ukraiński inteligent, 35-letni bezimienny programista systemowy, introwertyk, pochłonięty rutyną i zdominowany przez żonę, często nie potrafiący zrozumieć własnego syna. „Jestem programistą, a nie potrafię własnego dziecka zaprogramować na coś porządnego” [290]. Nie potrafi on żyć normalnym życiem zwykłego człowieka, lecz żyje „zwariowanym życiem świata” [307]. Jest informacyjnym i gazetowym narkomanem, reflektującym neurastenikiem, który reaguje na wszystko. „Gdybyś tak kochał żyć, jak kochasz je czytać!” [85] – mówi mu żona o gazetach, on natomiast czytać nie lubi, nie potrafi jednak nie czytać, usiłuje przebić się przez cały ten absurd otaczającego świata. Postanawia pisać dziennik, chociaż rozumie, że pamiętnik jest z gatunku notatek o życiu prywatnym, „a jakie jest moje życie osobiste, – zadaje sobie pytanie, – i czy bywa ono u żonatych? Notować, jak żona cię piłuje, jak wciąga rutyna? Byłby to nie dziennik, a rutynopis. A tak przynajmniej wiadomo, co się dzieje w świecie” [17]. Na tle osobistych problemów bohater notuje wszystko, co się dzieje wokół niego, na Ukrainie i w świecie. Jest na tyle uzależniony od tego rejestrowania wydarzeń, że czasem musi odchorować „intoksykację informacyjną”. Od informacji nie ma ucieczki – „czytaj gazety lub nie, nie słuchaj radia, nie zaglądaj do Internetu – wszystko jedno dogoni”[224].

Zapiski, które prowadzi główny bohater, obejmują okres 4 lat – od roku 2000 do Pomarańczowej rewolucji 2004 roku. Pracując nad książką przez 10 lat Lina Kostenko zgromadziła sporo materiału i sporządziła coś w rodzaju ogólnoukraińskiego pamiętnika. Adnotacja na okładce książki mówi, że jest to powieść, chociaż utwór stanowi mieszankę literatury pięknej, pamiętników, publicystyki oraz współczesnej kroniki. Utwór jest swoistym „płótnem czasu”, przekrojem połączonym z refleksją nad nim, przyprawiony specyficznym humorem. Pokazuje on relacje człowieka z Ukrainą, Ukrainy ze światem oraz człowieka z Ukrainą i światem.

Z zapisków wyłania się eschatologiczny obraz świata, w którym „tragedie stają się codziennością ludzkości” [324], „światowy semafor się popsuł i ludzkość zmierza w złą stronę”, ku swej zagładzie [149, 294]. Problemy Ukrainy na tle światowych często przesłaniają bohaterowi jego własne. „Ludzie z reguły postrzegają świat przez pryzmat własnych problemów […] Jeżeli się spojrzy na świat w zespole różnych wydarzeń i zjawisk, powstaje zupełnie inny obraz. Widzisz masę krytyczną katastrof. Na dodatek w takiej globalnej optyce proporcje własnych problemów ulegają korekcie” [67]. Detektywów można już nie czytać, wystarczy przeczytać kronikę wydarzeń na świecie – mówi narrator. […] – Zaczynam się bać kolejnego dnia, bo może on być jeszcze gorszy” [71]. Będąc uzależnionym od śledzenia informacji pisze stenogram, skanuje wszystkie wydarzenia czasu w społeczeństwie informacyjnym.

Jednym z bohaterów „Pamiętnika” jest żona programisty, chociaż pojawia się ona sporadycznie i jest postacią niejako drugoplanową. Mimo zaledwie naszkicowanego obrazu jawi się ona jako niewątpliwie wyrazista, silna i władcza osobowość. „Dla wygody udaje ona zwykłą kobietę – opisuje swoją żonę bohater. – Zajmuje się domem, pisze doktorat, pozwala kochać siebie po ziemsku” [217], ale cechuje ją wielka wrażliwość, przytłumiona aczkolwiek wybuchowa. Nie szczędzi ona słów krytyki pod adresem ukraińskich mężczyzn i twierdzi, że kobiety powinny wziąć sprawę w swoje ręce. Aktywnie działa w klubie równości płci, który jej mąż ironicznie nazywa „babkomem” (babskim komitetem). Jej riposty, podsumowania i wywody są trafne i dobitne, tną bezlitośnie jak ostry nóż. W sporach z mężem to ona często ma rację, on natomiast nie ma nic do powiedzenia. „Co z ciebie za facet? – pyta go żona. – Nic nie potrafisz załatwić”[154]. On widzi i rozumie, że ona jest mu potrzebna, lecz on jej – nie. Jest słabym ogniwem w rodzinie i społeczeństwie. Utrata pracy, bankructwo losu, poczucie bezradności, piętno nieudacznika, zawiedzone oczekiwania ojca, obawa przed tym, że w oczach ukochanej kobiety będzie nie tym, kim chciałaby go widzieć, wyrok dla jego miłości – wszystko to sprawia, że usiłuje popełnić samobójstwo. Nieudana próba staje się przełomem w jego relacjach z żoną, które się normalizują, a małżonkowie na nowo się odnajdują. W pięknych opisach uczuć, którymi bohater obdarza żonę widać, jak z początkującej pisarki Liny Kostenko wyłania się wspaniała poetka.

