Strona główna/TEKSTY POLEMICZNE. Ukraina językowa

TEKSTY POLEMICZNE. Ukraina językowa

Ukraińskie społeczeństwo po raz kolejny ugrzęzło w sporach językowych: czy dwujęzyczność narodu jest jego mocną stroną czy też piętą achillesową?

W Polsce, która w dużym stopniu pozostaje na razie krajem monoetnicznym, gdzie język polski ma status nadrzędny, bardzo często padają pytania na temat sytuacji językowej w Ukrainie. No bo niby jak może pełnoprawnie funkcjonować państwo, w którego stolicy większość mieszkańców (około dwóch trzecich) posługuje się z reguły językiem ościennego państwa, co gorsza państwa obecnie wrogiego (nie oznacza to bynajmniej, że te dwie trzecie mieszkańców zna tylko jeden język). W podobny sposób mieszkańcy w całym kraju są albo dwujęzyczni (znają dwa podstawowe języki – ukraiński i rosyjski), albo też używają tylko jednego z tych języków, w dodatku jest jeszcze niewielka część obywateli, którzy posługują się językami własnej mniejszości narodowej – przede wszystkim są to Węgrzy, Rumuni, Tatarzy Krymscy [1], Gagauzi oraz Romowie. Poszczególne mniejszości posługują się albo językiem rosyjskim (Bułgarzy, Grecy, po części Tatarzy Krymscy) albo ukraińskim (Polacy, po części Żydzi).

Nie należy traktować tej sytuacji jako niezmiennej. Z jednej strony, sytuacja językowa w Ukrainie nigdy nie była jednorodna, a zatem sukcesja pewnej historycznej tradycji jest czymś pozytywnym, z drugiej zaś, nad Dnieprem dopiero teraz kształtuje się nowoczesny naród polityczny, proces ten zaś jest dość wielowymiarowy i niejednoznaczny. Jeżeli chodzi o historię, wiele mówiący jest fakt, że językami oficjalnymi Ukraińskiej Republiki Ludowej walczącej o państwowość w latach 1917–1921 były: ukraiński – używany wówczas głównie na terenach wiejskich, rosyjski – dominujący język w miastach dawnej Ukrainy pod zaborem rosyjskim, polski – język warstwy inteligenckiej i szlachty na Prawobrzeżu oraz jidysz – język ukraińskich Żydów.

Pisarze ukraińscy nie tylko tworzyli język, dyskutując o tym, na podstawie jakiego narzecza ma powstać – naddnieprzańskiego czy też galicyjskiego, lecz także tworzyli w innych językach. Taras Szewczenko po ukraińsku pisał wiersze i utwory dramatyczne, prozę zaś po rosyjsku. Iwan Franko pisał w językach ukraińskim, polskim i niemieckim, Olga Kobylańska oraz Jurij Fedkowycz w językach niemieckim i ukraińskim, z kolei poszczególni poeci epoki Rozstrzelanego Odrodzenia (lata 20.–30. XX w.) w językach ukraińskim i jidysz.

