Strona główna/REPORTAŻ. Pogadać z Gruzinem

REPORTAŻ. Pogadać z Gruzinem

REPORTAŻ. Pogadać z Gruzinem
Julia Aleksiejewa

Alik był w wojsku lotniczym w Polsce w latach 1987–1989. Poznałam go w jednym z barów w stolicy regionu Kachetia w Gruzji. Tego wieczoru w prawie pustym lokalu był zajęty tylko jeden wielki stół. Siedmiu mężczyzn miało ucztę. Zobaczywszy nas, zaproponowali, żebyśmy poczęstowali się winem. Kiedy usłyszeli, że przyjechaliśmy z Polski, natychmiast dostawili krzesła, żebyśmy do nich dołączyli. To było trzech braci i ich synowie. Młodszy z braci zapytał, czy znamy pewne miasto w Zachodniej Polsce, bo był tam w wojsku i poznał Piotra, Polaka, z którym gorąco się zaprzyjaźnił, ale stracił kontakt.

***

Alik jest garncarzem. Przed wojskiem jeździł do Mińska, chciał się dostać na studia na Akademię Sztuk Pięknych. W tych czasach młodzi chłopacy koniecznie mieli iść do wojska albo przed, albo po studiach. Alik pomyślał, że chce sprawę z wojskiem załatwić jak najszybciej. Wrócił do Tbilisi, stamtąd do Baku, gdzie zaczął się, jak sam określił, „handel ludźmi”. Przylatywały samoloty z Niemiec Wschodnich, Polski, Czechosłowacji, czy innych państw-sojuszników i zabierały 200–300 żołnierzy do swoich krajów. Tak trafił do Polski.

Układy w wojsku za granicą bardzo się różniły od tych, które były w Związku Radzieckim. Wiele osób wtedy robiło interesy z Polakami: sprzedawały wszystko co się dało. I olej napędowy, i części samochodowe, i złoto, i jedzenie. Braku 5 ton oleju czy benzyny z samolotów miesięcznie nie dało się zauważyć, bo tego było dużo więcej. To był czas stanu wojennego, kiedy w sklepach nie było prawie nic. A w samej jednostce wojskowej można było kupić wszystkie specjały ze Związku Radzieckiego. Za to, na przykład, Polacy zezwolili oficerom w weekendy strzelać do ptaków w okolicznym lesie. Wszyscy mieli wzajemny interes na koszt państwa.

– Tak okradaliśmy radziecką maszynę wojenną. Z jednej strony, nasza jednostka, w przypadku wojny poszłaby pierwsza na ostrzał, a z drugiej miała pokazać jak dobrze się żyje żołnierzowi sowieckiemu. Miałem szczęście, że trafiłem tam – mówi Alik – miałem nawet swój rower i koło garncarskie.

Pewnego razu Alika i jeszcze kilku wojskowych zabrano do jednostki polskiej. Wywieziono ich do sąsiedniego miasteczka, gdzie stacjonowało wojsko czołgowe. Chłopaki ze Związku mogli zobaczyć, jak żyją polscy żołnierze. Byli w szoku, bo Polacy mieli wszystko lepsze: lepsze ubrania, żyli w pokojach dwuosobowych, mieli TV, był szwedzki stół w kantynie, wszędzie grała muzyka. Mogli nawet w weekendy do domu jeździć.

Podczas uroczystego obiadu, kiedy generałowie chwalili się nawzajem, żołnierze wychodzili potajemnie, żeby wymienić się koszulkami. Alik też to zrobił. Podczas obiadu złapał kontakt wzrokowy z jednym Polakiem. Po kolei wyszli do łazienki. Kim był ten chłopak, Alik nie wiedział, bo więcej już się nie spotkali.

***

Alik poznał się z Piotrem w nocy przy bramkach wejściowych. Zazwyczaj było dwóch wartowników: oficer i żołnierz. Ale oficerowie często wychodzili w nocy do domu. Tej nocy Alik był sam, w razie czego miał dzwonić do starszego.

Piotr szedł obok bramki i krzyknął do Alika:

– Po co przyjechałeś do Polski?

– Jestem zwykłym żołnierzem, wysłano mnie tutaj.

