Strona główna/OMÓWIENIE. Spójnik Bohdana Zadury

OMÓWIENIE. Spójnik Bohdana Zadury

Wasyl Machno
Z języka ukraińskiego przełożyła Natalia Jurak

To było kilka lat temu. Dlaczego tak mi zapadła w pamięć ta osada, której nazwy język ukraiński wolałby uniknąć, żeby ominąć te dyftongi ze zmiękczeniami? Wieś kilka kilometrów od Kazimierza Dolnego nazywała się Męćmierz. Położona przy wielkiej rzece Wiśle, zostawiła sobie uliczki, które rozkisają od deszczów, i piaszczysty grunt, na którym jak dzikie rośliny wyrosły ocalałe drewniane chaty. Jednym słowem dawna osada rybaków i flisaków – rzecznych przewoźników pozostała przy rzece sierotą, bo nikt nikogo teraz nie przewozi, nie mówiąc o spławianiu drewna. Pozostały brzegi. Właśnie tutaj czytamy z Bohdanem Zadurą, bo znalazłszy się w sierpniowym Lublinie po drodze do Włoch, trafiłem do programu festiwalu „Dwa brzegi”. Z Bohdanem w ogóle nie przypominaliśmy rybaków ani flisaków, chociaż nurt Wisły dalej płynie w jednym kierunku, a turystyczne statki cumują koło rzecznych przystani. Być może Bohdana jednak można by wziąć za rybaka – wysoki, z szerokimi ramionami pewnie stąpa po ziemi i jednocześnie balansuje, jakby przechodził z jednego końca łodzi na drugi. Takiego go zobaczyłem, stojąc przed stodołą, która wraz z jeszcze jednym zabudowaniem gospodarczym tworzyła wewnętrzne podwórko – nasze miejsce do czytania. W sierpniowym Męćmierzu prażyło – jak tutaj nie wspomnieć letniego Nowego Jorku! – ale trzeba było sobie wyobrazić, jaki upał zastanę w kamiennej Wenecji, dokąd pojadę dwa dni później. Nasmołowane deski stodoły nagrzawszy się pachniały jak kolejowe podkłady. Umówiwszy się, że przeczytamy trochę wierszy i trochę prozy, rzuciliśmy swoje torby na krzesła i zaczęliśmy pić piwo. Potem zeszli się słuchacze i posiadali na plastikowych białych krzesełkach. Ze stodoły pociągnięto przewody, postawiono mikrofon i głośniki, ale czy wilgotne powietrze znad rzeki, czy niedoskonałe przewody tłumiły w mikrofonie szczególną zdolność wzmacniania dźwięku. W Wenecji koło jakiegoś kanału przypomniałem sobie dwa brzegi Wisły i Bohdana. Pomyślałem wtedy, rzucając to bezczelnym weneckim zimorodkom i mewom, że Wenecja bardziej pasuje do poezji. I wtedy też pomyślałem o brzegach – czy to kamiennych weneckich, czy to porosłych krzakami i rozmaitymi roślinami męćmierskich; ale brzegi, które przekracza każdy z nas – czy poetyckie, czy życiowe – postrzegane są jako ruch w kierunku od straty do zysku. I pogrążyłem się w rozmyślaniach o salto mortale polskiej poezji w latach sześćdziesiątych, czyli o przejściu większości poetów na vers libre. Rymowane wiersze Czesława Miłosza z lat trzydziestych czy nawet Wystana H. Audena – nie mówiąc o Philipie Larkinie, uchodziły w Polsce za neoklasycyzm tylko na podstawie formalnego wykorzystywania rymu i rytmu. Batalie między krytykami były nie na żarty zażarte. W tym światopoglądowym i formalnym rozłamie, w jakim znajdowała się polska poezja, pierwsze książki Bohdana Zadury były właśnie rymowane. Teraz wiersze Zadury to wyłącznie vers libre, a dawne doświadczenie z rymowaniem służy mu przy tłumaczeniu zawziętej w swoim uporze rymowania ukraińskiej poezji. Trzeba powiedzieć, że to przedłużające się przeciwstawienie w poezji światowej trwa nadal – bo od rymu nie odżegnali się Seamus Heaney i częściowo Paul Maldoon, a od wiersza wolnego John Ashbery i Frank O’Hara. U Zadury jest wiersz „Co dla mnie znaczą poeci brytyjscy?”