Czasy radzieckie przyniosły dla Ukrainy wielkie perturbacje pod względem językowym. Industrializacja wymagała roboczych rąk, a zatem znaczna część ludności ukraińskojęzycznej przybyła do miast, gdzie mógłby nastąpić proces ukrainizacji, gdyby nie prowadzona w tym samym czasie przez Moskwę polityka mieszania ludności. Jednym ze skutków nazizmu było zniszczenie na terytorium Ukrainy języka jidysz, z kolei powojenna „wymiana ludności” mająca wszystkie znamiona deportacji wyeliminowała język polski. Jedynym językiem, który zwiększał swoją obecność w Ukraińskiej SRR, był język rosyjski. Przez pewien okres czasu język ukraiński, dzięki wspomnianym już procesom, przeżywał wzrost, jednakże z końcem lat 60. polityka ZSRR w zakresie stworzenia „nowej wspólnoty narodu radzieckiego” zaczęła zapędzać języki narodów ZSRR do getta prowincjonalizmu, sprowadzając je do funkcji obsługiwania folkloru, a raczej jego kiczowatej odmiany. Języki narodów tytularnych zamieszkujących republiki radzieckie zostały podzielone na „perspektywiczne” i „nieperspektywiczne” – do tych ostatnich zaliczono, obok języków republik Azji Środkowej i Azerbejdżanu, języki białoruski i ukraiński. W konsekwencji w tych republikach zmniejszano liczbę szkół z lokalnym językiem nauczania i liczbę godzin lekcyjnych z języka i literatury ojczystej, wprowadzono system, na mocy którego rodzice mogli wnioskować o zwolnienie dzieci z nauki języka lokalnego, a także podwyższono wynagrodzenia nauczycieli języka rosyjskiego.  Jednocześnie Białorusini i Ukraińcy zostali włączeni w proces rusyfikacji, któremu poddano narody azjatyckie oraz bałtyckie poprzez przesiedlenia w ramach administracyjnego skierowania do pracy. Jak opowiadała piszącemu te słowa pewna starsza mieszkanka Chersonia, dla jej córki „nie było tutaj pracy, dlatego skierowano ją do Taszkentu”. Z kolei w Chersoniu w ramach wydziału filologii rosyjskiej utworzono sekcję dla nauczycieli – Uzbeków, aby uczyli się języka na poziomie i w odpowiednim otoczeniu. W tych okolicznościach pod koniec lat 80. język ukraiński w ZSRR został sprowadzony do statusu pośledniego: w tak dużym mieście jak Donieck (liczącym w 1991 r. milion mieszkańców) była jedna szkoła ukraińska; w Kijowie – jak mówiło obiegowe powiedzenie – po ukraińsku rozmawiali członkowie Akademii Nauk i sprzątaczki.

W roku 1989 Rada Najwyższa Ukraińskiej SRR, która po paru latach będzie proklamowała niepodległość, przyjęła ustawę o językach w Ukraińskiej SRR obowiązującą do dziś. Na mocy tej ustawy ukraińskiemu nadano status języka państwowego, rosyjski zaś uzyskiwał wsparcie jako język komunikacji międzyetnicznej. Uzupełnieniem tej ustawy stała się ustawa z 2012 r. autorstwa Serhija Kiwałowa – ale o niej później. Po radzieckim systemie Ukraina odziedziczyła również system szkolnictwa i mediów dla mniejszości narodowych: na Zakarpaciu i Bukowinie zachowały się szkoły węgierskie i rumuńskie, utrzymano finansowanie audycji dla Bułgarów w odeskim radiu i telewizji. Liczbę szkół z rosyjskim językiem nauczania dostosowano proporcjonalnie do liczby Rosjan (a nie osób rosyjskojęzycznych) w każdym regionie.

Przy tej okazji warto sprecyzować jedną rzecz. Mieszkając przed 1991 rokiem w państwie, w którym podstawowym językiem był rosyjski, a stolicą była Moskwa, mniejszości narodowe, obok własnego języka (a bardzo często zamiast niego) uczyli się języka rosyjskiego. Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, w sytuacji, kiedy polityka językowa została poluzowana, przede wszystkim dla Greków (88 proc.), Żydów (83 proc.), Gagauzów, Bułgarów, ale też w dużym stopniu dla Węgrów i Rumunów język rosyjski był co najmniej drugim językiem komunikacji, jeśli nie pierwszym i jedynym. Białorusini, będący najbliżej Ukraińców pod względem językowym, po prostu uzupełniali zbiorowość osób rosyjskojęzycznych (dane z 2001 r. wskazały, że 62 proc. Białorusinów mieszkających w Ukrainie uznało rosyjski za swój język ojczysty). Najgorzej kwestia znajomości języka ukraińskiego wygląda w środowiskach węgierskich na Zakarpaciu. W polskich mediach często można spotkać graficzne materiały, z których miałoby wynikać, że Zakarpacie jest zdominowane przez Węgrów. W rzeczywistości zaś na 1,25 mln mieszkańców Zakarpacia Węgrzy dominują jedynie w rejonie berehowskim, gdzie stanowią 70 proc. mieszkańców. Reszta mieszka w zwartych skupiskach w sąsiednich rejonach, przy czym ogólna liczba Węgrów w regionie wynosi 150 tys. osób. To właśnie oni wyrażają niechęć do nauki się języka ukraińskiego. W niektórych miejscowościach procent osób zdających maturę z języka ukraińskiego jest zerowy, ogólnie zaś pod względem poziomu władania językiem ukraińskim przez członków mniejszości narodowych obwód zakarpacki plasuje się na ostatnim miejscu wśród regionów Ukrainy. Chodzi tu nie tylko o niezadowolenie władz centralnych z powodu słabej znajomości języka: jak zaznacza w swoim artykule na ten temat dla radio Swoboda pisarz z Użhorodu Ołeksandr Hawrosz,  brak integracji z ukraińskim społeczeństwem powoduje, że młodzi przedstawiciele mniejszości węgierskiej wyjeżdżają do Węgier, a zatem Ukraina traci również siłę roboczą. Jednocześnie istnieje praktyka wydawania węgierskich paszportów Węgrom mieszkającym poza ojczyzną. O ile Ukraina nie uznaje podwójnego obywatelstwa, jest to kolejny powód do emigracji.