Ten zaczął się oburzać, że nienawidzi sowieckich sołdatów. W tych czasach większość miała skojarzenia, że jak sowiecki, to od razu ruski.

– Nie jestem ruskim, jestem Gruzinem.

– Chcę z Tobą pogadać.

– No mów – Alik zaczął odpowiadać w tej samej manierze.

– Po co przez płot? Albo wyjdź, gadzie, albo mnie wpuść.

Jeżeli ktoś by się dowiedział, że Alik wpuścił obcego, dostałby 10 dób aresztu. Ale facet już był podekscytowany. Piotr był większy od niego prawie dwa razy. Ale Alik pomyślał, że się nie boi, w razie czego miał nóż w środku, więc otworzył bramkę.

Piotr stał zdziwiony przed otwartą bramką, nie wchodził. Patrzyli na siebie, dopóki Alik nie podał mu ręki. Tak się poznali.

– Mogę wejść? – zapytał cicho Piotr i zrobił krok do przodu. Był to mały pokój, gdzie na stole leżały książki w języku gruzińskim, flaga i pudełko z sodą.

Alik rozpuścił sodę w wodzie i wypił.

– Co ty pijesz?

– To na żołądek. Miałem wrzód, trochę jeszcze boli.

– Studiuję farmację. Mogę dotknąć? – Nie zapytał jaki to rodzaj bólu, tylko pomacał brzuch.

Alik zauważył, że Piotr był trochę pijany. Pomyślał wtedy, że wpuścił go, żeby zobaczył, że w tej jednostce nie mieszkają dzikusy. Długo gadali tego wieczoru, głównie o swoich ojczyznach. Piotr opowiadał o Polsce, Alik – o Gruzji. W Polsce wtedy była Solidarność, a w Gruzji rewolucja z Gamsachurdią. Rujnowanie wszystkiego, co sowieckie i początek nowych czasów.

– Trzymaj, to dla Ciebie – Alik wyciągnął dla Piotra flagę Gruzji.

– Dziękuję Ci. Wiesz, muszę koniecznie pokazać Ci zdjęcia, jak tutaj czołgi wjeżdżają. Ale to już następnym razem – powiedział Piotr na pożegnanie.

***

I rzeczywiście przyszedł następnego dnia. Alik był u siebie, kiedy do niego zadzwoniono z bramek i powiedziano, że na niego czeka jakiś Polak. Alik bardzo się zdziwił. Piotr stał obok bramek z siatką, z której wyciągnął opakowanie leków:

– Trzymaj, musisz brać 2–3 razy dziennie. Jadłeś już obiad? To weź.

Alik ostrożnie oglądał opakowanie, Piotr to zauważył, sam wziął pierwszą tabletkę i połknął. Później wyciągnął z torby domowe jedzenie od jego mamy, kurczaka oraz kotlety. Tak Alik i Piotr zaczęli się spotykać co tydzień.

Często to było nocą, kiedy Alik był na warcie. Kilka razy udało się w dzień, bo do jednostki mogli wchodzić cywile, na przykład, ludzie z obsługi technicznej, hydraulicy itp. Naczelnicy zawsze byli albo na polowaniu, albo w łaźniach, bawili się sobie. Taki bałagan sowiecki.

Alik oprowadzał go, pokazując, jak to wygląda od środka. Piotr bardzo się przejmował, że źle karmią tych żołnierzy, nawet proponował, żeby mama coś im ugotowała. Ale Alik pokazywał mu stołówkę, piekarnię, mówił, że sami mogą go częstować. Ale Piotr wciąż przynosił słoiki od mamy.

Jednostka wojskowa znajdowała się w mieście. Alik i inni żołnierze robili tak, że wpisywali się na patrol po mieście. I wychodzili nie patrolować, tylko zajmować się swoimi sprawami. Przebierali się w ubrania sportowe, które były schowane w jednostce i wychodzili na miasto. Ale pewnego razu Alik dostał przepustkę na wyjście na całą noc z Piotrem. Jak to zostało załatwione? Nie wie do tej pory.  

