Strona główna/HISTORIA. Literatura jidysz o I wojnie światowej

HISTORIA. Literatura jidysz o I wojnie światowej

Bella Szwarcman-Czarnota

Literatura jidysz o I wojnie światowej. W 110. rocznicę wybuchu wojny

Podobnie jak inni urodzeni po Zagładzie, przez wiele lat żyłam w cieniu II wojny światowej i tragedii Żydów. Od dzieciństwa słuchałam opowieści o losach mojej rodziny. Część jej zginęła w Szoa, reszta zdołała przetrwać poza Polską.

Dopiero podróże po Europie otworzyły mi oczy na to, jak wielką tragedią była I wojna światowa. To ją właśnie nazwano La Grande Guerre – Wielką Wojną. W miastach i miasteczkach we Włoszech i Francji napotykałam monumenty i tablice upamiętniające poległych w tej wojnie.

I wojna światowa była dramatem rozgrywającym się dla wszystkich i wszędzie, jednak to nie pole bitwy było głównym miejscem żydowskiego cierpienia, lecz właśnie miasta i miasteczka. Jedna z największych poetek tworzących w jidysz Kadia Mołodowska pisała w swojej autobiografii:

„Wybuchła pierwsza wojna światowa. Ciężkie chmury rozsnuły się nad nami, przede wszystkim nad żydowskimi dachami. Zaczęła się tułaczka zrujnowanych rodzin, które mieszkały w pobliżu linii frontu. Ci, który byli zamożni, zubożeli; nazywano ich wówczas bieżeńcami. Na kursach [pedagogicznych] zajęcia odbywały się jak dawniej. Uczyłyśmy się, czytałyśmy, przygotowywałyśmy się do egzaminów, ale ziemia pod naszymi stopami już zaczęła dygotać. Pierzchła nadzieja na założenie nowych przedszkoli, nowej szkoły. Nikt nie wiedział, co przyniesie jutro, dokąd rzuci nas los. […] Na kursach organizowano uroczyste obchody żydowskich świąt – Chanuki, Purim, tak jak przed rokiem. Wszystko wokół nas się chwiało, ale mieliśmy żydowską wytrwałość i wytrzymałość. Świętujemy dawne ocalenie i mamy nadzieję na nowe. Wszystkie nasze wesołe święta odbieraliśmy jako znaki i świadectwa żydowskiej wytrwałości” (Kadia Mołodowska, Spadek po pradziadku. Opowieść)

Wszystko rozgrywało się wedle odwiecznego scenariusza: już jesienią 1914 roku Rosjanie rozpoczęli masową akcję wypędzania Żydów z rosyjskiej strefy wojennej – 600 000 Żydów zostało rozproszonych, jeszcze przed wkroczeniem armii niemieckiej. Kozacy wprowadzili w Galicji rządy terroru wśród żydowskiej ludności cywilnej. Niestety Polacy również wykorzystali hasła antysemickie [i].

Ślepa nienawiść, gwałt, masakry – wszystko to wybuchło z ogromną siłą i trwało przez wiele lat – nie tylko podczas wojny światowej, ale też rewolucji bolszewickiej i wszystkiego, co nastąpiło po niej. Pogromów dokonywały zarówno oddziały Symona Petlury, jak bolszewicy, ale także polscy legioniści, którzy dokonali krwawej rozprawy z ludnością żydowską w Wilnie w kwietniu 1919 roku. Zginął wówczas m. in. poeta i dziennikarz piszący w jidysz A. Wajter [ii]. Obawiano się, nie bez podstaw, że nastąpi totalna i ostateczna destrukcja życia żydowskiego.

Żydzi uważani byli – stereotypowo – za element niegodny zaufania, antypatriotyczny, posądzano ich często o szpiegostwo na rzecz wroga. Większości gwałtów, grabieży czy mordów dokonywano zatem, usprawiedliwiając je koniecznością obrony przed sprzymierzeńcami wroga. Tym się różniła ta przemoc od pogromów z lat 80. i 90. XIX wieku, że była inicjowana najczęściej przez władzę, wojsko, nie przez lokalną ludność.

Rzecz jasna, Żydzi brali udział w działaniach wojennych, i być może po raz pierwszy w historii stanęli naprzeciwko siebie we wrogich obozach, po obu stronach frontu. I niekiedy byli nawet spokrewnieni. Przykładem może tu być rodzina pisarza, poety i krytyka Mejlecha Rawicza (1893–1976): kuzyn w Serbii, wuj na froncie rosyjskim, on sam w szkole artylerzystów.

