Strona główna/ROZMOWA. Odełgać biografie ludzi

ROZMOWA. Odełgać biografie ludzi

W ubiegłym roku ukazała się obszerna biografia Tadeusza Boya-Żeleńskiego autorstwa Moniki Śliwińskiej. Lubelska pisarka specjalizuje się w portretowaniu Młodej Polski. Jest autorką Muz Młodej Polski, biografii Wyspiańskiego Dopóki starczy życia oraz Panien z „Wesela” (finał Literackiej Nagrody Nike w 2020r.). 

Pokaż mi swój pokój, a powiem ci kim jesteś” –  cytuję Balzaka, którego miłośnikiem twórczości był Boy – chcąc zapytać o warszawskie mieszkanie Żeleńskich. Nie brakowało w nim cudów.

Kiedy Jan Lechoń przeprowadzał wywiad z Boyem dla „Wiadomości Literackich” w 1924 roku, mieszkanie przy ulicy Smolnej wydało mu się zupełnie niewarszawskie. To był właściwie mały Kraków. Żeleńscy zgromadzili w nim dorobek kilku pokoleń: meble odziedziczone po rodzicach, mnóstwo książek, a przede wszystkim dzieła sztuki. Ściany były zawieszone obrazami najwybitniejszych młodopolskich artystów. Początkowo najwięcej było prac Stanisława Wyspiańskiego i Witolda Wojtkiewicza, ale odkąd Zofia Żeleńska związała się z Witkacym ściany obszernego mieszkania zapełniały się jego obrazami – widać je zresztą na przedwojennych fotografiach. W gabinecie Boya przykuwały uwagę zawieszone wysoko pod sufitem jego portrety wykonane przez Witkiewicza podczas częstych odwiedzin, z czasem ten fryz z pasteli przeniósł się także na ściany jadalni. Podobno Boyowie posiadali około sześciuset prac Witkacego.

Małżeństwo Żeleńskich prowadziło coś w rodzaju salonu literackiego, kto bywał w mieszkaniu Zofii i Tadeusza Żeleńskich?

Przyjmowali od jesieni do wiosny w sobotnie wieczory. Te podwieczorki, zainicjowane jeszcze w Krakowie, były w pewnym sensie kontynuacją salonu literacko-artystycznego prowadzonego na przełomie wieków przez matkę Zofii, Elizę Pareńską. Gościli u siebie znanych i wpływowych ludzi dwudziestolecia międzywojennego związanych z literaturą, teatrem, ale i polityką – mam tu na myśl przedstawicieli obozu sanacji. Z Jadwigą i Józefem Beckami na przykład połączyły ich cocker spaniele, Beckowa zażartowała któregoś wieczoru, że są spokrewnieni z Boyami przez psy. Na Smolnej, a później na Krakowskim Przedmieściu bywali Lechoń, Tuwim, Słonimski, aktorki Jadwiga Smosarska i Mira Zimińska, pojawiał się przez długi czas Witkacy, bywali członkowie Komisji Kodyfikacyjnej, głównie prokurator Zdzisław Piernikarski, ale bywały też partnerki życiowe Boya – dawne, jak Jadwiga Mrozowska, i obecne, czyli Irena Krzywicka.

W korytarzu zauważymy pudła z podpisem „Biblioteka Boya”, egzemplarze niesprzedane. Boy w pewnym momencie zakłada wydawnictwo, dziś trochę nie dowierzamy w jego problemy ze sprzedażą własnej już rozpoznawalnej marki, przecież czytano wtedy więcej niż dziś. Marketingowcem był niezgorszym, nawet dzisiaj pomysły Boya kupiliby spece od reklamy, że wspomnę opatrzenie okładki przełożonej przez Żeleńskiego Rozprawy o metodzie informacją „Tylko dla dorosłych”.

