REPORTAŻ. Schron przeciwbombowy teatru przetrwa
Ewa Rajska
Z języka ukraińskiego przełożyła Wira Romanyszyn
Teatr w Drohobyczu urządził schron dla aktorów z Siewierodoniecka, którzy stracili domy. Nadal pomagają wojsku, teraz razem z mieszkańcami Drohobycza. W holu teatru pachnie przekąskami. Czarny fortepian pokryty jest żółtą aksamitną tkaniną. Na płaskich talerzach – świeże kotlety i gołąbki. Na patelniach złote naleśniki. Kobiety w kolorowych fartuchach i wełnianych czapkach robią pierogi. Duże, kwadratowe stoły, ciasno zsunięte jeden do drugiego. Jedna kobieta raz za razem posypuje je mąką. Druga przygotowuje nadzienie. W sąsiednim pokoju grzechoczą naczynia. Czujesz zapach smażonej ryby. Przy wejściu do pokoju znajdują się dwie złotawe maski teatralne, a na nich kilka wiszących chochli. Młody mężczyzna w czarnych dżinsach i rękawiczkach umiejętnie podrzuca upieczone ciasto z patelni, wesoło coś przy tym bełkocząc. Uśmiecha się. Tak, jakby robił to przez całe życie. Piekł ciasta i rozweselał wszystkich dookoła. Dziadek w okularach spokojnym, ale pewnym ruchem kroi cebulę i podaje ją koledze – młodszemu i energiczniejszemu z wyglądu. Ten wkłada ją do głębokiego plastikowego wiadra.
Do wewnętrznego narożnika budynku prowadzi słabo oświetlony ciemny hol z czerwonymi fotelami. Kobiety, niczym wrony, tłoczą się wokół żeliwnych kociołków, beczek i piecyków. Smażą mięso na ogniu i duszą kapustę. Po dziedzińcu unosi się gęsty dym. Jeśli na chwilę usunąć z pamięci cały szereg wiadomości, można pomyśleć, że wszyscy tutaj przygotowują się do jakiegoś ważnego świątecznego poczęstunku. Wyjątkowego święta, które wkrótce nadejdzie. Może tak będzie. Ale nie teraz.
– W wolontariat zaangażowany jest cały kraj. My też jako aktorzy teatralni. Aby pomóc żołnierzom, postanowiliśmy gotować. Pierwszym daniem były kotlety – mówi dyrektor Lwowskiego Akademickiego Obwodowego Drohobyckiego Teatru im. Jurija Drohobycza Mykoła Hnatenko. Zdyszany, z okularami na nosie, właśnie zszedł z pierwszego piętra budynku. Ma zmartwione spojrzenie, co minutę ktoś dzwoni, prosi o schronienie.
– Przyjmiemy. Przyjeżdżajcie. – Kiwa głową, rozmawiając przez telefon.
Jeszcze drugiego lub trzeciego dnia wojny ekipa teatralna postanowiła dołączyć do ochotniczej inicjatywy: zamiast prób i przedstawień – gotowanie kotletów mięsnych i innych potraw dla ukraińskich żołnierzy. A w pokojach garderoby i innych pomieszczeniach urządzić schronienie dla kolegów-aktorów z najbardziej „gorących miejsc” kraju.
Mykoła Hnatenko mówi, że środki na zakup produktów w większości zbierane są we własnym zakresie. Czasami pomagają lokalni przedsiębiorcy i wolontariusze. Kiedy wchodzimy po schodach do innych sal, dyrektor teatru głośno wylicza, kto co przyniósł, ile mąki, świeżej żywności, dołączył finansowo lub oddał własny grill do gotowania na ogniu. Albo po prostu przyszedł gotować dla ukraińskich obrońców. Mężczyzna tłumaczy, że dieta żołnierza powinna zawierać dużo białka, a racje żywnościowe, które wojskowi otrzymują, nie wystarczają do prawidłowego odżywiania i walki na froncie. Dlatego wybierane są tylko świeże produkty. Gotują razem – każdy wie, czym się zająć na zaimprowizowanej kuchni teatru: od procesu krojenia cebuli po ostatni etap pakowania jedzenia do wygodnych pudełek i wysyłanie ich na front.
Jeszcze jedna funkcja drohobyckiej przestrzeni teatralnej imienia Jurija Drohobycza – nalewanie koktajli Mołotowa. Do tych spraw przeznaczona jest osobna spiżarnia. Jednak dzisiaj jest pusta. Wszyscy pojechali do Kijowa.