Jedni pisarze, pacyfistycznie usposobieni – jak Izrael Sztern (?1894–?1942) uciekali przed poborem do Wiednia. Inni zostali powołani do wojska i walczyli, jak już wspomniany Melech Rawicz, Uri Cwi Grinberg czy Perec Markisz. (Później utworzyli oni literacką grupę „Di Chaliastre”). Byli także żydowscy ochotnicy, upatrujący w służbie wojskowej nadzieję na poprawę wizerunku Żydów, na akceptację, na zjednoczenie z otoczeniem.

Zapewne ochotnicy reagowali na odezwy wystosowywane do ludności żydowskiej. Oto przykład takiej agitacji ze strony wysokiego dowództwa połączonych wojsk niemieckich i austro-węgierskich, jednak zamieszczonej na łamach pisma żydowskiego wydawanego w języku jidysz:

Bohaterskie armie potężnych rządów środkowo-europejskich – Niemiec i Austro-Węgier wkroczyły do Polski.
Mocarny marsz naszych wojsk zmusił despotyczny rząd Rosji do ucieczki.
Na naszych sztandarach przynosimy też prawo i wolność – równe prawa obywatelskie i wolność wyznania, swobodę pracy we wszystkich gałęziach gospodarki i życia kulturalnego na waszą własną modłę.
Zbyt długo jęczeliście pod żelaznym jarzmem moskiewskim.
Przychodzimy do was jako przyjaciele. Koniec z rządami obcych barbarzyńców!
Równe prawa dla Żydów niechaj zostaną ustanowione na mocnych fundamentach.
Nie pozwólcie się dłużej zwodzić, jak to już wiele razy bywało, fałszywymi przemowami!
Czy w 1905 roku car nie obiecał równych praw dla Żydów i czy nie wydał w tej kwestii najwyższego manifestu?
Jak wam odpłacono za ten ciężar, który na siebie wzięliście w imieniu całego świata?
Zapamiętajcie wygnanie z zasiedziałych od dawien dawna miejsc, na które codziennie skazywane są tysiące Żydów.
Pamiętajcie o Kiszyniowie, Homlu, Białymstoku, Siedlcach i o wielu innych krwawych pogromach!
Pamiętajcie o procesie Bejlisa, pamiętajcie o dokonaniach barbarzyńskiego rządu, który rozpowszechniał potworne kłamstwo o mordzie rytualnym praktykowanym jakoby przez Żydów!
Tak oto car dotrzymywał swego monarszego słowa, danego wówczas, gdy był przyparty do muru!
Teraz znów jest w pułapce – to jest przyczyna, dla której tak przemawia.
Waszą powinnością jest obecnie zebrać wszystkie siły do wspólnego działania na rzecz wyzwolenia!
Wszystkie siły: wasze młode pokolenie, wasze gminy, wasze bractwa, wszyscy muszą stanąć jak jeden mąż i współdziałać na rzecz tej świętej sprawy!
Oczekujemy, że dowiedziecie, na drodze faktów, swego rozsądku i wierności.
Kierujcie się z pełnym zaufaniem do naszych dowódców wojskowych w tych miejscowościach, które znajdują się najbliżej was.
Za wszystkie rodzaje dostaw będziecie mieli zapłacone dobrze i szybko.
Przygotujcie drogę do całkowitego zwycięstwa nad wrogiem, do zaprowadzenia wolności i sprawiedliwości! ” [iii]

Uri Cwi Grinberg (1896–1981) – poeta tworzący zarówno w języku hebrajskim, jak i w jidysz, służył w kawalerii, walczył na froncie serbskim. Tak dotarł aż do Ulcinj na pograniczu Czarnogóry i Albanii, gdzie znajduje się domniemany grób Sabataja Cwiego [iv]. Napisał wówczas:

„Ja, Uri Cwi, syn Batszewy ze Lwowa, żołnierz armii okupacyjnej cesarza Franciszka Józefa, stoję nad Twoim grobem, Sabataju Cwi, którego ciało musiało doznać niesłychanej zniewagi z powodu zmiany imienia na Muhammad Effendi”. W swoich zapiskach zatytułowanych Baj mir in pinkes (W mojej kronice) zamieścił apel: „Nie daj się opętać duchowi zemsty. Niech w twojej krwi rozpłyną się miłość i miłosierdzie. Ręce ludzi nie zaniosą cię do grobu – wiedz, że o północy z lasu wyjdzie skowyczący pies, by spożyć twoje ciało”. Ostatecznie poeta zdezerterował na początku 1918 roku, wrócił do Lwowa, do rodziców, choć nocował poza ich domem, bojąc się aresztowania.

