ANALIZA (POMOC HUMANITARNA). Siła kapitału społecznego w świecie wielu kultur
Marcin Skrzypek
Niniejszy tekst stanowi wprowadzenie do mojego raportu Animacja międzykulturowa i kryzysoodporność opracowanego w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublin w 2023 roku. Raport opisuje korzyści z budowy międzykulturowego kapitału społecznego na przykładzie oddolnej pomocy humanitarnej dla rodzin uchodźczych z Ukrainy w 2002 roku.
Mój raport tak naprawdę sprowadza się do tezy, że tzw. bycie człowiekiem nie jest i nie może być przypadkiem niezależnym od naszej woli jak słoneczna pogoda, lecz wymaga pracy nad sobą i społeczeństwem. Udało nam się to „bycie” w 2022 roku, więc warto się zastanowić, jaka praca do tego doprowadziła, żeby ją dalej świadomie rozwijać. Potrafimy być skuteczni, jeśli chodzi o wymierne zyski, lecz bycie człowiekiem wciąż wydaje się być czymś zbyt ulotnym (romantycznym? wstydliwym? niepoważnym?) aby podlegało regułom skuteczności. Społeczna pomoc dla Ukrainy dała tej ulotności konkretny kształt. Spróbujmy więc zmienić to nasze nieodpowiedzialne podejście do człowieczeństwa, bo mnożą się działania i okoliczności, które nam bycie ludźmi coraz skuteczniej utrudniają.
Animacja międzykulturowa i kapitał społeczny
Już kilkanaście lat temu, jeszcze w czasach prosperity, mówiło się, że potencjał rozwojowy w oparciu o kapitał ludzki jest na wyczerpaniu i dalszy rozwój może odbywać się tylko dzięki kapitałowi społecznemu. Niestety, pozostało to bardziej teorią niż praktyką, bo brakuje metodologii budowania kapitału społecznego. Tymczasem nadeszły nowe okoliczności przez ekspertów zwane polikryzysem, w których kapitał społeczny stał się jeszcze ważniejszy, bo może nas uchronić przed katastrofami, z którymi nie poradzą sobie władze administracyjne.
Mogliśmy się o tym przekonać na żywo po wybuchu wojny w Ukrainie. Masowy napływ uchodźczyń – bo były to głównie kobiety z dziećmi – udało się opanować w Polsce tylko dzięki społecznej samoorganizacji i współpracy. Warto wyciągnąć z tego wnioski. Okazało się, że kapitał społeczny nie jest abstrakcją lecz użyteczną siłą, która ma swoje źródła i mechanizmy działania. Warto je poznać i umieć wykorzystywać w przyszłości.
Niewątpliwie, jedną z dróg budowy kapitału społecznego jest animacja międzykulturowa, bo po pierwsze, polega ona na budowaniu relacji i usuwaniu barier między ludźmi należącymi do różnych kultur, a po drugie, jak każda animacja, jednoczy i usprawnia ludzi w działaniach dla wspólnego dobra. Jest ona częścią animacji społeczno-kulturalnej a ogólniej pedagogiki społecznej. Każdy może przyczyniać się do animacji międzykulturowej. Należą do niej zarówno działania bezpośrednie takie jak np. spotkania integracyjne z obcokrajowcami, jak i pośrednie takich jak np. umieszczanie znaczeń i symboli międzykulturowości w przestrzeni publicznej.
Wszystkie razem tworzą one klimat społecznej akceptacji dla ludzkiej różnorodności, z którą coraz bardziej musimy się liczyć w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Zachęca to obcokrajowców do życia wspólnie z nami i dzięki temu mamy jeszcze więcej okazji, już zupełnie naturalnych, do kontaktów międzykulturowych. W ten sposób animacja międzykulturowa tworzy sprzężenie zwrotne z realnym wzrostem wielokulturowości społeczeństwa.
Streszczenie
Planując raport, zakładałem, że w Lublinie oddolna pomoc uchodźczyniom była lepsza niż w innych miastach dzięki temu, że jego społeczność przez trzy dekady animacji międzykulturowej wypracowała wyjątkowo pozytywny stosunek do obcokrajowców i zdolność do sprawnej samoorganizacji. Moje założenie okazało się fałszywe, ale tylko dlatego że te zależności są bardziej złożone niż się stereotypowo oczekuje.