Jednym z ważnym dla zrozumienia powieści bohaterów jest „Lew inwertowany na pustynię”, w którym można po części rozpoznać alter ego autorki, co zresztą sama zdradziła podczas jednego ze spotkań z czytelnikami. Lew mówi to, o czym główny bohater „nawet nie pozwala sobie myśleć” [295], stawia diagnozy „okrutnie i bezlitośnie” [223], jest pełen sarkazmu i żółci w stosunku do Ukraińców, którzy – jego zdaniem – w dużej mierze sami sobie są winni takiej sytuacji. „To nie to państwo, o którym marzyliście? To zbudujcie właściwe. Świat nie rozumie waszych narzekań. – mówi Lew inwertowany na pustynię do Ukraińców. – […] Nie podoba wam się władza – wybierzcie sobie inną […] Albo Wielki Głód – to był on ludobójstwem czy nie był, skoro inne państwa uznały go za ludobójstwo, a wasz własny parlament nie uznaje? [117-118]” – bezlitośnie podsumowuje. „Ukraina – to bananowa republika, a Ukraińcy są niezdolni pobudować własne państwo” [109], – dochodzi do wniosku jeden zgorzkniały i zniechęcony znajomy żony programisty.

Bohatera bardzo boli, iż jego kraj ciągle znajduje się na rozdrożu. „Moja podstawowa trauma – to Ukraina. I nie ma na to rady” [123], – stwierdza bohater. Wobec tej traumy jest bezradny, czuje się jednostką elektoratu, od której nic nie zależy, biomasą, o której się przypomina jedynie przed kolejnymi wyborami [338]. Jest zmęczony życiem w kraju, gdzie tytułowy naród jest poniewierany jak bezdomny pies, a w stolicy „słowa ukraińskiego nie usłyszysz, jak gdyby była ona filią stolicy sąsiedniego państwa” [290]. Ma poczucie, że odebrano mu Ojczyznę [95], że służby specjalne chcą stworzyć Ukrainę bez Ukraińców [79], która nie będzie państwem, lecz terytorium biznesowym do prowadzenia interesów. Stężenie chamstwa w społeczeństwie jest tak duże, iż niedługo będzie ono miało skrystalizowaną postać. „Kiedyś Dowżenko napisał ‘Ukrainę w ogniu’. Czas już pisać ‘Ukrainę w bagnie’” – wnioskuje narrator [249]. „Mam wrażenie, że umieram wraz z Ukrainą – mówi ojciec głównego bohatera, były „szistdesiatnyk” i dysydentem. – Chciałbym umrzeć pierwszy” [296]. Narrator ubolewa nad tym, że na Ukrainie nie ma dokąd pójść ze swoją prawdą [388], „jesteśmy bezdomni we własnym domu, włóczęgi w swoim państwie” [177] – stwierdza. W radiu jak kpina brzmi reklama: „Poczuj się Ukraińcem!” [170]. Czy bohater pragnie aż tak wiele? Chce jedynie „żyć w normalnym państwie, mówić w normalnym języku i zapewnić to swojemu dziecku na przyszłość” [160], „chce zwracać się do Boga w swojej świątyni i w swoim języku” [120]. Mimo iż pozornie państwo ukraińskie jest niezależne i demokratyczne, to jednak sami Ukraińcy nie potrafią dokonać właściwych wyborów, a ich słabości i kompleksy są największym wrogiem. „Los nie uśmiecha się do niewolników – mówi Lew inwertowany na pustynię. – Los uśmiecha się do ludzi” [129]. Może dlatego ten naród nie może zbudować własnego państwa, że przeżył wielkie upokorzenie historyczne? – zadaje sobie pytanie.