Później Grinberg był świadkiem pogromu we Lwowie, gdy miasto przejęło polskie wojsko, po proklamowaniu republiki ukraińskiej w październiku 1918 r. Pogrom trwał trzy dni. Zaatakowano również mieszkanie jego rodziców, ale życie Grinbergów ocalił polski komendant, który wkroczył do akcji i kazał złożyć broń, gdy właśnie miano wszystkich rozstrzelać.

To przekonało Uriego Cwiego Grinberga o konieczności wyjazdu – po krótkim pobycie w Warszawie, gdzie opublikował w piśmie „Albatros” ikonoklastyczny poemat Rojte epl fun wejbejmer (Czerwone jabłka z drzew boleści), musiał uciekać – udał się do Berlina, gdzie opublikował jeszcze dwa numery „Albatrosa”; zamieścił wiersz In malches fun cejlem (W królestwie krzyża):

„Ja jestem sową, ptakiem-płaczką, z lasu boleści w Europie.
W dolinach ból i strach ślepy o północy pod krzyżami. […]
Boją się, owieczki moje, bo już róg księżyca
jak sierp się kładzie na moich gardłach.
Tak więc płaczę, przerażony […]
pluję krwią ponad krzyżami,
rana-świata-na-wskroś-w Europie” [v]

I proroczo ogłasza, że Europa będzie największym żydowskim cmentarzyskiem wszech czasów. On sam zdołał wymknąć się Zagładzie, zamieszkał w Ziemi Izraela, gdzie rozpoczął nowy etap poetycki – zaczął tworzyć w języku hebrajskim.

Jeden z największych poetów języka jidysz – Perec Markisz (1895–1952) – walczył na froncie niemieckim, ponoć został ciężko ranny w 1916 roku. Podczas rekonwalescencji, którą odbywał w Jekaterynosławiu (obecnie Dniepr), wstąpił do jednego z oddziałów samoobrony żydowskiej, które powstawały w odpowiedzi na rozhuśtaną przez Petlurę falę najstraszliwszych pogromów. Później, w 1921 roku, po pogromie w miejscowości Horodyszcze, Perec Markisz napisał dramatyczny poemat zatytułowany Di kupe (Sterta). Na samym początku poematu zamieścił dedykację:

„Wam, ofiarom Ukrainy,
gdzie ziemia wypełniona jest waszymi szczątkami,
a także wam,
zarżniętym i rzuconym na stertę
w mieście Horodyszcze nad Dnieprem – kadisz!” [vi]

Wiersz ten mówi jednak nie tylko o ofiarach pogromu, ale też o tych, którzy polegli na wojnie.

Markisz, który był zdeklarowanym komunistą, także stał się ofiarą, ale zgładził go inny kat, inny system. Można powiedzieć, że zapłacił za swój wybór ideowy– został zamordowany na rozkaz Stalina w sierpniu 1952 r. wraz z innymi pisarzami żydowskimi, członkami Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, podczas tzw. nocy zamordowanych poetów.

Wspomniany powyżej Melech Rawicz oddał hołd swoim przyjaciołom-poetom:

„A dla Uriego Cwiego Grinberga Boże, proszę dla niego jednego;
bo w jego żyłach płynie nie krew jego,
lecz łzy zmieszane z krwią zabitych podczas pogromów,
przepływają
przez żyły naciągnięte, pod skórą rąk wychudłych, jak sznury […]
A dla Pereca Markisza, Boże, błagam Ciebie,
dla Markisza, co tak piękny jest jak Ty na niebie […]
uderzył swoimi dzikimi obrazami i wierszami dzikimi –
jak ptaki, co przemierzyły wszystkie świata strony,
o mury Kremla, o jego ściany z chłodnymi cegłami,
a teraz pozostały z połamanymi skrzydłami […],
więc Boże, niechaj ta wiara trwa do końca życia jego –
nie odrywaj go po raz wtóry od muru kremlowskiego” [vii]

Od początku wojny apelowano o pomoc i solidarność. 1 stycznia 1915 roku Icchok Lejbusz Perec, Jankew Dinezon i Sz. An-ski wydali manifest, przestrzegający przed dalekosiężnymi skutkami wojny i apelujący o solidarność, a także możliwie pełne udokumentowanie wszystkiego, co się dzieje. Perec zresztą wkrótce zmarł, przedwcześnie postarzały, przeciążony organizowaniem pomocy dla przybyłych do Warszawy uchodźców żydowskich, ludzi, którzy w wyniku działań wojennych czy wypędzeń stracili wszystko. Przejmujący opis tych wydarzeń znaleźć można u Szaloma Asza, przede wszystkim w książce Dos buch fun car (Księga cierpienia), wydanej po raz pierwszy w 1921 roku, a także w szkicu Warsze 1914 (Warszawa 1914):

