Antanina Słabodczykawa. Estetyka poza granicami estetycznego
Szukać pięknego w szpetnym, dążyć do piękna i go odrzucać, walczyć z lękiem, czyniąc go tematami swoich prac – twórczość białoruskiej malarki Antaniny Słabodczykawej jest równie pełna sprzeczności co jej droga życiowa.
Tonia nie zamierzała zostać malarką, ale tak się zdarzyło, że ukończyła Uczelnię Sztuk Pięknych imienia Hlebawa. Postanowiła zostać grafikiem, bo, jak twierdzi: „nie lubię farb olejnych”, ale dostała się na Wydział Monumentalny Białoruskiej Akademii Sztuk Pięknych. Następnie, obcując z płótnami i pędzlami, polubiła akryl, którym – wykorzystując wałek – zaczęła zamalowywać ogromne płótna. Kiedyś, w prezencie, wykonała swoją pierwszą książkę techniką kolażu, żeby następnie, mimo że nie planowała tego, nożyczki, klej i papier stały się jej podstawowymi narzędziami pracy.
Tonia Słabodczykawa mówi o dążeniu do czystości w swoich pracach: „Idealny obraz to dla mnie maksymalnie lakoniczny znak”. Ale jej prace, będąc na początku „znakiem”, raptem zarastają warstwami farby, przedmiotami, fakturami. „Prowadzi mnie materiał” – mówi. „Podoba mi się łączenie przedmiotów z różnych sfer”.
Jej akrylowe płótna mają jaskrawe, zadziorne, ostre kolory: granatowy, żółty, czerwony, zielony. Tonia łączy je ze sobą, nawarstwia, przykrywa kawałkami gazet i stron czasopism, robi napisy i stawia kleksy. Łamiąc kanony piękna, naśmiewając się z niego i je zniekształcając, malarka tworzy własne piękno, potrzebne jej do pokonania braku gustu codzienności „Mogę tworzyć przepięknie. Ale nie chcę takiego piękna. Moje kryterium piękna to takie, gdy jest dziwnie, ironicznie i niejednoznacznie. Raczej jest to zjawisko negatywne niż pozytywne. Nie lubię patosu”.
Jej „księżniczki” nie są ani proporcjonalne, ani seksowne, ani mądre. Są agresywne i cyniczne, nadzwyczaj otwarte w swojej fizjologii. Nie rozkochują w sobie, lecz śmieszą i bawią. I najważniejsze, że modelką do takiego totalnego wyśmiewania się staje się nie dziewczyna ze lśniącej okładki czy z ekranu telewizora, lecz sama malarka. Przedmiotem ironii oraz braku piękna Tonia czyni przede wszystkim siebie. Można powiedzieć, że wyłącznie siebie. Bada swoją złość, swoją fizjologię, śmieje się ze swoich lęków, które otwarcie określa jako kobiece. (Oto widzi siebie dziewczynka w dzieciństwie Księżniczką, potem zaś znajduje nagle męża pod krzakiem, rodzi miot dzieci, otrzymuje order i umiera. Bajka się skończyła! „Madonnuszka” – jednym słowem).
Tonia nie boi się tego, że jest kobietą. Stereotypy dotyczące kobiety, która nie może być malarką, lub obraza wobec określenia swojej twórczości jako kobiecej nie stanowi dla Toni problemu. Mówi o swojej emocjonalności kobiecej, o tym że jako artystka nie zastanawia się nad tym, co się dzieje dookoła. Więc nie uważa się za współczesną malarkę. „To, co robię, jest samouświadomieniem. Jestem malarzem, który nie współdziała ze światem dosłownie. Jestem kobietą i postrzegam wszystko przede wszystkim intuicyjnie, przepuszczając przez własny system nerwowy”.
