Strona główna/ROZMOWA. Kobiety mają wielką siłę, tylko jeszcze tego nie wiedzą

ROZMOWA. Kobiety mają wielką siłę, tylko jeszcze tego nie wiedzą

ROZMOWA. Kobiety mają wielką siłę, tylko jeszcze tego nie wiedzą
R
ozmowa z muzyczkami z zespołu Les Amazones d’Afrique

Amazonki z Afryki, bo tak w dosłownym tłumaczeniu brzmi nazwa zespołu, to kolektyw muzyczny stworzony przez kobiety dla kobiet. Zadebiutowały w 2017 roku albumem „Rèpublique Amazone”, którego premiera odbiła się szerokim zarówno na rynku muzycznym jak i międzynarodowej arenie społecznej. Kolejna płyta, „Amazoines Power” tylko ugruntowała ich pozycję. W projekt na przestrzeni czasu włącza się coraz więcej artystek, a Amazonek jest coraz więcej. W swojej sztuce bezkompromisowo piętnują terror uderzający w kobiety – zarówno w Afryce, jak na całym świecie: silny system patriarchalny, przemoc na tle seksualnym, brak dostępu do edukacji, aranżowane małżeństwa, przymus milczenia, czy groźba FGM – okaleczenia narządów płciowych. Po koncercie muzyczki opowiadały szeroko o swoim głośnym i dobitnym przekazie, jak również o współpracy z fundacją doktora Denisa Mukwege’a, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, lekarza ginekologa pomagającego kobietom dotkniętym przemocą seksualną i działającego na rzecz praw kobiet. „To nie setki takich przypadków, to nie tysiące, to są miliony kobiet”, mówiła Fafa Ruffino, by uzmysłowić słuchaczom rozmiar tragedii, która dzieje się codziennie. Dochody finansowe z koncertów Amazonek są przekazywane na działalność fundacji.

W ubiegłym roku Lublin odwiedziły Mamani Keitä, jedna z założycielek – trzonu kolektywu, Ahouèfa „Fafa” Ruffino oraz Tiguidanké „Niariu” Diallo. Trzy pokolenia kobiet śpiewających jednym głosem poderwały z krzeseł publiczność zgromadzoną w Centrum Kultury swoją energią.

Anna Viljanen: Zacznijmy od muzyki – bo to zdecydowanie pierwsza, najbardziej zewnętrzna warstwa waszej sztuki. Widzę tu mnóstwo instrumentów, bardzo egzotycznych z mojego punktu widzenia, zupełnie tutaj nieznanych… Szczególnie interesuje mnie kora – czy to prawda, że przez wieki granie na niej było dozwolone wyłącznie dla mężczyzn?

Fafa Rufino: Tak, historia kory jest dość prosta, odwołuje się do niej nasz singiel I play cora. Ta piosenka opowiada o Madinie, kobiecie, która wbrew zasadom i tradycji zaczyna grać na tym instrumencie – po jakimś czasie zauważa, że im dłużej gra, tym bardziej zaczyna tracić wzrok. Mijał dzień za dniemi w końcu zapłaciła najwyższą cenę – stała się niewidoma. Madina ostro wystąpiła przeciwko tradycji, prawu i dała ogromny, mocny przykład innym kobietom w kraju – obecnie kora jest już dostępna dla kobiet, mnóstwo młodych dziewcząt obecnie uczy się na niej grać.

Ale ona sama zapłaciła wysoką cenę… A co z amazonkami, od których zaczerpnęłyście nazwę? Inspirowałyście się jakąś miejscową legendą, baśnią, mitologią, a może one istniały naprawdę?

FR: Istniały, jak najbardziej! Amazonki były wojowniczkami z Benin, państwie nad Zatoką Gwinejską, skąd pochodzi Mamani.

Niariu Diallo: Amazonki to nie mit, naprawdę żyły. W dawnych czasach, kiedy Benin był jeszcze królestwem Dahomej, królestwem ludu Fon, istniała w nim jednostka wojskowa, gdzie jako żołnierze służyły wyłącznie kobiety. To właśnie je nazywano Amazonkami i nimi się zainspirowałyśmy.

Czyli to nie mit! Ale skoro już jesteśmy przy Amazonkach, kobietach-wojowniczkach… Wasza sztuka nie może być odbierana w oderwaniu od niezwykle silnego przekazu, który wybrzmiewa z każdego utworu. Śpiewacie głośno i dobitnie opowiadając się po stronie kobiet nie tylko z Afryki, ale i z całego świata. Chciałabym zapytać was teraz – nie jako zespół, ale jako kobiety – czy był jakiś konkretny moment w waszym życiu, w którym poczułyście mocno, powiedziałyście sobie: nie, dosyć tego, muszę coś z tym zrobić, muszę zacząć działać? Jak to się stało, że trafiłyście do Amazonek, postanowiłyście stać się jedną z nich?