„Jest szabat. Żydzi przyszli w szabat. To rabin kazał złamać szabat. […] Na Grzybowie, przed gminą, jest czarno od ludzi. Mężczyźni w kapotach, kobiety w chustach, dzieci w szabatowych krymkach, a wszyscy niosą w rękach tobołki. Talerze zawinięte w obrusy; tu jakiś człowiek niesie stos chałek, chłopiec taszczy gar czulentu. Po ulicy rozchodzi się zapach gotowanych kartofli z grochem. Jakaś kobieta wlecze wór kartofli; chłopcy wynoszą z podwórka porąbane deski, któryś znalazł gdzieś jeszcze trochę węgla. Oto warszawska wspólnota żydowska przyniosła <obcym> swoje świąteczne jedzenie. Wynoszą je na podwórze do zbiegających się ludzi.

Na schodach budynku gminy stoi wielki pisarz żydowski I.L. Perec. Przerzedziła się jego bujna czupryna, która ostatnio zaczęła siwieć. Niskie czoło pokryły głębokie zmarszczki, zapadły się wielkie oczy. […]. Perec ochrypł od wydawania rozkazów chłopcom i dziewczętom, którzy noszą jedzenie dokąd trzeba i komu trzeba.

Raptem podbiega do pisarza chłopak, który przyprowadził ten smutny pochód. – Perec, gmina sochaczewska przybyła!

Stary, wielki pisarz żydowski rozpromienia się jak trzynastoletni chłopczyk, odsuwa wszystkich i toruje sobie drogę pośród tłumu. Po chwili jest już przy gminie sochaczewskiej.

Pyta:

– Kogo macie na wozie?
– Zwoje Tory, martwe dzieci i zhańbioną dziewczynę.
– Zwoje Tory wstawcie do gminy, razem z innymi. Trzeba zawieźć na cmentarz dziecięce zwłoki i wezwać doktora, niech przyjedzie w bryczce z pierwszą pomocą.

Dziewczyny chciały podejść do wozu i zdjąć zhańbioną [przez Kozaków] młodą pannę.

Stary poeta przez chwilę perswadował:

– Nie, nie podchodźcie – mówił. – Wy jesteście dziewczętami, ona będzie się was wstydzić. Pan też nie, doktorze, jest pan jeszcze młody, pana też będzie się wstydzić. Ja jestem już stary, mnie nie ma się co wstydzić.

Podszedł do wozu, i […] wziął dziewczynę na ręce, i przeniósł do bryczki, która ją zawiozła do żydowskiego szpitala.

– A teraz za mną!

Kobiety i dzieci z sąsiedztwa, słysząc, że przybyła święta gmina sochaczewska, przytaszczyły z domów, co tylko kto miał: chałę, rybę, czulent albo kilka gotowanych kartofli. Z okolicznych mieszkań zaczęto wynosić słomę, sienniki i sadowiono zmęczone kobiety, senne dzieci.

Chłopcy z ulicy przybiegli, w rękach trzymali kawałki chały, otrzymane od matek. Dawali je chłopcom z Sochaczewa i prowadzili ich za rękę do domu.
– Chodź ze mną do domu, będziesz mieszkać u nas – krzyczy dziesięcioletni uczeń chederu do swojego sochaczewskiego kolegi i ciągnie ze sobą.
– Szlojmele, co robisz? Gdzie go położysz? Śpisz przecież na gołym sienniku w kuchni, odkąd ciotka z dziećmi mieszkają z nami.
– Będzie spał ze mną, mamusiu. Nie będziesz mi dawać więcej jedzenia niż teraz. Ja się już z nim podzielę. – Warszawski chłopak ciągnie sochaczewskiego przyjaciela.

Gdy dorośli zobaczyli, co robią mali, ustawił się rabin z jednej strony drzwi, a poeta po drugiej i powiedział:

– Nikt nie pójdzie do domu, zanim gminie sochaczewskiej nie będzie zagwarantowana wszelka pomoc.

I smutni, pogrążeni w codzienności ludzie z przerażeniem w oczach na myśl, co będzie jutro, przechodzili przez te drzwi, pomiędzy rabinem a pisarzem, i każdy brał do domu: jeden matkę z dziećmi, inny same dzieci, żeby podzielić się z nimi ostatnim kawałkiem chleba i ostatnią poduszką. I synagoga przed przybyciem nowych owieczek opustoszała.” [viii]

Z pomocą pospieszył Joint (właściwie American Jewish Joint Distribution Committe), który powstał w listopadzie 1914 roku. Pomagała też Hilfsverein der Deutschen Juden, organizacja istniejąca od 1901 roku w celu udzielenia wsparcia Żydom w Imperiach Rosyjskim i Osmańskim. W Wiedniu wszelkiej pomocy starała się udzielić organizacja Israelitische Allianz.