Decydującym momentem kampanii pomocowej dla Ukrainy był sam początek wojny. Liczba osób, które wtedy zareagowały, była procentowo minimalna, ale wystarczyła do tego, by uchodźczynie nie gromadziły się na granicy. Z drugiej strony, była ona jednak na tyle mała, że nie pozostawiała marginesu bezpieczeństwa. Gdyby osób pomagających w pierwszych dniach wojny np. w Lublinie było mniej o zaledwie o 1-2 tys., nagromadzenie rodzin uchodźczych bez pomocy mogłoby spowodować takie spiętrzenie problemów logistycznych, że jedynym rozwiązaniem byłaby budowa dla nich obozów namiotowych czy kontenerowych i cała historia mogłaby się potoczyć dużo mniej szczęśliwie.
Wydaje się, że ten pomocowy mechanizm był więc bardzo wrażliwy na niewielkie wahnięcia liczby pomagających w skali tak małej, że porównywalnej z nawet ostrożnie szacowaną bezwzględną liczbą twórców i odbiorców animacji międzykulturowej. Można przypuszczać, że cechuje ich większa niż w reszcie społeczeństwa determinacja do szybkiego reagowania w podobnych okolicznościach i dlatego ich obecność – mimo niewielkiej liczebności – była koniecznym warunkiem sukcesu pomocy humanitarnej dla Ukrainy.
Błędne założenia
Do tego, by uznać Lublin za „prymusa” tej pomocy, skłoniły mnie trzy subiektywne przyczyny. Pierwszą była moja własna działalność międzykulturowa w Orkiestrze św. Mikołaja (od 1992 roku) i Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” (od 1998 roku). Drugą, obserwacje działań pomocowych prywatnego ośrodka Liliowa 5 i Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy dla Ukrainy zorganizowanego przez stowarzyszenie Homo Faber w Centrum Kultury. Trzecią, pojawienie się w mediach kilka tygodni po wybuchu wojny sloganu, że „szlachetny poryw serca już nie wystarczy” i sprawą musi się zająć rząd.
Można się domyśleć, że chodziło w tym hasłem o „zawstydzenie” władz skalą zaangażowania społecznego. Przy okazji jednak zostało ono zdeprecjonowane jako czysto emocjonalne i bezrefleksyjne, choć sami widzieliśmy, że było dobrze zorganizowane i oparte na uświadomionej wrażliwości na ludzkie potrzeby. Żeby po tych działaniach zostało coś więcej niż frazes o „szlachetnym porywie serca”, opisałem je w trzech tekstach, z których pierwszy zawiera wywiady z inicjatorami Komitetu i Liliowej 5. Linki do nich można znaleźć poniżej.
Praca stypendialna miała być kropką nad „i” tej mojej polemiki. Wydawało się, że wystarczy zestawić dane o lubelskich działaniach międzykulturowych w III RP z danymi o pomocy niesionej uchodźczyniom nawet przez same miejskie instytucje kultury, aby pokazać związek przyczynowy między nimi. Niestety, okazało się, że na takie zestawienie nie pozwala statystyka. Jak wspomniałem, oddolna pomoc humanitarna, z której jesteśmy tak dumni, wcale nie była liczbowo imponująca i to nie tylko w lubelskim sektorze kultury, ale również w Lublinie i w całej Polsce.
Postawiło to pod znakiem zapytania cały sens raportu, bo mała skala pomocy automatycznie umniejszała znaczenie animacji międzykulturowej jako jej przyczyny. Obrona głównej tezy, że bez animacji międzykulturowej pomoc uchodźczyniom mogła się nie udać, wymagała drobiazgowego oszacowania tego ryzyka w oparciu o niepełne dane liczbowe. Ta analiza znajduje się poniżej. Najtrudniejszą do oszacowania wartością jest to, jak wpływ animacji międzykulturowej na indywidualne osoby przekłada się na rezultat w skali społecznej. Po odpowiedź na to pytanie odsyłam do pracy stypendialnej.
Dane statystyczne
Według raportu Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy dla Ukrainy do kwietnia 2022 w Lublinie zatrzymało się 1 200 000 obywateli Ukrainy, w tym 138 000 spędziło w Lublinie przynajmniej jedną noc. Pod koniec marca stanowili oni 17% mieszkańców, czyli 68 000 osób. Ale sam Komitet przez trzy miesiące zakwaterował „zaledwie” 1668 osób (531 rodzin). Zatem ok. 98 proc osób z rodzin uchodźczych zatrzymało się na dłużej w innych miejscach, poza zasięgiem środowiska aktywnego społeczno-kulturalnie, które w mojej bańce informacyjnej uchodziło za centrum lubelskiej pomocy dla Ukrainy.
