TEATR DOKUMENTU. Opowieści o wojnie
Magdalena Jankowska
A ona trwa
Omówienie premierowego lipcowego czytania performatywnego spektaklu Granice wojny reż. Oleny Jurkiewicz (Drohobycz-Truskawiec).
To już drugi festiwal „Wschód Kultury” tak boleśnie naznaczony wojną na Ukrainie. Lutowa inwazja Putina urealniła ją w powszechnej świadomości, bo dotąd wiedza, że ona trwa już od kilku lat, bardzo słabo docierała z Donbasu i okupowanego Krymu. Teraz pierwszy szok 2022 roku, ciężar następnych dni w zaatakowanym kraju lub na obczyźnie domaga się przepracowania. Dla Oleny Jurkiewicz sferą zapośredniczającą ten proces stała się sztuka. Aktywistka społeczna z Truskawca, równocześnie aktorka Teatru „Alter” w Drohobyczu przebywająca w Lublinie na stypendium „Gaude Polonia” odniosła się do tych doświadczeń. Pod opieką artystyczną Aleksandry Zińczuk – redaktorki prowadzącej w Warsztatach Kultury wydawnictwo, a ponadto poetki i dokumentalistki, która wraz ze stypendystką zgromadziła materiał, który stał się kanwą scenariusza teatralnego. Na zasób skompletowanej przez nią historii mówionej składają się głosy mieszkańców Lublina, a tkanka społeczna przygranicznego miasta w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy bardzo się zróżnicowała, gdyż przybyło wielu uchodźców. Polacy opowiadają, jak zareagowali na rozpoczęcie „akcji specjalnej”. O spontanicznych gestach solidarności, samoorganizacji, uciekinierach przyjmowanych pod swój dach i rodzących się więziach osobistych. Wypowiadają się też Ukrainki, które uciekły tu – najczęściej z dziećmi oraz starymi członkami rodzin i ci, którzy do Lublina trafili dużo wcześniej z pobudek ekonomicznych i są już dobrze urządzeni. Wśród tej wspólnoty nie brak studentów od lat edukujących się na naszych uczelniach. Pośrednio, drogą cytowanej korespondencji, zabierają głos mężczyźni pozostający w kraju, żeby walczyć z Rosjanami. Przeżywają swoją traumę. Są nam wdzięczni. Starają się wpasować w rzeczywistość gospodarzy i u nas zadomowić .
Jednak bywa, że zmęczenie sytuacją, odczuwane przez obie strony zaczyna niszczyć pierwotną sympatię i wyzwalać uprzedzenia – w dużej mierze dziedziczone. Bolesne zaszłości ze wspólnej historii wyzwalają resentymenty kładące się cieniem na dzisiejsza koegzystencję. Dochodzą jeszcze obawy związane z zakończeniem wojny. Tak Ukraińcy, jak i Polacy dywagują, kiedy i na jakich zasadach się to stanie? Czym może być wygrana, a co w razie, gdyby Rosjanie odnieśli zwycięstwo? Skale w tych dywagacjach mieszają się – perspektywę globalną uzupełnia prywatna wizja jednostkowej przyszłości. W zapisach Oleny Jurkiewicz wszystkie te codziennie przeżywane obawy i nadzieje składają się na świadectwo trudnych czasów.
Zwieńczenie projektu miało postać performatywnego czytania sztuki Granice wojny. Wybrana przez rezydentkę forma prezentacji sprzyja daleko idącej oszczędności inscenizacyjnej, co szczególnie ważne przy ograniczonym czasie i skromnych środkach. Sprzyja temu także konwencja w nurcie teatru dokumentalnego, który kładzie nacisk na „cudze słowo” . Toteż zamknięte w kodzie werbalnym treści non fiction wystarczyło wzbogacić niewieloma zabiegami. A więc na scenie, wśród porozrzucanych kartek białego papieru są tylko cztery krzesła ustawione w szachownicę i jeden statyw z mikrofonem. Panuje półmrok. Jeszcze głębsza ciemność skrywa elektroniczną aparatura, z której Paweł Passini wydobywa przejmujące dźwięki. (Udział w spektaklach jako wykonawca własnych kompozycji artysta uczynił swoim znakiem firmowym). Tu układami akustycznymi zbudował napięcie przygotowujące do odbioru, a z chwilą pojawienia się wykonawców, zaczął im czujnie towarzyszyć, reagując na to co czytają. W roli lektorek wystąpiły trzy mieszkające w Lublinie studentki z Ukrainy: Anastasiia Khmel, Vladyslava Zamai i Diana Popyk oraz nasz rodak Karol Mazurek. Dwie z nich miały teksty w ojczystym języku, a jedna po polsku. Słychać było artykulacyjne niedostatki w posługiwaniu się nabytą mową, ale to właśnie znakomicie „zagrało”, uwypuklając fakt, że wśród wszystkich przeszkód do pokonania w miejscu azylanckiego pobytu pierwszą jest bariera komunikacyjna. Dopiero pokonywana daje szansę wrośnięcia w nową społeczność.
