TEATR. Ciche rozmowy
Fragment z nowo powstałej sztuki Olgi Maciupy pt. Serafima i serce z kamienia. Bajka ludowa.
Prezentowana część jest całkowicie oparta na prawdziwych historiach. Sama autorka zdradza kulisy swojej pracy badawczej: „Brałam pod uwagę nie tylko okoliczności akcji <Wisła>, nie tylko historię Ukrainek. Miejscowości, jakie się tu pojawiają to: Legnica, Zamienice, Biały Bór, Przemyśl i różne wsie w Bieszczadach. Kładłam akcent na doświadczenie kobiet, ich wspomnienia z czasów powojennych, przymusowych przesiedleń. Udało mi znaleźć kilka kobiet, które miały ponad 90 lat. Ich zapamiętane historie, z konkretnych wsi, nazwałam cichymi rozmowami. Moje bohaterki zaczynały zazwyczaj otwierać się i opowiadać po trzeciej godzinie nagrań. Wybrałam przykłady najbardziej dramatyczne, a jedną historię usłyszałam od swojej cioci i babci”.
Scena 3
Narodziny Serafimy
Królowa siedzi z małą córką na rękach.
KRÓLOWA: Zebrałam mgłę do torby i daruję ją tobie. Przyda ci się. Opowiem ci nie swoją historię. Jeśli mówimy nie swoim językiem, nie wiemy, czy dom możemy uważać za swój, to czemu nie mogę opowiedzieć nie swoją historię? Wiesz, były czasy, kiedy nie mogłam cię zostawić. Miałam ciężką chorobę. Lekarz powiedział, żebym urodziła dziecko i choroba się wyleczy. Taka dziwna recepta. Na co odpowiedziałam, że nie mogę, bo w tych czasach nie było czym karmić dziecko. Nie było chleba. Ja już miałam dzieci, dwóch synów. Nie było gdzie żyć. Wszyscy byśmy poumierali. Cała rodzina krzyczała: jakie dzieci!? Przesiedlili nas, nie mieliśmy za co żyć. Pola nie posadziliśmy. Kasza kukurydziana przez cały rok była na stole. Do tej pory jej nienawidzę. Lekarz powiedział, żebym oddała jemu to dziecko, bo oni z żoną byli bezdzietni. I się zgodziłam. Jak doszło do porodu, jednak zrozumiałam, że nie oddam. Nie mogłam. Żona lekarza poszła do świętej Paraskewii i powiedziała, że nie dotrzymałam słowa. Ona bardzo chciała dziecko, a ja już miałam dwóch synów, a przecież nie powiedziałam ci, dlaczego rodzina była przeciwko córce. Święta Paraskewia przyśniła mi się i powiedziała, że zrobiłam zły wybór, ale jest on mój. To był mój wybór, ale ta historia to nie jest moja historia.
Opowiem ci drugą historię. Dawno, dawno temu, jeśli bym cię urodziła bez ślubu, obie nie mogłybyśmy żyć dalej na świecie. Urodziłam cię. Nie powiedziałam od kogo. Rodzice mnie wygnali z domu. Siedziałam przy kapliczce Matki Boskiej i płakałam przez trzy dni. Dzieci chodziły do szkoły. Czasami przynosiły mi mleko i chleb. Ich rodzice żałowali mnie. Coś ludzkiego było w tych ludziach. Czasami. Bolało. Ty zmarłaś po trzecim dniu. A mnie już nie było, nikt już mnie nie widział. Nikt nie wiedział, gdzie ja jestem. To chyba też nie jest moja historia. Etnolodzy, którzy zbierali folklor w wieku XIX i na początku XX, nie brali pod uwagę takich historii, bo rozmawiali z mężczyznami, którzy nie widzieli potrzeby w przypominaniu takich faktów. Pokazywali swoje milczące żony, które nakrywały do stołu gościom i wyglądało to tak, że te kobiety tylko chroniły ogniska domowe. Takie piękne matki z dzieciakami. To nie prawda, że tylko z dzieciakami, przez cały dzień pracowały ciężko w polu. Musiały. Nikt nie pytał kobiet, co odczuwają, jak im się żyje. Ich historie były obce. Ich historie leżały ukryte głęboko, jak w studni. A jeszcze opowiem historię nie o swoim ojcu. Nas było trzy córki i syn. Miałam dwie siostry i brata. Ojciec najwięcej lubił brata. Tylko brat mógł chodzić do szkoły, a my z siostrami miałyśmy pracować w polu i w domu. Wtedy – prawie sto lat temu – było dużo roboty w domu i w polu. Poszłam do szkoły i mama mnie po cichu wspierała. Jednego dnia do ojca przyszedł jakiś przyjaciel. I mama nakrywała do stołu, jak zawsze milcząc. I ten przyjaciel zapytał, czy ci nie wstyd, że twoja córka chodzi do szkoły? Ludzi mówią we wsi. Oni się tak nerwowo śmiali. A potem, jak ten gość sobie poszedł, ojciec wziął takiego kija i bił mamę, mnie i siostry. Ze złości zabił psa. Ja dalej chodziłam do szkoły. Przydało mi się w życiu. Nie musiałam tak ciężko pracować, jak inne kobiety, zostałam księgową. Pamiętam oczy tego psa. To też nie jest moja historia. Mam nadzieję, że żyjesz w innych czasach. I będziesz mogła opowiedzieć swoją historię. Ja swojej nie mam, mimo że jestem królową.