Wspomniana wyżej ustawa Kiwałowa i Kołesnyczenki pogłębiła rozłam między wspólnotami posługującymi się językami mniejszości a językiem narodu tytularnego, pozwoliwszy na oficjalne używanie języka mniejszości w przypadku, gdy jej przedstawiciele w danym regionie stanowią ponad 10 proc. ludności. Ustawa obejmowała swoim zakresem 18 języków: rosyjski, białoruski, bułgarski, ormiański, gagauski, jidysz, krymskotatarski, mołdawski, niemiecki, nowogrecki, polski, romski, rumuński, słowacki, węgierski, rusiński, karaimski oraz krymczacki. Faktycznie doprowadziło to do „parady suwerenitetów językowych”, która przeszła miastami obwodowymi na wschodzie i południu Ukrainy, gdzie język rosyjski ogłoszono drugim językiem oficjalnym. Po zwycięstwie rewolucji godności w 2014 r. Rada Najwyższa Ukrainy uchyliła tę ustawę, co spowodowało niepokój i wzburzenie na wschodzie i południu kraju i przyczyniło się do agresji zbrojnej Rosji, jednakże – co najważniejsze – ustawy uchylającej nie podpisał ówczesny pełniący obowiązki Prezydenta Ołeksandr Turczynow, a zatem obecnie (czy wciąż) przepisy tej ustawy bada Sąd Konstytucyjny.

W tym roku Ukraina postanowiła rozpocząć walkę ze zjawiskiem niedostatecznej znajomości języka ukraińskiego przez przedstawicieli mniejszości. Nowa ustawa o edukacji podpisana przez prezydenta Petro Poroszenkę we wrześniu tego roku zawiera zapis, zgodnie z którym nauczanie wszystkich przedmiotów w językach mniejszości będzie odbywało się jedynie w szkole początkowej (klasy 1–4), zaś na drugim i trzecim poziomach edukacji (do 12 klasy włącznie) w języku mniejszości prowadzone będzie nauczanie tylko historii danego narodu, jego języka i literatury. Na marginesie, właśnie na takiej zasadzie funkcjonują cztery zespoły szkół z ukraińskim językiem nauczania w Polsce (w Przemyślu, Białym Borze, Legnicy i Górowie Iławeckim). Ponadto jeden z zapisów przewiduje, że uczniowie będą mogli uczyć się poszczególnych przedmiotów w klasach 5–12 w języku angielskim i innych językach UE (czyli zarówno węgierskim i rumuńskim). Trochę większe przywileje zachowały narody rdzenne Ukrainy: ich członkowie będą mogli uczyć się w języku ojczystym w osobnych klasach na drugim poziomie edukacji. Minister edukacji Ukrainy Lilia Hrynewycz w swoich wyjaśnieniach powołuje się na Europejską Kartę języków regionalnych lub mniejszościowych zawierającą zapisy o treści, że można uczyć się języka ojczystego, uczyć się części lub wręcz wszystkich przedmiotów w tym języku pod jednym warunkiem: o ile będzie to bez szkody dla nauczania lub uczenia się języka państwowego. Obecnie zaś, jak uważa szefowa ministerstwa, problemy w tym zakresie istnieją, i jednym z nich jest właśnie to, że ponad połowa absolwentów rumuńskich i węgierskich szkół w Ukrainie (odpowiednio 75 i 71 proc.) nie jest w stanie zdać matury, czego powodem jest brak umiejętności posługiwania się językiem państwowym.