***

– Zawsze się przejmowałem tym, że Piotr, który tam mieszka, nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi. To jest dla mnie ważne. Po wojsku znalazłem wszystkich, z kim miałem dobre relacje. Ostatniego z kolegów jeszcze rok temu. Mieszkaliśmy w tym samym mieście, ale nie mogłem go znaleźć. Tak samo z Piotrem. Na różne sposoby szukałem go, ale takiego imienia i nazwiska nikt nie kojarzył, nawet gdy prosiłem Polaków o znalezienie. Nawet żona, która już się zmęczyła moją historią, namawiała mnie żebym tam pojechał i go znalazł, żebym się w końcu uspokoił.

***

Pewnej nocy Piotr zabrał Alika do siebie do domu, aby poznał jego rodzinę i spróbował wina, które sami robią. Polak wiedział, że Alik pochodzi z winnego regionu Gruzji. Rodzina Piotra miała duże mieszkanie w centrum miasteczka. To było już po północy, ale rodzice Piotra nie spali. Spotkali chłopaków w drzwiach. Alik się przejmował, że przeszkadza o takiej porze, ale oni chcieli go poznać, bo Piotr dużo o nim opowiadał.

W dużej łazience, gdzie nawet stało akwarium, trzymano 20-30 litrowe gąsiory z winogronami i rurki do fermentacji. W samej Gruzji produkują wino w inny sposób. Od wieków w Kacheti zakopywali w ziemi gliniane naczynia zwane qvevri, w których fermentuje się wino. U Piotra Alik po raz pierwszy widział taki system robienia wina w szklanych naczyniach, ale sam napój mu smakował.

Alik poznał brata Piotra – Marka. Marek studiował medycynę wojskową, a w wolnym czasie malował obrazy. Chłopak przyjeżdżał do domu, tak samo jak brat, na weekendy. Piotr chciał, żeby Alik i Marek się poznali, bo obaj byli artystami. Przyszli do domu, kiedy brat już spał, ale Piotr specjalnie go obudził. Uśmiechnął się, nie zwracając uwagi na to, że był trochę niewyspany, Marek pokazał Alikowi swoje obrazy.

Piotr tak samo pokazał Alikowi swoją kolekcję monet, w której miał nawet gruzińskie egzemplarze z XIII–XIV wieku. Tak samo album o Gruzji. Mógł nawet powiedzieć kilka słów w języku gruzińskim. W takim stopniu się znał na historii tego kraju, że Alik trochę się zawstydził. Piotr opowiadał mu o królowej Tamarze, o Dawidzie Budowniczym. Później wyjaśnił, że chciał pojechać do Tuszetii, żeby zbierać zioła. Mówił, że to było jego marzenie. Umówili się, że kiedyś Alik przyjedzie na Sylwestra do Polski, a w lato Piotr do niego.

– W tym czasie ich mama smażyła kotlety. Siedzieliśmy na początku w domu, później w knajpie. Ale miałem wracać przed siódmą do jednostki – Tak było przez cztery ostatnie miesiące, które zostały Alikowi do końca służby.

Bracie dali Alikowi w prezencie srebrną monetę z Janem Pawłem II. Dali nawet bursztyn. Jednak głównym prezentem od Piotra były zdjęcia, które zrobił z domu, kiedy wojsko sowieckie wjeżdżało czołgami do ich miasteczka na początku lat 80. Piotr wiedział, co się wydarzyło w Gruzji 9 kwietnia1. Że Związek powoli upadał.

– Cieszyli się z tego. Rozumieli, że to była prawdziwa historia.

***

W listopadzie, tuż przed samym końcem służby, Alik został zaproszony na rozmowę. W każdej jednostce wojskowej byli przedstawiciele służb specjalnych. Zaciekawiła ich przyjaźń Gruzina i Polaka oraz dlaczego Alik dał mu flagę niezależnej Gruzji. „Przecież jesteśmy narodami zaprzyjaźnionymi” – zażartował Alik, żeby więcej go nie zaczepiano. O jego wyjściach z Piotrem wiedziało niewiele osób, ale zawsze się znajdzie kapuś. Tym bardziej, że wojskowi dobrze znali rodzinę Piotra, bo jego ojciec był milicjantem.

Po wojsku Alik poszedł na studia, po roku się ożenił, urodziło mu się dziecko i wyjechał z rodziną do Soczi. W Rosji przeważnie zajmował się biznesem, później pracował w urzędzie miasta. Ale dwa lata temu wrócił do Gruzji, zajmuje się ceramiką, czyli tym, co zawsze było jego pasją.

