Strona główna/ROZMOWA (TRADYCJA ŻYDOWSKA). Archeologia pamięci przeciwko zniszczeniu

ROZMOWA (TRADYCJA ŻYDOWSKA). Archeologia pamięci przeciwko zniszczeniu

ROZMOWA (TRADYCJA ŻYDOWSKA). Archeologia pamięci przeciwko zniszczeniu. Rozmowa z Agnieszką Hudzik i Lotharem Quinkensteinem – redaktorami niemieckiego wydania eseju Oko cadyka Władysława Panasa

Tłumacz Lothar Quinkenstein na targów książki w Lipsku - przy stoisku Röhrig Universitätsverlag (niemiecki wydawca "Oka cadyka" ).

Tłumacz Lothar Quinkenstein na targach książki w Lipsku – przy stoisku Röhrig Universitätsverlag (niemiecki wydawca „Oka cadyka” ). Fot. Stefan Wirtz.

Aleksandra Zińczuk: Jak się rozpoczęła wasza przygoda z twórczością Władysława Panasa?

Agnieszka Hudzik: Pochodzę z Lublina, miałam przyjemność poznać profesora Panasa osobiście. Mój ojciec przyjaźnił się z nim, studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i zawsze wspomina, że nie mógł dostać się na owiane już wówczas sławą zajęcia z poetyki, które prowadził Panas – zbyt wielu było chętnych. W szkole średniej zaczęłam interesować się prozą Brunona Schulza, nawet na maturze pisałam wypracowanie o motywie małego miasteczka w jego opowiadaniach. Teksty Panasa o Schulzu były dla mnie niezwykle ważne i inspirujące. Poza tym od wielu lat współpracuję z Ośrodkiem „Brama Grodzka – Teatr NN”, instytucją, która zajmuje się m.in. pamięcią i polsko-żydowską historią przedwojennego Lublina. Jak wiadomo w latach 90. Panas był jednym z najważniejszych twórców mitologii tego miejsca – Bramy. Oczywiście – także „nowej” mitologii Lublina.

Lothar Quinkenstein: Niestety, nie miałem okazji zapoznać się z Władysławem Panasem osobiście, czego bardzo żałuję. Znam go tylko poprzez jego teksty. Pierwsza książka Panasa, na którą natrafiłem, była „Księga blasku. Traktat o kabale w prozie Brunona Schulza”. Książka ta otworzyła przede mną całkowicie nowe horyzonty, na nowo też obudziła mój zachwyt Schulzem. Więcej, mogę powiedzieć, że dopiero lektura tej książki prowadziła mnie na prawdę do Schulza, i tym samym do wielkiej przestrzeni myśli, która stała się dla mnie coraz ważniejsza. Po lekturze „Traktatu” zacząłem się na przykład interesować tekstami Abrahama Joszuego Heszela, które z kolei również rozjaśniły mi swoim niesamowitym „blaskiem” świat Schulza. Zawdzięczam profesorowi Panasowi bardzo, bardzo dużo. Przede wszystkim… bez tych lektur nie byłbym teraz tutaj.

Podzielcie się wrażeniami towarzyszącymi w tłumaczeniu jego eseju na język niemiecki.