Co więcej, znacznie poniżej oczekiwań wypadł pod tym względem sam Lublin na tle innych miast. Według badań Związku Metropolii Polskich odsetek osób dorosłych przyjmujących uchodźczynie do domów wyniósł tu ok. 2 proc. (17 osób na 1000), jak w większości z 12 metropolii, ale przy średniej 3 proc. (27 osób na 1000) zawyżonej przez Wrocław, Białystok i Gdańsk, gdzie odsetek takich osób wyniósł odpowiednio odpowiednio 6, 5 i 4 proc. Procentowo mniej mieszkańców przyjmowało uchodźczynie do swoich domów tylko w Krakowie – 1 proc.
W ogóle, wbrew obiegowej opinii o masowości społecznej pomocy humanitarnej dla Ukrainy, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, kluczową pomoc polegającą na transportowaniu i kwaterowaniu uchodźczyń dostarczało średnio zaledwie 2-3 proc. gospodarstw domowych, co zgadza się z wnioskami ZMP jeśli chodzi o dorosłych – też tylko 2-3 osoby na 100. Z bardziej szczegółowymi danymi na ten temat (wraz z linkami do źródeł) można się szybko zapoznać w kolejnym moim tekście Pomoc uchodźcom z Ukrainy: efekt animacji wielokulturowe (ProjektPulsar.pl).
W poszukiwaniu nowej interpretacji
Takie dane mogą budzić zrozumiałą konsternację, jeśli zależności przyczynowe widzimy w sposób liniowy: pomogliśmy dużej liczbie ludzi, więc pomagać musiało dużo ludzi, czyli wpływ animacji międzykulturowej był też duży. A jeśli pomagało mało ludzi? Warto spojrzeć na to z innej strony i zapytać: dlaczego te 2 proc. kwaterujących i transportujących jednak wystarczyło? Możemy na to pytanie odpowiedzieć, jeśli weźmiemy pod uwagę nie tylko dane sumaryczne z kilku miesięcy, ale również czynnik czasu, czyli dynamikę rozwoju sytuacji, szczególnie w pierwszych dniach po wybuchu wojny.
Tak naprawdę bowiem, od liczby pomagających ważniejsze było to, jak owa liczba rozłożyła się w czasie. Kluczową rolę pełniła szybkość zaopiekowania się rodzinami uchodźczymi w miarę ich napływania na samym początku, zapobiegająca kumulacji kobiet z dziećmi na granicy czy przydrożnych parkingach. Dzięki temu do pomocy nie musiało wkraczać wojsko czy policja, a władze dostały czas na przygotowania w miastach. Ponieważ do takiej kumulacji nie doszło, szybkość ta musiała być wystarczająca. Nie znamy danych o przepływach ludzi przekraczających granicę, ale możemy stwierdzić, że wystarczająco dużo osób zareagowało wystarczająco szybko, aby owe przepływy „wsiąkły” w Polskę.
Ilustracją, jak to się działo w rzeczywistości, może być opisany we wspomnianych wywiadach błyskawiczny powrót Ani i Piotra z Homo Faber do Lublina w celu organizacji Komitetu zaraz po pierwszych uderzeniach na ukraińskie miasta. Ważny był jednak nie tylko refleks liderów pomocy humanitarnej, ale również bohaterów drugiego planu takich jak sąsiadka Olgi z Liliowej 5. Kiedy Olga zakwaterowała w swoim domu pierwsze ukraińskie rodziny, dzieci tak płakały, że jej synowie nie mogli odrabiać lekcji ani spać. Na szczęście wzięła je do siebie sąsiadka, dzięki czemu Olga mogła skupić się na pomocy i zamienić cały swój dom w całodobowe centrum noclegowo-tranzytowe.
Duże znaczenie małych liczb
Takie uwzględnienie dynamiki zdarzeń pozwala przypisać dużą wagę małym liczbom i precyzyjniej pokazuje, co stanowiło warunek konieczny sukcesu pomocy humanitarnej: szybka mobilizacja brakujących zasobów w decydującym momencie. Jeśli statystyki pokazują, że zmobilizowano mało zasobów, to widocznie tyle brakowało. Najważniejsze, że nie ich zabrakło, bo skutki takiego deficytu mogłyby się okazać katastrofalne. Innymi słowy, te najaktywniejsze 2 proc. wszystkich pomagających mierzone po paru miesiącach, pokryło 100 proc. potrzeb w krytycznym momencie.
