Efekt stada: populiści na Litwie
Nowa formacja polityczna „Drąsos kelias” („Droga Odwagi”) może stać się ewenementem na skalę światową. Podstawowym jej hasłem, wyróżniającym ją spośród pozostałych, jest walka z pedofilią.
Po 20 latach niepodległości, litewski system polityczny nadal cechuje duża niestabilność. W w wyniku każdych kolejnych wyborów do Sejmu czy rad samorządowych dostają się małe, „jednodniowe”, populistyczne partyjki, żerujące na najniższych instynktach społecznych. Bardzo prawdopodobne, że do Sejmu następnej kadencji trafi siła polityczna faktycznie „idąca po trupach po władzę”.
Nowa formacja polityczna „Drąsos kelias” („Droga Odwagi”) może stać się ewenementem na skalę światową. Jej „duchowy” lider Drąsius Kedys (dla jednych – ludowy mściciel, dla drugich – zabójca co najmniej dwóch osób) zginął przed dwoma laty w dziwnych okolicznościach. A de facto jedynym celem nowego tworu politycznego jest walka z „mitycznym” klanem pedofilów, który rzekomo kontroluje wszystkie struktury władzy na Litwie.
— Wiadomość o powołaniu partii „Drąsos kelias” jeszcze bardziej nasiliła kampanię mającą na celu oczernianie pamięci Drąsiusa Kedysa i zniesławienie jego siostry, sędziny Neringi Venckiene. Bez wątpienia ta partia budzi strach. Powiedziałabym nawet, że obecnie w szeregi partii są wstawiane osoby, mogące zakłócić jej tworzenie – twierdzi Audronė Skučienė, matka chrzestna Drasiusa Kedysa i oficjalny lider nowej formacji. Nazwa „Drąsos kelias” ma dwojaki sens: dosłowne tłumaczenie oznacza „Droga Odwagi”; jest to jednak również gra słów nawiązująca do imienia „duchowego przywódcy”.
Populistyczna konkurencja
Większość politologów sceptycznie ocenia szanse „kedofilów” (tak zostali nazwani przez część dziennikarzy zwolennicy Drąsiusa Kedysa) w wyborach sejmowych, nie bez podstaw uważając, że litewski elektorat partii populistycznych jest zbyt mały, a już istniejących partii populistycznych zbyt dużo, aby udźwignąć jeszcze jedną. – Podstawowym jej hasłem, wyróżniającym ją spośród pozostałych, jest walka z pedofilią. Mam jednak obawy, że to stanowczo zbyt mało, aby trafić do Sejmu.
Oczywiście wiele osób popiera ten ruch, ale jest to raczej poparcie moralne — powiedział w rozmowie z portalem „balsas.lt” Lauras Bielinis, znany litewski politolog[1]. Z Bielinisem nie zgadza się jedna z nieoficjalnych liderek nowej partii oraz siostra zmarłego Kedysa Nerinaga Venckienė. Dla niej i jej zwolenników zagrożenie pedofilskie jest jak najbardziej realne i przewyższa wszystkie pozostałe problemy nękające państwo litewskie. — Chcę powiedzieć, że wcześniej, przed tragedią, która dotknęła naszą rodzinę, nie interesowałam się tymi zboczeńcami. Sądziłam, że to pojedyncze osoby. Teraz jednak stało się dla mnie jasne – jest ich dużo i nie działają w pojedynkę — tłumaczy swoje oraz partyjne stanowisko w tej sprawie Neringa Venckiene, która z racji zajmowanego stanowiska (jest sędziną) odżegnuje się od wszelkiej działalności politycznej. To jednak właśnie ona nadaje ton nowej partii. — Nasze państwo nie jest wyjątkiem. Na całym świecie, przykładowo nawet w sąsiedniej Polsce, rozpracowano pedofilskie grupy, ale w naszym kraju one jakby nie istnieją — tak Neringa Venckiene krytykuje swych przeciwników, którzy uważają, że afera pedofilska jest mocno wyolbrzymiona.
Nie patrząc na sceptycyzm politologów, populistom, począwszy od roku 2000, w każdej kadencji udaje się wejść do Sejmu. Po raz kolejny nie najlepiej świadczy to o zawodowych politologach. W tym roku może dojść jednak do ostrej konkurencji między poszczególnymi ugrupowaniami. Oprócz „tradycyjnych populistycznych partii” jak Partia Pracy kontrowersyjnego biznesmena Wiktora Uspaskicha czy Porządek i Sprawiedliwość ex-prezydenta Rolandasa Paksasa, „Drąsos Kelias” miała konkurować z jeszcze jednym nowym tworem politycznym: „Sojuszem Prezydenta Litwy”. Ministerstwo Sprawiedliwości nie zarejestrowało jednak tej partii, argumentując, że w nazwie ugrupowania nie może występować słowo „prezydent”, bowiem jest to urząd, który nie należy do żadnej siły politycznej.