A.H. Z Lotharem poznaliśmy się kilka lat temu w małej galerii sztuki w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg. Lothar zorganizował tam wieczór literacki o Brunonie Schulzu: Dwójka aktorów czytała fragmenty opowiadań z tomów „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium pod klepsydrą”, na ścianach wisiały obrazy inspirowane tymi tekstami, a Lothar rozmawiał z pisarką i literaturoznawczynią prof. Brygidą Helbig o Schulzu i jego „kabalistycznych” interpretacjach. „Schulz jako kabalista nowoczesności” – już sam tytuł spotkania mnie zaintrygował. Pisałam wtedy doktorat na FU o prozie modernistycznej i także intensywnie zajmowałam się Schulzem. W niemieckojęzycznych badaniach nad jego twórczością ten wątek – rozpatrywanie wyobraźni schulzowskiej w kontekście śladów mistyki żydowskiej i Kabały – jest mało znany. Dlatego właśnie Lothar wspomniał o pionierskiej w tym zakresie książce Panasa. Po spotkaniu długo rozmawialiśmy o tym, że warto zapoznać czytelników niemieckich z tą pracą. Z wielu powodów. Nie tylko z uwagi na jej wyjątkowość, lecz także na jej pokrewieństwo, by tak rzec, z niemieckim kręgiem kulturowym. Pamiętajmy, ze Panas odwołuje się przecież do opracowań żydowskiego mistycyzmu niemieckojęzycznego filozofa Gershoma Scholema. Kultowego, by tak rzec, autora – w wymiarze światowym – dla tej tematyki. Łączenie tradycji kabalistycznej z filozofią i prozą początku XX wieku uchodzi w niemieckiej humanistyce za oczywistość, np. książka „Kafka i Kabała” Ericha Grözingera to monografia niemal kanoniczna. Dlaczegóż więc nie miałoby być tak w przypadku Schulza i Panasa? – takie oto zadaliśmy sobie wówczas pytanie. Doskonały pomysł nie był jednak gwarantem natychmiastowej jego realizacji. Bardzo długo szukaliśmy wydawcy, który zechciałby się zainteresować „Księgą blasku”. Jak na razie, sprawa wygląda na niemożliwą do zrealizowania. Książkę trudno jednoznacznie zaklasyfikować – gatunkowo z pogranicza rozprawy naukowej i eseju. A do tego obszerna – jej publikacja w Niemczech wymagała składania dodatkowych wniosków o środki na tłumaczenie – nikt nie dał się przekonać… Dlatego zdecydowaliśmy, że może zamiast tego warto zacząć od krótszego tekstu, który oddałyby specyfikę interpretacji Panasa, wprowadziłby w tok jego myślenia, oddawałby pewną kwintesencję jego rozumowania. Wybór od razu padł na esej „Oko cadyka”! Lothar skontaktował się z zaprzyjaźnionym wydawnictwem Röhrig Universitätsverlag, gdzie wcześniej wydał już swoje dwie książki: mini powieść/opowiadanie „Die Deckelmacher” oraz zbiór esejów o literaturze Europy Środkowowschodniej „Erinnerung an Klara Blum”. Wydawca, Andreas Schorr, przyjął rzecz do druku. Dofinansowanie dostaliśmy m.in. z Uniwersytetu Poczdamskiego, na którym pracuję. Nieocenioną pomoc, szczególnie jeśli chodzi o kwestie ilustracji w książce, otrzymaliśmy od was, redakcji „Kultury Enter”.

L.Q. Książka Władysława Panasa o prozie Schulza i jego esej o Lublinie są bardzo ściśle związane, poprzez wątki mistyki żydowskiej. Esej „Oko cadyka” odnosi się do cadyka Jakuba Izaaka Horowica, „Widzącego z Lublina”, który był słynną postacią kultury chasydzkiej. Drohobycz i Lublin, to dwa miasta, które na mapie myśli leżą jakby tuż obok siebie – czego dowodem jest między innymi ten wspaniały Festiwal Schulza.

Chyba trudno było tłumaczyć książkę o takiej egzystencjalnej treści, która odnosi się do pewnej pustki. O magicznym mieście Lublinie, a więc o mieście, którego faktycznie dzisiaj nie mamy w zasięgu zmysłów.

L.Q. Tak, to tłumaczenie było bardzo trudne. Musiałem poświęcić dużo czasu na każde zdanie, ponieważ chodziło nie tylko o treść, zdania tego eseju są tak pełne energii, długo się głowiłem, jak można to przekładać na język niemiecki – rytm tej narracji, jej dynamikę, jej napięcie. Jest to tekst o niesłychanej sile. Chyba nie znam drugiego tekstu, który by mnie tak dotknął, dosłownie, jak „Oko cadyka”. Lektura tego eseju była dla mnie doświadczeniem fizycznym.

