Strona główna/Chusteczka Apollinaire’a

Chusteczka Apollinaire’a

Media dostarczają definicji rzeczywistości w każdej sytuacji, dziedzinie, sprawie. Gazeta, program telewizyjny, czy przekaz internetowy, funkcjonują dla człowieka jak swoisty „znaczący inny”. Między mediami a odbiorcami ich treści iskrzy jak w ludzkich relacjach „twarzą w twarz”, tworzą się relacje paraspołeczne. Nader często codzienną wymianę poglądów na jakiś temat ucina stwierdzenie tak powiedzieli w telewizji, albo tak jest napisane w gazecie. Przypomina to sytuację średniowiecznych dysput filozoficznych, kończonych krótko: Aristotelis dicti!

Zatem dla gros społeczeństwa media są agendami prawdy, źródłem poglądów prawdziwych i pewnych. Ludziom z pozoru tylko się wydaje, że absorbowane treści filtrują własnym doświadczeniem i dlatego z czymś się zgadzają, czegoś są pewni. W nawale informacji, chcąc nie chcąc, żyjemy między cyrkiem a forum. Media definiują oraz interpretują, tworząc jakąś hiperrzeczywistość, coś, co Milan Kundera nazwał imanologią. Bynajmniej nie trzeba zaraz grać larum nad kondycją człowieczej świadomości. Należy tylko zdać sobie sprawę z konsekwencji tego stanu rzeczy i pamiętać, że nie wszystkie zwierciadła są proste. Nawiasem mówiąc, powszechne określanie mediów mianem krzywych zwierciadeł zakrawa na intelektualną histerię. Uzasadnione jest w przypadku kłamstw, ale nie jako powszechne nazwanie.

Więzienie jak każdy obszar rzeczywistości wyizolowanej, niczym klasztor, koszary wojsk specjalnych czy ośrodek wywiadu, ulega nieraz pewnej mitologizacji za sprawą mediów bądź sztuki – przede wszystkim filmowej. Sztukę rozgrzesza licentia poetica, a media – zadowoleni odbiorcy. W przypadku więziennictwa, kaliber i rodzaj medialnych grzechów jest taki sam jak w innych sprawach: przekaz pod tezę, niedbałość w zbieraniu materiałów, nieuprawnione generalizacje, prymat sensacji nad sensem, etc. I nie byłoby powodu, żeby szczególnie się nad tym rozwodzić, gdyby nie jeden z poważnych efektów tego stanu rzeczy: utrudnienia w resocjalizacji więźniów z powodu tak, a nie inaczej ukształtowanych „medialnie” wyobrażeń społecznych.

Nie wdając się w medioznawcze analizy, zobaczmy jak wygląda to od strony praktycznej, widzianej oczyma dziennikarza oraz pracowników więzień. Pierwsi działają pod presją czasu, swoich redaktorów i wydawców, którym sen z oczu spędza nakład, wskaźniki oglądalności i cała nieuświadomiona presja machiny przemysłu kulturowego – jednym słowem: społeczny popyt na określony (sic!) rodzaj informacji o faktach…

Redakcja w krzywym zwierciadle

W redakcji gazety ok. godz. 10.00 pachnie intensywnie kawą. Zaczyna się kolegium. Ktoś robi przegląd konkurencyjnej prasy, niezmiennie podsumowywany. – No i jak zwykle jesteśmy lepsi i mamy więcej i ciekawiej.

– Good  job, dzieci i tak trzymać. A w czym dzisiaj będziemy lepsi? – pyta szef, patrząc na „śledczego”. Szef jest długoletnim szefem w oddziale dużej gazet i jednym z najlepszych jej i polskich redaktorów, autorem i gorącym zwolennikiem licentia poetica w reportażu.

– U mnie na razie plaża – rozkłada ręce dziennikarz śledczy. – Mam tylko cynk, że jakiś garujący pochlastał się skutecznie, ale to takie tam…A poza tym o samobójcach nie piszemy.