Przywódcy „Sojuszu”, zwany „królem biedoty” Vytautas Šustauskas oraz wdowa po pierwszym prezydencie Litwy Algirdasie Brazauskasie Kristina Brazauskienė, mogli ubiegać się o miano najbardziej kontrowersyjnej „politycznej pary” na Litwie. Karierę polityczną Vytautasa Šustauskasa można częściowo porównać z drogą polityczną zmarłego przed kilkoma miesiącami Andrzeja Leppera. Vytautas Šustauskas, ex-marynarz, sławę zyskał jako organizator „marszów ubogich” polegających między innym na zakłócaniu wiedeńskich balów litewskiej elity. W 2000 r. został merem Kowna. Rok później został wybrany do Sejmu. Jego kadencję wyborcy zapamiętali przede wszystkim z populistycznych wypowiedzi (np. zakazem gier hazardowych) oraz z prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwym. Šustauskas powoli zaczął tracić na popularności, do następnej kadencji Sejmu już się nie dostał. Przez jakiś czas pracował jako taksówkarz. Ostatnio był bezrobotnym, ukrywającym się przed komornikami i jadającym obiady w bezpłatnej stołówce „Caritasu”.
Kristina Brazauskienė, początkowo kochanka, następnie druga żona Algirdasa Brazauskasa, była oskarżana o to, że przy pomocy swego przyszłego męża sprywatyzowała za bezcen jeden z największych hoteli w Wilnie oraz kilka mniejszych nieruchomości. O ile samemu Brazauskasowi ów związek nie zaszkodził i nadal jest w czołówce najbardziej lubianych polityków litewskich, ona od samego początku nie była lubiana. Ze względu na swój pierwszy zawód, nazywana jest nie inaczej jak „bufetową”. Po śmierci męża, kiedy, będąc milionerką, nie zrzekła się renty prezydenckiej, pokłóciła się z rodzimą formacją polityczną swego męża – Partią Socjaldemokratyczną i ku radości liderów ugrupowania opuściła jej szeregi. — Kristina Brazauskienė to żona prezydenta, a i ja również jestem powiązany z prezydenturą – kiedyś kandydowałem na stanowisko Prezydenta Republiki[2] — w taki żartobliwy sposób Vytautas Šustauskas tłumaczył zebranym na zjeździe założycielskim nazwę partii. Zresztą liderzy niezarejestrowanej partii wkrótce się pokłócili i ich drogi się rozeszły. Kristina Brazauskienė oznajmiła dziennikarzom, że Vytautas Šustauskas wykorzystał ją, aby ponownie trafić do Sejmu: – Zostałam uwiedziona, ale to ja go zostawiłam! Dodała przy tym, że „rozwód” z Šustauskasem nie oznacza końca jej kariery politycznej. Była żona Brazauskasa założyła własną formację polityczną — Demokratyczną Partię Pracy i Jedności. Na razie nie słychać nic o nowej partii Vytautasa Šustauskasa, ale znając jego życiorys i ambicje, wątpliwe, aby odszedł na polityczną emeryturę.
Pomysł Sojuszu Prezydenta Litwy został od razu skrytykowany przez bezpośrednich konkurentów. — „Sojusz Prezydenta Litwy” to największa kompromitacja stanowiska prezydenta Litwy — tak skomentował swych politycznych przeciwników Juozas Ivanauskas, jeden z założycieli „Drąsos Kelias”. Takiej krytyce nie dziwi się znany wileński dziennikarz, publicysta oraz redaktor naczelny polskiego portalu informacyjnego „Infopol” Stanisław Tarasiewicz: — Obydwa ugrupowania poniekąd stwarzają dla siebie konkurencję w walce o ten sam elektorat, bo warto pamiętać, że to Šustauskas i jego partia do czasu sojuszu z wdową po prezydencie Brazauskasie najmocniej popierali „walkę” rodziny Kedysa z systemem władzy. Ten dorobek jak widać poszedł na marne, bo rodzina ś.p. Kedysa postanowiła samodzielnie wykorzystać rozgłos zdobyty dzięki jego śmierci.
