PISARZE. Borges
Wasyl Machno
Z języka ukraińskiego przełożył Bohdan Zadura
Moja bliższa znajomość z Borgesem zaczęła się w Belgradzie w 1997 roku podczas Międzynarodowego Spotkania Pisarzy, które co roku odbywa się tam w październiku. Gdybym nawet chciał bardzo coś wymyślić, żeby zbliżyć się do borgesowskiego sposobu mieszania i przeplatania czasów i miejsc, ten zbieg okoliczności, jaki mi się przydarzył, mógłby mi się chyba tylko przyśnić. Zresztą dwie pierwsze litery nazwiska (Borges) i miasta (Belgrad) służyły co najmniej za rym. Z dworca organizatorzy zawieźli mnie do hotelu, dając kilka chwil na zmycie podróżnego kurzu i przebranie się, ponieważ lada chwila w wielkiej sali skupszczyny miasta Belgradu zaczynało się oficjalne otwarcie. Mimo wszystko się spóźniłem. Wchodząc, zobaczyłem salę, wypełnioną ludźmi, dźwięcznymi głosami i kelnerami, którzy już roznosili napoje i przekąski. Jakoś pozbierawszy się i rozejrzawszy, poczułem, że ktoś chwyta mnie za łokieć – był to Roman Łubkiwski, którego tego roku też zaproszono. „Gdzie pan był?” – zapytał.
„Jestem prosto z pociągu, trzymali nas na granicy przed Suboticą”. „Jasne. Szukałem pana po całej sali” – i poprowadził mnie poznawać z serbskimi pisarzami. A niedługo potem wśród tego tłumu jakoś się z Łubkiwskim zgubiliśmy. Stojąc pod ścianą ze schwyconą z tacy szklaneczką whisky, zobaczyłem smagłą kobietę w czerwonej sukience, idącą w otoczeniu mężczyzn w różnym wieku. Ci mężczyźni fruwali wokół niej jak motyle, co mnie rozbawiło. Był wśród nich serbski pisarz, z którym poznaliśmy się pół godziny wcześniej i ten zauważywszy, że podpieram ścianę, zawołał z daleka, abym do nich dołączył. Nie wiedziałem, po co mi ta grupa, ale podszedłem. „Poznajcie się – powiedział Serb. – To Maria Kodama z Argentyny. Wdowa po Borgesie”. Po prostu mnie zatkało – nazwisko Borges na przełomie lat 1980./1990. było w Ukrainie przepustką do każdego intelektualnego towarzystwa. Nie czytać czy, nie daj Boże, nie słyszeć o tym Argentyńczyku, wydawałoby się marnym numerem twojego życia. A w tej chwili, gdy patrzyłem na Marię Kodamę, do której pozwolono mi się zbliżyć jak do ołtarza w świątyni, wydała mi się ona tancerką tańczącą tango, a ci wszyscy pisarze jej kawalerami. To trwało moment – i rój motyli z tańczącą tango przesunął się dalej. Nie wiedziałem wtedy o wszystkich kobietach Borgesa, czyli o tych, z którymi łączyły go różne stosunki, dlatego Marię uznałem za jedyną. W tym wiecznym wybieraniu-przebieraniu Borgesa było coś kafkowskiego i schulzowskiego, jakaś samotność, cielesny strach, jakieś psychologiczne pęknięcie. Wróciwszy z Belgradu rzuciłem się do szukania powieści Borgesa – i tu spotkało mnie pierwsze rozczarowanie: Borges powieści nie pisał. Na