– Czekaj, czekaj – przerywa szef. – Jak będę miał dziurę na „trójce” to chętnie wezmę, ale weź to jakoś rozrób ciekawie…

– …ale to nie jest ciekawe! Facet wymiękł psychicznie, bo…

– …bo może był cwelowany, albo go tłukli…

– Nie! Dziewczyna go rzuciła. Nie ma o czym pisać…

– Powiedz to ludziom pod kioskiem, może się wzruszą. Chce wiedzieć wszystko o warunkach w tamtym więzieniu i background na ramkę: krzywa samobójstw w pierdlach w ciągu ostatniej dekady. Na pewno wzrasta, a to wynika z coraz bardziej pogarszających się warunków, dużego zagęszczenia, braku psychologów, presji prawicowego ministra sprawiedliwości na sądy. Stary! I ty mi mówisz, że nie ma o czym pisać?! Do roboty!

Dziennikarz śledczy wychodzi z kolegą na papierosa i jęczy.

– Cholera, jak ja to wszystko w ten sposób nadymam, to już nikt z więziennictwa nie będzie ze mną gadał. Przerypane, bo gdyby o tym samobójstwie napisały jutro inne gazety, to by mnie rozniósł, że nic o tym nie wiedziałem…

Dziennikarz bierze się do roboty z nadzieją, że krzywa samobójstw nie wzrosła i utrze nosa szefowi, ale z drugiej strony, jeśli potwierdzi się teza, to też będzie dobrze. Najpierw telefon do rzecznika prasowego w danym okręgu…

Obraz z danej chwili

Kpt. Elżbieta Krakowska, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Warszawie mówi wprost. Obraz więzienia, pracy w nim i relacji więziennych kreowany przez media często ma niewiele wspólnego z prawdą.

Z jej doświadczenia wynika, że obraz ów często „budowany jest na podstawie wycinka rzeczywistości, którą dziennikarzowi w danej chwili udało się poznać, lub, co gorsze, wydaje się, że poznał na podstawie tego, co usłyszał, zobaczył i zinterpretował”, że „dziennikarze zaczynając przygotowanie materiału często mają już przemyślaną jego puentę”. Z pewną goryczą stwierdza, że ustalenie prawdy jest nieistotne przy takim nastawieniu, a wypowiedzi „niepasujące do wizji”, pomija.

Najgorsze moje doświadczenia polegają niestety na wycinaniu z kontekstu fragmentów wypowiedzi i wybieraniu takich części obrazu, które dopasują się do przemyślanej już całości materiału – mówi pani kapitan i podaje przykład. Dziennikarz przygotowuje materiał o negatywnym wpływie małej przestrzeni celi na psychikę skazanego. Prosi o wypowiedź skazanego, który od kilkunastu lat przebywa w niewielkiej celi, odbywając w niej karę 25 lat pozbawienia wolności. Skazany mówi, że w początkowym etapie odbywania kary, po aresztowaniu i utracie wolności czuł się klaustrofobicznie, ale teraz przyzwyczaił się i tak organizuje sobie spędzanie czasu, by na ciasną celę nie zwracać uwagi, by skupiać się na czynnościach, które sprawiają mu przyjemność – muzyka, książki, nauka języków, pisanie dziennika i … nie czuje się z tym źle! Ponieważ skazany mówi dużo, łatwo jest dziennikarzowi wykorzystać do reportażu fragmenty wypowiedzi, ale nie te, które mówią o tym jak dobrze sobie radzi, tylko te wyrwane z kontekstu o trudnościach i problemach, zwłaszcza z początku odbywania kary. Nie interesuje dziennikarza jak naprawdę funkcjonuje skazany, co robi, jakie ma możliwości, interesują go tylko ograniczenia i to wybiera do materiału (nawiasem mówiąc w tym przypadku dziennikarz zaprzepaścił szansę na ciekawą opowieść o ludzkiej psychice). – W ten sposób do społeczeństwa dociera cząstkowa informacja: w niewielkiej, wieloosobowej celi nie da się wytrzymać, rośnie agresja, rodzą się konflikty kończy kpt. Krakowska.

