Strona główna/OMÓWIENIA. Centralne peryferia

OMÓWIENIA. Centralne peryferia

Olga Maciupa o Ogrodzie Metternicha Mykoły Riabczuka

Dziesięć lat temu, kiedy rozpoczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, studiowałam teatrologię na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Prawie wszyscy doktoranci z Ukrainy mieszkali w akademiku prywatnym, nieformalnie nazywanym „Burżujem” przez wzgląd na to, że był droższy i nowszy od wszystkich innych domów studenckich. Pewnego wieczora usłyszałam tam anegdotę. Znajoma opowiadała, że w czasie warsztatu śpiewu tradycyjnego w Warszawie, uczestników zapytano skąd przyjechali. Kiedy odpowiedziała, że z Ukrainy, choć tymczasowo z Lublina – inni uczestnicy zaczęli się drażnić, że Lublin to taki polski Wschód i zza jej lubelskiego okna widać już prawdziwą Syberię z białymi niedźwiedziami. Tego dnia zza okna lubelskiego „Burżuja” było jednak słychać hiszpańskich studentów, czerpiących radość z pobytu na Erasmusie.
Historia koleżanki ze studiów przypomniała mi się podczas lektury Ogrodu Metternicha Mykoły Riabczuka. Pomyślałam, że każdy Środkowo- i Wschodnioeuropejczyk chciałby się znaleźć na miejscu kanclerza austriackiego, nie zawsze będąc tego nawet świadomym. Wielu z nas szuka wschodniego okna, by się odgraniczyć przejrzystą szybą i aby siedząc przy niej, mieć moc patrzenia z perspektywy Zachodu – symbolicznego axis mundi, centrum świata, sacrum organizującego przestrzeń nie tylko fizyczną, lecz kulturalną i polityczną, czyli miejsca władzy i wiedzy.

Pierwsza część pod tytułem Okcydentalne akcenty mieści teksty będące szeroką analizą metafory ogrodu Metternicha, który według austriackiego kanclerza zaczyna się za jego oknem we wschodniej części Wiednia. Riabczuk podejmuje polemikę z Milanem Kunderą w kontekście znanego eseju Zachód porwany. Tragedia Europy Środkowej, napisanego w 1984 roku. Milan Kundera pisze o przynależności do Zachodu i Europy podzielonej jednak na Zachód i Wschód, Budapesztu oraz Pragi, ale też mówi o obcości Rosji, której kultura jego zdaniem nie jest jednak „naszym” dziedzictwem europejskim, ale jest odrębną, nawet groźną cywilizacją. Kundera nie doprecyzował, gdzie jednak kończy się Europa. Krytyczna uwaga Riabczuka dotyczy tego, że Kundera nie myśli o prawdziwym burzeniu murów, lecz przesuwa je na wschód. Przebywanie w jednej przestrzeni z niewidzialnymi murami doprowadza do braku znajomości nawet bliskich sąsiadów w Europie Wschodniej. Paradoksalnie mamy wspólne doświadczenie historyczne, geograficzne, polityczne i tożsamościowe, ale nadal spragnieni jesteśmy poznania kultury Zachodu, jak i kiedyś byliśmy obyci z tradycjami, kanonem kultury rosyjskiej. Zachód zna kulturę rosyjską – i tę współczesną, ale i dziewiętnastowieczną. Natomiast kraje Europy Środkowej i Wschodniej nie znają siebie nawzajem w tym samym stopniu. Zarówno w teatrach ukraińskich, jak i polskich bez problemu można znaleźć autorów niemieckich, brytyjskich czy francuskich, ale chorwackich, mołdawskich, słowackich, gruzińskich, litewskich? A jednak przypomnienie o byłych imperiach zachodnich, które bardziej mogą porozumieć się z Rosją aniżeli z krajami Europy Środkowej, jest bardzo ważnym, może nie do końca przyjemnym zadaniem. Zamiłowanie Zachodu do kultury rosyjskiej, i ostre reakcje na jej anulowanie (canceling) przez Ukraińców, wynika z nieuświadomionego poczucia przedłużenia swoich byłych imperiów zachodnich, które w jakimś sensie usprawiedliwiają rosyjskie imperium w swoich oczach. Jednak idąc tropem Mykoły Riabczuka, powinniśmy pomyśleć o własnym pograniczu wschodnioeuropejskim jako centrum wiedzy, a zarówno i władzy, stać się podmiotami sami dla siebie, lecz najpierw powinniśmy się lepiej poznać.