A.H. Wyzwaniem było nie tylko tłumaczenie eseju Panasa: Lothar przygotował przekład, ja sprawdzałam go z oryginałem. Bardzo nam zależało, żeby to było publikacja poważna, w znaczeniu: profesjonalnie dopracowana edytorsko i redakcyjnie – z rozbudowanym komentarzem, wyjaśnieniami, bibliografią uzupełniającą, biogramami osób, wymienionych w tekście, oraz fotografiami. Posłowie miało za zadanie, z jednej strony, umiejscowić całość przedstawionych wydarzeń w kontekstach historyczno-kulturowych, z drugiej zaś scharakteryzować Panasa jako literaturoznawcę. Otworzyć przed czytelnikami wielość perspektyw interpretacyjnych tego eseju, a zarazem – trudne to zadanie dla redaktorów – nie przytłoczyć go akademickością wywodu. Krótko mówiąc, chodziło nam o to, żeby uczynić go zrozumiałym, a zarazem i atrakcyjnym dla obcego czytelnika – możliwie takim samym, jakim jest on dla czytelnika polskiego. Prawdę mówiąc, i od niego Panas także wiele wymaga. Mieliśmy chyba zbyt wiele pomysłów na jedno posłowie, więc napisaliśmy dwa oddzielne. Nawet dość rozbudowane, bo cała książka jest formatu A5 i ma ponad 130 stron. Lothar wprowadza czytelników krok po kroku w całą problematykę, m.in. porządkuje informacje historyczne, zbiera wzmianki o Lublinie dostępne w literaturze niemieckojęzycznej, ukazuje Lublin na tle historii Żydów w Polsce. Wszystkie te tematy są naszym sąsiadom zza Odry słabo znane. Wydaje mi się – nie jest to przesada – że nie ma takiego drugiego tekstu o Lublinie w języku niemieckim. Żartobliwie powiadam, że Lothar powinien dostać za niego honorowe obywatelstwo miasta. Moje posłowie skupia się natomiast na zawartych w eseju Panasa odwołaniach do współczesnej filozofii i teorii literatury. Dla mnie „Oko cadyka” to tekst mierzący się z uniwersalnymi pytaniami, które zajmowały i zajmują do dziś humanistykę światową: Czym jest pamięć? Jak można upamiętniać/reprezentować/opowiadać o pustce, Zagładzie, niewyrażalnych katastrofach? Czym jest wobec tego – wobec takich doświadczeń – tekst naukowy? Inaczej: czy po Zagładzie możliwa jest nie tylko poezja/sztuka, ale także i nauka? Wielkie tematy, choć esej z pozoru traktuje tylko o „zwykłym” mieście na wschodzie Polski. Mieście, w którym na przełomie XVIII i XIX w. mieszkał „niezwykły” człowiek, postać historyczna – Jakub Izaak Horowic, uznany przez swoich wyznawców za cadyka, wyznawców, którzy do dziś pielgrzymują do jego grobu na starym cmentarzu żydowskim w Lublinie. Osią eseju jest poszukiwanie miejsca, w którym mógł stać jego dom.

Widok na Plac Zamkowy - kiedyś serce największej dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Fot. A.Z.

Widok na Plac Zamkowy – kiedyś serce największej dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Fot. A.Z.

U Panasa czytamy, że metafizyczna oś świata, jego centrum znajduje się nigdzie indziej jak w Lublinie przy ulicy Szerokiej 28, gdzie stała kamienica, w której zamieszkał świętobliwy cadyk, przywędrowawszy tu z pobliskiej Wieniawy: „Szeroka 28 spełniała te wszystkie kryteria, które opisuje fenomenologia religii w rozdziałach traktujących o symbolice <<środka>> i przestrzeni sakralnej. Wyjątkowa pozycja Miejsca ma swoje źródło w tym, że mieszkał tam wyjątkowy człowiek. Ha-Hozeh mi-Lublin, Widzący z Lublina, Jasnowidz z Lublina, Świątobliwy z Lublina, rabbi Jakub Icchak, Lubliner, Lublin – po prostu”.

L.Q. Ten tekst można nazwać archeologią pamięci. Archeologiczna praca przeprowadzona w miejscu, którego nie ma – odnosi się do pustki po potwornym zniszczeniu, którego doświadczyło miasto podczas okupacji niemieckiej. Niemcy zamordowali prawie wszystkich Żydów lubelskich, zniszczyli wszystkie miejsca związane z historią, którą opowiada Panas. Potem, w latach 50-tych, ta część Lublina została całkowicie przebudowana. A Panas – i na tym polega ten ogromny wysiłek tego eseju – patrzy na ten stan dzisiejszy, ten stan nieobecności, wsłuchuje się w pustkę i wydobywa z niej całą pamięć. „Oko cadyka” osiąga to, co jest najtrudniejsze – wyjść poza ten zaklęty krąg niebytu. Esej kończy się wizją mesjańską, a to właśnie staje się w tym momencie rzeczywistością tekstu – nie zostawiać ostatniego słowa mordercom. Zbrodnia, zniszczenie – to jest nieodwracalne, strata jest potworna, ale dzięki temu esejowi historia nie kończy się pustym placem – jest opowieść o tym, co było. Panas uczy nas patrzyć, „okiem cadyka”, okiem pamięci.