Uformowały się zręby pomocy społecznej, odtwarzano więzi. Sami wschodnioeuropejscy Żydzi także przystąpili do działania – powstało EKOPO (Jewieriejskij Komitiet Pomoszczi Żertwam Wojny, Żydowski Komitet Pomocy Ofiarom Wojny) poza Strefą Osiedlenia od 1914. Nie tylko Żydom rosyjskim pomagano, ale też w Galicji i Bukowinie. Od 1914 roku działał też Komitet dla Wyzwolenia Żydów Rosyjskich, założony przez niemieckich syjonistów.

Sz. An-ski, wielki pisarz i dramaturg, autor m.in. Dybuka, jeździł pociągami z pomocą materialną dla ofiar wojny i pogromów. Prowadził w języku rosyjskim dziennik (ukazał się w br. w moim przekładzie – B.S.C] który stał się podstawą dla powstania dzieła Churbn Galicje (Zagłada Galicji). W tym drugim dziele pisze między innymi o Warszawie:

„To tutaj z pól walki ściągnęły dziesiątki tysięcy rannych, a razem z nimi przybyły z okolicznych miast, miasteczek i wsi dziesiątki, setki tysięcy nieszczęśników, zbiegłych przed okropieństwami wojny, wygnanych z powodu nienawiści rasowej, donosów, oszczerstw. W Warszawie bardziej niż gdziekolwiek indziej odczuwano wszystkie możliwe nieszczęścia, które zalały ludność żydowską w Polsce. Każdego dnia przybywały tysiące dusz żydowskich, przeważnie na piechotę, obrabowanych, nagich, głodnych, spanikowanych i bezradnych. Wszyscy ci nieszczęśnicy ciągnęli do gminy [żydowskiej], w której wrzało jak w kotle, po brzegi była wypełniona nieopisanymi nieszczęściami i cierpieniem. W mieście znalazło się ponad pięćdziesiąt tysięcy bezdomnych. Większa część schroniła się tymczasowo w różnych instytucjach żydowskich. Kilkaset osób, przede wszystkim kobiet i dzieci, zakwaterowano w żydowskim klubie literackim […]

W wielkiej sali pod wszystkimi ścianami poutykane były łóżka, ławki, skrzynki, na których siedziało lub leżało po troje–czworo dzieci. Prócz nich salę tak szczelnie wypełniali mężczyźni, kobiety i dzieci, że wyglądała jak rozdeptane mrowisko. Od wrzasków i krzyków można było ogłuchnąć. Kiedy przyjrzałem się tym bezdomnym, zauważyłem, że starsi Żydzi trzymają się osobno, na boku, a w tej wielkiej masie ludzi niektórzy chodzą wyobcowani, zamyśleni, strapieni, nie zwracając uwagi na innych.

Zwykle gromadka dzieci robi wesołe wrażenie, tchnie nowym życiem. Tu jednak dzieci sprawiały wrażenie pereł rozsypanych na ulicy. Błąkały się po sali jak nikomu niepotrzebne, zagubione istoty, z wyrazem osierocenia na twarzy.

Najbardziej tragiczny u bezdomnych był ten ich <spokój>. Nikt nie lamentował i nie był zdenerwowany. […] Kiedy zaczęliśmy rozpytywać, opowiedzieli, jakie tragiczne przeżycia były ich udziałem. Opowiadali cicho, jednostajnie, z twarzą znieruchomiałą. Czuło się, że ci załamani ludzie zatracili samych siebie i wszelką nadzieję.

Młody człowiek opowiada o zniszczeniu swojego miasteczka i jednocześnie spokojnie dodaje:

– Zostali tam mój ojciec i brat. Zdaje się, że ich zamordowali.
– A pewnie, że zamordowali – powiada z zimną krwią jakaś kobieta. – Żydzi, co stamtąd przyszli, opowiadali, że widzieli obu, jak martwi leżeli na ulicy.

A ów młody człowiek słucha tego obojętnie, jakby go to nie obchodziło.