Stanisław Tarasiewicz nie wyklucza też możliwości, że tuż przed samymi wyborami, zarówno partia Kedysa, jak i Šustauskas, dołączą do którejś z większych partii, a obecne deklaracje są tylko kartą przetargową mającą wzmocnić ich pozycje. — Nie wykluczam, że próbę zagospodarowania tych dwóch partii podejmie przede wszystkim Kazimiera Prunskiene, która zwyczajnie musi zwiększyć swoje szanse, żeby trafić do Sejmu, albo też partia Paksasa, która z kolei musi się wzmocnić, aby w Sejmie pozostać — dodaje wileński publicysta.
Bohater, wariat czy przestępca
Drąsius Kedys, drobny przedsiębiorca z Kowna, stał się sławny 5 października 2009 r. kiedy samowolnie wymierzył sprawiedliwość rzekomym krzywdzicielom swej córki, zabijając sędziego kowieńskiego sądu okręgowego Jonasa Furmanavičiusa oraz siostrę byłej konkubiny Laimutė Stankūnaitė — Violetę Naruševičienė. Sędziego Kedys oskarżał o seksualne molestowanie swojej czteroletniej córki, a Laimutė Stankūnaitė i Violetę Naruševičienė o to, że jemu i innym pedofilom pomagali, udostępniając im własne dzieci. O molestowanie oskarżył również litewskiego polityka Andriusa Ūsasa. Późniejsze śledztwo żadnego z tych oskarżeń nie potwierdziło. Od razu po zabójstwie za Drąsiusem Kedysem zostały rozesłane litewskie i międzynarodowe listy gończe. Poszukiwania trwały przez kilka miesięcy. Ciało Kedysa znaleziono dopiero 20 kwietnia 2010 r. pod Kownem. Sekcja zwłok wykazała, że zakrztusił się własnym sokiem żołądkowym, a w jego krwi znaleziono dużą zawartość alkoholu i leków uspokajających. Pogrzeb Kedysa przeistoczył się w kilkutysięczną manifestację. Kilka miesięcy później w czerwcu 2010 r. w tajemniczych okolicznościach zginął kolejny figurant i jedyny podejrzany w tej sprawie — Andrius Ūsas. Śledztwo wykazało, że polityk dosłownie utonął w kałuży wody, w czasie przejażdżki quadem. W obu przypadkach prokuratura stwierdziła brak udziału osób trzecich, w co nie uwierzyła spora część litewskiego społeczeństwa. Śledztwo, które miało uspokoić nastroje społeczne, jeszcze bardziej podsyciło atmosferę. — Nie ma żadnych wątpliwości, że mój brat został zabity. Wszystkie niejasności są wygodne dla „klanu pedofilów“ — bez ogródek wyznaje Neringa Venckiene, która również pracuje w kowieńskim sądzie okręgowym.
Krwawe przypadki śmierci nie przestały towarzyszyć tej sprawie. We wrześniu br. w Kownie został zastrzelony Vaidas Milinis, syn byłego przewodniczącego tego samego kowieńskiego sądu okręgowego. Zwolennicy Kedysa również podejrzewali go o seksualne molestowanie jego córki.
Sprawa trafiła na podatny grunt. Szybko z incydentu kryminalnego stała się problemem społeczno-politycznym.
Jesień 2009 r. to jeden z okresów najgłębszego kryzysu gospodarczego. Kilka miesięcy przed zabójstwem, po rządowych cięciach, sfrustrowany tłum zaatakował litewski parlament. Drąsius Kedys od razu został podniesiony do rangi bohatera, samotnie walczącego ze skorumpowaną władzą, „sprywatyzowaną” przez oligarchów, powiązanych ze światem przestępczym i pedofilami. Przed domem matki chrzestnej Drąsiusa Kedysa – Audronė Skučienė, tłum dyżurował przez kilka miesięcy, nie pozwalając między innymi komornikowi wykonać nakazu sądowego przekazania córki Kedysa Laimutė Stankūnaitė matce dziewczynki. Później sąd, pod naciskiem tłumu, zmienił swoją decyzję, wyznaczając na tymczasową opiekunkę dziecka Neringę Venckiene. Gdy po blisko roku sprawa znów trafiła do sądu, podtrzymany został nakaz oddania dziecka matce, jednak i ta decyzja nie została wykonana na skutek protestów „kedofilów”. Stasys Šedberas, przewodniczący sejmowego Komitetu Prawa i Praworządność, kapitulację organów państwowych przed tłumem nazwał „oczywistym łamaniem prawa i demonstracją pogardy dla instytucji państwowych”. Za te słowa przewodniczący przez dłuższy czas był nękany telefonicznymi pogróżkami. To nie przeszkodziło innym jego kolegom sejmowym i partyjnym – Gintarasowi Songaile czy Sauliusowi Stomie — bratać się z „kedofiliami”. Neringa Venckiene oskarżyła swych kolegów o brak kompetencji czy wręcz zmowę przeciwko jej bratu, co skutkowało wszczęciem przeciwko niej postępowania dyscyplinarnego. Pod wpływem mediów, protestów zwolenników Kedysa oraz przy nieoficjalnym poparciu prezydent Dali Grybauskaite (która od samego początku swych rządów grała na populistycznych nastrojach), postępowanie umorzono, a Venckiene nadal wykonuje swój zawód.
