W poszukiwaniu straconego żartu
Szewach Weiss poczuł się urażony parodią swojej osoby w marcowym odcinku „Szymon Majewski Show”. Zdaniem profesora autorzy programu chcąc podnieść oglądalność, sięgnęli po najgorsze antysemickie stereotypy. Swojego oburzenia kabaretem Majewskiego nie kryli również Władysław Bartoszewski oraz Piotr Kadlcik, przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce. Wobec tak gwałtownej reakcji na telewizyjny skecz nasuwa się pytanie czy w polskiej rozrywce jest jeszcze miejsce na satyrę i żart etniczny? Jakie narodowe stereotypy i afery przystoi wyśmiewać a jakie są „na cenzurowanym”?
Weiss contra Majewski
Na początku marca tego roku stacja TVN w ramach programu „Szymon Majewski Show” wyemitowała odcinek kabaretu politycznego „Rozmowy w tłoku”, w którym żartowano z polsko-izraelskich rozmów na temat restytucji przedwojennego żydowskiego mienia. Aktor parodiujący byłego ambasadora Izraela w Polsce wypowiedział kwestię: „Premier Netanjahu przyciśnięty pod ścianę płaczu przez Donalda Tuska zgodził się na wymianę handlową pomiędzy naszymi krajami. I tak, proszę pana, my wyślemy do was zdrowe, soczyste, pyszne pomarańcze z Hajfy. A wy nam dacie stare zrujnowane kamienice”, po czym dodał: „Jedna pomarańcza. Jedna kamienica”.
Ten fragment programu okazał się zbyt antysemicki w wymowie dla prof. Weissa a w konsekwencji zbyt kontrowersyjny dla samej stacji TVN, która najpierw usunęła nagranie ze strony internetowej programu a potem zablokowała je na innych serwisach. Co sprawia, że skecz, który być może czterdzieści lat temu przeszedłby bez echa, dziś wywołuje kontrowersje? Czy po zniesieniu instytucji cenzury nie zaczynamy ulegać cenzurze politycznej poprawności i zamiast dokonywać konfrontacji udajemy, że dylematy, które dotyczą relacji między narodami nie wymagają komentarza, a kabaret jest najmniej odpowiednią dla takiego komentarza przestrzenią?
Humor żydowski, czyli szmoncesy z lamusa
Skecze na temat żydowskiego targowania dziś potrafią wywołać oburzenie, lecz przecież nie zawsze tak odbierano ten rodzaj etnicznego żartu. Mieliśmy w końcu całkiem bogatą i kontynuowaną jeszcze po II wojnie światowej tradycję humoru żydowskiego w Polsce. Dowcip zaprezentowany w „Rozmowach w tłoku” wbrew pozorom stanowi tylko kontynuację słynnych szmoncesów, czyli dowcipów lub większych form kabaretowych opartych na humorze żydowskim, które obracały się zwykle wokół spraw biznesowo-religijnych wyśmiewając arcypraktyczne podejście do życia. Jako współczesny szmonces skecz z Szewachem Weissem przywodzi na myśl najsłynniejszy chyba telewizyjny skecz Kabaretu Dudek, czyli właśnie szmonces pt. „Sęk” w mistrzowskim wykonaniu Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego. Warto zauważyć, że był to tekst napisany jeszcze przed II wojną światową przez Konrada Toma (właśc.: Konrad Runowieckiego), który do masowego odbiorcy trafił właśnie dzięki telewizyjnemu kabaretowi.
Słynne szmoncesy pisał też Julian Tuwim, który przed wojną swoją ostrą satyrą potrafił wywołać kontrowersje nie mniejsze niż show Majewskiego. Po roku 1989 kabarety polskie nie muszą już obawiać się cięć czy to politycznej czy obyczajowej cenzury, z którą liczyć się musiał słynny Skamandryta. Mimo to w spektaklu „Tuwim dla dorosłych” zespół Teatru Roma pomija jedną „niewygodną” strofę utworu „Całujcie mnie wszyscy w dupę” :
„Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że «szumią jodły w Tel-Avivie»,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.”