I z takim samym kamiennym spokojem opowiada nam inna kobieta o swoim wuju, siedemdziesięcioczteroletnim starcu, którego znaleziono w dole z odrąbanymi rękami i nogami, z uciętym językiem…

Otaczają nas już dziesiątki ludzi i każdy opowiada swoją krwawą epopeję. Uchodźcy opowiadają o wojennych cierpieniach, o haniebnych czynach kozaków. Wypędzeni opowiadają o tym, co przyszło im przeżyć. Prawie wszędzie było to samo. Wkroczyli Kozacy z bagnetami, z nahajkami, wypędzali z domów, kazali od razu albo w ciągu kilku godzin opuścić miasto. Ludzie szli trzydzieści, pięćdziesiąt, siedemdziesiąt wiorst, ciągnąc ze sobą dzieci, starców, chorych, w ulewnym deszczu, brnąc przez błoto. Szli dzień i noc, wycieńczeni głodem i pragnieniem. Starzy i słabi padali i konali po drodze, osłabione dzieci umierały matkom na rękach, ciężarne kobiety roniły…

Stoimy pośrodku sali i słuchamy tej niekończącej się litanii nieszczęść. Koło mnie stoi dziewczynka mniej więcej ośmioletnia, chudziuteńka, o delikatnej buzi, słucha uważnie i z powagą, jak dorosła, a w jej oczach odbija się już stary, tysiącletni żydowski smutek…” [ix]

Wstrząsające opisy spustoszeń, jakie poczyniła wojna oraz pogromy, znajdziemy także u pisarza i lekarza, który uprzednio służył w armii carskiej, Gerszona Lewina (1868–1939) w notatkach zatytułowanych In welt krig (Podczas wojny światowej), opublikowanych w 1923 roku. On, świecki Żyd, wspomina, że gdy niegdyś czytał w tradycyjnej starożytnej literaturze opisy zburzenia Świątyni w Jerozolimie, uważał je za przesadzone. Powiada, że uwierzył w nie dopiero wtedy, gdy zobaczył co z Husiatyniem zrobili Rosjanie [x].

Dziesięciu milionom ofiar wojny poetycki hołd złożył Dawid Einhorn w utworze Requiem. Poemat ten miał dwa wydania – jedno z 1916 roku, drugie – z 1922 roku. Einhorn w krótkim wstępie podkreślił, że jego Requiem powstało z myślą o monumentalnym dziele Mozarta. Poeta starał się, by i jego utwór miał charakter zbliżony do muzycznego – nalegał, by, opierając się na tekście z późniejszej edycji, recytowano go na głos, chóralnie, podczas rocznic czy innych uroczystości upamiętniających wydarzenia wojny. W III części poematu pisał:

„Kresu nie widać!
Bez końca ciągnie się
dziesięć milionów!
Dziesięć milionów.
Unoszą się w powietrzu,
jeden za drugim,
martwy za martwym,
martwy za martwym,
niczym bladawe mgły
nad jesiennymi polami…
Żadnego dźwięku,
żadnego kroku,
żadnego głosu
i żadnego ruchu,
tylko twarze,
głowy,
i kształty, bez liku…
lśnią oczy
jak straszliwe światła,
i wabią, i płoną…
O, przykryjcie martwych,
zasłońcie ich twarze,
bo jeszcze bliskich
i drogich nam rozpoznamy.
Ukryjcie ich w czarnych
i chłodnych skrzyniach –
to są miliony
zesztywniałych zwłok …”

Podjęto także trud dokumentowania wydarzeń – w odpowiedzi na apel z 1919 roku specjalnie utworzonej rady do spraw zbierania materiałów powstało archiwum, które zostało wywiezione w 1921 roku do Berlina. Z siedmiu tomów zostały opublikowane tylko dwa. Trzeci ukazał się dość długo po II wojnie światowej, w 1965 roku. Inne materiały zaginęły. Powstawały zapisy lokalnych dramatów wojennych i pogromów. Jedne z nich były relacjami naocznych świadków, jak wstrząsająca opowieść o pogromie wileńskim dokonanym przez wojsko polskie w 1918 roku pióra Lejba Jaffego w wileńskiej „Jidisze Cajtung” (Gazecie żydowskiej) nr 11 z 21 maja 1919 roku. Sam Jaffe cudem uszedł wówczas z życiem.

Inne teksty, jak na przykład A pinkes fun a tojte sztot. Churbn Dubowe [Kronika Martwego miasta. (Zagłada Dubowej)] pióra Rochl Fajgnberg (1885–1972), powstały na podstawie zebranych relacji [xi]. Fajgnberg, która w późniejszych latach tworzyła w Mandatowej Palestynie po hebrajsku, pod nazwiskiem Rachel Imri, opisała pogromy na Ukrainie, w tym wymordowanie rodziny pisarza piszącego również po niemiecku i mieszkającego we Wrocławiu i Berlinie – Michy Josefa Berdyczewskiego – Bin Goriona. Co istotne, na wieść o tych krwawych wydarzeniach w swoich rodzinnych stronach Berdyczewski porzucił niemiecki i hebrajski i zaczął tworzyć wyłącznie w jidysz.

