Strona główna/ESEJ. Kafka Sławka

ESEJ. Kafka Sławka

Krzysztof Siwczyk

W ostatnim czasie na rynku wydawniczym mogliśmy obserwować przybór literatury poświęconej fenomenowi Franza Kafki. Mogliśmy też czytać Kafkę z pierwszej ręki. Prozy utajone w przekładzie Łukasza Musiała dały impuls do ciekawych aktualizacji interpretacyjnych świata kafkowskiego, zwłaszcza, że rzeczywistość zadziwiająco dogania literacki model. Spośród ważnych prac egzegetycznych wskazać należy, bez mrugnięcia okiem, na gigantyczną  książkę Tadeusza Sławka Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć. Otrzymujemy szkatułkowo zbudowany esej, w którym Sławek rozkłada na czynniki pierwsze krótką przypowieść Kafki Lekarz wiejski. W sobie tylko znany sposób Sławek uczynił z Lekarza wiejskiego soczewkę, w której skupia się całość doświadczenia kultury Zachodu, od Odysei począwszy, na Giorgio Agambenie kończąc. Spektrum uruchamianych przez Sławka kontekstów powoduje czytelniczy zawrót głowy, stabilizowany w formule „przestrzeni bez rozstrzygnięć”, która powraca niczym złowieszczy refren tej wybitnej eseistyki. Kim jest lekarz, kim chory? Czego figurą jest Parobek, „szalejący” z Różą  w opuszczonym przez lekarza domu? Czym jest rana wielkości talerzyka w boku chorego? Ot, pierwsze z brzegu pytania, na które Sławek odpowiada szerokopasmową dygresją, trzymając się jednocześnie blisko tekstu Kafki, by natychmiastowo zaproponować kilka olśniewających sugestii. Profesor Sławek najpewniej żachnąłby się na określanie go mianem „człowieka instytucji”. Instytucja – jedna z ważniejszych, represyjnych metafor Kafki – pod piórem Sławka zyskuje fenomenalną nośność. I nie o zdekomponowane przez paru lokalnych watażków prawo tu tylko chodzi, a o radykalnie odhumanizowaną maszynę biurokracji produkującą urządzenia egzekucji. Ciało rozumiane jako jątrzona przez robaki, otchłanna rana przepoczwarza życie w jego witalny rozkład. Ten, kto choruje, okazuje się „porażony światłem” życia. Sojusz chorego i lekarza zostaje raz na zawsze zerwany. Nikt tu nikomu i w niczym nie może pomóc. Z życia nie ma wyjścia i ucieczki. Nie ma dokąd ani po co uciekać. Istnieje tylko przestrzeń bez rozstrzygnięcia, która jest właśnie rozstrzygnięciem dylematów klasycznej metafizyki Zachodu. W „chorowaniu na sens” rozstrzygający o nieusuwalnej wartości życia nie są ważne symptomy choroby, tylko ona sama. Kafka pozwala nam „zobaczyć” chorobę niejako z zewnątrz. Stajemy się obserwatorami własnego umierania, a Tadeusz Sławek prowadzi proces odzyskiwania suwerenności w spotkaniu ze śmiercią. Aktem suwerennym wydaje się wymówienie wiary w ocalającą moc lekarza. Nie pytamy już: „Czy mnie ocalisz?” Lekarz – ta wielka oświeceniowa figura i symbol racjonalnie zorganizowanego świata wiedzy – jak pamiętamy, zostaje odprawiony z izby chorego nago, w śnieżną i mroczną noc. Lekarz jest nagi, nie potrafi wrócić do domu, w którym rozgościł się już destrukcyjny Parobek. Konia z rzędem temu – a konie to jedna z istotnych metafor Kafki – kto ostatecznie zidentyfikuje tą postać. Czy to nie swojsko wyglądający, popędliwy aspekt każdego, indywidualnego życia, dążącego do nieustającego podboju i gwałtu na tabuizowanej organizacji porządku społecznego? Cudownym efektem lektury eseju Sławka jest otwarcie wewnętrznej przestrzeni dla pytań, które dzisiejsza kultura relokowała na obrzeża doświadczenia życia. Żyjemy wszak w epoce całkowitych rozstrzygnięć. Żerują na tym stanie kultury globalni i lokalni demagodzy, oferujący ludziom ideologiczne placebo, które nikogo nie może uleczyć. Owszem, doraźne uśmierzacze bólu istnienia z pewnością wydają się na rynku idei pokupne. Wystarczy spojrzeć na wciąż sporą, choć malejącą, frekwencję w kościołach i całkiem długie zapisy do gabinetów psychoterapeutycznych. O ile gabinety są okazją do autoanalizy, o tyle instytucjonalnie zorganizowana religia wydaje się tej autoanalizy zaprzeczeniem. Kafka pisał swoje dzieła u schyłku kultury mieszczańskiej, która detonowała w światowym konflikcie „wielkiej wojny”. Świat wysadzony z siodła racjonalności wpadł w bezformie przemocy. Parobek w człowieku wziął górę nad lekarzem. Z tego stanu rzeczy wiek dwudziesty już się nie podniósł. Sto lat po Kafce – na horyzoncie myśli – nie widać przekonujących ofert naprawczych. Jak bez złudzeń pisze Tadeusz Sławek: „dla władzy niezwykle istotny jest spektakl, a egzekucja jest jego centralnym punktem”. Odnoszę wrażenie, że błędem byłoby identyfikowanie tej władzy z określonym klimatem politycznym epoki. Sprawa wygląda znacznie poważniej. Chodzi o brak wizji jakiejkolwiek przyszłości. Puentuje ten stan rzeczy Tadeusz Sławek tak: „Prawda, że chodzi o ofiarę, ale ofiarę jakby zatrzymaną, niespełnioną, choć na swój sposób rozpoczętą, lecz nierozstrzygniętą, zastygłą w „sytuacji progowej”. Chory chce „wydrapać oczy” lekarzowi, ale tego nie czyni.(…) Oto wniosek Kafki: świat jest światem niedopełnionego, powstrzymanego działania, w którym niemożliwe są już ofiara i uleczenie, a morderstwo (jak w ostatniej scenie Procesu) przybiera pozory sądowej procedury o niewiadomym charakterze i przebiegu. Świat to przestrzeń bez rozstrzygnięć logicznych i systemowych, zaś te, z którymi mamy do czynienia, robią wrażenie całkowicie przygodnych.(…) Lekarza wiejskiego można czytać jako opowieść o załamaniu się tej wizji przyszłości; pewność wynikająca z poznania niezmiennych praw rządzących naturą (…) ustępuje miejsca zadziwieniu na widok magicznej sztuki będącej efektem działania nieznanych sił.”

