POLITYKA. Polityka zagraniczna USA wobec Ukrainy
Andrzej Jaroszyński
Stanowisko politycznych elit amerykańskich na temat stosunków ukraińsko-rosyjskich, jeszcze na długo po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę, zostało celnie przedstawione wysłannikowi Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1917 roku, przez amerykańskiego dyplomatę: „Ukraina jest czymś w rodzaju naszego Południa, a Rosja w konflikcie ukraińsko-rosyjskim odgrywa rolę naszej Północy. Dlatego całe ukraińsko-rosyjskie zmagania przypominają amerykańską wojnę domową.”
Zgoda Waszyngtonu i Londynu na przyznanie Ukraińskiej i Białoruskiej Republice Socjalistycznej statusu członków założycieli ONZ w 1945r. – mimo że oba kraje były częścią ZSRR – stanowiło anomalię, która była konsekwencją ustępstwa wobec Moskwy argumentującej wówczas, iż Indie i Filipiny posiadały także taki sam status. Po deklaracji niepodległości, zmieniono nazwę państwa, uznając tym samym fakt, że Ukraina jest członkiem założycielem ONZ.
Pierwszym niezależnym krokiem politycznym Stanów Zjednoczonych w stosunkach dwustronnych wobec Ukrainy była wizyta prezydenta George H. W. Busha w sierpniu 1991 roku i jego niechlubne przemówienie, nazwane chicken speech (tchórzliwe przemówienie). W drodze do Moskwy Bush zatrzymał się w Kijowie i oświadczył, iż popiera dążenia wolnościowe Ukraińców, lecz nie podziela planu wyjścia republiki z ZSRR. Ostrzegał przed zgubnymi skutkami nacjonalizmu przestrzegając przed podejmowaniem decyzji o ogłoszeniu niepodległości, nazywając ten zamiar „samobójczym nacjonalizmem”. Zamiast potwierdzenia upadku imperium zła, amerykański prezydent zdawał się rzucić Ukraińcom rodzaj dziurawej deski ratunkowej, nie wykorzystując zupełnie „jednobiegunowego momentu”, czyli faktu, że USA były wtedy jedynym supermocarstwem na świecie.
W pierwszych latach niepodległości Ukraina realizowała politykę neutralności, nie mając wyraźnej koncepcji wyjścia z postsowieckiego świata w roli samodzielnego i wiarygodnego partnera. W latach 90. XX w. Waszyngton nie był zainteresowany sytuacją w Kijowie. Dopiero w roku 1994 Zbigniew Brzeziński zwrócił uwagę na kluczową rolę Ukrainy jako „nowego, ważnego pola na szachownicy eurazjatyckiej […] ponieważ samo istnienie niepodległego państwa ukraińskiego pomaga przekształcać Rosję. Bez Ukrainy Rosja przestaje być imperium eurazjatyckim”. (Foreign Affairs, 73/1994).
Natomiast polityka Clintona (1993-2001) opierała się nie tylko na zasadzie „Russia first policy”, ale także na przeświadczeniu, że dopiero po przezwyciężeniu przez Ukrainę problemów wewnętrznych można będzie mówić o pogłębieniu stosunków ukraińsko-amerykańskich. W tym okresie najtrudniejszą sprawą był znajdujący się na terenie Ukrainy postradziecki arsenał atomowy. W zamian za oddanie Rosji broni atomowej i jej nośników, udało się Ukrainie wynegocjować gwarancje ze strony Rosji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, uznających nienaruszalność terytorium państwa ukraińskiego. Stosowny dokument (Memorandum) podpisano 5 grudnia 1994 roku, który w istocie zawierał tylko deklaracje mocarstw: nie stały za nimi żadne zobowiązania sygnatariuszy. Już wydarzenia z roku 2014 unaoczniły wyraźnie, że istnieje przepaść między polityką deklaratywną a polityką interesów i możliwości.
Do Pomarańczowej Rewolucji w 2004 roku Amerykanie prowadzili w zasadzie pasywną politykę wobec Ukrainy. Wybuch prozachodnich nastrojów w Kijowie, a następnie agresja Rosji na Gruzję, wzmocniły wzajemne kontakty, uwieńczone podpisaniem w 2008 roku Karty Strategicznego Partnerstwa. To w tym czasie rozeszły się definitywnie interesy oraz drogi Stanów Zjednoczonych i Rosji wobec Ukrainy.
