SŁOWO WSTĘPNE. Pytanie
Najpierw trzeba zbrodnie opowiedzieć, żeby ktoś mógł za nie odpowiedzieć. Nie wiem, czy na początku lipca odbyły się w Hadze jakieś okazjonalne lunche i listy gratulacyjne z okazji 20-lecia działalności Międzynarodowego Trybunału Karnego. Dla większości obywateli świata, a zwłaszcza Ukrainy, nie ma czego świętować. Do osądzenia zbrodniarzy wojennych w przypadku Rosji w rzeczywistości żaden ówczesny międzynarodowy trybunał nie ma prawa. Należy utworzyć osobną strukturę, jak miało to miejsce po wojnie w Jugosławii. Dąży do tego mało kto wśród rozgrywających politycznych graczy – po pierwsze dlatego, że z prawniczego punktu widzenia, ażeby sądzić, wojna musi się skończyć. A na to się długo nie zanosi. Po drugie, a może jednak przede wszystkim – nie tylko Rosja nie podpisała tzw. statutów rzymskich, ale większość państw (USA, Chiny, Izrael) nie ratyfikowała dokumentu z 17 lipca 1998 roku. Co w praktyce oznacza, że Międzynarodowy Trybunał Karny nie może obywateli tychże państw postawić przed trybunał.
Ostatnia afera z raportem Amnesty Internatonial tylko potwierdza pewien zdezawuowany model instytucjonalny, w którym rządzi niepisana zasada „badamy co opłacone”. No więc że „nieopłacone” było zbadanie rosyjskich zbrodni boleśnie przekonałam się w roku 2014, szukając żołnierzy ukraińskich w rosyjskich obozach infiltracyjnych, dopiero na które światowej publiczności powoli otwierają się oczy. Nikt formalnie jak dotąd także nie postarał się w tejże organizacji choćby o listę zaginionych, torturowanych przetrzymywanych w obozach więźniów po wojnie w Czeczenii.
Jeszcze przed Buczą pojawiały się w ukraińskich mediach, co prawda stonowane i potem szybko znikające w czeluściach sieci, ale jednak przebijające się pierwsze informacje o przypadkach gwałtów dokonanych przez rosyjskich zbrodniarzy. Niedługo po masakrze w Buczy i Irpieniu była rzeczniczka praw człowieka w Ukrainie Ludmiła Denisowa nagłaśniała coraz liczniejsze, udokumentowane akty przemocy na cywilach. Bezbronnych kobietach, dzieciach, gwałty również na mężczyznach. Przedstawicielka rosyjskiego MSZ na oficjalnych portalach rządowych poddała te informacje krytyce oraz wezwała Ukrainę do wycofania się z oskarżeń. Maria Zacharowa żądała przeprosin za szerzenie rzekomych „kłamstw” wycelowanych przeciwko dzielnym i nieskalanym żołnierzom rosyjskim. A potem 31 maja ukraińska Rada Najwyższa wyraziła wotum nieufności wobec swojej rzeczniczki. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wprost nie przeprosił, za to zwolnił Denisową, co nawiasem mówiąc jest niedopuszczalne w czasie wojny. Przeprosił więc za fejkowe gwałty rosyjskich żołnierzy czy rozpoczął kampanię polityczną do przyszłorocznych wyborów?
W ubiegłym roku film Quo vadis, Aida bośniackiej reżyserki nie dostał Oskara, bo pewnie były bardziej wysmakowane obrazy. Choć politycznie to dość wygodna sytuacja, bo przy większym rozgłosie przecież zbyt wielu obywateli świata zakłopotałoby się nad coraz bardziej wyraźną niewydolnością ONZ, a nawet współwiną masakry m.in. w Srebrenicy. Zanim niejednokrotnie zapytam o niewydolność reszty świata, wystarczy, że od kilku miesięcy skupiam się na zadawaniu pytań ukraińskimi kobietom, i coraz częściej nie rozumiem: quo vadis, Zełenski?
Lublin, 13.08.2022
Aleksandra Zińczuk
Kultura Enter 2022/02
nr 103–104 „Rosyjskie zbrodnie”