To już w drugim mieszkaniu, przy Krakowskim Przedmieściu, obok pomnika Mickiewicza, gdzie zamieszkali w drugiej połowie lat trzydziestych. Problem z Biblioteką Boya był taki, że to było po prostu za duże przedsięwzięcie dla dwojga ludzi. Stroną administracyjną zajmowała się Zofia, ale Żeleński w tej firmie był jednocześnie wydawcą, tłumaczem i specjalistą od promocji. Równolegle pracował jako publicysta i krytyk teatralny, a pieniędzmi zarobionymi z tej działalności łatał dziury w budżecie rodzinnego przedsięwzięcia, jakim była Biblioteka Boya. To były lata ciężkiego kryzysu ekonomicznego, kiedy padały największe firmy. Na klęskę nałożyło się też zubożenie inteligencji, a więc głównych odbiorców tej serii wydawniczej, no i oczywiście ataki środowisk katolickich i narodowościowych na Żeleńskiego w związku z jego kampaniami społeczno-obyczajowymi.

1926 roku „Wiadomości Literackie” ogłaszają sondę pt. Jak się uczyli współcześni pisarze. Cytujesz w książce odpowiedzi Żeleńskiego:

Jak się Pan uczył w szkole średniej? Nierównomiernie.
Czym się Pan najbardziej interesował? Grą w bilard.
Jaki był Pana stosunek do literatury? Głupawy.

Ile w tym wyznaniu prawdy, a ile błazenady?

Od początku lat dwudziestych bywało, że ostentacyjnie nazywał siebie błaznem, ale patrząc wstecz, widzimy, że więcej było w jego postawie mądrej zadumy i uważnego przyglądania się rzeczywistości niż beztroski. Mówić żartem o sprawach serio to była jego dewiza, gdy szło o poruszanie ważnych kwestii – zarówno w życiu społecznym, jak i literackim. Pod podszewką tych żartobliwych, często przerysowanych wypowiedzi kryły się jednak istotne problemy, które wymagały naprawy.

Boy-tłumacz, Boy-kabareciarz, Boy-felietonista, Boy-literat, Boy-recenzent, Boy-mitoman, Boy-gorszyciel. Boyów jest wielu. Który dla Ciebie był najważniejszy?

Dla mnie przede wszystkim Boy-feminista. Bo w życiu prywatnym i zawodowym stał zawsze po stronie kobiet. Był lekarzem ubogich matek, kiedy w 1905 roku zakładał pierwszą w Galicji Kroplę Mleka, czyli instytucję wspierającą sztuczne i mieszane żywienie niemowląt, później jako recenzent teatralny, kiedy na marginesie omawianych sztuk pisał z uznaniem o przemianach obyczajowych po pierwszej wojnie światowej i emancypacji kobiet, wreszcie jako publicysta – kiedy walczył o dekryminalizację aborcji i podkreślał, że zapisy nowych kodeksów prawnych tworzone przez mężczyzn uderzają przede wszystkim w kobiety. Przeciwnicy zarzucali mu, że jest propagatorem rozwodów, bo walczy o wprowadzenie ślubów cywilnych, on w tym widział zabezpieczenie praw matki i dziecka, bo – przypomnijmy – w dwóch trzecich kraju ślub kościelny miał równocześnie status prawny, a więc rozwieść się nie można było, ale unieważnić sakrament już tak.

Czytając teksty, przekłady Boya, niewiele wiedząc o jego biografii, powstaje obraz człowieka pewnego siebie, o wyjątkowym poczuciu humoru, ceniącego szczerość i naturalność, towarzyskość… Chyba trzeba powiedzieć w tym miejscu boyowskie: „ejże!” (wyjątkowo lubił to „słówko”).

I taki był, ale to jedna strona jego osobowości, ta publiczna. Prywatnie jego świat miał znacznie węższe granice. Był człowiekiem, który bardzo cenił swoją prywatność. Syn w swoich wspomnieniach często podkreśla, że był nieśmiały, wstydził się piskliwego głosu, w zaprzyjaźnionym kółku odzywał się rzadko, chętniej przysłuchiwał się rozmowom. Czy to zatem oznacza, że wizerunek Boya jako osoby o wyjątkowym poczuciu humoru, otwartego i towarzyskiego jest nieprawdziwy? Nie. Miał naturę znacznie bardziej złożoną, niejednorodną, pełną sprzeczności, ten rozdział pomiędzy stroną prywatną a publiczną był u niego mocniej zarysowany.