Prace Słabodczykawej, jak notatki w dzienniku, opowiadają o jej dniach, okresach życia, przeżyciach wewnętrznych oraz wydarzeniach zewnętrznych. Okres dorastania i uświadamiania siebie jako kobiety połączony jest z uwagą w stosunku do własnego ciała i szczegółowym jego badaniem. Stereotypy dotyczące funkcji i przeznaczenia kobiety w społeczeństwie – gospodyni, kochanka, matka – Tonia interpretuje w ostrej formie, wykorzystując rozpoznawalne znaki, które nieprzygotowanego widza czasami mogą nawet oburzyć. Tu malarce doskonale pomagają czasopisma kobiece, których piękno na nowo sobie uświadamia i dorysowuje.
Apoteozą zniekształcenia kobiecego jestestwa stał się przedmiot-performance Wykrycie kobiety, stworzony i zrealizowany wspólnie z malarzem Michaiłem Hulinem. Z papier mâché skleili atrapę kobiecego ciała, którą podczas happeningu „wykrywali” i, komentując, wydobywali z „ciała” jego zawartość. „Zawartością” kobiety zajmowała się Tonia. Rzeczywiście, tak zdecydowanie odrzucać, a jednocześnie wysławiać kobietę może tylko kobieta. Postery gwiazd i muskularnych sportowców, laleczki i koronki, karteczki, zgaszony na kawałku tłuszczu papieros, kawałek wątroby w rondlu, włosy i młotek, lewatywa, gumowe rękawiczki – intymny świat kobiety wydaje się nie mieć końca. Tonia nie kryje tego, że zaczęła od siebie i swoich intymnych „tajemnic”, których ujawnienie jest potrzebne przede wszystkim jej samej. „Zajmuję się sobą i z samą sobą. Sztuka dla mnie to sposób, aby stać się bardziej szlachetna i pozbyć się kompleksów”.
Jednak prace Słabodczykawej dlatego właśnie są dziwaczne, że drażniąc, bawiąc, być może na początku dziwią widza, ale trafiają do niego, dlatego że prezentują prawdę o kobiecie, o jej lękach i marzeniach, chęciach i czynach, myślach i słowach, które cały czas są sprzeczne, w konflikcie ze sobą, niszczą i tworzą jednocześnie. To sztuka kobieca przede wszystkim dlatego, że głównym jej przedmiotem i tematem jest kobieta.
Ale gdyby kobieta nie wiadomo jak się izolowała i zamykała przed środowiskiem zewnętrznym, to i tak przed nim nie ucieknie. W pracach Słabodczykawej ci „inni” są obecni: mężczyźni jako część kobiecych marzeń i rzeczywistości, dziecko jako plon kobiety i jednocześnie ona sama, wydarzenia świata zewnętrznego, które w ten czy inny sposób przenikają do umysłu kobiety i, przetworzone przez jej emocje, przejawiają się w rysunkach, znakach, słowach.
Żołnierzyki do zabawy z dziećmi (obiekt Talerze), gumowe koło, przygniatające pluszowe zabawki i plastykowe lalki (obiekt Koło), mężczyzna i kobieta z papier mâché (wspólnie z Hulinem instalacja Bez nazwy) – te obiekty to także lęki, ale lęki odzwierciedlające to, co się dzieje dookoła, rodzące się wskutek współdziałania z przysłowiowymi „innymi”.
Obiekt jako forma sztuki pojawił się w arsenale Słabodczykawej przypadkowo. Jeszcze podczas studiów na Akademii Sztuk Pięknych malarka stworzyła obiekt Zielnik śmierci przedstawiający schowane pod szkłem, otoczone ze wszystkich stron sztuczną trawą kosmyki włosów (włosy jako sakralny znak staną się później jednym z kluczowych tematów w twórczości malarki). Zielnik śmierci stał się swoistym punktem zwrotnym. Dziewczyna zmarła, a wraz z nią jej dziecięce tajemnice, które teraz, umieszczone pod szkłem, mogą być tylko obiektem pamięci lub sposobem pokonania lęku przed nieodwracalnością czasu.