„Ciężko się żyje w takim społeczeństwie, ale w którym jest łatwiej? Przecież to nie tylko u nas, to ogólnoświatowy wariatków. Różni się tylko specyfiką narodową” [66]. Bohater odnotowuje, że Ukraina, z jednej strony, posiada ten sam „cywilizacyjny zestaw współczesności” [69], co większość krajów, z drugiej zaś w sferze polityki i władzy w dalszym ciągu tkwi „w swoim repertuarze” [72]. Czytając zapiski dotyczące ukraińskiej polityki nie da się oprzeć wrażeniu dejà vu, jak gdyby historia Ukrainy przez ostatnie 10 lat zatoczyła koło i wróciła do punktu wyjścia. Wydarzenia roku 2000 i 2010 są często bliźniaczo podobne: ciągłe wezwania lady Ju (Julii Tymoszenko) na przesłuchania do prokuratury [65, 91, 236, 297], gwałcenie Konstytucji [295], zniesienie miasteczka namiotowego z użyciem siły fizycznej przez milicję [42], układanie się komunistów z oligarchami nazywane przez narratora „politycznym seksem” [124], argument pięści i mordobicia w Radzie Najwyższej [57, 339], sprawa zabójstwa Gonzadze jak wtedy, tak i dziś w dalszym ciągu pozostaje niewyjaśniona, krajem po trupach „rządzi oligarchia pod pseudonimem „demokracja”” [288], panuje dyktat pieniężnych worków [285], a w polityce żadnych nowych twarzy – tasowana jest w kółko ta sama talia kart [370]. Te same szóstki i te same asy. Władza jak wtedy, tak i obecnie obrała strategię rozłamu społeczeństwa [396]. Częste wybory stały się już „baletem narodowym”, wszystko jest im podporządkowane, a powstawanie z kolan – „aerobikiem narodowym” [382]. Narrator stwierdza, że „Ukrainą rządzą ludzie, którzy jej nie lubią, dla których jest ona obca” [124]. Dokładnie to samo obserwujemy obecnie – minister edukacji Ukrainy Dmytro Tabacznyk jest ukrainofobem i nie ukrywa swojej pogardy dla Ukraińców, ich historii i kultury. Bohater nie szczędzi ostrych słów pod adresem polityków i władz, jak również pseudopatriotów i nacjonalistów. To, co nazywane jest elitą, to „rozpanoszone draństwo” [96], które żeruje na biedzie zwykłych ludzi. Polityków określa on jako „nietykalnych bandytów w parlamencie” [312], którzy dzielą teki, śpią na posiedzeniach i wciskają przyciski do głosowania [221].

Psychologicznie bohater wydaje się być bardzo autentyczny, chociaż są też głosy krytyki odnośnie tego, że nie jest on wiarygodny, jeśli chodzi o wykonywany zawód – rzekomo mówi językiem szistdesiatnykiw, a nie programistów. Wydaje się jednak, iż wielu ukraińskich mężczyzn mogłoby się z nim utożsamiać. Zresztą nie przez przypadek nikt w tej powieści nie ma imienia – nie wiemy, jak się nazywa główny bohater, ani jego żona, teściowa, syn, ojciec, żona ojca.

Sporządzony przez narratora portret własnego narodu nie napawa optymizmem. Naród ukraiński jest jak gdyby zaprogramowany na beznadzieję, mózgi Ukraińców są stale formatowane i konfigurowane, zombowane przez telewizję tak, by uczynić z niego „posłuszne bydło” [375]. Ten program trzeba złamać, więc symboliczne jest, że główny bohater to programista. Jest on jednak zbyt słaby wobec potężnego systemu. Bohater ubolewa nad tym, że linię obrony w walce z systemem trzymają zmarli, zwyciężyć natomiast można tylko wtedy, gdy uczynią to żywi [79]. Tymczasem naród ukraiński jest uśpiony, a jego poczucie obywatelskie atrofowało, zanikło. Bohaterowi „trudno należeć do narodu, którego świadomość narodowa dopiero się budzi. Zwłaszcza gdy sam już od dawna cierpisz na bezsenność” [372], „ludziom zatkało dusze” [222], dotknęła ich „wsteczna amnezja” [288], społeczeństwo zapomniało wszystko, co było w historii i nawet nie czyni starań, by sobie przypomnieć [288]. „Całe nasze społeczeństwo to amorficzne półprzewodniki. Zawierające elementy pamięci. Nawet nie pamięć, a jedynie jej elementy. Ja też nie jestem wyjątkiem” [90]. „Nie naród, lecz ofiara mutacji historycznych” [216] – mówi Lew inwertowany na pustynię, jeden z bohaterów powieści. „Jedno z dwóch, – podsumowuje on – […] Albo to władza radziecka nas takimi zrobiła, albo była ona dlatego możliwa w tej części świata, bo my tacy jesteśmy” [239]. Bohater wnioskuje, że Ukraińcy mają „straszną karmę historyczną narodu, który przez wieki nie decydował sam o swoim losie” [215], od trzystu lat. Dla porównania Polaków nazywa on „narodem honoru” [214].

