Strona główna/RECENZJA. O rozprawie „Teoria Julii Kristevej wobec kryzysu podmiotowości”

RECENZJA. O rozprawie „Teoria Julii Kristevej wobec kryzysu podmiotowości”

Profesor Cezary Wodziński
Recenzja z rozprawy doktorskiej Tomasza Kitlińskiego pt. Teoria Julii Kristevej wobec kryzysu podmiotowości, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej, Wydział Filozofii i Socjologii, Lublin 1999, s. 221.

Bez ogródek: rzadko, wręcz bardzo rzadko zdarza się czytać i recenzować tak znakomite prace doktorskie. Niechaj więc wniosek uprzedzi wszelkie dalsze wywody, łącznie z drobnymi obiekcjami: praca doktorska Tomasza Kitlińskiego spełnia z nawiązką wszelkie wymogi stawiane tego rodzaju pracom i jednoznacznie skłania do przeprowadzenia wszelkich dalszych kroków przewodu doktorskiego. Gdyby nie fakt, że przedłożona rozprawa stanowi zaledwie pewien etap „procesu” i zapowiedź kolejnych, zapewne – zgodnie z logiką „podmiotu w procesie” – coraz doskonalszych prac, sugerowałbym Autorowi napisanie doktoratu… Jako że pracę habilitacyjną właśnie był napisał.

Na tak wysoką ocenę składa się cały szereg kwestii, które wypada odnotować. Pierwsze: problematyka podjęta przez T. Kitlińskiego należy z pewnością do najbardziej ważkich w filozofii współczesnej, a na gruncie polskim – niemal całkowicie przemilczanych. Drugie: sposób jej rozważenia świadczy nie tylko o przenikliwej i gruntownej znajomości „rzeczy”, ale także o wyjątkowej dojrzałości hermeneutycznej Autora, tudzież wielkich zdolnościach filozoficznych (niech spod tego komunału wyjrzy najważniejsze: umiejętność i śmiałość naprawdę samorodnego myślenia). Trzecie: zwyczajowo należałoby pochwalić „erudycję”, ale znów mamy do czynienia z czymś więcej: z biegłością w poruszaniu się w gąszczu kontekstów i pretekstów, które na rozmaite sposoby doświetlają, dopowiadają, ale i problematyzują „temat główny”. Czwarte: koherencja całej pracy, jak i jej poszczególnych partii. (Czytelnik nie ma wątpliwości, że wywodami rządzi tu czujna i wrażliwa, jeśli tak rzec wolno, logika, spajająca nie tylko kolejne części, ale i konkretne analizy w pewną, spójną i przekonującą całość). Piąte: nie stoi to bynajmniej w sprzeczności z mnogością znaków przestankowych i pewnych nieciągłości wywodu – te „miejsca” stanowią integralne fragmenty całościowej logiki. Szóste: na szczególne wyeksponowanie zasługuje warstwa językowa pracy: niezależnie od elegancji i urody właściwej wywodom, tekst nie zaciera poważnych – niekiedy na granicy „karkołomności” – zmagań językowych, które jednak wynikają immanentnie z trudności samej problematyki; więcej jeszcze, zdają się nosić szczególne piętno „energetyczności”, „witalności” właściwej rozważanej „rzeczy” (doprawdy rzadko spotyka się w rozprawie doktorskiej taką „przytulność” słów i rzeczy). Siódme: znajomość języków i umiejętności translatorskie Autora, które pozwalają mu radzić sobie biegle z przekładami trudnych tekstów. Ósme: praca „w języku” przynosi niekiedy znakomite efekty w ożywianiu niektórych „martwych”, jakby się zdawało, „słów” (zwłaszcza tytularny „podmiot”), co oczywiście doskonale podnosi jakość dyskursywnego sprzężenia „archaicznego” (nieraz i „anachronicznego”) i „nowoczesnego”. Dziewiąte: uporczywe i śmiałe próbowanie się z językiem pozwala na zachowanie swoistej hetero-homogenicznej (równoważno-nie-zrównoważonej albo jeśli kto chce „nierozsądnie logicznej”) równowagi hermeneutycznej między tekstami z tak różnych światów, jak Pieśń nad Pieśniami i „logarytmami” algebry Boole’a.

Słowem (by nie mnożyć pochwał ponad potrzebę): rozprawa doktorska T. Kitlińskiego zachowuje, ugruntowuje i promuje rzadko spotykaną w pracach tego rodzaju harmonię „ducha” i „litery”.