– Ostatnia sztuka, którą zagraliśmy, była zatytułowana „Kim jestem” – mówi Antonina.
Jest aktorką Ługańskiego Obwodowego Akademickiego Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego. Sztuka Mariusa von Mayenburga, jednego z najsłynniejszych współczesnych niemieckich dramatopisarzy, w adaptacji ukraińskiego reżysera Stanisława Sadaklijewa, opowiada o odzwierciedleniu prawdziwego „ja”, poszukiwaniu własnej tożsamości, swojego miejsca w społeczeństwie i osobistej stracie. Rzeczywista metafora rzeczywistości, w której żyjemy dzisiaj.
Antonina z mężem Aleksandrem i synem Vadimem mieszkali w Siewierodoniecku. W 2014 roku wojna po raz pierwszy zapukała do drzwi ich domu. Już wtedy byli zmuszeni do ucieczki jak najdalej od bombardowania. Przez jakiś czas mieszkali w Charkowie, ale później postanowili wrócić i ponownie grać w teatrze w swoim rodzinnym mieście. Wydawało się, że życie powoli się poprawiało, a odgłosy muszli ucichły. Przynajmniej dla nich.
– To jakieś deja vu. To samo, co było w 2014. Teraz jest gorzej. Straszniej. – Głos Antoniny drży. Robi duże pauzy między słowami, milknie i znów próbuje coś powiedzieć. Zakrywa mokre oczy dłońmi. Jej mąż Aleksander, reżyser dźwięku w Ługańskim Obwodowym Akademickim Ukraińskim Teatrze Muzyczno-Dramatycznym, siedzi obok żony. Kontynuuje rozmowę.
W przededniu wojny, 23 lutego, Aleksander otrzymał polecenie odebrania książeczki pracy. Następnego dnia mężczyzna wiedział, że musi wywieźć żonę i syna z miasta, które jako jedno z pierwszych zostało ostrzelane przez rosyjskich okupantów podczas inwazji na Ukrainę na szeroką skalę. Zorganizowanie samochodu, żeby dostać się na dworzec nie było łatwe. Znalazł jednak niezawodnych ludzi. Płatność została uzgodniona i o dziewiątej rano rodzina czekała już na pociąg, żeby jechać dalej. Najgorzej było, gdy Rosjanie zaczęli strzelać do wagonów ewakuacyjnych z cywilami. Kobiety z dziećmi leżały bez ruchu na zimnej podłodze przez długie godziny. Mężczyźni dbali o to, by okna były szczelnie zamknięte i zasłonięte ciemnymi zasłonami. Bliżej zachodniej granicy przez okna wdarły się pierwsze promienie porannego światła. Było cicho. Nieznośne zmęczenie uniemożliwiało stanie na nogach. Dzieci bez przerwy płakały. Inni czekali bez emocji, by wreszcie wysiąść z pociągu i zobaczyć pierwszy wschód słońca pod spokojnym niebem. Uratowaliśmy się. Zgnieceni bezsennością, szalenie przestraszeni, ale żywi.
Na stole, przy którym siedzimy z Antoniną i Aleksandrem, leżą posortowane artykuły higieny osobistej. Prawie wszystko, co młoda para zdołała szybko zabrać ze sobą, uciekając przed wojną. Trzy szczoteczki do zębów, patyczki do uszu, drewniany grzebień, batonik, kilka kremów do twarzy, czarna nić z igłą, tubka olejku, słuchawki, mała ikona i czerwony modlitewnik, w którym złotymi literami zapisane są modlitwy na każdy dzień. Przy łóżku stoi gitara. To dla syna Wadima. Jedyne, o co chłopiec poprosił rodziców, aby zabrali ze sobą w drogę. Dla niego wojna jest czymś z innego świata. Jest czymś, czego w ogóle nie rozumie, ale mimo wszystko marzy o karierze muzyka. Podczas gdy Antonina we fragmentach wspomina straszne wydarzenia, Wadim pogrąża się w innej, odległej przestrzeni. Gra w gry na telefonie i prawie nie słucha, co mówią dorośli.
