Strona główna/ROSJA. Ubornaja

ROSJA. Ubornaja

Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski

Lenin skandował: „albo wesz zwycięży rewolucję, albo rewolucja zwycięży wesz!” i decyzja o ich budowie miała charakter strategiczny. Nieodzowny element chruszczowek, śpiewał o nich Wysocki, poszukiwali żołnierze. Jeśli więc ubornaja „to lustro, w którym przegląda się cały kraj”, więc co odbija się po 24 lutego 2022?

290 lat temu Rosjanie spuścili na wody wojenną galerę i nazwali ją „Ubornaja”, czyli toaleta. Statki wiosłowe były wtedy rzadkością, ale w Rosji galerników nie brakowało. A co do samego imienia łodzi, cóż, Moskwa i dziś działa w zgodzie z tą kuriozalną tradycją i m.in. system artylerii ochrzczono mianem Buratino, a więc imieniem rosyjskiego Pinokia, a rakietę międzykontynentalną, którą ostatnio Putin wykorzystał do ataku w Ukrainie – oresznik, a zatem leszczyna. Przy czym samo słowo ubornaja w początkach XVIII w. oznaczało po pierwsze ślicznie ozdobiony pokój, w którym carscy bogacze nie tylko realizowali potrzeby fizjologiczne, ale i poddawali się zabiegom kosmetycznym. Można więc przypuszczać, że galera sprzed trzech wieków była atrakcyjna wizualnie. Niemniej sama metaforyka wojenna przylgnęła do rosyjskiej ubornej, oznaczającej wychodek, latrynę, ustęp.

Oto przykład z początków XX w. Imperium Rosyjskie liczyło niemal 100 tys. miast, spośród których nowoczesną kanalizację, czyli rozłożone pod ziemią rury, którymi spływały nieczystości, miało zaledwie jedenaście, włączając w to Warszawę. W ich liczbie jak się okazuje nie było Petersburga, zaś w Moskwie ścieki odprowadzano z obszaru zawężonego do Sadowej Obwodnicy, czyli centrum metropolii. Brak infrastruktury sanitarnej stał się szczególnie dotkliwy po rewolucji październikowej, gdy największe miasta Kraju Rad tonęły w fekaliach, stając się wylęgarnią chorób. I to wówczas Lenin zakrzyknął: „Albo wesz zwycięży rewolucję, albo rewolucja zwycięży wesz!”.

Bolszewicy, wśród których nie brakowało ludzi światłych, jeszcze w trakcie wojny domowej rozpoczęli akcję budowy nowych ubornych, czyli toalet podpiętych do systemów kanalizacyjnych. Wzrost liczby szaletów publicznych, jak wykazali komunistyczni statystycy, przyczynił się do diametralnej poprawy zdrowia populacji, choć nietrudno wykazać trzystu-, czterystuprocentowy progres, gdy wyjściowe dane oscylują wokół zera.

Ciemne oko latryny

Historia rosyjskich ubornych stała się zwierciadłem, w którym przeglądał się kraj, a na kolejne refleksy z owego kloacznego lustra, nie trzeba było długo czekać. Stalin poczuł się samodzielnym włodarzem, a jego kraj, w odróżnieniu od świata Zachodu, nie pogrążył się w kryzysie ekonomicznym i wódz postawił na rozwój. Jak bardzo newralgiczny i pilny był to problem pisze blogerka i autorka książek, Natalia Kuroczina, w swej Historii toalet (Cześć 3. Rosja):

W latach 30. XX wieku w Moskwie zaczęły się pompatyczne parady. Ich uczestnicy maszerowali godzinami, a w przerwach byli dobrze karmieni. Po pierwszej z takich parad z trudem dało się domyć bramy w centrum miasta. Domofonów i kodowanych zamków wówczas nie było, a konsjerże (tam, gdzie byli) nie mogli powstrzymać natłoku mundurowych.

Od tego czasu publiczna toaleta, czyli obszczestwiennaja ubornaja, na trwałe wpisała się w pejzaż radzieckiej stolicy. Monumentalizm, na który cierpieli sowieccy architekci, przełożył się na ostateczny wygląd tych przybytków. Powstały duże budowle, z doprowadzonymi alejkami, okolone rabatkami, wewnątrz upstrzono hasłami. Oprócz znanych, także Polakom, sloganów: „Umyj ręce!” czy „Uczesz się!” (Sic! Widziane w toalecie w Białymstoku w latach 80. XX w.), można było spotkać i dystychy, takie jak „Nie potuszajuszczemu swiet / w trudowoj ubornoj miesta niet!” (Niegaszącemu światła / w toalecie ludzi pracy miejsca nie ma!). Stopień ideologizacji szaletów był odwrotnie proporcjonalny do zaopatrzenia ich w papier toaletowy, który zaczął pojawiać się dopiero pod koniec lat 60. XX wieku i grażdanie korzystali z codziennej prasy. W stolicy uprawiano również architektoniczny recykling i na ubornyje przerabiano prawosławne świątynie, co w wielu przypadkach uchroniło je przed zniszczeniem.