Jednego dnia siedziałam w domu. W piwnicy byli upowcy, a na strychu Żyd. Przechowywaliśmy ich. Nie było wyjścia. Przyszli Niemcy, szukali Żydów. Matka pomyślała, że koniec, zginiemy. W jeden moment spódnica trafiła pod żarna. Matka nie miała majtek. Jedna ona na podwórku z tą pszenicą z gołą pupą, ja kąpię się w balii i kilka żołnierzy patrzą na matkę. Chwila wstydu. Zaczęli się śmiać. Pomogli jej z tą spódnicą. Zawstydzili się trochę, już nie poszli na strych. Nasz Mosze został uratowany, a my z nim. Później, podczas okupacji radzieckiej nosiłam jedzenie do lasu upowcom. Bałam się. W końcu NKWD zrobiło obławę. Jeden z chłopaków przyznał się, że to ja niosłam im jedzenie, wydał wszystkich. Zostałam aresztowana. Mosze pracował w NKWD. Postarał się, abym wyszła z więzienia, ale pod warunkiem ucieczki, musiałam jechać.
Pojechałam do cioci, ukrywałam się tam, pomagałam jej jako pracownica domowa. Zakochałam się w ich synu. Wyszłam za mąż. Przez to, że oni byli kułacy, wysiedlili ich do Irkucka, i mnie razem z nimi. Urodziłam tam swoje dziecko. Ocalałam. Po raz kolejny. Moich rodziców wysiedlili do Chersonia, do stepu. Nie miałam gdzie wracać. Jak się wszystko skończyło, pojechałam do Izraela, mieszkałam u Mosze i jego żony. Piszemy do siebie listy. To nie jest moja historia, ale rzeczywiście nie miałam gdzie wracać.
Jeszcze jest taka nie swoja historia. Byliśmy pod ziemią. W kanalizacji. Przechowywaliśmy się. Nasz przyjaciel Polak przynosił nam jedzenie i jednego dnia urodziłam dziecko. Nie zobaczyło światła. Udusiłam go. By uratować całą rodzinę.
I jeszcze… Robiłam aborcję. To miało być ósme dziecko. Mój mąż gwałcił mnie, kiedy mu się chciało i nie obchodziły jego te cykle i te dzieci. Trzeba było ciężko pracować w polu, bo wszyscy pozostałe dzieci umarłyby. Miałam odwagę, bo nie wiem, czy bym urodziłam. Przyszła jakaś babka, dała mi jakieś śmierdzące zioła i polazła mi do środka. Zmarłam po kilku dniach. Dzieci zostały same. Mąż poszedł do młodej sąsiadki, która miała tyle lat, co jedna z moich córek. Wykarmiła najmłodszego syna, który miał 2 lata. U sąsiadki, do której odszedł mąż, zginęło dziecko. Udusiła go, przez przypadek – piersią. Zasnęła po ciężkiej pracy. I ona straciła rozum. Znienawidziła moje dzieci, a mężowi było wszystko jedno, czy jego dzieci żyją. Jeszcze chodził i kradł im siano. Moim córkom i synom, które same się wychowywały – siedmioro.