Pogrzeb pod ostrzałami
Skrzypi stara podłoga. Do pokoju wchodzi Natalia. Ona także jest częścią zespołu – balerina Ługańskiego Obwodowego Akademickiego Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego. Dziewczynie cudem udało się przeżyć i uciec. Na Ukrainę Zachodnią pojechałam na oślep, nie znając miejsca docelowego. Szczupła sylwetka i długa szyja, jasne włosy zebrane w kłębek. Niebieskie oczy, szklane spojrzenie. Siedzi nieruchomo, pozbawiona jakichkolwiek emocji.
– Nie chciałam zbierać „trwożnej” walizki, bo wierzyłam: jak tylko się odważę, to się stanie. Nie wierzyłam, że wojna przyjdzie do mojego domu, do naszego teatru – mówi Natalia, cały czas patrząc przed siebie.
Pierwsze dwa głośne wybuchy w Siewierskodoniecku zagrzmiały 24 lutego o 6 rano. W przeddzień aktorzy ćwiczyli akurat koncert na 8 marca w teatrze. Natalia opuściła miasto tego samego dnia, w którym wybuchła wojna. Wzięła to, co miała pod ręką i poszła na dworzec. „Trwożnej” walizki tak i nie wzięła. W końcu zabrała ze sobą ból, który będzie żył pod jej skórą przez długi czas. 2 marca zmarł brat dziewczyny. Jedyny, który pozostał w mieście. W tym czasie Natalia dotarła już do Drohobycza, więc niezwykle trudno było zorganizować pogrzeb na odległości. Zakłady pogrzebowe kategorycznie odmawiały pochówku, ponieważ ostrzały trwały bez przerwy. Nikt nie chciał organizować procesji pogrzebowej pod kulami. Ale dziewczyna nalegała.
Jutro (nie)będzie lepiej
Przed wojną aktorzy często występowali na festiwalach w Ukrainie i za granicą. Organizowali imprezy kulturalne w mieście. Festiwal Teatralny „Światopogląd” był jednym z najważniejszych wydarzeń w Siewierodoniecku. Antonina i Natalia niby się ożywiają, gdy opowiadają o minionych przedstawieniach, podróżach, spektaklach, próbach. A potem znów pogrążają się w trudnych wspomnieniach. Każda w swoich. Tam, po drugiej stronie frontu, pozostali rodzice i krewni Antoniny i Aleksandra. Przyjaciele z małymi dziećmi, artyści, koledzy, aktorzy. Nadal nie mogą wydostać się z płonącego miasta. Czekają, aż ucichną syreny alarmowe, i mają nadzieję, że jutro będzie lepiej.
– Schron przeciwbombowy teatru przetrwa. Jest bardzo stary i mocny. Wytrzyma wszystko. Na pewno przetrwa – powtarza twierdząco Aleksander. Tak, jakby modlił się za tych wszystkich, którzy jeszcze pozostają w schronie, przezwyciężając mrok i własny strach.
Budynek Drohobyckiego Teatru imienia Jurija Drohobycza może pomieścić jeszcze 15 osób. Dyrektor Mykoła Hnatenko wierzy w to, że innym aktorom z Siewierodoniecka uda się tu przyjechać. W tym celu specjalnie urządzono nowy pokój, który przed wojną służył jako magazyn rekwizytów teatralnych.
– Tak siedzisz sobie tutaj. W wolnych chwilach wybierasz się na spacer po mieście. Chodzisz pół godziny i znowu jest źle. I tu jest źle, i tam jest źle. Moralnie. Bo nie wiesz, jak wyciągnąć spod ostrzałów tych, którzy tam pozostali. Boisz się o swoich bliskich. Nie wiesz, jak pomóc. Pozostajesz bezradny. Czujesz się winny. – Aleksander spuszcza głowę.
Świetlica, w której mieszka rodzina aktora z Siewierodoniecka, prowadzi od razu na kameralną scenę teatru. Pachnie tu świeżą farbą. Ściany są ciemne. Tylko odgłos szurania ludzkich stóp zakłóca tę grobową ciszę. Ktoś nagle odsłania czarną zasłonę, a stamtąd wdziera się dzienne światło. Wypełnia sylwetki trzech osób, które ze smutkiem spoglądają na teatralną przestrzeń. Oni wierzą, że wkrótce będą mogli zagrać nową sztukę razem z całym zespołem ługańskiego teatru. Będzie ona o wojnie. I o historii każdego z nas.
Eva Rajska
23 marca 2022
Kultura Enter
Nr 1 (105) 2023