Po Zielniku śmierci symbol przedmiotu, w najróżniejszych kształtach – papier, drobne rzeczy – cały czas pojawia się w pracach Słabodczykawej. Stopniowo staje się coraz bardziej pojemny i konkretny. „Dla mnie ważne jest, aby można było tego dotknąć” – mówi Tonia. Na nowo malarka zobaczyła przedmiot – szczególnie zabawki – po urodzeniu córki. Do jej dorosłego świata znowu się wdarły dziecięce tajemnice i laleczki. Teraz jednak to wszystko jest postrzegane i rozumiane zupełnie inaczej – nie śmiesznie bądź ironicznie, lecz ze szczególnym dreszczem i smutkiem. Nadszedł okres Czarnych plam.
Twórczość malarki zaczęła się w zasadzie od tematu śmierci. Już w Zielniku, uświadamiając sobie to czy też nie, zaczęła uśmiercać przedmioty, umieszczając je pod szkłem. Następnie za pomocą akrylu i kolaży przedstawiała siebie i innych. W niektórych pracach – Koło, Talerze – pojawia się już znana interpretacja świata malarki. I w końcu temat śmierci staje się główną kwestią w jej dużym projekcie Czarne plamy.
Śmierć dla malarki jest „tym, czego nie wiemy na pewno, dlatego się jej boimy”. Jak mówi: „Jest to wielka tajemnica, dlatego mnie interesuje”. Śmierć nie tylko pod względem procesu fizjologicznego, lecz jako rozpłynięcie się, zniknięcie, utrata pamięci, przejście z jednego stanu do innego, na przykład przemiana dziewczyny w kobietę. Kluczowa w Czarnych plamach jest pamięć: śmierć to również wspomnienia, które w Zielniku tworzą szczególny rodzaj martwej natury, są pocięte w formie kolażu.
Odrębne miejsce w projekcie zajmują sztuczne kwiaty. „Nie lubię ich, ale kryją w sobie jakiś szczególny sens” – twierdzi artystka. Kwiatami napełniane są szklane skrzynie i trójkątny otwór dachu szafy, z kwiatów Słabodczykawa tworzy zdanie: „To jest tu” („Es ist da”). Stają się one bukietem, którym malarka dopełnia temat śmierci. Tonia jak gdyby ostatecznie żegna się z charakterystycznymi dla niej tematami i towarzyszącymi jej lękami.
W projekcie tym dominuje martwa natura. Na czarnym tle malarka układa, komponuje przedmioty, rysunki człowieka (wycinki z czasopism lub narysowany portret), które potem umieszcza w ramie z papierowych kwiatów. W ten sposób Słabodczykawa tworzy swoje prace Obraz, Ave Maria, Świat absolutny. Są to jej interpretacje współczesnej Madonny i kosmicznej pustki, które będąc martwe w rzeczywistości, tworzone są przez malarkę z martwych faktur – płaskich, niedorzecznych, lakonicznych. Jaskrawe kolory, które trafiają do palety tych prac, jeszcze bardziej podkreślają pustkę, tworząc „czarną plamę”.
W konsekwencji Słabodczykawej udaje się przejść do tego znaku, w którego kształtach zawsze widziała swój idealny obraz. Nie jest to podobizna śmierci, lecz jej oznaczenie, znak jej obecności, której nie ma sensu się bać. Zasadniczo, nie warto się bać, dlatego że umieranie, mając różne kształty i sensy, prześladuje nas od samego urodzenia. Jest to niepojęte, czasem trudno się z tym pogodzić i to zrozumieć. Jednak powiedziane i opowiedziane raptem staje się zabawne i śmieszne. Staje się źródłem życia.
„Malarstwo pomaga mi pracować nad własnymi lękami. Jeśli czegoś się boję, zaczynam cały czas to powtarzać. Nareszcie przyzwyczajam siebie, aby się tego nie bać” – opowiada malarka. Przyznawanie się do własnej słabości czyni Tonię osobą silniejszą, pomaga jej zwyciężać. To wyznanie, siła, którą rodzi, stwarza z niej nie tylko malarkę. Jej odkrycia uczą nie bać się patrzenia w głąb siebie, widzieć siebie i mówić o tym, co się zobaczyło. Mówić, aby zwyciężyć.
Taciana Arcimowicz
Tłumaczenie z białoruskiego – Maryja Łucewicz-Napałkow