ND: Myślę, że my, kobiety z całego świata, wszystkie mamy swoje własne trudności. Myślę, że u mnie akurat największą rolę odegrała mama – od najmłodszych lat obserwowałam jej walkę. Rosłam i dojrzewałam, otoczona bardzo silnymi kobietami. Nie miałam wyjścia, musiałam zostać feministką! (śmiech)

Masz to we krwi! (śmiech)

ND: Tak, dokładnie! Prawda jest taka, że jeśli jesteś kobietą w Afryce – jesteś feministką. Po prostu, nie da się inaczej. Wiem, że dla reszty świata może być to nie do wyobrażenia, że mają o nas, Afrykankach, zupełnie odmienne przekonanie, ale my w tym wyrastamy. Kiedy system jest tak patriarchalny i skierowany przeciw kobietom, to jest bardzo ważne, by walczyć. Wyrastałam obserwując tę walkę wokół mnie. Każda z nas ma swoją historię, a Amazonki to projekt, który nas zjednoczył.

Zawsze, kiedy dialog wywiązuje się pomiędzy kobietami i mówimy o feminizmie, zastanawiam się – a jaka jest w tym wszystkim rola… mężczyzn? Czy to tylko „nasza” rzecz, czy powinnyśmy zapraszać również ich do dialogu? Kobiety już robią wiele – a co mogą zrobić oni, by idea stała się rzeczywistością?

FR: Taaak, mężczyźni powinni być zapraszani do dialogu… Bo jak my ich nie zaprosimy, to oni się sami zaproszą… (śmiech) Wiesz, tak właściwie cały projekt Amazonek, jak również ich pierwszy album, który okazał się gigantycznym sukcesem, został zapoczątkowany w Mali przez same kobiety: Mamani właśnie, Mariam Doumbia, Kandia Kouyaté, Mariam Koné, Rokia Koné, Angélique Kidjo, Nneka, Massan Coulibaly, Madina N’Diaye, Madiaré Dramé, Mouneissa Tandina, Pamela Badjogo… Mózgiem całego przedsięwzięcia była także kobieta, francuska producentka Valèrie Malot, ona miała „markę”, rozumiała ideę, dzięki niej Mamani i cała reszta mogły „pójść na wojnę” – wojnę przeciw tej całej przemocy, niekończącym się nadużyciom… To nie chodzi tylko o afrykańskie kobiety, nie – nazywamy się Les Amazones d’Afrique – Afrykańskie Amazonki, ale nasz przekaz jest bardzo uniwersalny, to nasza wspólna, ogólnoświatowa sprawa. Cztery lata temu te kobiety zdecydowały, że idą na wojnę. I kiedy to się stało, kiedy wystartowały i zrobiło się o nich głośniej, zaczęły otrzymywać telefony z całego świata. Dzwoniły piosenkarki z najprzeróżniejszych krajów – i one nie chciały pieniędzy za swój udział, one chciały dołączyć swój głos, stać się częścią tej sprawy. Wejść na scenę i coś powiedzieć – bo tutaj do powiedzenia jest naprawdę dużo…

Co do samych mężczyzn… Nie możemy przecież żyć bez mężczyzn. Oni przecież są częścią naszego świata, to jasne. Ale jeśli odwołamy się znów do amazonkowego projektu – cóż, to mężczyźni przyszli do nas, to oni poprosili: hej, możemy dla Was grać? Możemy wyprodukować wasz koncert? (śmiech) Sama zobaczysz, gdy wejdziemy na scenę – nasz zespół to sami mężczyźni (przyp. aut.: Franck Baya – perkusja, Salif Kone – gitara, Nadgib Benbella – turntable/serato). Nie możemy się oddzielać, nie możemy budować nowego świata, separując się od siebie nawzajem. Musimy być razem! Ale jest tak dużo rzeczy, ukrytych, które musimy, wiesz… Załatwić same.