***

Alik zaproponował wyjście na papierosa. Staliśmy naprzeciwko starej cerkwi, kiedy powiedział:

– Chcę go zobaczyć, usłyszeć i zaprosić. Straciliśmy kontakt przez te ciężkie lata 90. To były niedobre czasy w Gruzji, była wojna. Wysłał do mnie wtedy list, jeśli go znajdę… nie wiem. Zgubiłem go podczas przeprowadzki. Cały czas mam ten ciężar. Oczywiście, chyba nie potrafi zrozumieć, że u nas nie działała poczta. Tu była wojna. Później, żeby zadzwonić za granicę, trzeba było znów iść na pocztę i zamawiać telefon. Chodziliśmy z żoną, ale mówiono nam, że nikt nie odpowiada pod tym numerem.

Pamiętam, jak Piotr mnie odprowadzał. Jego nie wpuszczono do środka, to było o 4 nad ranem. On stał za płotem. Płakaliśmy.

Czy to, co zrobił dla mnie, nie wystarczy żebym chciał się mu odwdzięczyć? Uważano nas za wrogów. Marzyliśmy z Piotrem o tym, że będzie dobrze, otworzą granice, będziemy do siebie nawzajem jeździć. Byliśmy młodzi, gorąca krew. Chyba jednak tu nie dotarł. Mówiłem, że zgubiłem wszystkie kontakty. Nie chcę, żeby myślał, że o nim zapomniałem i nie odpowiedziałem. Kiedy przyjedzie podziękuję mu z całego serca. I będę już spokojny.

Skończył się papieros. Wróciliśmy do stołu tylko po to, żeby się pożegnać z braćmi Alika. Jak się okazało, tego wieczoru zebrali się przy stole, żeby uczcić pamięć o matce, która zmarła rok temu.

***

Los Piotra potoczył się zupełnie inaczej. Na początku lat 90., miał problemy rodzinne. Nie został farmaceutą. Jego brat Marek nie zdążył skończyć studiów, kiedy trafił do psychiatryka, nie dostał też renty wojskowej. Matka zmarła, ojciec chorował. Piotr utrzymywał resztę rodziny, z którą później się pokłócił i został bezdomnym we Wrocławiu. Pracował to tu, to tam, dopiero po 1997 roku przeprowadził się do mieszkania, którego właściciel utopił się podczas powodzi.

Piotr mieszka z kobietą w małym jednopokojowym mieszkaniu, w którym jest stół, tapczan i telewizor. Obok stoi stara meblościanka, ale prawie pusta, za szkłem widać tylko dwa kryształowe kieliszki. Na ścianie jest obraz Maryi.

Piotr nałogowo pali papierosy. Na stoliku przed sobą ma popielniczkę i górkę tytoniu na papierze. Obok leży kilka skręconych papierosów. Piotr bierze jednego, odpala, robi wdech i mówi:

 Przyciągnął mnie. Może dlatego, że też Ruskich nie lubił. Kumplowałem się z nim, bo był inny. Każdy patrzył na siebie, a Alik – na innych. Ale nie za bardzo to było takie „wolne” wyjście na miasto. Bo miasto było za małe. Każdy każdego znał. I on też musiał uważać, bo mogli go w każdej chwili za Ural odesłać. A wiadomo co tam… Zapraszał mnie do siebie, pisałem do niego, nie odpisywał. Szczerze powiem, że się zraziłem, bo wysyłałem listy, odpowiedzi nie było. A o czym będziemy rozmawiać po tylu latach? Co mu mogę powiedzieć?

1 Masakra 9 kwietnia 1989 w Tbilisi – stłumienie przez wojska Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego pokojowej demonstracji niepodległościowej Gruzinów przy alei Rustawelego w Tbilisi.

Julia Aleksiejewa

Julia Aleksiejewa – urodziła się w 1994 roku w Mińsku (Białoruś), ukończyła Collegium Civitas w Warszawie, kierunek Dziennikarstwo i nowe media. Interesuje się prawami człowieka oraz sztuką filmową. Współpracuje z polskimi oraz białoruskimi wydaniami internetowymi.

Kultura Enter, 2019/02 nr 88