Mimo reakcji ze strony południowo-zachodnich sąsiadów Ukrainy (Węgrzy zadeklarowali, że będą blokować aspiracje Kijowa w kierunku integracji europejskiej, zaś prezydent Rumunii odwołał swoją wizytę nad Dnieprem), ustawa będzie wcielana w życie od roku 2020. I podczas gdy w kwestii edukacji mniejszości narodowych wszystko jest mniej więcej zrozumiałe, cały czas powstają nowe pytania i dyskusje dotyczące wielomilionowej masy ludności rosyjskojęzycznej. Dla niektórych nie ulega wątpliwości, że tam, gdzie brzmi język rosyjski, istnieje prawdopodobieństwo, że z Rosji wjadą czołgi, by go „bronić”. Inni, wręcz przeciwnie, uważają, że wystarczy jedynie prowadzić właściwą politykę językową w sferze edukacji, mediów, kina oraz wydawnictw, a cała ta wielomilionowa masa się „roztopi”. Jeszcze inni z kolei jako coś całkiem normalnego traktują istnienie rosyjskojęzycznych Ukraińców i proukraińskich Rosjan jako części ukraińskiego narodu politycznego przy równoległym wykształceniu się trzonu silnej mniejszości rosyjskiej, dużo mniejszej pod względem liczbowym, ale w sensie jakościowym zdolnej do obrony swoich praw na demokratycznych zasadach, a nie na pozycjach „rosyjskiego świata”. Tę ostatnią postawę można streścić przy pomocy zasady: gdzie stanęła stopa osoby rosyjskojęzycznej, tam można budować cząstkę Rosji.

Z towarzyszącymi obawami, że każdą osobę mówiącą w języku rosyjskim można wykorzystać przeciwko Ukrainie, prowadzone są dyskusje w ukraińskich mediach i sieciach społecznościowych, przy czym w awangardzie tych, którzy dostrzegają zagrożenie ze strony języka rosyjskiego, znaleźli się pisarze pochodzący z Galicji – regionu, w którym akurat język rosyjski jest najmniej obecny: Jurij Andruchowycz, Taras Prochaśko, Jurij Wynnyczuk; dołączył do nich także Ołeksandr Bojczenko z Bukowiny [dla porównania Redakcja podaje tekst w polskim przekładzie]. Wymienieni autorzy publikują swoje felietony na witrynie internetowej o znaczącej nazwie „Zbrucz” – rzeka Zbrucz przez dłuższy czas stanowiła granicę pomiędzy Cesarstwem Austro-Wegierskim a Imperium Rosyjskim, w okresie międzywojennym zaś dzieliła Polskę i ZSRR, a zatem różnice mentalne między etnicznymi Ukraińcami, mieszkańcami Podola w obwodzie tarnopolskim a chmielnickim, do dziś dają się we znaki.

Panowie pisarze ponawypisywali, że niby rosyjskojęzyczni turyści i rzekomi przesiedleńcy już praktycznie przepełnili Lwów i Karpaty oraz że w drugą stronę to by chyba nie zadziałało, no bo co niby mieliby robić mieszkańcy Wołynia i Galicji w apokaliptyczno-industrialnym klimacie Zaporoża i Krzywego Rogu (Andruchowycz). Że rosyjskojęzyczni Ukraińcy bronią na Donbasie „swego wariantu Rosji” (Prochaśko). Albo że rosyjskojęzyczni prznieśli ze sobą brud, alkoholizm i chęć kradzieży (Wynnyczuk). Bojczenko z kolei gotów jest oddać kilka Awdijiwek i Wołnowach (miasta w obwodzie donieckim, w pobliżu których dochodziło do zaostrzeń konfliktu), aby tylko użytkowników języka ukraińskiego w kraju było więcej.