. Czemu właśnie poeci brytyjscy, a nie amerykańscy czy francuscy? No cóż, spróbujemy trochę pofantazjować i pierwszym brzegiem w mlecznej mgle, do którego dopłyniemy, będzie, jakkolwiek może się to komuś wydać się paradoksalne, Konstandinos P. Kawafis. Poeta, którego nazwisko przypisane jest do Aleksandrii – chociaż mieszkał również w Anglii i Konstantynopolu, ale powróciwszy do miasta, w którym się urodził, żył w nim do samej śmierci. W chronologii jego twórczości też był przełom, który wedle obliczeń badaczy jego twórczości nastąpił, gdy poeta miał czterdzieści lat. Kawafis spróbował wówczas przemyśleć swój poetycki dorobek i doszedł do wniosku, że język poetycki nie potrzebuje ani metafor, ani aktualnych tematów: wszystko, co niezbędne dla poety – to nazewnictwo i opowieść z kilkoma wpleceniami wymownych szczegółów, dla których tak naprawdę pisze się wiersz. Kawafis przechodzi do mitu, przeważnie greckiego i opisuje starogreckie historie jakby widziane postronnym okiem. Nie jest wcale uczestnikiem tych zdarzeń, ani w żadnym przypadku sędzią. U Bohdana Zadury Puławy oczywiście mogą odegrać rolę Kawafisowej Aleksandrii tylko pod warunkiem, że miejsce trwałego życia poety napełnia się swoim mitem. Aleksandria Kawafisa – jest metaforyczna, zmysłowa, mitologiczna, hellenistyczna i uniwersalna, ale nie utrwalona wprost jako miasto literatury. Puławy Zadury – są fragmentaryczne, złożone z detali codziennego życia, urywków fraz, mimowolnych aluzji, ale także nie są miastem literatury. Obydwaj poeci omijają ducha miejsca, czyli genius loci. Kiedy powiedziałem o przełomie Kawafisa-poety w wieku czterdziestu lat, to coś podobnego i niemal w tym samym wieku przeżywa jego polski kolega, najpierw pisząc poemat „Cisza”, a potem przekładając Johna Ashbery’go. Jak sam Bohdan Zadura ocenia Kawafisa? W artykule „Punkt odniesienia: paradoksy Aleksandryjczyka”, opublikowanym z okazji ukazania się tomiku greckiego poety w polskim przekładzie w 1967 roku, Zadura deklaruje, że Kawafis jest dla niego jednym z najbliższych poetów, czytaj, najważniejszych. Czasami kiedy poeci wymieniają tych, którzy na nich wpłynęli czy naprawdę zostali przez nich głęboko przemyślani, nie należy oczekiwać prostych analogii czy nawet zapożyczeń. Czytanie tegoż Kawafisa może skłonić do nieoczekiwanego wniosku na temat formy i tematyki, i jakiegoś przełamania, jak załamuje się światło poprzez szkło i może wyświetlić nieznane wcześniej granie poetyckiego słowa. Nawiasem mówiąc, Auden powiedział niezwykle ważną rzecz dla uświadomienia sobie poetyckiego przenikania idei, obrazów i metafor z języka w język, od poety do poety. „Od tej chwili, kiedy nieżyjący już profesor R.M. Dawkins ponad trzydzieści lat temu zaznajomił mnie z poezją K.P. Kawafisa, zostawiła ona niejeden ślad w moich własnych wierszach… I