Każdy kolejny wyimek z książki Tadeusza Sławka stawia świat na ostrzu noża. W niemal każdym gra się o wysoką stawkę nie tyle interpretacyjnej ekwilibrystyki, ile o dyskretne rzutowanie tekstu Kafki w świat nam boleśnie współczesny. Sam Tadeusz Sławek – człowiek wielu zatrudnień, również tych politycznych i instytucjonalnych –  zdaje się być wyraźnie wpisany w los owego kafkowskiego lekarza. Jeszcze nie tak dawno na Śląsku głośno było o niejakim radnym Kałuży, który dokonując jednoosobowej rejterady z jednego obozu politycznego do drugiego, przechylił szalę arytmetycznego zwycięstwa w strukturach Sejmiku Śląskiego na korzyść PIS-u. Na pierwszej sesji tegoż sejmiku honory marszałka seniora pełnił właśnie Tadeusz Sławek. Był to jednodniowy, piękny obraz polityki, zawiadywanej, przynajmniej symbolicznie, przez człowieka, na którego intelektualny status i bezdyskusyjny autorytet powołuje się już chyba trzecie pokolenie studentów Uniwersytetu Śląskiego. Tymczasem „parobek-Kałuża” zwyciężył „lekarza-Sławka”. I chyba do dzisiaj ten niby oczywisty fakt, pozostaje na Śląsku silną zadrą. Skądinąd najbardziej wytrwali buntownicy, nadal wnoszą na sesje sejmiku transparent przypominający Kałuży co faktycznie sobą reprezentuje. Od momentu przejścia na profesorską emeryturę, Tadeusz Sławek zdecydowanie przyspieszył z działalnością obywatelską i wydawniczą. W ostatnich trzech latach opublikował trzy, fenomenalne książki eseistyczne. Nie bez reszty. O potrzebie niekompletności (2018) – hołd dla Montaigne’a, ale też przenikliwą analizę politycznej natury człowieka. Pisze w niej Sławek: To „reszcie” indywiduum zawdzięcza  „ekstazę” uczestnictwa w ponadindywidualnym bycie ponad zwykłymi mechanistycznymi relacjami właściwymi społeczeństwu. Aby mądrze cofnąć się w siebie, trzeba umieć się rządzić.  Wzmiankowane cofnięcie się w siebie to właśnie książka Kafka Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć. A ponowne wyjście z siebie ku horyzontom biosfery i ku, eksterminowanemu coraz bardziej, światu zwierząt to tegoroczny esej Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie. W każdej z tych książek jest „cały Sławek” – czyli sfragmentaryzowany dyskurs bez cienia ideologicznego zacietrzewienia, za to pełen „światłocieni” współczesnej polszczyzny, gdzie wygrywa się nowe znaczenia w gramatycznej inwencji i pasji do budowania neologizmu. Swój niepodrabialny styl Tadeusz Sławek zawdzięcza również doświadczeniu przekładu. Spośród wielu autorów, których tłumaczył, najpewniej William Blake pozostaje dla niego i całego pokolenie niegdysiejszych hippisów, lekturą formacyjną. W krótkim komentarzu do Wyspy na Księżycu Blake’a w jego przekładzie sformułowałem taką intuicję: „Na okoliczność gnostyckich elementów myśli Blake’a, Tadeusz Sławek ukuł trafne określenie świata „zbytniego”. Tak właśnie zwykle się jawi w swoich nadmiarowych fenomenach, dla których poznawcze możliwości człowieka, wyrażane w oświeceniowej miarce wag, centyli i  wszelkich pojęć racjonalnego umysłu, zdają się zaiste instrumentarium tyleż uśmierzającym, co wzmagającym lęk przed tego „zbytku” pustką i „fałszem.” Dziś dodałbym tylko, że lektura książek Tadeusza Sławka ten lęk potrafi przysposobić do naszej, jakże niedoskonałej, ludzkiej miary.