Kilka uwag tytułem bliższego uzasadnienia, tudzież garść obiekcji, pozwalających Autorowi odnaleźć w gąszczu pochwał punkty zaczepienia dla spisania „odpowiedzi na zarzuty recenzenta”:

1. Klarownie i precyzyjnie sformułowana zostaje zasadnicza problematyka i strategia problemowa pracy: prezentacja i rozważenie teorii „podmiotu w procesie” J. Kristevej w „rozrastającym się gąszczu kultury” (197), która to teoria stanowi oryginalną i żywo dyskutowaną propozycję uzgodnienia „tego, co pojedyncze z tym, co uniwersalne, tożsamości z innością, tradycji z nowością, indywidualizmu z komunitaryzmem” (4). Samo więc sformułowanie odwzorowuje problem główny: czyż wzmiankowane „uzgodnienie” nie jest jednym z najbardziej tradycyjnych – chciałoby się rzec „anachronicznych” – marzeń europejskiej filozofii, przeszywających ją (przynajmniej) od Platońskiego Parmenidesa do (przynajmniej) Bycia i nicości Sartre’a? Tym, co nie-tradycyjne, nowatorskie ma być zaś kolejna próba urzeczywistnienia tego marzenia.

2. Poszukiwana i rozważana jest tedy „trzecia możliwość”, „trzecia droga”. Pomiędzy alternatywą, która zostaje bliżej dookreślona: pomiędzy podmiotem innym „niż hypokeimenon bądź postmodernistyczny zero-podmiot”, pomiędzy „tradycyjnym zrównaniem podmiotowości, języka i rozumu a jego postmodernistyczną negacją”, czy wreszcie – pomiędzy „podmiotowością zredukowaną do tożsamości” i dekretowaną przez postmodernizm „śmiercią podmiotu”.

Obiekcja pierwsza: O ile pierwsza strona alternatywy zostaje rzetelnie rozpoznana i opisana (od Arystotelesa do współczesnych komunitarystów), o tyle brak równomocnego rozpoznania strony „postmodernistycznej”. Powstaje wrażenie jak gdyby Autor przyjmował problematykę „zniesienia”, „unieważnienia”, „eliminacji”, „eksterminacji” podmiotu i pytania o podmiot w myśli po- i nowoczesnej bezkrytycznie, bezproblemowo właśnie i zamiast krytycznej analizy posługiwał się pewną sekwencją po(d)ręcznych komunałów. Założenie bezproblemowości tej problematyki jawi mi się jako problematyczne.

Obiekcja druga: Budzi ją pewna łatwość w konstruowaniu strategicznej alternatywy. Czy doprawdy projekt J. Kristevej stanowi kontrpropozycję jedynie wobec takiej alternatywy? I czy negatywny kontekst odniesienia tworzy zaiste „alternatywa”, a nie pojemniejsza sekwencja stanowisk? Czy współczesne myślenie „o” człowieku dzieli rzeczywiście taka przejrzysta linia demarkacyjna? Czy – dla przykładu tylko – propozycje Nietzschego bądź Derridy mieszczą się bez reszty w tym dwubiegunowym schemacie? Rozumiem pragmatyczno-hermeneutyczne powody takiej konstrukcji: pozwala ona klarownie i precyzyjnie ulokować koncepcję J. Kristevej. Zastanawiam się jednak, czy taka destylacja (de-klaracja) służy wydobyciu pełnego bogactwa i wieloznaczności prezentowanej koncepcji? Bądź inaczej obiekcję formułując; czy usytuowanie „trzeciej możliwości” pomiędzy dwoma „redukcjonizmami”, pomiędzy redukcją „do tożsamości” i redukcją „do różni” nie redukuje zawartości propozycji samej Kristevej, a zarazem  mocą samoodniesienia – możliwości hermeneutycznych Autora?

3. Obiekcja powyższa ulega istotnemu osłabieniu, jeśli odczyta się ją w perspektywie podstawowego zadania strategicznego pracy, a więc w perspetywie wielopostaciowej, wielowarstwowej, wielojęzycznej prezentacji „teorii podmiotu w procesie”. Właśnie z uwagi na swoje bogactwo nie poddaje się ona lakonicznemu „streszczeniu” (co jest już „wartością samą w sobie”); rezygnując tedy chętnie z prezentowania prezentacji, wypunktuję tylko miejsca szczególnie w moim przekonaniu reprezentatywne i inspirujące:

a) Znakomite przedstawienie „teorii intrasubiektywności” w części drugiej (szczególnie – spory Kristevej z tradycją semiotyczną, strukturalistyczną i psychoanalityczną; wyśmienite analizy twórczości Dostojewskiego i Céline’a w kontekście nowatorskiej koncepcji „abiektu”).

