Strona główna/ROZMOWA. Jezus umarł w Polsce

ROZMOWA. Jezus umarł w Polsce

Książka Jezus umarł w Polsce składa się z rozmów z aktywistami pomagającymi na granicy polsko-białoruskiej dwa lata temu, choć właściwie po dzisiejszy dzień ta pomoc funkcjonuje i wciąż o nią apelujemy. Wśród nich znalazły się różne osoby o różnych historiach. To jedna z książek, która przed filmem Agnieszki Holland opowiedziała o sytuacji ze strefy zamkniętej na wiele miesięcy dla mediów. Książka ta ma szansę na zmianę perspektywy widzenia spraw związanych z sytuacją uchodźców, a cieszy się dużym zainteresowaniem, o czym świadczą wyprzedane trzy dodruki.

Mikołaj Grynberg: Co myślisz?

Joanna Pawluśkiewicz: Od początku kryzysu uchodźczego wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. To jest wręcz nieprawdopodobne, okazało się, że życie ludzkie jest powyżej całej przyrody. Zniknęło myślenie, że my to też przyroda, że bez niej nas nie będzie. Okazało się, że nie mamy empatii dla własnego ekosystemu. Wszystko, co jest związane z ratowaniem życia ludzkiego, ma pierwszeństwo, a wszystko, co wywalczyliśmy od 2017 roku w Puszczy, znika. Dla mnie tragedia uchodźcza nakłada się na tragedię przyrodniczą. Zarzuciliśmy las pustymi butelkami po wodzie, powerbankami i innymi elektrośmieciami. Puszcza jest rozjeżdżona przez wielkie samochody, najczęściej nie tych, którzy ratują życie.

Umiesz to wytłumaczyć innym osobom, które pomagają w lesie?
Na początku kryzysu mieliśmy spotkanie, na którym powiedziałam, że trzeba pamiętać o Puszczy, o przyrodzie. Ktoś wstał i powiedział, że to nie czas na tę rozmowę, że to nie jest teraz case. Schowałam się do swojej mysiej nory, ale nie przestaję myśleć: „jak to nie czas?”. Przecież Puszcza Białowieska jest naszym największym skarbem (…)

Mam dla ciebie historię, która dobrze ilustruje to, co czuję. W listopadzie 2021 myśleliśmy, że już gorzej nie może być. Zaczynała się zima, a w lesie było z dnia na dzień coraz więcej osób w potrzebie. Totalnie nie ogarniałam tego, że nagle staliśmy się odpowiedzialni za ludzkie życie. A przecież nie mamy żadnych kompetencji, gdzie są duże NGO-sy, gdzie są ludzie, którzy się na tym znają. I na to wszystko rząd informuje, że będą budować mur. W Puszczy Białowieskiej, za którą byliśmy gotowi oddać dużo, a na pewno część z nas oddała zdrowie!

W Starym Masiewie było wielkie mrowisko, gigant stojący tam od lat. Zawsze tam było. I nagle przyjeżdża ciężarówka z materiałami budowlanymi i je rozwala. W ekosystemie każdy element jest ważny, ale żeby to jakoś po laicku wytłumaczyć, to tak, jakby ktoś, kurwa, rozjechał Morskie Oko, rozumiesz? Napisaliśmy tweeta, że sprzęt Budimexu rozjechał to mrowisko. To wywołało hardkorową falę wzmożenia nienawiści. Taką w stylu: popierdoliło was? Wielkie mocarstwa wywołują wojny, ludzie idą przez granicę, a wy się martwicie o mrowisko? Że nam kompletnie odjebało, że straciliśmy kontakt z rzeczywistością.

Co myślałaś, jak czytałaś te komentarze?
No tak, oni mają rację, odkleiliśmy się od rzeczywistości. Ale potem pomyślałam, że przecież pięć lat wcześniej TSUE wydał wyrok, który mówi, że w Puszczy nie można ruszyć gałązki, że wszystko jest pod ochroną, że to jest nasz „zabytek”. Nie umiałam się w tym odnaleźć. Ten kryzys nabrał potwornej warstwowości, zupełnie jak ciasto Marcinek.