Lubił plotki?

Pewnie! Ale inaczej plotkowało mu się o ludziach i sytuacjach, z którymi zetknął się osobiście, bo miał genialny zmysł obserwacyjny, a inaczej o tym, co znał jedynie ze słyszenia. W tym drugim przypadku zdarzało mu się niemiłosiernie przekręcać fakty, przejaskrawiać, zmieniać optykę spojrzenia. I nawet jeśli zainteresowane osoby odważyły się protestować publicznie, ich dementi rozmywało się, bo pozycja Boya w świecie literackim, obecność na łamach wpływowych tytułów takich jak „Kurier Poranny” i „Wiadomości Literackie”, były niepodważalne. Oczywiście dopóki nie odważył się sięgnąć śmiałym gestem po narodowe pamiątki.

No i właśnie, zaczął plotkować o naszych postaciach z brązu. Tego się czynić nie godzi.

Przeciwnicy zarzucali mu, że niszczył autorytety i szargał świętości, on odpowiadał, że pokazywanie bohaterów narodowych w sposób gloryfikacyjny było uzasadnione w czasach rozbiorowych, ale nadszedł czas, abyśmy zmienili kanon narracji, poszukali takich sposobów opowieści o danej postaci, które będą zrozumiałe i atrakcyjne dla następnych pokoleń.

Właściwie skąd wziął się u Boya ten postulat, niemal programowy, pokazania najważniejszych ludzi naszej kultury jako „ludzi żywych”, czyli wydanie oficjalnej wojny „brązownikom”? Czy wynikał z zanurzenia w zachodniej literaturze, tam przecież kultura przekłuwania baloników z mitami była czymś przyjętym, czy jednak bardziej ze szczerej chęci odrzucenia prowincjonalizmu polskiej kultury i skrywaniu wstydliwych faktów?

Kiedy poznajemy twórczość Boya w porządku chronologicznym, widzimy jak pewne kwestie dojrzewały w nim przez lata. Tak właśnie było z cyklem Ludzie żywi. Zalążki późniejszych postulatów, aby odełgać biografie ludzi, odbrązowić (oba sformułowania Boya), zwrócić im własne życiorysy pojawiają się bardzo wcześnie, bo już w Słówkach. Myślę, że dobrym przykładem będzie tutaj List kobiety polskiej, w którym – oczywiście żartem – odnosi się do wizerunku kobiety w dziewiętnastowiecznej prozie i poezji. Kilkanaście lat później wydobywając z zapomnienia postać pisarki i feministki Narcyzy Żmichowskiej, zarzuci literaturoznawcom: „zamarynowaliście ją w cnocie, tak że nikt już jej książek do rąk nie bierze”. Inna rzecz, że Żmichowska w ujęciu Boya bardziej nadaje się na bohaterkę powieści Prousta.

Czytając Brązowników, chętnie zgodzimy się z Boyem utyskującym na profesorów, których zajmowały rzeczy drugorzędne, a tymczasem zostawiamy nie tylko białe plamy, a całe obszary niedomówień.

Zarzuty Boya pod adresem literaturoznawców i obowiązującego wtedy kierunku badań historycznoliterackich były tak naprawdę dyskusją o kształt współczesnej biografistyki, o autorytety – a więc o to czy potrzebujemy pomnikowych postaci, czy żywych ludzi, czy pietystyczny stosunek do twórcy sprzyja dogłębnemu poznaniu jego twórczości, czy zniechęca do lektury, czy taki kierunek interpretacyjny rozwija nas jako społeczeństwo. Takie zestawienia można by mnożyć, bo spór Boya z literaturoznawcami wokół Mickiewicza, a potem Fredry dotykał wielu kwestii. Żeleński uważał, że aby twórczość tego czy innego twórcy rezonowała w społeczeństwie potrzebne jest spojrzenie na niego w prawdzie, przez pryzmat osobistej biografii, której z reguły życiowej daleko do hagiografii.