Obiekcja trzecia: Najmniej przekonującym fragmentem w tej partii wydają mi się poszukiwania „źródeł totalitaryzmu” w „naszym wnętrzu”. Nie dostrzegam istotnej różnicy między nimi (nie zostają one zresztą dość gruntownie sproblematyzowane) a tradycją immanentystyczno-prywacyjną, która raczej znosi pytanie o zło, aniżeli je przekonująco i wyczerpująco rozważa.

b) Najcelniejsze i najbardziej błyskotliwe analizy z części trzeciej (jak rozumiem, „kluczowej” dla „całości”), dotyczące „pozytywnej roli narcyzmu” oraz „wędrującego procesu miłości” (odkrywcza i fascynująca interpretacja Pieśni nad Pieśniami oraz „afektywnej” koncepcji Bernarda z Clairvaux).

c) Niezwykle trafne wykładnie „filozofii politycznej” Kanta, Hegla, Arendt w części poświęconej „intersubiektywności”, a zwłaszcza udane próby wyłożenia sensu kategorii „obcości w nas” w terminach czerpanych z tradycji judaizmu. Nota bene: warto w tym miejscu wyeksponować godną podziwu umiejętność przejrzystego i syntetycznego „referowania” trudnych i złożonych stanowisk filozoficznych oraz integrowania wyprowadzanych konkluzji z logiką całego dyskursu.

d) Interesująca refleksja nad dynamiczną i samo-się-przezwyciężającą kategorią „kryzysu” i „bycia w kryzysie”, tudzież swoistej kryzysowej „polilogii” Kristevej (zob. zwłaszcza 187–190).

Obiekcja czwarta: Pewne wątpliwości budzi dość schematyczna interpretacja „myślenia wobec kryzysu” Husserla, sprowadzająca jego koncepcję do jednowymiarowej, „europocentrycznej”, „anty-papuasowej” refleksji „nad” kryzysem racjonalności jako wydarzeniem „zewnętrznym, obcym, barbarzyńskim” (zob. 167–168). Interpretacja ta wydaje mi się nazbyt jednoznaczna i powierzchowna, nie uwzględnia rozumu europejskiego jako „zbłąkania wewnętrzne” (jako właśnie poszukiwania „barbarzyńcy w ogrodzie”, a więc „w nas samych ”), ani jego wielkich wahań i wątpliwości przezierających niekiedy spoza krystalicznej struktury „rozumu transcendentalnego”. Wahań i wątpliwości rozumu względem samego siebie, jeśli z powagą traktować Husserlowe „funkcjonariuszowanie”. Obiekcję tę podnoszę tym chętniej, że ma ona w pewnym sensie kształt auto-obiekcji, ponieważ sam niegdyś uległem pokusie podobnego uproszczenia i rad bym przestrzec przed nią innych.

e) Wreszcie sprawa najważniejsza: sam „podmiot w procesie” i jego obraz czy raczej wieloznaczne, ale dopełniające się wzajem obrazy. Wpierw Kristeva: „Dziwny, cyniczny, erotyczny, o spazmatycznym ciele i o ironicznym, aluzyjnym, polifonicznym, często pełnym elips języku, krytyk obyczajów społecznych, ale także filozoficznego rozumowania przez rozmowę Ja” (cyt. 26). Zaiste, figura osobliwa, zdolna wprawić w radykalne zakłopotanie post- i Arystotelesowego „hypokeimenona”, ale zarazem przywrócić choćby cień ufności w możliwość zmartwychpowstania, ugrobionego definitywnie „po(d)miotu”. Chętnie bym rzekł: figura przypominająca niemal do złudzenia Jurodiwego, który wciąż błąka się pośród „nas”, wyjawiając nam samą swoją osobliwą inter-obecnością nasze własne zbłąkanie i błądzenie. Naszą nieuleczalną, obłąkaną niepewność co do tego, czyśmy nieruchomymi i skostniałymi „przedmiotami”, czy też ich niepochwytnymi, iluzorycznymi cieniami, cieniami cieni… A teraz Autor, którego obrazy i sposób obrazowania pozostaje w niezwykłej konwergencji z figurami oryginalnymi jego Bohaterki – rozmyślnie przytoczę jeden z meta-obrazów, bo zdają mi się one najbardziej „oryginalne”: „Leopold Bloom zatem – to par excellence podmiot w procesie, mozaika mnogich, a jakże swojskich obcości… Joyce okazuje się rzeczywiście „judeo-chrześcijańskim” Orfeuszem, kiedy przekracza otchłań, odwołując się do monoteizmów i – oczywiście – do klasycznego antyku, do wędrówki Odyseusza. Rozlega się wołanie De Profundis… ” (183–184). Figura wędrująca, niepewna własnej substancjalności, samokwetionująca się – homo quaerens? – i właśnie w tym samokwestionowaniu-się, znajdująca rację swego bycia. To zaiste daje do myślenia. Również tym, co chcieliby się uznać za szczęśliwych pogrobowców wszelakich „martwych dusz” i nich „restauratorów”.