Tak zróżnicowani językowo wykonawcy zapoznają nas z kilkunastoma historiami. W każdej wypowiedzi kryje się indywidualna prawda. Relacje z pola walki przeplatają się z doniesieniami o psie i chomiku, które trzeba wyżywić, choćby to teraz od człowieka wymagało ogromnych wyrzeczeń. To, co się czuło podczas pierwszego bombardowania, jak wygląda życie w schronie, że dźwięk syren alarmowych z czasem powszednieje przeplata się z relacjami ludzi po naszej stronie. Dominują sprawozdania z charytatywnej działalności* – tych dyżurów na dworcach, robienia kanapek i zbiórce odzieży Pojawiają się też wątki bardziej osobiste, a wręcz intymne. Ktoś „wkręcił” się w jeżdżenie po uchodźców na granicę tak, że nim się spostrzegł, już go nie było w życiu własnej rodziny. Inne znów małżeństwo związało się z dzieckiem przyjętych pod swój dach uchodźców tak mocno, że rozstanie z nim, kiedy rodzice postanowili zmienić kraj emigracji, sprowadził na nich ból i tęsknotę. Teraz czekają na zdjęcia zza oceanu i mają nadzieję na podtrzymanie kontaktu.
Zawartość mentalna tych tekstów często się wręcz unieważnia nawzajem, gdyż zademonstrowane poglądy nie przynależą do żadnej „bańki” . Przeżycia nie ilustrują wybranego poziomu wrażliwości. Stylistyczny kształt wypowiedzi nie musiał sprostać żadnym normom, bo nie było, jak w ankiecie, jednoznacznie zadanego pytania. To była udana próba wysłuchania ludzi, którzy mieli pozostać sobą, dopiero suma różnych oblicz człowieka złożyła się na odpowiadającą prawdzie różnorodność. Zatem zwierzenia mieszają się z obyczajowymi spostrzeżeniami, a opisy odruchów serca ze świadectwami chłodnej kalkulacji. Wszystkie razem ilustrują czas nieustających dylematów i wzajemnego testowania.
Co jakiś czas cała czwórka wstaje z krzeseł i okrąża scenę pełnym energii krokiem. W ich postawie jest bunt i determinacja. Światło latarek rozrywa ciemność ognistymi smugami. Ten efekt bardzo ożywia dramaturgię całości i początkowo publiczność poddaje się atmosferze zagrożenia i patosu. Po pewnym jednak czasie, sądząc z reakcji publiczności, mechaniczna repetycja „chwytu” traci swoją siłę. W ogóle należałoby pomyśleć nad skróceniem prezentacji, bo skupienie odbiorców nie wytrzymuje tej długości. Listę niedociągnięć może uzupełnić i o to, że jedni aktorzy czytali teksty, a inni próbowali grać, co ciążyło nad sensem komunikatów. Trudno jednak wytykać braki warsztatowe amatorom, którzy zostali zaangażowani ad hoc. Mimo to moc pozaartystycznych świadectw nie zniknęła. Koniec wojny dał panoramę sąsiednich narodów, które na różny sposób zostały dotknięte rosyjską agresją. Ta zaś uzmysławia ogrom ludzkich cierpień, mających zawsze w przeciwwadze demonstrowaną chęć sprzeciwu. Taki gest pokazuje projekcja video obejmująca prezentacje klamrą. Prezentację otwiera zapis wiecu poparcia dla Ukrainy na Placu Litewskim w Lublinie z pierwszych dni agresji, a całość zamykają sceny bombardowania miasta na Ukrainie. Widywane na co dzień obrazy – tym razem bez medialnego komentarza, a w zestawieniu ze słowami zwykłych obywateli zyskały nowy potencjał wyrazu.
Podczas premierowego czytania pośród publiczności nie brakowało tych, którzy podzielili się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Do nich należą osoby zaangażowane w pomoc, m.in.: Nastia Kiznerska, Piotr Łucja, Arkadiusz Kaźmierak, Wiktoria Herun, Jaryna Posuniak, Filip Jastrzębski czy Ewa Hadrian. Z wyraźnym wzruszeniem odebrali to przedstawienie, co potwierdziły nie tylko brawa, lecz także rozmowy o wydarzeniu artystycznym i o życiu, którego trudy i radości spektakl dobrze spotęgował.
Magdalena Jankowska
Fot. Zmicer Waynowski i RED.
*O działalności m.in. Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy Ukrainie.
Kultura Enter 2023/24
nr 107-108