Stopniowo w tym rozczarowanym i niezbyt męskim mężczyźnie, którym targają wyrzuty sumienia, budzi się obywatel idący pod koniec utworu na Majdan Niepodległości, by bronić wolności wyboru. Spotyka tam zupełnie nieoczekiwanie Lwa inwertowanego na pustynię, który teraz jest inwertowany na wolność. Po jego sarkazmie względem Ukraińców nie pozostało nawet śladu – aktywnie działa w opozycji. Na Majdanie spotyka też młode pokolenie, które dotychczas było całkowicie obojętne – swojego syna oraz swojego przybranego brata – Teenagera, co pozwala mieć nadzieję, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Jedyne wyjście z beznadziejnej dla Ukraińców sytuacji bohater upatruje w Dniu Gniewu: „jeśli Ukraińcy są jeszcze zdolni do Dnia Gniewu, to Ukraina będzie. A jeśli nie są zdolni, to już nie” [75].

W książce nie brakuje ironii i sarkazmu. Słysząc od jakieś kobiety o korzyściach orzechów włoskich dla zwojów mózgu ludzkiego bohater ironicznie proponuje powołać ogólnoukraiński ruch „Za orzechy!”, żeby wszyscy hodowali i je spożywali, co doda zwojów mózgowi narodu i dzięki temu Ukraina będzie ocalona. Myśli on o tym za każdym razem, ilekroć słucha posiedzeń Rady Najwyższej lub wystąpień wysokiej rangi urzędników [208]. „Za mało orzechów jedzą – stwierdza bohater w dniu wyborów. – Nic się nie zmieni, znów wybierzemy tych samych, a więc będzie to samo” [209]. Czytając o yeti, ślady którego odkryto gdzieś w Północnej czy Wschodniej Europie, bohater mówi: „U nas pod Kobelakami też widziano yeti. Chcieli go nawet do parlamentu wybrać” [35]. Obserwując mordobicia w Radzie Najwyższej jak wtedy, tak i obecnie można podejrzewać, iż niejedno yeti tam już zasiada.

Lina Kostenko stawia diagnozę społeczeństwu ukraińskiemu, państwu, a nawet światu. Diagnoza jest gorzka i przykra jak pigułki, które należy połykać, by się uzdrowić. „Ukraina – to rezerwat dla Ukraińców. Żaden Ukrainiec nie czuje się swoim we własnym państwie. Jest on obcy już przez sam fakt posługiwania się własnym językiem” [23]. Jedną z poważnych chorób, na którą chorują Ukraińcy jest kompleks niższości.

„Pamiętnik” to nie tylko historia choroby społeczeństwa ukraińskiego, lecz próba chirurgicznej ingerencji w zaspane dusze Ukraińców. Lina Kostenko ostrzega przed usypiającą kołysanką, którą piękny baryton śpiewa w radiu – „Śpiewam przy dolinie kołysankę Ukrainie” [254], gdyż słuchając soczystych barytonów można przespać swoją państwowość. Swoją książką bije na alarm: przebudzenie jest konieczne, by nie stracić swej państwowości.

W „Pamiętniku ukraińskiego szaleńca” znajdujemy ogólnoludzkie wartości, obawę o kruchą planetę, nie zagojoną ranę i wielki ból za rozdartą przeciwnościami, niszczoną zdradami, sprzedajnością wszystkiego i wszystkich Ukrainę, za ukraińską rodzinę, której grozi duchowe spustoszenie na miarę Czarnobyla. Diagnoza postawiona przez Linę Kostenko społeczeństwu jest przestrogą, apelem skierowanym też do młodego pokolenia.

Inżynierowie dusz

Reakcje na książkę oraz ocena jej walorów są skrajne – od zachwytu do rozczarowania. Książka odbierana jest różnie – jedni czytają ją ze smutkiem, inni się śmieją. Różny odbiór świadczy, że każdy widzi w niej coś innego. Ci, którzy czekali utworu o wielkich walorach artystycznych, pewnie się zawiedli widząc publicystyczno-eseistyczne dzieło.