W reakcji na teksty pisarzy pojawiły się dwie dość obszerne odpowiedzi, które podniosły temperaturę sporu i były przyczynkiem do kolejnych felietonów. Autorem jednej z odpowiedzi był kijowski filozof Serhij Daciuk, który posądził literatów o faszyzm, zaś portal „Zbrucz” oskarżył o podżeganie do wrogości [warto dla pełnego rozeznania przeczytać tekst naczelnego Oresta Drula – od red.]. Druga odpowiedź nadeszła z Charkowa od młodej aktywistki i wolontariuszki Iwanny Skyby-Jakubowej, organizatorki wizyt ludzi kultury z Galicji w Charkowie oraz przedstawicieli elit kulturalnych Wschodniej Ukrainy we Lwowie. Wystarczy przytoczyć wymowny tytuł jej publikacji: „Dość już pozycji misjonarskich” albo „Na Wschodzie nie mieszkają Cynocefale”. Swoje stanowisko autorka rozwinęła w wywiadzie dla telewizji internetowej Hromadske.ua, w którym nazwała tekst Andruchowycza „zbrodniczym” oraz wyraziła ubolewanie z powodu, iż w Wielkiej Ukrainie (tak nazywana jest Ukraina Naddnieprzańska) zbyt wcześnie „ratyfikowano piemontyzm galicyjski”. Tytułem wyjaśnienia: Ukraińcy uważają, że to właśnie Galicja na wzór Piemontu we Włoszech dawała impulsy do zjednoczenia narodu ukraińskiego i samouświadomienia całej Ukrainy. Istota oskarżeń Iwanny Skyby-Jakubowej sprowadzała się do tego, że zamiast zszywać rany walczącego kraju przedstawiciele elity zachodnioukraińskiej je rozdrapują.

Tymczasem język ukraiński jest coraz częściej używany w stolicy i innych miastach centralnej Ukrainy. Nie tak dawno temu ogłoszono wyniki sondażu GFK Ukraine, zgodnie z którymi 85 proc. respondentów na południu i wschodzie kraju oświadczyło, że jest im wygodnie otrzymywać informacje z mediów w języku ukraińskim. Ten fakt, że we Lwowie więcej słychać język rosyjski, oznacza również, że miasto stało się jeszcze bardziej atrakcyjne pod względem turystycznym i że przyjeżdżają do niego ludzie, którzy jeszcze wczoraj poważnie się bali, że za język rosyjski mogą zostać we Lwowie pobici. Ci ludzie wiozą do Lwowa swoje pieniądze, a zarazem wyzbywają się własnych fobii. Galicyjscy pisarze nie chcieli wiedzieć, jaki naprawdę jest cały naród ukraiński – wystarczało im własne zachodnioukraińskie podwórko. Problemem Ukrainy przed wybuchem konfliktu na Wschodzie było to, że Ukraińcy w ogromnej masie nigdy nie wyjeżdżali poza własny region, zaś pewna próżnia informacyjna, zwłaszcza w okresie rządów Partii Regionów i Wiktora Janukowycza, uzupełniała stereotypowe wyobrażenia mieszkańców różnych regionów o sobie nawzajem.