Chusteczka i… trysnęła krew

Dla poety „spadająca chusteczka może być dźwignią, którą poruszy wszechświat” – twierdził Apollinaire. Dla dziennikarza taką chusteczką niejednokrotnie jest incydentalne zdarzenie, np. samobójstwo. Poza dziwną serią samobójstw zabójców Krzysztofa Olewnika, to są właśnie zdarzenia incydentalne w polskich więzieniach. Nasze media w czasie owej serii, grzmiały alarmującymi tytułami. „Polskie więzienia: samobójstwo co 10 dni” – donosił w 2009 r. serwis internetowy tvp.info. Ale sam tekst przeczył już sensacyjnemu tytułowi, ponieważ: „Jak się okazuje polskie statystyki na tle Europy nie są aż tak złe. Na 10 tys. osadzonych Polska ma współczynnik 3,9. Tymczasem we Francji wynosi on już 21,2, w Danii 19,4 w Norwegii 16,1 a w Szwajcarii 9,8”. W Polsce odnotowuje się 36 samobójstw rocznie. Zatem błyskotliwy redaktor 362 dni podzielił przez 36 i wymyślił krwisty tytuł. Przedszkolna zabawa statystyką zniekształciła rzeczywistość. Chusteczka w tym przypadku zawsze działa tak.

Media zaraz podają informację o niewłaściwym nadzorze, braku opieki, padają domniemania zabójstwa – wylicza pani kapitan. Nie mówi się o pracy wychowawców, psychologów, terapeutów, interwencjach, warsztatach, programach, terapiach, o tym jak wielu potencjalnych samobójców udało się dzięki nim uratować, jak wielu więźniów z tendencjami do autoagresji udało się uchronić przed utratą zdrowia lub życia.

Pracownicy Służby Więziennej mają żal do mediów o to, że nie widzą przysłowiowej całości ich pracy penitencjarnej, ochronnej, resocjalizacyjnej, czy udziału Służby Więziennej w życiu społeczności lokalnej, pracy skazanych na rzecz społeczeństwa itd. „Powiedz to ludziom przed kioskiem, może się wzruszą”.

Inny przykład. W zeszłym roku dyrektor więzienia w Sztumie zabił więźnia. „Fakt” donosił o tym w swojej poetyce. „Dochodziła 11, gdy do jednej z takich otwartych cel wszedł ppłk Andrzej G., szef zakładu karnego. To doświadczony pracownik więziennictwa, który kiedyś pracował w Sztumie jako psycholog, a od sześciu lat kierował tym zakładem.

W celi przebywał Józef S., recydywista skazany na długoletnie więzienie. Wiadomo, że obaj mężczyźni stanęli ze sobą twarzą w twarz. W pomieszczeniu nie było oprócz nich nikogo. W ręku dyrektora więzienia błysnął nóż. Po chwili szef zakładu wbił go w szyję osadzonego. Raz, drugi, trzeci… Trysnęła krew z przebitej tętnicy. Więzień osunął się na ziemię. Ciosy nożem okazały się śmiertelne.

„Błysnął nóż”, „trysnęła krew”, „więzień osunął się” – styl świadka zdarzenia czytelnicy lubią najbardziej. Dyrektor wrócił do gabinetu i oddał się w ręce policji. Było to zdarzenie bez precedensu nie tylko w historii polskiego, ale więziennictwa na świecie w ogóle. W trakcie postępowania wyjaśniającego brano pod uwagę chorobę psychiczną dyrektora, zaburzenia osobowości, wypalenie zawodowe, rozstanie z żoną i stres mający wpływ na podejmowane decyzje. Sprawa szalenie złożona i niejednoznaczna. A tymczasem?

Dziennikarze formułują wnioski, że do Służby Więziennej przyjmowane są osoby niezrównoważone, zaburzone, że nie ma właściwych testów psychologicznych sprawdzających przydatność do służby – mówi kpt. Elżbieta Krakowska i podkreśla. Jedno zdarzenie stało się przyczyną oceny blisko 30 tys. funkcjonariuszy. Nasz sposób pełnienia obowiązków służbowych oceniono przez pryzmat tej jednej negatywnej sytuacji. To było niesprawiedliwe dla wszystkich, którzy codziennie, z zaangażowaniem i w trudnych warunkach, pełnią służbę w polskich więzieniach.