Niewątpliwy sukcesem ksiązki jest rezonans społeczny. Poprzez prezentacje książki w kilku miastach Lina Kostenko zaczęła mobilizować Ukraińców, a jej spotkania udowodniły, że zapotrzebowanie na głos sumienia w społeczeństwie ukraińskim jest spore. Sukces książki Liny Kostenko oraz niesłychany rozgłos pokazują, że Ukraińcy potrzebują tego typu „lektury społecznej”. Porównując z Polską, gdzie pisarze i artyści z reguły znacznie rzadziej zabierają głos w sprawach polityki, niż ich ukraińscy koledzy, należy ze smutkiem stwierdzić, że dopóki demokracja na Ukrainie wciąż raczkuje, a autorytetów moralnych i państwowców z prawdziwego zdarzenia brakuje, dopóty inżynierowie dusz ludzkich jakimi są pisarze nie mogą obojętnie się temu przyglądać.

Dlatego też ostatnimi czasy poeci i pisarze ukraińscy coraz częściej komentują wydarzenia polityczne w kraju, ogłaszają i podpisują listy otwarte w obronie demokracji, wolności słowa, języka, historii i kultury oraz podstawowych wartości. Są oni stale obecni w mediach, na łamach prasy, na stronach portali społecznościowych, prowadzą swoje blogi i rubryki na stronach wydań informacyjnych. Jak ironicznie zauważa Andrij Kokotiucha, należałoby chyba podziękować obecnej władzy na Ukrainie za to, że stworzyła warunki ku temu, aby pisarze ukraińscy byli stale obecni w mediach[7]. A tak się składa, że od kilku miesięcy to właśnie pisarze są pod lupą rządzących.

Przez połowę grudnia i cały styczeń milicja zajmowała się łapaniem Marii Matios na wniosek komunisty Piotra Cybenki za to, że pisarka śmiała porównać pomnik ku czci zwycięstwa w wojnie 1941-1945 do fallusa. Marzec upłynął pod znakiem awantury związanej z przyznaniem najwyższej nagrody literackiej imienia Tarasa Szewczenki dla Wasyla Szklara za powieść „Czarny kruk”. Autor opisuje walkę powstańców ukraińskich w miejscowości Chłodny Jar przeciwko okupacji bolszewickiej w 1920 r. Powieść natychmiast została okrzyknięta ksenofobiczną przez prorosyjskich polityków, m.in. Dmytra Tabacznyka. Wasyl Szklar napisał list do prezydenta, w którym wniósł o przesunięcie wręczenia nagrody na ten czas, gdy w rządzie nie będzie Dmytra Tabacznyka. Prezydent Janukowycz w ogóle pominął nazwisko Szklara w wykazie osób nagrodzonych, ani też nie ustosunkował się publicznie w żaden sposób do tego, co też wzbudziło fale komentarzy. Obecnie tak naprawdę nie wiadomo – przyznano mu w końcu nagrodę czy nie, wszak wśród laureatów w dekrecie prezydenta jego nazwiska nie ma? Wszystko wskazuje na to, że obecna władza na Ukrainie jeszcze nie jeden raz sprawi, że pisarze znajdą się w centrum zainteresowania.

Nadia Tkaczyk


[1] Na egzaminie wstępnym w szkołach teatralnych Ukrainy 80% kandydatów recytuje właśnie wiersze Liny Kostenko.

[2] Po bardzo długiej przerwie na początku bieżącego roku w wydawnictwie Łybid’ ukazały się piękne wydane poezje wybrane Liny Kostenko pt. Річка Геракліта z przedmową Oksany Pachlowskiej, ilustracjami Serhija Jakutowycza oraz płytą, na której poetka czyta własne wiersze.

[3] Ліна Костенко, Записки українського самашедшого, Видавництво Івана Малковича А-БА-БА-ГА-ЛА-МА-ГА, Київ 2010. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania, tłumaczenie – N.T.

[4] Pawło Łazarenko był premierem Ukrainy w latach 1996-1997, w 1998 roku oskarżono go o defraudację państwowego mienia, korupcję i pranie brudnych pieniędzy, w roku 1999 uciekł on do Stanów Zjednoczonych, gdzie został aresztowany. W roku 2006 skazano go na 9 lat więzienia. W 1995 r. został odznaczony przez Leonida Kuczmę Orderem Księcia Jarosława Mądrego V stopnia.

[5] L. Kostenko, I dzień, i noc, i mgnienie…Wybrał, przełożył i posłowiem opatrzył Andrzej Nowak, Oficyna Literacka Fundacja Św. Włodzimierza, Kraków 1997, s. 124-125.

[6] http://www.youtube.com/watch?v=BrB9h__QGUA (część 1) oraz http://www.youtube.com/watch?v=65DatUC6hDM&feature=related (część 2)

[7] http://www.telekritika.ua/kokotuha/2011-03-09/60908