Bardzo podlaskie porównanie.
Tak, bo to jest podlaskie ciasto, które składa się z wielu, wielu warstw. Ciasto, śmietana, ciasto, śmietana… Tyle samo warstw jest w tym kryzysie humanitarnym i przyrodniczym. I nie cenzuruj mnie, poproszę, ale uważam, że tym pierdolonym murem zniszczyliśmy jeden z najważniejszych obiektów przyrodniczych na świecie. Wiesz, że Puszcza została wpisana na listę UNESCO w tym samym roku co wyspy Galapagos? Wyobrażasz sobie takiego newsa idącego w świat? „Dzień dobry państwu, właśnie zbudowaliśmy tam mur, którym niszczymy dziedzictwo przyrodnicze i naukowe”. Cały świat by oszalał, a u nas UE, która w 2018 była taka dumna, że obroniła Puszczę, powiedziała: pfff, no i co z tego. I teraz słuchaj, wjeżdża kolejna warstwa marcinka. To, co Puszcza ma najcenniejszego, zyskuje nowy wymiar. Pomyśl, że idziesz z Syrii albo z Erytrei i lądujesz tu w trakcie rykowiska jeleni. Idziesz przez kompletną dżunglę, słyszysz ryki jakichś zwierząt, które są ci kompletnie nieznane. Nie wiesz, czy to są jakieś demony, czy lwy.

Słyszałaś takie opowieści od uchodźców?
Tak. Kiedyś dwóch chłopaków przechodziło przez rezerwat, dali nam znać, gdzie są. Ustaliliśmy, że będą dalej szli na zachód. Po dwóch godzinach piszą, że już są. Niemożliwe, żeby ten odcinek przejść w ciągu dwóch godzin. Gadam z nimi i okazuje się, że goniły ich dzikie zwierzęta, które wyglądały jak bizony. I to jest moment styku tej najdzikszej przyrody z dramatem osób. I jeszcze jeden komentarz: w głębi duszy zazdrościłam im, że byli w miejscu, w którym nigdy nie byłam, bo to jest ścisły rezerwat, zakaz wstępu i tak dalej.

Wiesz, co będzie, jak to opublikujemy w książce?
Powiedzą, że zwariowałam.

Powiedzą, że aktywiści są…
Jebnięci. Proszę bardzo, mogę mieć taką metkę. (…) Możesz przed innymi udawać, że nie, ale nie ma odwrotu, masz i już. Nie mogę odrzucić perspektywy przyrodniczej. Demonstracje przeciw murowi odbywały się w całej Polsce. (…)

Co dały te akcje?
Nic. Ale to nie znaczy, że ja zmieniłam zdanie na ten temat. Uważam, że trzeba o tym mówić. Trzeba krzyczeć, że to jest kryzys humanitarno-przyrodniczy. Że przez ten mur umiera populacja rysia. Nie rozróżniam wartości życia sarny od wartości życia człowieka. Żubr jest dla mnie tak samo ważny jak człowiek. Wspólnie składamy się na ekosystem. Dlaczego jest wędrówka ludów, dlaczego jest ten kryzys? Odrzućmy to całe polityczne pieprzenie o Łukaszence, tam, gdzie go nie ma, też idą. Jest kryzys klimatyczny i będą szli, bo nie ma wody, bo nie ma jedzenia, bo wojny są z tych właśnie powodów. I to wszystko jest bardzo połączone. (…)

Czego się ostatnio nauczyłaś?
Do Puszczy zaczęłam przyjeżdżać w 2016 roku. Czułam, że to jest miejsce dla mnie. Chciałam tu w spokoju pisać scenariusze i książki, tymczasem z roku na rok pogrążam się w aktywizmie. A od Obozu dla Puszczy zaczęłam się już bardzo radykalizować. Przestałam się bać służb. Na pewno nas podsłuchują, o boże, boże, mam u nich kartotekę! No i co z tego? Zatrzymują mnie. No i co z tego. (…)