Jesteśmy bandytami

Porucznik Bartłomiej Turbiarz, rzecznik prasowy dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Łodzi, zwraca uwagę na inny (niż zdarzenia incydentalne) sposób interpretowania rzeczywistości za murem: poprzez zdarzenia na wolności, których sprawcami są ci, którzy do niej właśnie wrócili. W tym przypadku zestawienie niepodważalnych faktów stwarza dość łopatologiczną determinację: wyszedł z więzienia i zgwałcił, a więc system działa źle.

Nikt natomiast nie pokusi się o głębszą refleksję – zwraca uwagę por. Turbiarz. Możesz być nie wiadomo jak dobrym i wykształconym wychowawcą, mieć możliwości, warunki i narzędzia do resocjalizacji, ale jak będziesz miał z drugiej strony osobę, która nie chce być resocjalizowana, niczego nie osiągniesz. Kiedy byłem wychowawcą przychodzili do mnie osadzeni, którzy wprost twierdzili, że niczego od Służby Więziennej nie chcą, bo są bandytami i bandytami chcą pozostać a więzienie traktują jako normalny etap swojej „pracy”.

Łódzki rzecznik zauważa, że taki sposób pisania bez wnikania w przyczyny, często daje o sobie znać w przypadku spraw związanych z opieką medyczną. Proszę zauważyć, że Służba Więzienna jest między młotem a kowadłem, zapewniając osadzonym szeroko rozumianą opiekę medyczną – wyjaśnia pan porucznik. Z jednej strony narażamy się na negatywne opinie zwykłych obywateli, ale z drugiej strony mamy cały szereg organizacji humanitarnych oraz zapisy prawa, których musimy przestrzegać, jako urzędnicy państwowi.

W rezultacie wychodzi na to, że Zakłady Karne to najlepsze w Polsce sanatoria i szpitale, za które płacą podatnicy tkwiący w kolejkach do specjalistów. Wywołuje to poczucie pewnej społecznej niesprawiedliwości, uprzywilejowania tych, którzy za karę powinni cierpieć na szkorbut o chlebie i wodzie.

Zarówno kpt. Elżbieta Krakowska jak i por. Bartłomiej Turbiarz w swych wypowiedziach nie odsądzają całkowicie dziennikarzy od czci, wiary i kompetencji. Wskazują też na rzetelność, wnikliwość wielu z nich i chęć poznania prawdy. Ryszard Kapuściński przy okazji rozważań nad kondycją mediów zauważył, że należy dokonać następującego rozróżnienia. Otóż, są dziennikarze i tak zwani media works. Dziennikarze wnikają w mechanizmy rzeczywistości, robią wszystko na przekór pokusie łatwego chleba, nie machają apollinairowską chusteczką przy byle okazji. Media works, to ci, którzy w środku nocy potrafią zbudzić znaną osobę, by dowiedzieć się, co zamierza rano zjeść na śniadanie.

Zamiast zakończenia

Reżyser Janusz Mrozowski, autor znakomitych dokumentów o życiu w więzieniu, na jednym ze spotkań z publicznością tak komentował wyobrażenia o polskiej Służbie Więziennej oraz osadzonych. „Ludzi ze Służby Więziennej nie lubi się tak z zasady. O więzieniach mówi się jedynie, kiedy dzieją się tam rzeczy tragiczne – strajki więźniów, popełniane przez nich samobójstwa. Praca Służby Więziennej jest naprawdę bardzo ciężka. Ja właściwie odkryłem ludzki wymiar Polski poprzez więzienia i czasem wolę tę Polskę więzienną, gdzie stosunki międzyludzkie wydają mi się w miarę normalne w tych nienormalnych warunkach, od Polski z tej strony muru”.

Dziennikarz śledczy napisał jak życzył sobie szef i przesłał mu tekst. Wskazał też na przyczyny samobójstwa: zawód miłosny, depresja. Następnego dnia w swoim artykule znalazł ślad ulubionej licentia poetica szefa: „Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Paweł K. był także wielokrotnie molestowany seksualnie przez współwięźniów”. Ku… jego mać – jęknął tym razem „śledczy”.

Janusz Milanowski