Drażniło go milczenie, bo wynikało z naszej hipokryzji.

Tak, z kolei jego oponenci, nie tylko literaturoznawcy, uważali, że to są rzeczy nieistotne dla recepcji danego autora, że dzieło musi bronić się samo.

Każda z tych książek, sięgających do przeszłości, jest o ówczesnych Polakach, ale i o nas dzisiaj. Te spory nie straciły aktualności.

Wielokrotnie miałam takie myśli, analizując publicystykę Boya i śledząc argumenty jego polemistów. Przed kilkoma laty „Krytyka Polityczna” oddała swoje łamy Boyowi i jego felietonom z serii Piekło kobiet, właśnie po to, żeby pokazać, jak bardzo jego teksty są aktualne na tle tego, co dzieje się dzisiaj w naszym życiu społecznym i politycznym. Ten, nazwijmy to, eksperyment, pokazał jak wiele jest naszego świata w sprawach, o które Żeleński walczył sto lat temu.

Dobrze się czuł w polemice, zyskując szacunek odbiorcy siłą argumentu, doceniano jego błyskotliwy styl; było w nim miejsce na sarkazm, ironię, mocną hiperbolę. Nawet kiedy brał zamach, żeby powalić przeciwnika, kończyło się jakimś filuternym prztyczkiem w nos.

Nie zawsze. Kiedy czuł do kogoś niechęć, bywał bezlitosny i takie sytuacje, kiedy ten prywatnie łagodny i nieśmiały człowiek okazywał się być bardzo drapieżnym przeciwnikiem widać na konkretnych przykładach. Tak było, gdy ośmieszył prawicowego publicystę Stanisława Miłaszewskiego tekstem złożonym z jego dawnych wypowiedzi, który opublikował na łamach piłsudczykowskiego dziennika. I tak było, gdy wytknął Karolowi Irzykowskiemu, że ten się jąka, używając w swoim tekście sformułowania „ja-a-a pie-e-erwszy”.

Ale nawet gdy w dyskusji dominuje Boy-kpiarz czy ironista stoi za tym troska o sprawiedliwość, prawdę, rzetelność. Da się odczytać w jego polemicznych wypowiedziach reakcję chłopca (sic!) niesłusznie o coś obwinionego. Inna sprawa, że w tekstach z poważnymi argumentami często pojawia się jakieś zdanie-piruet, które nieco rozładowuje napięcie.

To są elementy stylu Boyowskiego: charakterystyczne słowotwórstwo, kontrastowe porównania, ale przede wszystkim rozpoznawalny boyowski żarcik i dosadna puenta. Podrabianie ich przez niektórych publicystów w pierwszych latach obecności Boya na łamach pism stołecznych skończyło się między innymi dość ożywioną polemiką wokół nadużywania dowcipu w krytyce literackiej i teatralnej.

Jaki był bilans wrogów i przyjaciół w życiu Boya? Choć tych drugich miał więcej, to jakość przeciwników też budzi respekt.

Mawia się, że to właśnie przeciwnicy więcej mówią o naszej pozycji niż zwolennicy. W drugiej połowie lat trzydziestych Boy miał zdecydowanie więcej wrogów, bo atakowano go praktycznie z obu stron sceny politycznej. Złożyło się na to wiele czynników: kampanie społeczne, prawne i literackie, opowieść biograficzna o Marysieńce Sobieskiej, w której naruszył nieskazitelny dotąd wizerunek Sobieskiego, wreszcie jego popularność i wpływy środowiskowe. Myślę jednak – odsuwając na bok powyższe – że to była w jakimś stopniu także cena jego obecności i znaczenia w tamtym okresie. Gdyby go nie atakowano, to czy można byłoby mówić o rewolucyjności jego postulatów w zakresie zmian społeczno-prawnych?