Analogicznie przebiegają akcje przeciwpowodziowe, gdy kluczowym momentem jest położenie pierwszej linii worków z piaskiem. Nie pozwala to wodzie rozlać się szerzej i daje czas na zebranie posiłków. Dzięki skutecznej interwencji w decydującym momencie, potem może się okazać, że potem nie było już za wiele do roboty. Tego wręcz oczekuje się od szybkich interwencji. Gdyby jednak na samym początku zabrakło tych pierwszych worków i pierwszych osób do ich układania, to potem i 100 razy więcej mogłoby nie wystarczyć. Zawsze wówczas warto pytać, skąd wzięły się te te pierwsze worki i ludzie, by dopilnować, aby na przyszłość zawsze byli.
Wywiady przeprowadzone z organizatorami Komitetu i Liliowej 5 są przyczynkiem do odpowiedzi na pytanie, skąd mogli się wziąć ludzie się pomagające uchodźczyniom w pierwszych dniach wojny. Każda z tych osób miała wieloletnie doświadczenia międzykulturowe, pomocowe i organizacyjne. Stawia to w zupełnie nowym świetle cele, jakim miałaby służyć animacja międzykulturowa, by zwiększać lokalną odporność na kryzysy. Nie musimy już oczekiwać, że będzie miała oddziaływanie masowe. Wystarczy, że przygotuje coś w rodzaju społecznych „sił szybkiego reagowania”. Wydaje się być bardziej w zasięgu jej możliwości.
Czy właśnie to one zadecydowały, że skala pomocy w pierwszych dniach i tygodniach wojny była wystarczająca? Tego nie wiemy. Warto byłoby przebadać pod tym względem większą grupę pomagających. Nie można tego jednak całkiem wykluczyć. Dzięki temu możemy oszacować ryzyko, co by mogło się stać bez szybkiej reakcji społecznej i w ten sposób przypisać jakąś wartość animacji międzykulturowej, która do powstania takich „sił szybkiego reagowania” mogła doprowadzić.
Gdyby ich zabrakło, liczba bezradnych kobiet z dziećmi stojących na granicy przy ujemnych temperaturach zaczęłaby rosnąć lawinowo. Zamiast mieszkańców zajęły by się nimi służby i zamiast do domów trafiłyby one do namiotów, hal i kontenerów. Światowe media pokazywałyby zupełnie inne obrazy i nie moglibyśmy z tym już nic zrobić. Można nawet pokusić się o wyliczenie, przy deficycie ilu osób pomagających mogłoby do tego dojść.
Efekt motyla
Tego typu zależności opisuje „efekt motyla”, który szerzej w kontekście pomocy humanitarnej dla Ukrainy przedstawiłem w tekście Lokalna odporność budowana na kapitale społecznym (KongresObywatelski.pl). Polega on na tym, że niewielka – subiektywnie, według standardów obserwatora – zmiana warunków początkowych daje w efekcie ogromną i niekontrolowaną zmianę warunków końcowych.
Jeśli chodzi o przepływy ludzi, najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia z taką sytuacją podczas wyborów 15 października 2023. Ogromne kolejki przed lokalami wyborczymi, których nigdy wcześniej nie było, zdawały się świadczyć o frekwencji jakby „wielokrotnie wyższej” niż zwykle, co oczywiście było niemożliwe. I rzeczywiście, wyniosła ona 74%, czyli o 1/6 więcej niż w 2019 roku (ok. 62%) czy o 2/5 więcej niż w 2007 roku (ok. 54%), z niewielkimi wahaniami między miastem i prowincją.
Zakładając – żeby było co mnożyć – że w poprzednich wyborach stało się przed lokalem kwadrans, wzrost frekwencji o 20-40 proc. spowodował wzrost czasu oczekiwania o parę godzin, a więc o setki procent. Teraz wyobraźmy sobie, odwracając sytuację, o ile wzrosłoby kolejki po pomoc na granicy, gdyby choćby o te 20-40 proc. wzrosła liczba potrzebujących na skutek nawet minimalnego spadku odsetka pomagających na samym początku wojny?