Krzysztof Siwczyk

Literatura:
Tadeusz Sławek Nie bez reszty. O potrzebie niekompletności. Instytut Mikołowski, Mikołów 2018.
Tadeusz Sławek Kafka. Życie w przestrzeni bez rozstrzygnięć. Instytut Mikołowski, Mikołów 2019.
Tadeusz Sławek Śladem zwierząt. O dochodzeniu do siebie. Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2020.
William Blake Wyspa na Księżycu. Przełożył Tadeusz Sławek. Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2020.

Krzysztof Siwczyk – ur. 1977 r. Autor piętnastu tomów wierszy, książek krytyczno-literackich, eseistycznych i prozatorskich. Pracownik Instytutu Mikołowskiego, recenzent literacki, felietonista „Polityki”, Dyrektor Artystyczny Festiwalu Miłosza. Zagrał również główne role w dwóch filmach fabularnych: Wojaczek (reż. Lech Majewski, 1999) oraz Wydalony (reż. Adam Sikora, 2010). Mieszka w Gliwicach.

 

Kultura Enter
2020/03 nr 95–96
Pomnik Franza Kafki w Pradze, fot. Hadeer MJ, Unplash.

Pomnik Franza Kafki w Pradze, fot. Hadeer MJ, Unplash.

Od lewej: prof. Tadeusz Sławek, Krzysztof Siwczyk, Maciej Melecki. Zdjęcie z archiwum prywatnego Autora.

Od lewej: prof. Tadeusz Sławek, Krzysztof Siwczyk, Maciej Melecki. Zdjęcie z archiwum prywatnego Autora.