W swoim zbiorze esejów autor często odwołuje się do pojęcia „geografii filozoficznej” – definicji geograficznego podporządkowania filozoficznym ideom i wyobrażeniom. Modelowanie map mentalnych  „geografii filozoficznej” jest w jakimś sensie refleksją nad granicami. Czy to w „Bohemii – pustynnej krainie nad morzem” z Opowieści zimowej Szekspira, czy na Litwie – „pagórkach leśnych” i „łąkach zielonych” z Pana Tadeusza Mickiewicza – flora i fauna są wszędzie podobne. Ogród spośród innych przestrzeni wyróżnia przede wszystkim obecność roślinności. Metafora stworzona przez jednego urzędnika austriackiego znalazła swoje odzwierciedlenie w myśli współczesnych intelektualistów i pisarzy.
Oksana Zabużko na przykład w swoich wywiadach często wspominała o radzieckim atlasie geograficznym dla dzieci, na którym była zaznaczona Cerkiew Wasilija Błażennego w Moskwie i potem od razu wieża Eiffla w Paryżu, Big Ben w Londynie czy Koloseum w Rzymie, natomiast na miejscu Europy Wschodniej  były namalowane same jodły i choinki. Dorota Masłowska w tej przestrzeni dopatruje się jeszcze… dzików. W swojej sztuce teatralnej  Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, w duchu road movie, opisuje podróż autostopem przez kraj, w którym są błotniste szlaki i drogi, rosną te same choinki, i biegają dziki. Podróżującymi bohaterami są Polacy udający Rumunów, ale czasami też Ukraińców, Kazachów i różne inne narodowości. Ironiczna zabawa maskami tożsamości doprowadza do tego, że naśmiewając się z innych, poznają siebie i ten egzystencjalny katharsis dla samych bohaterów źle się kończy. Z kolei Andrzej Stasiuk pisze o rozgraniczeniu Zachodu oraz Wschodu jako miejscu ciemnego lasu. Ciekawe, że choinka jednak wygrała bitwę z kaliną i brzozą, które mogłyby się znaleźć w tym dzikim ogrodzie Metternicha, ale albo ich za dużo nie ma, albo nie są tak zauważalne.

Ogród Metternicha stanowi zbiór esejów publikowanych na łamach różnych czasopism polskich od 1999 do 2023 roku. Antropologiczna opowieść analityczna – ironiczna, czasem satyryczna, a czasem po prostu informacyjna o tożsamości i historii jest lekturą obowiązkową dla czytelników zachodnich oraz tychże samych mieszkańców „wschodnich okolic wiedeńskich”, a więc dla nas. Pisane w różnych latach artykuły nie są ułożone chronologicznie, lecz tematycznie i problematycznie, mimo tego nadal są bardzo aktualne i ta chronologia pomiędzy 1999 a 2023 czasem nawet wydaje się zaskakująca. W książce nie znajdziemy tekstów poświęconych obecnej wojnie rosyjsko-ukraińskiej, ale w całości eseje tworzą kontekst do zrozumienia wielu bieżących spraw.