Był dzieckiem Młodej Polski i wspaniale opisał w książce Znaszli ten kraj? ludzi tamtych czasów, ale kiedy odwiedził go w Warszawie znajomy z czasów Zielonego Balonika i zaproponował wieczór wspomnień, Boy nie chciał o tym słyszeć i pomysł stanowczo odrzucił. Dlaczego nie chciał wrócić pamięcią do Krakowa?

Powiedział kiedyś, że wspominanie to spacer po cmentarzu. Myślę, że jednak lubił wspominać, ale na swoich zasadach i w pojedynkę. Wypowiadał się najchętniej poprzez literaturę i tą drogą wrócił do Krakowa w serii felietonów zebranych w zbiorze Znaszli ten kraj?… To, obok Słówek, jedna z najlepiej sprzedających się książek Boya. Nasze spojrzenie na Kraków przełomu wieków jest tak naprawdę jego spojrzeniem, dlatego często mówi się, że to Żeleński stworzył legendę Młodej Polski.

Bohater Księcia jest związany z bohaterami twoich wcześniejszych biograficznych książek. Zwykle myślimy o twórcach przyporządkowując ich do epok, ale z Boyem nie jest łatwo.

Tak naprawdę Tadeusz Boy-Żeleński jest człowiekiem wielu epok. Było w jego twórczości publicystycznej wiele z pozytywizmu odziedziczonego po matce, widocznego w organicznej potrzebie naprawy systemu i pomocy potrzebującym. Młoda Polska to okres formacyjny Boya jako dojrzałego człowieka i pisarza, wreszcie międzywojnie – lata najbogatsze pod względem aktywności zawodowej – no i koniec starego świata, czyli wszystko to, co wydarzyło się po 1939 roku. W każdym z tych okresów był innym człowiekiem.

Jak wyglądały okoliczności jego aresztowania? To była skrupulatnie zaplanowanej operacja Niemców, którzy sporządzali listy z nazwiskami i później według spisu przeprowadzili aresztowania?

Wśród ofiar niemieckiej egzekucji przeprowadzonej w lipcu 1941 roku było wiele przypadkowych osób. Aresztowania odbywały się wprawdzie na podstawie sporządzonej wcześniej listy proskrypcyjnej, ale objęły także domowników i to był właśnie przypadek Boya, którego – wiele na to wskazuje – na tej liście nie było. Z jednej strony możemy powiedzieć, że mógł przeżyć, ale świadectwa współczesnych, relacje osób najbliższych mu w tamtym okresie, mówią o tym, że nie chciał się ratować, poddał się znacznie wcześniej. Rekonstrukcja ostatnich dwóch lat życia Boya to jest dla mnie przede wszystkim studium zanikania, odchodzenia. Na tle jego wyraźnej obecności jako osoby publicznej w sowieckim Lwowie odcina się to, co prywatne – jego strach, niepewność, zagubienie i zmęczenie.

Na zakończenie powiedzmy, co się stało z mieszkaniem Żeleńskich…

Po tym, jak wybuchło powstanie warszawskie, Zofia Żeleńska została odcięta od mieszkania przy Krakowskim Przedmieściu. Nie zdążyła zabezpieczyć tego, co znajdowało się w środku. Tak spłonął nie tylko dorobek kilku pokoleń, ale i cenna kolekcja dzieł malarskich. Po tym, jak zarządzono ewakuację mieszkańców z okolic Krakowskiego Przedmieścia i Starego Miasta Zofia miała sposobność widzieć spaloną kamienicę i możemy się tylko domyślać, jakie uczucia jej towarzyszyły, kiedy przechodziła tamtędy w pochodzie ludności cywilnej.

Kultura Enter
2025/02 nr 113–114

Skwer Praw Kobiet w Krakowie – młodopolskim mieście Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który na ówczesne mu czasy był niezwykle postępowym obrońcą praw kobiet i pisał m.in. felietony ("Piekło kobiet"), przyznając kobietom prawo do aborcji czy antykoncepcji. fot. Krzysztof Bąk

Monika Śliwińska, fot. Natalia Wierzbicka

Okładka biografii T. Boya Żeleńskiego autorstwa Moniki Śliwińskiej, wyd. Wydawnictwo Literackie.