Liderami i bazą intelektualną nowego ruchu stali się ludzie z powiązani z „Laisvasis laikrastis” („Wolna gazeta”), w skład nowej partii weszli między innymi redaktor naczelny tego pisma Aurimas Drižius, jego zastępca Juozas Ivanauskas oraz ksiądz Jonas Varkala, który podczas wiecu w Kownie stwierdził: Rozczarowałem się swoim państwem, które jest rządzone przez diabła. Dodał, że absolutnie nie interesuje go, co o jego działalności w ruchu sądzą kościelni hierarchowie. „Laisvasis laikrastis” to tygodnik specjalizujący się w tropieniu oligarchiczno-mafijnych spisków i w populistycznej, czasami ocierającej się o nacjonalizm, retoryce. Pismo cały czas pozywane jest do sądu, a nakłady niektórych numerów sąd konfiskował. Z pewnością można mieć wiele zastrzeżeń wobec nowych członków partii, nie można im jednak zarzucić, że są ludźmi bezideowymi. Faktycznie kierownictwo partii gromadzi osoby, które wierzą w to, co robią i z pewnością nie jest to kolejna partyjka skonstruowana przed wyborami wyłącznie dla zdobycia kilku miejsc w parlamencie. Członkostwa odmówiono na przykład znanemu litewskiemu populistycznemu politykowi Sauliusowi Stomie, który ma na swym koncie chyba pięć partii, odsiadkę w więzieniu i od samego początku kręcił się wokół rodziny Kedysa.
Dużo sloganów, mało konkretów
W deklaracji partyjnej można dużo przeczytać o samej sprawie Kedysa, o tym co złego dzieje się na Litwie (oświata, kultura, system prawny, zmowa oligarchów, polityków i gangsterów): „Wąska skorumpowana kasta stworzyła »demokrację« dla siebie, gdy większość obywateli odczuwa presję, ucisk, styka się z biedą i niesprawiedliwością”[3] — piszą założyciele partii. Propozycje zmian ograniczają się natomiast do ogólnikowych sloganów (reorganizacja prokuratury i sądów, większa regulacja gospodarki oraz „konika” wszystkich populistów – zmniejszenia VAT-u i wprowadzenia progresywnego podatku dochodowego). — Jest mnóstwo nieskorumpowanych osób, które chcą coś zmienić. Dziennie dostaję dziesiątki telefonów. Ludzie mówią mi: chcemy przed śmiercią coś zrobić — opowiada Juozas Ivanauskas, o tych, którzy zasilą szeregi nowej partii.
Partia nie zalicza siebie ani do prawicy, ani do lewicy. — Patrząc na 20 lat niepodległości, wszystkie polityczne ugrupowania w realnym działaniu niczym się nie różnią. Dzielą tylko stanowiska i dbają o własny interes — tak litewski podział polityczny określił Juozas Ivanauskas. Liderzy partyjni starannie unikają odpowiedzi na szczegółowe pytania dotyczące konkretnych problemów. Trudno cokolwiek z nich wyciągnąć na temat polityki zagranicznej, kryzysu gospodarczego, czy przyszłych możliwości koalicyjnych.