to przy tym, że ani słowa nie rozumiem po nowogrecku, a wiersze Kawafisa dostępne są dla mnie tylko w angielskich i francuskich przekładach”. Czy coś podobnego przeżył Zadura z Kawafisem? Wygląda na to, że tak, ale przeżycie to pozostało niejawne, a na poziomie stosunku do słowa. Jeden z najbardziej znanych, prawie podręcznikowych utworów, bez którego, jak mówią, Kawafisa nie ma, to wiersz „Czekając na barbarzyńców”. Historia tego, że miasto czeka na barbarzyńców. Czeka na nich cesarz, senat, mieszkańcy, a barbarzyńcy się nie zjawiają – i to jest największe rozczarowanie, z którego rodzi się pytanie, jak żyć dalej? A być może, mówi nam Kawafis, nie trzeba czekać na barbarzyńców, bo sami nimi jesteśmy? Wystan H. Auden, pisząc o poetyce Kawafisa, powiedział, że nie ma w niej metafor i porównań, a tylko pieśni-opisy. Kawafis czerpał swoje tematy z greckiej historii i mitów. W jego wierszach pojawiali się znani bohaterowie, miasta i opisy pewnych sytuacji, które można było odczytać jako warianty „poprawionego mitu”. Właśnie dokładnie to zauważył Czesław Miłosz, nazwawszy wiersze Kawafisa mikrodramatami i mikronowelami. Z tymi, jak się mówi, uporaliśmy się, ale wtedy powstaje pytanie, jak się ma Zadura do Kawafisa? We wczesnej jego twórczości obecna jest Itaka, nie mówiąc już o Odysie, Orestesie, Lesbos. Arche, Danae, Afrodycie, Elektrze, Safonie. Sposoby wykorzystania mitu przez Kawafisa i Zadurę diametralnie się różnią – w pierwszym rzędzie tym, że poeta języka greckiego wybiera mit, w którym wszystkie czasowe projekcje łączą się w jedność i przeszłość żyje w teraźniejszości, a u Zadury przeszłość żyje przeszłością. Cała grecka egzotyka i mitologia, nawet jeśli u Zadury jest przywoływana, to tylko na poziomie imion własnych i odsyłania do pewnych mitów, ale bez otwierania szerszego obrazu, jak to praktykował Kawafis. Oszczędność poetyckiego wysłowienia, czyli zanik barokowego dekorowania metaforyką, zbliżała poezję do języka potocznego, urwanych ulicznych fraz – co zresztą zrobił Pawło Tyczyna w „Zamiast sonetów i oktaw”. Stąd pytanie Zadury o poetykę zmian i ta poetyka zmian przychodzi z Ameryki, czyli z wierszy Johna Ashbery’ego. Naprawdę poetycki światowy krwiobieg, czyli cyrkulacja idei stale jest w toku, nic nie jest jednoznaczne i stabilne. Co tu robi Kawafis? Zadura nie przekładał Kawafisa, mimo pokaźnego dorobku przekładowego, ale odpowiedział artykułem o jego twórczości. Czy to wystarcza, żeby w ogóle mówić o twórczości polskiego poety w kontekście Kawafisa? Czasami tak. W historii modernistycznej poezji początków dwudziestego wieku zachodzą kardynalne zmiany. Najpotężniejsi poeci tego czasu Eliot, Pound, Rilke, Neruda proponują swoje poetyckie systemy. Kawafis, podobnie jak Portugalczyk Pessoa, przebywający na peryferiach czasu, będzie wpływać na poetycki świat znacznie później – nie w czasie swojego fizycznego istnienia. W jakim kierunku z Puław prowadzi szlak do Itaki? Droga, którą wskazywał Kawafis, jak pokazuje doświadczenie, musi być długa i trzeba uzbroić się w cierpliwość. Itaka to szlak samopoznania, odkryć od młodości do starości, choćby nawet