ND: W albumie jest pewien wkład mężczyzn, to prawda, ale myślę, że jego głównym sensem i celem jest uzmysłowienie innym: chcemy, żeby przemoc wobec kobiet się skończyła, czasem same nie jesteśmy wystarczająco zjednoczone! Mężczyźni mogą przystąpić do dialogu, lecz najpierw musimy same ustalić pewne sprawy, które pozostają nieprzerobione

W swojej sztuce kładziecie duży nacisk na patrzenie na świat oczami różnych pokoleń – babć, matek i córek. Jak zdefiniowałybyście role, które w dzisiejszych czasach mają wobec siebie te trzy generacje? Każda z nich ma swoją własną perspektywę, wiedzę, doświadczenia – jak się nią dzielić z innymi kobietami ze swojej rodziny?

FR: Wiadomo, że zawsze będą jakieś międzypokoleniowe spięcia, nieporozumienia – to zupełnie naturalne, tak działa świat. Myślę jednak, że kluczowym zadaniem między generacjami jest zdecydowanie edukacja. To jest główna, najsilniejsza linia porozumienia. Powinnaś iść do szkoły, ba, musisz iść do szkoły, dać sobie szansę. Babcie nauczą matki, matki córki, córki wnuczki… Pierwsza linia tej edukacji będzie zawsze w domu. Drugim ważnym elementem jest na pewno komunikacja – to są dwa elementy spajające, jednoczące. Bo musimy być razem, działać wspólnie. Inaczej nic nie zdziałamy.

ND: Sądzę, że w tej kwestii przemawia na naszą korzyść fakt, że mamy wśród kobiet zaangażowanych w projekt naprawdę zróżnicowany przekrój wiekowy, mamy wgląd w wielopokoleniową perspektywę. Czasem i my mamy pewnie nieporozumienia – bo każda z nas ma za sobą zupełne inną historię, inne rzeczy przekazała jej matka, babcia… Ja na przykład urodziłam się i wychowałam się już we Francji, dokąd przyjechali moi rodzice. Mamy różne historie, naprawdę trudno na nich zbudować komunikację. Ale to, co nas łączy to wspólne wartości – i właśnie ta „edukacja adaptacji”: moja mama otrzymała coś od swojej babci, potem musiała zaadaptować swoje doświadczenia z innego kraju, by przekazać je mnie i tak samo ja będę musiała zaadaptować swoje, by przekazać je córkom.

Rzeczywiście wszystko przecież zaczyna się w domu… Wrócę jeszcze na moment do tej uniwersalności waszego przekazu – jaki więc waszym zdaniem jest jeden najpoważniejszy, najbardziej nurtujący problem dotykający kobiety na całym świecie?

FR: Przemoc, zdecydowanie przemoc – i między mężczyzną a kobietą i między kobietą a kobietą. I mam tu na myśli także małe dziewczynki, tak jak to ma miejsce na przykład przy FGM. Te kobiety po prostu ślepo podążają za tradycją, nie okaleczają się z jakichś wewnętrznych pobudek. Tutaj znów kluczem jest, edukacja – młodym chłopcom wystarczyło pokazać raz w szkole film o tym, na czym obrzezanie kobiet tak naprawdę polega, co tam się dzieje – wtedy już wiedzieli, jakie szkody wyrządza się ich siostrom, dziewczynom, koleżankom. Dopiero kiedy człowiek jest uświadomiony, może sam zdecydować i podjąć walkę. A mała dziewczynka przecież kiedyś będzie kobietą…

Ponieważ projekt jest skupiony głównie na kobietach, możemy piętnować sytuacje, kiedy kobiety czasem zupełnie nie wspierają się nawzajem. A przecież na całej planecie jest więcej kobiet niż mężczyzn, w Afryce przypada nas pięć na jednego faceta. Dlaczego więc, chociaż jest nas tak dużo, nie możemy po prostu wstać i raz na zawsze zakończyć to wszystko? Bo nie działamy razem. Nie mówimy tym samym językiem, nie współpracujemy. Jednym ze sposobów na zmianę tego stanu rzeczy jest po prostu pozwolić małym dziewczynkom iść do szkoły. Dać im szansę, by mogły się uczyć – zauważ, mimo tej naszej „przewagi” wciąż w wielu krajach jest więcej chłopców w szkołach. Często wręcz zdecydowanie więcej. Zaś one muszą się uczyć, żeby mogły potem MÓWIĆ. My nie jesteśmy w tej kwestii wolne. W Afryce rzeczy mają się tak: jeśli jesteś dobrą, grzeczną dziewczynką – siedzisz CICHO. Buzia na kłódkę. Grzeczna dziewczynka, a potem dobra żona, siedzą CICHO. Powie ci to mama, powie ci to babcia, kiedy jesteś w towarzystwie, w którym są mężczyźni masz być cicha, nieśmiała, nie odzywać się…

Czuję irytację, słuchając o tym!