Gdzie leży przyczyna tej politycznej poprawności w dzisiejszym żarcie etnicznym? Czy rację ma Joanna Kos-Krauze mówiąc w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” nr 24/25, że dobry żydowski humor skończył się u nas w roku 1968? Wszak słynny „Sęk” emitowano w publicznej telewizji jeszcze w roku 1972. Chyba nie sama trauma antysemickiej nagonki uniemożliwia odrodzenie żydowskiego humoru w Polsce. Problemem jest raczej cepelizacja, której od tamtego czasu uległ wizerunek Żyda w polskim kabarecie. Stereotypowy Żyd w numerach grup takich, jak Kabaret Młodych Panów, to Żyd „ze starej bajki”: ubrany w chasydzki strój, noszący pejsy, okulary, kaleczący polską odmianę i wymowę. Oczywiście, efekt sceniczny wymaga pewnej „charakteryzacji” postaci, lecz gdybyśmy mieli w taki sposób stylizować przedstawicieli wszystkich grup społecznych, to polski rolnik w skeczu kabaretowym wyglądałby jak żywcem wyjęty z „Wesela” Wyspiańskiego. Taki rodzaj reprezentacji Obcego w kabarecie przenosi naszą komunikację do skansenu i uniemożliwia wytworzenie języka nowej satyry wyśmiewającej współczesne interkulturowe niesnaski. Postać Ultraortodoksyjnego Żyda nie przemówi przecież w imieniu izraelskich nastolatków z holocaustowej wycieczki ani żydowskiej feministycznej aktywistki ani progresywnej rosyjskiej rabinki, choć wszystkie te osoby tworzą wieloetniczny krajobraz naszego kraju. By wyśmiewać współczesne stereotypy narodowe potrzebny jest język ponowoczesnej satyry. Wśród rodzimych produkcji rozrywkowych „Rozmowy w tłoku” są bodajże pierwszym programem, którego twórcy odważyli się taki język wypracować i wykorzystując współczesną postać podjęli aktualny „niewygodny” temat zwrotu mienia żydowskiego w Polsce. U nas dostają za to ostre cięgi, lecz czy dostawaliby je, gdyby ich skecz odegrała w swoim programie Sarah Silverman?
Obscena oswajająca traumę
Chyba niewiele osób potrafiłoby wyobrazić sobie Kazimierę Szczukę opowiadającą w wypełnionej po brzeg Sali Kongresowej kawały o pogromie kieleckim i zbrodni w Jedwabnem. Kto widział „Sarah Silverman Show”, ten wie, że jest jedna Żydówka zdolna do takich a nawet „gorszych” numerów. I nie są to tanie prowokacje, ale „przechwycenia”, za pomocą których Silverman odbiera rasistom ich własne oręże, czyli: stereotyp, slogan, język nienawiści. Kiedy komiczka opowiada któryś ze swoich „rasistowskich” kawałów, kwituje cały występ typowym dla siebie stwierdzeniem:
„Nie dbam o to, czy powiecie, że jestem rasistką, dopóki nie powiecie, że jestem GRUBĄ rasistką.”
To Silvermanowskie „przechwycenie”, którego nie zauważono w „Szymon Majewski Show” mogłoby mieć wręcz „uzdrawiającą” moc, gdyby nie zostało zamiecione pod dywan ale odczytane ze zrozumieniem satyrycznej idei tekstu. Skecz o pomarańczach z Hajfy wyśmiewa przecież nie tylko stereotyp skąpego Żyda, ale „przechwytuje” język teorii spiskowych i hasła o Polsce rozkradanej przez Żydów, które niecały rok temu wykrzykiwano przed Pałacem Prezydenckim. Tak zdemaskowany język nienawiści traci rację bytu, bo zostaje przechwycony przez tego, kogo miał zranić.
Być może żartów etnicznych Majewskiego nikt nie rozpatrywałby w kategorii obsceny, gdyby kiedyś jakiś żydowski satyryk w Polsce odważył się, tak jak Silverman, powiedzieć w telewizyjnym show, że najbardziej martwią go coraz mniejsze wpływ Żydów w mediach, lub gdyby ten sam satyryk miał dość odwagi i możliwości, by porównywać różne etniczne stereotypy tak, jak w poniższym skeczu:
„ – Wiecie, wielu ludzi wciąż obwinia Żydów za to, że zamordowali Jezusa, a ja jestem chyba jedną z niewielu osób, które jednak uważają, że to wina Czarnych…Ludzie ciągle pytają czemu opowiadam te etniczne kawały, a ja po prostu uważam, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Zrobiłam nawet listę podobieństw między starymi Żydami a młodymi Murzynami:
- Jedni i drudzy uwielbiają świecidełka: diamenty, pieniądze, itp.
- Jedni i drudzy uwielbiają swoje wnuki
- Jedni i drudzy jeżdżą kadilakami
- Jedni i drudzy skarżą się, że wszyscy ich przyjaciele umierają”
Trudno przewidzieć, czy mamy szansę na pojawienie się polskiej Sary Silverman, ale być może mamy szansę na kabarety, które zaczną wykorzystywać niszę polskiej satyry, jaką jest humor etniczny. Osobiście życzę powodzenia inteligentnym satyrykom gotowym wcielać się w role Obcych i czekam z niecierpliwością na współczesne skecze o Ukraińcach, Azjatach, Czeczenach, Norwegach i Czechach mieszkających w Polsce w I połowie XXI a nie XX wieku.
Jakub Wydrzyński