A.H. Warto zaznaczyć, że „Oko cadyka” nie opowiada tylko o Lublinie. Podobny los spotkał większość miast w tej części Europy, w których liczna ludność żydowska wyginęła w trakcie II Wojny Światowej. Spójrzmy chociażby na miasta na terenie dzisiejszej Ukrainy takiej jak Stryj, Drohobycz, Bolechów. To tylko kilka przykładów…

To doświadczenie obejmujące całą Europę Środkowo-Wschodnią.

L.Q. Było bardzo ważne pokazać niemieckiemu czytelnikowi, jak wyglądają skutki Zagłady nie tylko w Polsce, ale na Ukrainie, Białorusi i Litwie. Nie chciałbym, żeby to zostało źle zrozumiane, to nie ma być „ranking” cierpienia, taka myśl byłaby absurdalna i cyniczna – ale to jednak ważne, żeby uświadomić sobie, że czegoś takiego w krajobrazie niemieckim nie było. Że w 1945 roku brakowało połowy, albo nawet 75 proc. miasteczka. I że to nie są punktualne zjawiska, że dotknęło to, na przykład, jednej miejscowości tu, a jakiejś drugiej tam, i może trzeciej sto kilometrów dalej – nie, to dotknęło całą ogromną przestrzeń, i na tej przestrzeni każdego metra kwadratowego. Niemcy, i o tym niestety na Zachodzie łatwo się zapomina, zniszczyli Europę, bo zniszczyli jej serce – Europę Środkową. Żyjemy w Europie „po” – w Europie po akcji „Reinhardt”, i to trzeba moim zdaniem zrozumieć na samym początku. Za tym idzie oczywiście cały szereg kolejnych refleksji – co to była okupacja niemiecka, dla Polski, dla Litwy, dla Ukrainy. Co oznaczała z kolei okupacja radziecka na tych terenach, które zostały zajęte po 17. września. To są strasznie skomplikowane sploty wydarzeń i następstw. O tym esej Panasa nie traktuje, zaznaczam to tylko, żeby powiedzieć, jak daleko, jak głęboko sięgają skutki tej historii, tego koszmaru XX wieku. A będąc tu, w Drohobyczu, odczuwam to w silny sposób, teksty Panasa są tu jeszcze bardziej obecne niż w Berlinie przy biurku. „Oko cadyka”, ten swoisty literacki kadisz, czyli żałobną pieśń żydowskiej dzielnicy Lublina, rozbrzmiewa tu na każdym kroku, w Drohobyczu, w Stryju, w Bolechowie.

A.H. Esej traktuje o poszukiwaniu języka, który zdołałby opowiedzieć o pustce. Jak zbudować opowieść o niej? Język, który proponuje Władysław Panas, jest wyjątkowy. Odsyła bowiem do mistyki żydowskiej, legend chasydzkich, poezji Czechowicza czy Herberta. Na marginesie: To właśnie poetyckość tekstu była nie lada wyzwaniem dla tłumacza, który na szczęście sam jest poetą. „Oko cadyka” pokazuje, że tylko różnorodny, w sensie bogaty leksykalnie i semantycznie język, łączący w sobie różne dziedziny i dyscypliny wiedzy (historię, teologię, semiotykę, filozofię, poetykę…), jest w stanie oddać złożoność i tragizm opisywanej historii oraz zbudować dla niej opowieść, która nie będzie zwykłą faktografią, lecz dramatyczną narracją. To dzięki jej dramatycznej strukturze może ona wniknąć w świadomość dzisiejszych mieszkańców miasta i wpłynąć na – ukształtować – ich kulturowe praktyki upamiętniania. Sądzę, że tekst Panasa posiada taką moc i taką siłę oddziaływania.

Na kogo lub na co oddziałuje?