FR: I powinnaś się czuć! Sama zobacz: postaw się w roli małej afrykańskiej dziewczynki, spróbuj sobie to wyobrazić. Ona chce mówić, ale nie może od najmłodszych lat, bo natychmiast babcia ją uciszy. Masz być grzeczna, bo będziesz ŻONĄ! A dobra żona nie mówi. Jeśli chcesz coś powiedzieć swojemu mężowi, musisz poczekać, aż nikogo nie będzie w pobliżu. To nie jest nic dobrego! I dziewczyny, a później kobiety, czują się zwyczajnie sfrustrowane. Ale co mają zrobić? Społeczeństwo za nie decyduje. To się wtedy nigdy nie skończy, jak metafora węża zjadającego własny ogon. Można tak w nieskończoność. Ale my możemy zatrzymać to szaleństwo, to nasza rola.

ND: A tam, gdzie jest przemoc, tam są i traumy – i każda kobieta dźwiga swoją własną traumę, przekonana o swoim osamotnieniu. W ogóle ta zmiana zachowania przy mężczyznach, o której mówiła Fafa, to bardzo powszechne zjawisko. W mojej rodzinie jest pełno kobiet, bardzo energicznych, żywych – ale wtedy, kiedy są same. W towarzystwie zachowują się znacznie ciszej, wręcz nieśmiało.

Jak zupełnie inni ludzie.

ND: Tak, i całe życie musisz utrzymywać taką podwójną tożsamość, dwie twarze…

Strasznie męczące i irytujące.

FR: Szalone! Musisz się nauczyć jak być dwoma osobami w tym samym czasie – tą, kiedy jesteś sama za zamkniętymi drzwiami i tą drugą. Nie chcesz być hipokrytką, ale w pewien sposób jesteś, bo cały czas grasz… Myślę, że byłam jedną ze szczęściar. Moi rodzice byli bardzo otwarci, postępowi. Moje życie było znacznie prostsze niż na przykład mojej mamy, zapewniam cię. Moja babcia była tak małomówna, że potrafiła nie odzywać się trzy dni pod rząd! Oni nawet nie pamiętali dźwięku jej głosu. I jaki wzorzec miała moja mama? Właśnie taki… A mój dziadek był wspaniałym człowiekiem, to nie tak, że on wymagał tego od babci. Tak po prostu było…

Więc twoja mama wykonała naprawdę ciężką pracę… Bardzo odważna kobieta!

FR: Tak, musiała być taką. Musiała być feministką, ekstremistką wręcz. Tak samo moje ciocie, kuzynki… W takim środowisku dorastałam. I mam świadomość, że zawdzięczam moje obecne życie rodzicom, bo oni utorowali mi drogę, otworzyli drzwi.

ND: Niektóre kobiety jednak nie przerywają tej linii – tak ja na nie ktoś kiedyś naciskał, tak one naciskają na swoje dziecko, kontynuują ją. Rolą kobiet jest przerwać ten cykl. U mnie było tak samo – moja mama wiele przeszła. Ale ma i zawsze miała bardzo otwarty umysł – nawet, jeśli ma w głowie jakieś elementy ze „starej” tradycji, złe wspomnienia, to i tak potrafi to przezwyciężyć. Tam, skąd pochodzi, aranżowane małżeństwa są na porządku dziennym – a ona obiecała nam, że nigdy nas nie zmusi, nie chce tego dla nas. Możemy umawiać się i wyjść za mąż za kogo chcemy, to będzie nasza decyzja. A powiem Ci, że mój tata tego nie podziela… To mama nieprzerwanie i wytrwale walczy o to każdego dnia, o wolność.

FR: Kobiety już teraz mają w sobie siłę. One po prostu jeszcze o tym nie wiedzą. Jesteśmy autentycznie po wieloletnim praniu mózgu przez mężczyzn. Nie wiem, kto to zaczął, może jacyś przodkowie, którzy uznali, że kobiety są im potrzebne, nie mam pojęcia – ale to trwało i trwa latami, wiekami. I kobiety dały sobie to wmówić. Zobacz, nawet w Biblii tak jest – kobieta jest stworzona z CZĘŚCI mężczyzny!

ND: W wielu kulturach, i w europejskiej utrwaliło się, że to kobieta siedzi w domu i zajmuje się dziećmi, a mężczyzna pracuje. A w dzisiejszych czasach widzimy wyraźnie – ona potrafi zrobić to wszystko sama! Pracuje, wychowuje dzieci, dba o dom, realizuje się…

FR: I właśnie dlatego kobiety muszą sobie z tej swojej mocy znać sprawę.

