Strona główna/FELIETON. Zatrzymajcie planetę

FELIETON. Zatrzymajcie planetę

Andrij Lubka

Z języka ukraińskiego przełożyła Aleksandra Zińczuk

Andrij Lubka

Zatrzymajcie planetę, ja wysiadam: przez trzy lata wojny cofnęliśmy się ze świata marzeń o zwycięstwie do oczekiwania na niesprawiedliwy pokój.

Idę o zakład, że dzisiaj w Polsce budzicie się rano, czytacie wiadomości ze świata i nie możecie wyjść ze zdumienia – czyżby to wszystko odbywało się naprawdę, czyżby świat popadł w totalny chaos i szaleństwo? Chciałoby się jak najszybciej zbudzić z tego koszmaru, a on coraz wytrwalej staje się nową normalnością, wypełniającą waszą codzienność.

Tak samo, tyle że ze zwielokrotnioną siłą wojennych okrucieństw, czuli się Ukraińcy trzy lata temu, kiedy Rosja agresywnie rozpoczęła pełnoskalową inwazję i zaczęła bombardować nasze pokojowe miasta. Chciało się krzyczeć: zatrzymajcie planetę, ja wysiadam.

My, Ukraińcy, przez trzy lata przeszliśmy kilka etapów w swoich stosunkach z rzeczywistością. Początkowo nastąpiło kategoryczne wyparcie, odrzucenie, ponieważ wierzyło się, że pełnoskalowa wojna – to nie tylko przestępstwo, lecz także absolutny absurd, na który nie ma miejsca w XXI stuleciu. Zdawało się, że zrobimy miliony wojennych fotografii, opublikujemy posty i reelsy w swoich mediach społecznościowych, przełożymy nasze teksty na wszystkie języki, świat obudzi się i zobaczy prawdę, a za kilka tygodni ten horror się skończy.

Następnie przyszły sprawiedliwy gniew i złość, których wynikiem stały się błyskotliwe operacje naszej armii, kosztem ponadludzkich możliwości wypychającej okupanta ze swojej ziemi. Wówczas, w końcówce 2022 roku, można było odczuć euforię wzajemnego wsparcia wewnątrz całego kraju oraz solidarności ze strony państw zachodnich. Wydawało się, że ludzie dobrej woli, którzy bronią ładu moralnego i podstawowych zasad, mogą razem zdziałać wszystko.

Od 2023 roku wojna stała się naszą codziennością, częścią życia. Gniew przemienił się w bezsilną nienawiść, a strach przestał być dokuczliwy, bo do niego przywykliśmy. Kiedy grożono nam z Kremla nuklearnym atakiem, naszą odpowiedzią był po prostu śmiech, bo jak może przeciwstawić się zwyczajny człowiek najstraszliwszej bombie?

Ukraińcy momentalnie wymyślili mem o Szczekawicy, historycznym wzgórzu w centrum Kijowa. Że niby gdy dojdzie do ataku bombowego, który w przeciągu milisekundy spali nas wszystkich, to zbierzemy się na Szczekawicy na wesołą i błogą orgię w starożytnym greckim stylu. Tyran nas nie zastraszy, a nawet jeśli mamy zginąć, to zginiemy z godnością, ze śmiechem i z podniesioną głową! Niemal natychmiast najpopularniejszą koszulką w Ukrainie stała się ta z napisem „Będę pierwszy na Szczekawicy”.

W trzecim roku wojny nie starczało już sił ani na gniew, ani na nienawiść, ani na śmiech. Wydało się, że zarówno strach, jak i nienawiść to niezwykle pochłaniające energię emocje, więc i długo z nimi nie pożyjesz. Nadeszło uczucie spustoszenia, wyczerpania, akceptacji rzeczywistości jako fatum, od którego nie ma ucieczki. Dlatego resztki sił skierowaliśmy na walkę o codzienne istnienie – często bez światła i ciepła w mieszkaniach, a przede wszystkim – bez nadziei, że to wszystko kiedyś się skończy.

Cóż można powiedzieć dzisiaj, kiedy rozpoczyna się czwarty rok krwawej inwazji i zamachu na porządek światowy? Przez trzy lata wojny cofnęliśmy się ze świata marzeń o zwycięstwie nad przestępstwem do upokarzającego oczekiwania na niesprawiedliwy pokój.

W praktyce oznacza to, że w społeczeństwie ukraińskim maksymalistyczne dążenie do uznania granic z 1991 roku już jest niepopularne. Nikt już poważnie nie mówi o żadnych terytoriach – najważniejsze, żeby wojna skończyła się, żeby przestali ginąć nasi ludzie na froncie i na tyłach.

Samo słowo „zwycięstwo” stało się pustym sloganem. Wcześniej każde urodziny kończyły się życzeniami szybkiego zwycięstwa, każdą dobrą sprawę opisywano na Facebooku słowami „to nasz wkład we wspólne zwycięstwo”. Teraz wstyd robić takie rzeczy; takim patetycznym tonem mogliby przemawiać tylko żołnierze z okopów, ale ich z każdym dniem jest coraz mniej, a na tyłach ten patos brzmi tanio i nisko.