Mokra strefa ZSRR

Zagadnienie ubornych nabrało nowego wymiaru w 1955 roku, gdy po raz pierwszy opublikowano Radzieckie Budowlane Normy i Prawa, w których opisano minimalne rozmiary toalet w budownictwie wielorodzinnym. Architekci nie zamierzali proponować mieszkańcom Związku Radzieckiego wymiarów innych niż najmniejsze z dozwolonych, i jak kraj długi i szeroki, unitazy, to jest sedesy lub równie często stosowane napołnyje unitazy, czyli tak zwane ubikacje kucane, wkomponowywano w klitkę o głębokości 1,2 metra, szerokości 0,8 metra i wysokości nie mniejszej niż 2,1 metra. Określono też umiejscowienie na planie mieszkania zarówno wszechobecne chruszczowki, jak i późniejsze wieżowce, musiały mieć wydzieloną tak zwaną „mokrą strefę” między kuchnią a częścią mieszkalną, w skład której wchodziła oprócz maleńkiej ubornej także łazienka. W Normach i Prawach wyznaczono sposób, w jaki mają się otwierać drzwi od toalety – w kierunku do kuchni, tak aby opary spłynęły raczej do sypialni niż w okolice lodówki. Oprócz tego, jeśli mieszkaniec takiego lokum potknął się biegnąc za potrzebą, mógł przekląć twórców cytowanych norm, ponieważ to oni ustalili wysokość progów do „mokrej strefy”.

Zagadnienie szaletów ponownie zaistniało w publicznej dyskusji dzięki Włodzimierzowi Wysockiemu, który w pieśni Satyra na kiepski kryminał, w trzeciej zwrotce, głębokim, drżącym głosem oznajmiał: „Klub przy ulicy Nagornoj stał się toaletą miejską”. Znajduje to odzwierciedlenie w rzeczywistości i odnosi słuchaczy wprost do roku 1966, kiedy władze miasta po raz wtóry rozpoczęły akcję doposażania Moskwy w szalety. Nie wiedzieć czemu postanowiono przeznaczyć na ten cel duży, dwupiętrowy budynek służący jako dom kultury. Czy działania te zakończyły się sukcesem i niegdysiejszy Dom imienia Mołotowa, a w czasach Wysockiego zwany po prostu Nagornym, stał się obszczestwiennoj ubornoj? Jeśli tak, to na krótko, bo nie przeczytamy o tym na stronie instytucji, która dziś, w repertuarze na luty 2025 zaprasza na spektakl Szampan z walerianą.

Milicjanci do szaletów

Problem toalet w latach 80. powiązano z hotelami i do tych konotacji odwołał się prowadzący telewizyjne show Wspomnit’ wsie (Przypomnieć wszystko), aktor Władimir Stierżakow. W 2015 roku zaprosił do studia kolegów po fachu, którzy w czasach ZSRR rozjeżdżali się po kraju i na zachętę uraczył prawdziwą historią. Strach było myśleć, jak wygląda najgorsza gostinica – żartował Stierżakow wspominając „najlepszy” hotel gdzieś nad Amurem – i tamtejszą toaletę ulokowano w drewnianej budce, jakieś sto metrów od budynku. Na dodatek, żeby do niej dojść, trzeba było przebiec przez ruchliwą drogę, po której jechały obładowane magnezytem studwudziestotonowe BiełAZy. Kierowcy zatrzymywali maszyny tuż przy toalecie, dla żartu wrzucali na luz i wciskali gaz. Wówczas od drgań wywołanych przez ryczące silniki (o mocy co najmniej 1500 KM) toaleta podskakiwała niczym zabawka. Szoferzy mieli szczególny ubaw, gdy jakaś dama wybiegała z gołym tyłkiem i przerażona gnała przed siebie.

Rozpad Związku Radzieckiego odcisnął piętno także na obszczestwiennych ubornych. „W miejskich budżetach – zauważa Kuroczina – nie było pieniędzy na utrzymanie szkół i szpitali, a co dopiero szaletów. W Moskwie zaczęto je masowo przeprofilowywać: średnio w ciągu roku zamykało się tuzin. Toalety przy ulicy Gogola i ulicy Dmtrtija Ul’janowa stały się sklepami, przy Warszawskiej i przy Dworcu Białoruskim – komisariatami milicji. Kawiarnię, ulokowaną w jednym z nich, nazwano Cyrano”.

Kultura Enter
2025/02 nr 113–114

Osiedlowe dzieło sztuki w pewnym miasteczku.