Natomiast stanowisko amerykańskie na temat ukraińskiego członkostwa w NATO cechowało brak zdecydowania. Waszyngton nie przeciwstawił się oporowi Niemiec i Francji w 2008 roku, który uniemożliwił temu państwu wejście na szybką ścieżkę do członkostwa. Nawet obecnie przeważa opinia, że NATO nie przyjmie Ukrainy tak długo, jak długo Rosja okupuje część Ukrainy. W rzeczywistości NATO bierze pośrednio w coraz większym stopniu udział w toczącej się wojnie. Sprawa członkostwa Kijowa w Sojuszu Północnoatlantyckim będzie na pewno kluczowym problemem w przyszłych negocjacjach, już po zakończeniu konfliktu zbrojnego.
Polityka powściągliwości prezydenta Obamy (2009-2017) obejmowała reset z Rosją, co miało umożliwić realizację priorytetowych celów strategicznych na Pacyfiku oraz wycofywanie swojej obecności z Europy. Jego polityka zagraniczna opierała się na przekonaniu, że Rosja nie była zagrożeniem dla narodowego bezpieczeństwa USA. Aneksja Krymu i zabór wschodnich prowincji Ukrainy przez Rosję w 2014 roku zaskoczył Waszyngton i zupełnie zniweczył politykę współpracy i dialogu z Moskwą. Rząd amerykański zdecydowanie potępił agresję rosyjską i nie uznał terytorialnych zdobyczy Rosji.
Obama zachował się jednakże bardzo pragmatycznie. Po pierwsze, konflikt Rosja-Ukraina potraktował jako regionalny, a po drugie uznał, że brak jest traktatowych zobowiązań wobec Ukrainy, ponieważ państwo to nie było członkiem NATO. Podobnie jak kraje Europy, nie uznał Memorandum Budapesztańskiego z grudnia 1994 za wiążące. Prezydent Obama stwierdził wprost: „Nie będziemy podejmować działań wojskowych, by rozwiązać problem ukraiński. To, co robimy, to mobilizujemy międzynarodową wspólnotę, by wywierać presję na Rosję. Ale ważne, by podkreślić, że nie będzie wojskowego rozwiązania tego problemu.” Stąd administracja amerykańska nałożyła na Rosję sankcje ekonomiczne (które w związku z niewielką wymianą gospodarczą nie miały większego znaczenia) oraz rozbudowała wschodnią flankę NATO, wzmacniając tam obecność sił amerykańskich, a także wprowadziła na większą skalę szkolenia armii ukraińskiej, przeprowadzane zgodnie z regułami natowskimi. Ważnym krokiem było też wprowadzenie potężnej pomocy finansowej. Natomiast Obama nie poparł możliwości wyrzucenia Rosji z systemu SWIFT, który zapewnia jej przeprowadzanie międzynarodowych transakcji płatniczych. Ponadto nie zezwolił na dostarczanie ofensywnej broni śmiercionośnej Ukrainie a także nie zagroził zerwaniem stosunków z Rosją. Z kolei, problem ewentualnego zawieszenia broni i rozejmu scedował na Niemcy i Francję (formuła mińska).
Ogólnie można by stwierdzić, że Obama – podobnie jak przywódcy europejscy – nie zamierzał pomóc Ukrainę w odzyskaniu utraconych terytoriów, ale chciał wraz z przywódcami Europy doprowadzić – drogą wymuszeń ekonomicznych, a następnie negocjacyjnych – do zakończenia konfliktu i obustronnego porozumienia, akceptowanego przez wszystkie strony. Zamierzenia te skończyły się niepowodzeniem.
Donald Trump (2017-2021), mimo antyukraińskich wypowiedzi w czasie kampanii wyborczej, buńczucznych zapowiedzi współpracy z Putinem oraz haseł komercjalizacji polityki zagranicznej, kontynuował w zasadzie politykę poprzednika wobec Ukrainy. W obliczu nieprzestrzegania przez Moskwę ustaleń protokołu mińskiego zapowiedział w 2018 r. „radykalny przegląd” dostarczania uzbrojenia (m.in. 210 podręcznych antyczołgowych wyrzutni Javelin), a także rozwinął współpracę w zakresie cyberbezpieczeństwa z Ukrainą. Wydaje się, że Trump starał się uprawiać jednocześnie dwa rodzaje polityki: wąski nacjonalizm szczególnie widoczny w jego retoryce, oraz podejmowanie poważnych decyzji w polityce oficjalnej. Nieodpowiedzialne wypowiedzi Trumpa po 24 lutego stoją, na szczęście, w sprzeczności z faktycznymi decyzjami jego gabinetu.