Atakując polityczny establishment „kedofile” zazwyczaj pomijają w swych atakach obecną prezydent Litwy Dalię Grybauskaite, tak jakby nie była częścią owego establishmentu. Takim kultem, przed kilkoma laty, litewscy radykałowie otaczali „usuniętego” prezydenta Rolandasa Paksasa. — Ona wszystko robi dobrze, tak tylko jak to możliwe. Jest najlepszą z tych, których mamy. Nie jest jednak do końca konsekwentna. Publicznie oznajmiła, że jest uczennicą AMB[4] i to nie są zwykłe sentymenty — wyjaśnia stanowisko partii wobec prezydent Juozas Ivanauskas. Natomiast dla znanego litewskiego publicysty Rimvydasa Valatki brak krytyki prezydenta oznacza ich słabość — Tu działa instynkt stada. Przykładowo taki, z jakim mamy do czynienia kiedy idąc ulicą spotykamy 5 chuliganów. Nie trzeba wtedy bać się ich herszta, który jest najsilniejszy, tylko najsłabszego. To on bowiem będzie chciał wykazać się przed resztą. Podobnie jest i tutaj. Oni są słabi, ale chcą być kimś. Dlatego idą do tego, który jest silniejszy — wyznał Rimvydas Valatka.
Dla „kedofilów” pomocny w wyborach, według Rimvydasa Valatki, może być litewski system wyborczy. — System litewski jest systemem mieszanym. Część posłów do Sejmu dostaje się przez okręgi jednomandatowe. I tym partyjkom przewodzą takie osoby, które mogą się dostać do Sejmu właśnie w takich okręgach. Takich osób jest około 6. W normalnym kraju, w Niemczech czy w Polsce, byliby bez szans. Na Litwie, gdzie premier nie wie ilu posłów go popiera i musi ciągle zabiegać o głosy, mają szanse. Załóżmy, że powstanie lewicowy rząd. W opozycji będą konserwatyści, paksiści i tych sześciu. Do kogo w razie potrzeby zwróci się o pomoc premier, gdy mu zabraknie głosów w koalicji? Może nie zwyciężą, ale będą mieli wpływ — podzielił się swoimi spostrzeżeniami Rimvydas Valatka. Z tymi słowami zgadza się Stanisław Tarasiewicz. Nie wyklucza też ich koalicji z Akcją Wyborczą Polaków na Litwie. — Większe ugrupowania, którym sondaże prognozują przekroczenie 5-procentowego progu wyborczego będą, a będzie ich co najmniej 6-7, przy układaniu koalicji bądź to prawicowej, czy lewicowej musiały posiłkować się drobnicą sejmową w postaci jednomandatowców. Koalicja ta może więc połączyć AWPLowców z „kedofilami”, o ile ich ilość w Sejmie będzie podobna. Nie należy bowiem wykluczać, że jeśli obecne władze centroprawicowe oraz ich satelitarne ugrupowania nacjonalistyczne nie zaprzestaną rozkręcania na Litwie nagonki antypolskiej, to AWPL będzie miała wielką szansę wejść do Sejmu nie tylko przez okręgi jednomandatowe, ale też będzie miała możliwość wprowadzenia własnej listy — uważa Stanisław Tarasiewicz. Dotychczas jednak partia kedofilów nie została zarejestrowana, więc faktycznie, coraz bardziej prawdopodobne jest, że „kedofilie” dołączą przed wyborami do którejś z istniejących już partii. Być może będą to pierwsze od lat litewskie wybory sejmowe bez nowej populistycznej partii. — Wydaje mi się, że istnieje polityczna nisza dla czegoś nowego, co zbierze te wszystkie głosy „protestu”, głosy osób niezadowolonych. Nisza istnieje, ale ludzie automatycznie nie zagłosują. Powinien pojawić się aktywny, charyzmatyczny, rozumiejący zwykłego człowieka lider, tymczasem takiego nie ma — uważa socjolog Vladas Gaidys[5].
Moda na populizm
Na Litwie modę na partie populistyczne wprowadził w 2000 r. Arturas Paulaskas, w przeszłości prokurator generalny, który w 1999 r. przegrał walkę o fotel prezydencki z Valdasem Adamkusem, zaledwie 13 tysiącami głosów. Na fali popularności założył partię, która w wyborach w 2000 r. zajęła trzecie miejsce. Kilka razy była w koalicjach rządzących, sam Arturas Paulauskas był przewodniczącym Sejmu, przez kilka miesięcy był nawet p.o. prezydenta Litwy. To był szczyt jego kariery politycznej. W 2008 r. znalazł się poza Sejmem. Obecnie łączy się z Partią Pracy Wiktora Uspaskicha.