Lejb Olicki (1898–1975) – znany głównie z działalności literackiej i kulturalnej w Polsce po II wojnie światowej – napisał dwa tomiki opowiadań: In a okupirtn sztot (W okupowanym mieście), 1924; In szajn fun flamen (W blasku płomieni),1927. W jego oczach także I wojna światowa poczyniła większe spustoszenie niż Churban, czyli zburzenie Świątyni.

Obraz destrukcji odmalował w swojej pierwszej, trzytomowej powieści Szmuglers (Przemytnicy) Ojzer Warszawski (1898–1944).

Powieść Icyka Kipnisa z 1926 roku pt. Chadoszim un Teg (Miesiące i Dni / Kronika) jest osnuta wokół pogromów towarzyszących rosyjskiej wojnie domowej. Jest to fikcja literacka – podobnie jak omawiane poniżej opowiadania Lameda Szapiry, jednak w odróżnieniu od niego Kipnis wymienia nazwiska rzeczywistych sprawców pogromów i ich ofiar, relacjonując zdarzenia dotyczące jego rodzinnej miejscowości Słowieczno, w Ukrainie, tuż po I wojnie, w 1919 roku. Pogromy zaczęły się tuż po ślubie narratora-autora: sceny okrucieństwa, przemocy ze strony sąsiadów przeplatają się z miłosną historią. Czułość sąsiaduje tu ze strachem, gniewem i rozgoryczeniem.

Jednakże to Lamed Szapiro, którego tom opowiadań Wylej swój gniew wydały Warsztaty Kultury w 2023 roku, dał najmocniejszy obraz spustoszeń swoich czasów.

W 1906 roku przybył do Stanów Zjednoczonych, gdzie powstały jego najbardziej znaczące cztery opowiadania. Trzy spośród nich – Kinstler (Artysta), Pocałunek, Cejlem (Krzyż) zostały wydrukowane w czasopiśmie „Cukunft” (Przyszłość). Czwarte, Wylej swój gniew, wydrukowano w 1909 roku w piśmie „Dos Naje Lebn”.

W latach późniejszych powstały kolejne opowiadania Szapiry: Jidisze meluche (Żydowskie państwo) oraz Biała chała. W jego rodzinnych stronach tymczasem (w 1919 roku) rzeczywiście wybuchła fala pogromów dokonanych przez atamana Zeljonego.

O swoim pisarstwie Szapiro mówił, że początkowo wybrał zwyczajność, codzienność (gewejnlechkajt). Ale „żydowski los wbił się zębami i pazurami w żydowskich twórców. Przyszła wojna 1914 roku […], potem rewolucje z najstraszliwszymi w naszej historii rzeziami na Żydach […], więc napisałem Di jidisze meluche” [xii]. Lamed Szapiro podejmuje jedyną w swoim rodzaju próbę uważnego spojrzenia na pogrom nie od strony ofiar, jak to czyniono przed nim i po nim, ale z punktu widzenia sprawcy. Nie od strony Żyda, lecz „goja”. Krok po kroku, opisuje nieludzkie warunki, w jakich wychował się ubogi wieśniak Wasyl z Białej chały. Skrajna nędza, poniżenie, w jakim żył, ograniczenia emocjonalne i mentalne sprawiły, że niewiele pojmował z otaczającej go rzeczywistości. Nie rozumiał dokąd zmierza wraz z wojskiem, co to za wojsko, czy walki, w których bierze udział mają jakiś sens. Wiedział jedynie – tak mu powiedziano, że wszystkiemu winni są Żydzi. Nie pojmował nic, wiedział tylko, że musi podążać za innymi, ciągle naprzód, ciągle strzelać, ciągle mordować. Na końcu – trzeba było zabić ich, Żydów, zjadaczy białej chały i „morderców Chrystusa”.

Krok po kroku, aż do końcowej kulminacji w akcie zdeprawowanej, kanibalistycznej niby-eucharystii, pisarz odtwarza przemianę dokonującą się w Wasylu – to nie on dokonał aktu przemocy na żydowskiej rodzinie, to otoczenie przez całe jego nieludzkie życie zadawało mu gwałt. To on stał się ofiarą, a zarazem kapłanem okrutnego rytuału. Być może właśnie to niekonwencjonalne spojrzenie na bestialstwo wojny i pogromów sprawiło, że czytelnikom trudno było się konfrontować z wizją Szapiry. Zresztą po II wojnie światowej pisarz pojął, że w sytuacji totalnej zagłady oczekuje się tego, iż sztuka nie stanie po stronie sprawców.