Wraz z wybuchem wojny 24 lutego 2022 r. w Waszyngtonie – odwrotnie niż w Europie – nie zaistniała konieczność natychmiastowego zweryfikowania polityki zagranicznej. Nastąpiła tam raczej radykalizacja przyjętej uprzednio strategii, bowiem jeszcze przed 24 lutego prezydent Joe Biden bez powodzenia starał się odwieść Putina od użycia przemocy i odstąpienia od żądań sprzecznych z zawartymi uprzednio porozumieniami. Powziął także bezprecedensową decyzję ujawnienia danych wywiadowczych, które wskazywały na prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji. Prezydent odczekał pewien czas po wyjeździe pracowników ambasady z Kijowa (od maja 2019 do maja 2022 USA nie miało w Kijowie ambasadora) i, w obliczu sprawności i bohaterskiej obrony stolicy Ukrainy, podjął kroki nawiązujące do poprzedniej historycznej roli USA jako gwaranta bezpieczeństwa wolnego świata.
Zdaniem Bidena strategiczny cel wsparcia Ukrainy jest następujący: Ukraińcy toczą wojnę z potężnym przeciwnikiem Ameryki w obronie wolnego, demokratycznego świata, przeciw autokratycznemu agresorowi o imperialnych ambicjach, którego działania grożą załamaniem ładu zbudowanego przez Amerykanów i sojuszników, który broniony jest przez NATO. Zwycięstwo Ukrainy, a tym samym Zachodu, spowoduje albo długotrwałe osłabienie Rosji, albo nawet jej upadek. Oznaczałoby to trwały brak zagrożenia dla transatlantyckiej wspólnoty. Jeśli to się stanie, zwrot olbrzymich inwestycji poniesionych przez Amerykę będzie nieoceniony. Warto też dodać, że polityka prezydenta ma poparcie koalicji ponadpartyjnej i aprobatę większości Amerykanów. W poprzednich dekadach Ukraina była uważana za państwo hybrydowe o demokratycznych i autorytatywnych cechach. Obecnie cieszy się szacunkiem nie tylko z powodu sukcesów militarnych, ale także efektywnej polityki zagranicznej i wizerunkowej oraz, nade wszystko, z powodu charyzmatycznego przywódcy z którym Amerykanie utożsamiają walkę i postawę społeczeństwa ukraińskiego.
Joe Biden kontynuuje rodzimą tradycję kultury politycznej, która uważa że konieczne jest posiadanie i ewentualnie użycie potężnej siły zbrojnej w obronie demokracji i wolnego świata, a jednocześnie – podążając za tradycją Partii Demokratycznej – Biden szuka sojuszników także poza NATO. Celem takiej szerokiej, koalicji są nade wszystko sankcje ekonomiczne i gospodarcza oraz polityczna izolacja Moskwy. Mimo że nie wszystkie państwa w niej uczestniczą – dotyczy to na przykład Chin, Indii i Izraela – kroki te spowodowały, że Rosja stała się ubożejącym się pariasem świata.
W ślad za coraz bardziej skutecznymi wojennymi operacjami Ukrainy i załamaniem się celów strategicznych Rosji, Amerykanie stopniowo przełamują czerwone linie udostępniania rodzajów broni i uzbrojenia – od defensywnych do ofensywnych, od bliskiego do dalekiego zasięgu, od starych technologii do najnowocześniejszych. Od początku inwazji Rosji na Ukrainę USA przekazały Kijowowi pomoc wojskową o wartości ok. 19,1 mld USD, zaś wartość obiecanego dotąd bezpośredniego wsparcia ukraińskiego budżetu to 8,5 mld USD. Ostatnio (6.01.2023) Biały Dom ogłosił kolejny – największy z dotychczasowych – pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy o wartości ponad 3 miliardów dolarów, który obejmuje m.in. pojazdy opancerzone Bradley, a także haubice samobieżne, pojazdy MRAP oraz rakiety ziemia-powietrze. Jeśli dodamy do tego utworzenie bazy wojskowej w Rumunii, rozbudowę struktur wojskowych w Polsce, a także praktycznie zgodę na rażenie celów w głębi Rosji z terytorium Ukrainy, to sytuacja staje się rzeczywiście krytyczna i decydująca. Tylko chyba w jednym przypadku, to jest Izraela, USA prowadziły z powodzeniem działania wsparcia i pomocy bez udziału własnych sił zbrojnych na miejscu. Paradoksalnie, to właśnie to państwo odmówiło wprowadzenia sankcji ekonomicznej i dostarczenia uzbrojenia defensywy powietrznej dla Ukrainy.