A.H. Na przykład w 2010 roku polski artysta Jarosław Koziara stworzył na środku Placu Zamkowego w Lublinie unikalną instalację świetlną, która miała kształt ogromnej źrenicy oka. Zdjęcie tej instalacji umieściliśmy na okładce niemieckiego wydania Panasa. To bardzo piękna fotografia autorstwa Wojciecha Korneta – rozświetlone nocą miasto pozwala nam zobaczyć patrzące na nas oko. Również na najnowszym logo miasta, zaakceptowanym w 2015 r. przez Urząd Miejski, pojawia się motyw oka. I wreszcie litery hebrajskiego alfabetu, którymi zatytułowane są kolejne części eseju Panasa, odgrywają ważną rolę w otwartej przez Ośrodek „Brama Grodzka–Teatr NN” w 2017 r. instalacji „Nie/Pamięć Miejsca”, zlokalizowanej w miejscu pamięci Umschlagplatz, skąd w ramach akcji „Reinhardt” niemieckie władze okupacyjne deportowały lubelskich Żydów do obozu zagłady w Bełżcu. To tylko kilka pośrednich i bezpośrednich nawiązań do tekstów Panasa, które moim zdaniem świadczą o tym, jak słowo pisane zmienia kształty świata społecznego, w którym przychodzi nam żyć.

Patrzące oko to już swoista interpretacja artystyczna.

L.Q. Władysław Panas próbował zlokalizować miejsce, gdzie stał dom, w którym mieszkał Horowic. Ten dom nazywa axis mundi, a ta konstrukcja się powiela na różnych płaszczyznach eseju. Dom Widzącego, to dla Panasa „oś” Lublina, a Lublin, to „oś” kultury żydowskiej w Polsce. W ten sposób Widzący, Lublin i Polin stają się „równouprawnionymi” toposami pamięci. To ma swoją ścisłą logikę – według legendy Żydzi, którzy uciekali z Zachodu, gdzie zostali prześladowani podczas krucjat i potem jeszcze raz podczas dżumy w XIV wieku, skierowali się na wschód, ponieważ spadł im kawałek papieru z nieba, na którym było napisane: „Idźcie do Polski!” Tak zrobili, aż w końcu znaleźli się pod Lublinem w pewnym lesie, gdzie nagle zauważyli, że na korze drzew wyryte są fragmenty Talmudu. Zrozumieli, że to jest znak, że ich myśli już są w tym miejscu, i że właśnie tu mają się osiedlić. Tak powstała interpretacja nazwy Polin – hebrajskiego określenia na Polskę: „Tu zostań na noc”, Jest to bardzo wolna interpretacja, nie mającej poparcia etymologii, – ale to nie szkodzi, jest to piękna legenda, według której początki kultury żydowskiej na terenie dawnej Polski, to właśnie las pod Lublinem.

Jednak prawdziwa Jerozolima Królestwa Polskiego?

L.Q. Tak. I cała ta pamięć jest zawarta w tym eseju. Możemy chyba tylko podziękować za to, że mamy taki tekst. W imię Władysława Panasa, Brunona Schulza, cadyka Horowica, w imię całego świata, którego już nie ma. Na szczęście można opowiedzieć historię o tym, jak to wyglądało, mimo że nie można rozpalić ognia, dawno zapomniano odpowiednie modlitwy i nie wiadomo, gdzie znajduje się miejsce – jak w znanej przypowieści Martina Bubera [Samuela Józefa Agnona].

Radio Kotermak, Drohobycz, maj 2018 (podczas Międzynarodowego Festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu). Podziękowania dla Dmytro Stecki, Ołeksandra Maksimowa i Ewy Rajskiej za nadanie rozmowy w wersji polskiej i ukraińskiej w lokalnym radiu.

Agnieszka Hudzik – literaturoznawczyni i komparatystka. Ukończyła germanistykę w Warszawie, a doktorat obroniła na Freie Universität w Berlinie. Obecnie pracuje w Instytucie Slawistyki na Uniwersytecie Poczdamskim.

Lothar Quinkenstein – poeta, tłumacz, eseista. Ukończył germanistykę i etnografię. W latach 1994–2011 mieszkał w Polsce. Wykładowca na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Aleksandra Zińczuk – redaktor naczelna Kultury Enter, redaktor wydawnictw poświęconych prof. Władysławowi Panasowi („Scriptores”), opracowała pierwsze hasło o W. Panasie dla internetowego leksykonu Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.

 

Kultura Enter, 2019/01 nr 87

Widok na Plac Zamkowy - kiedyś serce największej dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Fot. A.Z.

Widok na Plac Zamkowy - kiedyś serce największej dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Fot. A.Z.