Cześć druga książki Thesaurus Polonia opowiada o istocie relacji z Polską. Powiedzonko „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” – bardzo dobrze znamy, jednak eseje Riabczuka zachęcają do pokonania asymetrii wobec wzajemnych krzywd, akcentów i priorytetów. Odbywające się procesy demokratyczne w Ukrainie w czasie Rewolucji Godności miały miejsce w Polsce dużo wcześniej. Przyjrzenie się polskiej Solidarności w latach osiemdziesiątych daje wiele do myślenia nad podobnym rozwojem zmian społecznych w kierunku demokratyzacji. Długi brak dialogu społecznego pomiędzy Polską a Ukrainą działa w ten sam sposób, co opisywana przez autora „geografia filozoficzna” – wierzymy i posługujemy się stereotypami stworzonymi przez metropolię imperialno-radziecką. Polska zawsze była wyzwaniem dla Imperium Rosyjskiego, które pragnęło tkwić w stagnacji, niczego nie zmieniać a potępiać jakiekolwiek ruchy wolnościowe. Nie bez powodu rosyjski car Mikołaj I skarżył się na bóle głowy, kiedy słyszał o polskich powstaniach. Cały czas boli głowa ruskiego cara. Środowisko zgromadzone wokół czasopisma „Kultura” i Jerzego Giedroycia przysporzyło dodatkowych boleści. Podobnie czynią po dziś dzień jego kontynuatorzy, „prometeusze”, o których pisze Riabczuk.

Trzecia część pt. Przestrzeń wolności poświęcona jest wyjątkowej atmosferze kultury ukraińskiej lat siedemdziesiątych i postaci Hryhoria Czubaja, Oleha Łyszehy, Wiktora Morozowa, Ilka Łemka we Lwowie. Równocześnie opowieści o latach osiemdziesiątych – początkach grupy literackiej „Bu Ba Bu” i kolejnym pokoleniu artystów, które w czasach radzieckich tworzyło swój świat, oparty na swoich regułach, będący w opozycji do oficjalnych narracji. Ta środowiskowa „republika” cały czas była wolna i świadoma wolności. Samą nazwę trzeciej części czytać można jako znakomitą puentę całej książki, bo możemy mieć różne opinie, przekonania, możemy być wobec siebie ironiczni i nawet czasami złośliwie kąśliwi, mamy do tego prawo i jesteśmy tego świadomi oraz odpowiedzialni, ponieważ pluralizm i różne poglądy są podstawą demokracji.

Metafora przestrzeni naznaczonej domeną roślinności nie jest przypadkowa. Ogród wymaga dbałości, potrzebuje słońca lub wody. Dbanie – to zauważenie szczegółów i myślenie. Umiejętność Mykoły Riabczuka widzenia i wyłapywania ze zwykłych mikro sytuacji życiowych, małych small talków – gdzieś w pociągu, na przejściu granicznym lub lotnisku – kontekstu szerszego i bardziej globalnego, dotyczącego tożsamości wschodnioeuropejskiej – jest na prawdę mistrzostwem. Pisanie przenikliwie, ironicznie bez nadmiaru patosu – jest wielką sztuką. W trakcie lektury pojawia się sieć skojarzeń, podobnych sytuacji, którymi chce się dzielić. Jak na przykład, że na przejściu granicznym w Hrebennym przed Mistrzostwami Euro 2012 bałam się, że polska celniczka, nazywana przez przemytniczki papierosów „King Kongiem”, podrze mi pudełko cukierków „Strila” (Strzała). Wiozłam je dla koleżanki z „Burżuja”, bo chciała ugościć innych studentów i profesora na seminarium doktorskim. Na granicy była wtedy moda na chowanie papierosów akurat w pudełka po cukierkach „Strzała”. Można było w nie schować więcej niż dwie paczki. I podróżujący przewozili w nich papierosy. Celniczka moje cukierki zostawiła w spokoju i dotarły na seminarium doktorskie. Jednak granica jako miejsce podziału wydaje się dziś ambiwalentna.

Kultura Enter 2024/02
nr 109

Fot. Dorota Mościbrodzka