Dzisiaj Ukraina jako państwo czyni wiele wysiłków, aby usunąć część tych mentalnych fobii, m.in. poprzez promocję języka ukraińskiego. Wprowadzono kwoty językowe dla zawartości programów radiowych (co najmniej każda trzecia piosenka puszczana w radiu powinna być w języku ukraińskim) – wcześniej ukraińskie stacje FM po prostu żywiły się rosyjskojęzycznym produktem masowym [przy odstępowaniu od tej reguły wprowadzono nawet kary finansowe – red.]. Teraz okazało się, że piosenek ukraińskich istnieje pod dostatkiem i że sporo z nich przedstawia wysoką jakość. Wprowadzono kwoty językowe dla programów informacyjnych w telewizji. Za rok w języku ukraińskim powinno być nadawanych 75 proc. treści informacyjnych i rozrywkowych. Mniejsze kwoty są ustanowione dla mediów regionalnych i dla telewizji mniejszości narodowych. Ponadto przygotowywane są zmiany dla wydawnictw drukowanych i wprowadzenie wyższych podatków na książki sprowadzane z Rosji. Rozwinęło się zjawisko wolontariatu kulturowego – zbieranie książek dla bibliotek w małych miastach na wschodzie Ukrainy, występy objazdowe aktorów i pisarzy. Przeprowadzono dekomunizację, wielu miastom i miejscowościom przywrócono ich nazwy historyczne.

Powtórzę: w Polsce dość ciężko jest to zrozumieć, natomiast jeszcze w latach 90. Białorusini, sąsiedzi Ukrainy z północy, reagowali rozbawieniem, że w ukraińskiej telewizji „murzyni gadają po ukraińsku” – w ich mniemaniu, mieliby rozmawiać w języku bardziej „cywilizowanym” – rosyjskim. Telewizja telewizją, ale o obowiązkowy dubbing filmów na język ukraiński również trzeba było walczyć, przyjmując odpowiednią ustawę. Obecnie w Ukrainie nikogo to nie dziwi, natomiast język białoruski znalazł się na krawędzi przetrwania. Przed ostatnim Majdanem w mediach ukraińskich również publikowano prognozy na temat, kiedy język ukraiński może zniknąć (przede wszystkim ze względu na niewielką masę krytyczną jego użytkowników w miastach na południu i wschodzie). Obecnie proces ten został zatrzymany, zaś moda na ukraińskość, w tym na kursy języka ukraińskiego, przeżywa nowy rozkwit. Najprawdopodobniej bilingwizm Ukraińców jako zjawisko przetrwa jeszcze wiele lat, aczkolwiek liczba osób dwujęzycznych będzie malała na korzyść języka ukraińskiego.

[1] Pisownia wielką literą przyjęta w innych językach: zob. https://ru.wikipedia.org/wiki/Крымские_татары; por. https://uk.wikipedia.org/wiki/Кримські_татари.

Roman Kabaczij (Kijów)

Tłumaczenie Andrij Saweneć

Roman Kabaczij – ur. 1978 r. w Kijowie. Dorastał w rodzinie nauczycieli we wsi Dobropillia na południu Ukrainy. W roku 1995 rozpoczął studia na Wydziale Historycznym na Państwowym Uniwersytecie Pedagogicznym w Chersoniu, które ukończył w roku 2000. W latach 2001–2005 doktorant na Wydziale Humanistycznym UMSC w Lublinie, w ramach studiów Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Pracę doktorską pt. Przesiedlenia ludności ukraińskiej z Polski na południe Ukrainy w latach 1944–1946 obronił w roku 2006 (w postaci książki praca wyszła w Warszawie pt. Wygnani na stepy, 2012). W roku 2005/2006 odbył staż naukowy na Uniwersytecie Preszowskim na Słowacji w ramach programu stypendialnego Funduszu Wyszegradzkiego. Po powrocię na Ukrainę był redaktorem w telewizji „5 kanal” w Kijowie (2006–2007) oraz redaktorem działu historii czasopisma „Ukrajińśkyj tyżdeń” (2007–2011). Od roku 2012 i do dziś związany z organizacją pozarządową Instytut Przekazu Masowego, ekspert ds. mediów.

 

Roman Kabaczij podczas tegorocznej gali Nagrody im. Josepha Konrada w Kijowie. Źródło: Instytut Polski w Kijowie.

Roman Kabaczij podczas tegorocznej gali Nagrody im. Josepha Konrada w Kijowie. Źródło: Instytut Polski w Kijowie.