tarnopolskich stolikach sprzedawano rosyjskojęzyczne przekłady – ukraińskich jeszcze nie było. Przeczytawszy kilka opowiadań, Alefa oczywiście także, zwątpiłem w wiarygodność Borgesowskiej metody pisania. Jego opowieściom można było wierzyć i nie, jednocześnie jakby przyciągał i odpychał. Nie można było powiedzieć, że tekst stworzono z niczego, przeciwnie – akurat było widać z czego i jak, jednak to magiczne piękno, które wybłyskiwało u innych Latynosów, w pisarstwie Borgesa stawało się matowe. Panoramiczność onieśmielała, nasycenie historycznymi szczegółami wprowadzało w stupor, stosowanie zdarzeń, nazwisk i sytuacji, opartych na autorskiej wiedzy, erudycji i indywidualnej interpretacji, wywoływało chęć sprawdzenia i upewnienia się. Takie było moje drugie spotkanie z Borgesem. Przeczytawszy i przekartkowawszy w swoim życiu wiele książek, wróciłem pewnego jesiennego poranka do Borgesa. Szukałem motta do swojej następnej powieści i w myśli przebiegałem nazwiska pisarzy, których utwory by się do tego nadawały. Z wszystkiego, co przejrzałem u Borgesa, z tych wszystkich opowiadań, w których na oczach czytelnika dokonuje się fałszowanie historii, czyli wprowadzenie jej na literackie pokoje, bez troski o dokładność i dokumentalizm, wybrałem Alefa. Borges fałszuje własną opowieść, a historyczne szczegóły są mu potrzebne dla ornamentyki i wciągnięcia czytelnika w sferyczną przestrzeń, w której też rodzi się zagubienie czytelnika. No niezupełnie, jednak tego, co tradycyjnie uważalibyśmy za literaturę eklektyczną, zbudowaną z mistrzowskich splotów opowieści i kilku dodatkowych odniesień, w Alefie na pozór jest pod dostatkiem! W 1945 roku pod koniec wojny Borges poznaje młodszą od niego o osiemnaście lat Estelę Kampo. Nie można o niej nie wspomnieć choćby dlatego, że w trakcie tej trwającej kilka lat znajomości zostało napisane opowiadanie Alef, o miejscu, w którym zbiegają się wszystkie punkty świata. Akcja rozgrywa się w Buenos Aires przy ulicy Garaya, chociaż nie, to nie byłoby precyzyjne – akcja rozgrywa się w kilku miejscach. Już za czasów dyktatora Perona i jego żony, pięknej Evity tango historii tego kraju dalej krążyło – wyrzucony z biblioteki Borges dostaje posadę kontrolera jakości mięsa na targu. Byłoby bardziej zrozumiałe, gdyby peroniści wyznaczyli Borgesa do kontrolowania jakości przekazanych na makulaturę książek, ale być może w Argentynie w państwowych urzędach nikt nie zajmował się makulaturą. A byki i krowy wypasają w Patagonii właśnie po to, żeby sprzedawać ich mięso na rynkach Buenos Aires i innych miast. Chociaż nie, chodziło o kury. Jasne, że odbierało się to jako akt poniżenia, jakim władza postanowiła wyrównać rachunki. Jednak znajomość z Estelą się rozwija i opowiadanie się pisze.