Aktualnie słyszymy o potencjalnej umowie pokojowej, ale jest oczywiste, że może ona oznaczać mniej lub bardziej korzystne rozwiązanie dla Ukrainy, ale w każdym razie będzie upokarzająca. Umowa pokojowa może bodaj na jakiś czas zatrzymać rozlew krwi, ale nie zwróci najważniejszego. I nie mówię w tym momencie o terytoriach, lecz o sprawiedliwości.

W jakim świecie obudzimy się po podpisaniu tej umowy? Nie tylko w świecie, w którym silniejsze państwo wyszarpało dla siebie 20 proc. terytorium państwa słabszego.

Zaczynamy żyć w świecie, gdzie oprawca daje zgodę na egzekucję jeńców wojennych, którzy nieuzbrojeni klęczą na kolanach, a potem udostępnia nagranie wideo na swoich kanałach. W świecie, gdzie odcinają albo miażdżą młotami głowy, gdzie bombardują onkologiczne dziecięce szpitale, gdzie w czasie zimy niszczone są elektrownie, żeby miliony pokojowo nastawionych ludzi zwyczajnie zamarzało, gdzie podczas najważniejszej konferencji na rzecz bezpieczeństwa specjalnie wysyłany jest uzbrojony dron do sarkofagu elektrowni atomowej. I nikt za to wszystko nie ponosi żadnej odpowiedzialności!

Właśnie całe to odczucie odrazy, jakie macie podczas czytania tej relacji, jest rzeczą absolutnie zrozumiałą i dobrze znaną Ukraińcom od dawna. Odtąd powoli stanie się częścią również waszego codziennego życia. Ponieważ porozumienie pokojowe, a zarazem upokarzające nie przyniesie tego, co najważniejsze – ukarania przestępców, potępienia okrucieństwa.

Zamiast więzienia oraz izolacji agresor staje się uczestnikiem poważnych międzynarodowych wydarzeń i dyktuje swoje warunki. Morderca, którego działania miliony razy sfilmowano w najlepiej udokumentowanej wojnie w historii ludzkości, zamiast zostać osądzonym, śmieje się nam w twarz. Chce się krzyczeć – tak być nie powinno!

Oto właśnie to, co czuliśmy równo trzy lata temu, w lutym 2022 roku. Chciało się wstrząsnąć wszystkimi za ramiona i próbować ich obudzić, lecz zachodni świat współczuł i pomagał nam, jednocześnie odmawiając uznania tego, że ta wojna jest również przeciwko niemu. Dzisiaj ta przerażająca świadomość przychodzi do Europejczyków, gdyż wszyscy zrozumieli, że w razie wojny Ameryka nie będzie walczyć za Europę, zaś NATO nie działa.

Z przykrością trzeba stwierdzić, że to nie zbrodnie Putina ani apele Ukraińców obudziły Europejczyków, ale Trump. Geopolityczny odwrót, a właściwie zdrada Ameryki, stawia Europę przed strasznym, lecz oczywistym już od trzech lat wnioskiem.

Przyczyna ogólnoświatowego chaosu, kiedy Trump zaczyna mówić o okupacji Grenlandii i dobitnie demonstruje, że Europa nie znajduje się pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa, jest bardzo prosta.

Jest nią nieukarane zło, niepotępiona agresja Putina na Ukrainę, bo to właśnie ona ostatecznie zburzyła światowy porządek i zniszczyła wszelkie obowiązujące zasady. To właśnie ten cyniczny i udany zamach na światowy porządek doprowadził do sytuacji, w której Międzynarodowy Trybunał Karny, który wydał nakaz na aresztowanie Putina, sam stał się przedmiotem sankcji ze strony państwa będącego liderem (najpewniej już byłym) demokratycznego świata. To świat kpin, poniżania i zuchwałego deptania wszystkich, nie tylko politycznych, lecz nade wszystko moralno-etycznych wartości wyznaczających istotę Europy.

Złego dżina wypuszczono z butelki, a on z każdym dniem staje się coraz silniejszy, bezczelniejszy i bardziej agresywny. Czy ktokolwiek ma wątpliwości, że jeśli się go nie ukara, to po jakimś czasie od podpisania pokojowej umowy on napadnie jeszcze raz – a tym razem, najprawdopodobniej nie tylko na Ukrainę?

Zatem wybaczcie mi, bo w czwartym roku wojny mój list z Ukrainy do was może się wam nie spodobać. My, Ukraińcy, bardzo się cieszymy, że wreszcie dociera do was świadomość tego, że ta wojna toczy się przeciwko nam wszystkim, czyli także przeciwko wam, a zbrodniarz nawet nie ukrywa swoich zakrwawionych zębów. Tak, to bardzo miłe, że nareszcie po 1100 (!) dniach wojny, od Ukrainy aż po Brukselę pojawiło się odczucie, że my wszyscy znajdujemy się na tym samym Titanicu, który do Ameryki nigdy nie dopłynie, bo ona za daleko, a nasze nieszczęście jest tu.

My, Ukraińcy, już dawno zacisnęliśmy zęby i robimy swoją robotę, żeby się z tego Titanica uratować. Teraz będzie ciekawe obserwować, jakiego wyboru dokonacie: czy będziecie szukać wspólnej łodzi ratunkowej, czy dalej bezwolnie iść na dno do wtóru patetycznej melodii Ody do radości.

26 lutego 2025
Kultura Enter

Andrij Lubka podczas spotkania w Opolu, fot. Monika Ostrowska, 2023.