Dotychczasowa prawie bezwarunkowa pomoc i poparcie amerykańskie dla działań Ukrainy jest także możliwe dzięki niezwykle udanej ukraińskiej kampanii promocyjnej w Waszyngtonie, nazwanej „blitzem lobbingowym”. Jeszcze w 2021 roku 24 firmy lobbystyczne działające w imieniu strony ukraińskiej zdołało nawiązać przeszło 10 tys. kontaktów, głównie w Senacie. Działania te znajdują oparcie w przeszło milionowej (ok. 1,2 mln) diasporze ukraińskiej, drugiej po przeszło trzymilionowej (3,3 mln) rzeszy Ukraińców w Rosji.
Trzeba jednocześnie przyznać, że niezależnie od celów i interesów politycznych stron tego konfliktu, popełniane w Ukrainie masowe zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i atakowanie celów cywilnych, – czyli sytuacja, która nie miała miejsca od czasów II wojny światowej – obnażyła barbarzyński charakter reżimu Putina i odebrała mu resztki wiarygodności. Jak powiedziała spiker Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi, podczas spotkania z prezydentem Ukrainy w Kongresie: „prezydent Zełenski robi dziś to, co zrobił Winston Churchill w grudniu 1941 roku, wzywając Amerykę do pomocy w walce z tyranią.” To właśnie sposób powadzenia wojny przez Rosjan i heroiczna postawa żołnierzy oraz cywili ukraińskich są głównymi przyczynami aprobaty dla działań rządu amerykańskiego. W samych Stanach Zjednoczonych, gdzie wiedza i znajomość spraw ukraińskich w przeszłości na pewno była niewielka, 65% popiera pomoc militarną, 75% sankcje wobec Rosji – zaś za opcją wsparcia tak długo, jak potrzeba opowiada się 43%, przy 47% opowiadających się za rozpoczęciem negocjacji (18-20.11.2022 Chicago Council Survey).
Decyzje prezydenta Joe Bidena są niezwykłe w swej skali, determinacji i odwadze. Łączą w sobie typowe cechy polityki zagranicznej w historycznych momentach, czyli kierowanie się interesem narodowym (realizm), w połączeniu z zasadami i ideałami (idealizm) oraz w oparciu o społeczność międzynarodową. Stany Zjednoczone ratowały Europę w czasach I i II wojny światowej oraz powstrzymały komunizm sowiecki w czasie zimnej wojny. Ideałem politycznym USA jest bowiem stabilny rozwój w skali globalnej, gdyż tylko w wolnym świecie mogą zapewnić dobrobyt i bezpieczeństwo swoim obywatelom. Obecnie nie tyle odwołują się do misji ratowania cywilizowanego świata, co dokumentują to czynami.
Ten bezprecedensowy wysiłek ma jednakże swoich oponentów. Poza grupką intelektualistów (John Mearsheimer, Henry Kissinger, Jeffrey Sachs, Noam Chomsky) oraz grupą kongresmenów republikańskich, polityce Bidena zagrażają trudne do przewidzenia wydarzenia. Na przykład ewentualna agresja Chin na Tajwan, wzrost ruchów pacyfistycznych i roszczeniowych w Europie Zachodniej, a także kryzys ekonomiczny w samych Stanach. Nie należy jednak sądzić, że olbrzymia ewolucja w polityce amerykańskiej wobec Ukrainy – od niewiedzy i ignorancji do instrumentalnego traktowania, aż wreszcie do ryzyka związanego z zainwestowaniem w Ukrainę jako obrońcę światowego ładu – zostanie zaprzepaszczona i wróci do punktu wyjściowego.
Szansą na zakończenie wojny jest upadek reżimu Putina. Jednakże Amerykanie zdają sobie sprawę z tego, że nie ma w Rosji dla Putina a potem jego następców alternatywnej grupy mogącej przejąć władzę. Amerykanie obawiają się chaosu i buntu niektórych prowincji i nieprzewidywalnych decyzji elit i społeczeństwa rosyjskiego, w których jak dotąd nie ma stosunkowo wpływowych środowisk, nastawionych demokratycznie i pro-zachodnio. Na razie, Rosja nie jest gotowa tworzyć nowy ustrój pod przewodnictwem Zachodu, a tym bardziej USA. Jednocześnie Zachód nie wie, jak tę postputinowską przyszłość budować pod własnym przewodnictwem i za własne pieniądze. Jednakże rzeczą najważniejszą jest zapewnienie Ukrainie bezpieczeństwa, suwerenności i nienaruszalności granic, co musi stać się fundamentem przyszłego ładu, zbudowanego przez zwycięski wolny świat i przegraną autokrację.
Andrzej Jaroszyński
9 stycznia 2023
Kultura Enter
Nr 1 (105) 2023