Walka w obronie przyrody nigdy nie doprowadziła mnie do zapaści psychicznej. Ale pomoc uchodźcom tak. Spowodowała, że znalazłam się w głębokim kryzysie psychicznym. Któregoś dnia wróciłam z Podlasia do Warszawy i poszłam z psem na spacer. I wtedy zaczęło mnie dojeżdżać poczucie, że ja tu sobie z pieskiem chodzę, a tam znajomi zasuwają z plecakami do lasu ratować życie. Usłyszałam helikopter, który przelatywał nad miastem. I na tym podwórku, zupełnie znienacka, dostałam ataku paniki. Wydawało mi się, że zaraz zacznie się bombardowanie, że facet, który przechodził obok, zaraz wyjmie nóż i mnie nim zadźga. Zaczęłam biegać, pies mi uciekł, makabra. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jest ze mną bardzo źle, że nie wyrabiam. Zadzwoniłam do koordynatorki z Grupy Granica i ona w piętnaście minut połączyła mnie z psychiatrką. To była wspaniała osoba, która nie zajęła się moją psychoterapią wszystkiego, tylko skupiła się na doraźnej interwencji. Więc jak pytasz, czego się ostatnio nauczyłam, to tego, że mam PTSD i czym ten syndrom jest. Zrozumiałam też, o co chodzi w tym, co mówią w samolotach, że najpierw sobie trzeba tę maskę założyć, a dopiero potem dziecku. I, paradoksalnie, dało mi to po raz kolejny przekonanie, że z tą Puszczą to bardzo dobrze wybrałam.

(…)

A co tu jest najtrudniejsze?
Ludzie, którzy tu działają na stałe, nie ci, którzy po dwóch tygodniach wracają się zregenerować do Warszawy, wpadają w groźny trip. Takie poczucie, że tylko ja wiem, jak pomagać ludziom. Że ci ze wsi obok gówno wiedzą, że są głupsi, bo tylko ja wiem, jak to dobrze robić. Jak dostajesz tak wielką porcję wdzięczności od tych, których uratowałeś, to łatwo pomyśleć, że się jest bogiem. To jest bardzo groźne. Jeśli codziennie słyszysz: „You’re my angel”, spróbuj nie zwariować. To prowadzi do poczucia wyższości i jest uzależniające. I daje niespotykane w innych dziedzinach życia poczucie sensu. Natychmiastowa gratyfikacja codziennie i bez przerwy. Co ci w życiu zapewni taki stan? Ocaliłeś dziecko, starszego pana z Jemenu, kobietę w ciąży, piętnaście osób z Iraku.

Ciekawe, co się stanie z pomagaczami, gdy z lasu znikną potrzebujący.
Gdy czuliśmy, że walka o Puszczę zaczyna przynosić efekty, że wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku, padło pytanie: „Co będziemy robić, jak odjadą harvestery?”. Wiesz, takie pytanie na fali totalnego heroizmu.

I jaka była odpowiedź?
Świetna i mądra, bo wiedzieliśmy, że zza rogu wychyliło się kombatanctwo i myśl, że nie chcę za dwadzieścia lat być jak działacze „Solidarności”, którzy do końca życia będą opowiadać, jak obalali komunizm. Nienawidzę kombatanctwa. Trzeba cały czas iść do przodu, a nie tarzać się we własnym bohaterstwie.

Tego nie chcesz, ale co będzie?
Mam nadzieję, że takie wspólne doświadczenia są wspaniałą podwaliną pod społeczeństwo obywatelskie. (…)
Ja mam syndrom Puszczy, ale nie żądam, aby wszyscy go mieli.

Dostałaś od Puszczy coś poza PTSD?
Zrozumienie świata i przyrody. Wspaniałych przyjaciół i przyjaciółki. Siatkę społeczną, jakiej do tej pory nie znałam. Po prostu żyjemy sobie w mikoryzie – to współżycie korzeni z grzybami – która się nieustannie rozprzestrzenia. Społeczeństwo obywatelskie, które urodziło się na Podlasiu w Puszczy Białowieskiej, w dużym stopniu zawdzięcza to strasznym decyzjom kolejnych ministrów. Więc w sumie trochę warto za to podziękować – stworzyli coś pięknego.

Redakcja składa podziękowania Autorowi oraz Wydawcy za możliwość publikacji fragmentu książki Jezus umarł w Polsce, Warszawa 2023, wyd. AGORA.

 

Kultura Enter 2023/24
nr 107-108

Mikołaj Grynberg, fot. Zmicer Waynowski, 2023.