Wiktor Uspaskich, urodzony pod Archagielskiem, z zawodu spawacz, w latach 90. zrobił bajeczną karierę na handlu gazem. Początkowo był posłem niezależnym. Zasiadał we frakcji socjaldemokratów. W 2004 r. postanowił założyć własną partię. W programie zapisano mnóstwo szczytnych celów: od demokracji uczestniczącej po decentralizację, zmniejszenie podatków etc. Ambitny program zakończył się zajęciem przez lidera partii stanowiska ministra gospodarki, czyli de facto Uspaskich otrzymał kontrolę nad funduszami unijnymi. Później zainteresowała się nim prokuratura. Partia Pracy nie wykazała w deklaracji kilkudziesięciu milionów przychodów. Uspaskich przez pewien czas ukrywał się w Rosji. Wrócił i w 2009 r., mimo toczącego się postępowania sadowego, został wybrany do Parlamentu Europejskiego.
Trzecim graczem na populistycznej scenie jest Rolandas Paksas, usunięty w 2004 r. ze stanowiska prezydenta w drodze impeachmentu. Karierę polityczną Paksas rozpoczynał u konserwatystów, z ramienia tej partii w 1997 r. został merem Wilna. W 1999 r. został premierem, podał się do dymisji, gdy odmówił sprzedaży rafinerii w Możejkach amerykańskiemu koncernowi Wiliams. W 2000 wszedł do Sejmu jako liberał, po raz drugi został premierem. Rok później dokonał rozłamu wśród liberałów i założył własną partię liberalnych demokratów (obecnie Porządek i Sprawiedliwość). Obecnie jest europosłem (zgodnie z litewskim prawem jest to jedyne stanowisko polityczne, które może zajmować po usunięciu z urzędu prezydenckiego), nadal cieszy się popularnością chociaż z każdymi wyborami poparcie dla niego topnieje.
Jednak prawdziwym hitem litewskiego populizmu była partia „showmenów” czyli Partia Odrodzenia Narodowego znanego litewskiego producenta i gwiazdy TV Arunasa Valinskasa, składająca się z mniejszych lub większych gwiazd ekranu. O ile jego poprzednicy przynajmniej wysilali się na stworzenie jakiegoś normalnego programu, Valinskas zafundował wyborcom przeróbkę, czy też pamflet dekalogu. W 2008 r. zdobył trzecie miejsce w wyborach parlamentarnych, wszedł do liberalno-konserwatywnej koalicji i został przewodniczącym Sejmu. Będąc przewodniczącym zasłynął z ograniczania swobody pracy dziennikarzy oraz z wyzywania swoich byłych kolegów od prostytutek. Po roku jego partia się rozpadła, a on stracił posadę przewodniczącego litewskiego parlamentu. Obecnie ponownie częściej widać go na ekranach telewizorów niż na trybunie sejmowej, zaś to co zostało z jego partii połączyło się z niegdyś mocnym, a obecnie marginalnym, Związkiem Liberałów i Centrum.
Na tym lista populistycznych organizacji się nie kończy. Trzeba dodać do niej nową formację Arturasa Zuokasa, wielokrotnego i obecnego mera Wilna, niegdyś liberała, borykającego się ciągle z problemami z wymiarem sprawiedliwości, a także Socjalistyczny Front Ludowy Algirdasa Paleckisa, potomka słynnej litewskiej komunistycznej i socjaldemokratycznej rodziny, negującego okupację Litwy przez sowietów. Do tego dochodzi cała rzesza małych ugrupowań, które z pewnością nie trafią do Sejmu, ale mogą odebrać głosy innym partiom. Prawie wszystkie te ugrupowania, niezależnie od tego jaką (lewicową czy prawicową) retoryką się posługują, cechuje pewna ksenofobia i większa lub mniejsza nienawiść wobec „innych”. Nawet partia Rolandasa Paksasa, z którą AWPL jest w jednej frakcji sejmowej, co rusz krytykuje Polskę za wtrącanie się w sprawy Litwy oraz organizuje pikiety „przeciwko dyskryminacji Litwinów na Wileńszczyźnie” przed samorządem rejonu wileńskiego, którym rządzi ich koalicyjny partner.
Antoni Pacuk Radczenko
.
[1] L. Bielinis: steigiama „Drąsos kelio” partija neturės visuotinio palaikymo, 2011.08.16, www.balsas.lt [2] K.Brazauskienė – Lietuvos Prezidento sąjungos pirmininkė , Kauno Diena, 2011-08-06 [3] www.draisauskelias.lt [4] AMB – to popularny skrót od Algirdas Mykolas Brazauskas [5] V.Gaidys: kol kas nematyti, kas pritrauks rinkėjų protesto bal sus, www.delfi.lt, 2012-01-02