Literatura jidysz odpowiedziała na wszystkie wydarzenia związane z destrukcją spowodowaną I wojną światową. Uczyniła to w dwóch podstawowych nurtach, często przemieszanych ze sobą:

1. Literatura łącząca reportaż i beletrystykę;
2. Literatura oparta wyłącznie na własnym doświadczeniu.

Ponadto powstało wiele utworów poetyckich, które można zaklasyfikować jako swoistą „Spowiedź dziecięcia wieku”. Jednakże dzieło Lameda Szapiry nie da się zaklasyfikować do żadnego z tych gatunków. Jest to dzieło będące wyłącznie artystyczną odpowiedzią na własne przeczucia i emocje oraz wyrazem swoistego wczucia się w atmosferę tych czasów – czysta literatura.

Przemoc i wypędzenia Żydów związane z I wojną światową trwały tak długo, że wywołały głęboki oddźwięk na całym świecie. Nawet Żydzi amerykańscy, wydawałoby się oddaleni od problemów swoich współbraci z Europy Wschodniej, odczuli, że muszą wyrazić swoją więź i solidarność z nimi. Współczucie i rozpacz wyrażali przedstawiciele wszelkich ugrupowań politycznych i literackich, reprezentujący Żydów świeckich, religijnych, radykalnych. Zamieszkały w Nowym Jorku, a pochodzący z Płocka poeta Zysze Landoj (Landau) (1887–1937), napisał w wierszu Far undzer chorew jidisz lebn (O zagładzie naszego życia żydowskiego):

„Płaczę nad roztrzaskanym żydowskim życiem.
Klękam i modlę się do ciebie, Boże,
płaczę nad naszą starą matką – Wilnem.
Nad Brodami, nad każdym świętym miejscem.
Płaczę o Warszawę, o Kowno, o Lwów,
o każde większe i za mniejsze miasto” [xiii].

Bella Szwarcman-Czarnota

i Abraham G. Duker, Jews in the World War. A Brief Historical Sketch, American Jewish Committee, October 1939, ed. By Schneiderman Harry, Waldman Morris D., Wallach Sidney, vol. 2, nr 5.
ii Por. Bella Szwarcman-Czarnota, Orzeł ze złamanym skrzydłem, „Midrasz”nr 4(162)/2011.
iii „Der Israelit” (Ein Zentralorgan fuer das Orthodox Judentum. Begrundet von dr Lehman in Mainz), 10 September 1914.
iv Sabbataj (Szabtaj) Cwi (1626–1676) – rabin i kabalista, w roku 1648 ogłosił się mesjaszem, co wywołało ogromne poruszenie w Europie i na Bliskim Wschodzie. Aresztowany w 1673 roku, gdy zaczął szerzyć swą herezję również wśród muzułmanów, i osadzony w twierdzy w Dolcigno (Ulcinj), przeszedł na islam.
v In malches fun cejlem, w: Gezamlte werk, t. 2, s. 464.
vi Po raz pierwszy wydany w Warszawie w 1921 roku, następnie w Kijowie w rok później. W poemacie znajduje się również data 11 tiszri 5681 – dzień i rok (dwa dni przed Sądnym Dniem 1920 roku), w którym w Horodyszczu zamordowano w pogromie 216 Żydów.
vii Melech Rawicz, Far jidisze poetn: a fartog tfile afn jam (Dla żydowskich poetów – poranna modlitwa na morzu) w: Kontinentn un okeanen, Warszawa 1937.
viii Szalom Asz, Warsze 1914 w: Dos amolike jidisze Warsze (Dawna żydowska Warszawa), ed. Melech Rawicz, Montreal 1966, s. 105–109.
ix Sz. An-ski, Churbn Galicje, Wilno–Warszawa–Nowy Jork 1923, t. I, s. 17-24.
x Wedle między innymi Davida Roskiesa, wielu pisarzy miało podobną refleksję, także po II wojnie światowej, przyrównując współczesną Zagładę Żydów do Churbn – czyli zburzenia Świątyni. Zresztą również Sz. An-ski zatytułował swoje dzieło Churbn Galicje. Por. D. Roskies, Against the Apocalypse. Responses to Catastrophe in Modern Jewish Culture, Cambridge Mass.1984.
xi Wydane w jidysz w Warszawie w 1926. Po przełożeniu na język francuski przez Mojszego Twerskiego, kronika ta została dokumentem, który odegrał doniosłą rolę w procesie Szolema Schwarzbarda, zabójcy nacjonalisty ukraińskiego Simona Petlury.
xii Lamed Szapiro, Der szrajber gejt in cheder (Pisarz idzie do szkoły), Los Angeles 1945, s. 35.
xiii Zysze Landoj (Landau), Lider, Nowy Jork 1937, s.113.

 

Kultura Enter
2025/01 nr 112