z nadszczerbionym doświadczeniem. Szansa, że Kawafis może zagościć w poetyckim domu Zadury, była całkiem prawdopodobna, ale na progu stanął kto inny – John Ashbery, gość z Ameryki. Cóż, goście są gośćmi. Johna Ashbery’ego, którego Bohdan Zadura zaczął tłumaczyć w połowie lat 80., nie można uznać za następcę Kawafisa, choć grecki poeta mógł być szanowany w środowisku szkoły nowojorskiej – ze względu na swoją poetykę i być może orientację seksualną. W dorobku Bohdana Zadury jest artykuł „John Ashbery i ja. Poezja spójników”, w którym dość szczegółowo opisany jest przyjazd amerykańskich pisarzy Johna Asbery’ego, Joyce Carlos Oates, Susann Sonntag, Wiliama Saroyana do Polski w 1980 roku. Amerykanie mieli wielki program występów, ale w jakiś sposób trafili do Puław, gdzie przewidziany był koktajl i spotkanie z miejscowymi artystami. Oto tutaj zbliżamy się do brzegu poezji – do Johna Ashbery’ego. Poetyka i sposób opowieści Ashbery’ego napełnione są licznymi aluzjami, formalnie wers ashberowski z jawnymi i ukrytymi przepleceniami kulturologicznych odniesień zupełnie nie jest podobny do wzorców twórczości jego kolegów ze szkoły nowojorskiej, W dodatku amerykańska krytyka zalicza poezję Ashbery’ego do awangardy. Powierzchowne wyznanie dialogu Bohdana Zadury z Johnem Ashberym nie całkiem słusznie określa istotę tego dialogu. W przywoływanym artykule polski poeta wyznaje, że nigdy nie był zwolennikiem awangardy. Cóż więc robi Ashbery w poetyckim domu Bohdana Zadury? No tak, Amerykanin to pojawia się w wierszu Zadury o 11 września, to gdzieś jeszcze. Zadura jakby stale prowadzi z nim dialog, cały czas Ashbery jest w jego polu widzenia. Dlaczego? Być może dlatego, że Ashbery pokazał swojemu młodszemu koledze najważniejsze – istota poetyki polega na częściach mowy. W ostatnim akapicie artykułu „John Ashbery i ja: poezja spójników” Bohdan zastanawia się nad tym, że w różnych epokach różne części mowy były dominujące, zwłaszcza rzeczownik i czasownik. Jemu, jak pisze, „otworzyły się oczy na nowy sposób mówienia” i na to, że „drugorzędne części mowy mogą odgrywać w wierszu pierwszoplanową rolę”. Nawiasem mówiąc o Kawafisie: jeden z przeprowadzających wywiad z Ashberym, zadając mu pytanie, powiedział, że Ashbery swym podejściem do świata przypomina mu Kawafisa. Ashbery odpowiedział, że u niego jest więcej radości życia niż u Kawafisa. Nie przypominam sobie, żebyśmy w naszych rozmowach czy korespondencji w Bohdanem wspominali Kawafisa, natomiast Ashbery’ego wspominaliśmy często. W dodatku Ashbery to kluczowy detal w naszych dawnych wierszach: moim „Nowojorska kartka dla Bohdana Zadury” i jego „Kartka dla Wasyla Machny”. Teraz, kiedy Bohdan Zadura zawalony jest pracą przekładową, tłumacząc dziesiątki ukraińskich wierszy o wojnie, czemuś często przypominam sobie tamten sierpniowy Męćmierz, zapach smołowanych desek, spokojny czas, w którym jest możliwość używania spójników dla tworzenia własnych poetyk między Kawafisem i Ashberym.

Wasyl Machno
Oryginał za Sknews

Kultura Enter
Nr1 (105) 2023

Mięćmierz: Bohdan Zadura i Wasyl Machno, 2018. Fotografie dzięki uprzejmości Wasyla Machny.