Historie można kontynuować. Przez aktorów itp…
Scena 4
Przylatują rajskie ptaki
RAJSKI PTAK 1: Czy ty jesteś normalna? Cholera twoja jasna!
RAJSKI PTAK 2: Co ty ode mnie znowu chcesz?
RAJSKI PTAK 1: Ty cały czas rodzisz same dziewczynki. Czy ci nie wstyd?
RAJSKI PTAK 2: Ale co ja mam robić? To nie ode mnie zależy.
RAJSKI PTAK 1: A od kogo? Normalnym, porządnym kobietom Bóg daje synów, a takiemu śmieciu, jak ty – same córki. Brzydkie męczenniczki. Co z nimi robić, jeden kłopot w życiu – i tak muszą odejść.
RAJSKI PTAK 2: W czym są córki gorsze?
RAJSKI PTAK 1: Bo ty się nie odmawiałaś tych modlitw, o których ci mówiłam. Nawet nie otwierałaś tej książki, ja specjalnie przepisałam tobie, nie modliłaś się do świętej Paraskewii.
RAJSKI PTAK 2: A widzisz – Paraskewia urodziła się kobietą i została świętą, nie jest aż tak źle.
RAJSKI PTAK 1: Co ty, kurwa, mówisz? Jak ci nie wstyd?
RAJSKI PTAK 3: Zostawcie. Tak wyglądała wszechobecna scena relacji pomiędzy matką a córką lub pomiędzy teściową a synową. Takie rozmowy nadal istnieją w krajach, gdzie kobiety nie są traktowane podmiotowo. Taka sytuacja odbyła się pomiędzy babcią a matką królowej w tej wsi. Jednak – ta nieszczęsna córka została królową i znowu urodziła córkę. Jeśli mieszkałaby kilkadziesiąt lat temu, miałaby podobną rozmowę, ale ani matka, ani teściowa już nie żyją.
RAJSKI PTAK 2: Królowa zjadła bardzo dziwne jabłuszko.
RAJSKI PTAK 3: A może w ogóle nie jadła żadnego jabłuszka?
RAJSKI PTAK: Co ty pierd…. Przepraszam.
RAJSKI PTAK 2: Królowa zjadła jabłuszko, które rosło po wschodniej stronie.
RAJSKI PTAK 3: (ironicznie) Na które popołudniowe słońce kładło cień ze
wschodniej strony.
RAJSKI PTAK 1: W każdym razie było to niezwykłe jabłuszko. Dziwne jabłuszko. Jego jakby jabłoń nie urodziła.
RAJSKI PTAK 2: Nie powinna była ona go zjeść, miała zjeść inne.
RAJSKI PTAK 3: Król się ucieszył i dzisiaj w królewskim ogrodzie będzie święto.
RAJSKI PTAK 1: Tego jabłuszka ona nie miała zjeść, bo było przeznaczone dla kogoś innego.
RAJSKI PTAK 3: To było przeklęte jabłuszko.
RAJSKI PTAK: 2: Okazuje się, że historia może się powtarzać.[…]
Olga Maciupa
„Ciche rozmowy” to opowieści kobiet, z którymi były przeprowadzone wywiady w 2018–2019:
Kateryna Maślanik (1929) – ur. w. Łodyna, została wysłana do obozu w Irkucku, mieszka w Legnicy.
Rozalia Maciupa– ur. 1931 we wsi Wańkowa, w ramach Akcji „Wisła” została przesiedlona do Pieniężnicy w województwie Zachodniopomorskim.
Teodozja Wołoszyn – ur. we wsi Huzele (obok Leska) – podczas II wojny światowej z rodziną przechowywała się w Bielsko-Białej, później wróciła do rodzinnego domu.
Jarosława Dyko-Sereda, ur 1933 w Birczy, wysiedlona do Człóchowa we województwie Pomorskim.
Iryna Kowalczuk, ur. 1968 r. we wsi Koniuchiw obok Stryja (Ukraina).
Maria Hodowaneć, ur. 1944 w Horosnie ob. Iwano-Frankowski (Ukraina).
Anna Federbusch-Ophir (1918 – 2003) z Tarnopola.
A także:
Anna Federbusch-Ophir, Z Galicji do Galilei: dzieje mojego życia, Warszawa 2009.
Wspomnienia Krystyny Chiger ze Lwowa.
Kultura Enter
2020/01 nr 92