Walczycie nie tylko ze stereotypami na temat kobiet, ale i na temat Afryki – dla wielu chyba najbardziej egzotycznej, tajemniczej części świata, jaką mogą sobie wyobrazić. Dużo podróżujecie, więc macie szerszą perspektywę– jaki jest według was najczęściej powielany stereotyp?

FR: No cóż, ludzie myślą, że w Afryce się żyje na drzewach… Na litość Boską, to jest ogromny kontynent, multum krajów!

ND: Nasze pokolenie jest właśnie tym łamiącym stereotypy. Tak jak system uczył kobiety, że są czymś „gorszym” niż mężczyźni, tak świat uczył Afrykańczyków, że są czymś „gorszym” niż reszta świata.

FR: I bądź tu jeszcze do tego wszystkiego kobietą! Podwójne nieszczęście. To, co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas podróży, to fakt, że ludzie nie dopuszczają do siebie myśli, że z Afryki może pochodzić postęp. Kiedy widzą w telewizji czarnoskórego, który opowiada o jakimś wynalazku, aplikacji lub odkryciu automatycznie myślą, że to potomek emigrantów mieszkający na przykład w USA.

ND: Tak, progres nie może pochodzić z Afryki! Ludzie bardzo mało o niej wiedzą. Zobacz, nawet Ty myślałaś, że Amazonki to mit, legenda – a to czysta historia, nasza historia. Ona została wymazana. A mamy gigantyczne kulturowe dziedzictwo, i to nie tylko muzykę. Warto o to wszystko walczyć.

Z Les Amazones d’Afrique rozmawiała Anna Viljanen

 

Tiguidanké Diallo – pseud. Niariu,jest artystką multidyscyplinarną, muzyczka, autorka tekstów. Jest członkiem grupy muzycznej 9Di9, utworzonej w grudniu 2018 r. Na jej sztukę duży wpływ ma jej matka, która jest ważną postacią społeczności Gwinei Fulani we Francji.

Fafa Rufino – jej fascynacja muzyką sięga babki z Ghany, słuchając jej magicznego głosu, otoczonego przez braci, gdy byli dziećmi. Kiedy dorastała, doskonaliła swoje umiejętności wokalne na scenie muzycznej w Kotonu w Beninie, a wreszcie na scenie międzynarodowej z takimi gwiazdami jak Mory Kanté, Lionel Richie, Faada Freddy, Hank Jones, Archie Shep, Cheick Amadou i wiele innych. Fafa ma głos, który łączy duszę i gospel z tradycyjną muzyką Afryki, odzwierciedlając kulturowy tygiel między Nigerią, Beninem, Burkina Faso i Ghaną.

Anna Viljanen – freelancerka, dziennikarka, recenzentka. Prowadzi geek-lifestyle’owego bloga Inkoholiczka (https://inkoholiczka.wordpress.com). Publikowała m.in. w Dzikiej Bandzie, Lubimy Czytać, Finland Today, Label Magazine, Sofie, czy Gościu Niedzielnym. Viljanen to pseudonim, który ma korzenie w fascynacji językiem i kulturą Finlandii.

*Artykuł był zapowiedzią numeru tematycznego KOBIETA. Powstał podczas zeszłorocznego Festiwal Tradycji i Awangardy Muzycznej KODY, który jak zwykle ściągnął do Lublina arcyciekawych wirtuozów w swoich dziedzinach, odważnych pionierów, żyjących ideą i urzeczywistniających ją bezkompromisowo w swojej sztuce. Podczas tej edycji usłyszeliśmy „kamienną”, surową muzykę Stone Alphabet, hipnotyczny gruziński śpiew Anchiskhati Ensemble w elektroniczno-saksofonowym towarzystwie Redo Kiknadze, koncert symultaniczny awangardy totalnej w wydaniu Hashtag Ensemble oraz improwizację na wiolonczelę Macieja Krzyżanowskiego, oprawą tradycyjnej, zaś już dla KODÓW potańcówki zajęła się ukraińska US Orchestra. Jednak zdecydowanie artystami oczekiwanymi z największą ekscytacją przez publikę, wisienką na torcie składu tegorocznej edycji okazały się Les Amazones d’Afrique.

Kultura Enter 2020

 

Les Amazones d'Afrique. Fot. udostępnione przez zespół.

Les Amazones d'Afrique. Fot. udostępnione przez zespół.