Jak w tym kontekście dostrzec rolę animacji międzykulturowej? Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę, że pomoc uchodźczyniom z Ukrainy była wystarczająca, ale „na styk”. Nie istniał zapas. Zatem wszystko, co się mogło do niej przyczynić, było warunkiem koniecznym jej powodzenia. Jak się okazuje w przeliczeniu na osoby, brak nawet pozornie nieistotnego czynnika takiego jak animacja międzykulturowa, mógł spowodować krytyczne fluktuacje. Wpływ animacji kulturowej na przebieg tej pomocy można oszacować w porównaniu do najbardziej niszowych działań kulturalnych.
Według GUS najbardziej niszowym sposobem uczestnictwa w kulturze jest uczęszczanie na przedstawienia baletowe. Przychodzi na nie 6 proc. ludności. Coś ich do tego motywuje. Teatry muzyczne wiedzą, że zbudowanie takiej publiczności wymaga wielu lat a czasem nawet pokoleń „animacji tanecznej”. Zresztą każda instytucja kultury zna pojęcie budowania widowni a biblioteka – rozwoju czytelnictwa. Analogiczne procesy przebiegają w odpowiedzi na animację międzykulturową.
Gdyby jej zabrakło, wystarczyłoby, aby jej udział w motywowaniu ludzi do pomocy uchodźczyniom był nawet 10 razy mniejszy niż edukacji tanecznej na publiczność baletu, a na przejściu granicznym pojawiło się kilka tysięcy osób bez opieki więcej. Nietrudno wyobrazić sobie towarzyszące temu nawarstwienie problemów, jeśli nawet w Jagodnie podczas wyborów trzeba już było rozdać ludziom kilkaset pizz, żeby dotrwali w kolejkach do trzeciej rano. A przecież chodziło wtedy tylko o wrzucenie trzech kart do urny, gdzie każdy miał dowód, a komisja wyborcza mówiła w tym samym języku.
Efekt procenta składanego
Animacja społeczno-kulturalna działa na zasadzie procentu składanego, a więc podobnie, lecz odwrotnie do efektu motyla. Daje zaskakująco dużą zmianę warunków końcowych, jak po wielu latach oszczędzania, ale pochodzącą nie od jednorazowej niewielkiej zmiany warunków początkowych jak w efekcie motyla, lecz o niewielkie ale stałe zmiany rozłożone w długim czasie. Dopiero połączenie obu tych mechanizmów wyjaśnia, skąd wzięły się te symboliczne 2 proc. najbardziej pomagających.
Możliwe, że wśród 17 osób na 1000, które według badań Związku Metropolii Polskich wzięło w Lublinie uchodźczynie do swoich mieszkań, było ze 3, które zrobiły to, bo „wychowały” się na łemkowskich piosenkach Orkiestry św. Mikołaja lub przez lata uczestniczyły w wydarzeniach Ośrodka “Brama Grodzka – Teatr NN” organizowanych ku pamięci lubelskich Żydów. Każda z nich ugościła średnio 3,5 osoby z Ukrainy, co łącznie daje w zaokrągleniu 2 500 zaopiekowanych, dla których nie trzeba było szukać sal gimnastycznych czy hangarów.
Jednak tutaj też trzeba unikać liniowych uproszczeń. Bo tych 17 osób mogłoby nie być również bez 100 innych, których stać było jedynie na dary finansowe lub spożywcze, ale którzy afirmowali czy choćby akceptowali działania tych bardziej aktywnych. W Polsce pomagało 70 proc. ludności a pod koniec 2022 roku tylko 11 proc. negatywnie oceniało przyjęcie uchodźców. A przecież mogłoby być u nas tak jak w Słowacji, gdzie odsetek ten wynosił 52 proc., a 39 proc. przyczyn rosyjskiej inwazji na Ukrainę przypisywało USA (u nas 3 proc.).
Biorąc pod uwagę poziom naszego życia politycznego, wystarczyłoby, gdyby w przededniu wojny wypadła jakaś okrągła rocznica Wołynia i prawicowi politycy mogli liczyć przy tej okazji na ożywienie nacjonalistycznych nastrojów swojego elektoratu. Wzrosłyby w społeczeństwie negatywne postawy wobec osób pochodzenia ukraińskiego i prawdopodobnie samo to by już wystarczyło, żeby część osób pomagających czy wspierających uchodźczynie miała dylemat i zareagowała później lub mniej ofiarnie. Tak się jednak nie stało, bo dzięki animacji międzykulturowej, również odnoszącej się do naszej historii, nie tak łatwo dziś w Polsce podsycać etniczne animozje.