Obiekcja piąta: Pewne kłopoty w rozumiejącej lekturze sprawia afirmatywny ton dyskursu. Chciałoby się zasugerować Autorowi przynajmniej szczyptę sceptycyzmu i dystansu wobec prezentowanej i rozważanej „teorii”. Chciałoby się zapytać Autora o „kostki niezgody”, „szczeliny wątpliwości” i „miejsca krytyczne ”, słowem: o tę „resztę”, która przecież kryć się musi w każdym zaangażowaniu „bez reszty”. Być może jednak nie trzeba o to pytać, tylko samemu ich szukać w polifonicznym, polilogicznym i doksofilyjnym dyskursie? Wiąże się z tym jeszcze jeden kłopot: mianowicie brak mi w tej pracy silnie zaznaczonych „znaków zapytania” – nie tyle pod adresem reprezentowanej „teorii”, ile w samej strukturze dyskursu. Innymi słowy: nadmiar „narracji” nad „interrogacją”. Znów rad bym odnaleźć w tekście „znaki zapytania” – a więc wyraźne „oznaki” pasji zapytywania – wprawiające dyskurs w silniejsze wirowanie i wibrowanie, w ruch, który przecież, zgodnie z deklaracjami Autora, ma być ruchem nieskończonym. A nie ma bodaj lepszego znaku inter-punkcyjnego w ruchliwym dyskursie, aniżeli „znak zapytania”…

I na „zakończenie” obiekcja szósta: trochę irytująca jest w pracy – szczególnie we „wprowadzeniu” anonimowa maniera narracyjna – w kategorii „Się” (dokona, traktuje, wyeksponuje etc.) Tym bardziej, że niemal w całym dalszym wywodzie dominuje stylistyka „pierwszoosobowa”. Czy to tylko pseudo-danina na ołtarzyku pseudo-akademickości? czy też „coś więcej”, co – na zasadzie kontrapunktu do „pierwszej osoby liczby pojedynczej” – łączy się ściśle z pewną umkliwością, jeśli tak rzec można, Autora i jego roszczeń do „autorstwa”? Z tym osobliwym mottem, które przebija się nieśmiało na wielu stronach, a na niewielu jest śmiało wyjawiane: Quaestio mihi factus sum? Z tą auto-ironiczną, ale zarazem ironicznie mrugającą z czytelnika deklaracją: „A ja przewinę się pośrodku. Pytając się bowiem o podmiot – sam staję się pytaniem”?

Z naciskiem podkreślam: wszelkie podniesione wyżej obiekcje nie podważają w żadnym razie wysokiej oceny pracy. Przeciwnie, są widomymi świadectwami tego, że rozprawa jest dyskusyjna, tj. prowokuje i zachęca do dyskusji, i problematyczna, tj. zmusza do namysłu nad rozważanymi problemami. Jest tedy nie tylko rozprawą doktorską, ale po prostu!, a więc naprawdę rozprawą filozoficzną. Dodam jeszcze, że jest to praca zasługująca nie tylko na wysoką ocenę, ale także – publikację w postaci książki. Tym bardziej, że myśl Kristevej, jej prezentacje i krytyki są u nas niemal doskonale nieobecne.

Profesor Cezary Wodziński

Redakcja Kultury Enter dziękuje Rodzinie prof. Cezarego Wodzińskiego za zgodę na niniejszą publikację.

prof. Cezary Wodziński (1959–2016) – polski filozof, historyk filozofii, tłumacz, eseista, wieloletni wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Warszawskiego oraz pracownik naukowy Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.

dr hab. Tomasz Kitliński (ur. 1966) – polski filozof, performer i działacz społeczny, pracownik w Instytucie Filozofii UMCS w Lublinie.

Kultura Enter
2019/04 nr 90–91

Materiały wideo

Profesor Cezary Wodziński. Fot. za: www.facebook.com/cezary.wodzinski.

Profesor Cezary Wodziński. Fot. za: www.facebook.com/cezary.wodzinski.

Część okładki zaprojektowanej w formacie 3D. Praca artystyczna Zofii Kulik z udziałem Zbigniewa Libery; projekt całości: Arek Zbiżek.

Część okładki zaprojektowanej w formacie 3D. Praca artystyczna Zofii Kulik z udziałem Zbigniewa Libery; projekt całości: Arek Zbiżek.