Pojęcie „alef” ma wiele znaczeń: począwszy od pierwszej litery alfabetu hebrajskiego, fenickiego i egipskiego do liczb alef w teorii mnogości. W ogóle matematyka, jak poezja i muzyka, to droga do wyjaśnienia idei istnienia świata, poznania Absolutu. Ten punkt, złożony z absolutnych współrzędnych, Borges umieszcza w piwnicy domu przy ulicy Garaya, w którym mieściło się wydawnictwo o wymownej nazwie „Prokrust” (to wszystko zapewne fantazja Borgesa), o czym dowiadujemy się pod koniec utworu. Czy każdemu potrzebny jest alef, jako droga do istoty? Odpowiedzi zazwyczaj nie ma. Jakiej istoty szukał sam Borges? I dlaczego opowiadanie poświęcone jest Esteli Kampo, ówczesnej damie jego serca? Co jest zaszyfrowane w corocznych rozmowach autora z Carlosem Argentino Danerim, który pisze wielki poemat Ziemia i z którym narrator spotyka się co roku w rocznicę śmierci jego siostry Beatriz Viterbo. Wysłuchawszy obszernego urywku Carlosa Argentino, który autor już sam skomentował, narrator dochodzi do wniosku, że „praca poety jest skierowana nie na samą poezję a na wynalazczość dowodów, że jego poezja jest wspaniała”. „Ten wniosek nie jest uniwersalny, dotyczy tylko utworu Carlosa Argentiny” – powiecie szybko. „Nie – spróbuję się nie zgodzić. – U Borgesa wszystko niestety jest uniwersalne i wieloznaczne”. Potem, narrator znajduje się w trudnej sytuacji, bo oszołomiony jest prośbą Carlosa Argentiny o to, by zwrócić się do wpływowego krytyka o przedmowę do jego, jak jest przekonany, monumentalnego utworu, napisanego przeważnie aleksandrynem. Nie jest ważne, jakim wierszem i metrem pisany jest ten poemat? Ponieważ to poemat totalny o wszystkim i o wszystkich miejscach na ziemi, które bardzo dokładnie opisuje jego autor, narrator natychmiast zauważa tam „kilka hektarów stanu Queensland, kilometr nurtu rzeki Ob, zbiornik gazu na północ od Vera Cruz, główne domy handlowe w parafii Concepcion, posiadłość Marii Combreres de Alvear przy ulicy Jedenastego Września w Belgrand, tureckie łaźnie w pobliżu jednej z plaż w Brighton”. Oczywiście to tylko początek. Autor poematu ma pomysł opisania i przejścia wszystkimi drogami i szlakami ziemi. Wbrew Borgesowskiej ironii co do możliwości tej wszechogarniającej idei i jej zrealizowania, kryje się, tu moim zdaniem, istnienie możliwej alternatywy, którą jest „alef”, w co warto uwierzyć. Pewnego razu narrator dostaje rozpaczliwy telefon od Carlosa Argentino o tym, że dom, w którym ten mieszka, ma zostać sprzedany i zburzony, a tam – w piwnicy istnieje Alef. W każdym razie Carlos Argentino przekonuje naszego narratora i ten odważa się zejść w ciemność, gdzie naprawdę widzi niewielką jasną kulkę, w której przedstawiono naszą ziemię i nieskończony Wszechświat. W zasadzie – to wszystko. Borges przy końcu opowiadania, jako postscriptum, dorzuca kilka uwag o istnieniu innych centrów Wszechświata, które wyczytał z ksiąg, o lustrze, w którym odbija się Wszechświat czy o słupie w kairskim meczecie Amra, do którego przyłożywszy ucho wierni i szczęśliwcy wsłuchują się w poruszenia Wszechświata. Naprawdę urzędowa afera z posadą kontrolera jakości kurzego mięsa na rynku Borgesa ominęła. Nie powiodło się także z Estelą Kampo. Donia Leonor Acevedo de Borges, matka pisarza, której on, czterdziestoletni, donosił o każdym swoim kroku, przyjęła Estelę w swoim domu wyniośle. Być może matczyne serce wyczuło, że ta młoda kobieta, która na oświadczyny jej syna odpowiedziała: „Nie możemy wziąć ślubu, zanim się nie prześpimy”, nie była dla niego odpowiednia. Potem była jeszcze María Esther Vázque, małżeństwo z wdową Elsą Astete Millán i Maria Kodama, jako oczny przewodnik niewidomego pisarza, która przez zaufaną osobę zarejestrowała swoje małżeństwo z Borgesem w paragwajskim ratuszu, omijając argentyńskie prawa. Zresztą w Belgradzie jesienią 1996 roku o Borgesie wiem mało, a o Marii Kodamie tym bardziej. Teraz kiedy Alefa przeczytałem kilka razy, pomyślałem: każdy z nas może znaleźć skrzyżowanie światów, choćby w Belgradzie albo w piwnicy własnego domu. Czyż nie wystarczy do niej zejść?
Kultura Enter
2025/02 nr 113–114