Kapitał ludzki i społeczny
Kapitał ludzki i społeczny to tylko dwa różne rodzaje wykształcenia. Pierwszy przygotowuje ludzi się do indywidualnej pracy zawodowej, dlatego też postrzega się go jako zbiór pojedynczych osób o określonych kompetencjach. W przypadku pomocy dla Ukrainy ten rodzaj kapitału przeliczał się też na prywatne zasoby takie jak mieszkania, środki transportu, pieniądze, czas wolny i różne inne aspekty indywidualnej zdolności zaangażowania się w pomoc.
Kapitał społeczny to również pewien rodzaj indywidualnego wykształcenia, ale który przygotowuje nas do współpracy w przestrzeni społecznej, gdzie nie ma określonych stanowisk pracy i zakresu obowiązków. Skuteczność działania kapitału społecznego polega m.in. na łączeniu wedle potrzeb osób o różnych kompetencjach i specjalnościach czy nawet kulturowo uwarunkowanych różnych sposobach myślenia, bo z takich właśnie połączeń wynikają innowacje, wartość dodana, a niemożliwe staje się możliwe. W przypadku pomocy dla Ukrainy ten rodzaj kapitału przeliczał się głównie na zdolność społeczeństwa do kierunkowego wykorzystywania rozproszonych zasobów prywatnych.
Animacja międzykulturowa otwiera przestrzeń społeczną na osoby pochodzące spoza naszych granic społecznych, administracyjnych czy etnicznych. Dzięki temu możemy zachowywać się „po ludzku” nie tylko wobec swoich i kiedy jest to łatwe, ale również kiedy jest to trudne i wobec obcych. Zazwyczaj robi to za nas kapitał ludzki działający w strukturach administracji publicznej i zasoby, którymi dysponuje w naszym imieniu. Czasem jednak, jak w 2022 roku, uruchamiamy kapitał społeczny, by użyć swoich własnych zasobów do osobistego pomagania obcym ludziom w potrzebie.
Jeśli tak się dzieje, zawsze trzeba mieć na uwadze, że nie jest to regułą, lecz wynikiem wieloletniej pracy pedagogicznej oraz istnienia środowiska liderów związanych z animacją społeczno-kulturalną, którzy nie tylko mają łatwość zachowań altruistycznych dla wspólnego dobra, ale też potrafią w tym celu fachowo organizować społeczność. Do bliższego zapoznania się z tym tematem, polecam poniższe teksty i pracę stypendialną.
Najważniejsze, że kapitał społeczny, choć nie podlega standaryzacji oświatowej jak kapitał ludzki, to jednak wchodzi w zakres pedagogiki i jako rodzaj wykształcenia może podlegać specjalizacji i dofinansowywaniu w ramach polityki społecznej. Otwiera nam to możliwość traktowania animacji kulturalno-społecznej, a międzykulturowej w szczególności, jako warunku społecznego przygotowania polskiego narodu do wyzwań współczesności. Warto o tym pamiętać w dobie rozwoju takich technik masowego oddziaływania na odbiorców, które pozwalają łatwiej niszczyć ich zdolność do współpracy niż ją budować. Jakoś musimy się tym niszczycielskim siłom metodycznie przeciwstawiać.
Marcin Skrzypek
Wszystkie teksty autora w języku polskim uzupełniające treść raportu Animacja międzykulturowa i kryzysoodporność na przykładzie Lublina 1989-2022:
-
Dlaczego się udało? Relacje o lubelskiej pomocy uchodźcom z Ukrainy, Kongres Ruchów Miejskich, 01.12.2022
-
Jak kapitał społeczny Lublina wypłacił dywidendę uchodźcom z Ukrainy, Kongres Ruchów Miejskich, 30.11.2022
-
Szlachetny poryw logistyki, „Kultura Enter”, 2023 / nr 105
-
Pomoc uchodźcom z Ukrainy: efekt animacji wielokulturowe, ProjektPulsar.pl, 24.02.2024
-
Lokalna odporność budowana na kapitale społecznym, Samorządy – nowe otwarcie, „Pomorski Thinkletter”, nr 1(16) / 2024, s. 229.
Kultura Enter 2024/02
nr 109